Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2019, 02:43   #46
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4IOXgamaOLI[/MEDIA]

Popołudnie okazało się nie tak spieprzone jak Lamia się z początku obawiała. Mimo paskudnego samopoczucia po ostatnim spotkaniu z Danielem, późniejszej jazdy samochodem z przyklejonym do twarzy uśmiechem, wybuch entuzjazmu po powrocie Amy prawie zwalał z nóg, tym razem pozytywnie. Sierżant przestała żałować że dom ze śpiącą w najlepsze Betty przestał być cichym, spokojnym azylem. Radość i blask bijący od szczęśliwej blondynki odbijały się refleksem i na tej drugiej, poważniejszej twarzy… z mało poważnym ręcznikowym turbanem u góry. Strój też brunetka miała na razie mało wyjściowy, jak to z ręcznikami bywa, lecz ciągle przecież miała czas.

Siedziała kurtuazyjnie za stołem, popijając herbatę i obserwując krzątaninę pary gołąbków, późniejsze wyjście Jacka, a potem wybuch radości przyjaciółki.
- Powiedz… nie było przypadkiem w lodziarni tego kapitana Thunderbolts? - spytała gdy zapanowała wreszcie cisza, a ona zdjęła ręcznik z głowy aby zacząć powoli rozczesywać włosy - Jack to miły chłopak, jutro też będzie ci pomagał?

- No!
- blondynka entuzjastycznie pokiwała głową równie żywo się do tego uśmiechając. Ta radość zdawała się przysłaniać nawet jej gruby opatrunek który rozciągał się na pół jej twarzy a teraz jakoś wydawał się mniejszy i cieńszy przykryty entuzjastycznym zachowaniem cichej zazwyczaj dziewczyny.
- To znaczy tak powiedział. Że przyjedzie. Mam nadzieję. - blondynka trochę się opanowała i z lekkim zawstydzeniem założyła jeden z blond loków za ucho. Ale zdradzał ją uśmiech i spojrzenie, że była przy wielkiej nadziei w związku z jutrzejszym spotkaniem z Jack’iem.

- A tamtych żołnierzy co tam byli nie widziałam. No ale wiesz, nie rozglądałam się za bardzo. Ale na pewno nie było tego ich łazika bo bym na pewno zauważyła. I na szczęście nie było tych wstręciuchów z MP. - Amy chciała pomóc jak mogła więc odpowiedziała na pytanie o komandosów z Thunderbolts a zwłaszcza ich dowódcę. Zapewne słabo orientowała się kto jest kto w wojskowej braci ale taki łazik jaki mieli ludzie kapitana rzeczywiście rzucał się w oczy, nawet dla blond laika. Tylko tych z MP widocznie Amelia nie wspominała miło i rada była, że ich nie spotkali.

Widać nie tylko wojskowi nie przepadali za Żandarmerią, szczególnie dwoma empi z “18tki”. Nic dziwnego, rzadko się trafiało na podobnych fiutów… a może całkiem często, Mazzi nie pamiętała. Za to zdarzenia wczorajszego wypadu wciąż były świeże. Oczywiście najbardziej te na koniec przy stole wśród weteranów.
- Dobra, mów co gadał - skupiła uwagę na młodym, zachęcająco puszczając blondynie szeroki uśmiech - Gdzie pracuje, jest stąd? Tylko nie mów że mieszka z mamą… ale z drugiej strony przynajmniej będzie czysty. - zaśmiała się - Jutro.... to może ZOO?

- Tak, mieszka z mamą. Znaczy z całą rodziną. Nie tak daleko jak się ma samochód. A pracuje w hurtowni, właściwie w magazynie. Taka firma spedytorska, zostawiają tam na przechowanie różne towary zanim odbiorą je sami albo ktoś inny.
- sądząc po tym jak mówiła Amelia to uznawała to raczej za zaletę nowego znajomego niż wadę. Na oko wydawał się nieźle wpisywać w schemat spokojnego sąsiada zza rogu jacy pewnie przeważali w tym mieście.

- A do ZOO… - blondynka zastanowiła się. Zastanowiła jeszcze chwilę. Pomogła sobie w namyśle krzywiąc buzię i w końcu westchnęła. - Niiee… za daleko. A jeszcze trzeba by coś tam pozwiedzać to już w ogóle… Może w weekend? Myślisz, że by się zgodził? Czy wolałby coś innego? - dziewczyna spojrzała przytomniej na kumpelę testując na niej sensowność tej propozycji.

Rodzinny, z odpowiedzialną pracą, własnym samochodem i jeszcze dobrymi manierami… gdzie się niby tacy uchowali na tym popapranym świecie?
- Myślę że jeśli go poprosisz to z chęcią pójdzie - odparła rozplątując włosy palcami, dzieląc je przy okazji na trzy grube pasma - Nie ważne gdzie, byle z tobą… ZOO jest w porządku, neutralne. Chyba że chcesz go zabrać w sobotę na koncert RB i jego szarpidrutów - popatrzyła na nią z powagą - Wtedy będę mogła się upić jak zwierze… jeśli mi obieca że cię odstawi do domu w jednym kawałku. Spanie w rowach opanowałam do perfekcji - parsknęła - Tobie lepiej będzie w ciepłym, suchym łóżku. Mówił gdzie tak pędził wczoraj zanim go zdybałyśmy? No! i najważniejsze - zrobiła krótką przerwę zanim dokończyła - Mówił coś o Betty i o mnie?

- Tak myślisz? Że się zgodzi? Jej, tak bym chciała!
- Amelia rozradowała sie słysząc odpowiedź kumpeli i złożyła na moment dłonie jak do modlitwy chcąc życzyć sobie by ten plan wypalił. - Jeej… Miałam iść z tobą do tego ZOO… - przypomniała sobie i twarz trochę jej posmutniała gdy uderzyły ją wyrzuty sumienia. - Ale możemy pójść jutro! To bym zobaczyła co tam jest to już w weekend bym wiedziała gdzie chcę iść! - zaproponowała od razu z entuzjazmem nie chcąc wyłamywać się z obietnicy jaką dała kumpeli.

