Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2019, 08:57   #34
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Tydzień temu.

Tego wieczoru w karczmie panował bardzo duży tłok. Hałas jaki dochodził z wnętrza dało się słyszeć na całej ulicy. Po całej sali rozchodził się zapach pieczonego mięsa, piwa i fajkowego ziela. Brakowało miejsc do siedzenia, a dzielne karczmarki miały ręce pełne roboty. Cały ten tłok powodował, że spokojnie można było przeprowadzać różne, ciekawe rozmowy, będąc spokojnym, że nikt ich nie usłyszy.

W kącie karczmy, przy stoliku na którym stała paląca się świeca, siedziało dwóch mężczyzn. Jeden całkiem przystojny, z długimi, niechlujnie ułożonymi, brązowymi włosami. Drugi, co tu dużo mówić, urodą nie grzeszył. Przystojny zwał się Delamros Chorster, zaś jego kompana zwano „Przykrym” Reviusem.


Przydomek wziął się z tego, iż aż przykro się człowiekowi robiło, kiedy patrzyło się na taką twarz. Łysa głowa, twarz naznaczona bliznami, skóra nienaturalnie ciasno opinająca czaszkę, a do tego gdyby ktoś się odważył przyglądać z bliska rzadki zarost, który wyglądał jakby ktoś małe patyczki w łajno powtykał, o jakości zębów nie wspominając. Panowie racząc się piwem, omawiali bardzo ważne kwestie dotyczące przyszłej okazji całkiem niezłego zarobku.
- Coraz bardziej brakuje mi pieniędzy, piwo coraz droższe, o cenach w zamtuzie nawet nie będę wspominał… Poratujesz swojego przyjaciela jakimś groszem? – narzekał na wszystko Delamros.
- Poratuje. I to w podwójnym znaczeniu - odpowiedział mężczyzna, przywołując kelnerkę wyraźnym gestem ręki.
- Piwem się nie martw, to drobne. Jest okazja na duży zarobek - powiedział nieco ciszej, ale nie zdradził nic więcej, gdyż podeszła do nich obca osoba. Kelnerka, z pewnością była marzeniem każdego mężczyzny... jakieś dwadzieścia lat temu. Teraz była tylko kobietą w średnim wieku, o czarnych włosach nachodzących na spocone czoło.
- Ziemniaki, pieczonego kurczaka i dwa duże piwa - zamówił Przykry.
Delamros podrapał się po zaroście. Tak naprawdę wystarczyłoby mu piwo, ale dobrze zjeść coś też by w końcu wypadało, a skoro Przykry stawia…
- Poproszę kawał pieczystego do tego wszystkiego najdroższa - uśmiechnął się zawadiacko do kelnerki.
Odczekał chwilę, aż kobieta sobie pójdzie i nachylił się w stronę Przykrego.
- A więc powiadasz, że zaistniała okazja do dużego zarobku? Wiesz, że groszem nie gardzę, więc zamieniam się w słuch.
- Edmund Hantrel jest jednym z najbogatszych ludzi w Spanii. Dowiedzieliśmy się, że zbiera całą ekipę do nadzoru i ochrony pewnego towaru. Nie jedną czy dwie osoby, tylko liczniejszą i do tego doświadczoną, więc towar musi być wyjątkowo cenny. - zaczął Revius, pilnując spojrzeniem czy nikt ich nie podsłuchuje. - Transport w dwie strony i co prawda nie wiemy dokąd, ale mamy już gotowe plany... Na początek, wprowadzić kogoś w szeregi tej ochrony. Mamy już sfałszowane dokumenty i paru “wiarygodnych” świadków, ale brakuje jeszcze osoby na to stanowisko, najlepiej kogoś dużo przystojniejszego niż ja. Uważam, że znakomicie się do tego nadajesz - podsumował.
Delamros zrobił niezadowoloną minę.
- Nie lubię pracować w grupie, wiesz o tym... - podrapał się po głowie i westchnął ciężko. - Ale skoro mówisz, że zarobek będzie zacny, chyba będę w stanie jakoś się przemęczyć.
- Samodzielnie, byłoby misją samobójczą. - odparł Przykry. - Teraz tak. Z pewnością zawitacie w Matador, nie ma innej drogi, gdziekolwiek się wybierzecie. Będę tu na was czekał, wraz z naszymi ludźmi. Aha, a jeśli wyprawa okaże się prowadzić do Amaraziliji, to zagadałem ze znajomymi piratami... Tak czy inaczej będziesz wiedział najwięcej o przesyłce, adresie docelowym i przesyłce powrotnej. Wtedy się spotkamy i podejmiemy decyzję. Znasz Lisę i Ruth? - zagadał.

