Reinmar patrzył przez chwilę na wystającą z uda strzałę. Wyszarpnął z pochwy miecz, gotów do szybkiej szarży w kierunku wzgórz
- Zasadzka! - krzyknął ale widzą, że jego towarzysze nie palą się do walki, a jedynie Santiago zakręcił koniem, aby w końcu odjechać za uciekającym magiem, niewiele miał już do roboty, i niestety, niewielki wybór. Co prawda uważał, że najlepszą obroną przeciwko strzelcom jest albo pędzić na nich, deprymując ich atakiem i utrudniając celowanie, albo chociaż przejechać obok nich, również na dużej prędkości. Samemu jednak, pchanie się przez wzgórza uważał za szaleństwo, obrócił więc konia i pognał za towarzyszami, kląc głośno.
Osadził konia dopiero poza zasięgiem strzał, chowając miecz do pochwy i wyciągając pistolet. I strzałę ze swojej nogi, którą odrzucił z jeszcze głośniejszym przekleństwem, wpierw uważnie przyglądając się jej.
- Teraz jesteśmy w punkcie wyjścia, a oni gotują łuki do strzału, albo się wycofują... - marudził - mogliśmy przejechać obok, lub po ich brzuchach...dlaczego wciąż uciekamy, nie sprawdziwszy nawet przed kim?To uwłaczające - zagadnął von Dohnę, który jako pierwszy podjął decyzję o ucieczce.