| Kharrick odczekał cierpliwie (ledwo wytrzymując) aż magia mikstur zadziała i zabrał się do roboty. Nawet jak mieli spać poza jaskinią nie zamierzał zostawić trucheł trotów leżących na ziemi. Powoli i sukcesywnie zabrał się do wynoszenia ich na zewnątrz aby potem druid mógł odczynić swoje czary. W międzyczasie musiał sobie zrobić przerwę, bo żebra mu doskwierały i oddech miał płytki. Skoro musiał przysiąść to mógł równie dobrze zagadać do kogoś.
- Ej Jace! To o czym ty w końcu gadałeś z tymi trotami? - zagaił zaczepiając młodzieńca. - A takie tam tête-a-tête. - uśmiechnął się kwaśno. - Powiedziała, że nazywa się Ighiz, są Dziećmi Kamienia i mamy złożyć im hołd i ofiarę albo nas zabiją - Jace wzruszył ramionami. Sprzątanie po mokrej robocie to zdecydowanie coś, czego się brzydził, postanowił więc znaleźć sobie jakiekolwiek inne zajęcie. - Gadała coś o jakimś Drążącym domagającym się ofiary, ale nie wiem kto to może być.
Kharrick uniósł brwi.
- Drążący? Ciekawe. Może chcą wrócić do podmroku? Z tego co wiem one nie do końca wydawały się takie jak słyszałem, że powinny być. Przede wszystkim nie były ślepe.
Jace wzruszył ramionami. - To typowa nieścisłość, miejska legenda, że troglodyci są ślepi. - dodał. - Może to jakiś demon uwięziony tutaj, a może jakieś jej urojenia. Ci wcześniej krzyczeli, żeby chronić Ighiz - ponownie wzruszył ramionami, jakby nie starał się nawet powiązać tego w całość. Nilczeli wpatrzeni w obrzydliwą scenerię. - Czemu Kharrick? - zapytał Jace.
- Czemu Kharrick? - powtórzył mężczyzna.- Na mężczyzn się tak nie zwraca uwagi, a on był już dawno martwy. Nikt nawet o nim nie pamiętał aby mieć jakiekolwiek podejrzenia. Spieszyłem się. Takie tam. Nie mniej nie zgodze się z tobą co do trotów. Myślę, że ta banda była wyrzutkami wiesz? Mam nadzieję, że bez “ofiar” nie będzie chciało mu się kopać.
Mężczyzna odkaszlnął i zaklął czując żebra.
- Nieźle sobie poradziłeś. Nie wiem co zrobiłeś, ale ta Ighiz wyglądała na przestraszoną. - Bardziej chodziło mi o teraz. Przecież Kharrick to nie prawdziwa Ty. - Jace patrzył pusto w przestrzeń pomiędzy swoimi butami.
- A to… he he.. ugh - Żebra ponownie zabolały. - Wiesz co? Jakoś tak jak Laura zaczęłą ściągać ze mnie zbroję i ciuchy, odruchowo zareagowałam. - pierwszy raz dopplerka użyła niewłaściwego zaimka. - Przyzwyczajenie drugą naturą, co? - uśmiechnął się - Pilnuj się z zaimkami… a my musimy wymyślić ci jakąś babską ksywę, żebyśmy cię nie wsypali. - dodał
- Może Szelma?- Mikel wtrącił się do rozmowy. -[i] Można tak mówić i na kobietę i na faceta i łatwo będzie się wykręcić jak ktoś pomiesza te ... zaimki.
- No dzięki. - żachnął się złodziej. - To ja was będę nazywać dziewicami.
- No weź się nie obrażaj jak baba skoro już jesteś w ciele faceta co? - chłopak uśmiechał się od ucha do ucha - Co o tym sądzisz Jace?
- A patrz jaki rozgadany, a tak się rumienił przy pierwszych rozmowach - zaśmiał się Kharrick żałując tego momentalnie. - I pomyśleć, że u niego wahania nastrojów nie zależą od machania mieczem - wtrącił Jace. - Szelma jest ok - dodał po chwili. Coś cały czas zaprzątało mu umysł, nie pozwalało odpocząć. Psionik próbował chyba mimowolnie, podświadomie ułożyć poszczególne kawałki układanki jaka składała się na Drążącego. Kim była ta istota i w jaki sposób komunikowała się z Ighiz? Czy to był tylko wymysł jej wyobraźni?
- Coś Cię gryzie? - Mikel zapytał, zauważywszy zamyślenie psionika. - Nic, nic. - odpowiedział wyrwawszy się z zamyślenia. - Nie mogę skojarzyć tego Drążącego, a pewien jestem że gdzieś już to słyszałem.
