|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
08-02-2019, 11:14 | #461 |
Reputacja: 1 |
|
08-02-2019, 21:26 | #462 |
Reputacja: 1 | Elf oddalił się w ślad za Lavinią, ale gdy tylko zorientował się, że ukrywający się w lesie strzelcy go nie widzą, błyskawicznie, w kilkunastu krokach dopadł do lasu i już nieco wolniej rozpoczął powrót pod osłoną drzew. W tym czasie Elmer znów schował się w wykrocie. Jego postać rozmyła się, zmniejszyła i zmieniła kształt. Zakrakał z satysfakcją i wzniósł się w niebo. Przeleciał nad las, licząc na to, że strzelcy nie zorientują się, że on to on. Poszybował nad nimi, zatoczył koło i obniżył lot. Wlatując między drzewa nieszczęśliwie zahaczył o gałąź. Zaskrzeczał przeraźliwie, gdy stracił panowanie nad kruczym ciałem i runął w dół, odbijając się od konarów. Udało mu się opanować spadanie akurat w chwili, gdy miał uderzyć w ziemię. Szaleńczo zamachał skrzydłami i wyhamował, a krzaczasty jałowiec złagodził uderzenie. Znalazł się kilkanaście metrów powyżej stanowisk strzelców, których ze względu na gąszcz nie widział. Reinmar i Santiago szykowali się do ataku. Przebycie brodu wydawało się bezproblemowe. Natomiast galop po pełnym wykrotów odcinku między strumieniem a lasem już mógł okazać się karkołomny. Nie wspominając o konnej szarży w górę porośniętego drzewami stoku, która zdawała się być całkowicie niemożliwa. Tylko Wilhelm pozostał na swoim miejscu, zastanawiając się czy uda mu się podpalić krzaki. |
09-02-2019, 13:30 | #463 |
Administrator Reputacja: 1 | Magia zawodną jest panią i Wilhelm, który parał się tym fachem od dobrych paru lat, aż za dobrze wiedział, iż zaklęcia są bronią obosieczną, od której i rzucający zaklęcie mógł oberwać. Ale wiadomą też rzeczą było, że kto nie ryzykuje, ten sukcesów nie odnosi. Gdy więc Elmer wskazał miejsce, gdzie ukryli się 'zasadzkowicze', Wilhelm spróbował rzucić kule ogniste, których celem były krzaki, w których chowali się bandyci. Miał nadzieję, że podpalenie krzewów przestraszy tamtych, a może nawet skłoni do ucieczki. |
11-02-2019, 16:13 | #464 |
Reputacja: 1 | Elmer-kruk otrząsnął się, zamachał skrzydłami i zakrakał ze złości. Musi się jeszcze wiele nauczyć o lataniu. Przez jakiś czas siedział bez ruchu, obserwując i nasłuchując, musiał wybadać czy jego lot nie zwrócił niechcianej uwagi. Gdy uznał że wszystko w porządku wtedy znów zmienił postać i począł skradać się w kierunku zbójów. Miał nadzieję że elf nie pomyli go z bandytami, a Wilhelm nie podpali przez przypadek. |
11-02-2019, 22:26 | #465 |
Reputacja: 1 | Ponieważ czarodzieje swoim zwyczajem nie zamierzali czekać na pozwolenie, tylko wdrażali swoje pomysły w życie (jakie by one nie były), zatem Santiago szykował się do zbliżającego się starcia z bandytami przy brodzie. Żołnierz chciał szarżować i w ten sposób zmusić wroga do ucieczki lub poddania się. Faktycznie, to byłaby dobra taktyka w otwartym polu - tutaj jednak teren był po stronie strzelców i w najlepszym razie taki atak zakończyłby się kontuzją wierzchowców. Albo i jeźdźców. Magowie chcieli wykurzyć tamtych z zarośli - dobrze. Jak zacznie się zamieszanie, to będzie można podjechać bliżej i zalec gdzieś u podstawy zbocza. Później w miarę możliwości sadząc susy niczym zając zygzakiem podejść wyżej i zmusić tamtych do walki wręcz. No chyba, żeby działania Elmera i Wilhelma sprawiły, że rabusie uciekną z krzykiem, to wtedy będzie trzeba ich dogonić na piechotę lub konno. Przynajmniej jednego z nich. Tymczasem Estalijczyk czekał na sygnał do ataku...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
12-02-2019, 10:02 | #466 |
Reputacja: 1 |
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
13-02-2019, 13:13 | #467 |
Reputacja: 1 |
|
13-02-2019, 20:36 | #468 |
Reputacja: 1 | Trudno było zsynchronizować działania. Gdy Wilhelm był już gotowy do odpalenia magicznego ognia, Limhandil znajdował się niemal dwieście kroków od stanowiska strzelców. Elmer leżał w trawie i obserwował trzech buro odzianych mężczyzn z miejsca położonego jakieś piętnaście kroków w górę stoku. Uznał, że taka odległość jest wystarczającym zabezpieczeniem przed czarami konfratra. Santiago i Reinmar wciąż czekali, gotowi ruszyć w stronę napastników. Pierwsza próba ognistego czarodzieja spaliła na panewce. Zamiast ognistej kuli zdołał wyczarować tylko smużkę dymu, ale niezrażony podjął kolejną próbę. Tym razem się udało i w kierunku krzaków poleciały huczące kule płomieni. Równocześnie dwóch jeźdźców spięło konie, licząc na to, że wystraszeni strzelcy zamiast zająć się strzelaniem rzucą się do ucieczki. Nie pomylili się, w ich kierunku kiedy w rozbryzgach wody przekraczali strumień nie poleciała ani jedna strzała. Elmer widział jak mniej więcej w jego kierunku lecą dwa ogniste pociski i zwalczył w sobie chęć ucieczki. Znajdujący się poniżej niego mężczyźni woleli nie ryzykować. Zerwali się ze swoich dołków i starali się uciec, gdy wkoło nich eksplodowały płomienie. Drzewa i krzewy natychmiast stanęły w ogniu, ale tylko jeden z napastników znalazł się na tyle blisko, by ponieść szkodę. Drogą od strony Hornfurtu nadjeżdżała karawana składająca się z kilku wozów. |
16-02-2019, 11:17 | #469 |
Reputacja: 1 | Elmer poczekał aż bandyci go miną, starając się przy tym by go nie zauważyli. Gdy widział już tylko ich plecy, posłał w kierunku jednego z nich magiczny pocisk. Gdy to uczynił to powoli zaczął ewakuować się z terenu objętego pożarem, a gdyby zrobiło się bardzo gorąco to planował znów zamienić się w kruka i odlecieć. |
16-02-2019, 12:12 | #470 |
Administrator Reputacja: 1 | Wilhelm uznał, że w sumie mu się udało... Nie spłonął, choć magia za pierwszym razem zawiodła, a bandytów udało się przepłoszyć. Być może to nie na niego i jego towarzyszy się czaili tamci bandyci, może czekali na karawanę. Najważniejsze jednak było to, że ta trójka przestała być groźna. A przy odrobinie szczęście uda się jeszcze ich dopaść i na zawsze wybić z głów myśli o napadaniu na podróżnych. Gdy tylko Santiago i Reinmar znaleźli się na tamtym brzegu, Wilhelm ruszył ich śladem. |