Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2019, 19:25   #368
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Loftus bez problemu znalazł beczkę solonych ryb i posłańca - za złotą koronę nawet kilku. Ostatecznie pobili się o to i trzynastoletni zwycięzca walki o prawo zaniesienia listu smarknął krwią i pokrwawionymi wargami przyrzekał solennie, że list doniesie dokąd trzeba będzie. A historia dziewicy Meisseńskiej i tutaj padła na podatny grunt, zwłaszcza wśród dziewcząt i kobiet, przynajmniej dopóki nie zobaczyły lutni Waltera. Bo chłopi to słuchali raczej khazadów...

Galeb i Detlef zostali docenieni za chęć pomocy, ale jako gościom honorowym zabroniono im tykać cokolwiek, zamiast tego z otwartymi gębami słuchano opowieści o Czarnej Kompanii. Zresztą, przy takich pieniądzach jakie oferowali za zwykłe koce, bukłaki i inne drobiazgi...

Ale najbardziej doceniona została Leonora. Kapłani wizytowali wioski raz do roku, akolici może nieco częściej, ale i tak zbyt rzadko jak na potrzeby społeczności. Oczywiście Myrmydia nie była boginią szczególnie popularną wśród rolników, ale Martin ją znał i szanował, a dla reszty jego zapewnienie, że jest to uznane bóstwo wystarczyło by zaufać Estalijce. Czasem problemy przytłaczają, a nie wszystko można powiedzieć mężowi, żonie, dzieciom czy rodzicom. Czy przyjaciołom. Ktoś obcy, ktoś kto wysłucha, doradzi... Ktoś, kogo jutro już tu nie będzie, więc nie rozgada tajemnic serca naprawdę miał co tu robić. A każdy choć drobnym upominkiem starał się wynagrodzić jej czas i cierpliwość.
Choć przyznać trzeba, że tresowany kruk robił równą furorę wśród dzieciarni.

Oleg pił z wujkiem mimo prób zapobieżenie tego przez Waltera i Diuka. Ten pierwszy zaraz został rozpoznany jako bard i otoczony wianuszkiem dziewcząt, ten drugi nadrabiał czas głodu i suchego pyska (i nie kradł, bo takich biedaków nie było z czego). Oleg w pijanym widzie polazł "w miasto" jak mu się wydawało. Kilkanaście chałup mieniło mu się w oczach, widział ulice, szynki i szyldy, a ostatecznie skończył w chałupie miejscowego myśliwego, który opchnął mu rohatynę i inne pierdoły za cenę przekraczającą najśmielsze oczekiwania wieśniaka (i jego przewidywane całożyciowe zarobki). Tu jednak dała znać o sobie wioskowa gościnność - myśliwy położył Olega spać do własnego łóżka i pilnował, by "wielmoźnemu, ślachetnemu, dobjemu panu" nikt do rana nie przeszkadzał. A i schował mu butelkę śliwowicy na dobry dzień. Oleg wychlał ją już rano, ale dzięki temu zlikwidował większość skutków kaca i choć jego zdolności umysłowe były nieco osłabione, spokojnie dał radę człapać razem z resztą Ostatnich (i swoją rohatyną). Miał tylko wrażenie, że maszerują w cokolwiek złą stronę... Ale skoro absolutnie nikt nie protestował uznał, że coś mu się pomyliło.

Ostatni nie skorzystali bowiem z rady Starszego wioski i zamiast udać się w kierunku Kelgardu, jak dyskretnie radził, ruszyli w stronę Simbach, gdzie Gustaw planował się przeprawić. Zignorował nie tylko rady Martina, ale i wiedzę Olega, który chwalił się już kilkukrotnie, że zna brody w okolicy, choćby taki, który jest na wschód od Simbach i pozwoliłby dotrzeć do Kelgardu jeszcze tego samego dnia.
Uprawdopodobnił tym jednak historyjkę o rzekomym marszu w góry w poszukiwaniu kopalni i trzeba przyznać, że przekonało to wieśniaków, że rzeczywiście nie jest to wojskowy oddział, o który chodziło graniczym.

Przeciążeni do granic Ostatni wlekli się w absurdalnie niskim tempie jak na taką misję i dotarcie do wioski będącej ich etapowym celem dotarli zmęczeni, po całodziennym marszu.
Owo niskie tempo mogło być jeszcze niższe. Gustaw najpierw kazał Bertowi zakupić zapasy na dalszą drogę, a potem chyba sam zbyt wiele wypił, ponieważ poszedł zająć się tym osobiście. Gdyby niziołek go nie powstrzymał i nie wytłumaczył mu, że i tak już są przeciążeni, wykupiłby pewnie z wioski pozostałe zapasy i każde źdźbło słomy. Ale i tak dwutygodniowe zapasy prowiantu i obroku ważyły więcej niż Ostatni (wliczając zwierzęta) byli w stanie unieść, zwłaszcza, że niemal każdy kupił tu coś na własną rękę. Na szczęście niedawny p.o. kwatermistrza umiał sobie z tym poradzić i porozdawał nadmiarowe żarcie w taki sposób, by każdy był w stanie osiągnąć podobne tempo.


Wieczór, 25 Nachgeheima 2522,
Simbach


Gdy dwójka Ostatnich weszła do kolejnej podobnej wioski, także i tutaj zaproponowano im nocleg. Choć nie spotkano tu żadnej rodziny nikogo, a miny wieśniaków były posępne. Wojna zaszkodziła im mocniej niż mieszkańcom Lauben.
Osada wyglądała podobnie jak poprzednia, choć tutaj palisada pokryta była gliną imitującą kamienie dla zmylenia goblińskich grabieżców, w środku znajdował się budynek służący za miejsce handlu i noclegu dla wędrownych kupców oraz kapliczka Simmy (lokalne bóstwo - patronka gliny) i druga, poświęcona Taalowi i Rhyi, a same domy prezentowały się dostatniej. W Simbach mieszkało prawie pięćdziesięciu wieśniaków, większość z nich pracowała z gliną, a tutejszą ceramikę ceniono w całym Wissenlandzie. Przynajmniej kiedyś. W czasach wojny handel zamierał. Ale przede wszystkim w Simbach nie było jednego - przeprawy. Ale znali miejsca, w którym rzeka była płytsza i oferowali przeprowadzenie chętnych rano, za szylinga "od nogi". Oleg całkiem niedawno twierdził że też wie jak się przedostać, ale Gustaw to zignorował.

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 01-02-2019 o 23:13.
hen_cerbin jest offline