Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2019, 14:56   #45
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Nareszcie złapali trop. Ogarnęło ich uczucie ulgi, ekscytacji, ale też i obowiązku. Pojawiły się też dylematy, pierwsze nieporozumienia co do sposobu prowadzenia dalszego pościgu. Koniec końców, po wspólnej rozmowie, zapadła decyzja – drużyna się podzieli.

Wieczerzę jednak spożyli razem, korzystając z gościny miejscowych Sygmarytów. Po niej Liwia, Konrad i Wolken wsiedli na konie i ruszyli na zachód, przez mroczną puszczę. Lora, Peter i Bladin zostali w Tussenhof.


Liwia / Konrad / Wolken

Grupa pościgowa nie forsowała tempa, konie i tak były już zmęczone. Nadzieję pokładali w tym, że Katrina spędzi noc na odpoczynku, nie podróży. Do tej pory nie udało się zmniejszyć dystansu pomiędzy złodziejką, a nimi. Być może dzięki tej nocnej eskapadzie uda się zbliżyć do niej, albo nawet i złapać. Księżyce, o dziwnie czerwonawej barwie zalewały las krwistym blaskiem. To nie było normalne zjawisko, nikt z nich nigdy nie spotkał się z czymś takim. Poza jednak upiornym wrażeniem, jakie teraz sprawiało otoczenie, nic innego dziwnego nie wydarzyło się.

Liwia, choć wiedziała, że jej umiejętności tropienia nie przydadzą się na nic nocą na trakcie, po którym ciągle przejeżdżały konie i wozy, była jednak zadowolona z możliwości pobytu poza miastem. To był jej żywioł, a obecność jej towarzyszy sprawiała, że czuła się bezpiecznie, pomimo niepokojących okoliczności.

Wolken i Konrad nie odzywali się zbyt wiele. Miasto nie wyznaczyło formalnie przywódcy i choć teoretycznie to szlachetnie urodzony Falkenberg powinien wydawać rozkazy, postanowił postawić na współpracę. Może i nie zgadzał się z białowłosym co do nocnej pogoni, ale miał on rację w jednej sprawie – Markus Wolff i jego udział, czy współudział w tych wydarzeniach. Nie zdezerterował, jak wstępnie pomyśleli w Hergig, udał się w samodzielny pościg za Schetter. Jakie cele mogły mu przyświecać, tego nikt z nich na razie nie wiedział.

Szlak nocą był pusty. Minęli jeden zajazd, ogrodzony wysokim murem. Wiedzieli, że o tej porze nikt nie otworzy im bramy, pojechali więc dalej. Gdy słońce już wzeszło, na drodze spotykali innych podróżnych. Niestety, nikt nie widział Katriny, ani na trakcie, ani w przydrożnych gospodach. Wiedzieli jednak, a w zasadzie czuli, że są blisko, niczym psy myśliwskie na tropie zwierzyny. Być może jednak to były tylko ich nadzieje.

Do Klepzig dotarli w okolicach południa. Konie były już mocno zmęczone, a i oni z przyjemnością zsiedli z siodeł. Łysiejący mocno karczmarz w „Czarnym Byku”, całkiem przyjemnej karczmie, jako pierwszy przekazał im wiadomości, na które czekali.

- Tak, nocowała tu i wyruszyła wczesnym rankiem. W stronę zachodniej bramy, widziałem, bo sam ją wypuszczałem ze stajni.



Lora / Peter / Bladin


Prałat Teofil patrzył przez okno jadalni na dachy Tussenhof, oświetlone tej nocy na czerwono, i wykonał na piersi szybki znak młota.

- Zły to znak, coś się wydarzy... A wracając do waszego pytania, to nie, nie otrzymaliśmy żadnej wiadomości z Wolfenburga. Być może gołębia schwytał sokół, jeżeli w ogóle wysłano jakiegoś w tę stronę. Przykro mi słyszeć o tym świętokradztwie. Niewiele wiem o tym naszyjniku, i z tego, co słyszałem dawno temu tylko zwykły, stary przedmiot bez żadnej boskiej mocy. Najwyraźniej jednak dla was z Ostlandu miał spore znaczenie. Będę się modlił do Pana naszego o sukces waszej misji.

Rankiem, zaopatrzeni w prowiant przez świątynnego kuchtę, zaprzęgli konia i wsiedli na wóz. Ten dzień niewiele różnił się od poprzednich. Pokonywali kolejne mile, pytając tu i ówdzie o Katrinę Schetter i otrzymując w odpowiedzi jedynie wymowne kręcenie głową. Krasnolud pogrążył się w cichej rozmowie z kapłanem, towarzysząca im Lora swoje myśli kierowała ku siostrze, miała nadzieję, że Liwia jest bezpieczna. Na jej piersi spoczywała perła otrzymana od czarodzieja, mistrza Gerarda, i miała wrażenie, że ta ozdóbka od czasu do czasu nagrzewała się lekko. Mogło to być jednak tylko złudzenie.

Podróż szła sprawnie, trakt był zadbany i pod wieczór zameldowali się w Klepzig, w „Czarnym Byku”.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.

Ostatnio edytowane przez Phil : 03-02-2019 o 14:59.
Phil jest offline