- A w sobotę ten koncert jest wieczorem… ooo… a może zaprosić go na koncert? Chociaż nie wiem czy lubi… właściwie to ja nie znam się na tym punku to nie wiem czy lubię… no i chyba niezbyt brać chłopaka na babski wieczór nie? - blondynka stropiła się znowu gdy okazało się, że weekend niesie znowu tyle opcji, że trudno to jakoś pogodzić aby wszyscy byli zadowoleni.

- Na pewno się zgodzi - zapewniła blondynkę szczerze, bo nie widziała innej opcji i machnęła ręką - Mną się nie przejmuj, ogarnę się i poprzenoszę bajzel do siebie jutro. Niewiele tego… no ale zawsze coś - wzruszyła ramionami - Całkiem sympatycznych mam współlokatorów, dostałam całe dwie półki we wspólnej szafie. Szczyt luksusu - zaśmiała się cicho, zerkając z ukosa na okno - Nie wiem czy to dobry pomysł żebym chodziła z tobą gdzieś gdzie jest dużo ludzi i niebezpieczne zwierzęta. Widziałaś… że mi odwala. Nie zrobię ci krzywdy… - westchnęła, kręcąc głową - Ale mogę narobić kłopotów.

- A no tak! Przecież byłaś w Domu. I co? Fajni są? Na kogo trafiłaś? Jak tam jest?
- teraz blondynka dała się ponieść ciekawości i dopytywała się Lamii o relacje z wyprawy do Domu Weterana. - I daj spokój, jaki kłopot? Zresztą obiecałam ci, że pojedziemy do tego ZOO. To jutro możemy się umówić. Ja przyjadę do ciebie albo ty do mnie. Albo umówimy się gdzieś na mieście. - blondyna nie chciała zostawić kumpeli samej ani nie spychać jej gdzieś na poboczny tor. Złapała ją za dłoń i uścisnęła mocno na znak przyjaźni i szczerych intencji.

Zwykły dotyk, niby nic szczególnego. Niósł jednak ciepłą otuchę, tak samo jak niewymuszony uśmiech. Prosty, jasny przekaz od kogoś kto nie chciał jej przelecieć ani wykorzystać, po prostu ciesząc się że jest. Saper od razu łatwiej zaczęło się oddychać.
- Ty wpadnij do mnie, sama się przekonasz co i jak - oddała uścisk, potem wróciła do czesania włosów - Mieszkam na pierwszym piętrze bloku C, pod 69. Dawny akademik, pokój przedzielony płytami żeby zrobić cztery trumny. W jednej mieszka Carol, dziewczyna z łączności. W pozostałych dwóch Chris i Rich. Jeden z pancernych, drugi od ciężkiego sprzętu… nie pozabijamy się, są swoi. Poza tym Chris niezła dupa - wyszczerzyła się nagle całkiem niewinnie - Rich za to jest zabawny. Carol nimi dyryguje… właśnie - nagle pstryknęła palcami - Jakbyś znalazła dziś wieczorem chwilę, mogła bym cię prosić o upieczenie czegoś? Tobie to lepiej wychodzi.

- Upiec coś? Ale co? Jakieś ciasto? A na kiedy byś chciała? I jakie? -
propozycja Lamii dość mocno zaabsorbowała blondynę. Chociaż to co jej mówiła o swoim nowym lokum traktowała lekko i na dobrą monetę ciesząc się szczęściem kumpeli więc uśmiechała się łagodnie i potakiwała głową. Zachichotała w typowo dziewczęcy sposób gdy usłyszała opinię sierżant o swoich nowych kolegach z pokoju. Dopiero kwestia wypieków ją zaskoczyła na tyle, że widocznie wzięła to jak najbardziej dosłownie i poważnie.

- I wpaść do ciebie? A tam można przychodzić jak się tam nie mieszka? Ale możemy się jakoś umówić. - wróciła na chwilę do tego co przed chwilą proponowała kumpela.

- Można nas odwiedzać, grunt aby o północy być w pokoju i własnym barłogu. Wtedy nas liczą - Mazzi wyjaśniła co i jak - To nie pierdel, ani psychiatryk, nikt tam nie patrzy co i z kim robimy póki nie ma ciszy nocnej. Chodziło o ciasto, jakiekolwiek. - machnęła ręką na kuchnię - Co zrobisz będzie pysznie. - na więcej nie miały czasu. Z sypialni Betty doszły dźwięki niechętnego i bolesnego, ale jednak przebudzenia do życia. Ogarnięcie się, wyszykowanie i przygotowania do wieczornego drinka skupiły cała uwagę dwójki z trzech obecnych w mieszkaniu kobiet. W końcu nie co dzień dostawało się zaproszenie od najbardziej rozchwytywanego komika w całym pieprzonym Sioux Falls. Należało się odpowiednio nastawić i nastroić. Humory dopisywały, bo jak inaczej?
Życie było piękne, gdy nie musiało się myśleć o wojnie.
Kwaterunek w muzeum wywoływał w Mazzi dość mieszane uczucia. Gdyby ona miała wybór chyba wolałaby kostnicę, albo dom pogrzebowy, ewentualnie stare więzienie czy piwnicę. Muzea były… zbyt dziwne. Echa dawnych czasów, wycięte i wklejone w cztery ściany aby pasowały do czegoś, co żyjący kiedyś ludzie mieli w głowach. Atrapa pokazująca sposób ich spędzania czasu, odpoczynku, pracy. Antyki, polerowane drewno, ciężkie meble i zapach kurzu, choć cała okolica lśniła zadbana, wypucowana.

