|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
24-01-2019, 07:16 | #41 | |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 11 - “Olimp” i “Lesbijki” 2054.09.09 - wieczór; środa; skwar; deszcz; Sioux Falls, restauracja “Olimp” - Spójrz Księżniczko jaki ten świat mały. - Betty, w zgrabnych okularach, z zgrabnej krótkiej granatowej kiecce podkreślającej jej zgrabną sylwetkę i zgrabne ruchy, zgrabnie zatrzymała się przed ogłoszeniem zatrzymując przy okazji swoją równie zgrabną partnerkę. Były ubrane jak na zasadzie kontrastu, jedna w granat a druga w czerwień. Chociaż pod brodą towarzyszki Betty pyszniła się dumnie śliczna i zgrabna, czarna, skórzana obroża z napisem “PRINCESS”. Teraz jednak obie miały okazję podziwiać napisane kolorową kredą na tablicy ogłoszenie ze specjalnością i główną atrakcją wieczoru. Cytat:
Amelia o tej atrakcji chyba nie wiedziała gdy poleciła Lamii ten lokal. Ale ten gwóźdź wieczornego programu tego lokalu bynajmniej nie zapowiadał się jak dopust boży a raczej jak dar losu. Poza tym Amelia nie wpuściła swojej kumpeli w maliny. Gdy błękitny kombi pielęgniarki ubranej w wieczorowy strój zajechało przed lokal do drzwi pojazdu podszedł odźwierny z parasolką i należycie odeskortował parę gości pod drzwi. Tam bez wahania Betty przekazała mu kluczyki do auta pozwalając zająć mu się parkowaniem. Musiał przyjść z parasolką bo wraz ze zmierzchem przyszedł deszcz. Ale cała trójka kobiet była w tak świetnym humorze, że taki pogodowy drobiazg nie był w stanie zepsuć im humoru. We trzy zaliczyły wspólne, bardzo udane, pełne żartów i śmiechów popołudnie i końcówkę dnia. Miały tak szampański humor, że we trzy to prawie nie odczuły jak zrobiły ciasto. Pomoc Betty okazała się nieodzowna bo w tych wypiekach miała największe doświadczenie z całej trójki. Zaplanowała jakie ciasto mogą zrobić z tego co mają i jeszcze pokierowała robotą jak na prawdziwą szefową kuchni wypadało. Gdy Amy sama zgłosiła się na ochotnika, że wstawi i popilnuje blachy no i posprząta i pozmywa kuchnię aby dać swoim przyjaciółkom czas i okazję na pobycie ze sobą to te dwie nie omieszkały skorzystać. Wspólna kąpiel, wodne zabawy, wycieranie się a potem jeszcze ta przyjemność z “pindrzenia się” i robienia przed lustrem na bóstwo. Malowanie, czesanie, poprawianie, przymierzanie… Czas zszedł nie wiadomo kiedy. Ale gdy wreszcie były gotowe efekt zaskoczył nawet chyba nawet je same. - No, no Księżniczko. Aż szkoda, że musimy gdzieś iść. Najchętniej rzuciłabym się na ciebie i bezlitośnie wykorzystała na miejscu. - Betty skomentowała efekt końcowy gdy z wolna otaksowała sylwetkę gotowej do wyjścia Lamii, ubranej w czerwoną kieckę i ozdobioną skórzanym prezentem dumnie prezentującym się na jej szyi. Amelia aż tak wylewna nie była. Ale za to mimo, że werbalnie ograniczyła się do zaskoczonego “Woow!” to jej połowa twarzy i para oczy była wystarczająco plastyczna aby oddać odpowiednie uczucia. - Musisz zapytać tego Jacka co porabia wieczorami to też może będziecie mogli gdzieś wyjść. - Betty trochę z manierą starej swatki czy innej ciotki na pożegnanie speszyła blondynę powodując, że ta spąsowiała jak malina. A potem jeszcze drobna pomoc parasolek i mogły pomimo deszczu wsiąść do kombi okularnicy a następnie ruszyć przez zalane deszczem miasto. Wieczór, pomimo deszczu, był nadal ciepły i przyjemnie oświetlony ludzką cywilizacją. Sklepy, kluby, mieszkania, kamienice, domy, koksowniki, pojazdy. To wszystko świadczyło, że to miasto żyje i wiedzie w całkiem cywilizowany widok. Nawet mundurowych było jakby mniej niż w dzień. --- Betty nie prowadziła tak pewnie i śmiało jak Ramsey swoją maszynę ale chyba na tym jej nie zależało. A może bardziej oszczędzała swój samochód. Wycieraczki non stop wachlowały przednią szybę a krople deszczu monotonnie tarabaniły o dach pojazdu. Z początku Lamia zorientowała się, że jadą trochę jak na kierunek baru “41” ale jednak tylko jej się zdawało. Rozpoznawała już wiadukty i estakady głównej ulicy tego miasta która symbolicznie oddzielała północną od południowej części miasta. Przejechały na północ, tam gdzie była 41-sza ulica, miejski szpital i ratusz. Ale pojechały dalej w tą część miasta w której starsza sierżant jeszcze nie była. W końcu wjechały w wąską drogę w coś co wydawało się jakimś parkiem miejskim. Chyba bardziej zadbanym niż ten jaki przylegał do szpitala miejskiego ale po ciemku nie można było tego być pewnym. - Trochę szkoda, że już wieczór. Warto tu przyjść w pogodny dzień, naprawdę można nacieszyć oko i ducha. Kiedyś tu był klub golfowy. - kierowca wyjaśniła pasażerce drobny fragment miejsca przez jakie jechały. No i były już na miejscu gdy kombi zatrzymało się przed budynkiem klubu a jego pracownik zajął się i gośćmi i ich samochodem. --- Wewnątrz “Olimpu” naprawdę można było się poczuć jak olimpijski bóg czy heros. Dominował wysoki standard i wysoki połysk. Czyste dywany, nieskazitelne obrusy, wypolerowane sztućce i kieliszki, obsługa w podobnych uniformach będąca dyskretna a jednak z wprawą reagująca na wszystkie potrzeby gości. Goście też pomagali utrzymać wystrój elegancji z wyższej półki. Panie w wieczorowych sukniach, panowie przynajmniej w marynarkach albo chociaż ładnych koszulach ale zazwyczaj w garniturach lub galowych mundurach. Wyglądało na to, że bawi tutaj śmietanka towarzyska z całego miasta, nawet w środku tygodnia. Betty była wyraźnie zachwycona co dało się odczuć cały czas. W tym jak sobie pozwoliła studiować menu, jak dyskutowała z kelnerem o doborze potraw i słuchała go jakie wina im poleca. Po tym jakie rozpalone spojrzenia stała swojej partnerce czy po tym jak opowiadała jakieś anegdotki. - Ah, Księżniczko, konia z rzędem za faceta który potrafi tańczyć z kobietą. - westchnęła nieco nostalgicznie gdy w dalszej części sali, gdzie grała orkiestra, kilka par skorzystało z okazji i nastroju oddając się przyjemności tańca. Ale poza tym obie bawiły się świetnie. I wreszcie, gdzieś w połowie wieczoru, konferansjer zapowiedział gwóźdź dzisiejszego wieczoru czyli kabaret “Heca”! Orkiestra zrobiła odpowiednią uwerturę i na już oczyszczonej z tancerzy scenę weszła szóstka kabareciarzy. Przywitali się z widownią a widownia z nimi. Lamia i Betty miały stolik nieco w głębi sali więc nie widziały dokładnie wszystkich detali ale wystarczająco dużo by rozpoznawać wszystkich uczestników występów, ich ruchy i większość mimiki. A jak się wkrótce zaczęło to się szybko okazało, że aktorzy są zawodowcami i wystarczająco dobrze grają mową ciała i barwą głosu aby w zupełności można było odczytać treść sceny i danego numeru. Występ trwał w najlepsze. Niektóre skecze Lamia rozpoznawała z sobotniego występu ze szpitala. Ale też były i takie których nie znała ani ona ani nawet Betty. Ale nawet te które słyszało się ponownie przyjemnie znów było usłyszeć i bawić się nimi i przeżywać na nowo z aktorami, przyjaciółmi i resztą roześmianej i rozklaskanej widowni. Ale “Heca” nie odstawiała lipy i mimo, że był środek tygodnia, mimo, że nie dawali specjalnego występu czy na specjalne zamówienie to mieli dla swoich widzów i wielbicieli niespodziankę: premierowy skecz jaki zagrają dziś po raz pierwszy. Zwłaszcza tytuł skeczu przyjemnie pobudzał i zelektryzował publiczność: “Lesbijki”. - Ty patrz jak się wstrzelił. Ciekawe o czym będzie. - okularnica szepnęła do siedzącej obok partnerki wyraźnie zaintrygowana. No i się zaczęło. A właściwie Claudio zaczął bo okazało się, że to jeden z jego monologów jakie chyba były jego znakiem rozpoznawczym. W końcu został sam na scenie i światło koncentrowało się tylko na nim pozostawiając resztę widowni w dyskretnym półmroku. Ale komik się tym nie przejmował i kroczył śmiało po scenie czując się tam jak ryba w wodzie. - Tak, lesbijki. - powiedział i przybrał zadumany wyraz głosu i twarzy jakby był to jakiś tak ogromny temat, że nie wiedział od czego zacząć więc umilkł po powtórzeniu tytułu skeczu. Patrzył tak chwilę gdzieś w deski podłogi obok siebie pobudzając ciekawość publiczności czekającej o czym będzie ten skecz. Ale skoro był to nowy numer samego Claudio Estebana to warto było poczekać, żeby go wysłuchać. - No dobrze, zastanówmy się. To słowo. “Lesbijki”. Jak wam się kojarzy? - w końcu wyglądało na to, że złapał jakiś trop bo podniósł głowę i popatrzył po ledwo widocznych w półmroku twarzach. Widownia się tego nie spodziewała bo rozległa się chwila nerwowych szmerów i przyciszonych śmiechów. - No śmiało! Wyobraźcie to sobie! - Claudio machnął ręką jakby wzywał widzów do powstania i podzielenia się swoimi wyobrażeniami. Śmiechy stały się weselsze i trochę zażenowane a troche kosmate. Na to chyba czekał komik. - No właśnie! Fajnie się kojarzy nie? Tak jedna fajna foczka z drugą i robią sobie jeszcze fajniejsze rzeczy. Fajne nie? Fajnie się kojarzy prawda? - kabareciarz błyskawicznie podchwycił trop i szybko strzelał kolejnymi zdaniami i skojarzeniami. Teraz już ludzie przy stolikach śmiali się na całego. Wyglądało na całkowitą zgodność, że dwie dziewczyny które sobie nawzajem… no w każdym razie była zgodność. Okularnica była na pewno bardzo rozbawiona bo przyłączyła się do oklasków jakie teraz wybuchły ale popatrzyła na siedzącą obok Lamię jakby właśnie sobie coś wyobrażała. Takiego fajnego i jak to dziewczyna z dziewczyną… - Taaa… - Claudio popatrzył o dziwo z rozczarowaniem na te twarze przed sobą. Z taką miną jakby nadal spali i śnili w niewiedzy a on był wśród tej ciemnej masy jedynym oświeconym. Przerwał bo ten kontrast znów się spodobał publiczności i znów posłali mu śmiechy i oklaski. - Ale rozumiem was. Ja też tak do niedawna miałem. Więc rozumiem. Naprawdę rozumiem. - komik wyrozumiale pokiwał głową i gestykulował wolną dłonią w której nie trzymał mikrofonu aby dać wyraz temu swojemu zrozumieniu wobec tego masowego nie uświadomienia. - A wiecie kto mnie uświadomił w tym, że mam łuski na oczach? Że ten obrazek jak jedna fajna foczka drugiej fajnej foczce… Że to ułuda, jakieś mrzonki! Wiecie kto? One! Tak one same osobiście! Lesbijki! No i teraz chciałbym, żebyście i wy poznali jak wygląda prawda. - Claudio jakby chciał to pewnie spokojnie mógłby odgrywać jakiegoś pastora, wodza czy patriarchę bo w tym momencie mówił jak jakiś wódz do zgromadzonych tłumów gdy chce ich powiadomić, że są oszukiwani. No i wreszcie wyglądało na to, że przejdzie do meritum. Betty zerknęła w bok na siedzącą obok czarnulkę w czerwonej kiecce z zaintrygowanym wyrazem twarzy. Ale szybko komik znów przykuł jej uwagę. - A było to tak. Pewnego razu w Vegas… - trudno było powiedzieć czy komik przerwał i goście wybuchnęli salwą śmiechu i oklasków czy przerwał bo jemu właśnie przerwała ich reakcja. Ale o tym co w Vegas, na kacu w Vegas to stało się tak kanoniczne, że przetrwało nawet zagładę świata i do dziś miało się dobrze. - No tak! To co mówię zdarzyło się niedaleko Vegas. - komediant minimalnie przeczekał aż tumult się nieco uciszy i przy pomocy mikrofonu udało mu się podnieść głos na tyle aby przekrzyczeć hałas. I ten wkrótce ucichł bo ludzie byli ciekawi jego opowieści czy z Vegas czy skąd indziej. - No więc tam wiecie sprawy miałem do załatwienia. Właściwie wracałem już a tu jadę drogą a tam stoją. Dwa samochody w poprzek drogi. Nerwy napięte karabiny nabite. Myślę sobie “Claudio, bez paniki! Przecież jest powszechnie rozpoznawalną gwiazdą estrady! Przecież znasz tylu sławnych ludzi! Nie będziesz się chyba strachał przed jakimiś gangerami za pół gambla!” - komik udanie malował się jako największego cwaniaka po tej czy po tamtej stronie Mississippi. Na koniec zamarł ze złotym uśmiechem i szeroko rozchylonymi na boki ramionami jakby zamarł tak bo kogoś chciał właśni uściskać. - Taaa… - westchnął tak wymownie, że sala znowu wybuchnęła oklaskami i śmiechem. Powiedział te krótkie słowo w tak czytelny sposób, że od razu wiadomo było, że nic z jego zamiarów nie wyszło. Zwłaszcza, że powoli zmienił pozę i wsadził ręce do kieszeni i posuwał po estradzie jakiś niewidzialny kamień. Co tylko przedłużyło te owacje. - Ale nie! Bo by mi się udało! Tylko za późno się zorientowałem, że z tyłu też już dwa stoją. - na chwilę wyglądało na to, że komik “się poczuł” i chciał chociaż trochę wrócić do pozy wielkiego cwaniaka. Któremu akurat tym razem wyjątkowo fortuna spuściła swoje koło na łeb. - Taaa… - efekt tego krótkiego, mrukliwego i trochę zadumanego słowa był podobny jak przed chwilą. Ale tym razem trwało to krócej gdyż wszyscy byli ciekawi co będzie dalej i gdzie te lesbijki. - Więc jak już klęczałem na tym piachu… - mężczyzna na estradzie podjął wątek ale ta jego uporczywa walka z kapryśnym kołem fortuny znowu rozbawiła publiczność. - Nie ma co się śmiać! Wiecie jaki oni tam w Vegas mają gorący ten piach?! Ja nie wiem nie mogą tego jakoś chłodzić?! Przecież człowiek normalnie przypalić sobie kolana może! - z głosu i pozy aktora buchnęło rozżalenie i pretensja jakby miał żal do widzów, że nie są w stanie dostrzec jego wielkiej tragedii jaka go spotkała. Więc im chciał pokazać. - No już zeszło… Ale tu było! Prawdziwe odparzenia! O tutaj! - o dziwo aktorowi udało się podwinąć, z trudem ale jednak, nogawkę swoich garniturowych spodni na tyle, że obnażył gdzieś do kolana swoją nogę. Niby pokazywał te swoje odparzenia ale widownia, zwłaszcza ta piękniejsza część przywitała to z gorącymi owacjami. - Wreszcie to nam jakiś facet pokazuje kolanka a nie to my zawsze im! - zawołała rozbawiona na całego Betty klaszcząc zawzięcie i wywołując dodatkowe śmiechy i aplauz przy najbliższych stolikach. - No dobra,mniejsza z tym… W każdym razie jak już myślałem, że już po mnie, że chłopaki z Vegas mnie tam skasują to nagle ich szef mówi “Hej! Przecież to Claudio Esteban”! No to sobie myślę “Uratowany!” - teraz komik przybrał dziękczynny los do bogów i fortuny jakby w tym jednym momencie był gotów puścić w niepamięć wszystkie spuszczone na łeb koła czy inne kamulce tylko gotów do hosanny dziękczynnej z okazji ratunku w tej gardłowej sprawy. Nawet uniósł ramiona w kierunku sufitu jakby chciał podziękować Niebiosom za ten ratunek. - Taaa… uratowany… mhm… od chłopaków z Vegas… mhm… - ramiona nagle mu opadły z głośnym trzaskiem na uda. Po chwili pokiwał smętnie głową i złożył dłonie na biodrach. Znowu próbował bawić się przesuwaniem butem niewidzialnego kamienia po podłodze. Po sali rozległy się śmiechy ale dość krótkie i ciche. Wszyscy wyczuwali, że zbliża się kolejna wolta w opowieści i byli jej strasznie ciekawi. - No to ten ich szef staje przede mną iii… a w ogóle są tu jacyś Nowojorczycy? - Claudio zaczął mówić ale nagle jakby przypomniała mu się jakaś dygresja. Niecierpliwość publiczności aby poznać puentę walczyła o palmę pierwszeństwa z ciekawością co to za dygresja i co on znów wymyślił. W każdym razie żadnego Nowojorczyka nie było na sali. Albo żaden się nie przyznał. - No w każdym razie myślę, że Nowojorczycy by mnie świetnie zrozumieli w tej sytuacji. Bo ich szef stanął przede mną i dał mi taki demokratyczny wybór. Podszedł do mnie, wziął mnie, objął i powiada, że fajnie jak wezmę z nimi dropsa. - komik kontynuował nawiązując pewnie do blety tornado, często nazywaną właśnie dropsem. A Vegas przecież właśnie było stolicą tornada i prochów tak samo jak Detroit motoryzacji. - Mówię im, że nie mogę, że zdrowie nie te, że możemy wyjarać, napić się i wtedy on właśnie zabawił się w nowojorską demokrację i mówi mi, że on na siłę to nie chcę, że uszanuje mój wybór, że jestem artystą a on ma wielkie poszanowanie do ludzi sztuki, że mam prawo do własnego zdania, że nie chce mnie do niczego zmuszać no i co ja wybieram? - Claudio jednym tchem i z pełnym pasji przekonaniem mówił o wspaniałomyślnym, demokratycznym po nowojorsku wyborze przed jakim postawił go jakiś mafioz z Vegas. Zakończył na wymownym geście swoich dłoni. Jedna była złożona jakby komuś coś podawał, na przykład tego dropsa a druga jakby trzymał spluwę przy głowie tego kogoś. - No wobec takiej wolności wyboru no wiecie jakoś nie miałem serca odmówić chłopakom tej drobnostki o jaką mnie tak grzecznie prosili… - Claudio wzruszył ramionami i rozłożył ramiona w minie i geście “No co ja mogę?”. Zaczekał tak patrząc na różne zakątki sali i dając się ludziom wyklaskać, wyśmiać i wyszumieć. - A więc budzę się na ławce. Patrzę, piękne niebo, czysta ulica, myślę sobie “dobrze jest”. Podnoszę się z ławki i rozglądam i patrzę no nigdzie nie ma tych moich kochanych kollegów więc myślę “jest bardzo dobrze”! Wstaję z tej ławki, robię parę kroków i widzę przystanek. A na przystanku dwie taaakieee focze! No taaakieee focze! No to myślę sobie “stary, jest zajebiście!” No taaakieee focze! Dwie! I żadnych innych samców w zasięgu wzroku, tylko ja! - na koniec dumnie walnął się w pierś i złapał się za klapy marynarki przez co zrobił się do napuszonego testosteronową dumą indora i największego, samczego alfę wszechczasów. Powiedział to tak przesadnie dumnie, że nie było trudno doszukać się jakiegoś “ale”. No i było jakieś “ale”. - Taaa… Bym wiedział co wiem teraz to bym poszedł w przeciwną. Dwie “taaakieee” focze bezpańskie? Żadnych samców dookoła? Żadnych obrączek ani pierścionków zaręczynowych? Od kiedy “taaakieee focze” latają bezpańsko po mieście? Powinienem był dostrzec w porę te niebezpieczeństwo… - komik smutno pokręcił głową w zadumie nad własną naiwnością po tym jak się podzielił swoimi ważnymi i celnymi spostrzeżeniami na temat znaków jakie powinien w porę odczytać. - Myślisz, Księżniczko, że on mówi o nas? - Betty nachyliła się ku Lamii i ta zbieżność “znaków ostrzegawczych” z ich wizerunkiem widać ją uderzył i teraz wydawała się wręcz zafascynowana dalszymi torami tego skeczu. A skecz tymczasem trwał dalej. - No więc jak ten ostatni naiwniak podchodzę do nich, siadam obok i zaczynam gadkę. No wiecie, mówię, że jestem Claudio Esteban, one mnie nie kojarzyły bo w końcu byliśmy z różnych stron dropsa no i tak gadka trwa w najlepsze, już czułem tą chemię między nami, już tak myślałem, że tak cholera jak nie z jedną to z drugą coś będzie a może nawet z dwiema! No co?! Jaki hetero-facet by nie chciał z dwiema?! I to “taaakimiii foczami”! No i się zaczęło… - mężczyzna na scenie mówił z żywiołowością neofity, przybierając teraz ton napalonego nastolatka ale odzew na sali był spory. Tym razem zwłaszcza panowie zaczęli krzyczeć i klaskać z aprobatą bo jaki hetero-facet nie chciałby z dwiema? I to “taaakimiii foczami”? Claudio więc znalazł wiele bratnich dusz w tych poglądach. Nie tylko męskich. - Ja nie jestem hetero-facetem ale też bym chciała z dwiema. I to “taaakimii foczami”. Zwłaszcza jakbyś była jedną z nich. - okularnica w granatowej, kusej sukience zgrabnie eksponującej jej zgrabne nogi, zwierzyła się po cichu swojej partnerce zniżając się do kosmatego szeptu. - No ale bajka się skończyła bo zastrzeliły mnie tekstem, że są lesbijkami. - komik smutno pokiwał głową i wsadził do kieszeni jedną dłoń. Drugą wykonywał niemrawe, niewesołe ruchy ładnie wpisujące się w obrazek chłopca którego uświadomiono, że święty Mikołaj nie istnieje. - I teraz wam powiem! Jak wam takie dwie, tak prosto z mostu, z takim wrednym, złośliwym wyrazem na pysku! Powiedzą, że są lesbijkami! To nie! Nie popełniajcie mojego błędu! I uciekajcie w te pędy! Bo ja zostałem… - Claudio ponownie przybrał patriarchalny ton grzmiąc niczym ksiądz z ambony. Groził palcem i przestrzegał przed drogą prowadzącą na manowce. Zapewne celowo. Ale na koniec znowu przygasł i posmutniał dłoń mu opadła na udo w geście porażki a on znów wpatrywał się w coś na podłodze ze dwa kroki obok. - W każdym razie oczywiście powinienem podziękować i wyjść. No ale nie. Człowiek jest wiecznie głupi i niczego się nie może nauczyć. A ci najgłupsi jeszcze zadają pytania. Nowojorczycy by mnie zrozumieli. Oni wiedzą jak kończą ci którzy zadają pytania. - głowa aktora zaczęła znów się kiwać i sapnął żałośnie gdy tak teraz widocznie patrzył wstecz i widział te swoje błędy i wypaczenia w zachowaniu. I smutno mu było z tego powodu. - No więc jak ostatni naiwniak zostałem z nimi i zacząłem zadawać pytania. I nie dajcie sie zwieść! One jak załapią, że człowiek je nie nawraca na siłę na testosteronową wiarę, jak je akceptuje to udają, że one akceptują jego! A to fałsz! Nie dajcie się zwieść pozorom! No i tak jednak sobie gadamy. One może też były z Nowego Jorku bo mieliśmy demokratyczny udział w tej dyskusje. Ja mogłem zadać pytanie i wysłuchać ich wypowiedzi a nawet dały mi prawo do potakiwania. No powiem wam, tak mnie zagnały tymi swoimi emancypacośtam owinęły tymi swoimi prawami które one mają. A ja nie. Ja przy nich to żadnych praw nie miałem. To znaczy miałem prawo ich słuchać no ale tak wiecie, po nowojorsku. - kabareciarz rozłożył ramiona na boki w geście bezradności. A wcześniej cały czas ostrzegał przed podstępnymi metodami działań mniejszości seksualnych i innych. Na koniec jednak znowu zrobiło mu się chyba smutno, zwłaszcza samego siebie i swojego losu. - Ale! Aaaleee! Nie powiem. Przez chwilę rozmowa znowu odzyskała wigor, zrobiło się całkiem sympatycznie, już nic im nie próbowałem udowadniać czy przekonywać, one we mnie już zdążyły wtłoczyć ten swój lesbijski światopogląd i po tym wszystkim zaczęliśmy po prostu gadać. I zrobiło się sympatycznie. I wtedy mnie złe podkusiło. - Claudio przez chwilę wydawał się postulować, że jednak taki hetero-facet i takie lesbijki, nawet jak są “taaakimii foczami” to mogą ze sobą ładnie koegzystować. No ale jak zwykle okazało się, że nie może być różowego końca tej powieści. Zamilkł i jakby prawie zapłakał nad swoim, jakże marnym losem. Aż dostał brawa za tą artystycznie płaczliwą minkę. - Ale bo wiecie, to przez to co nam kładą do głów! No lesbijki to mniejszość prawda? No mniejszość. A jaka to mniejszość? No seksualna. A z czym się to kojarzy? No z seksem. Zwłaszcza jak jesteś hetero-facetem i w tym seksie masz dwie “taaakieee focze” w temacie. - Claudio jak zwykle przy tym gdy mówił o “taaakicch foczach” gimnastykował sie z pokazywaniem w języku migowym kształtu zbliżonego do klasycznej butelki Coca Coli. - No więc zapytałem… - facet na estradzie pokręcił smutno głową i litościwie przysłonił sobie oczy dłonią. Stał tak przez chwilę w ciszy aby podkreślić rozmiar bezbrzeżnej pomyłki i tragedii. - Więc zapytałem się ile razy to robią. Bo ile razy tak facet z babą to jakieś pojęcie mam. Ale tak focza z foczą? W końcu to mniejszość prawda? Jaka mniejszość? No seksualna. No to chyba bez seksu to się nie da nie? No co? Gadaliśmy, było sympatycznie no to zapytałem. A one we wrzask. I ja, głupi, zamiast natychmiast dać dyla no to zacząłem im tłumaczyć tak jak wam teraz. W końcu widzę, że dziewczyny coś jakby ciutkę słabo znoszą krytykę pytam się tak na koniec “Ej, ale w ogóle to robicie ze sobą co?”. I tak już myślałem, że jestem cwany, że jestem szybki, zapytam i dyla! Ale nie doceniłem ich. - aktor znów pokiwał głową i przerwał gdy się zamyślił. Popatrzył nieobecnym wzrokiem gdzieś w głąb widowni idealnie podkręcając atmosferę na widowni bo ludzi aż skręcało jaki będzie ten punkt kulminacyjny po tych jego tłumaczeniach i ciekawie zapowiadającym się wątku. - Taaa… więc jak już obudziłem się na ostrym dyżurze… - komikowi znowu witki opadły gdy klapnął nimi o swoje uda. Znowu nie było wiadomo czy on przerwał opowieść aby dać okazję na oklaski czy to oklaski przerwały opowieść jemu. Ludzie dali się porwać zabawie i bili brawo jak szaleni gdy sobie pewnie zwizualizowali jak te dwie kocice musiały urządzić chłopa, że się znalazł na ostrym dyżurze. - No więc jak obudziłem się na ostrym dyżurze… Myślę sobie no dobrze nie jest ale przynajmniej pozbyłem się problemu. Taaa… - pokiwał głową w zamyśleniu. Ale tym razem krótszym. Bo krótka wzmianka obiecywała, że to jeszcze nie koniec tej opowieści i ludziom strasznie się to spodobało. - No nic, oglądam siebie. Matko! Co one tam miały?! Walec za rogiem i plantacje drutu kolczastego?! Bo tak właśnie wyglądałem jakby użyły jednego i drugiego. Pod okiem taka bania! - pokazał wymownym gestem jakby przykładał jabłko czy piłeczkę tenisową do oka. - Łeb obowiązany, łapy w bandażach, pod piżamą bandaże, nogi w bandażach w wszystko mnie napieprza jak by mnie z krzyża zdjęto! Aż mi się siebie szkoda i żal zrobiło… - aktor przybrał płaczliwy ton i wyraz twarzy a goście restauracji zaczęli mu bić brawo solidaryzując się z nim w biedzie i też okazując rozbawione ale jednak współczucie. - I nagle go widzę! - Claudio krzyknął triumfalnie,podniósł głowę i wyrzucił ręce przed siebie jakby jak najprędzej chciał się komuś, przed sobą, rzucić na szyję czy objąć. - Był piękny! Taki męski! Prawdziwy mężczyzna, prawdziwy facet! Prawdziwy testosteron! Mój plemnikowy współplemieniec! I ten mundur! Policjant! Prawdziwy policjant, z prawdziwą odznaką, prawdziwą bronią i prawdziwą pałą! - głos i spojrzenie komika zrobiło się prawdziwie rozmaślone i z nasycone gejowskimi aluzjami. Nawet ton przyjął wedle odpowiedniego stereotypu. Zamarł tak z zachwytem na twarzy dając chwilę czas aby ludzie mogli się naśmiać i naklaskać z radości. Zwłaszcza, że ten jego wyraz twarzy na zbyt mądry nie wyglądał. - I policjant! Przecież któż ma nam pomóc jak nie policjant!? Myślę sobie “On mi pomoże, on mnie zrozumie!” Mój brat! Pomoże mi pokonać te lesbijskie zło! Taaa… - widownia gruchnęła śmiechem i oklaskami gdy aktor w jednej chwili przeszedł z pełni egzaltowanego wyrazu twarzy do steranego i pozbawionego złudzeń zgorzkniałego realisty. Znowu wsadził rece w kieszenie spodni i zaczął się dłuższą chwilę oglądać sufit. Wreszcie westchnął bo przecież mimo wszystko musiał dokończyć swoją opowieść. - W każdym razie on zobaczył, że ja go zobaczyłem, podchodzi do mnie i mówi, że dobrze, że się obudziłem. Bo chce ustalić parę faktów. I woła te dwie wiedźmy. Te harpie przylatują a on sie je pyta czy mają do mnie jakiś żal. Czy mają na mnie jakąś skargę. - brwi Estebana skoczyły i zatrzymały się w górze aby podkreślić swoje zdziwienie jakie wówczas go opanowało. - Rozumiecie to? - zapytał i znów zademonstrował gest przykładania do oka tenisowej piłeczki. Lekko się wygiął i przygarbił przez co przybrał pozę i ruchy jakiegoś dziadka albo zombiaka aby unaocznić swój opłakany stan w jakim się znalazł. Przeszedł takim połamanym krokiem kilka kroków, niezgrabnie zawrócił i znów dał kilka kroków wracając do mikrofonu. Ale wyglądało to tak karykaturalnie, że towarzyszyła mu owacja uradowanych widzów. Zatrzymał się przy mikrofonie, wciąż taki przygarbiony i chwilę tak został zanim wznowił wypowiedź. - I on się je pyta czy mają do mnie jakiś żal. Jakąś skargę. Od razu wiedziałem, że z żadną babą to on nigdy zbyt długo nie żył. Jest jakaś baba co nie ma jakiegoś żalu do chłopa? Człowieku mówię w myślach! Otwórz oczy bo błądzisz! Jak one to nie my! One pamiętają wszyyyyystkooo! I zaaawszeee! Jak 30 lat temu nie dokręciłeś kranu i zatopiłeś łazienkę to świat się skończy, zagłada, syf, kiła i mogiła a ona w każdej chwili o ile przetrwacie to wypomni ci ten pieprzony kran bo pamięta wszyyystkooo i zaaawszee! - Claudio prawie zawył łącząc się w bólu i cierpieniu samców wszystkich światów i czasów którzy musieli współegzystować z tymi cholernymi samicami które pamiętają wszystko i zawsze. Znowu główną salę restauracji zalała burza oklasków bo bez względu na płeć to ten fragment był taki sugestywny i trafiony, że spodobał się wszystkim. - A on się je pyta czy mają do mnie jakiś żal… - kabareciarz pokręcił ze smutkiem głową na znak, że nad taką tępotą jaką wykazał się jego testosteronowy współplemieniec no nic już nie dało się zrobić. - Na pewno was zaskoczę ale oczywiście, że miały. I to ile?! Rany, ja nie wiem czy ten facio miał tyle druczków przy sobie aby je wszystkie spisać. - wydawało się, że aktor zdobył się na obojętność neutralnego obserwatora jakby ową scenę na chwilę udało mu się obserwować z boku. - A wiecie co mnie najbardziej zaskoczyło? Oskarżenia o molestowanie, mobbing, seksizm, przemoc i gwałt. - komik po kolei wyliczył na palcach każdy z tych zarzutów o jakie go wówczas oskarżono. - Ja teraz tak myślę, że one to mają w jakiś pakietach. I jest okazja to ładują cały pakiet i nie patrzą, że czegoś mogło nie być. Od razu ładują cały pakiet. - trochę ściszył głos jakby zdradzał swoim widzom swoją prywatną opinię, nawet trochę pochylił się nad mikrofonem i rozejrzał na boki sprawdzając czy nikt niepowołany go nie podsłuchuje. - Ale myślę sobie dobra, niech będzie, też mam co nieco do powiedzenia. Pytam się tego gliniarza jak do cholery ja je mogłem zgwałcić czy pobić. Czy on jest ślepy? Czy nie widzi choćby odrobinkę różnicy między moim stanem a ich? Czy one mają jakieś widocznie uszkodzenia ciała? Tak sobie troszkę pozwoliłem go zapytać. A pamiętacie co mówiłem o tych co pytają i Nowojorczykach? No właśnie. A mogłem się zamknąć i przytakiwać… - na końcu Claudio znowu wszedł w swoją skórę zawodowego pechowca wrzuconego w tryby bezrozumnej i bezlitosnej machiny które musiały go zmielić i wypluć. - I okazuje się, że tak. Mają uszkodzenia ciała. Jedna paznokcie połamała. Pytam się kiedy. A ona, że jak mi dała po gębie. Więc ją uderzyłem swoją gębą i żąda przeprosin i rekompensaty. Pytam się gliniarza czy słyszał o czym mówimy. Że mnie uderzyła. A on mi na to, że słyszał ale już z paniami rozmawiał ale to z ich strony była samoobrona. Pytam się go czy na pewno widzi jak ja wyglądam a jak wyglądają one. A one dalej wyglądały jak na przystanku. On mówi, że widzi bo nie jest ślepy i że powinienem się cieszyć, że nie broniły się nożem czy pistoletem. No powiem wam, że w tym momencie troszkę mi się argumenty skończyły. - aktor przyznał znowu rozkładając ręce i powoli biorąc głęboki oddech na znak, że sytuacja była beznadziejna. Widownia się już tym razem niezbyt śmiała w zamian zaczęło dominować uczucie współczucia na swojaka którego dorwał obcy, niezrozumiały system obarczony licznymi patologiami i ciemnotą. - Ale myślę sobie, że pogadam z nim sam. Może się ich wstydzi albo boi? W końcu jednak też chłop nie? Jaki chłop by się baby nie bał jak jest przywiązany do łóżka a ona nie. - komik zdradził swoją filozofię i motywy a widzowie roześmiali się. Betty też z tym kawałkiem zgadzała się bez zastrzeżeń bo śmiała się do rozpuku. - W każdym razie jak zostaliśmy sami to się go pytam co jest grane? Czy on nie widzi jak te dwie mnie załatwiły? A on mi na to czy ja żartuje? Ja mówię, że nie a on się mnie pyta czy ja wiem na jakim świecie ja żyję. No tutaj mu dyplomatycznie nie odpowiedziałem naturalnie. A on mi przybrał na to taki ton dobrego wujaszka i powiada: “Chłopie na co ty liczysz? Obie są z mniejszości seksualnej, doniosły na ciebie tyle, że od razu powinien dzwonić po adwokata, jedna z nich jest czarna z wpisanym pochodzeniem “multiracial”, do tego muzułmanka a ta druga jest Żydówką i członkiem Greenpeace. Obie należą to LGBT więc mają takie prawa, że mogą wszystko i nikt ich nie ruszy! Jak mówią, że ja je napadłem to przecież tak było. Skąd wiadomo? No przecież tak mówią więc to musi być prawda! No to widzę jak się już mają sprawy to się go pytam czy ja mam jakieś prawa w tym świecie. A on tak na mnie popatrzył takim wzrokiem smutnie mądrego psa i pokręcił głową. No pytam się to “No jak? Żadnych?” No wiecie, chociaż jedno chciałem jakieś mieć. Tak na pocieszenie chociaż. A on tak pokiwał głową i mówi “Biały, singlowaty, hetero-mężczyzna, należący do religijnej większości, zdrowy, nie karany, płacący podatki mam mieć jakieś prawa? No niech ja sobie nie żartuje z władzy.” No. Tak mi powiedział. Tak. Tak było. Taka to była władza. Taki to był świat moi kochani. I dlatego! Jeśli ktoś będzie jęczał, że kiedyś wszystko było lepiej! Że szkoda takich czasów! To sobie przypomnijcie moje słowa! Taki to był świat! I powiem wam, że jak to był taki świat to lepiej, że go wreszcie szlag trafił! Co to za świat jak dziwolągi i mniejszości narzucają swój terror normalnym ludziom?! Co to za prawo, co to za rząd, co to za porządek który im na to pozwala!? To ma być ten ich dumny świat za jakim mamy tęsknić? A jest w nim miejsce dla normalnych ludzi? Takich jak wy czy ja?! Nie ma! To niech go szlag! Teraz może nie jest dobrze, jest wiele zła i krzywd! Każą porządnym ludziom klękać na rozgrzanym piasku! Ale teraz świat wrócił do normy wam powiem. Kto się nie dostosuje ten zginie! Tak zawsze było i będzie! Nasi przodkowie na jedno pokolenie się zapomnieli i widzicie do czego dopuścili! Nie popełniajmy ich błędu! Stała się rzecz straszna, nastąpił koniec świata ale do cholery przetrwaliśmy! Przetrwaliśmy koniec świata! To co nas jeszcze może ruszyć?! - końcówka skeczu była długa. Ale tym razem, zbliżając się do finału aktor nie dał sobie przerwać. Mówił z pasją. Kiedy uwypuklał wady i absurdy świata który odszedł. A nowego nie wychwalał w ciemno ale przecież nie mieli od niego ucieczki. Nie było może dobrze, nie było najlepiej ale było. I dawał im nadzieję, że jakoś to będzie, że wyjdą na prostą, że mają rację i dziwolągi, te czy inne, odmieńcy, wynaturzenia, zapanują nad tym światem, nad nimi, tylko jeśli powtórzą błędy poprzednich pokoleń. A oni byli gotowi! Oni, wyżsi oficerowie, urzędnicy, szefowie korporacji i ważne szyszki różnych firm. On mówił im, że mają rację i postępują dobrze