Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 00:55   #12
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kluczyków do motoru Privata, niestety w jego spodniach brakowało. Suttirat zerknął na niego pytająco
- Zapomniałeś kluczyków? - zapytał o oczywiste. Pogrzebał w kieszeni i podał mu klucze do swojego mieszkania.
- Rozejrzyj się, poczekam… - powiedział spokojnym tonem i rozsiadł wygodniej na swoim motorze.
Prasertowi nie pozostało nic innego, jak wrócić się na górę i rozejrzeć za zgubą. Miał kilka opcji miejsc gdzie mógł je tam zapodziać, a na szczęście mieszkanie nie było takie znowu wielkie.
Zaczął się denerwować. Ruszył prosto do sypialni i zaczął rozglądać się po podłodze. Chyba wczoraj zrzucił na nią swoje ubrania, więc mogłyby wypaść gdzieś pod łóżko. Tam również chciał popatrzeć.
- A jeszcze… do mieszkania…? - przypomniał sobie nagle, klęcząc na dywanie i zaczął sprawdzać kieszenie. Miał nadzieję, że przynajmniej te klucze nie zniknęły. A także portfel… jak to możliwe, że tak późno pomyślał o tak ważnych sprawach? Chyba czuł się bezpiecznie w mieszkaniu Suttirata… aż za bardzo. Będąc w nim nie przyszło mu do głowy, że mogłoby przydarzyć się mu cokolwiek złego. Na przykład kradzież. Choć najpewniej nikt go celowo nie obrabował i klucze jedynie gdzieś zapodziały się… prawda?
Swój portfel i klucze do mieszkania znalazł leżące na szafce w korytarzu. Dzięki bogu. Choć tyle. Niestety nigdzie nie było kluczy od motocykli. Chwilę zajęło mu szukanie i gdy po raz kolejny Privat przeszedł korytarzem mieszkania, dostrzegł w drzwiach wyjściowych nikogo innego jak Waruna
- Znalazłeś? - zapytał mężczyzna, krzyżując ręce i opierając się ramieniem o futrynę. Sam również rozejrzał się po korytarzu, jakby spodziewając dostrzec tu gdzieś odpowiedź.
- Ech… nie bardzo. Tak właściwie to… kompletnie nie. Nie ma ich tutaj - pokręcił głową. - Kurwa. Przynajmniej mam klucze do mieszkania i portfel - mruknął i poklepał kieszenie, w których znajdowały się wymienione przez niego rzeczy. Chwilę przed przybyciem Suttirata wziął je z szafki na korytarzu i tam umieścił. - Masz pojęcie, gdzie mogą być? Cholera… tworzę same kłopoty - mocniej ścisnął pięści. Czuł powoli gromadzący się gniew… skoncentrowany tylko i wyłącznie na sobie.
Warun uniósł brew
- Zapodziałeś gdzieś kluczyki do motoru? Hm… Chcesz ich tu razem szukać, czy pojedziemy na jednym? - wszedł do środka i sam też zaczął się rozglądać. Zajrzał pod i za szafkę, na którą zwykle odkładali takie rzeczy, po czym ruszył do salonu i odsunął poduszki z kanapy
Wizja wspólnego podróżowania na jednym motorze wydawała się Prasertowi nieco niekomfortowa. Nie chciał wtulać się w Waruna od tyłu w trakcie jazdy po ulicach Bangkoku. Już wystarczyło, że spał obok niego kompletnie nagi tej nocy. Zupełnie nie było potrzeby więcej kontaktu.
- Mam! - Warun zawołał, podnosząc w górę zgubiony przedmiot.
- Serio? - Privat zmarszczył brwi.
W pierwszej chwili nie ucieszył się, tylko zaczął zastanawiać, czy to nie jest jakiś dziwny żart. Przecież… zdawało mu się, że przeszukał otoczenie dość dokładnie. Czyżby nie tylko zgubił klucze, ale nawet nie był w stanie ich odnaleźć, choć tkwiły tuż pod jego nosem? Prasert westchnął.
- Gdzie były? - zapytał, lekko krzywiąc usta.
Suttirat podniósł się i wepchnął poduszki z powrotem na kanapę, niechlujnie szturchając je w tym celu kolanem. Podał Prasertowi kluczyk
- Jest taka szczelina do rozkładania tej kanapy. Tam wpadły. No już. Rozchmurz się i jedziemy - rzucił mężczyzna i poklepał go po ramieniu chcąc dodać otuchy koledze. Znowu ruszył do drzwi. Człowiek przesądny uznałby, że mieszkanie Waruna ewidentnie nie chciało ich dzisiaj nigdzie wypuścić.