- Co chcemy zrobić z drążącym? Pytam bo jesli to cos przyjmuje ofiary i chcemy to wybawić to mamy sporo ciał które mogą do tego posłużyć. I bez sensu będzie wynosić je na zewnątrz w tym momencie. - Dołączyła do dyskusji Laura, skończyła pakować swoje przybory medyczne i część fantów.
- Zabić to trzeba. Ja tam bym nie czuł się komfortowo jakby moja rodzina miałaby być w miejscu pod którym jest ktoś kto przyjmuje ofiary - Kharrick oparł szczękę o dłoń i spojrzał na towarzyszy. - Demona nie zabijesz, a przynajmniej nie tak łatwo. - powiedział poważnie Jace. - Poza tym, nie mamy takich możliwości, żeby go choćby dotknąć. -
- A kto powiedział, że to demon? To może być cokolwiek - zauważył złodziej. - Popatrzmy na to z perspektywy. To istota, która potrafi komunikować się w jakiś mentalny sposób, może przez sny, choć tutaj nie ma pewności. Troglodyci nie są tutaj od dawna, więc ktokolwiek to “uwięziony” musi być od dawna.
Po drugie - Jace zaczął wyliczać na palcach - Musi chcieć ofiar. Nie zakładałbym, żeby to był pomysł z Ighiz.
Po trzecie wreszcie… - zatrzymał się na chwilę z wygiętym palcem - Nie pamiętam, co miałem powiedzieć. -
Kharrick pokręcił głową. Miał przeczucie, że jego forma przestała odpowiadać jego towarzyszom. Przewrócił oczyma i ni stąd ni zowąd przestał być mężczyzną. Jednak zamiast swojej oryginalnej postaci przed towarzyszami siedziała czarnowłosa elfka o złotych gniewnych oczach. [media]https://i.pinimg.com/564x/b8/74/c2/b874c2c059e04672e9cc40cd9eba154b.jpg[/media]
- Skup się Beleren - szturchnęła go piętą krzywiąc się przy tym. - Wszystko jedno co to jest, trzeba będzie się tego pozbyć w ten lub inny sposób.
- Emi! Jak już nosisz bandaże to nie zmieniaj formy! Patrz wszystkie się poluźnił. - Laura nie była zadowolona ze zmniejszenia się ciała w okolicy żeber złodziejki. - Głowa mnie boli - odpowiedział z pewnym rozbawieniem psionik. - Trzeba się go pozbyć o ile w ogóle istnieje, ale najpierw musimy wiedzieć… no właśnie czy istnieje? I co to jest? Tego nie zrobimy ani tu, ani teraz, więc zróbmy swoje i wracamy na zewnątrz.
Elfka westchnęła poirytowana.
- Dobrze jak nie ty, to może ktoś inny. Jak mam narażać swoje dupsko dla was to muszę mieć chociaż zarys pomysłu na kilka ewentualności. A w zasadzie musimy - wskazała na siebie, Mikela i Psotnika. - Ja wiem, że macie swoje szachrajstwa i stoicie sobie radośnie z tyłu, ale jak przyjdzie co do czego, to nam się oberwie za twoją bolącą głowę.
- Dobrze koniec tych osobistych wycieczek wychodzimy! Na zewnątrz złapiemy oddech i na Spokojnie zastanowimy się co zrobić jutro! - Krzyknęła Laura a echo jej wypowiedzi poniosło się po jaskiniach.
- Mamy może olej lub oliwę? - Mikel skierował pytanie głównie w stronę Emi, ignorując polecenie Laury.
Emi-elfka już sama miała coś odwarknąć na rozporządzenie wiedźmy kiedy pytanie Mikela wybiło ją.
- Mam tylko ogień alchemiczny od hobosów. A co kombinujesz? - odparła po chwili.
- Drobiazg. Małe utrudnienie dla potencjalnych gości z dołu. No nic… Sprawdzę w plecaku. - jak powiedział, tak zrobił. Po chwili grzebania z zaskoczonym uśmiechem wyciągnął butlę oleju do lamp.-Nada się. Idę nasmarować drabinę. Pamiętajcie drugi i szósty szczebel od góry. Może to wiele nie pomoże, ale jest szansa, że któryś z tych brzydali spadnie na ryj… - chłopak uśmiechał się jak dziesięciolatek, który spłatał komuś dobrego figla.
- Czekaj! Idę z tobą - Emi-elfka poderwała się z ziemi przypłacając to bólem. Szybko jednak o nim zapomniała. Zabrała pochodnię i oboje zniknęli w dalszych korytarzach. |