dając odpór tego typu zwyrodnieniom. Więc powstali, zerwali się z miejsc i bili brawo, krzyczeli, wiwatowali, głośno i zapamiętale. Claudio skłonił się na koniec występu. Przez chwili obie strony cieszyły się sobą. On swoją publicznością a publiczność swoim ulubionym komikiem jaki potrafił i rozbawić i podnieść ich na duchu. Aktor w końcu odwrócił się i zaczął schodzić ze sceny ale prawie w ostatnim momencie jakby sobie przypomniał. Uniósł przenośny telefon i sala zamarła po raz kolejny aby usłyszeć niezapowiedzianą puentę tego wieczoru. - No ale wiecie… mimo wszystko… kto by nie chciał tak z dwiema “taaakimii foczami” nie? - niespodziewana puenta rozbawiła wszystkich gdy tak po tym całym gadaniu i przygodach na sam koniec jednak wyszedł z niego nieco chropawy, testosteronowy samiec o kosmatych fantazjach. Odchodzący, tym razem już definitywnie artysta był żegnany owacjami póki na estradzie nie zastąpił go konferansjer. Jeszcze raz na koniec wyszedł cały, sześcioosobowy skład kabaretu kłaniając się nisko publiczności. I niby na koniec ale “Heca” znów miała niezapowiedziany żarcik. Claudio zmrużył oczy gdy już wszyscy zaczynali schodzić ze sceny. Przypatrywał się krótkowłosej blondynce, Phill, jaką na chwilę Lamia miała okazję spotkać po ich występie w szpitalu no i czarnoskórą aktorkę. Po zastanowieniu widocznym na twarzy lidera zespołu nie trudno było skojarzyć, że te dwie świetnie wpisują się w rysopis tamtych heter z jego opowieści. - Phill? Czy ty jesteś Żydówką? - Claudio zapytał ostrożnie jakby pies się przymierzał do jeża. Widownia zaciekawiona co się stanie znów się uciszyła. - Antysemita, antysemita! - blondyka agresywnie odwróciła się w jego stronę i wskazała go oskarżycielsko palcem. Czarnoskóra koleżanka troskliwie pociągnęła ją ze sobą a reszta kolegów i koleżanek z zespołu obeszło swojego kolegę z niechęcią na twarzach jakby był trędowaty. - O nie! To się zaczyna znowu! Dropsa! Dajcie dropsa! Kto ma dropsa?! - Claudio jeszcze przez chwilę całkiem udanie komediował napad totalnej paniki i rozpaczy. W końcu chaotycznie coś krzycząc o dropsach i machając nad głową rękami uciekł ze sceny gdzieś na zaplecze. - Tak, to właśnie był kabaret “Heca”. Nagrodźmy ich jeszcze raz gorącymi brawami! - konferansjer zakończył występ kabaretu ale widownia jeszcze dłuższą chwilę oklaskiwała udany występ swoich ulubieńców. Światła ponownie zapalono i sytuacja wydawała się wracać do wieczorowej normy. Betty wydawała się ubawiona na całego. Wyciągnęła kieliszek do toastu ze swoją partnerką. - Za seks z "taaakimiii foczami". - wzniosła toast całkiem udanie naśladując styl komika chociaż darując sobie gestykulację jaka dla kieliszka i jego zawartości mogła się zakończyć tragicznie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | |
31-01-2019, 19:48 | #42 |
Reputacja: 1 |
|
31-01-2019, 19:48 | #43 |
Reputacja: 1 |
|
31-01-2019, 19:49 | #44 |
Reputacja: 1 |
|
01-02-2019, 04:28 | #45 | |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 12 - Noc w muzeum 2054.09.10 - wieczór; czwartek; ciepło; pochmurnie; Sioux Falls, muzeum miejskie Kołowrót miejsc, twarzy, emocji przewalił się przez kilka ostatnich godzin czwartkowego dnia. Starsza sierżant saperów zostawiła za plecami milczącą toaletę i jeszcze raz wróciła do 3-ki. - I co? Dalej się łamie nie? No mówiłem. - “Rambo” przywitał ją zdecydowanie bardziej przyjaźnie. Teraz miała wrażenie, że zdaje sobie sprawę w jakim stanie jest Daniel i po prostu usiłuje jakoś wziąć to z humorem. Ale obiecał, że będzie miał oko na kaprala Dakota Rangers. Okularnica za to wydawała się być w stanie jakiegoś nieżycia gdy spotkały się ponownie na korytarzu. - No nareszcie! - wychrypiała z wyraźną ulgą jakby wreszcie doczekała się końca wyroku. Nawet ją to ucieszyło bo się uśmiechnęła z ulgą i satysfakcją. Ale chyba domyśliła się co zaszło między Księżniczką a kłopotliwym pacjentem. Na pocieszenie pocałowała ją w usta zanim ruszyły ze szpitalnego parkingu. - A ty umiesz prowadzić Księżniczko? - zapytała wyjeżdżając na ulicę. Po drodze dopytywała się jak jej zszedł dzień. Samochodem do domu wcale nie było tak daleko, może kwadrans ale pewnie mniej. Okularnica mimo zmęczenia zbystrzała gdy w domu powitała ich pustka i cisza. Przyśpieszyła kroku i szybko zlustrowała wszystkie pomieszczenia szukając blondyny. Na szczęście Amelia miała na tyle przytomności w głowie, że zostawiła im kartkę. Cytat:
- No ciekawe jak im to wyjdzie. - pielęgniarka uśmiechnęła się z wyraźną ulgą i sympatią odkładając z powrotem kartkę na stół. - Ale teraz Księżniczko idę się zdrzemnąć. Jak się nie obudzę sama to obudź mnie o 19-tej. - pokazała na działający zegar wedle którego miały do tej 19-tej trochę ponad dwie godziny. Potem podeszła do Lami i pocałowała ją szybko i krótko w usta. - No wreszcie same. Ale wybacz, stara Betty do żadnych zabaw się teraz nie nadaje. Aż nie mogę uwierzyć! Mam cię od weekendu i jeszcze ani razu nie zdołałam cię wykorzystać! - powiedziała tak zżymając się pół żartem a pół serio. I powędrowała do swojej sypialni nie tracąc czasu na nic innego. A Lamia dostała w spadku całą resztę pustego mieszkania. Ale długo nie była sama. Najpierw był chrobot klucza w drzwiach a potem wróciła blondi ze swoim nowym kolegą. Ten znów się trochę stropił widząc kogoś jeszcze ale chyba i tak nieporównywalnie mniej niż wczoraj. Amy zaś już zdążyła oswoić się na tyle, że zachowywała się swobodnie i względem niego i mieszkania. Pomogła Jack’owi otwierając drzwi i na chwilę oboje zniknęli w jej sypialni. Szybko pobiegła do kuchni gdzie zapakowała swojemu nowemu koledzę kawałek upieczonego wczoraj ciasta. I sądząc z rozmowy Jack obawiał się, że i tak się spóźni na drugą turę więc spieszył się jak cholera, nie chciał zostać ani na kawę, ciasto ani nic innego. Ale wydawało się, że rozstają się z blondyną na pogodnej stopie. Gdy Amy zamknęła za nim drzwi chwilę stała o nie oparta. A potem wydała z siebie cichy pisk radości i podbiegła do Mazzi rzucając się jej na szyję. - Oh Lamia! To było genialne z tymi lodami! Zgodził się i pojechaliśmy tam! - zapiszczała z dzikiej radości pod wpływem impulsu całując Lamię w policzek. Ale zaraz ją puściła bo pobiegła na balkon aby pomachać mu na pożegnanie a potem wreszcie na dłużej wróciła do living roomu. Tam, na kanapie Lamia usłyszał bardzo podekscytowaną ale i chaotyczną opowieść co się działo odkąd się rozstały. Blondyna żeby się czymś zająć zrobiła obiad, przy okazji pytając czy go znalazły i jadły no i czy znalazły kartkę. Potem okazało się najlepsze czyli Jack wbrew obawom jednak przyjechał. Pojechali do niej gdzie sądząc z opisu pewnie robili to samo