Delamros głośno przełknął ślinę… Czy zna Lisę i Ruth? Oczywiście, że zna… Aż za dobrze. Kiedyś pozostawał w bardzo bliskich kontaktach z obiema kobietami, później przez splot nieszczęśliwych zdarzeń, na które oczywiście Delamros nie miał żadnego wpływu, musiał zostawić obydwie kobiety i to w sposób dość drastyczny.
- Oczywiście, że znam… Tylko mi nie mów, że ta robota ma coś z nimi wspólnego.
- Ano biorą udział, a coś wam nie wyszło? Nie martw się, gdy chodzi o pieniądze Lisa potrafi zagrać jak trzeba, a Ruth... ona może już zapomniała, wiesz że do bystrych nie należy - uspokajał rozmówca.
Wtedy to szybkim krokiem podeszła kelnerka i postawiła na ich stoliku dwa duże piwa.
- Jedzenie się robi - powiedziała i odeszła w pośpiechu, mocno zajęta.
- Lisa jest naszym kontaktem w Matador. Nadal jest kelnerką w karczmie San Quento, w której z pewnością zawitacie. Pamiętasz gdzie to jest? Ale nie ciągnij tam całej ekipy na siłę. Jak nie da rady, to albo się wymkniesz, albo ona dotrze do ciebie. W każdym bądź razie, powiesz jej czego się dowiedziałeś, ona powie nam i zobaczymy co dalej. Może zrobi się kopię? Postaramy się przejąć obie przesyłki... Aha, a Ruth umieściłem w porcie w Walencji, jeśli nasz kupiec będzie wysyłał coś przez morze, uważam że zwróci się do swojego zaufanego człowieka; nijaki Cabrera jest właścicielem i kapitanem statku, na który dziewczyna już się zaciągnęła. Podobnie jak ty, udaje kupca - powiedział Revius i zaśmiał się przez chwilę, na myśl o kupcu z umysłem Ruth.

Delamros westchnął głośno, podniósł kufel z piwem i wziął kilka dużych łyków.
- Czyli mam udawać kupca? I mam coś dla Ciebie ukraść? I do tego mam jeszcze pracować z kobietami, które najchętniej zabiłby mnie w oka mgnieniu? - Chorster pokręcił głową i podrapał się po zaroście.
- Oj tam zaraz zabiły - zbagatelizował rozmówca. - Z kobietami zawsze dobrze sobie radzisz, na pewno i tym razem dasz radę. A podprowadzić towar to raczej dla siebie niż dla mnie. Ja tylko nadaję okazję, a najważniejszą robotę robisz ty i zapewniam że nie zostanie to zapomniane przy podziale zysków - zapewnił Przykry.
- Niech Ci będzie, skoro mówisz, że zapłata będzie sowita, może jakoś uda mi się to wszystko ogarnąć… W końcu to ja, prawda? - uśmiechnął się, odkrywając swój złoty ząb.
- Oczywiście, że pamiętam, gdzie jest karczma San Quento, kiedyś, dawno temu, dosyć często tam bywałem… Czy koniecznym warunkiem zapłaty jest przejęcie obu przesyłek, czy wystarczy tylko jedna?
- Warunków właściwie nie ma, po prostu jeśli przejmiemy obie to więcej zarobimy - powiedział Przykry, a błysk w jego oku zdradzał nadzieję na naprawdę duży zysk. - Wstępny plan zakłada: przejęcie pierwszej przesyłki, udanie się na miejsce wymiany i tam udając ekipę wyjście z obiema. Na to ostatnie już będziesz mieć wsparcie - mężczyzna przedstawił plan w bardzo prosty sposób.

Dzień obecny. Wcześniej.

Dotarli do Walencji i odnaleźli Cabrerę w porcie. Dla Delamrosa ważna była jedna konkretna sprawa.
- Pan Hantrel obiecał też gratis miejsce w ładowni - Delamros nagiął nieco prawdę na swoją korzyść, jak przystało na dobrego kupca. - Ale bez konkretnych wymiarów. Ufam, że trochę się znajdzie? - zagadał.
- W tamtą stronę, owszem. Mamy miejsca, tak na dwie krowy w zagrodach - odparł Cabrera.
- Wspaniale - odparł zadowolony Delamros - to ja wracam za mniej niż godzinę - zwrócił się do reszty drużyny i czym prędzej popędził dokonać ostatnich zakupów przed wypłynięciem.


Nie tracąc czasu ruszył na umówione wcześniej spotkanie, ale musiał się jeszcze upewnić, że nikt go nie wyśledzi.
Wiele razy już to robił, jeżeli tylko chciał mógł zostać całkowicie niezauważonym. Musiał wtopić się w tłum. Oglądał się co jakiś czas za siebie i upewniał się, czy na pewno nikt go nie śledził. Żadnych gwałtownych ruchów, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Parę razy skręcał nagle w boczne alejki tak, żeby nawet jeżeli ktoś go śledził, szybko zgubił trop. Miał nadzieję, że dotrze do miejsca spotkania bez ogona.
Szybko się okazało, że przy tak profesjonalnym podejściu do sprawy, szczęście nie miało nic do rzeczy. Delamros dość szybko znalazł się w wąskiej bocznej uliczce pełnej nieoznakowanych żadnym szyldem, napisem czy nawet numerem drzwi. Jednak widok przez drobne okno obok nich, mówił sam za siebie.


Delamros od razu wiedział, że trafił gdzie trzeba - do “Pijanego Szkieletu”. Nie tracąc czasu po cichu wślizgnął się do środka. Gdzie oprócz zapachu piwa i palonych cygar, powitało go z tuzin średnio przyjaznych spojrzeń.
- Któż zaszczyca nas swoją obecnością? - spytał jakiś chropowaty męski głos, dochodzący gdzieś z głębi sali.
Delamros miał wrażenie, że gdyby ktoś wszedł tu przypadkiem, byłby w niemałych kłopotach. Jego to na szczęście nie dotyczyło.
Chorster, aż wzdrygnął się na dźwięk tego głosu. Nie wiedział w sumie dlaczego, ale ten głos nie kojarzył mu się zbyt dobrze. Kompletnie nie mógł sobie przypomnieć, do kogo należał. Zaczął uważnie rozglądać się po sali, szukając mężczyzny, który przywitał go u progu karczmy.
Niestety nie dało się go wypatrzeć, był to ktoś z obecnych w sali. Nie miało to jednak większego znaczenia, gdyż zgromadzeni zdawali się stanowić jedność. W kilkanaście osób przyglądali się Delamrosowi, nieomal go otaczając, a dłonie niektórych już sięgały do rękojeści broni.

- Spokojnie. Po prostu czekamy na kogoś konkretnego i nie chcemy się pomylić - odezwała się jedna blondi, o słodkim i nadwyraz przyjemnym dla ucha głosie, który był miłą odmianą od tego poprzedniego. A i sama dziewczyna była wręcz urocza.