Oczywiście sierżant ogarniała jaki to prestiż - móc żyć na co dzień w tym miejscu, wśród tylu pięknych przedmiotów. Mieszkać w dobrej dzielnicy z pieprzonym żywopłotem między uliczkami… mieć światło elektryczne pewnie w każdym pokoju i odkurzony dywan…
- Wschodnia Europa - brunetka mruknęła średnio obecnie, wpatrując się w tańczący na kominku ogień. Stała przed nim, obracając powoli w dłoni szklankę pełną bursztynowego bourbona. Wypindrzona, w odświętnej kiecce, sama przypominała relikt przeszłości.
- Źle masz dywan - potrząsnęła głową i obróciła uśmiechniętą twarz do gospodarza, pokazując ruchem głowy na wzorzystą plamę na podłodze. Drugie machnięcie pokazało bok pomieszczenia - Powinien być na ścianie, jak we wschodniej Europie.

- Być może. Nie odpowiadam za wystrój wnętrz tylko z nich korzystam. - komik odpowiedział po chwili gdy przyjrzał się ścianie, dywanowi na jakie wskazywała Lamia i odezwał się gdy spojrzał znowu na nią. - Znasz się na tym? Na stylach ze Starego Kontynentu? - zapytał zaciekawiony tym wątkiem.

Mazzi zamyśliła się, pociągając ze szklanki homeopatyczne ilości alkoholu. Nie wypadało narąbać się zanim minie choćby godzina gościny.
- Powiedz, gdybym znała się na architekturze i dekorowaniu wnętrz w stylach Starego Kontynentu… trafiłabym na Front, prosto pod bomby? - tym razem ona spojrzała zaciekawiona na komika - Wiem że dywany powinny być na ścianach. To już coś… powiedz, gdzie w takim razie mieszkasz lub mieszkałeś przed byciem kustoszem w tym szykownym, zimnym miejscu?

- W tanim motelu. - odparł aktor komediowy z takim szczerym i dumnym uśmiechem jakby oznajmiał, że mieszkał w najlepszych hotelach tego miasta albo i świata. Prozaiczna treść tak bardzo kontrastowała z wyszukaną formą, że Betty roześmiała się jak z dobrego kawału. Claudio też się uśmiechał sympatycznie. Ale wrócił do pytania starszej sierżant.

- Jedno nie przeczy drugiemu. Tego typu wiedzę, bystry obserwator mógłby nawet zapamiętać z jakiegoś starego filmu czy gazety. Mogłaś nawet to od kogoś usłyszeć jako anegdotę. Samo w sobie o niczym to jeszcze nie świadczy ani nie przesądza. A przy okazji jak zdrowie? Wyszłaś już ze szpitala? - Claudio rozsiadł się wygodnie na fotelu wyciągając nogi obute w kapcie w stronę kominka. Na zewnątrz zachodziło Słońce i robił się już półmrok. Dlatego światło ze świec i kominka zaczynało odznaczać się coraz wyraźniej w miarę jak te na zewnątrz słabło. Aktor siedział ubrany elegancko ale swobodnie jakby nie chciał straszyć oficjalnym stylem w jakim pokazywał się na scenie czy publicznie. Był w letnich, wygodnych spodniach jakie pewnie mógłby równie dobrze ubrać i do marynarki. Marynarki ani krawata nie miał, siedział w samej koszuli z długimi rękawami co wyglądało dość elegancko ale i bez oficjalnego dress code.

- Pytasz, bo masz zamiar pchnąć mnie nożem do otwierania korespondencji pod żebra? - odbiła pytaniem, podchodząc powoli do jego fotela, obchodząc go równie niespiesznie - A może pytanie ma podłoże służbowe? - Przechodząc z tyłu przesuwała opuszkami palców po górnej krawędzi mebla i ramionach komika przy okazji - W końcu chciałeś zaproponować mi pracę - nachyliła się, szepcząc mu prosto do ucha aby mógł poczuć ciepło jej oddechu na skórze - Chyba że to też był dowcip i skecz - wyprostowała się, wracając przed front i przysiadła na podłokietniku, twarzą do mężczyzny.

- Wypisali mnie wczoraj, gdybyś był przypadkiem w okolicy zapraszam. C-1-69… o ile będę u siebie chętnie cię ugoszczę. Co prawda metraż nie powala, nie da się też liczyć na równie wysublimowane estetycznie wnętrze - powiodła dłonią ze szklanką wokoło - Ale za to sprężyny w łóżku nie skrzypią. Mam też całkiem niezłą tapetę i zasłony. Niepopalone - zabujała brwiami - Pluskwy dopiero znoszę, ale w swoim czasie będzie ich tyle co moli u ciebie.

Claudio patrzył z zainteresowaniem na to co mówi i robi jego ciemnowłosy gość. Słuchał, uśmiechał się ale wydawał się być zrelaksowany i rozbawiony. - Ciekawe, że połączyła zaproszenie do siebie ze sprężynami w łóżku prawda? - komik niby dyskretnie szepnął do Betty ale w tych warunkach i tak dało się to wszystko słyszeć.

- Ona tak ma. Jej wszystko kojarzy się z łóżkiem. Tylko niekoniecznie ze spaniem w łóżku. - Betty płynnie odbiła piłeczkę rewanżując się podobnym tonem i patrząc z lubością na swoją Księżniczkę ubraną w krótką, “małą czarną”. Sama przyszła w luźnej, letniej szarej sukience w duże, białe kwiaty. Ten lekki zestaw zapewniał przewiewność i swobodę ruchów.

- Bardzo interesujące. - aktor pokiwał głową uprzejmie przyjmując do wiadomości informację od Betty i z ciekawością przyglądając się Mazzi. - A praca no czemu nie? Na początek ktoś mógłby wystąpić z nami na gościnnych występach. A co dalej to kto wie? Zależy jak wyjdzie. Jak ci się podobał wczorajszy występ? Widziałabyś siebie po drugiej stronie widowni? - Claudio pytał jakby naprawdę nie odrzucał możliwości wspólnych występów z nową koleżanką w zespole.