Prasert automatycznie uśmiechnął się, kiedy Warun mu to zalecił. Nie chciał, aby przyjaciel uważał, że jest smutny, lub spięty… Sam Privat nawet do końca nie był pewny, co odczuwał. Sprawa z Mali, a na dodatek dziwne sny i ekscesy minionej nocy sprawiły, że był w dość wyjątkowym nastroju. Niezbyt przyjemnym, trochę tak, jak gdyby wcale nie znajdował się na jawie. Lada chwila obudzi się w swoim łóżku pod zagrzybionym sufitem i zacznie śmiać się z tych dziwnych wizji. A jednak… Prasert odnosił wrażenie, że to dopiero początek dziwów. Prawdziwy cyrk zacznie się dopiero w świątyni, do której zaprosiła go Wattana…
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - odpowiedział Prasert. - Po pierwsze… na pewno byłbym głodny - mruknął, wspominając pyszną zupę, którą ugotował mistrz boksu tajskiego.
Wnet doszli z powrotem do motorów.
- Teraz to już jedziemy na pewno. Chyba że zatrzyma nas trzęsienie ziemi - Prasert powiedział śmiało. W następnej chwili irracjonalnie zastygł w bezruchu, jak gdyby uważał, że naprawdę mógłby wykrakać podobny fenomen.

Warun przyglądał się Privatowi po drodze do motorów, kiedy po raz kolejny zamykał tego dnia drzwi do swojego mieszkania.
- Nie kracz - rzucił po drodze na dół.
- Wolałbym nie utknąć w tej windzie z powodu awarii, bo ziemia drży - dodał jeszcze, ale tym razem świat im odpuścił. Dostali się ponownie na parking i do motorów. Suttirat dosiadł swojego i odpalił.
- No to jedziemy - oznajmił, po czym założył kask i ruszył pierwszy.

Pokierował Praserta najpierw wzdłuż Phetchaburi, gdzie znaleźli aptekę. Nie dostali w niej antybiotyku, ale spray na szybsze gojenie ran, plastry i bandaże i owszem. Privat mógł zająć się swoją ręką, a w tym czasie Warun zaszedł do małego sklepiku i kupił sobie i przyjacielowi po butelce wody do picia, było dziś bowiem jak zwykle upalnie.
Kiedy uporali się z tematem ręki młodszego mężczyzny, a Suttirat upewnił się, że nie zabandażował jej sobie jak na trening, tylko jak faktyczną kontuzję, mogli wybrać się w dalszą drogę. W trakcie tego wszystkiego Prasert czuł się, jak gdyby Warun był jego starszym bratem, który opiekował się nad nim. W pewnym sensie… może tak właśnie tak było. Privat zastanawiał się nad tym, kiedy nagle przypomniał sobie, że przecież posiada starszego brata. Czy może raczej… posiadał. Czyżby tak lubił towarzystwo Suttirata, bo ten miał mu zastąpić Sunana? To nie brzmiało zbyt dobrze. Ale… być może tak właśnie wyglądała sytuacja.

Powoli dochodziła godzina piętnasta. Słońce wisiało na niebie, smażąc niemiłosiernie mieszkańców Bangkoku, którzy byli na tyle odważni, by o tej porze nie ukrywać się gdzieś w klimatyzowanych wnętrzach. To tak późno… Prasert nie wiedział, kiedy dokładnie wybiła ta godzina. Przecież zdążył tylko zjeść zupę i wyjść z domu. A potem przypomniał sobie, o której obudził się i wszystko nagle zrobiło się jasne. Westchnąłby, ale nie chciał, aby Warun to usłyszał. Choć wydawało się to raczej mało prawdopodobne, bo otaczał ich uliczny zgiełk i szum przejeżdżających samochodów zdawał się zbyt głośny.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=1lvEIX9S-84[/media]

Warun pokierował ich na Sirat Expy, a potem łukiem aż do samego centrum na ulicę Ramy IV. Stamtąd do świątyni było już zdecydowanie bliżej. Ruch w centrum był zdecydowanie gęstszy niż na obrzeżach i gorąco tutaj dawało się zdecydowanie wszystkim we znaki. Musieli odbić na zachód miasta, w stronę kanału Rop Krung, przez który przejechali jednym z mostów. Co prawda najbliżej mieliby do świątyni Złotego Buddy, ale skoro to właśnie tam zdarzyła się ta nieprzyjemna sytuacja z jednym z mnichów, Suttirat zabrał Privata do świątyni Wat Phra Chetuphon.