- Jestem Carmen. Carmen Blade. Jak się nazywasz? - przedstawiła się uprzejmie, oczekując jednak tego samego od mężczyzny.
Delamros był oczarowny urodą Carmen, od zawsze miał słabość do kobiet.
- A czy to ważne jak się nazywam… - powiedział Delamros, podszedł do kobiety i delikatnie objął ją w pasie. - Może postawię ci lampkę wina albo coś mocniejszego? - miał tylko nadzieję, że przez to wszystko nie zapomni o zadaniu.
W pomieszczeniu rozległy się czyjeś huczenia i zduszone śmiechy, a ktoś gwizdnął głośno.
- Dziękuję, ale gustuję w młodszych - odpowiedziała dziewczyna, kładąc jednocześnie rękę na trzymanej przy pasie broni, ale nie odtrącając objęcia w które trafiła.
- A teraz i tak nie mogę. Mamy bardzo ważne sprawy, a hrabia de Lamros nam się spóźnia - pożaliła się, niezadowolona.
Gdy Delamros zobaczył, że Carmen kładzie swoją dłoń na broni, szybko cofnął rękę z jej pasa i zaśmiał się głośno. W tym śmiechu można było wyczuć nutkę zdenerwowania.
Chorster postanowił jednak bawić dalej.
- Żadnych więcej zmartwień moja droga - cofnął się od niej o krok i szeroko rozłożył ręce. - Hrabia de Lamros przybył! - skłonił się w pas i ucałował rękę kobiety. - Ale ty możesz do mnie mówić Delamros - puścił do niej oko.
- No! Fajnie, że to ty - ucieszyła się dziewczyna.
- Inaczej musielibyśmy cię związać i zamknąć w piwnicy na miesiąc - dodał ktoś z pozostałych, co wywołało trwające dwie sekundy śmiechy.
- Szkoda czasu na gadki, chłopaki - powiedziała stanowczo blondynka. - De’Lamros, powiedz nam proszę co wiesz. Płyniecie Marią Osete? Co to za przesyłka? Widziałeś ją? Gdzie ma ona dotrzeć i co będzie do przewiezienia z powrotem? - podpytywała się z nieukrywaną ciekawością, oraz szczerym uśmiechem.
Delamros odchrząknął głośno.
- Płyniemy Marią Osete, a przesyłką jest zdobiona szkatuła. Powiem szczerze, że nie zrobiła ona na mnie zbyt dużego wrażenia, zrobiona z jakiegoś metalu - zrobił krótką pauzę i podrapał się po zaroście. - Płyniemy z nią do Lochu w Trzimizi, ma ją otrzymać nijaki Donet Razor. Niestety nic mi nie wiadomo o tym, co mamy dostać w zamian.
- Może to magiczna szkatuła - zasugerował jeden z ludzi, z czarnymi oczodołami i piórami wpiętymi we włosy, sugerując jego znajomość magii.
- Może. A co jest w środku? - zagadała Carmen.

Delamros podrapał się po głowie.
- Tego, moja droga, niestety nikt nie wie. Nikt nie zajrzał do środka, żeby to sprawdzić, ale spokojnie, jak tylko szkatuła wpadnie w nasze łapy, zobaczymy, co też się w niej znajduje - puścił oko do Carmen, a ona uśmiechnęła się delikatnie przez moment.
- Czyli możemy zgarnąć zawartość i nikt się nie kapnie - zauważył jeden ze starszych, zgromadzonych tam ludzi.
- Owszem, ale trzymamy się planu. Przejąć przesyłkę i udać się na miejsce wymiany, aby przejąć oba skarby i może coś więcej. Zgarniemy towar i możemy oddać tej ekipie pustą szkatukłkę, to się nawet nie zorientują - powiedziała Carmen, a z tłumu dobiegły ciche głosy aprobaty.
- Jak z miejscem w ładowni? Mam nadzieję, że możesz wnieść jakieś towary na statek? - zagadała, z uśmiechem spoglądając na Delamrosa.
Cała rozmowa, wskazywała na to, że blondynka jest kimś ważnym w tym gronie. Chyba, że właśnie z uwagi na urodę delegowano ją do pertraktacji.
Chorster wypiął dumnie pierś.
- Oczywiście, że mogę wnieść różne towary na statek. Jak mógłbym o tym nie pomyśleć - uśmiechnął się szeroko do Carmen, ukazując przy okazji swój złoty ząb. - W ładowni jest sporo miejsca.
- Znakomicie - ucieszyła się Carmen. - Bo widzisz, prawo stanowczo zabrania nam atakowania innego statku na otwartych wodach, ale jeśli wejdziemy na jego pokład jeszcze w porcie, wszystko będzie w porządku. Zapakujemy się do skrzyni i podrzucimy na statek jako twój towar - wyjaśniła, zadowolona z błyskotliwości całego planu.
Mężczyzna o czarnych oczodołach podał Delamrosowi dwie małe fiolki. W jednej był gęsty i mętny czerwony płyn, a w drugiej przeźroczysty żółty.
- Tu masz sztuczną krew i słabszy środek odurzający - powiedział przy tym.
- Wyślij nam Rudą ze szkatułką, niech ją wyniesie na pokład. A w razie czego, to pomoże ci zwalić na nią winę - dodała Carmen, wskazując kiwnięciem głowy na podane przez czarodzieja mikstury.
- To co? Ruszamy - zagadała z uśmiechem i nieukrywanym entuzjazmem.

Obecnie.

Grali w karty, całowali się z Rudą i ogólnie było fajnie. Potem część ekipy poszła spać, a pewnym momencie Zevran opuścił kajutę, dzięki czemu Delamros został praktycznie sam na sam z Ruth. Siedzieli na posłaniu na podłodze, przytuleni do siebie, całując się zgodnie z przyjętymi wcześniej zasadami gry w karty.
- Udało się? Chyba jesteśmy sami? - dziewczyna wyszeptała mu do ucha, na granicy słyszalności.
Delamros uśmiechał się delikatnie.
- Na to wygląda. Chyba możemy wykorzystać tę chwilę tylko dla siebie, co Ty na to? - delikatnie dłonią gładził włosy Ruth.
Dziewczyna zachichotała cicho.
- Myślisz że mamy czas? - spytała, jednocześnie rozsznurowywując wiązania swojej skromnej kamizelki, co oznaczało że odpowiedź była jej zbędna do działania.
Nie marnując swych gorących ust na gadanie, przywarła nimi do ust Delemrosa, całując go namiętnie, podczas gdy jej dłonie nadal pracowały nad pozbyciem się odzienia.
Chorster nie odpowiedział już na pytanie kobiety. Całując ją coraz mocniej, zaczął szybko sam się rozbierać. W sumie nie wiedział, ile czasu będą mieli na miłosne uniesienia, chciał więc jak najszybciej przejść do rzeczy.
Gdy był już cały nagi, pomógł kobiecie pozbyć się resztek ubrań jakie miała na sobie. A ponieważ dziewczyna nie ociągała się z rozbieraniem, został jej do zdjęcia tylko jeden but.
Mimo panującego półmroku, mężczyzna mógł nacieszyć oczy widokiem jej nagiego, młodego ciała. Przy jej zdecydowanie szczupłej sylwetce, było mile zaskakujące że miała dość spore i kształtne jędrne piersi, które aż się prosiły o wyściskanie. Jej uda też nie były chude i zdradzały że Ruth miała nie tylko czym oddychać, ale i na czym siedzieć.
Gdy Delamros zadbał o pozbycie się jej buta, wykorzystał fakt iż trzymał ją za łydkę i ustawił jej nogę tak aby mieć dobry widok na jej kobiecość. Ruth była młoda, wspaniała i gorąca, naturalnie ruda. Widok jej cudownej skarbnicy to jedno, ale manewr z jej nogą zapewnił mężczyźnie też pełny dostęp do niej. I o to chodziło!
Najlepszy był jednak figlarny uśmiech tej pięknej dziewczyny, którym zdradzała, że cała ich intymna sytuacja bardzo jej się podoba. Delamros odwzajemnił figlarny uśmiech i nie czekając ani sekundy dłużej, wziął się do roboty.
Oczywiście oboje starali się zachowywać tak cicho jak się dało... A było naprawdę gorąco.


Gdy było już po wszystkim, Delamros i Ruth leżeli obok siebie, głośno dysząc. Ich ciała były całe rozgrzane i delikatnie świeciły się od potu. Chorster chciał coś powiedzieć, ale nie mógł złapać oddechu. Ta kobieta wyssała z niego całą energię, dominowała nad nim przez cały czas, a on nie protestował… Bo niby czemu miałby protestować… Przez chwilę zaczął się zastanawiać, czy nie wyszedł z formy, ale możliwe, że był to tylko chwilowy zanik kondycji.
- To było coś... Musimy to kiedyś powtórzyć - wyszeptała Ruth i zamruczała zalotnie jak kotka. Jej oddech wracał już powoli do normy i usiadła, rozglądając się w skąpanym mrokiem pomieszczeniu.
- To, co teraz robimy? - wyszeptała cicho, zbierając powoli swoje porozrzucane po podłodze ubrania.
Delamros zamiast mruczenia, wydał z siebie tylko głośny jęk, gdy przeciągał się, cały czas leżąc.
- Koniecznie musimy to kiedyś powtórzyć - powiedział niby spokojnie, ale jednak dało się słyszeć jeszcze lekkie drżenie w głosie.
- Teraz chyba musimy w końcu zabrać się do roboty, prawda? - wyszeptał.
- Jeszcze raz, tak od razu? - zdziwiła się Ruda, spoglądając w półmroku na rozmówcę.
- Aaa, do tej drugiej roboty. Jasne - szepnęła, ubierając się w pośpiechu.
Nie ubrała się nawet porządnie, a już wyjęła coś z kieszeni zakładanej kamizelki.
- Jestem gotowa - wyszeptała, prezentując dwa dorobione niedawno klucze.
Przyłożyła palec do swych ust, na uniwersalny znak ciszy i puściła do niego oczko. Następnie na czworakach ruszyła cicho w stronę kufra Tanyra.
Delamros ubrał się najszybciej, jak tylko mógł i ruszył na czworaka za kobietą. Musiał szczerze przyznać, że taka perspektywa była bardzo przyjemna. Miał nadzieję, że reszta zadania będzie równie przyjemna.
Ruda nie traciła czasu. Dorobiony klucz idealnie pasował do kłódki blokującej dostępu do kufra, który już po chwili został otwarty. Ciche zabranie z niego szkatułki było kwestią sekund.
Szczerze uśmiechnięta Ruth obróciła głowę w stronę Delamrosa i puściła do niego oczko. Następnie nachyliła się ustami do jego ucha.
- Oddam to piratom i zaraz wracam. Oby tylko nikt nie zauważył, że mnie nie było - wyszeptała, mając zamiar postąpić zgodnie z planem.
Delamros wiedział, że jeśli uda jej się przemknąć po pokładzie obok Zevrana, oboje będą czyści. Jeśli jednak ją zobaczą, tylko on będzie poza podejrzeniem, o ile odstawi dobre przedstawienie i odpowiednio użyje sztucznej krwii.
- Potem możemy jeszcze pociurlać - dodała, oraz zachichotała cicho i polizała go po uchu, zdradzając że jej się podobało.
Delamros tylko uśmiechnął się delikatnie, nie wiedzieć czemu miał dziwne przeczucie, że coś w tym całym planie pójdzie nie tak. Szybko jednak stwierdził, że nie będzie martwił się na zapas, a dopiero jeżeli dojdzie do jakichkolwiek komplikacji.
- Tylko uważaj na siebie… - powiedział krótko do Rudej.

* * *

Do pewnego momentu wszystko szło jak należy. Dziewczyna była nie tylko młoda, ładna i zgrabna, ale także gorąca i we wspaniałym humorze, chętna do wspólnej zabawy. Robili to co chcieli, czego chcieli oboje, dbając oczywiście o to, aby nikogo przy tym nie zbudzić. Było wspaniale!
Oczywiście, zbyt dobrze i coś musiało pójść nie tak...
- ŁŁIIIIII !! - jakiś głośny gwizd rozległ się na korytarzu.
Delamros odzyskiwał już stłumione zmysły, jedną ręką trzymając się za krwawiący nos, a drugą wskazując na drzwi.


Zaczęło się, skończyła się zabawa, teraz trzeba było działać szybko, ale bardzo ostrożnie. Delamros był pewny siebie, w końcu to nie pierwsza jego tego typu akcja w życiu. Wychodził już z gorszych tarapatów. Miał do tego odpowiednie instrumenty, których po prostu powinien użyć, aby wszystko poszło gładko i przyjemnie.

Sztuczna krew. Rzadko korzystał z takiej zabawki, ale teraz było to konieczne. Po chwili kombinowania, jego noga wyglądała, jakby naprawdę była bardzo poważnie i głęboko dźgnięta sztyletem. Delamros, aż uśmiechnął się delikatnie pod nosem na widok swojego “dzieła”.
Fortel się udał i gdy reszta drużyny wstała, uwierzyli we wszystko.

Całe zamieszanie odbywało się na pokładzie, więc chcąc nie chcąc, Delamros udał się na pokład. Mało brakowało, a zapomniałby o utykaniu na właściwą nogę. Dawno już nie musiał udawać rannego, a jego towarzysze na pewno nie należą do mało spostrzegawczych, więc nawet najmniejszy błąd, może sporo kosztować.

Na pokładzie panowało straszne zamieszanie, Delamros wywrócił oczami i westchnął głośno, wszystko to było strasznie męczące, chciał to mieć wszystko za sobą. Przybrał męczeński wyraz twarzy, złapał się za “krwawiącą” nogę i wszedł na pokład.

Rozejrzał się nerwowo i powoli pokuśtykał.
- Co tu się dzieje?! Gdzie jest Ruda i szkatułka?! - krzyknął do Tanyra. Chciał nie tyle dowiedzieć się o sytuacji, ile rozproszyć go podczas gdy rzucał zaklęcia. Owszem, mógł go zaatakować i to z zaskoczenia, ale wtedy aby nie zostać zdemaskowanym musiałby go zabić, a to nie leżało w jego naturze.
- To ty powinieneś wiedzieć - odparł Tanyr. - Byłeś z nią…
Łotrzyk złapał się za nogę, z której leciała krew.
- Nie mogę chodzić, ta suka mnie dźgnęła… - rzucił w kierunku swojego towarzysza. W jego głosie słychać było autentyczne cierpienie. Cóż, lata praktyk…

Musiał szybko zorientować się w całej sytuacji. Powoli ruszył w stronę prawej burty, cały czas pamiętając, żeby utykać na właściwą nogę.

Gdy Delamros dotarł do burty i wyjrzał za nią, widział jak do zawieszonej na wysokość około 3 metrów nad poziomem morza szalupy, schodzą opuszczający pole walki piraci. W szalupie była już Ruda wraz ze szkatułką i jeszcze jedna blondynka w brązowym kapeluszu z białym piórkiem.

Piraci byli wyraźnie w odwrocie. Jedyną ich szansą na szybką i skuteczną ucieczkę było szybkie przecięcie lin, przez tych którzy są w szalupie. Delamros zauważył, że blondynka w brązowym kapeluszu i mężczyzna z papugą, starają się tego dokonać. Musieli to zrobić szybko i, co najważniejsze, jednocześnie, inaczej szalupa zawiśnie na jednej linie i na pewno nie utrzyma pozycji poziomej.

Nagle, jego kompan Sher, wskoczył do szalupy i zaatakował z taką siłą, że kilku piratów wypadło za burtę. Reszta widząc to, również zaczęła skakać do wody. Najgorsze jednak było to, że Rudej nie udało się uciec. Tkwiła w żelaznym uścisku Shera. Delamros, wciąż zgarbiony i ranny, zaczął po cichu przeklinać pod nosem. Powoli sytuacja wymykała się spod kontroli.

Ruda była wyraźnie przerażona całą sytuacją, nerwowo zaczęła rozglądać się po pokładzie. W końcu udało jej się dojrzeć Delamrosa.
- Szefie ratuj! Złapali mnie! Co robić?! - krzyczała w niebogłosy.
Czyli to już był koniec, wszystko się rypło, trzeba było się ratować, póki do jego towarzyszy dojdzie to, do czego tutaj doszło.
- Szefie! Ja nie wiem czy umiem pływać! - wołała dalej Ruda.
Koniec tej całej maskarady. Delamros wyprostował się i przestał udawać ciężko rannego.
- Cóż, wygląda na to, że już wszystko o mnie wiecie! - krzyknął do swoich towarzyszy. Rozłożył ręce i uśmiechnął się pod nosem. - Szkoda, w sumie zaczynałem was lubić… Do następnego spotkania! - wyskoczył za burtę, nim jego towarzysze zdążyli zareagować.
 
Morfik jest offline