Kiedy Barry był mały był raz z rodzicami w San Francisco. Tata prowadził jakieś swoje interesy, a mama wzięła go wraz z jego rodzeństwem zabrała zobaczyć centrum miasta. Były tam różne szkoły sztuk walk. Jedna z nich prowadziła zajęcia na dworze i mały tłumek dzieciaków przyglądał im się. Mały Barry zainteresował się co tam się dzieje i podbiegł do zbiorowiska by również popatrzeć. Uczniowie wykonywali kata, a mistrz przechadzał się między nimi poprawiając pozycje poszczególnych i głosząc im swoje mądrości. Barry nie pamiętał ich w większości, ale pewne słowa jakoś teraz do niego wróciły.
Cytat:
Jest tylko jeden bóg-nazywa się Śmierć. A co mówimy śmierci? Nie dzisiaj.
|
Zabawne co się przypomina ludziom w ostatnich chwilach. Barry nie czuł wiele. Nie było bólu, nie było strachu. Nie czuł potrzeby rozpamiętywania życia i tak mało z niego pamiętał. Może to i dobrze, że nie pamięta swojego życia w legionie. Cóż ta pałka w łeb po które stracił pamięć okazuje się w pewnym sensie błogosławieństwem. Dziwne o czym myśli człowiek będąc jedną nogą w grobie.
Inni pewnie by się pogodzili z losem, ale Barry był zbyt głupi by tak po prostu umrzeć. Coś kazało mu sięgnąć do jego flakonika z tym dziwnym płynem co miał przy sobie. Odpływał, ale chciał się napić, bo strasznie mu się chciało.