Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-02-2019, 20:46   #151
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Niezbyt imponująca ta twoja armata - zakpiła Elsi, po czym zaczęła celować w tego typa z własnego karabinu. - Może i słaba, ale przynajmniej doleci - rzuciła jeszcze przed oddaniem strzału.

Billy nie mógł się z nią nie zgodzić, ale przecież otworzył ogień nie po to, by zabić tamtego dupka, tylko aby zmusić go do ponownego ukrycia się, do czasu aż Igła doczołga się do kolumny, co się w sumie udało. Gdy sanitariuszka była już na miejscu, rudowłosa przestała strzelać.

Co teraz? Mogli ruszyć w ślad za nią, tylko po co? Żeby zrobić użytek ze strzelby Billy musiałby przeskoczyć na drugą stronę holu, a do tego czasu skończyłby pewnie jako durszlak. Jego "niezbyt imponująca armata" też tu nie pomoże. Mieli jeszcze karabin Elsi, ale prędzej go członek strzeli, niż pozwoli dziewczynie się narażać.

Pozostało więc czekać na rozwój sytuacji. Czekać i zerkać co jakiś czas w kierunku schodów, na wypadek, gdyby ktoś spróbował ich zajść od tyłu.
 
Col Frost jest offline  
Stary 03-02-2019, 21:15   #152
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Natalie schowała się za filarem i wzięła kilka głębszych oddechów. Widziała jak Jinx i Lucky oberwali… musiała się do nich dostać i im pomóc… tylko jak?

Cytat:
Spokojnie Nat. - Głos ojca pojawił się tuż przy jej uchu, jak zawsze gdy wspólnie polowali. - Weź dwa oddechy i skup się na celu. Nerwy powodują jedynie marnowanie naboi.
Oddychając spokojnie zmieniła magazynek w strzelbie. Osunęła się z powrotem na ziemię, przyjmując pozycję wygodną do strzału i wycelowała w kierunku mężczyzn kryjących się za filarami. Nie miała szans by trafić kogoś z dołu nie wystawiając się… zlikwidują przeciwników na piętrze i będzie mogła pomóc swoim… opatrzyć ich rany. Kto wie, może Utang ich spłoszy… wtedy będzie miała czysty cel.
 
Aiko jest offline  
Stary 03-02-2019, 21:19   #153
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Leżący wciąż przy kolumnie MJ nie miał takich dylematów, jak skuleni dobry kawałek za nim sanitariusze. Jego drobne ciało, napięte jak powróz trzymający wściekłego bramina, wtulone w załamanie terenu wokół narożnika, pracowało jak nakręcony sprężynowy mechanizm. Strzelano do niego... a on odpowiadał ogniem. Do tego go szkolono. Z każdym złożeniem się do strzału bladły wspomnienia pół roku w służbie Legionu, kiedy był kimś innym.

Teraz znów był żołnierzem i robił to, co żołnierz umie najlepiej. Walczył.

Wedle jego rozeznania na lewej stronie galeryjki, którą przed chwilą przemeblowała eksplodująca kula ognia - nie było już wrogów. Łatwo było to zgadnąć, bo z tamtego kierunku nikt już do niego nie strzelał. Facet z obrzynem po drugiej stronie schodów robił więcej huku niż szkody, bo jego chmury śrutu, choć latały wszędzie wokoło z wizgiem przypominającym chichot jakiegoś derwisza z piekieł, wzbijały jedynie kolejne obłoczki pyłu w przestrzeni galeryjki. Facet z samopałem właśnie wyciągnął się jak długi na schodach, brocząc krwią z kilku sporej wielkości dziur w pancerzu.

Pozostał tylko ten z repeaterem. Zdążył już załadować i teraz znów szachował ogniem prawą stronę galeryjki, raz po raz strzelając, gdy tylko młody strzelec spróbował wychylić głowę i wycelować. Może i nie był zbyt doświadczony... ale nie był głupi.

Trzeba go jakoś przechytrzyć, pomyślał MJ. I w tej właśnie chwili wpadł mu do głowy na szybko pewien pomysł.

Gdy kolejny pocisk z wrogiego repeatera uderzył w kolumnę, MJ wrzasnął. Nie, nie z bólu, który niewątpliwie by poczuł, gdyby faktycznie oberwał.

Ale bardzo się postarał, by tak to właśnie zabrzmiało.