Specyficzne, stożkowate konstrukcje powitały ich już z odległości, kiedy podjeżdżali na parking przeznaczony dla odwiedzających świątynię. Suttirat ściągnął kask i przegarnął potargane od nakrycia głowy włosy. Był lekko spocony, ale nie można się było temu dziwić. Rozejrzał się uważnie, chcąc wyśledzić drogę do wejścia dla gości i odwiedzających. Najwidoczniej nie bywał często w takich miejscach, a tu to już na pewno wcale. Poczekał, aż Prasert się ogarnie, sam tymczasem napił się wody
- Dobra, to idziemy poszukać jakiegoś chętnego do rozmowy z nami mnicha… - zakomenderował schodząc na chodnik. Wsunął ręce do kieszeni i ruszył spokojnym krokiem w stronę świątyni. Privat podążał tuż obok mężczyzny. Gorące słońce sprawiło, że również on się pocił. Patrzył na stożkowate kopuły z tęsknotą… chciał się pod nimi skryć przed ciepłem. Z drugiej strony wspaniałość budowli zasiała w jego sercu ziarno niepewności.
- A może przesadzam? Myślisz, że przesadzam? - zapytał. - Po prostu wejdę i zapytam o remedium na duchy? Nie wezmą mnie za szaleńca? - mruknął, spoglądając na przyjaciela. Po części tak, jakby zastanawiał się, czy on ma go za niezrównoważonego. - Skoro już tu jesteśmy, to możemy spróbować - mruknął po chwili. - Ale teraz wydaje mi się, że to z mojej strony nadgorliwość… oraz strata czasu…
- Daj spokój - Warum uraczył go spojrzeniem z ukosa
- Lepiej jak będziesz przesadzał, niż jak potem miałaby się za nami snuć jakaś klątwa - stwierdził tylko, wzruszając ramionami. Ponownie przeniósł spojrzenie w stronę bramy światyni.

Przynajmniej mogli obejrzeć z bliska piękną budowlę. Dlatego przybycie tu nie było kompletnym marnotrawstwem sił, środków i czasu. Prasert podziwiał kunszt architektoniczny oraz wysiłek, jaki musieli włożyć budowniczowie w stworzenie tego dzieła. Niektóre fragmenty świątyni zdawały się kompletnie nie z tej ziemi i oszałamiały pięknem. Privat cieszył się tylko, że minął sezon turystyczny, inaczej nie byłoby szans przedostać się do wnętrza budynku. Z drugiej strony… nie był pewny, czy teraz okaże się to aż takie proste.

Przy bramie wejściowej stało dwóch dość młodych mnichów. Najwyraźniej szykowali się do codziennego obchodu okolicznych dzielnic w poszukiwaniu osób, którym należało pomóc i za które należało się pomodlić. Dzięki takim ‘pielgrzymkom’ świątynia zarabiała poza sezonem turystycznym sporą część pieniędzy z datków, które ludzie chętnie oddawali w podzięce za pomoc, czy za modlitwę o łaskę samego Buddy. Warun wskazał ich lekkim skinieniem głowy
- Ja mam zagadać, czy ty chcesz? - zapytał spokojnym tonem. Uznał najwyraźniej, że może Privat mógłby się obrazić za to, że tak mu od wczoraj ‘matkuje’.
- Dam radę… ale bądź obok i wtrąć się, gdybym zabrzmiał niechcący jakoś nieodpowiednio - Privat mruknął w odpowiedzi.
Zaczął iść w stronę dwóch młodych mnichów. Zastanawiał się, czy będą w stanie udzielić mu jakiejś konstruktywnej rady, na której można byłoby polegać. Nastawienie Praserta było z początku raczej niepewne. Bardziej wyobrażał sobie siwego mędrca, który miał za sobą dekady medytacji. Potem jednak doszedł do wniosku, że młodość nie musi oznaczać głupoty… A w każdym razie nie zawsze.
- Dzień dobry - przywitał się, kłaniając się. Chciał w ten sposób okazać szacunek mężczyznom. Następnie wyprostował się i uśmiechnął tylko trochę, nienachalnie. - Czy moglibyśmy zająć krótką chwilę? Potrzebujemy porady natury duchowej… - zawiesił głos, spoglądając uważnie na mnichów. W jakimś drobnym ułamku spodziewał się, że ci roześmieją się i odejdą, ocierając łzy śmiechu. Jednak z drugiej strony… taka reakcja byłaby raczej niegodna i niezbyt odpowiednia.
