Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-01-2019, 10:24   #71
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Jeśli ktoś pomyślałby. że taki sukinsyn jak Alvaro Jesus Fernandez Perez po prostu odszedł nie uroniwszy łezki nad ciepłymi jeszcze ciałami companieros, że jego twarde jak głaz serce nawet nie drgnęło na myśl o tym jak skończyli, to… miałby słuszność. Brewka mu nie tykła. To był ich wybór. Szanował to. Akceptował.

- Jak mam cię nazywać? - spytał Oreja, słowo”Mistrzu” jeszcze nie chciało przejść mu przez usta.
- Imiona mają moc. Imiona dają władzę nad ich posiadaczem. Jednak pokażę ci, ile dla mnie znaczysz. Noszę imię Xolotl.
- Rozumiem - odparł, mimo że nie był pewien czy rozumie, - dziękuję, że obdarzyłeś mnie zaufaniem. Co stało się z moimi companieros?
- Obrócili się przeciwko mnie. Chcieli mnie zranić. Jak sądzisz, co powinienem z nimi zrobić?
- Zabić - przyznał. On by tak zrobił. - A co z pozostałymi sicarios? Wiesz co z nimi? Żyją? Przyłączą się do nas?
- Staramy się przechwycić ich przed tym, nim dopadną ich nasi wrogowie. Mam wątpliwości tylko w kwestii jednej osoby. Javiera Orozco, który jest słaby. Lecz widzę go. Widzę, że odegra ważną rolę. Więc waham się jaką decyzje podjąć. Zostawić go na śmierć z rąk wrogów, czy też przyłączyć do naszego gniazda.
- El Nino - szepnął prawie jakby coś utkwiło mu w gardle. Odchrząknął. - Xavier jest opętany przez demona jakim jest ćpanie. Jeśli mogę wyrazić swoje zdanie… Jeśli udałoby się go wyrwać z tego nałogu, uważam że może być bardzo przydatny. Jeśli mogę pomóc…

Jeśli, jeśli, jeśli… Zawsze było jakieś JEŚLI.

- Nie nałóg mnie martwi. Lecz to, że już go naznaczono. Nasi wrogowie mieszają mu w głowie. Odciśnięto ślad na jego duszy. To stwarza zagrożenie.
- Jest dla niego nadzieja? Podjąłbym ryzyko gdyby była. Osądzisz właściwie. Wiesz więcej niż ja. Zaakceptuję każdą twoją decyzję.

- Dobrze. Zobaczymy. Każdy z was jest ważny. Każdy z was powinien istnieć, żyć. Każdy, kogo widziałem w Podziemiu. I tak będzie.

- W Podziemiu?

- Tak. Tam. W jego sarkofagu.

- Kurwa… - zirytowany po raz pierwszy potarł skronie. - Czyim sarkofagu? Wybacz, nie rozumiem.

- Nie jestem ci tego w stanie wytłumaczyć. Widzisz. Czas jest czymś, co można przejrzeć. Możesz zobaczyć to, co ma się wydarzyć, co może się wydarzyć. Nie każdy to potrafi. Ja jednak potrafię. Stąd wiem o wielu rzeczach i mogę planować pewne rzeczy.

Głos zanikał. Jakby Mistrz mówił gdzieś z bardzo daleka, chociaż Ucho wyczuwał go tuż obok siebie, na granicy wyciągnięcia ręki.

- Kiedy ujrzysz świat takim, jaki jest naprawdę, zrozumiesz. Wcześniej, to będzie jak próba wyjaśnienia barw ślepcowi.

Przytaknął, chociaż nie rozumiał.

- Opowiedz mi o twoich… naszych - poprawił się - wrogach. Kim są. Ilu ich jest.

- Musisz najpierw zacząć myśleć inaczej. Ponad ludzkimi ograniczeniami. Widzisz. Ja mam blisko dwa i pół tysiąca lat, mierząc to miarą ludzi. Jestem stary. Czczono mnie, jako boga w wielu miejscach na świecie. I potrafię rzeczy, które potrafią bogowie. Ale nie jestem jedyny. Jest nas dziesiątki. Tych potężnych. I całe mrowie słabszych. Nasz wróg to jeden z tych potężnych. Tak potężnych, że kiedyś myśleliśmy, że udało się nam go zgładzić. Byliśmy w błędzie. Obudził się ze … snu porównywalnego ze śmiercią. Zbudował sieć sojuszy. Niezauważalny i sprytny. Wykorzystał ludzi czyniąc z nich swoje narzędzia. I w końcu wrócił, by zemścić się na tych, którzy przyczynili się do jego upadku przed wiekami. Ja jestem jednym z nich. Ja i moje gniazdo. Problem polega na tym, że jak ja mam swoje moce, tak wróg ma swoje. Jak ja ma swoich sojuszników, tak i on w ukryciu zbudował sojusze. Nie wiem kto jest wrogiem, a kto sprzymierzeńcem. I muszę się dowiedzieć. Znaleźć sposób by nasz wróg znów zasnął. Lub został zgładzony.
- Kim on jest? Czy już go spotkałem lub jego popleczników?
- Tropisz jednego z nich. Głowę kościoła białych ludzi tutaj, w mieście. Czy też raczej sługę prawdziwego władcy kościoła w Mazaltan. Bestii, której kłaniają się śmiertelnicy. Ty nazwałeś go El Sombre. Cień. Jego prawdziwe imię brzmi jednak inaczej. Francisco. Francisco Pizarro.
- Pieprzony matkojebca! - ucieszył się Oreja, że węch go nie zawiódł. - A ten pedał Paco Angelo Sebastiano Vito Morenga jest jego przydupasem?
- Tak. Robi to co Pizarro zażąda. Nie ma innego wyjścia.
- Są inni? Opowiesz mi o nich?
- Na świecie? W Meksyku? W Mazaltan? Tak. Jest nas wielu. Lecz to ja jestem w tym mieście i w tej prowincji najpotężniejszym i najstarszym z naszego rodzaju. Jestem władcą wszystkich Gniazd i ojcem tego, do którego dołączysz. Żyjemy w cieniu, żywiąc się grzechami świata. I jesteśmy jego prawdziwymi władcami.

Przytaknął przyswajając informację.

- El Manivela… nie znał El Sombre czy tylko kłamał? Po której stronie stoi?

- To zupełnie inna … kreatura. Uwikłana w spór, którego nie rozumie. Zwierzę. Powinno nam służyć, ale uważa się za pana. Słyszałem, że pokazałeś mu, gdzie jego prawdziwe miejsce.
Z ciemności dobiegł go jakiś dziwny, zgrzytliwy dźwięk. Dopiero po chwili pojął, że Mistrz się … śmieje.
- Doskonała nauczka dla tego prymitywnego dzikusa.

- Uciekł mi chuj złamany - w przeciwieństwie do Xolotla ta sytuacja go nie śmieszyła. - A Bakab? Kim on jest?
- Kimś, kogo powinno się unikać. Kimś, kto potrafi zagrozić nie tylko ludziom, ale i nam. Wiesz, kim są aniołowie? To pomyśl o nim jako o kimś takim, lecz pozbawionym skrzydeł.

Tym razem roześmiał się Perez. Głośno. Perliście. Aż echo poniosło po pustych murach krypty.
- Zawsze nam wpajano, że aniołowie, to ci dobrzy.

- Zło. Dobro. Słowa pozbawione są znaczenia. Masz jeszcze jakieś pytania. Czy możemy rozpoczynać Objęcie.

To słowo wypowiadane w ciemnościach wydawało się czymś nieodwracalnym i złowrogim.

Oreja myślał jeszcze chwilę, zastanawiając się nad kolejnym pytaniem, które mógłby zadać. Tych było mnóstwo i wiedział, że dużo by mu zajęło, żeby wyczerpać temat, a może nie zrobiłby tego nigdy, gdyż kolejna odpowiedź przynosiła kolejne pytania. Nie sposób było przestać. Dlatego ostatecznie stwierdził.

- Obdarzyłeś mnie zaufaniem. Odwdzięczam się tym samym. Znasz mnie na pewno na tyle dobrze, że wiesz, że potrafię być lojalny - wskazał na bliznę po uchu. - Jeśli jednak jakiś pedał będzie mnie ruchać w dupę, musi uważać, żebym nie odgryzł mu podczas tych figli kutasa, nawet gdybym miał z tym fajfusem w gębie zdechnąć. Przyznasz, że życie bez kutasa nie jest wiele warte - podsumował filozoficznie. - Jeśli więc wszystko zostało powiedziane, kończmy pierdolić i zaczynajmy, to co ma być zaczęte. Jestem gotów.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 21-01-2019, 19:32   #72
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Coco wyglądał na kompletnego świra i wyraźnie coś kombinował, ale jak dotąd nie można mu było odmówić skuteczności. Na chłopski rozum Tito znacznie prościej byłoby uciekać przed Aztekami mając sprawny samochód z Angelo za kierownicą. W tej chwili zdaje się że nie mieli już większego wyboru. Tito westchnął, z pod najbliższego drzewa zebrał dwa uschnięte patyki do podpierania się. Kuśtykając na czterech kończynach ruszył pod górkę.
Angelo ruszył za nim. Przystojniak był wyraźnie oszołomiony. Rana głowy mogła być poważniejsza, niż wyglądała na pierwszy rzut oka. Z ranami łba już tak było. W każdym razie młodszy z Węży wdrapywał się po wzniesieniu dużo sprawniej. W końcu miał zdrowe nogi.
Zostawił Tito nieco z tyłu.
Gdy był tak mniej więcej w połowie pokonywanego podejścia motory dotarły do rozwalonego samochodu. Widział je - przynajmniej kilka osób. Zatrzymali się przy aucie, ostrożnie, nie wystawiając się na ogień potencjalnych wrogów zaczajonych w zasadzce. Na razie jeszcze nie zauważyli członków SV. Widać było, że zastanawiają się co zrobić dalej. Może sądzili, że uciekinierzy zabrali się innym samochodem.
Snopy reflektorów motorów przeczesywały las ale zarówno Tito jak i Angelo byli już zbyt wysoko i tylko przypadek mógł zdradzić ich pozycje. Tito nie miał zamiaru pomagać przypadkowi, na chwilę przycupnął za którymś z drzew, na spokojnie ocenił dystans i widocznosć, po czym ruszył w dalszą drogę trzymając się osłony zarośli.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 22-01-2019, 10:02   #73
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Kurwa, kurwa, kurwa. To był jakiś pieprzony nieustający koszmar. Roztrzęsiony Javier zamknął otwarte okno - jedyne pozbawione krat, wychodzące na podwórko. Dłuższy czas patrzył przez szybę w ciemność. Następnie z pistoletem w dłoni obszedł całe mieszkanko, sprawdzając okna i zamki w drzwiach.
Najchętniej zasnąłby i już się nie obudził. Spojrzał na pistolet i powoli, drżącymi rękoma włożył lufę do ust. Była zimna i miała metaliczny posmak. Wyjąc niemo, ze łzami w oczach wyjął ją i odłożył pistolet.
Otworzył szufladę biurka, gdzie trzymał żelazny zapas koki. Tak bardzo jej teraz potrzebował. Nie było mowy o spaniu. Rozsypał i wciągnął solidną kreskę, resztę schował do kieszeni, by mieć ją pod ręką.
Uspokoił się. Troszeczkę.

Komputer stacjonarny był na swoim miejscu. Javier spróbował namierzyć wyryty na blacie numer, ale ten miał wyłączoną lokację. Nie figurował na żadnych spisach, najpewniej był kartą - taką z “kiosku”. Wciąż mógł spróbować przybliżonego namierzania przez nadajniki GSM. Postanowił, że zrobi to podczas połączenia.
Wziął kilka głębokich oddechów, podłączył słuchawki z mikrofonem i przez Skype’a wybrał wyryty numer.

- Jednak zadzowniłeś - odezwał się głos. - To dobrze. To znaczy że jesteś silniejszy, niż wszyscy sądzą. Jeśli chcesz poznać odpowiedzi bądź o trzeciej w nocy na głównym rynku. Przy ratuszu. Sam.
- Będę - odpowiedział Xavi, po czym dodał, zaskakując samego siebie, czy raczej kokaina w jego żyłach go zaskoczyła, przemawiając jego głosem: - Miej mój sprzęt.

Rozłączył się i sprawdził efekt namierzania. Po czym spróbował znów dodzwonić się do Oreji.
Lokacja pokazywała obrzeża Mazaltan. Wyjazd na północ. A telefon Ucha nadal milczał. Jego lokalizacja też nie uległa zmianie od ostatniego logowania. Javier zadzwonił kolejno do Hernana i do Juana, którzy powinni być z Oreją, ale oni też byli poza zasięgiem. Coraz bardziej zaniepokojony, Xavi wybrał wreszcie numer Tito.
Jego telefon też milczał jak zaklęty. Xavi zatem próbował się dodzwonić kolejno do Angelo, Bliźniaków, Grubego Alfredo i w ostateczności do Psa. I nic. I wielka puta madre. Wszędzie albo komunikat albo sygnał oczekiwania w jebaną nieskończoność.
Czy wszyscy już nie żyli?
Pewien czas krążył po mieszkaniu, potem dzwonił jeszcze raz, znów bez skutku, potem leżał patrząc w sufit. Wreszcie, za dwadzieścia trzecia wziął pistolet, wyszedł z domu, wsiadł do auta i ruszył pustymi ulicami w stronę rynku.
 
Bounty jest offline  
Stary 02-02-2019, 12:52   #74
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
MAZATLAN, 28 maja, noc


Alvaro Perez „Oreja”

Ciemność nadpłynęła na Alvaro. Uderzyła w niego z siłą tarana.

Ten fizyczny atak był tak zaskakujący i tak brutalny, że przez chwilę Ucho nie był w stanie zareagować. A potem poczuł, że unosi się w tej ciemności, niczym wrzucony do głębokiej, lodowatej wody. Dryfuje zawieszony między ciemnością i światłem, życiem i śmiercią. Bezwolny i szczęśliwy, lecz jednocześnie sparaliżowany strachem.

Pojawiły się obrazy. Chaotyczne i , jakby je sam określił, popierdolone. Miasta w dżunglach, zaćmienie słońca, zaćmienie księżyca, gwiazdy wirujące na czarnym niebie niczym świetliki z ADHD i na amfetaminie. Wirował wraz z tymi gwiazdami. Widział miasta obracające się w ruinę. Widział strumienie krwi spływające po stopniach indiańskich piramid. Widział upadek cywilizacji. Widział narodziny i zgony setek tysięcy istnień pozbawionych jakiegokolwiek znaczenia. Pustych i niepotrzebnych – sprowadzonych do prostych popędów – przetrwać, zostawić potomstwo, zdechnąć.