W rzeczywistości MJ leżał wciśnięty między narożnik galeryjki i ciało legionisty z obrzynem. Jego repeater, pozornie niedbale leżący, był w gotowości, by w ułamku sekundy unieść lufę, wycelować w odległą sylwetkę wrogiego strzelca i nacisnąć spust.
 
Loucipher jest offline  
Stary 03-02-2019, 23:06   #154
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Key biegł szacując swoje szanse. Mur był za szeroki by walczyć jeden na jednego. Nie mógł pozwolić sobie na długą walkę. W dodatku był jeszcze treser. Pusty mur nie dawał żadnych okazji do uszczuplenia pościgu. Dotarł do schodów i zbiegł na dół. Zawrócił w kierunku bramy.
Zaklął widząc, że plecak był wspomnieniem, podobnie jak spory fragment otoczenia. Ruszył galopem przeskakując dogasające płomienie. Planował korzystając z dymu zaszyć się między zabudowaniami i tam bez pośpiechu, a za to z ostrożnością przekraść poza mury miasta. Po drodze rzecz jasna musiał ukraść żarcie i wodę.

Ścigające go cyber psy miały sporą szanse na odwołanie ich przez tresera. A nawet jeśli nie, to miasto dawało multum okazji do zasadzek. No i zawsze jakiś życzliwy szturmowiec mógł je ostrzelać.
 
Mike jest offline  
Stary 04-02-2019, 10:10   #155
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Ból. Szarpnięcie i gorące kropelki krwi spryskujące mu twarz, kiedy pocisk przeszył mu bark, wychodząc drugą stroną. Dzwoniło w uszach, a po chwili dźwięki zlewały się już w jednostajny szum. Widział Jinxa, krwawiącego jak chowa się za kolejną kolumną, i sam przetoczył się na bok w poszukiwaniu zasłony.

"Zajebią mnie tutaj..." myślał wstając z kolan i waląc się całym impetem w kuluar, którego ściany ryte były seriami jego peemu jeszcze chwilę temu. Musiał szybko coś wymyślić zanim jego żyły nie wypompują z niego całej krwi, najlepiej poczekać na Igłę lub Stickiego.

Igła i MJ męczyli się jednak z tymi pierdolonymi schodami i dopóki będą z nich schodzić legioniści, najpewniej zdechnie tutaj, w tej parszywej dziurze. Max zacisnął zęby, zdjął z pleców karabin i podrzucił do policzka. Bolący bark zaprotestował, a Lucky jęknął, widząc jak sylwetka w którą celuje na moment rozbija się na trzy, które po wdzięcznym zrobieniu pełnego obrotu znów zlały się w jedną. Wychylał się zza kolumny, na schodach, próbując oddać strzał w kierunku Igły i MJa. Pysk w bandanie, gogle, i ta przedziwna zbieranina pancerza, osłaniająca tors. Celownik złapał głowę mężczyzny. Wziął oddech. Ściągnął spust. Znów ból, kiedy kolba pieprznęła o bolący bark.

"Kurwa..."

Kolba była bezlitosna. Tak jak Newton i jego prawa. "Pierdolony fizyk..."

Póki bolało, było w porządku i Max postanowił martwić się w momencie, kiedy przestanie go cokolwiek boleć.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 04-02-2019, 14:05   #156
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Key

K-9000 zdecydował się uciekać. Wciąż miał dość energii, by to zrobić. Dobiegł do najbliższego zejścia z muru, prawie się z niego sturlał. Pędził już ku bramie, ale uparte robopsy wciąż go ścigały. Ich handler został już daleko z tyłu - nawet nie tyle zmęczony, co po prostu zbyt wolny. Zaczął natomiast wykonywać jakieś gesty w stronę wieży, odpalając na maksa moc swoich energo-pałek, aż zaczęły świecić. I ktokolwiek obsługiwał kaem na wieży, musiał zrozumieć, bo całe serie naboi pomknęły ku uciekającemu Keyowi.

Broń była mocno niecelna. Z nieco ponad stu metrów powinna skosić Keya, nawet biegnącego, w jednej serii. A tak wszędzie wokół wykwitały gejzery z piasku i ziemi. Ciężkie, acz bardzo niecelne (może pistoletowe?) naboje ryły krajobraz, obramowując pędzącego cyberpsa.

