Franko przełknął ślinę. To był głupi pomysł - ale już nie pierwszy dzisiaj. Na razie wszyscy wyszli w miarę cało. Sam się czół nawet znośnie. Czół ucisk w okolicy żebra, ale nic czego nie dało by się rozchodzić. Ruszył śmiało do przodu ukradniem rozglądając się na boki i zastanawiając się nad drogą ucieczki. Układał sobie też w głowie wypowiedź wobec Mariano, gdy tylko go zobaczy.
- Wiedziałem, że figliohieni sam nie przyjdziesz. Bo nawet sam dupy sobie nie podcierasz. Uwierz mi, że za mną stoją więksi! - Franko westchnął... jego przemówienia na prawdę są wybitnie... nieudane - A teraz gadaj jak na spowiedzi, komu sprzedajesz dziewczyny, gdzie je trzymasz i co do za pierdoły ze strzałkowcami na mnie nasłałeś. Ryzykujesz swoim i cudzym życiem. Ja już dzisiaj sprałem jedną zaszczaną mordę sukinsyna, który wykorzystywał innych, ale z miłą chęcią twoją też wprasuję między kostki brukowe! |