Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2019, 04:28   #45
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 12 - Noc w muzeum

2054.09.10 - wieczór; czwartek; ciepło; pochmurnie; Sioux Falls, muzeum miejskie



Kołowrót miejsc, twarzy, emocji przewalił się przez kilka ostatnich godzin czwartkowego dnia. Starsza sierżant saperów zostawiła za plecami milczącą toaletę i jeszcze raz wróciła do 3-ki. - I co? Dalej się łamie nie? No mówiłem. - “Rambo” przywitał ją zdecydowanie bardziej przyjaźnie. Teraz miała wrażenie, że zdaje sobie sprawę w jakim stanie jest Daniel i po prostu usiłuje jakoś wziąć to z humorem. Ale obiecał, że będzie miał oko na kaprala Dakota Rangers.

Okularnica za to wydawała się być w stanie jakiegoś nieżycia gdy spotkały się ponownie na korytarzu. - No nareszcie! - wychrypiała z wyraźną ulgą jakby wreszcie doczekała się końca wyroku. Nawet ją to ucieszyło bo się uśmiechnęła z ulgą i satysfakcją. Ale chyba domyśliła się co zaszło między Księżniczką a kłopotliwym pacjentem. Na pocieszenie pocałowała ją w usta zanim ruszyły ze szpitalnego parkingu. - A ty umiesz prowadzić Księżniczko? - zapytała wyjeżdżając na ulicę. Po drodze dopytywała się jak jej zszedł dzień. Samochodem do domu wcale nie było tak daleko, może kwadrans ale pewnie mniej.

Okularnica mimo zmęczenia zbystrzała gdy w domu powitała ich pustka i cisza. Przyśpieszyła kroku i szybko zlustrowała wszystkie pomieszczenia szukając blondyny. Na szczęście Amelia miała na tyle przytomności w głowie, że zostawiła im kartkę.


Cytat:
Pojechałam z Jack’iem do domu. Jak się uda to potem lody. Amy ;*



- No ciekawe jak im to wyjdzie. - pielęgniarka uśmiechnęła się z wyraźną ulgą i sympatią odkładając z powrotem kartkę na stół. - Ale teraz Księżniczko idę się zdrzemnąć. Jak się nie obudzę sama to obudź mnie o 19-tej. - pokazała na działający zegar wedle którego miały do tej 19-tej trochę ponad dwie godziny. Potem podeszła do Lami i pocałowała ją szybko i krótko w usta. - No wreszcie same. Ale wybacz, stara Betty do żadnych zabaw się teraz nie nadaje. Aż nie mogę uwierzyć! Mam cię od weekendu i jeszcze ani razu nie zdołałam cię wykorzystać! - powiedziała tak zżymając się pół żartem a pół serio. I powędrowała do swojej sypialni nie tracąc czasu na nic innego. A Lamia dostała w spadku całą resztę pustego mieszkania.

Ale długo nie była sama. Najpierw był chrobot klucza w drzwiach a potem wróciła blondi ze swoim nowym kolegą. Ten znów się trochę stropił widząc kogoś jeszcze ale chyba i tak nieporównywalnie mniej niż wczoraj. Amy zaś już zdążyła oswoić się na tyle, że zachowywała się swobodnie i względem niego i mieszkania. Pomogła Jack’owi otwierając drzwi i na chwilę oboje zniknęli w jej sypialni. Szybko pobiegła do kuchni gdzie zapakowała swojemu nowemu koledzę kawałek upieczonego wczoraj ciasta. I sądząc z rozmowy Jack obawiał się, że i tak się spóźni na drugą turę więc spieszył się jak cholera, nie chciał zostać ani na kawę, ciasto ani nic innego. Ale wydawało się, że rozstają się z blondyną na pogodnej stopie. Gdy Amy zamknęła za nim drzwi chwilę stała o nie oparta. A potem wydała z siebie cichy pisk radości i podbiegła do Mazzi rzucając się jej na szyję.

- Oh Lamia! To było genialne z tymi lodami! Zgodził się i pojechaliśmy tam! - zapiszczała z dzikiej radości pod wpływem impulsu całując Lamię w policzek. Ale zaraz ją puściła bo pobiegła na balkon aby pomachać mu na pożegnanie a potem wreszcie na dłużej wróciła do living roomu. Tam, na kanapie Lamia usłyszał bardzo podekscytowaną ale i chaotyczną opowieść co się działo odkąd się rozstały. Blondyna żeby się czymś zająć zrobiła obiad, przy okazji pytając czy go znalazły i jadły no i czy znalazły kartkę. Potem okazało się najlepsze czyli Jack wbrew obawom jednak przyjechał. Pojechali do niej gdzie sądząc z opisu pewnie robili to samo co wczoraj z Ramsey’em ale tym razem blondynce to chyba kojarzyło się bardziej ekscytująco. Zwłaszcza, że poprosiła Jack’a aby pojechali do lodziarni i zgodził się! No ale już się spieszył więc chociaż sam stał w kolejce i kupił im lody to już nie mieli czasu siedzieć i jedli przez drogę, w samochodzie. Ale sądząc z barwy i emocji opowiadania dla blondyny było to jak darmowy wstęp do najlepszych kasyn w Vegas. No i w dodatko jutro też zgodził się przyjechać.

Dopiero gdy blondynka się wygadała to chyba zorientowała się, że nie wypada gadać tylko o sobie więc zaczęła indagować Lamię jak jej zszedł dzień odkąd się rozstały i jak wyszło w Domu Weterana, na kogo trafiła i w ogóle czy tam wraca i czy dawno wróciła. I jak się czuje bo rano wyglądała niespecjalnie ale teraz o wiele lepiej. W każdym razie Mazzi też zyskała okazję by się wygadać czy po prostu odpocząć w świętym spokoju. Amelia nawet zaproponowała, że jak Lamia chce to też może się położyć a ona ją obudzi kiedy będzie chciała. Ale ta 19 zrobiła się strasznie szybko.

- Za stara się robię na takie imprezy. - pierwszy kontakt z Betty nie był zbyt zachęcający. Ale okularnica zaskakująco szybko się ogarnęła. Znowu dało o sobie znać jej umiejętność zorganizowania czasu i przestrzeni tak sobie jak i innym. Szybka kąpiel, szybkie przebranie się, szybka obiadokolacja, szybki makijaż i jeszcze przed 20 były gotowe do wyjścia. Amelia życzyła im udanej zabawy i obiecała być grzeczna. W zamian poprosiła o autograf Claudio.

- Oczywiście gołąbeczko. - gospodyni uśmiechnęła się ciepło i pocałowała na pożegnanie blondynkę w policzek niczym najtroskliwsza przyjaciółka, starsza siostra i dobra ciotka w jednym.


---



- Mam nadzieję, że prywatnie nie okaże się nudziarzem. Jakby co to zawijamy się bo ja mam na rano do pracy a ciebie muszę odwieźć do Domu Weterana. - Betty posłała Lamii ironiczny uśmieszek zawczasu uzgadniając plan ewakuacji. Chwilę chyba rzeczywiście martwiła się czy wytrzyma tyle siedzieć po takiej szalonej ostatniej nocy i perspektywą porannego wstawania.

- I jeszcze jedno Księżniczko. - powiedziała do pasażerki gdy przejechały pod wiaduktem głównej osi komunikacyjnej miasta ze wschód - zachód. - Zarezerwuj sobie niedzielę. Ja mam wolne. Więc w niedzielę jesteś moja. Rozumiemy się? - spojrzała przez swoje okulary niby z ironicznym uśmieszkiem ale jednak pod tą łagodną maską kryło się zdecydowanie. - Muszę cię przecież w końcu zapoznać z moim królem i całą resztą dworu. No nie może tak być, że cały tydzień się migasz i gdzieś włóczysz a dla swojej łaskawej pani to nie masz czasu. Będę zmuszona cię z tego rozliczyć w tą niedziele. Takie zachowanie nie może być tolerowane Księżniczko. - kierowca o kasztanowych włosach płynnie przeszła w ton wymagającej nauczycielki czy srogiej guwernantki wobec krnąbrnej wychowanki. Brzmiało tak na poważnie. Tylko jak już trochę się znało tą surową siostrę przełożoną tak prywatnie czy wręcz intymnie to można było doczytać ten erotyczny podtekst który ją samą też niesamowicie kręcił.