Key kierował się ku południowej bramie - tym bardziej, że widział, jak zza południowo zachodniej wytaczają się legioniści. Ranni, zmęczeni, rozbici. Zaraz szybko zaczęli zamykać bramę i obsadzać nadbudówkę. Wróg u bram.

Przemknął przez dogasające płomienie przy rozwalonej bramie południowej, zauważając przedtem, że jego pakunek został zniszczony przez tamtą eksplozję. Po drugiej stronie wrzała bitwa, coraz bliżej i bliżej, z każdą minutą bliżej ogrodów. Wtem, jego liche szczęście się wyczerpało.

Pierwsza kula bzyknęła obok lewego ucha, aż się wzdrygnął, rozbiła się na glebie przed nim. Druga brzęknęła o metalową część korpusa, rykoszetując. Trzecia wżarła się głęboko w żywy bok, powodując zastrzyk bólu, którego nie mogły zniwelować nawet bioniczne zabezpieczenia. Pocisk wytracił większość mocy w locie, ale i tak zarzucił nim na tyle mocno, by Key się przewrócił i z rozpędu przeturlał po dogasających gruzach bramy, boleśnie obijając i nacinając skórę w paru miejscach. A robopsy biegły.

Z deszczu pod rynnę. Ku niemu zbliżały się (a w zasadzie biegły) porozbijane zastępy tutejszych legionistów, wiedzione przez kogoś w ciężkim pancerzu. Nie, nie kogoś. Centuriona. Musieli zostać pobici przez tych w płaszczach i cofali się do ogrodów, do pałacu. Wyglądali nędznie... ale jeszcze nie zostali pokonani. Oficer szybko ogarnął wzrokiem sytuację, klnąc siarczyście i warcząc rozkazy. Od boku wyskoczył na niego jeden z napastników z maczetą. Odruchowo usmażył go swoją nietypową, krótkodystansową bronią.

- Ten pies! Brać go! - powtórzył. Jego ludzie ruszyli, chcąc otoczyć i zrobić krzywdę Keyowi A robopsy i ich powolny szef byli coraz bliżej. Przynajmniej ostrzał cekaemu ustał. Mimo to... K-9000 wiedział, że wpadł w czarne gówno.

Odnotował jeszcze, że dużo się działo z wieżą i bramą płd.zach. Płaszczowcy musieli dotrzeć do tej drugiej, bo zniknęła w równie efektownej eksplozji, co południowa. Wieża zaś znów rozszalała się pełnią rozbłysków broni palnej, strzykaniem rakiet i pluciem zapalającymi granatami moździerzowymi. Sama też została gęsto ostrzelana - nabojami, granatami, rakietami. Jakiś fartowny kontrostrzał z moździerza rymnął im na dach i musiał zdetonować zebraną amunicję i te dwa moździerze, bo cały top buchnął wybuchami i rozlał się płomieniami niczym mały wulkan. Zapalająca substancja oblała ściany fortyfikacji oraz całą okolicę, w tym dach hacjendy. Ci w środku mieli przejebane.

Ale nie bardziej, jak on sam.

Pozostali

Barry był w najgorszej sytuacji. Próbował jeszcze walczyć, przywołując całą swą siłę i desperację. Chwycił za leżące na nim ciało, przyjmując weń pchnięcie jednego z noży dzieciaków. Drugie jednak było bardzo niefortunne, wystawił się na nie. Nóż pchnął go w żebra, klinując się gdzieś na nich i sprawiając okropny ból. Machnął szponem odruchowo, poczuł opór, usłyszał rozpaczliwy krzyk, machnął znowu. Krzyk ucichł, poczuł ciecz na ręku. Cudza krew. Drugi napastnik próbował się przebić przez "tarczę" bezskutecznie. Miał szansę. Już miał zamiar go drapnąć szponem jak pierwszego, kiedy...

Jego szczęście się wyczerpało. Instruktor z szok-pałą i trzeci maczeciarz znów się na niego uwzięli, widząc, że wcale nie odpuszcza. Elektryczny pastuch przypierdolił mu w bok głowy z całej siły, rozprowadzając po jego ciele okropny ból i elektryczny wstrząs, aż mu pociemniało w oczach. Maczeta zaś, trzymana oburącz, spadła mu na udo z wielką siłą, aż ostrze zachrobotało po kości.

Już nawet przestawał czuć ból... czy siłę, czy cokolwiek. Nóż drugiego dzieciaka znalazł wreszcie cel, dziobiąc go po przedramieniu. Ledwo to poczuł. Odpływał. Coś w jego ociężałym umyśle podpowiadało mu... że z tego już raczej nie wyjdzie.

Zaraz potem na nogi padł mu kolejny ciężar, tylko bardziej go unieruchamiając (jakby to miało jakieś znaczenie na tym etapie). To był trzeci i ostatni maczeciarz, ostrzelany przez Richa. Pestka w łopatce kłuła niemiłosiernie, ta w dupie paliła żywym ogniem, szczególnie jak zmieniał pozycję - wtedy po prostu wył jakby przypiekany na rożnie przez samego diabła. Ale działał, musiał działać. Nabój Winchester .308 pomknął ze sztucera w plecy maczeciarza. Wnikł w nie jak w masło, przebijając skórzano-metalowy pancerzyk jak papier. Typ padł jak rażony piorunem prosto na nogi słabnącego Simmonsa.

W podobnej, acz gorszej sytuacji był Max. Wycelował i wyczekał. Wreszcie posłał jeden nabój, zarepetował, drugi nabój Bark napieprzał go po każdym strzale, ale to było do przeżycia. Nie do przeżycia natomiast był fakt, że ból i związane z nim odruchy bezwarunkowe zmuszały go do korekty namierzania po każdym wystrzale. Szybki ogień odpadał. Ledwo posłał ten drugi nabój w jakimś sensownym czasie w ten sam cel.

Te naboje zbiegły się z ostrzałem dwóch innych osób. Laura przed chwilą wywaliła cztery ostatnie pestki .22LR w kolumnę za którą krył się "kowboj", uniemożliwiając mu wyściubienie nosa aby ostrzelać Igłę, ją czy Sticky'ego. Potem schowała się by odryglować zamek i załadować pięć kolejnych naboi. Sticky natomiast, niezdecydowany, nie podjął żadnego działania, stojąc jak ta dupa gadająca do słupa...

Trzecią osobą strzelającą do "kowboja" był Martin, który zastosował przebiegły wybieg. Kula .357 Magnum przyrżnęła w bok jego kolumny - w sam raz by udawać martwego. Tamten najwyraźniej w to uwierzył, rozproszony między tym co się działo dalej na schodach, pojedynkiem z Martinem a ogniem "zaporowym" Laury. Wystawił się, chcąc zmienić pozycję albo cel. Wtedy dostał z repetera MJa i dwoma nabojami od Lucky'ego. Sturlał się po schodach i już się nie ruszył.

W międzyczasie trzeci fagas ze schodów znów wypalił w okolicę Igły i MJa z dwóch luf na śrut - równie niecelnie i bez efektu, co przedtem. Nie zauważył, jak szybki i cichy dzikus, Utangisila, dosłownie sfrunął ze schodów w jego stronę. Nie zdążył nawet wyciągnąć noża, kiedy czarny rzucił się na niego z ostatnich paru schodków i przygniótł impetem, rozbijając mu czaszkę o schodek plus przebijając i rozpruwając tomahawkiem w jednej ręce i modliszką w drugiej.

W międzyczasie kiedy ten z obrzynem tak się wystawiał na lecącemu ku niemu Utangowi, już grzęzła w nim kula .32cal ze sztucera Igły. Dziewczyna zarepetowała gnat i obejrzała okolicę. Na górze było "czysto", na dole niekoniecznie. Płomienie rozlewające się po podłodze przy ręcznej windzie na lewo były dość słabe, można było przez nie przebiec, aby udzielić pomocy medycznej rannym.

Na dole dalej trwała bezpardonowa walka o życie. Feng Lee opędzał się od toporków swoim mieczem, a nawet udało mu się odkroić jedną z dzierżących je rąk i potężnym kopniakiem posłać wrzeszczącego frajera z sikającym krwią kikutem na podłogę, aby tam skonał. Ale drugi toporek już hacznął go po ręce. Obejrzał się - jego niewolniczy "towarzysz" miał rozwalony łeb i pół-siedział oparty o ściankę. Barry był przygwożdżony trupami i okładany przez dwóch wrogów, ledwo żyw albo umierający. Ostatni buntownik właśnie padał w chmurze własnej juchy na podłogę, zaciukany "w locie" przez dwóch legionistów z hatchetami, którzy wyłonili się z płomieni. Zawył wściekle i natarł na swojego najbliższego oponenta. Zaraz potem dwaj pozostali go obeszli. Zaczęła się rąbanina. Wzajemna.

Wszyscy walczący mogli usłyszeć (czy też raczej wyczuć) kolejne dwie silne detonacje - jedną odległą, drugą wyraźnie tyczącą się budynku, dochodzącą od strony wieży obronnej.



 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 04-02-2019, 16:54   #157
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Może i sytuacja była posrana, ale daleko było by Key siadł na dupie i pozwolił się zarżnąć. Odbił w bok, by ominąć powracające reszki oddziałów. Szybki sprint wzdłuż murów, który osłonić go miał przed ostrzałem z broni ciężkiej, mógł go wyprowadzić z okrążenia. Dopędzić go miały szanse tylko psy. Ludzi nawet najszybsi, mogli tylko pomarzyć o dogonieniu nawet rannego psa. Inna sprawa, że mogli strzelać, ale na to Key nie mógł nic poradzić, poza obelżywym zadarciem ogona i jak najszybszym zniknięciem im z oczu. Pierwsze właśnie wykonał, a nad tym drugim już pracował...
 
Mike jest offline  
Stary 04-02-2019, 17:47   #158
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Igła poderwała się gdy tylko jej kulka trafiła w cel. Zarzuciła strzelbę na plecy i ruszyła biegiem w kierunku rannych. Nie miała czasu. Za sekundę mogli się pojawić kolejni przeciwnicy, a drużyna była osłabiona. Musieli iść dalej, bo byli łatwym celem. Szybciej… szybciej. Osłaniając twarz przed dymem przebiegła przez niewysoki ogień dopadając pierwszego z brzegu rannego. Padło na Maxa.

- Pierwsza pomoc, przerwa. - Nie czekając aż mężczyzna opuści broń odcięła pasek od naramiennika zbroi i przecięła koszulę odsłaniając ranę. - Czysta, nie trzeba wyciągać naboju… - Mówiła jak automat, jak zwykle przy stole operacyjnym, skrótowo informując co zamierza zrobić z pacjentem. - Nie ma czasu na szycie… zakładam opatrunek. - Użyła Healing Powder i zasłoniła rany zdobyczną gazą. Nie zważając na protesty pacjenta zabrała się za zakładanie opatrunku uciskowego. - Jak pozostali? - Zadała pytanie by odciągnąć myśli Maxa w chwili gdy zaciskała bandaż.

Cytat:
Pomagasz komu możesz. Pierwszy, drugi...po kolei na przód. Nie myślisz “o tamten ma gorzej”. - Kate pracowała kiedyś na polu bitwy. Natalie uwielbiała słuchać jej opowieści z tamtych czasów. - Nie ocenisz tego, mówię ci. Nie ma kurwa takiej opcji. A nawet jeśli… to może się okazać, że po drodze dostaniesz kulkę i co ci po takim bieganiu?
- Gotowe. - Odruchowo potarła dłonią kask Maxa i ruszyła dalej w stronę kolejnego widocznego rannego. Starając się utrzymać pochyloną pozycję biegła w kierunku Jinxa.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 04-02-2019 o 17:51.
Aiko jest offline  
Stary 04-02-2019, 20:07   #159
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Kiedy Barry był mały był raz z rodzicami w San Francisco. Tata prowadził jakieś swoje interesy, a mama wzięła go wraz z jego rodzeństwem zabrała zobaczyć centrum miasta. Były tam różne szkoły sztuk walk. Jedna z nich prowadziła zajęcia na dworze i mały tłumek dzieciaków przyglądał im się. Mały Barry zainteresował się co tam się dzieje i podbiegł do zbiorowiska by również popatrzeć. Uczniowie wykonywali kata, a mistrz przechadzał się między nimi poprawiając pozycje poszczególnych i głosząc im swoje mądrości. Barry nie pamiętał ich w większości, ale pewne słowa jakoś teraz do niego wróciły.
Cytat:
Jest tylko jeden bóg-nazywa się Śmierć. A co mówimy śmierci? Nie dzisiaj.
Zabawne co się przypomina ludziom w ostatnich chwilach. Barry nie czuł wiele. Nie było bólu, nie było strachu. Nie czuł potrzeby rozpamiętywania życia i tak mało z niego pamiętał. Może to i dobrze, że nie pamięta swojego życia w legionie. Cóż ta pałka w łeb po które stracił pamięć okazuje się w pewnym sensie błogosławieństwem. Dziwne o czym myśli człowiek będąc jedną nogą w grobie.
Inni pewnie by się pogodzili z losem, ale Barry był zbyt głupi by tak po prostu umrzeć. Coś kazało mu sięgnąć do jego flakonika z tym dziwnym płynem co miał przy sobie. Odpływał, ale chciał się napić, bo strasznie mu się chciało.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 04-02-2019, 21:56   #160
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
MJ wyszczerzył zęby w grymasie okrutnej satysfakcji, gdy zobaczył, jak tamten wychyla łeb, by upewnić się, że na pewno trafił. Dałeś się podejść jak dzieciak, szmaciarzu, pomyślał.

Nadszedł jego czas.

Repeater, wciąż trzymany ręką Martina, ożył i zwrócił lufę w kierunku odległego celu. Płomienie buchające z lewej strony galeryjki na moment zatańczyły pomarańczowym refleksem na wypolerowanej lufie "broni, która zdobyła Zachód".

Huknął strzał, kopnięcie kolby karabinu znajomym impulsem wstrząsnęło barkiem leżącego chłopaka. Tamten nie zdążył się nawet zdziwić - pocisk w ułamku sekundy pokonał długość galeryjki, uderzając prosto w jego pierś zanim jeszcze odgłos strzału dobiegł uszu. Dziesięciogramowy, ołowiany pocisk z powiększoną płaszczyzną przednią wybił dziurę w pancerzu legionisty, uderzył w skryte pod nią ciało i tam dopiero, rwąc skórę i mięśnie, łamiąc kości i przebijając naczynia krwionośne, oddał całą kinetyczną energię, rozpłaszczając się i więznąc między nabrzmiałymi krwią tkankami.

Legionista oberwał jeszcze dwoma podobnymi pociskami, wystrzelonymi przez skulonego po lewej stronie antresoli "Lucky'ego" Mandersona. Nie wiadomo, czy poczuł, który z nich go zabił. Nie miało to zresztą najmniejszego znaczenia. Impet uderzeń zakręcił nim jak bączkiem i pchnął do tyłu, jak cios legendarnego Masticatora z New Reno. Gdy padał, wypuszczając broń z zesztywniałych palców, jego serce właśnie przestawało bić.

Martin nastawił uszu. Strzelanina cichła, jeszcze tylko na dole - sądząc po odgłosach - trwała chaotyczna walka. Strzałów nie było słychać. Za to słychać było brzęknięcia zderzających się ze sobą ostrzy, łomot broni o płyty pancerzy, stęknięcia, jęki i wrzaski rannych, gdy ostre, niebezpieczne przedmioty trafiały w nieosłonięte części ciała, rozbryzgując wokół krew z zadawanych ran.

Martin podniósł się na nogi i rzucił wzrokiem przez barierki. Jeden rzut oka upewnił go, że walczący poniżej Feng ma kłopoty. Jeden z jego napastników zgiął się właśnie w pół, szukając na podłodze odciętej samurajskim mieczem Fenga ręki, po której został mu tylko rzygający krwią kikut. Jednak kolejni już zamierzali się na walecznego Azjatę, a ich broń właśnie wgryzała się w sylwetkę niezłomnego samuraja, znacząc na niej krwawe ślady. Mimo tego Feng zdawał się walczyć ze stoickim spokojem kogoś, kto nie boi się śmierci.

A gdzie jest Barry? pomyślał MJ. Młodego, niezbyt błyskotliwego, ale równie walecznego wojownika nigdzie nie było widać. Jedynie przy samej barierce MJ dostrzegł jakieś zamieszanie - jakieś sylwetki w pancerzach Legionu zapamiętale okładały stos ciał usypany w kącie pomieszczenia.

MJ niewiele myśląc podniósł broń do oka, wycelował i strzelił w najbliższego przeciwnika, dzierżącego solidną pałkę-głuszak. Kolejna kula przeznaczona była dla towarzyszącego mu gnojka z nożem, który zapamiętale dziabał wystające spod sterty trupów ramię... prawdopodobnie należące do Barry'ego, leżącego pod tym całym majdanem.

Nie zabijecie go, skurwysyny. Nie dzisiaj.
 
Loucipher jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172