Dupa Jinxa paliła żywym ogniem. I nie był to wcale skutek jego miłosnych podbojów w stylu sadomaso. Jakiś legionista wpakował mu kulkę w pośladek. Vernon zaklął cicho i zamienił broń – z automatu na strzelbę. Posłuchał rady
Utanga i zajął się wrogami na dole, zostawiając czarnoskóremu wojownikowi strzelców na schodach. Gdy tylko zaczął szarżę, Vernon zmienił pozycję, podbiegając do miejsca, z którego miał lepszy widok na hall i gdzie nie szalały płomienie.
Szybka ocena sytuacji…
Barry miał kłopoty. Jinx nie czekał, wziął na cel pierwszego przeciwnika stojącego najbliżej jego wolno myślącego towarzysza i nacisnął spust. Miał zamiar częstować legionistów ołowiem, od czasu do czasu zerkając na wejścia prowadzące do hallu, aby nie zostać zaskoczonym przez posiłki.
Gdy poczuł, bardziej niż usłyszał, pobliską eksplozję, domyślał się, że walki przybierają na sile. Trzeba było stąd wiać, ale najpierw… legioniści.