Ale jeszcze kilka zakrętów i dojechały na miejsce. A przynajmniej Betty zaparkowała przy drodze. Lamia mętnie się orientowała, że dość długo jechały jak do szpitala gdzie pracowała okularnica ale potem zamiast skręcić pojechały dalej prosto. I samochodem to niezbyt daleko. Ulica miała wygląd całkiem przyjemnie utrzymanej alei. Niewiele się tu chyba zmieniło od czasów sprzed wojny. Dalej ulicę od chodnika dzielił pas trawnika z zasadzonymi rozłożystymi drzewami jakie dawały przyjemny cień. Mimo, że to było końcówka dnia i Słońce nie dość, że już przymierzało się aby zajść to jeszcze na niebie pokazały się chmury powoli wypełniając nieboskłon to i tak było tak ciepło, że można było swobodnie chodzić ubranym na krótko i lekko.

- To chyba tu… albo tu… - Betty zatrzymała się po wyjściu z samochodu. Niepewnie wskazała na budynek po jednej stronie drogi. A potem odwróciła się i na przeciwny. Oba wyglądały na ładne i zadbane tak budynki jak i trawa i widoczne krzaki przed piętrowymi budynkami.

- Panie kogoś szukają? - w jednym z domów drzwi frontowe się otworzyły i ukazał się w nich sympatycznie uśmiechnięty komik który wybawił swoich gości z opresji.





Claudio Esteban przywitał się ze swoimi gośćmi jak na dżentelmena przystało. Poczekał aż wejdą, pozwolił im skorzystać z wieszaka jeśli miały coś do zostawienia a potem zaprosił je na salony. I to rzeczywiście salony bo na parterze dominował klimat ciemnego, starego ale zadbanego drewna, czystości ale nie sterylności a kominek w którym palił sie symboliczny ogień nadawał dodatkowego domowego klimatu. Nie było potrzeby palić bo było wystarczająco ciepło ale za to kominek razem z rozstawionymi tam i tu świecami nadawał przyjemnego ciepła. Tym bardziej było to wyczuwalne, że dzień zachodził i wewnątrz domu robiło się coraz ciemniej a więc łuna od świec i kominka wydawały się być coraz wyraźniejsze.





- To czego się moje drogie napijecie? - zapytał otwierając barek który był zaopatrzony tak jak na czołowego komika w mieście wypadało.

- Nie wiedziałam, że kabaret to taki dochodowy interes. - zauważyła z przekąsem Betty siadając wygodnie na krześle i odbierając od gospodarza swój kieliszek. Zakreśliła trzymanym szkłem wnętrze pomieszczenia. Komik powiódł za jej ruchem spojrzeniem i pokiwał głową.

- Niestety to nie jest moje. Jestem tutaj tylko kustoszem na garnuszku ratusza. - odpowiedział skromnie podając drugi kieliszek drugiemu gościowi. Usiadł z własnym i chwilę opowiadał jak to ratusz zaproponował “Hecy” ten dom jako miejsce oficjalnej siedziby i w zamian za opiekę nad tym muzeum. Bo kiedyś to było lokalne muzeum. Nadal mogło spełniać takie funkcje chociaż eksponaty przez ostatnie dekady nieco się zmieniły. No i raczej od okazji do okazji zdarzało się aby ktoś z kabareciarzy robił za przewodnika. Za to zwykle tutaj właśnie mieli próby i ćwiczyli przed występami bo było odpowiednio dużo miejsca aby pomieścić całą czwórkę, wystarczająco dyskretnie aby nikt wścibski się tu nie kręcił i nie przeszkadzał no i właśnie mieli tutaj spokój. No ale akurat dzisiejszego wieczoru niestety z całego składu była tylko jego skromna osoba.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline