- Święta racja panie Galvinson! - wtrącił się Oleg mląc w ustach smak znoszonej podeszwy. - Od początku mówiłem: bierzemy tylko najpotrzebniejsze rzeczy - przypomniał unosząc wskazujący palec niczym wykładowca uniwersytecki. - Gdybym szedł z siedmioma sobą, to ustaliłbym co jest potrzebne i rozdzielił ciężar między siebie. Aaale - zaznaczył przeciągle niby przypadkiem stając tuż obok Detlefa. Można też obwiesić się żelazem, wziąć orężna, jak na sprzedaż i... - Błyskotliwość Olega wciąż pozostawała nieco przytępiona i prócz personalnego przytyku nie mógł znaleźć trafnie dobranych słów, więc spojrzał nieco zażenowany na Krasnoluda i odstąpił, jakby nic się nie stało. - Nie potrzebujemy tuzina wnyków, żeby każdy miał swoje- dodał tylko jakby mimochodem i sięgnął do bukłaka z wodą przyznając sam przed sobą, że też ma lekki nadmiar bagażu. |