- I kto tu ma niestosowne myśli - sierżant przewróciła oczami tak aby pozostała dwójka widziała, do tego przyłożyła dłoń do urażonej piersi. Zaraz też przybrała minę skrzywdzonej niewinności ,oskarżonej o niecne bezeceństwa. Całkowicie bezpodstawnie rzecz jasna.
- Mówię o łóżku, bo mam tam łóżko - odpowiedziała nadąsanym tonem, wydymając usta w sfochany dziobek - I szafkę. Parapet…. a od kiedy łóżko jest od spania, co? - popatrzyła na kasztankę wciąż z tym samym wyrazem twarzy. Westchnęła i spojrzała na komika - Występ się podobał, późniejsza improwizacja również. Nawet, nawet. Pełne 8 na 10, szczególnie z tyłu - pokiwała mądrze głową coś obcinając go wzrokiem jak szacowany towar na bazarze - Chcesz mnie przetestować? Chętnie, o ile masz już przygotowany skecz z kajdankami.

- Skecz z kajdankami? - Claudio powtórzył propozycję i przygryzł lekko wargę zastanawiając się chwilę. A może tak tylko chciał pogłębić napięcie ale chociaż w przypadku Betty wydawało się, że osiągnął zamierzony efekt bo popatrzyła nie niego z oczekującym zaciekawieniem. - Tak, mam jakiś skecz z kajdankami. - komik uśmiechnął się rozkładając lekko ramiona a potem wstał. Poszedł w kierunku wyjścia kierując się ku wieszakom jakie były tam zamocowane a okularnica popatrzyła na Lamię i wzruszyła ramionami na znak, że nie wie czego się spodziewać ale jest ciekawa co ten komediant znów wymyślił.

Claudio wrócił trzymając w dłoniach jakiś szal.
- To która chce być skuwana a która skuwająca? - zapytał z niewinnym uśmieszkiem.

- To ja wolę skuwać! - Betty zgłosiła się chętnie jako pierwsza i wstała ochoczo ze swojego miejsca.

- Dobrze. W takim razie Księżniczko pozwól, że użyjemy na tobie tego rekwizytu. - zapowiedział aktor i podszedł do Lamii. Złapał ją tak, że musiała skrzyżować przed sobą ręcę a potem symbolicznie obwiązał te nadgarstki tym szalikiem jaki dotąd trzymał. Teraz symbolicznie i na warunki improwizacji można było uznać, że Mazzi ma skute czy raczej związane ręce.

- Teraz ty, Betty. Złapiesz ją za ramię. Tak jak byś prowadziła niesforne dziecko czy tam pacjenta. I tak wyjdziesz na scenę. Umówmy się, że tu, przy kominku jest scena. - Claudio chociaż mówił lekko to jednak brzmiało poważnie, że naprawdę tłumaczy jak wykonać ten skecz. Złapał za saperskie odkryte sukienką ramię i podszedł do schodów tłumacząc co obydwie mają robić. Nietrudno było sobie wyobrazić, że schody symbolizowały jakieś zaplecze sceny skąd obie powinny wyjść na scenę właśnie. A scenę symbolizowała bezpośrednia okolica kominka gdzie dotąd siedzieli.

- Ja będę siedział tutaj. - wskazał na swoje krzesło na którym wcześniej siedział. - Ty zaś przyprowadzisz Księżniczkę na scenę… - pokazał jeszcze raz ruch jaki powinny wykonać od schodów do kominka. Było dość blisko, ledwo kilka kroków. - … i wtedy zatrzymujecie się i krzyczysz. Z taką pretensją, żalą i skargą. Jakbyś chciała poskarżyć się na straszne bezeceństwa. - komik tłumaczył łagodnie i wyraźnie więc nie było trudno zrozumieć o co mu chodzi.

- Ależ Claudio, ja się nigdy nie skarżę na żadne bezeceństwa. - Betty wtrąciła się w jego wywód mówiąc z przekąsem.

- Nie wątpię. Ale to rola na potrzeby skeczu. - komik również uśmiechnął się ze zrozumieniem ale jednak wrócił z dyskusją na właściwe tory. - Więc zatrzymujecie się i ty zaczynasz się skarżyć. Jakie wyuzdane i niemoralne jest zachowanie Księżniczki.

- To znaczy jak bardzo jest niegrzeczną dziewczynką jaką trzeba zdyscyplinować? - Betty popatrzyła wesoło na stojącą obok “związaną” Lamię jakby ten akurat motyw był jej dobrze znany i lubiany.

- O, właśnie o coś takiego chodzi. - Claudio pokiwał energicznie głową na znak aprobaty.

- No to chyba nie powinno być trudne. - kobieta w szarej sukience roześmiała się wesoło gdy przygotowania do skeczy zaczęły ją naprawdę wciągać i bawić bardziej niż się z początku spodziewała.

- Świetnie. A na sam koniec, jak na ostateczny dowód złapiesz ją za rekę i podniesiesz jej ramiona wysoko do góry. Tak aby pokazać widowni te więzy. I powiesz, że ona tak sama chciała i że to trzeba leczyć. A w ogóle to ja gram w tym skeczu doktora więc zwracajcie się do mnie per “panie doktorze”. - Claudio wyjaśnił na czym polega ten etap skeczu i Betty pokiwała głową na znak zgody i zrozumienia.

- Od ilu lat przewidujesz ten skecz? - sierżant przybrała niewinną minę, podchodząc kołyszącym krokiem do komika i patrząc mu w oczy z oddaniem i czułością, jakby patrzyła na objawione ziszczenie wszelkich marzeń tuż obok siebie, na wyciągnięcie ręki - Mam być… przestraszona? - spytała robiąc jeszcze jeden krok do przodu - Rozkojarzona? Czy… niegrzeczna - stanęła na palcach żeby móc wyszeptać mu prosto w uśmiechnięte usta - … panie doktorze?

- Nadąsana jak już. Jak na przemądrzałą, niegrzeczną pannicę wypadało. - Claudio odpowiedział z nienaganną manierą i dopasowanym do tego uśmiechem. - A teraz… - wskazał na schody dając znać, że czas zacząć próbę. Betty więc ochoczo wzięła swoją byłą pacjentkę za łokieć i z taką wprawą jakby szpitalna praktyka dała jej okazję wielokrotnie przetrenować ten manewr. Wróciły do schodów a w tym czasie Claudio wrócił na swoje miejsce na krześle.

Betty wczuła się w rolę. Te kilka kroków jakie dzieliło je od strefy kominkowej gdzie umownie zaczynała się scena, przeszła energicznym krokiem więc można było odczuć, że wpada tam jak burza. I z werwą przytargała za łokieć skrępowaną szalem drobniejszą kobietę.

- Panie doktorze! - okularnica zawołała “z progu” zatrzymując się jak żywe wcielenie furii. Claudio też umiał odegrać swoją rolę.

- Co się stało?! - poderwał się zaalarmowany takim gwałtownym wtargnięciem. Z twarzy i sylwetki był wyraz zaniepokojenia tym nagłym przypadkiem.

- Niech ją pan wyleczy! - pielęgniarka potrząsnęła trzymanym ramieniem Lamii i mówiła jakby nadal była w szpitalu i odgrywała jakąś z tamtych ról.

- Z czego? - komik odgrywający lekarza zapytał już nieco spokojniej i ostrożniej zaczynając wywiad z pacjentem i jego opiekunem.

- Z tego! Zobaczy pan co sobie zrobiła! - zawołała tonem szczerego oburzenia opiekunka o kasztanowych włosach wysoko unosząc skrępowane ramiona Lamii aby wyraźnie było widać więzy na jej nadgarstkach. - A to jeszcze nie wszystko! Pan doktor wie jak ona się zachowuje?! - pielęgniarka prawie krzyczała ale jednak pod tą grozą i złością gdzieś w kącikach ust i na dnie, pod okularami, dało się wyczuć, że bawi się przednie.

- No jak? - Claudio zapytał już całkiem spokojnie i nawet jakby z mieszaniną obawy i zaciekawienia co za straszne rzeczy i oskarżenia teraz usłyszy.

- No ona lubi wszystko! I ze wszystkimi! W każdej pozycji i zestawie! I nie patrzy w ogóle czy mężczyzna czy kobieta! O! Taka jest! O! - Betty puściła ramię Lamii i pokazała ją oskarżycielskim palcem jakby wskazywała cel do ukamienowania. Ale coraz słabiej panowała nad mimiką i chociaż w głosie nadal brzmiało szczere, srogie oburzenie to na twarzy coraz wyraźniej przebijało się rozbawienie.

- Ależ proszę pani! Tego nie można tak zostawić! - komik jako lekarz wypadał wybornie. Zabrzmiał z równym oburzeniem jakby od ręki miał zacząć naprawiać zło. - Szybko! Igła! Strzykawka! Szybko! - zawołał gdzieś w bok jakby wzywał kogoś z personelu aby przyniesiono mu potrzebny sprzęt.

- Dostanie jakieś lekarstwo? - Betty trochę wyszła z roli bo stanęła dość biernie obok Lamii i patrzyła naprawdę zaciekawiona co teraz się stanie.

- Lekarstwo?! No co pani?! Tego nie można leczyć! To trzeba pobrać próbki i rozpropagować na resztę populacji! No gdzie ta strzykawka?! - doktor odpowiedział w zapaleniu jakby trafił mu się jakiś skrajnie rzadki przypadek dzięki któremu może uratować nie wiadomo ile istnień ludzkich. Znów zawołał gdzieś w bok ale Betty już klaskała w ręce i śmiała się do rozpuku. Więc on też łagodnie się uśmiechnął i skłonił lekko w podziękowaniu za uznanie.

Mina Mazzi przeszła z nadąsanej w rozbawioną. Pokręciła głową patrząc to na komika to na pielęgniarkę, aż wreszcie też zachichotała.
- Serum szczęścia? I kto niby ma dostać pierwszą dawkę? - spytała unosząc brew i oparła się policzkiem o ramię Betty - Siostro, czy już możemy wrócić do kąpieli i rekonwalescencji? Poza tym skecz miał być tylko w kajdankach - wzruszyła ramionami robiąc smutny dzióbek i patrząc na komika. Potrząsnęła związanymi rękami - A skoro wreszcie zaczęliśmy rozmawiać poważnie, co dalej?

- Dalej? To ja bym chciał wiedzieć co dalej. Jak Księżniczko się widzisz na scenie? - Claudio schylił się po swój kieliszek by zaraz wrócić do pionu i popatrzeć wyczekująco na swojego gościa. Mówił i patrzył tak jakby naprawdę rozważał taką opcję.

- Bierz, bierz tą fuchę, widzisz, ja jestem stara to już mnie nawet nie zapyta czy ja bym chciała fuchę na scenie. Tylko jak zwykle miejsce w świetle reflektorów jest tylko dla tych młodych i pięknych. - okularnica udała, że się obraża kiwając do tego głową i gestykulując do tego w podobny sposób.

- W żadnym wypadku! Tylko za każdym razem jak się ciebie o to samo pytałem to było… - komik gwałtownie zaprzeczył i popatrzył z komicznym wyrzutem jakby wałkowali to już nie wiadomo ile razy. I chyba wałkowali bo okularnica prawie weszła mu w słowo.

- ...Że nie mogę sobie pozwolić na utratę poważnego wizerunku aby mnie kojarzono z jakimś kabaretem i nie daj Boże z jakimiś żarcikami i śmiechem. Jaka by ze mnie wówczas była wredna baba i sroga siostra przełożona? - wydawało się, że Betty powtórzyła swój koronny argument tak samo jak nie wiadomo ile razy wcześniej bo Claudio uśmiechnął się, pokiwał prawie całkowicie wygoloną głową i upił łyk z kieliszka wracając spojrzeniem do Lamii i czekając na jej odpowiedź.

- Ty tak na serio? - spytała ciągle nie wiedząc co o tym sądzić. Czy to żart, czy poważna propozycja? Przysiadła na oparciu fotela, wpatrując się w tańczący na kominku ogień. Wreszcie westchnęła przeciągle.
- Dlaczego ja? Nic praktycznie o mnie nie wiesz prócz tego, że byłam pacjentką i znam Betty… ale skoro i tak tu zostaję - uśmiechnęła się nagle, podrywając się z miejsca. Stanęła naprzeciwko komika - Jeśli jesteście gotowi na trochę szaleństwa…

- Dlaczego? Powiedzmy, że widzę w tobie ciekawy potencjał. Więc sprawdzam. I myślę, że coś jest na rzeczy. Pytanie jak ty się z tym widzisz i czujesz. - Claudio uśmiechnął się spokojnie i zadarł trochę głowę do góry aby spojrzeć na siedzącą obok kobietę. Betty stała ze dwa kroki dalej i z ciekawością przysłuchiwała się dyskusji.

- Na mnie nie patrz Księżniczko. Ja mam swoją pracę i swój świat. A ty, skoro zostajesz z nami, jakoś musisz ułożyć sobie życie wśród nas. Możesz się wkręcić w ten show biznes, może ci się spodoba a może nie, to poszukasz sobie czegoś innego. Możesz naleźć sobie coś innego i traktować te skecze jako odskocznię a może się wcale w tym nie widzisz to sobie darujmy wszyscy te twoje występowanie. - okularnica rezolutnie dopowiedziała swoje patrząc wesoło na swoją faworytę gdy chyba chciała dodać jej otuchy jakąkolwiek odpowiedź byś nie dała.

- Zgadza się. Nic na siłę. Po prostu jakbyś była zainteresowana to coś pewnie byśmy ci znaleźli. - komik pokiwał głową zgadzając się z opinią pielęgniarki i upił kolejny łyk z kieliszka.

Trawienie informacji zajęło Mazzi coś koło minuty, podczas której patrzyła nieobecnie na ogień w kominku. Nowe życie, nowa droga. Nowy start, czy nie tego właśnie chciała? Już nigdy nie wracać do okopów, ani pod ostrzał tworów Molocha. Zamiast tego czuć, że istnieje, oddycha, a jej serce bije mocno, rozprowadzając endorfiny po całym ciele. Za biurkiem się nie widziała, zawsze dało się odłożyć trochę talonów i otworzyć warsztat… kiedyś, za jakiś czas.
- Jak to wygląda pod kątem godzinowym i wynagrodzenia? - zadała trzeźwiejsze pytanie - Pracujecie wieczorami, co z próbami? Ile razy w tygodniu? Kto was zatrudnia, ile jest osób?

- Sporo pytań. - roześmiał się komik i znów upił łyk z kieliszka. - W zespole jest nasz szóstka. Ale właściwie każdy z nas zajmuje się nie tylko tym. Na przykład ja i Phil prowadzimy audycję w radio. Tantiemy za występy trochę jak z księdzem i tacą czyli co łaska. Czasem a nawet całkiem często występujemy charytatywnie. Tak jak choćby w szpitalu jak sama widziałaś. Generalnie kokosów się nie ma co spodziewać no ale jak widzisz jak człowiek jest ogarnięty i ma głowę na karku to jakoś idzie związać koniec z końcem. - Claudio skromnie uśmiechnął się i skromnym gestem rozłożył ramiona pokazując na wnętrze budynku muzeum w jakim przebywali. Trochę małe to było jak na muzeum i wystrojem łudząco było podobne do prywatnego, bogatego domu. Z drugiej strony komik sam mówił wcześniej, że właścicielem budynku jest miasto a on i reszta trupy jedynie tu rezydują.

- Wszyscy tu pomieszkujecie czy tylko ty? - sierżant zatoczyła palcem kółko - Nie wygląda tak tragicznie, jeśli przymknąć oko - dodała neutralnym tonem, wzruszając do tego ramionami - Chyba można przywyknąć do atłasu i starego dębu. Ciężkich kotar w oknach i kryształowych kieliszków. Co prawda to nie wysokiej klasy błoto z gruzem w taktycznej, wysoko wyspecjalizowanej frontowej ziemiance… - pokiwała smutno głową - Ile razy w tygodniu macie próby? Wiesz Claudio, miewam bardzo - spojrzała na pielęgniarkę uśmiechając sie najniewinniej na świecie - Bardzo napięty grafik, do tego obowiązki, zobowiązania. Przynajmniej raz w tygodniu ktoś musi przynieść Betty kapcie gdy wraca do domu co ciężkiej, katorżniczej wręcz pracy dla dobra społeczeństwa, o jego zdrowiu nie wspominając.

- To zależy. Te skecze jakie mamy już ograne to najwyżej raz, przed występem. Ale nowe zanim rozegramy to zależy jak długie i skomplikowane. Czasem tydzień, czasem dwa, czasem kilka dni. Ale występujemy po kilka razy w tygodniu, praktycznie w co drugi wieczór i prawie wszystkie weekendy w roku. Dlatego mamy próby co drugi dzień coś. Czasem jak mamy ważny spektakl zdarzają się próby codziennie, przez cały tydzień. A czasem jak mamy napięty grafik cały tydzień nie ma żadnej i jedziemy po tym co mamy w pamięciówce. Bo jak mówię, praktycznie każdy z nas działa też poza “Hecą”. Dlatego trudno to ująć w jakieś sztywne normy i grafiki. - aktor sprawnie i z widoczną znajomością tematu próbował streścić jak to od zaplecza wygląda życie aktora komediowego w tym mieście.

- Pytanie jak się widzisz co i czy w ogóle cię to interesuje. Bo na przykład mnie i Phil zajmuje też trochę czasu zebranie i opracowanie materiału do radia. Tam jest mniejszy stopień komplikacji i zaangażowania bo jest nas tylko dwójka. Podobnie gdy piszę swoje monologi to nie potrzebuję angażować innych przynajmniej na czas próby. Ale każdy z nas pisze jakieś scenariusze a potem mamy burzę mózgów co poprawić, co wywalić, co przestawić czy w ogóle dno i nie szlifujemy tego kawałka nawet albo na odwrót, jest idealny i zaczynamy go ćwiczyć pod scenę. - aktor mówił jak każdy zawodowiec o swoim zawodowstwie. Strzelał słowami jak z karabinu chociaż dykcję miał tak wypracowaną, że nawet gdy mówił bardzo szybko nadal był zrozumiały dla słuchacza.

- Zróbmy tak… - zaczęła powoli, podchodząc do szafki i nalewając sobie dolewkę z karafki. Skupiła uwagę na tej czynności, aby móc przy okazji zebrać myśli - Dajcie mi tydzień próbny. Popatrzę jak robota wygląda od zaplecza, z czym się to je. Poznam zasady, spróbuję czy mi leży czy nie leży, bo na razie posuwamy się po sferze domysłów i spekulacji. - odstawiła naczynie i wzięła szklankę. Wróciła też przed kominek, na oparcie fotela - Przeprowadzimy fazę testów, potem wydasz osąd, bo nie czarujmy się. Chęci a predyspozycje to dwie odmienne historie. Można chcieć, ale się nie nadawać. Albo nie chcieć, a być do tego stworzonym… jeśli prześlizgniemy się teraz na obszar frazesów. Poza tym jest też jeszcze jedna kwestia - upiła spory łyk zanim wyjaśniła z dobitną szczerością - Twoja ekipa.

- Co z nią? - Claudio zapytał po tym jak dość zgodnie i spokojnie przyjął wstępną odpowiedź ciemnowłosej kandydatki na aktorkę kabaretową.

- Są zgrani, na takich wyglądają. Dotarci - odpowiedziała patrząc na niego znak krawędzi szklanki - Kabaret to nie wojsko, u was jeśli ktoś się komuś nie spodoba… załatwiacie to jak cywile - rozłożyła bezradnie ręce - Nie zakładam od razu awantury, nie uważam się za osobę konfliktową, wręcz przeciwnie. Nie tylko tobie muszę się podobać, im też. Dlatego zobaczymy w praktyce. Jak nam to docieranie wyjdzie - wyszczerzyła się praktycznie bez podtekstu, tylko spojrzenie coś jej się zrobiło kosmate.

- Na to jest tylko jedno wyjście. Jak nie spróbujemy to się nie dowiemy. - Claudio wzruszył ramionami na znak, że nie widzi dalej sensu tego wałkować skoro doszli do jakiegoś konsensusu.

- W takim razie wznieśmy toast za pomyślność i współpracę. - do rozmowy włączyła się Betty i wyciągnęła swój kieliszek do toastu. Komik roześmiał się i ochoczo przyłączył się do toastu i oboje poczekali aż przyłączy się i kandydatka na kabareciarę.

- Moje życie to żart, trzeba lepszej rekomendacji? - dołączyła do toastu, dorzucając własny podpunkt nim przepiła od serca, osuszając szklankę do końca. W skroniach już jej szumiało, na szczęście jeszcze bez momentu utraty świadomości, albo zdolności motorycznych.
- Skoro wstępne formalności mamy za sobą, powiedz jak wygląda bycie kotem w kabarecie? Przycinki… stara dobra szafa grająca? Musicie mieć jakiś rodzaj fali. - dodała zaciekawiona.

- A jeśli nie mamy? To będziesz bardzo rozczarowana? - aktor zerkał z zaciekawieniem na Lamię i bawił się trzymanym kieliszkiem.

Saper spojrzała na niego oczami basseta marznącego na śniegu pośrodku zimowej nocy.
- Używając uniwersalnej skali… trzy zbolałe westchnienia na pięć - przyznała smutno, przybierając pozę żywej rozpaczy i życiowego zawodu. Z tą samą miną zsunęła się z oparcia, lądując łysolowi tyłkiem na kolanach, a przerzuconymi przez oparcie nogami majtała powoli, bo i spieszyć się nie było gdzie - Pytanie co ty z tym zrobisz? Jako ten przedstawiciel wymierającego gatunku rycerzy i dżentelmenów pozwolisz damie w opresji pogrążać się w owej rozpaczy?

- Oh, to byłoby niegodne stanu rycerskiego tak zostawić Księżniczkę w opresji. - zaśmiała się okularnica przyglądając się z zaciekawieniem jak komik wybrnie z tego dylematu.

- No rzeczywiście. Całkiem głęboko wpadłaś w tą opresję, dobrze, że nie nabawiłaś się jeszcze depresji. - komik dzielnie zniósł dodatkowy ciężar na swoich kolanach i oszacował siedzącą w zagłębieniu oparć jego ud kobietę która całościowo miała pozę podobną jakby spadła i wpadła mu skądś właśnie tutaj. - Może przedyskutujemy ten temat na pięterku? - zaproponował wracając spojrzeniem od dyndających za oparciem nóg Lamii do jej twarzy.

- A trzymasz tam odpowiedzi na pytania o szczęście egzystencji na naszym łez padole? - mdlejącym gestem zarzuciła mu ramiona na szyję, szepcząc prosto do ucha - W takim razie musisz się z nami podzielić… piętro brzmi jak dobry początek terapii.

- Oj tam coś trzymam czy nie trzymam ale przejść się myślę, że warto. - mężczyzna dalej uśmiechał się, delikatnym uśmiechem kota któremu mysz sama pakuje się do miski. Wstał z fotela niejako zmuszając też do powstania trzymaną dotąd na kolanach kobietę. Ale nie puścił jej dłoni więc gdy znaleźli się w pionie, pociągnął ją w stronę schodów prowadzących na górę skąd niedawno obie zaczeły swój start do kariery i sceny.

Tym razem Mazzi nie zgłaszała żadnych obiekcji, dając się potulnie przestawiać i prowadzić. Pamiętała też aby trzymać odpowiednio zbolałą minę, tak pro forma. Rozmawiać dało się w pionie, poziomie, a piętra jeszcze nie zwiedzały. W ogóle ograniczyły wycieczkę muzealną do halu i salonu.
- Będziesz tak wspaniałomyślna, pani, i wesprzesz nas swoją wiedzą oraz doświadczeniem? - do pielęgniarki za to uśmiechnęła się ciepło, wyciągając ku niej wolną rękę.

- No nie wiem czy Claudio mnie zaprosi, na razie to ciebie ciągnie na górę. - okularnica zauważyła nieco kąśliwie nie ruszając się z miejsca więc przestrzeń jaka ich dzieliła od niej szybko urosła do kilku kroków. Słysząc to gospodarz zatrzymał się tuż przed wejściem na schody.

- Ależ Betty, zapraszam. Nawet do głowy by mi nie przyszło aby mogło być inaczej. - mężczyzna lekko się skłonił, puścił Lamię i dał zapraszający gest aby podążyła w górę. Podobnie zwrócił się do pielęgniarki. Ta dopiła swój kieliszek i go odstawiła po czym bez pośpiechu, z gracją podeszła do gospodarza i podążyła na górę za swoją faworytą. Na górze okazało się jest bardziej znormalizowana przestrzeń, podobna do małego pensjonatu czy większego domu wolnostojącego. Czyli był korytarz i drzwi po obu stronach. Gdy para gości zatrzymała się gospodarz wszedł po schodach, zatrzymał się pośrodku i każdej zapraszająco podał ramię, tak aby mógł prowadzić je obie naraz.

- Zapraszam w moje skromne progi. - powiedział przy jakichś drzwiach, które otworzył i ukazało się wnętrze pokoju. Wystrój stanowił mieszaninę właśnie pokoju hotelowego pod względem łóżka czy mebli i prywatnego mieszkania gdzie mieszka się dłuższy czas. - Przepraszam za bałagan, niestety to jest również moje prywatne biuro więc pracuję głównie tutaj. - wytłumaczył się za nieład jaki panował głównie na biurku. Na meblu pełno było książek, notesów, papierów, jakichś płyt, kaset i magnetofonowych i video. Podobnie przy ścianach stały jakieś kartony i skrzynki wypełnione książkami, gazetami, zdjęciami i różnymi bibelotami jakie można chyba było uznać, że rekwizyty sceniczne.

Na miejscu gospodarz pozwolił się rozgościć swoim gościom. Sam zaś podszedł do szafki która okazała się barkiem i zaczął znów coś rozlewać do kolejnych szklanek pozwalając gościom oswoić się z nowym pomieszczeniem.

Pomieszczenie było nieporównywalnie większe do trumny z pryczą w Domu Weterana, nosiło też całą masę znamion oznaczających że nie jest tymczasowym lokum z doskoku, lecz czymś stałym. Dom, gabinet, pracownia. Własny kąt, każdy powinien mieć swoje miejsce na ziemi.
- Jeszcze powiedz że masz kamerę ze statywem - saper pociągnęła Betty pod łóżko i razem się na nie wtoczyły, rozsiadając wygodnie u wezgłowia, z nogami wyciągniętymi na pościeli - Idealnie przypadkowo postawioną aby nagrywać główny element wystroju - popukała palcami o dolną wargę, udając że rozgląda się czujnie za wspomnianym urządzeniem. Z pozycji półleżącej.

- Chyba została w garderobie. - odparł gospodarz sprawnie biorąc w obie dłonie trzy szklanki i podchodząc do łóżka. Wręczył każdemu z gości własne szkło i samemu też upił pierwszy łyk ze swojego. Spoglądał na nie obie z góry z zafascynowanym spojrzeniem. Betty przyjęła szklankę i leniwie przesunęła dłonią po krawędzi łóżka.

- Chyba nas tu teraz nie zostawisz same? Wchodzisz czy będziesz tak stał? Bo innego łóżka tutaj nie widzę. - oczka okularnicy śmiały się wesoło bawiąc się szkłem, spojrzeniem i rozmową. Atmosfera zdawała się gęstnieć z każdym, coraz szybszym oddechem gdy całą trójką zdawali sobie sprawę do czego to wszystko zmierza. I byli w tym całkiem zgodni.

- A zrobicie mi miejsce czy będziecie dalej robić za wyrzucone na brzeg walenie? - komik popatrzył na nie z góry kpiąco też dobrze się bawiąc całą sytuacją.

- Spójrz Księżniczko, walenie mu w głowie. Tym wszystkim chłopom to tylko jedno w głowie. - pielęgniarka iście teatralnie ściszyła głos, że niby mówiła tylko do siedzącej obok na łóżku kobiety ale nie było szans aby stojący tuż obok facet tego nie usłyszał.

- Widać ma konkretnie sprecyzowane gusta - odszeptała identycznym tonem, kręcąc głową nad beznadziejnym przypadkiem - Chyba że to ten typ… wiesz jaki. Mówienie całkiem nieźle mu idzie, kto wie? Słowa i czyny czasem nie idą w parze - dodała równie smutno, upijając drinka. Wychyliła się też do przodu żeby pocałować drugą kobietę i zlizać z jej brody zapomnianą kroplę alkoholu.
- W płetwach masz miejsce - dorzuciło słodkim głosem do komika, jednocześnie przejeżdżając dłonią po udzie pielęgniarki.

- Tak? - gospodarz z ciekawością i aprobatą przyglądał się wzajemnym zabiegom swoich gości. Z ich twarzy przeniósł na chwilę miejsce na ich nogi, gdzie mu proponowały miejsce. Następnie bez pośpiechu upił łyk ze swojej szklanki i władował się kolanem nieco wbijając się nim w żebra saper. - Mam inny koncept. - odparł wesołym, rubasznym głosem. - Musisz troszkę poćwiczyć ustami przed pracą nimi na scenie. Ale widzę kierunek jest prawidłowy. Więc kontynuuj proszę. - uśmiechnął się mówiąc już niższym i bardziej chrapliwym głosem. A gdy to mówił to stopniowo unosił swoją szklankę a gdy była gdzieś nad twarzą okularnicy zaczął ją przechylać.

- Myślę, Księżniczko, że Claudio ma rację. W końcu mamy do czynienia z profesjonalistą. Sama widzisz, że potrafi rozróżnić focze i walenie. - Betty znów bawiła się w najlepsze i podjęła zabawę. Wyciągnęła się wygodnie na środku łóżka a górną połowę ciała oparła o swoje ramiona dzięki czemu jej twarz i góra układały się w ładną trasę dla ściekającego ze szklanki trunku.
 
Driada jest offline