Warun kiwnął głową, po czym podążał spokojnie za Prasertem. Obaj mnisi odpowiedzieli Privatowi również lekkim pokłonieniem głów i jak każdy w Tajlandii, uśmiechali się lekko
- Duchowej porady? W takim razie polecamy udać się do brata Atida. Obecnie zajmuje się oczyszczaniem i zamiataniem głównej ścieżki do studni. Przejdziecie przez bramę i ruszycie w prawo. Trudno ją przeoczyć, znajduje się w pobliżu świętego drzewa - jeden z mnichów, ten który mówił, gestem dłoni wskazał im drogę przez bramę na teren otaczający świątynie. Tak więc Privat i Suttirat dostali pozwolenie na wejście dalej.
- Dobrego dnia - pożegnali się i ruszyli w swoją stronę
- Dobrego… - pożegnał ich stonowanym głosem Warun, obserwując jak odchodzą. Zerknął na wejście i westchnął.
- Mam nadzieję, że nie będziemy odsyłani od jednej osoby do drugiej… - wyjaśnił co mu przyszło do głowy.
Prasert wcześniej o tym nie pomyślał… ale teraz uznał, że rzeczywiście może coś w tym być.
- Czy jakiś kompetentny mnich zajmowałby się sprzątaniem? Myślę, że odsyłają nas do jakiegoś przypadkowego pachołka… Choć z drugiej strony… kto wie, jakie panują tu obyczaje. Być może nawet poważani i uznani duchowni zajmują się takimi przyziemnymi zadaniami i uważają, że ich nie hańbią. W różnych świątyniach sprawy wyglądają bardzo różnie… - Prasert zawiesił głos.
Ruszyli we wskazaną stronę. Odnaleźli bramę, a następnie szli w prawo.
- Widzisz to święte drzewo? - Privat zaczął rozglądać się naokoło.
Ścieżka prowadziła ich w stronę jakiejś kapliczki, gdzie ludzie przychodzili pomodlić się o dobry los i fortunę, a następnie zakręcała w prawo za budynek. Gdy obaj zerknęli ponad nim, dostrzegli koronę rozłożystego, sporego drzewa, której liście delikatnie szeleściły na niemal nieodczuwalnym wietrze. Warun skinął głową w tamtym kierunku.
Jeszcze nim wyszli zza budynku, usłyszeli specyficzny dźwięk szurania włosia miotły po kamiennym bruku. Towarzyszyło mu spokojne nucenie jakiejś modlitewnej pieśni. Kiedy pokonali zakręt, oczom Suttirata i Praserta ukazał się starszy mężczyzna, odziany w standardowe, pomarańczowe mnisze szaty. Był odwrócony do nich półbokiem i zamiatał ścieżkę. Stał na tle niewysokiego, ale niezwykle rozłożystego drzewa. Jego pień obwiązany był ozdobnym, grubym sznurem w formie symbolu świętości. Między grubymi korzeniami znajdowała się niewielka kapliczka z małym, złotym Buddą skrytym w jej wnętrzu. Gdy obaj mężczyźni zbliżyli się, mnich zwrócił na nich uwagę i zatrzymał się. Skłonił lekko głowę
- Witajcie, w czym mogę wam pomóc? - uśmiechnął się i odezwał tonem, jakby podejrzewał że Warun i Prasert mogli się po prostu zagubić na terenie świątyni, a on w uprzejmości zamierzał wskazać im właściwą drogę.
Privat poczuł się nieco onieśmielony. Cieszył się, że duchowny nie był dwudziestoletnim nowicjuszem, bo kogoś takiego spodziewał się. Zerknął na Waruna i po części miał nadzieję, że to on przejmie inicjatywę, jednak nie uważał, że to byłoby właściwe. Dlatego zrobił pierwszy krok… i następny. Nie uśmiechał się, bo stał przed nieznajomym. Jednak chciałby zrobić dobre wrażenie… dlatego pochylił się dość nisko, złączając dłonie. Miał nadzieję, że ten ukłon okaże się wystarczający.
- Czy rozmawiamy z bratem Atidem? Został nam brat polecony w sprawie natury duchowej… - Prasert spojrzał na twarz mnicha. Był ciekawy jego reakcji.
Warun najwyraźniej nie kwapił się tym razem do ratowania skóry Privatowi. Sam skłonił głowę krótko i pozostawił temat wyjaśnień przyjacielowi. Tymczasem mnich przekładał powolutku miotłę z lewej do prawej dłoni
- To w takim razie dobrze was pokierowano, bo to właśnie ja jestem brat Atid. W czym dokładnie mógłbym wam pomóc? - zapytał spokojnym tonem i przyglądał się Prasertowi przenikliwie i uważnie z zaciekawieniem.
Prasert cieszył się, że udało im się znaleźć odpowiednią osobę. Jeszcze w takim otoczeniu. Wspaniałe drzewo i kapliczka dodawały Atidowi swoistego majestatu. Privat miał nadzieję, że mnich okaże się kompetentną osobą. A jeżeli tak… to uzna ich za godnych powierzenia tajemnej wiedzy. Choć tak właściwie Prasert nie spodziewał się, aby wizyta w świątyni rzeczywiście miała jakiś sens. Chyba przybył tutaj dlatego, bo gdyby… wieczorem naprawdę napotkali jakiegoś ducha… i nie mogli w żaden sposób bronić się przed nim… To teraz przynajmniej Prasert mógłby powiedzieć, że próbował zabezpieczyć się w jakiś sposób. Czy brat Atid rzeczywiście dysponował odpowiednią wiedzą? Tajlandczyk miał nadzieję, że nie będzie nigdy musiał poznać odpowiedzi na to pytanie.
- Otóż… - Prasert nie wiedział do końca, jak zacząć. Obawiał się, że wypadnie na spanikowanego i nadmiernie przesądnego. Może taki był? Westchnął cicho. - Powiem prosto z mostu, bracie Atidzie. Wieczorem… istnieją znaki wskazujące na to, że możemy napotkać złego ducha. I chcemy dowiedzieć się, w jaki sposób moglibyśmy bronić się przed jego wpływem.
Powiedział to wszystko na jednym wydechu. Następnie zerknął na Waruna, czy ten skrzywi się i popatrzy na niego pobłażliwie. Miał nadzieję, że nie uzna jego słów za nieodpowiednie. Zarówno on, jak i mnich Atid. Ocena tego drugiego była jeszcze ważniejsza, szczerze mówiąc.
Suttirat przytaknął głową na jego słowa
- Ewentualnie co zrobić, by go nie rozgniewać - dodał tylko. Mnich oparł się na miotle, przechylając do przodu i obrócił głową raz w lewo, raz w prawo. Mogło to wyglądać odrobinie teatralnie i przerysowanie, ale nie wyglądało na to, by mężczyzna się z nich naigrywał
- Po pierwsze… Nie ma wprost tak, że są dobre i złe duchy. Świat złożony jest z szarości. Każdy biały duch, ma w sobie odrobinę czerni, a każdy czarny, odrobinę bieli.
- Jak ying i yang - Prasert cicho szepnął, mnich kiwnął głową i kontynuował.
- Jeśli jakiś duch czyni szkodę żyjącym, to albo dlatego że obrażono go w jakiś sposób, naruszono jego miejsce pobytu, lub też chce poprzez dokuczliwość zwrócić na siebie uwagę żyjących. To ostatnie zazwyczaj ma miejsce w zapomnianych i zapuszczonych miejscach… Tak czy inaczej, każdego dokuczlliwego i pozornie niebezpiecznego ducha można ułaskawić. Wystarczy podarować mu odpowiedni prezent ze szczerą intencją, że to właśnie dla niego. Ludzie często zapominają o tym, szczególnie w takich miejscach jak ogromne miasta… Dlatego w Bangkoku co rusz trafiają się przypadki, gdzie mamy styczność z ludźmi proszącymi o pomoc z niespokojnymi duchami. Należy wziąć pod uwagę wszystkie czynniki natury ducha, czy materializuje się jako kobieta, mężczyzna, zwierzę, dziecko… Potem jak wygląda poświęcona mu kapliczka. Dzięki temu będziecie wiedzieć, czego duch oczekuje. Świece i kadzidło, to zawsze dobry wybór, tak jak krótka modlitwa o łaskę. Kobiety lubią kwiaty, może jakąś ładną ozdobę do noszenia. Mężczyźni coś użytecznego, dzieci słodycze, a zwierzęta głównie jedzenie i błyszczące rzeczy. No i należy być otwartym na znaki - przerwał tymczasowy monolog Atid i uśmiechnął się, znów bujając na miotle w lewo i w prawo.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline