Zamkowi nie grzeszyli odwagą. Za nic mieli okrzyki wzywające do poddania się. Rozbiegli się na wszystkie strony, niepomni lecących w ich stronę pocisków. Dwóch padło, kiedy Lothar dopadł do zakutego w czarną stal dowódcy patrolu. Chciał go zaatakować z zaskoczenia, ale tamten najwidoczniej usłyszał zbliżającego się szlachcica. Von Essing dopadł go, gdy Czarny podnosił się na nogi. Trzymanym w ręce mieczem sparował cios zdobytego w krypcie oręża.
- Podnosisz rękę na prawowitą władzę, knypie - wycharczał strażnik. Lothara owiał cuchnący zgnilizną oddech. Aż strach było pomyśleć, co znajdowało się pod blachami. W tym momencie obok głowy Lothara z wizgiem przeleciał magiczny pocisk ciągnąc za sobą błękitny warkocz Eteru. Dwa uderzenia serca potem rozległ się wrzask trafionego wojownika. Czarny wykorzystał moment i uderzył mieczem, mierząc nisko, w krocze szlachcica. Ten nie dał się zaskoczyć. Oddał. Czarny sparował. I znowu uderzył. Wymiana ciosów trwała, ale żaden nie mógł zdobyć przewagi. Dowódca zbrojnych zdawał się zupełnie nie męczyć, mimo ciężkiej zbroi okrywającej jego członki, a do tego był niemal tak szybki jak Lothar.
W końcu jednak szala zwycięstwa przechyliła sie na stronę von Essinga. Mag skupił swoją moc na Czarnym, a temu zadrżała ręka. Miecz w przedziwny sposób wypadł z dłoni zakutej w pancerną rękawicę. Pancerny nie miał czym sparować kolejnego ciosu. Zasłonił się ręką. Lothar w ogóle nie poczuł oporu, miecz przeszedł przez naręczak jak przez masło i ugrzązł w ciele. Z hełmu dobył się skowyt bólu. Strażnik odskoczył i rzucił się do ucieczki. Lothar zamachnął się i zupełnie nie po szlachecku rąbnął Czarnego w głowę. Tamtego aż zamroczyło. Siłą pędu wpadł w drzewo, odbił się od niego i z rozłożonymi szeroko ramionami padł na ziemię.