Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2019, 12:04   #79
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Świadomość i wola bardzo pomału budziły się w wypełzającej z ziemi martwej skorupie która niegdyś była Tito Alvarezem. Widział i przyjmował do wiadomości widok swoich dziwacznie wykręconych dłoni odrzucających resztki ziemi, świadomość martwych, suchych powrozów mięśni ramion wyszarpujących całe ciało z jego tymczasowego grobu.

Ciało realizowało swój własny program, pełzło za stadem, w stronę żywności. Prosty, oczywisty instynkt, który jako lekarz doskonale rozumiał. Czuł się słaby, nawet wśród pozostałych wycieńczonych poczwar, które także opuściły swoje groby (kokony?), rozpaczliwie potrzebował żywności... potrzebował krwi...

Pozwalając swoim zwłokom robić swoje, Tito zmusił wolę do próby mętnej autoanalizy. Serce nie biło. Po pozornie martwych synapsach mózgu przeszła mu głupia myśl, że już nigdy nie będzie potrzebował leków na ciśnienie.

Ta pierwsza ludzka myśl pozwoliła na wyłonienie się na powierzchnię nowych połaci świadomości. W tej chwili dotarło do niego, że jeden ze smakowitych worków z krwią w których stronę pełzły stwory, a wśród nich Tito, to związany Javier Orozco. W tej samej chwili kątem oka zauważył że jedno z odrażających stworzeń unosi się do pozycji pionowej...

- Węże trzymają się razem! Puta! - ryknął ludzkim głosem, i dopiero wtedy Tito go rozpoznał.. rozpoznał wszystkich.

Jezu.. czy oni chcieli zmusić Węże do posilenia się własnym bratem? Dalej bardziej pasażer niż władca swojego ciała obserwował jak coraz bardziej zbliża się do Xaviego. Drugi "posiłek" obsiadło już kilka innych stworów. Czuł głód i rządzę zaspokojenia go za wszelką cenę.

Nie... kurwa... NIE!

Skupił cały wysiłek woli, by zatrzymać się w miejscu. Otworzył usta, ale wydobył się z nich tylko nieartykułowany, nieludzki... syk? Jeśli syk to bardziej wkurwionego kota niż węża. Skoncentrował całą swoją siłę woli, ale głód nie odpuszczał, to było jak poruszanie się pod prąd rwącej rzeki.

Czy ONI ich obserwowali? Potwory które im to robiły? Był więcej niż pewien, ale jego podzielność uwagi była w tej chwili zbyt ograniczona, by móc to sprawdzić.

- Węże razem... brat... nie... jedzenie.. - wycharczał wściekle w ciemność... i popełzł w stronę młodego Węża. Modlił się do Najświętszej Panienki, cholernego węża z dymu i wszystkich świętych i demonów jakie był sobie w stanie przypomnieć, by starczyło mu siły woli żeby rozwiązać dzieciaka, zanim głód każe mu go zeżreć.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline