Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2019, 18:09   #134
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Kim!? - Dorothy wołała lekarkę zbliżając się do jej namiotu. - Kimberlee?! Gdzie chcemy jechać?!
- Ty weź się tak nie wydzieraj co? - Blondyneczka przebywająca w namiocie spojrzała krytycznie na Dorothy, gdy ta w końcu się w nim pojawiła. Lekarka sprawiała wrażenie serio nieco skacowanej i wymęczonej… - Sama nie wiem, a gdzie ty byś chciała? - Odpowiedziała genialnie pytaniem na pytanie Kim.
- Przepraszam - Dot uśmiechnęła się przepraszająco. - Nie chcę do t-rexa. - Drgnęły jej kąciki ust w nerwowym grymasie.
- To pojedziemy zwiedzać wyspę? Ok - Przytaknęła lekareczka, po czym zaczęła grzebać za jakimiś tabletkami… a Dorothy zauważyła majtki wystające z tylnej kieszeni spodenek Kimberlee.
- Coś ty robiła w nocy? - Zapytała żartobliwie Dot, a Kim spojrzała na nią jakaś taka… wystraszona?
- No... - Zająknęła się blondyneczka - Piłam i jarałam, przecież wiesz? - Powiedziała z minimalnym przekąsem.
- I grzecznie wróciłaś do namiotu. - Lie mrugnęła do niej porozumiewawczo.
- O… oczywiście - Kimberlee zaczesała kosmyk włosów za ucho, lekko się przy tym uśmiechając.
- A szkoda - Dot sparodiowała głos zawiedzionej osoby.
- Hm? - Zdziwiła się chyba Kim.
- Że wróciłaś grzecznie do namiotu - Dot szturchnęła lekarkę lekko łokciem w bok.
- Noooo tak, przecież mówię? - Lekareczka albo się naprawdę dobrze zgrywała, albo… mówiła prawdę?
- To czyje majtki masz w tylnej kieszeni? - Dot ledwo co powstrzymała się przed parsknieciem śmiechem.
- Eeee… - Kimberlee poczerwieniała jak pomidor, po czym nerwowo wepchnęła owe majtki bardziej w kieszeń -No… to moje, byłam siusiu i ściągnęłam i… nie chcę o tym rozmawiać - Zaczęła unikać wzroku Dot.
- Kim? - Dot spoważniała.
- Nom? - Odezwała się blondyneczka.
- Nie masz się czego wstydzić - Lie uśmiechnęła się do niej łagodnie.
- Ok - Dodała Kim i… tyle. Więcej nie powiedziała nic.
- I nie zdradzisz szczegółów?- Znów żartobliwy ton zagościł w wypowiedzi Dot.
- O… robieniu siku?? - Zdziwiła się dziewczyna i aż uniosła brewkę.
-O tym dlaczego się tak czerwienisz?
- No bo to głupi temat a ty się wypytujesz i wypytujesz… - Wymamrotała lekareczka.
- Dobrze, już dam sobie spokój - Lie puściła blondynce oko i uśmiechnęła szeroko. - A na kaca po piciu i paleniu to najlepiej weź… - Dot podała dziewczynie nazwę leku, który sama wypróbowała na takie dolegliwości.

~

Rozmowa z majorem nie trwała zbyt długo. Major, w drodze wielkiej łaski, wyraził zgodę, by lekarka wybrała się na wycieczkę, chociaż radości ten pomysł na twarzy wojskowego dowódcy wyprawy nie wywołał. Za to stał się okazją do przypomnienia paru spraw związanych z bezpieczeństwem członków wyprawy. I odpowiedzialnością 'eskorty' za życie cywilów. Głową...
Pozostawało odpowiedzieć 'tak jest!' i iść, nim major zmieni zdanie i wszystkich uziemi.

Peter nie od razu podzielił się z "T" radosną informacją o składzie i kierunku wyprawy. Postanowił poczekać, aż Dot przyprowadzi medyczkę, by niepotrzebnie nie strzępić języka.
Gdy wreszcie do obu pań dołączyła Kim, Peter powiedział:
- Wasze pragnienia się spełniły. Jedziemy na cały dzień. Towarzyszyć nam będzie nie Kaai, a Bear. Jakieś pytania?
- Spakujesz nam koszyk piknikowy? - Dorothy spytała żartobliwie… a “Bear” wtedy podrapał się po łepetynie.
- Zapomniałem czegoś, zaraz wracam! - Powiedział, i poleciał do swojego namiotu.
- Właśnie sierżancie, będzie szampan i kawior na kocyku? - Wtrąciła się z uśmieszkiem “T”.
- O właśnie! Kocyk! - krzyknęła uradowana Lie. - Zaraz go spakuję
- Tylko nie zapomnij pistoletu - powiedział Peter. - Prowiant zabieramy z kuchni, zamiast szampana będzie woda... a o kawiorze możesz zapomnieć. Postawię ci, jak wrócimy do cywilizacji.
- Przereklamowane - powiedziała Dot idąc do swojego namiotu. - Niech ci trufle postawi.
Po niecałych dziesięciu minutach kobieta wróciła z plecakiem na ramieniu i kocem pod pachą, a na głowie swój kapelusz.
- Gotowi? - przyjrzała się wszystkim zdejmując okulary.
- Prawie - odparł Peter, który zdążył również wszystko zabrać. - Jeszcze prowiant i woda... i jedziemy - powiedział. - Kim, masz wszystko, co potrzeba?
Nieco rozkojarzona blondyneczka, zerkająca na chwilę obecną na “Beara”, z minimalnym uśmieszkiem czającym się w kącikach ust, zamrugała oczkami.
- Hm? Co proszę? A tak, mam wszystko spakowane… chyba - powiedziała w końcu.
Peter skinął głową, nie okazując braku wiary. Miał zresztą nadzieję, że "T" zadbała o swą podopieczną.
- "Bear", przynieś jedzenie dla wszystkich. "T", zatroszcz się o wodę. Dot, Kim, rozgośćcie się w jeepie. Zaraz do was dołączę. Zabiorę więcej paliwa. I skopiuję kawałek mapy.
- Ty prowadzisz Kim, czy ja? - Na twarzy pani Lie pojawił się uśmiech osoby, która już ma “niecny” plan.
- Nie no co ty... - zdziwiła się lekareczka na słowa Lie. - Jak chcesz, to jedź ty...

~

Po kilku minutach zjawił się “Bear” z podróżną torbą pełną jedzenia, “T” przytachała dwa spore baniaki z wodą, a Peter kanister z paliwem. W sumie mogli więc chyba jechać…, szczególnie że Peter trzymał, prócz kanistra, otrzymaną od majora kopię mapy wyspy.
Dorothy, siedząc już na miejscu kierowcy, z szerokim uśmiechem na twarzy czekała aż całe towarzystwo zbierze się.
- Kluczyki, poproszę - powiedziała słodkim głosem wystawiając jednocześnie rękę po wspomniane kluczyki.
- A prawo jazdy pani ma, pani Lie? - spytał Peter, rozsiadając się na miejscu obok kierowcy.
- Nie. - Pokazała mu język. - Zostawiłam w domu.
- A to feler... - Peter obejrzał się by sprawdzić, czy wszyscy zajęli miejsca, po czym podał kobiecie kluczyki.
- Trzymać się! - zakomenderowała pani Lie spoglądając jednocześnie w lusterko. - Będzie niezła jazda. - Ruszyła gdy tylko upewniła się, że wszyscy są na miejscach.
Wbrew jednak szumnej zapowiedź w miarę ostrzeżenie wyjechała z obozu. Dopiero po za nim pozwoliła sobie na odrobinę szaleństwa.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline