Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 00:57   #13
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Prasert zastanowił się nad słowami mnicha. Wydały mu się mądre. Łatwo było w nie uwierzyć. Mimo to miał nadzieję, że Atid wyjmie z kieszeni jakiś kawałek świętego drewna, które okaże się kluczem uniwersalnym do serca każdej zjawy… Przecież nie mogli nakupić kwiatów, użytecznych rzeczy… czyli młotków i śrubokrętów? A oprócz tego cukierków, zapasów jedzenia i wyrobów jubilerskich. Natomiast wymieniona na samym początku świeca oraz kadzidło… to brzmiało rozsądnie.
- A załóżmy… - Prasert zaczął. - Że byłby to duch nawiedzający świątynię.
Czy już powiedział za dużo? Atid zdawał się przypadkową osobą, więc chyba mógł powiedzieć mu nieco więcej. A jednak nie chciał, aby miejsce wskazane przez Mali Wattanę wyciekło. Opowiedział o nim Warunowi, jednak ten był jego przyjacielem. Natomiast mnich pozostawał w dalszym ciągu kompletnie nieznaną osobą.
- Dlaczego duch miałby nawiedzać świątynię? Czy to w ogóle nie przeczy sobie? Czy zjawy nie powinny wystrzegać się pobożnych miejsc? - zapytał.
Być może zaraz okaże się, że upiór z Nonthaburi był jedynie internetową legendą, na którą Suttirat niepotrzebnie natrafił.
Atid, do tej pory bujający się na miotle z lekkim, łagodnym uśmiechem, nagle zatrzymał się w pół bujnięcia
- Oh… Czyli zakładamy, że możliwe iż będziecie mieć kontakt nie z duchem, lecz z tak zwanym pół-bóstwem - mnich wyglądał na lekko zaskoczonego, ale jego oczy błyszczały wyraźnym zainteresowaniem, niemal przywodzącym na myśl młodzieńczą ekscytację. Prasert wręcz przeciwnie. Nie czuł żadnej fascynacji tematem. W tej chwili uświadomił sobie, że przez ten cały czas liczył na to, że świątynia da im dyskretnie dać do zrozumienia, że duchy nie istnieją, a jak już, to są bardziej kwestią wiary i własnych przekonań. Nie spodziewał się czegokolwiek konkretnego. To sprawiało, że zaczynał się denerwować. A co jeśli wieczorem w świątyni będzie rzeczywiście straszyć coś poza Mali Wattaną? Spojrzał na Atida, który znowu zaczął bujać miotłą
- To zupełnie inna sprawa - rzekł. - Takie duchy są rozpuszczone jak dzieci, ale gorzej, bo mają setki lat. Przywiązują się do świątyń, bo właśnie tam ludzie chadzają by się modlić i dzięki temu mogą spełniać ich potrzeby a w zamian dostają energię i wiarę proszących. Jeśli taki duch staje się złośliwy… To znaczy, że miejsce zostało opuszczone. Zwykle to tak jak z kimś, kto miał dobrych przyjaciół, a ci nagle o nim zapomnieli i zostaje całkowicie sam.

Prasert kiwnął głową. Ta metafora do niego trafiła. Mógł zrozumieć złość takiej zjawy… co nie znaczyło, że chciałby jej doświadczyć. Zwłaszcza jeśli była, jak sugerował Atid, półbóstwem. To brzmiało naprawdę poważnie. Privat patrzył na mnicha jak zaczarowany.

- Czekał długo, potem ogarnął go smutek, a następnie zgorzknienie. Takiego ducha bardzo trudno udobruchać. Zwykle potrzeba do tego długiego okresu czasu, tak jak z oswajaniem dzikiego zwierzęcia. Jednorazowe obrządki i rytuały w żaden sposób nie pomogą, jeśli jednak zamierzacie zostać… Jakby to ująć, przyjaciółmi takiej duszy, to proponuję zacząć od zebrania informacji jak się manifestuje i przynoszenia mu podarków w godzinach późnopopołudniowych. Zostawianie ich w jednym miejscu, na granicy terenu świątynnego i głośne poinformowanie, że to dla niego. Po pewnym czasie duch powinien się do was przyzwyczaić, o ile oczywiście zaakceptuje wasze prezenty - Atid zdawał się nic nie zakładać z góry, w końcu Privat nie wyjaśnił mu dokąd jadą, a więc nie mógł powiedzieć im nic ponad ogólną wiedzę o zachowaniu w stosunku do duchów. W tym temacie mnich wydawał się być wyjątkowym znawcą. Suttirat sarknął cichutko, najwidoczniej wyobraził sobie jak miałby codziennie zasuwać do opuszczonej świątyni by dawać prezenty duchowi. Mnich zerknął na niego, ale nie skomentował, najwyraźniej był wyrozumiały i wiedział, że młodsze pokolenia mają to do siebie, że brak im czasu i szacunku do takiego postępowania.

Prasert nie uznał, że Warun kpił z wiedzy Atida. Pomyślał, że jego reakcja wynikała z tego… że po prostu nie mieli na to wszystko czasu. Jak mogli oswoić kogoś, kogo mieli zobaczyć po raz pierwszy już wieczorem tego samego dnia? O ile rzeczywiście napotkają owe półbóstwo… W co Prasert wciąż nie wierzył, choć nie podobało mu się, jak poważnie mnich podszedł do sprawy. Jeszcze pośród kapliczek, murów świątyni i wspaniałego drzewa… Tutaj całkiem łatwo było uwierzyć w paranormalność. Uwierzyć… i zwariować.
- A jeżeli nie mamy na to wszystko czasu? Załóżmy, że dostał pan wiadomość od zaginionej osoby… która powiedziała, że będzie oczekiwała mnicha wieczorem na terenie pewnej świątyni. I potem dowie się pan, że ten przybytek może mieć niespodziewanego i niechcianego lokatora… Co zrobić?
Prasert skrzywił się. Nie podobał mu się sposób, w jaki prowadził tę rozmowę. Niedopowiedzenia i półsłówka. Szczerze mówiąc… na miejscu Atida zirytowałby się.
Mnich jednak nie wyglądał na zirytowanego, jego cierpliwość była bowiem nagradzana, Prasert bowiem z każdym kolejnym pytaniem, świadomie lub nie, coraz bardziej się otwierał, odsłaniając kolejny rąbek tajemnicy
- Drogi chłopcze… Musisz uświadomić sobie jedną rzecz - zaczął spokojnie, dalej bujając miotłą, aż wreszcie wskazał jej kijkiem na Praserta i postukał go w klatkę piersiową leciuteńko
- To nie duch jest niespodziewany i niechciany w tamtym miejscu, lecz ty i każda inna osoba, która do owej świątyni wtargnąć zamierza - przemówił i opuścił miotłę
- Nigdy tego nie myl, bo to już połowa sukcesu. To my wchodzimy do ich domu, nie oni do naszego. To oni są tu dłużej, a nie my. My tylko pożyczamy i odwiedzamy ich własności - wyjaśnił i znów zaczął bujać miotłą

Prasert rozumiał to. Na serio. Być może nie rozmyślał wcześniej na ten temat, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że w tym układzie to oni będą intruzami. A jednak… świadomość tego w niczym nie pomagała. Jedyny sensowny wniosek brzmiał tak, aby tam nie wchodzić i nie zapuszczać się na teren, który powinien pozostać nieodwiedzony. Tylko… Prasert nie mógł tego uczynić. Z jakiego powodu? Cholernej, głupiej, nieznośnej… ciekawości. Tak naprawdę tylko to obligowało go do odwiedzenia świątyni. Był cały podekscytowany tą całą dziwną sytuacją. Nie był nic winny Mali Wattanie i tak naprawdę to nie z jej powodu zamierzał udać się na miejsce.
Dalej słuchał Atida. Ten okazał się skarbnicą słów, zdań i wynurzeń. Privat nie miał w żadnym razie nic przeciwko.

- A co do tej hipotetycznej sytuacji… Hm… - mnich zamyślił się na moment, odwracając wzrok gdzieś na bok w zastanowieniu. Mineło kilkanaście sekund i obaj mężczyźni niemal mogliby przysiąc, że Atid wyglądał jakby kogoś słuchał… Mnich powrócił jednak zaraz wzrokiem do Praserta i Waruna
- To zależy… To zależy jak wielce ufałbym tej zaginionej osobie. Z jakiego powodu byłaby zaginiona. Czy może po prostu jej nieświadomość skierowałaby ją w to miejsce… Próbowałbym się z nią skontaktować i przekonać, że to zły wybór miejsca, ale jeśli bym nie mógł... To pojechałbym ją stamtąd zabrać i mimo wszystko zabrał ze sobą coś na przekupienie ducha. Jedną rzecz za każdą osobę, która miałaby tam ze mną być - powiedział i nagle uniósł palec w górę
- Jest metoda, aby ugłaskać taką duszę, by nie zrobiła krzywdy za wtargnięcie do swego domu. Dotyczy to tylko takich właśnie pół-bóstw, jednak nie jest najstosowniejsza - Atid rozejrzał się, lekko ściszając ton głosu. Zamilkł, czekając wyraźnie, czy Prasert dostał już wiedzę, której chciał, czy miał zamiar zapytać też o tę, najwyraźniej zakazaną z jakiegoś powodu metodę, skoro mnich stał się czujniejszy, wspominając o niej. Warun spiął się cały, jakby w oczekiwaniu na to co za moment powie Privat.
- Chciałbym ją poznać… - Prasert odpowiedział po chwili wahania. Przecież nie deklarował, że ją wykona. Chciał ją tylko poznać. - No właśnie nie za bardzo jej ufam. Tej osobie. To znaczy nie jest tak, że jej nie ufam, ale też nie mam powodu, aby darzyć jej zaufaniem - Prasert miał nadzieję, że nie zapętlił się. - Nie wiem, dlaczego wybrała takie miejsce. Według mnie jest dość nieodpowiednie i może dlatego obawiam się kary ze strony świata nadnaturalnego. Jak zobaczę tę osobę, to zaproponuję jej, abyśmy jak najszybciej opuścili świątynię. Jednak jeżeli będziemy musieli tam pozostać… z jakiegoś nieznanego mi teraz powodu… to wolałbym być zabezpieczony. Mam wrażenie, że moja postawa jest dość… - zamilkł na moment, szukając odpowiedniego słowa. - Że chcę za wiele. Zarówno wróbla w garści, jak i gołębia na dachu. Że powinienem wybrać pomiędzy bezpieczeństwem i zostaniem w domu oraz zagrożeniem i udaniem się na ryzykowne spotkanie. Natomiast chcę zarówno protekcji, jak i udania się na miejsce… czyli wszystkiego… - westchnął, rozkładając ręce.

Mnich wydał mu się całkiem rozsądną osobą. Co więcej… naprawdę zależału mu na pomocy nieznajomym. Dlatego Prasert szanował go. Przecież mógłby zbyć ich przypadkową odpowiedzią i wrócić do obowiązków. Swoją drogą…
- Może mnich poda mi miotłę? - zaproponował. - Choć trochę wyręczę w pracy… i będę słuchał przy tym…
Podszedł i wyciągnął ręce w kierunku narzędzia. Chciał chociaż sprawić wrażenie przyzwoitego.
Atid złapał miotłę i przytulił do siebie
- Ta jest moja. Jeśli spojrzycie w swoje lewo, dostrzeżecie małą szopkę. Tam trzymam więcej mioteł - odpowiedział i zaśmiał się rozbawiony swoim irracjonalnym przywiązaniem do tego konkretnego przedmiotu. Warun spojrzał na Praserta i rozłożył ręce, po czym ruszył w stronę szopki, która faktycznie tam się znajdowała, a którą wcześniej obaj przeoczyli.

Mnich tymczasem zaczął znowu powolutku zamiatać liście na sterty po jednej i drugiej stronie ścieżki. Czekał aż obaj mężczyźni powrócą, nim kontynuował wypowiedź
- Nic nie dzieje się przypadkiem, mój młody, niecierpliwy i zbyt ciekawski przyjacielu. Jeśli ta osoba chciała się tam spotkać, to na pewno jest w tym wyższy cel. Jeśli mielibyście tam zostać, to nie bez powodu, jeśli nie i tylko zobaczyć to miejsce, to nadal ma znaczenie. Wszystko ma znaczenie, najdrobniejsze uczynki, wydarzenia i zjawiska w naszych życiach są okruszkami, my za nimi podążamy. Jedyna moc jaką mamy, to wybór, którą ze ścieżek wybierzemy - powiedział spokojnie
- O ile rzeczywiście mamy jakiś wybór… - Prasert cicho szepnął do siebie. Tak naprawdę nie czuł, że miał jakąkolwiek kontrolę nad swoim życiem. Nawet jeżeli podejmował jakieś decyzje… to zawsze kierował się tym, co było dla niego najlepsze. A zazwyczaj najlepsza była tylko jedna rzecz, więc… czy tak naprawdę miał jakiś wybór? Jeżeli z jednej strony położyć spotkanie z zaginioną pięknością, a z drugiej nudny wieczór w domu… Jak można było nazwać to prawdziwym wyborem?
- Czemu pragniesz wybrać się w niebezpieczne miejsce dla osoby, w stosunku do której twoje zaufanie jest… Jak to ująłeś… Powiedzmy, niepewne? - zapytał jeszcze i zerknął na Privata. Tymczasem Prasert zauważył, że ruchy Suttirata są sztywne, a jego mina kompletnie nieobecna. Starszy mężczyzna musiał wywrzeć swą wiedzą ogromne wrażenie na mistrzu muay thai. Albo to, albo Atid kompletnie go zanudził. I jednocześnie przeklinał Praserta za to, że wciągnął go w zamiatanie świątyni.
- Bo ta osoba jest uznana za zaginioną. I chcę wiedzieć, dlaczego chce spotkać się akurat ze mną. I rzecz jasna… z jakiego powodu zniknęła. To jest ogromna tajemnica, szanowny mnichu. Ciężko jest przejść obok czegoś takiego obojętnie. Poza tym… to moja koleżanka z liceum - dodał, nie chcąc wdawać się w większe szczegóły. - Wracając do tematu, co to za tajemny rytuał, raczej niestosowny, o którym mnich mówił?
 
Ombrose jest offline