Elf oddalił się w ślad za Lavinią, ale gdy tylko zorientował się, że ukrywający się w lesie strzelcy go nie widzą, błyskawicznie, w kilkunastu krokach dopadł do lasu i już nieco wolniej rozpoczął powrót pod osłoną drzew.
W tym czasie Elmer znów schował się w wykrocie. Jego postać rozmyła się, zmniejszyła i zmieniła kształt. Zakrakał z satysfakcją i wzniósł się w niebo. Przeleciał nad las, licząc na to, że strzelcy nie zorientują się, że on to on. Poszybował nad nimi, zatoczył koło i obniżył lot. Wlatując między drzewa nieszczęśliwie zahaczył o gałąź. Zaskrzeczał przeraźliwie, gdy stracił panowanie nad kruczym ciałem i runął w dół, odbijając się od konarów. Udało mu się opanować spadanie akurat w chwili, gdy miał uderzyć w ziemię. Szaleńczo zamachał skrzydłami i wyhamował, a krzaczasty jałowiec złagodził uderzenie. Znalazł się kilkanaście metrów powyżej stanowisk strzelców, których ze względu na gąszcz nie widział.
Reinmar i Santiago szykowali się do ataku. Przebycie brodu wydawało się bezproblemowe. Natomiast galop po pełnym wykrotów odcinku między strumieniem a lasem już mógł okazać się karkołomny. Nie wspominając o konnej szarży w górę porośniętego drzewami stoku, która zdawała się być całkowicie niemożliwa.
Tylko Wilhelm pozostał na swoim miejscu, zastanawiając się czy uda mu się podpalić krzaki.