I trwał pomiędzy nimi. Ukryty bóg. Koszmar w ciemnościach. Potężny i niepowstrzymany.

Przez chwilę znów był sobą. bandziorem z meksykańskich ulic. Twardym i ostrym. Zatopiony w ramionach Mistrza, który wgryzł się w jego szyję zębatą paszczą i pił jego krew, jak spragniony wódy pijak.

Potem znów odpłynął. W morze śmierci – czarne i zimne. W ocean, gdzie ocierały się o niego dziwne, efemeryczne kształty. A potem wlano w niego ogień. Płynne srebro. Siarkę.

Ciało zapłonęło od środka. Wybuchło, niczym supernowa. Chyba krzyczał. lecz krzyk ten dławiło potężne, demoniczne objęcie Mistrza.

A potem wszystko umarło. Krzyk, światła, wszechświat i Orejo pogrążył się w najczarniejszym z czarnych snów, lecz pozbawionym jakichkolwiek obrazów.

Mistrz zakończył Objęcie.


Tito Alvarez i Angelo Gabriel Martinez

Przyczaili się w ciemnościach. Nie było tak prosto.

Część Azteków odpaliło maszyny i pojechało dalej, drogą. Czterech motocyklistów jednak ruszyło w las, na stok, gdzie ukryli się Tito i Angelo.

Jeden z nich przykucnął nagle i po chwili podniósł się trzymając palec w ustach.
A potem zaczął wbiegać na wzniesienie.

To, w jaki sposób to robił, zaprzeczało zdrowemu rozsądkowi. Motocyklista poruszał się długimi susami. Zwinnie, niczym jakieś zwierzę. Pokonywał wzniesienie z szybkością, którą można było tylko podziwiać. I kierował się prosto na kryjówkę Węży.

Gdyby nie było to myślenie szaleńca, wydawać by się mogło, że przyciąga go krew – jak rekina.
Było pewne, że ich znajdzie, i ukrywanie nie miało sensu.

I wtedy do akcji włączył się Coco.

Jak duch pojawił się prosto przed wspinającym się motocyklistą. Ten zatrzymał się, przywarł, jeszcze bardziej upodabniając się do zwierzęcia.

- Oni należą do Xolotla!

Nagłe pojawienie się Coco powstrzymało wspinaczkę Azteka. Reszta motocyklistów, wspinająca się znacznie wolniej niż ich kumpel, też stanęła w bezruchu, chociaż w ich rekach pojawiły się pistolety i pistolety maszynowe.

- Loco Coco – Aztek rozpoznał snajpera. – Zapowiada się naprawdę ciekawa noc.

- Spierdalajcie – wykrzyknął Coco.

Nie wiadomo czy do Tito i Angela, czy do członków MC.

A potem Aztek rzucił się na Coco. Atak był tak szybki, że ludzkie oko nie było w stanie za nim nadążyć. Jednak Coco był jeszcze szybszy. Z sykiem, niczym kot, przebiegł po pniu niemal pionowego drzewa. Odbił się od jednego pnia, od drugiego, niczym jakaś wiewiórka, a potem wylądował za plecami motocyklistów na dole. Wszystko to w góra trzy uderzenia serca.

A potem zaczął uderzać nożem, a gangerzy z Aztec MC padali, jak małe dzieci w zderzeniu z zawodowym bokserem. Po chwili został tylko ten, który podjął się wspinaczki.

- To oznacza wojnę, Coco Loco. Wiesz o tym.

- Wiem, Yzyko. Lecz to nie nasze Gniazdo ją zaczęło. Pamiętaj o tym, gdy dojdzie do Czystki. – Walczymy, czy idziesz w chuj.

Dziwna niemoc, która trzymała do tej pory Tito i Angelo puściła. I nagle okazało się, że nie są sami. Przy nich, niczym zjawa z koszmaru, stał innym motocyklista w kurtce Azteków. Nie znali go. Nie mieli pojęcia jak pojawił się pomiędzy nimi.

Miał szarą twarz i oczy szare i wyblakłe, niczym brudny lód. Rozdziawił usta, z których wylewała się krew i w których lśniły dwa wielkie, demoniczne kły i z sykiem, rzucił się w stronę Angelo. Niczym sama śmierć.

W ułamku sekundy znalazł się przy Wężu, obalił na ziemię i odchylając głowę w bok, wgryzł się w jego szyję, wyszarpując kawał mięsa i otwierając paskudną, krwawiącą ranę.

Yzyko i Coco zwarli się ze sobą w walce, która wyglądała tak, jakby toczyła się w powietrzu. Ale ani Tito ani Angelo nie miel czasu, by podziwiać ten nieludzki popis sprawności. Sami musieli walczyć o życie.

Lecz była to walka z wiatrakami.

Aztec z zębami porzucił krwawiącego Angelo i rzucił się na Tito. Stary bandzior zdążył strzelić w niego dwa razy – trafiając w pierś i szyję, ale atakującego to nie powstrzymało.

Dopadł Tito, wytrwał broń z ręki a potem, z łatwością dziecka miotającego zabawkami, cisnął nim w drzewo znajdujące się dobre dziesięć metrów niżej. Z siłą, od której kręgosłup i kości musiały popękać w ciele Alvareza jak patyczki.

Ciemność objęła starego Węża zimnymi ramionami. W chwilę później dołączył do niego Angelo, tracąc przytomność z upływu krwi.


Javier Orozco

Rynek o tej porze był pusty. Pusty, cichy i ciemny. Większość świateł nie działała, a te co działały nie dawały zbyt wiele jasności.
Xavi stanął pod miejskim zegarem. Dziwnie zobojętniały. Nie czuł strachu. Kokaina krążąca w jego żyłach robiła swoje. Czuł się niczym młody bóg.

Kiedy pojawili się obok niego ludzie w płaszczach, przebrani niczym wielbiciele opery, początkowo uznał je za narkotykowy zwid. Dopiero, kiedy otoczyły go zimne, chude ramiona, unosząc w ciemność, w mrok, zrozumiał, że nie śni.

Lecz potem ktoś uderzył go w głowę – na tyle mocno, że stracił przytomność i popłynął rzeką mroku, ku jej podziemnemu źródłu nawet nie zdając sobie sprawy, dokąd prowadzi go zły los.

MAZATLAN, 29 maja, noc

https://www.youtube.com/watch?v=il1nEcAVoVk

Alvaro Perez „Oreja”

Obudził się, czując że jest mu zimno. Że ciało ma sztywne i pozbawione ciepło. Usiadł, uświadamiając sobie, że leży w płytkim grobie. We wgłębieniu, które ktoś wyżłobił w skale podziemnej jaskini.

Mimo, że nie dostrzegł żadnego źródła światła, to jednak dobrze widział wilgotne ściany groty, czuł przesycone solą powietrze i odór gnijących resztek, widział siedzące pod ścianą, ubrane na czarno postacie. I jego. Xolotla.

Mistrz emanował jakąś wewnętrzną siłą mimo swojej zwierzęcej, demonicznej aparycji. Alvaro wstał i ruszył na jego spotkanie, czując … niesamowitą więź łączącą go z tą istotą. Mądrą, potężną i wielką.

Czuł też innych. Członków Gniazda. Czuł ich zazdrość i podziw. Tylko nieliczni spośród nich zostali Objęci przez Mistrza. Przeprowadzeni na ścieżki, którymi kroczyli, przez samego Xolotla. Ten zaszczyt spotykał jedną osobę na kilkaset lat. Reszta Gniazda miała … pośledniejsze pochodzenie. Słabszą krew, rozcieńczoną przez kolejnych potomków Xolotla.

- Oreja – powiedział Mistrz. – Chodź za mną.

To nie była prośba. Ani polecenie.

Ruszyli przez podziemne korytarze. Mijając zmurszałe szkielety w ścianach. Było ich w sumie kilkunastu. szesnaścioro, może osiemnaścioro. Gniazdo. Jego nowa rodzina. Nowy gang.

Doszli do większego pomieszczenia, w którym, na środku, w oczy rzucał się spory stos kamieni. Większych i mniejszych kawałków skał, które wyraźnie przykrywały jakąś dziurę czy coś podobnego. Na szczycie tej piramidki leżał trup. Ubrany w resztki skórzanej kamizelki w której Oreja rozpoznał barwy Aztec MC. Z ciała motocyklisty niewiele zostało, a krew …

.. jak ona pachniała. Zapach krwi spowodował, że Alvaro poczuł … głód.
Zapragnął nagle zaczerpnąć posoki w dłonie i zanurzyć w niej usta. Pić. Chłeptać, jak zwierzę, aż do przesytu.
Poczuł, że coś dzieje się z jego ustami. Zęby … zmieniły kształt. Jak u Mistrza, lub u wilka, były teraz samymi kłami.

I wtedy Oreja zobaczył Javiera.

Chłopak siedział, przywiązany do krzesła, podtrzymywanego przez dwóch bladych członków Gniazda. Miał otwarte, szkliste oczy, włosy zlepione krwią. Nie był chyba jednak świadomy tego, co dzieje się z nim w ciemnościach.

Xolotl złowił jego spojrzenie.

- O jego losie zdecydują Węże .

Mistrz nie mówił. Ucho słyszał jego myśli w swojej głowie.

Krew Azteca spływała w dół. Ściekała pod kamienie i kawałki skał. I Oreja zrozumiał, co znajduje się pod tym stosem. Czy raczej kto.

- Jeżeli uda się im wydostać .


WSZYSCY, POZA JAVIEREM OROZCO

Była ciemność.
Taka zimna i gęsta.
Pierwotna i niemożliwa do przegnania.

Spali w niej. Snem, w którym nie bije serce. Snem, w którym nie poruszają się puca. Snem, który głupcy nazywają śmiercią.

A potem pojawiła się drobinka czerwieni w tej czerni. Zapach, który spowodował, że jeden po drugim otworzyli oczy. Nieświadomi niczego, poza tym, że ich ciała wypełnił ból. Z zaciśniętych przez śmierć szczęk wydobył się jęk.

Ucho, stojący ponad stosem kamieni usłyszał go i poczuł, że robi mu się zimno. Jęk był niczym szept udręczonych dusz. Straszny. Przerażający. Słaby.

Potem ciała zrozumiały, że nie mogą się ruszać. Że są splecione ze sobą. Przyciśnięte do siebie. Przywalone czymś ciężkim. I pojawił się głód. Rozpalone do białości żelazo zaszyte w brzuchu. Ogień w gardle. Ciała działały instynktownie. Mięśnie zaczęły pracować. Napinać się, szarpać przestrzeń nad sobą. Nozdrza złowiły woń – słodką obietnicę życia. I nic poza tą obietnicą w tej chwili się nie liczyło.

Prowadził ich instynkt. Wola istnienia ponad świadomością, która jeszcze nie obudziła się ze snu, zwanego śmiercią. Z gardeł wydobywały się skomlenia, ciche skowyty – lecz nie słyszeli ich, skupieni na wabiącej ich ku górze woni.

Oreja zobaczył, jak kopiec porusza się. Z góry spływały pierwsze kamyczki. Stoczył się większy kamień. Pierwszy, drugi, po nim kolejne. Jakby pod skałami, przygniecione, próbowały wyswobodzić się zwierzęta.

Pęd ku górze. Pracować mięśniami. Zrzucić z siebie ten ciężar. Wyplątać z objęć kogoś obcego.

Bezwolne stworzenia rodzące się w bólach do nowego … istnienia.

Pierwszy na powierzchnię wygramolił się Hernan, za nim Juan i Angelo. Trudno ich było poznać. Zakrwawieni, w poszarpanych ubraniach, z oczami płonącymi krwistą czerwienią – wyglądali niczym stworzenia z sennych koszmarów. I w sumie nimi byli.

Pełzali po ziemi. Słabi, jak nowonarodzone szczury. Kierując w stronę siedzącego na krześle Javiera. W końcu na powierzchni znalazł się Tito. Najwolniejszy z całej grupy.

Nagle w jaskini pojawiła się dwójka członków Gniazda. Prowadzili przed sobą młodą dziewczynę. Góra czternastoletnią. Jej nagie ciało spływało drobinkami krwi.

Oreja poczuł jej zapach i głód zalał go falą fizycznego pożądania. Miał ochotę rzucić się na dziewczynę. Wgryźć się w jej ciało i poczuć smak krwi w ustach. W gardle.

Reszta Węży – pozbawiona jeszcze świadomości tego, co się z nimi dzieje zatrzymała się. Brudne twarze napięły się w maski pożądania. Wahały.

Wabił ich Javier i wabiła dziewczyna wprowadzona przez członków Gniazda. Ich otumanione umysły nie miały jak podjąć decyzji.

- Wybieraj. Ona czy on. .

Twarz dziewczyny wdała się Oreji znajoma. Nie potrafił sobie jednak przypomnieć imienia. Ani tego, skąd zna tą twarz.

I wtedy Xavi otworzył oczy. Lecz chyba niczego nie zdołał zobaczyć w ciemności.

JAVIER OROZCO

Xavi otworzył oczy, lecz zobaczył wokół siebie gęstą ciemność. I słyszał w niej jakieś niepokojące dźwięki. Szmery, szepty i szurania, jakby coś lub ktoś pełzał po podłodze.

Był słaby. Czuł, że kręci mu się w głowie, jakby stracił sporo krwi.

Nie miał pojęcia gdzie jest i jak trafił w to czarne, pachnące zgniłymi wodorostami i solą miejsce.

I czuł strach. Paraliżujący zmysły i odbierający wolę strach.

Jeszcze nigdy w życiu chyba się tak nie bał.
 
Armiel jest offline  
Stary 07-02-2019, 11:37   #75
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
- Chodź za mną - powiedział.
- Tak Mistrzu - brzmiała odpowiedź i tym razem nie było w niej nuty fałszu, a w słowach tych był szacunek i oddanie, jakich Oreja nie czuł nigdy wcześniej. W tej jednej chwili zrobiłby dla niego wszystko. Poszedłby wszędzie.

Słodki zapach krwi doprowadzał go niemal do szaleństwa, nie pozwalając trzeźwo myśleć i jedynie głęboki autorytet Mistrza powstrzymywał go przed tym by nie rzucić się na stygnące ciało i nie chłeptać jej jak zwierzę. Czy teraz nim jest? - przyszło mu do głowy. A czy nie był już wcześniej? Wysunięte kły raniły mu wargi, więc odsłonił je szczerząc zęby i śliniąc się jak wściekły pies. I dopiero widok Javiera odsunął jego myśli choć trochę od słodkiego nektaru. Widok nędzy i rozpaczy, wzbudził w Alvaro ambiwalentne uczucia żalu i pogardy.
I wtedy zobaczył również pozostałych członków gangu Węży, którzy brudni i obdarci pełzali niczym robaki, szurając brzuchami po kamieniach i ziemi. I ponownie poczuł do Mistrza wdzięczność i uwielbienie, że został wyróżniony wśród plugastwa. Wśród robactwa łykającego pył z butów Mistrza. On jedyny dostąpił zaszczytu Objęcia.

Myśli znowu zasnuła mu mgła głodu i pożądania gdy na theatrum wprowadzono dziewczę ledwie, ponętne i świeże, w żyłach którego płynęła ciepła słodycz.

- Wybieraj. Ona czy on.

Perez zatoczył się do dziewczęcia niczym pijany. Czuł pulsowanie jej ciała, upojne ciepło skóry, rozkoszne ta-pa-tup ta-pa-tup serca. Poczuł jak wzbiera w nim dzika chuć. Jak penis twardnieje a po plecach przechodzi elektryczny impuls jeżący włoski. Przysunął się do niej. Widział pyszną linię jej szyi, w której zaraz miał zanurzyć kły, gdzie płynęła obietnica ekstazy. I spojrzał na jej twarz, dziwnie znajomą, dziecinną jeszcze i niewinną, tocząc ślinę z pyska jak bezrozumne, bezwolne zwierzę. Zaskomlał z udręczenia i wycharczał straszliwie zmienionym głosem.

- Ją ocal Mistrzu!
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 07-02-2019, 14:03   #76
 
Gortar's Avatar
 
Reputacja: 1 Gortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputacjęGortar ma wspaniałą reputację
Welcome back

Welcome back


Czerwień. Cały świat zatonął w czerwieni. Ból i głód - również symbolizowany przez barwę krwi… Właśnie, krwi. Czuł ją wręcz namacalnie. Czuł jej zapach i zapowiedź spełnienia jakie przyniesie. Nic innego w tym momencie nie liczyło się dla niego.

----- błysk ------
Mały człowieczek stojący przed wielkim monstrum i mierzącym do niego z broni
----- błysk ------

Ciągle w górę i w górę. Pomiędzy ciałami pozostałych. Walcząc z wewnętrzną słabością by tylko zaspokoić tą czerwoną gorączkę. Przebijając się przez przytłaczające ich warstwy ziemi.

----- błysk ------
Bóg, obietnica zbawienia, coś bardzo istotnego, ale w tym momencie jakby tracącego na znaczeniu. Walka do zwycięstwa lub śmierci...
----- błysk ------

To jego wspomnienia? Czy może kogoś innego? Na granicy świadomości doświadczał przebłysków. Nie wiedział skąd pochodzą, nie był nawet pewien czy to on jest ich źródłem. To co było ważne przestało takim być. Jest tylko tu i teraz. Wyjście na powierzchnię. Przed sobą widział Hernana… tak, chyba tak miał na imię.... za nim człapał kolejny…. Angelo…
Z minuty na minutę coraz więcej powracało. Powracało z dawnego życia. Z tym, że tylko do pewnego momentu, bo teraz CZUŁ. Czuł zupełnie inaczej niż potrafił sobie przypomnieć. Takiego pożądania nie doświadczył jeszcze nigdy. Zew, który go ogarnął był obezwładniający, a jednocześnie podniecający. Spojrzenie w koło i problem z decyzją. Z jednej strony siedzi ofiara przypięta do krzesła. Żyje. Krew pulsująca w jej żyłach jest wręcz realnie wyczuwalna. Wydaje mu się, że skądś ją zna, ale jeszcze nie może przypomnieć sobie skąd. To chyba mało ważne. A może bardzo ważne?

----- błysk ------
Gniazdko. Krzyki i jęki dziwek ruchanych piętro wyżej. Tuż obok, widoczny przez dno szklanki z tequilą siedzi wrak człowieka, ale jednocześnie brat z gangu. Siedzi i z białego proszku usypuje na blacie nie równą kreskę.
----- błysk ------

Ktoś złośliwie, albo z jakiegoś innego powodu przyprowadził jeszcze drugi “worek mięsa”. Ten był świeżutki. Jeszcze nie skażony masą trucizn jaką wpakował w siebie przez życie przypięty do krzesła wąż.
Czuł, że może dojść do jednego z nich. I zrobił pierwsze kroki w kierunku Xaviera. Noga za nogą i trach, padł na pysk jak długi. Zimna posadzka nie zmniejszyła głodu i pożądania. Nie umiał jednak zdecydować, w którą stronę chce się udać. Podniósł się znów na nogi i spróbował udać się w stronę dziewczynki. Zrobił kilka chwiejnych kroków. Gdyby nie był tak głodny, to pewnie czułby frustrację z powodu niemożności normalnego poruszania się. Szło już prawie dobrze. Przeszedł jakiś metr gdy stracił równowagę i ponownie przywitał się z podłożem. Tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Zaczął powoli pełznąć w stronę dziecka, a z jego gardła wydobył się jęk pożądania i zaraz za nim warknięcie złości....
 
__________________
---------------
Rymy od czasu do czasu :)
Gortar jest offline  
Stary 07-02-2019, 15:49   #77
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Na zmianę dręczył go ból i pragnienie. W głowie miał przebłyski…ta kurwa…nie kurwa…jego…jego pani...jego pani go zamordowała, wyssała z niego życie…dała mu ból…dała pragnienie…rozkosz. Wypełzał ze swojej nory pełen gniewu, żądzy i niezaspokojonego głodu. Czym ja teraz jestem? Czym są oni? – pomyślał spoglądając na pełzającego łysola, starca i młodego przystojnego mężczyznę, których przecież kiedyś znał.
Juan, Tito, Angel…
Teraz go nie obchodzili. Musiał ulżyć swym cierpieniom, tym popędom, które uczyniły go nowym człowiekiem.
Człowiekiem? Nie jesteś już człowiekiem, głupcze. Piiiijjj….pijjj!
Zauważył młodego chłopaka i dziewczynkę. Jego znał, ją widział po raz pierwszy na oczy. Chyba. Czuł jak ich żyły, jak ich tętnicę pulsują. To co płynęło w środku przyciągało go jak pszczoły do miodu. Próbował wstać, ale był żałośnie słaby więc pełzał jak robak. Serce chłopaka biło szybciej. Zatopi się więc w jego szyję.
Ty pedale! Bierz tą małą kurwę!
Wydawało mu się, że to dawny Hernan próbuje krzyczeć i nim kierować. Zaczął więc czołgać się w stronę dziewczynki. Musiał natychmiast ugasić pragnienie.
 
waydack jest offline  
Stary 08-02-2019, 08:52   #78
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Odarty nie tylko z drogich ciuchów i perfum, ale przede wszystkim z życia Angelo nie przypominał już sam siebie. I nie chodziło tylko o przerażający, przywodzący na myśl zombie wygląd. Materializm, szpanerstwo były częścią jego jestestwa - tą częścią, którą inni ludzie zapełniali moralnością czy religią. Bez nich Angelo Gabriel Martinez był tylko żywym trupem, ochłapem wszechświata, który z niewiadomych przyczyn wciąż zachowywał swoją świadomość.

Ciało go osaczało, z ledwością poruszał kończynami, dlatego, by wypełznąć spod góry trupów, musiał sam odrzeć się z kolejnej warstwy - godności. Nie bacząc na nic, czuł instynkt, by napierać do przodu, by... podzielić się z kimś swoją wściekłością. I nadnaturalnym głodem. Nie krew, lecz pragnienie krwi pchało mężczyznę do przodu. Bez względu na koszty. Bez względu na cierpienie - Martinez pełzł ku przed siebie, w sam środek upiornego przedstawienia.

Choć wymagało to od niego kolejnego wysiłku, obrócił głową na boki, by się rozejrzeć i zobaczył, ze nie jest sam. Początkowo ich nie rozpoznał, bo wyglądali równie makabrycznie jak on, jednak po chwili pamięć zaczęła podsuwać skojarzenia. To byli jego compadres. Jego bracia. Jedyna wartość, z której jeszcze nie został oberżnięty - lojalność wobec nich.

I zobaczył coś jeszcze - młodą dziewczynę i Javiera. Oboje budzili w nim głównie oraz pożądanie. Lecz to Javier był bratem Angelo, nie jakaś młoda, nawet tak słodko pachnąca cipka. Splunął.

- Wssszzzyyyhmmmaaarhhhaaaassseee - wymamrotał, z trudem otwierając usta.

Postapił kilka kroków do przodu, zauważył jednak, że nie wszyscy członkowie Sicarios idą w tę samą stronę. Gniew wzmógł się, a jego paliwem był rosnący głód. Angelo skupił się.

- Weeeszeee czymmmhaaają ssssze rassssseeeem!

Nie, to wciąż nie było to, co Martinez pragnął powiedzieć. Wściekły mężczyzna powoli podniósł się z kolan i stanął na chwiejnych nogach.

- Węże trzymają się razem! Puta! - wreszcie udało mu się wykrzyczeć, po czym nie bacząc na nic, a szczególnie na własne bezpieczeństwo czy cierpienie, ruszył w stronę Xaviego.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 09-02-2019 o 07:26.
Mira jest offline  
Stary 10-02-2019, 12:04   #79
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Świadomość i wola bardzo pomału budziły się w wypełzającej z ziemi martwej skorupie która niegdyś była Tito Alvarezem. Widział i przyjmował do wiadomości widok swoich dziwacznie wykręconych dłoni odrzucających resztki ziemi, świadomość martwych, suchych powrozów mięśni ramion wyszarpujących całe ciało z jego tymczasowego grobu.

Ciało realizowało swój własny program, pełzło za stadem, w stronę żywności. Prosty, oczywisty instynkt, który jako lekarz doskonale rozumiał. Czuł się słaby, nawet wśród pozostałych wycieńczonych poczwar, które także opuściły swoje groby (kokony?), rozpaczliwie potrzebował żywności... potrzebował krwi...

Pozwalając swoim zwłokom robić swoje, Tito zmusił wolę do próby mętnej autoanalizy. Serce nie biło. Po pozornie martwych synapsach mózgu przeszła mu głupia myśl, że już nigdy nie będzie potrzebował leków na ciśnienie.

Ta pierwsza ludzka myśl pozwoliła na wyłonienie się na powierzchnię nowych połaci świadomości. W tej chwili dotarło do niego, że jeden ze smakowitych worków z krwią w których stronę pełzły stwory, a wśród nich Tito, to związany Javier Orozco. W tej samej chwili kątem oka zauważył że jedno z odrażających stworzeń unosi się do pozycji pionowej...

- Węże trzymają się razem! Puta! - ryknął ludzkim głosem, i dopiero wtedy Tito go rozpoznał.. rozpoznał wszystkich.

Jezu.. czy oni chcieli zmusić Węże do posilenia się własnym bratem? Dalej bardziej pasażer niż władca swojego ciała obserwował jak coraz bardziej zbliża się do Xaviego. Drugi "posiłek" obsiadło już kilka innych stworów. Czuł głód i rządzę zaspokojenia go za wszelką cenę.

Nie... kurwa... NIE!

Skupił cały wysiłek woli, by zatrzymać się w miejscu. Otworzył usta, ale wydobył się z nich tylko nieartykułowany, nieludzki... syk? Jeśli syk to bardziej wkurwionego kota niż węża. Skoncentrował całą swoją siłę woli, ale głód nie odpuszczał, to było jak poruszanie się pod prąd rwącej rzeki.

Czy ONI ich obserwowali? Potwory które im to robiły? Był więcej niż pewien, ale jego podzielność uwagi była w tej chwili zbyt ograniczona, by móc to sprawdzić.

- Węże razem... brat... nie... jedzenie.. - wycharczał wściekle w ciemność... i popełzł w stronę młodego Węża. Modlił się do Najświętszej Panienki, cholernego węża z dymu i wszystkich świętych i demonów jakie był sobie w stanie przypomnieć, by starczyło mu siły woli żeby rozwiązać dzieciaka, zanim głód każe mu go zeżreć.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline  
Stary 17-02-2019, 11:42   #80
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Wszyscy

To było niczym szaleństwo. Niczym koszmar, z którego nie można było się przebudzić. Ten głód!

Nienasycony! Niepowstrzymany! Zmieniający w zwierzęta! W potwory!
Straszny!

I dopełznę li do swoich ofiar. Wbijając kły w ciało. Pijąc krew w niemowlęcym odruchu karmienia.

Nawet za bardzo nie pamiętali, kto, kogo ukąsił, z czyich żył i czyjego ciała spijał ten niesamowity nektar, który dawał kopa silniejszego niż narkotyki, alkohol i seks razem wzięte.

Pamiętali, że były jakieś walki. Że bili się, chyba między sobą, o coś, o kogoś. Dziko, zwierzęco, a potem usłyszeli głos w swoich głowach, który kazał im przestać i przestali. Głos piękny, mocny, władczy i silny. Głos, w którym tylko Orejo rozpoznał głos Mistrza.

I przestali się bić. A potem, już zgodnie, pożywiali się, spijając nektar niepamięci i rozkoszy z żył swoich ofiar. Pamiętali jedynie przyjemność, jaki dawał im ten akt osuszania ciał, ale nie pamiętali samego momentu jedzenia.


Jakąś godzinę później, chociaż czas po jedzeniu był czymś, co ciężko było zmierzyć po takim przeżyciu -jakby rządził się teraz własnymi prawami – siedzieli w ciemnym miejscu, wsłuchani w ciszę grobowca i słuchali głosu Mistrza.

- Jesteście teraz częścią naszego Gniazda. Zyskaliście długie istnienie, które zakończyć może tylko brutalna śmierć. Będziecie krążyć pomiędzy ludźmi i żywić się ich krwią. Po jakimś czasie słońce stanie się dla was zabójczą kulą ognia na niebie, która spali was na popiół, gdy tylko padną na was jego promienie. Ale póki co, jeszcze przez krótki czas, będziecie mogli działać podczas dnia. Nim nasze Objęcie nie stanie się pełne.

Mieli wiele pytań, ale wiedzieli, że Mistrz nie odpowie. Jeszcze nie.

- Niektórzy z was będą chcieli wrócić do poprzedniego życia. To będzie możliwe. Oddamy je wam, jeśli tak zdecydujecie, ale zabierzemy wspomnienia o tym, co zrobicie dla Gniazda. Ci, którzy będą chcieli dołączyć do nas na zawsze, będą przeze mnie przyjęci do Gniazda, jako nowe dzieci. To dwie ścieżki, które będziecie mogli wybrać na koniec. Jeśli przetrwacie i uporacie się z zadaniem.

To potrafili zrozumieć. Nic za darmo. W świecie meksykańskich gangów każda przysługa miała swoją cenę. Tylko tutaj, w tym układzie, coś nie pasowało – dlaczego cenę mieli płacić ci, którzy wykonywali brudną robotę?

- Trwa wojna. Jej cha poczuliście na górze. Wciągnęły was fale walki, o której powadze i głębi, nie mieliście nawet szansy pomyśleć. Musicie wiedzieć, że wojnę tę toczą nie ludzie, lecz istoty starsze, potężniejsze, takie jak ja. Istoty, które ludzie brali niegdyś za bogów. Za demony. Istoty, które były i jednym i drugim. Jak ja. Nazywajcie mnie Xolotl. I jestem teraz waszym le patrone

Szef. Patron. Najwyższy w hierarchii podziemnych organizacji Meksyku. To potrafili pojąć.

- Otrzymacie ode mnie zadanie. Zadanie, które zdecyduje o waszym losie. Wiem, że pewna siła wybrała was za swoje narzędzia. Nawiedza was. Męczy. Drąży. Przyzywa. Wiem, że w mieście jest jego posłaniec. Orejo nazwał go El Sombre. Cieniem. Chociaż jego prawdziwe imię brzmi Francisco Pizzaro.

Jak ten słynny konkwistador, podbijający Amerykę wiele stuleci temu.

- Pizzaro jest sprytny. Wymyka się. Ukrywa. W cieniach. Ale popełni błąd. A wy wtedy go dopadniecie. Muszę wiedzieć, czego szuka. Musze wiedzieć o nim wszystko. A wy będziecie moimi wężami w ciemnościach. Moimi żołnierzami. Wrócicie na górę, do świata żywych. I zrobicie wszystko, aby odszukać El Sombre. Dam wam kilka kontaktów i miejsc, w których mógł się ukryć. Sprawdzicie je. Tylko uważajcie. Jesteście Objęci, jednak on jest czymś więcej. Potrafi rozedrzeć was na strzępy w walce bezpośredniej. Potrafi skrywać się w cieniach. Oszukiwać zmysły.

Przez chwilę Xolotl milczał. Czyżby wahał się ile im powiedzieć.

- Dałem wam część moich mocy. To powinno uczynić was niewrażliwych na większość sztuczek istot podobnych do mnie. Nie na tyle dużo, aby nasi wrogowie nie wyczuli od was nadnaturalnej siły. Będziecie jednak widzieć prawdę ukrytą w Iluzji, którą omamiono umysły ludzi zamykając je w klatkach zniewolenia. Jesteście też szybsi, silniejsi i znacznie bardziej wytrzymalsi niż zwykli ludzie. Nawet kilka kul wystrzelonych prosto w waszą pierś może okazać się niegroźne. Bolesne, ale nie śmiertelne. Jednak coś za coś. Przez ten czas, gdy działa moje Objęcie, musicie pić krew żywych. Ludzi. Kilka łyków co noc. Odnowi to wasze siły witalne, pozwoli trzeźwo myśleć, normalnie funkcjonować. Jeśli tego nie zrobicie, poczujecie głód, którego już doświadczyliście. I pożywicie się, wbrew sobie, z najbliższego możliwego źródła. Niechlujnie i zabójczo. Jeśli wypijecie zbyt wiele, zasmakujecie w nektarze żywych, może okazać się, że nie będzie już odwrotu i kiedy skończycie powierzone wam zadanie, nie zdołacie opuścić Gniazda.

To było uczciwe. Ostrzegł ich.

- Kiedy wyjdziecie na Powierzchnię, skontaktować się ze mną będzie mógł tylko Orejo. Wystarczy, że siądzie w ciemnym, pozbawionym jakiegokolwiek źródła światła miejscu i wezwie trzykrotnie moje imię. Przybędę i będziemy mogli porozmawiać. Jeśli inni z was będą szukali kontaktu, muszą udać się do lokalu o nazwie „Madre Grossa”.

Znali ten bar. Podrzędna speluna w nieciekawej dzielnicy.

- Tam zawsze siedzi jedno z naszego Gniazda. Poznacie go tak samo, jak on pozna was. To będzie nasz kontakt gdybyście potrzebowali pomocy. Waszym zadaniem, przypominam, będzie ujawnienie Pizarro. Zwabienie go w miejsce gdzie ja lub silniejsi z Gniazda zdołają go pojmać. Teraz powiem wam o przeciwnikach i osobach, których musicie się wystrzegać w Mazatlan.

- Klub MC Aztec. Część z jego członków to istoty nocy. Takie jak ja, chociaż słabsze. Część z MC Aztec to tacy, jak wy. Objęci. Najgorszy jest jednak El Spectre. To ktoś, komu lepiej nie wchodzić w drogę. Jeśli nie jest to konieczne. El Manivela, El Globo, Alfredo Virenzzo i Eugenio Mendozando – podał kilka znanych imion i kilka zupełnie nic im nie mówiących – to Opętani. Ludzie, którzy mogą zmieniać się w zwierzęta, i są połączeni z nimi swoim duchem. Bestie, nieprzewidywalne i groźne, jednak niewiele tylko silniejsze od was w stanie, jaki wam oferowałem. Są też inni. Ale będziecie z łatwością potrafili wypatrzyć ich w tłumie. Rozpoznać ich prawdziwą naturę. Chociaż będzie to działało w dwie strony. Zawsze też poznacie kogoś z tego Gniazda. Więc nie obawiajcie się, że ktoś z nas pokrzyżuje wam plany i działanie. Waszą siłą ma być jednak to, że inni nie rozpoznają za szybko, kto was Objął.
Wszystko zrozumiecie, kiedy znów wejdziecie na Powierzchnię.

Sowo Powierzchnia zaczynało budzić ich niepokój. Sposób, w jaki Mistrz je wypowiadał, sugerowało coś więcej niż wspięcie się po drabinie i wyjście na ulicę z jakiegoś kanału. jakby mieli przekroczyć granicę, którą nie tak łatwo przekroczyć. Nie pytali jednak o nic. Wola Mistrza tłumiła taka potrzebę. Wiedzieli, że powie im tyle ile powiedzieć zechce i ile uzna za słuszne i potrzebne. Akceptowali to i szanowali – możliwe, że będąc pod wpływem jakiegoś uroku, czy innego oddziaływania mentalnego.

- Każdy z was odkryje zapewne w sobie jedną, niepowtarzalną zdolność. Może więcej niż jedną, tego nie wiem. Używanie ich będzie przychodziło łatwo, ale ceną za ich używanie będzie igranie z Głodem. Więc sami musicie rozważyć, kiedy sięgnąć po swoją moc. I czy w ogóle to zrobić.

Moce. Robiło się jeszcze dziwniej. Jakby to było jeszcze możliwe.

- Teraz miejsca zaczepienia. Te, w których będziecie mogli spróbować wytropić Pizzaro. Po pierwsze – wiemy, że po przybyciu do Mazaltan skorzystał z pomocy Oszusta. Oszust to pewna siła, z którą lepiej nie mieć zbyt wiele wspólnego, ale czasami Gniazdo czy inni, którzy znają prawdziwy świat, korzystają z jego pomocy. Oszust prowadzi zakład zegarmistrzowski przy Plaza de Torro. Niech jednak nie zmyli was jego niepozorny wygląd starego księgowego. To jedna z potężniejszych istot w tym mieście. Jednak jej usługi zawsze kosztują. Kiedy tylko wejdziecie do jego zakładu, zbliżycie się, Oszust już będzie wiedział, kim jesteście i o mojej roli w waszym istnieniu. Jednak, odpowiednio zmotywowany, być może, zgodzi się powiedzieć coś więcej. Nie myślę tutaj o przemocy. Oszust to dziwaczne, niepojęte stworzenie. I groźne, jak pająk w swojej sieci. Kto wie, może jednak wam powie coś, czego nie powiedziałby nikomu innemu.

Oszust. Dziwne imię.

Po drugie – Elijah de Morte. Zawodowy zabójca. Handlarz śmiercią. Ludzie o nim nie słyszeli. Bo nie dla ludzi pracuje. To niebezpieczny typ. Chociaż tylko śmiertelnik, który dowiedział się zbyt wiele o prawdziwym świecie. Wy znacie go pod imieniem Alfredo de Burrto. Prowadzi kuchnię dla ubogich w jednej z dzielnic Mazaltan. I nie tylko dla ubogich.

Poczuli bijące od Mistrza dziwne, zimne, mroczne emocje. Jakby ta kuchnia wiązała się jakoś z ich Gniazdem.

- Cień kontaktował się z de Mortem. Nie wiemy jednak w jakieś sprawie. Zapewne zlecenia lub zakupu broni.

- Po trzecie. Bacab. Ucho wie, o kim mowa. To… demon. Tak najlepiej określić tego sprzedawcę antyków. Doskonale wie o naszej wojnie, lecz sam toczy inną. Jeszcze poważniejszą. Kontakty z nim to ogromne ryzyko. Jest tak bezpieczny, jak szaleniec z karabinem i, na nasze standardy, niemal nieśmiertelny. Kontakty z Bacabem powinny być przemyślane i ostrożne. Nie chcemy robić sobie z Upadłego wroga.

- Po czwarte. Kobieta. Śmiertelniczka, która jednak w jakiś niepojęty sposób pozostaje poza naszą percepcją. Nazywa się Marrisa Miquelitta Hernandez. Nie wiemy jakie są jej relacje z Pizzaro i co ich łączy. Kobieta pracuje jako lekarka w prywatnym szpitalu zajmującym się chorobami nowotworowymi. I, tak jak powiedziałem, żaden z naszego gatunku nie potrafi się do niej zbliżyć. Poza El Sombre najwyraźniej, który okazuje jej daleko idące zainteresowanie.

Kobieta, która mogła trzymać kogoś takiego jak Xolotl na odległość wydawała się intrygująca na różne sposoby.

- Po piąte. Sierociniec przy kościele Świętego krzyża. Wiemy, że Pizzaro kontaktował się z tym sierocińcem przez swoje sługi pięć razy. Sługi jednak niewiele wiedziały. Dziura w głowie. Może jednak ktoś z pracujących tam ludzi będzie wiedział coś więcej. Dowiedzieliśmy się jedynie, że nasz cel posługiwał się nazwiskiem Olvanderos, Paco Olvanderos, gdy posyłał tam swoje sługi. I że chyba kogoś szukał. Jakiegos dziecka.

Dziecko. Wspomnienie dziurawionej zębami dziewczynki którą się pożywiali niektórzy członkowie Węży pojawiło się i znikło, niczym zapałka podczas burzy.

- I na koniec Paco Angelo Sebastiano Vito Morenga.

Biskup! Ucho wiedział, co Xolotl.

- Głowa kościoła śmiertelników w Mazaltan jest sługą Pizzara. Robi, co El Sombre zechce. Być może daje on jakąś kryjówkę swojemu panu. Jednak większość z naszego gatunku, tak jak ja czy Pizzaro unikają miejsc kultu. Unikają ludzi wary. mamy ku temu powody. Kościół ma swoje tajemnice. Mroczne i złowrogie. I wie o nas Poluje na nas. Od wieków. Czasami skutecznie. W momencie, gdy trwa wojna z Pizzaro i jego prawdziwym mistrzem, nie chcemy konfliktu z kościołem. Więc jakikolwiek potencjalny atak na Paco Angelo Sebastiano Vito Morengę powinien być przemyślany, a najlepiej przedyskutowany ze mną.

Tyle. Sporo informacji. Szczególnie teraz, kiedy nie wiedzieli do końca czym są.

Xolotl chyba poczuł ich zagubienie bo nagle poczuli dziwny spokój. Mistrz potrafił grac na ich emocjach i działaniach, jak wirtuoz marriachi na gitarze. A oni byli posłuszni jego wpływom jak grzeczne dziecko. Nie mogli mu się oprzeć. Nie potrafili nawet pomyśleć o oporze.

Potem opuścili ciemne korytarze. Prowadzeni przez mrok. Gdzieś, plątaniną przejść, labiryntem – na Powierzchnię. To było jak marsz podczas snu, bo zupełnie nie pamiętali, gdzie i jak szli.

Ocknęli się dopiero w jakimś mieszkaniu. W mieszkaniu, w którym zdziwiony Angelo rozpoznał swój dom. Włączony telewizor pokazywał wiadomości z USA. El Chapo został właśnie osądzony przez rząd USA i skazany na dożywocie. Największa gwiazda świata przestępczego Meksyku, człowiek który osławił Sinaloę na całym świecie, ujęty właśnie w Mazaltan, został uznany za zbrodniarza.

A oni siedzieli, oszołomieni i zagubieni, patrząc na siebie i próbując zrozumieć, co się z nimi stało.

Za oknem było ciemno. Nocną ciszę zakłócały jednak samochody – na tyle dużo, że noc musiała być jeszcze młoda. Data pokazywała dzień 30 maja, A więc uciekł im gdzieś dzień lub nawet dwa.

Siedzieli całą szóstką – Angelo, Alvaro, Tito, Juan, Hernan i nawet Javier. Ten ostatni był najbardziej zagubiony, bowiem nie potrafił przypomnieć sobie niczego, co się z Jim działo od momentu, kiedy wszedł na rynek . A potem była ciemność. I coś, co w niej pełzało. Kąsało go. Gryzło. A potem … nic. Czarna dziura. Do rozmowy z Xolotlem w ciemnościach, gdzie byli już inni z jego gangu.

Zagubieni. Zdezorientowani. Ale żywi.

Czy jednak na pewno?

Wiadomości zmieniły się. Pokazywały teraz jakiś ludzi, maszerujących gdzieś, z dobytkiem, dzieciakami, uciekinierzy z Wenezueli. Kraju, gdzie panował kryzys polityczny i ekonomiczny, bo nie pozwolili kartelom narkotykowym pracować na dobrobyt ludzi przedsiębiorczych, takich jak oni.

Angelo wyłączył pilotem telewizor i spojrzał na kumpli. Ich oczy spotkały się nad szklanym, bajeranckim, stylowym stołem, na którym idealnie wciągało się biały proszek.
Teraz jednak nie mieli ani głowy, ani nastroju do zabawy. Fiesta mogła poczekać. Musieli zdecydować, co robić. I ogarnąć, a jakiś sposób, ten burdel, w który zmieniło się ich życie.

A to mogło nie być proste.

Pozostało tyle nierozwiązanych spraw. I tyle pytań bez odpowiedzi.
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172