Zadziałali na raz... dwa... TRZY! W stronę zgromadzonych wokół drzewa zbrojnych poleciały pociski, siekańce i magiczna energia.Trudno powiedzieć co doleciało pierwsze. Huk wystrzału zlał się w jedno z dźwiękiem wywołanym magią, który spowodował, że koń czarnego spłoszył się i pognał przed siebie między drzewa. Jeździec przez moment starał się utrzymać go w ryzach, ale nie zdołał i z łomotem blach wylądował między paprociami. Po lesie przetoczyło się echo, któremu towarzyszyły upiorne dźwięki, brzmiące jak demoniczny chichot połączony z wrzaskami obdzieranych ze skóry ludzi. Jakie było ich źródło, nikt nie wiedział. Ugodzony bełtem zwierzoczłek kwiczał i wierzgał, a trzymający go na wodzy strażnik miotał się we wszystkie strony. Bełt sterczał z naręczaka jednego z zamkowych. Ogólnie salwa spowodowała spore spustoszenie, mimo iż żaden z opancerzonych nie został skutecznie wyeliminowany. Teraz zbrojni szukali schronienia, rozbiegając się na wszystkie strony i za nic mając plany Wolfganga, chcącego ich potraktować piorunem. Magnus ponownie napiął łuk i posłał strzałę w plecy jednego z uciekających. Pocisk wbił się w szparę między hełmem a napierśnikiem, powalając zbrojnego. Banita kliknął językiem z zadowoleniem i już szukał kolejnego celu.