Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2019, 11:41   #306
Aelthir
 
Reputacja: 1 Aelthir jest jak klejnot wśród skałAelthir jest jak klejnot wśród skałAelthir jest jak klejnot wśród skałAelthir jest jak klejnot wśród skałAelthir jest jak klejnot wśród skałAelthir jest jak klejnot wśród skałAelthir jest jak klejnot wśród skałAelthir jest jak klejnot wśród skałAelthir jest jak klejnot wśród skałAelthir jest jak klejnot wśród skałAelthir jest jak klejnot wśród skał
Kaiven poprawiał elementy zbroi, zaciągając mocniej paski i dopasowując blachy. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo schudł przez ostatnie parę miesięcy… ani jak bardzo niewygodna będzie zbroja, która nie należy do niego. Miała na sobie jednak ślady użytkowania i wciąż była niezła - a to było lepsze niż nic.
-Rycerze w lśniących zbrojach to tacy, których stal nigdy nie została poddana próbie - powiedział cicho do siebie kapłan. Wypróbował też wcześniej miecz- nie była to jego ulubiona broń i przez moment prawie poddał się pokusie machnięcia nią jak ukochanym korbaczem. Była to dobra stal i wiedział, że go nie zawiedzie.
-Wybaczcie, że tak długo - powiedział Kai, przez moment odwracając się w stronę obozowiska, gdzie zostawił swoją podopieczną. Miał niejasne przeczucie, że coś jej grozi, ale wiedział, że jest to irracjonalne. Była w dobrych rękach a i sama nie była popychadłem. A wiedział, że Torm nie chciałby, żeby paraliżował go strach, gdy była walka do wygrania - Więc, jaki jest plan? Niestety, dopóki nie znajdę tu mojego symbolu wiary, to moje możliwości są ograniczone. Niemniej… jeśli macie przy sobie małą świeczkę i coś w rodzaju sakiewki, to mogę przywołać coś małego do pomocy. Poza tym błogosławieństwo mojego boga ograniczy się do leczenia Was… i siły mojego ramienia i pancerza
Kai zerknął w kierunku pozycji goblinów. Mruknął do siebie. Zieloni mieli dobrą pozycję.
- Nie sądziłem, że do nas dołączysz… - mnich faktycznie wyglądał na zaskoczonego - Nie ukrywam, że nasza sytuacja nie jest najciekawsza i boskie wsparcie to coś, z czego chętnie skorzystamy. Odnoszę wrażenie, że bogowie sprzyjają nam na tej wyprawie, przynajmniej dotychczas... - ostatnie dwa słowa wypowiedział cicho, jakby tylko do siebie. - Mam propozycje, którą może się Wam nie spodobać. Mówiąc Wam mam na myśli głównie Ciebie i Tanisa. Już tłumaczę. - wyciągnął z kieszeni piszczałkę. O ile dla półelfa przekaz był jasny, o tyle nowy kompan potrzebował wyjaśnienia. - Znaleźliśmy to w trakcie eksploracji Cytadeli. Było chronione przez nieumarłych i mamy powody sądzić, że do ich tworzenia służy. Chcę to wykorzystać. Te gobliny są zdecydowanie za sprytne i zbyt dobrze zorganizowane. Te pułapki niemal nas załatwiły. Potrzebujemy każdego narzędzia z jakiego możemy skorzystać. Wolę wziąć na swoje sumienie stwarzanie tej przeciwnej naturze istoty niż ryzykować waszym życiem. Wierzę, że Kossuth zna moje serce i nie uzna tego czynu za zło, którego nie mógłby mi wybaczyć. Martwi mnie, że Wasi bogowie mogą nie spojrzeć na Was tak łaskawie jeśli pozwolicie mi to zrobić. Nie oczekuje od Was zachęty ani usprawiedliwienia mojego czynu. Obciąży tylko moje sumienie. Chcę tylko wiedzieć czy jak zrobię to co zrobić muszę dla dobra nas wszystkich to nie zwrócicie się przeciwko temu stworzeniu tylko pozwolicie mu spełnić swoją rolę? - widać było, że Anathem dobrze wczesniej przemyślał swoje słowa. *
Furia Torma zasępiła się. Perspektywa wezwania pomocy i przez to wygrania walki była bardzo kusząca. Czy w końcu nie był rycerzem Pana Wojny? Ale… spojrzenie Kaia było wciąż nieufne i coś wewnątrz niego bardzo nie zgadzało się z tym, co proponował Anathem. Oczywiście, rozumiał jego punkt widzenia i pochwalał chęć wzięcia tego czynu na swoje sumienie. Jednakowoż…
-Anathemie - zaczął Kaiven, starając się, aby jego głos nie brzmiał zbyt surowo -Obawiam się, że mimo twojej deklaracji wzięcia tego na siebie, nasi patroni - moi i Tanisa - nie potraktują tak pobłażliwie. Będąc świadkami czynu i nie czyniąc nic przeciwko niemu, wyrażamy zgodę i, w rozumieniu naszej wiary, jesteśmy współwinni. Tyr zwłaszcza może to tak widzieć. Ja, z drugiej strony…
Kaiven wziął głęboki wdech.
-Torm nie ma nic przeciwko wykorzystywaniu broni wszelkiego rodzaju, ale nie zezwala na bezczeszczenie ciał poległych. Nawet jeśli to istoty pomniejsze. A ja sam…-głos Kaivena ugrzązł mu na chwilę w gardle - Mam osobistą vendettę przeciwko tworom nekromancji. Poza tym, czy masz pewność, że przedmiot w twoich rękach działa tak, jak opisałeś? Że istoty przywołane będą ci posłuszne? Że nikt… tutaj Kaiven zakreślił ręką łuk, wskazując na cały kompleks Nie patrzy w twoją stronę, gdy bawisz się mocami nekrozy?
Kaiven zreflektował się. Złe użycie słowa, upomniał się. Uniósł dłoń w przepraszającym geście.
- Wybacz. Wiem, że nie chcesz się tym bawić. Po prostu jest szereg powodów, dla których nie chcę korzystać z tego rozwiązania. Zaczynając od niepewności, czy broń której chcemy użyć jest tym, czym myślimy że jest i czy będzie nam posłuszna.
Kapłan Torma odwrócił się do pozostałych. Oczekiwał na ich wypowiedź w tym temacie.
Mnich pokiwał tylko głową. Niczego innego się nie spodziewał po kapłanie Torma. Ostatecznie jego zdanie było mniej istotne.
- Tanisie? - zwrócił się do półelfa.
 
Aelthir jest offline