co wczoraj z Ramsey’em ale tym razem blondynce to chyba kojarzyło się bardziej ekscytująco. Zwłaszcza, że poprosiła Jack’a aby pojechali do lodziarni i zgodził się! No ale już się spieszył więc chociaż sam stał w kolejce i kupił im lody to już nie mieli czasu siedzieć i jedli przez drogę, w samochodzie. Ale sądząc z barwy i emocji opowiadania dla blondyny było to jak darmowy wstęp do najlepszych kasyn w Vegas. No i w dodatko jutro też zgodził się przyjechać. Dopiero gdy blondynka się wygadała to chyba zorientowała się, że nie wypada gadać tylko o sobie więc zaczęła indagować Lamię jak jej zszedł dzień odkąd się rozstały i jak wyszło w Domu Weterana, na kogo trafiła i w ogóle czy tam wraca i czy dawno wróciła. I jak się czuje bo rano wyglądała niespecjalnie ale teraz o wiele lepiej. W każdym razie Mazzi też zyskała okazję by się wygadać czy po prostu odpocząć w świętym spokoju. Amelia nawet zaproponowała, że jak Lamia chce to też może się położyć a ona ją obudzi kiedy będzie chciała. Ale ta 19 zrobiła się strasznie szybko. - Za stara się robię na takie imprezy. - pierwszy kontakt z Betty nie był zbyt zachęcający. Ale okularnica zaskakująco szybko się ogarnęła. Znowu dało o sobie znać jej umiejętność zorganizowania czasu i przestrzeni tak sobie jak i innym. Szybka kąpiel, szybkie przebranie się, szybka obiadokolacja, szybki makijaż i jeszcze przed 20 były gotowe do wyjścia. Amelia życzyła im udanej zabawy i obiecała być grzeczna. W zamian poprosiła o autograf Claudio. - Oczywiście gołąbeczko. - gospodyni uśmiechnęła się ciepło i pocałowała na pożegnanie blondynkę w policzek niczym najtroskliwsza przyjaciółka, starsza siostra i dobra ciotka w jednym. --- - Mam nadzieję, że prywatnie nie okaże się nudziarzem. Jakby co to zawijamy się bo ja mam na rano do pracy a ciebie muszę odwieźć do Domu Weterana. - Betty posłała Lamii ironiczny uśmieszek zawczasu uzgadniając plan ewakuacji. Chwilę chyba rzeczywiście martwiła się czy wytrzyma tyle siedzieć po takiej szalonej ostatniej nocy i perspektywą porannego wstawania. - I jeszcze jedno Księżniczko. - powiedziała do pasażerki gdy przejechały pod wiaduktem głównej osi komunikacyjnej miasta ze wschód - zachód. - Zarezerwuj sobie niedzielę. Ja mam wolne. Więc w niedzielę jesteś moja. Rozumiemy się? - spojrzała przez swoje okulary niby z ironicznym uśmieszkiem ale jednak pod tą łagodną maską kryło się zdecydowanie. - Muszę cię przecież w końcu zapoznać z moim królem i całą resztą dworu. No nie może tak być, że cały tydzień się migasz i gdzieś włóczysz a dla swojej łaskawej pani to nie masz czasu. Będę zmuszona cię z tego rozliczyć w tą niedziele. Takie zachowanie nie może być tolerowane Księżniczko. - kierowca o kasztanowych włosach płynnie przeszła w ton wymagającej nauczycielki czy srogiej guwernantki wobec krnąbrnej wychowanki. Brzmiało tak na poważnie. Tylko jak już trochę się znało tą surową siostrę przełożoną tak prywatnie czy wręcz intymnie to można było doczytać ten erotyczny podtekst który ją samą też niesamowicie kręcił. Ale jeszcze kilka zakrętów i dojechały na miejsce. A przynajmniej Betty zaparkowała przy drodze. Lamia mętnie się orientowała, że dość długo jechały jak do szpitala gdzie pracowała okularnica ale potem zamiast skręcić pojechały dalej prosto. I samochodem to niezbyt daleko. Ulica miała wygląd całkiem przyjemnie utrzymanej alei. Niewiele się tu chyba zmieniło od czasów sprzed wojny. Dalej ulicę od chodnika dzielił pas trawnika z zasadzonymi rozłożystymi drzewami jakie dawały przyjemny cień. Mimo, że to było końcówka dnia i Słońce nie dość, że już przymierzało się aby zajść to jeszcze na niebie pokazały się chmury powoli wypełniając nieboskłon to i tak było tak ciepło, że można było swobodnie chodzić ubranym na krótko i lekko. - To chyba tu… albo tu… - Betty zatrzymała się po wyjściu z samochodu. Niepewnie wskazała na budynek po jednej stronie drogi. A potem odwróciła się i na przeciwny. Oba wyglądały na ładne i zadbane tak budynki jak i trawa i widoczne krzaki przed piętrowymi budynkami. - Panie kogoś szukają? - w jednym z domów drzwi frontowe się otworzyły i ukazał się w nich sympatycznie uśmiechnięty komik który wybawił swoich gości z opresji. Claudio Esteban przywitał się ze swoimi gośćmi jak na dżentelmena przystało. Poczekał aż wejdą, pozwolił im skorzystać z wieszaka jeśli miały coś do zostawienia a potem zaprosił je na salony. I to rzeczywiście salony bo na parterze dominował klimat ciemnego, starego ale zadbanego drewna, czystości ale nie sterylności a kominek w którym palił sie symboliczny ogień nadawał dodatkowego domowego klimatu. Nie było potrzeby palić bo było wystarczająco ciepło ale za to kominek razem z rozstawionymi tam i tu świecami nadawał przyjemnego ciepła. Tym bardziej było to wyczuwalne, że dzień zachodził i wewnątrz domu robiło się coraz ciemniej a więc łuna od świec i kominka wydawały się być coraz wyraźniejsze. - To czego się moje drogie napijecie? - zapytał otwierając barek który był zaopatrzony tak jak na czołowego komika w mieście wypadało. - Nie wiedziałam, że kabaret to taki dochodowy interes. - zauważyła z przekąsem Betty siadając wygodnie na krześle i odbierając od gospodarza swój kieliszek. Zakreśliła trzymanym szkłem wnętrze pomieszczenia. Komik powiódł za jej ruchem spojrzeniem i pokiwał głową. - Niestety to nie jest moje. Jestem tutaj tylko kustoszem na garnuszku ratusza. - odpowiedział skromnie podając drugi kieliszek drugiemu gościowi. Usiadł z własnym i chwilę opowiadał jak to ratusz zaproponował “Hecy” ten dom jako miejsce oficjalnej siedziby i w zamian za opiekę nad tym muzeum. Bo kiedyś to było lokalne muzeum. Nadal mogło spełniać takie funkcje chociaż eksponaty przez ostatnie dekady nieco się zmieniły. No i raczej od okazji do okazji zdarzało się aby ktoś z kabareciarzy robił za przewodnika. Za to zwykle tutaj właśnie mieli próby i ćwiczyli przed występami bo było odpowiednio dużo miejsca aby pomieścić całą czwórkę, wystarczająco dyskretnie aby nikt wścibski się tu nie kręcił i nie przeszkadzał no i właśnie mieli tutaj spokój. No ale akurat dzisiejszego wieczoru niestety z całego składu była tylko jego skromna osoba.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | |
08-02-2019, 02:43 | #46 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4IOXgamaOLI[/MEDIA]
|
08-02-2019, 02:47 | #47 |
Reputacja: 1 |
|
09-02-2019, 20:03 | #48 | |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 13 - Rozmowa kwalifikacyjna 2054.09.11 - ranek; piątek; ciepło; burza; Sioux Falls, muzeum miejskie Widelec nadział kolejny kawałek jajecznicy. Właściwie było rano i była jajecznica. Ale jednak nie do końca wyszło to wszystko tak jak to się wieczorem umawiali. Właściwie nawet nie do końca można było być pewnym kto nawalił. I wobec kogo. Widelec wpakował kolejną porcję jajecznicy do ust. No bo tak. Jajecznica co prawda była tak jak miała być. No ale ciemnowłosy gość musiała ją sporządzić sobie sama albo chodzić głodna. Tutaj nawalił gospodarz bo przecież on miał ją zrobić. A może to ona sama nawaliła? Nawet nie była już pewna czy on cokolwiek sensownego potwierdził wczoraj jak już zasypiali. Zresztą, może i jeszcze zrobi tą jajecznicę ale rano. Rano czyli jak wstanie. A na razie coś nie było go widać ani słychać to pewnie nadal spał na górze jak zabity. Więcwidocznie dla niego nie było jeszcze rano. Przynajmniej gdy wychodziła z jego sypialni to tak to wyglądało. Ledwo dobudziła go troszkę na tyle by zaspanym głosem wymamrotać gdzie jest kuchnia. Była na dole, od strony zaplecza tego budynku muzeum miejskiego. Betty też nawaliła. A raczej nie. I dlatego nawaliła. Bo jej nie obudziła rano. Znaczy chyba próbowała i Lamia nawet kojarzyła, że coś się pytała czy mówiła a ona jej odpowiadała. Chyba, że zaraz wstanie, już idzie i się ubiera. I nawet wydawało się, że zaraz potem podniosła się z łóżka ale zastała już tylko śpiącego obok Claudio. Po Betty nie było śladu. Widocznie z uporem godnym maszyny Molocha, realizowała poranny program bez względu na okoliczności. Czyli pojechała rano na kolejną zmianę do szpitala. Rano czyli z godzinę temu jak Lamia wreszcie przytomnie rozejrzała się po sypialni. Może troszkę więcej niż godzinę. A raczej gdzieś od ponad godziny już pewnie była na dyżurze w szpitalu bo wyjechać pewnie wyjechała wcześniej, zwłaszcza jak zajechała jeszcze do domu. Ale za to zostawiła kartkę więc nie zniknęła tak bez śladu. Cytat:
Więc po Betty zostało wspomnienie i malutka kartka z zaproszeniem, życzeniami i całusami. No ale nawaliła z tym budzeniem i nie pojechały rano razem. Albo to Lamia nawaliła, że nie dała się obudzić. Za to tuż obok był Claudio ale ten z kolei spał jak nawalony, ledwo wymamrotał gdzie jest kuchnia. Może jak wstanie będzie rześki jak skowronek, kochany, uczynny, zabawny i w ogóle. No ale na razie leżał jak kłoda. Tyle, że cicho pochrapywał. Lamia więc musiała się ubrać i zejść na dół. Kuchnię odnalazła dość szybko. Wyglądała jak kuchnia, całkiem spora ale samych kabareciarzy było w końcu pół tuzina. Za to była świetnie wyposażona, jakby mogła zaopatrzyć nie pół ale i cały tuzin biesiadników. Pewnie mieli jakąś gosposie czy kogoś z podobnej obsługi bo były świeży chleb, bułki, sok i mleko. Ani śpiący na górze komik ani śpiesząca się do szpitala pielęgniarka raczej nie zdołaliby uzupełnić tych zapasów czymś świeżym z tego poranka. Ale widocznie gosposia jak była to już poszła bo teraz, poza jedynym gościem nie było tu nikogo. Niemniej ten duży dom, gdy był taki bezludny wydawał się zdecydowanie za duży i zbyt pusty. Zwłaszcza w tą burzę jaką zastała za oknami Mazzi ledwo otworzyła przytomną powiekę. Właśnie dłubała tą jajecznicę i zastanawiała się co dalej gdy skrzypnęły drzwi na zewnątrz. Ktoś wszedł. Widocznie drzwi były otwarte. No ale właściwie to było tu muzeum i chyba już o tej godzinie mogło być otwarte. - Halo? - gdzieś z salonu gdzie wczoraj na początku gościł ich gospodarz rozległo się niepewne, kobiece wołanie. Gdy Lamia wyjrzała by sprawdzić kto przyszedł ujrzała stojącą w sali muzeum młodą kobietę okrytą płaszczem przeciwdeszczowym i ze złożoną parasolką w jednej dłoni i pokrowcem na skrzypce w drugiej. Gdy się pokazała dziewczyna uśmiechnęła się do niej promiennie. - Dzień dobry. - przywitała się grzecznie i obrzuciła uważnym spojrzeniem na jakim niepewność znów na chwilę zgasiła ten ciepły uśmiech. Nie trzeba było zbyt wielkiego speca od osobowości by odgadnąć, że nowoprzybyła stara się odgadnąć kim jest ta kobieta która już tutaj jest. A ta która tu była domyśliła się, że albo przyjechała samochodem albo nieźle kryła się przed deszczem pod tą parasolką bo jak na taką burzę była względnie sucha. Właśnie jakby musiała przejść z samochodu do budynku i burza zdążyła tylko nieco pokropić na to co wystawało spod parasolki. - Jest Claudio? Albo ktoś z “Hecy”? - zapytała niepewnie patrząc na gospodynię i z lekka rozglądając się po widocznym parterze jakby szukała czy z któregoś kąta nie wyjdzie jakiś kabareciarz. Ale nie widząc ani nie słysząc nikogo innego wróciła spojrzeniem do ciemnowłosej kobiety. Obrzuciła ją jeszcze dokładniejszym spojrzeniem i nagle na twarzy rozkwitł jej wyraz zrozumienia. - Aaaa! Ty jesteś tym nowym managerem! - na twarz wrócił jej ten ciepły, rozpromieniony uśmiech. - No to świetnie. - ucieszyła się dziewczyna. - Nazywam się Janet Jones. - uśmiechnięta Janet szybko pokonała te kilka kroków jakie je dzieliło i wyciągnęła dłoń aby się przywitać i zapoznać. - Przyszłam w sprawie pracy. Myślałam, że będzie ktoś z “Hecy” ale pewnie za wcześnie dla nich. Ale z managerem też oczywiście chętnie porozmawiam! - z bliska Lamia widziała, że dziewczyna pod tą sympatyczną, uśmiechniętą maską jest spięta albo zestresowana chociaż prawie udawało jej się to ukryć. - Jestem strasznie wielką fanką “Hecy”, znam wszystkie wasze skecze. Znaczy te które widziałam albo słyszałam. To byłby strasznie wielki zaszczyt dla mnie jakbym mogła chociaż raz z wami wystąpić! Mogę się podjąć każdej roli! Już występowałam na scenie, mam doświadczenie z widownią i mikrofonu też się nie boję. Gram na skrzypcach i gitarze. Ale bardziej na skrzypcach. Mogę coś zagrać jeśli w jakimś skeczu by trzeba było. Może być nawet mała rólka. Jakakolwiek. Nic wielkiego. Oj, pewnie za dużo gadam? Przepraszam to trema, strasznie mi zależy na tej pracy, nawet w taką burzę przyjechałam, już siedzę cicho. - dziewczynie jak się z tej tremy ulało to nawijała szybciutko jakby bała się, że ktoś jej przerwie i nie będzie już miała okazji się zaprezentować. Ale chyba wreszcie dotarło do niej, że się zagalopowała bo z zażenowaniem przybrała przepraszający wyraz twarzy i z obawą umilkła czekając na reakcję managera “Hecy” za jaką brała Lamię. Z bliska saper dostrzegła, że są pewnie w podobnym wieku i ta nowa jest ciut od niej wyższa. Resztę właściwie zasłaniał płaszcz jaki miała na sobie to trudno coś było o niej powiedzieć. Mówiła jednak jak jakaś młoda gwiazdka która miała nadzieję spotkać się i chociaż raz wystąpić ze swoimi idolami. I strasznie tym była podekscytowana i pełna obaw jednocześnie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | |
15-02-2019, 01:41 | #49 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=-crJTQk-5z0[/MEDIA]
|
15-02-2019, 01:42 | #50 |
Reputacja: 1 |
|