Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 00:58   #14
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Atid zamiatał dalej, ale teraz i on się zamyślił
- Młody przyjacielu, widzisz duchy nam zazdroszczą. Nawet te najpotężniejsze i najważniejsze. Zazdroszczą nam tego, że mamy naczynia, w których poruszamy się po tym świecie. One też tu są, ale właściwie nikt ich nie widzi i choć mogą się manifestować w jakiś sposób, co zazwyczaj pada w odpowiedzi? - zapadła sekunda ciszy
Prasert już miał odpowiedzieć, ale nie było mu dane.
- ‘Ah, to wiatr’, ‘Nie bój się, to na pewno kot przebiegł po strychu’, ‘Ah ci wandale, znowu zdemolowali to miejsce’, ‘Wydawało ci się, tam nic nie ma’. Powiedz mi, jak sądzisz, jakie to uczucie, być tak traktowanym… Ja uważam, że najgorsze i bardzo smutne. Dlatego, aby udobruchać ducha, należy podarować mu coś… Coś co jest dopiero co martwe, by mógł przez sekundę zająć miejsce duszy, która właśnie opuściła swoje naczynie. Drugą opcją jest podarowanie takiemu duchowi czegoś swojego, ale musi to być niezwykle ważna i wartościowa dla ciebie rzecz, ale to znaczy, że przywiążesz takiego ducha do swojego naczynia i będziesz je z nim dzielić - mnich pokręcił głową w zamyśleniu.

Prasert zacisnął dłonie mocniej na kiju i zastygł w bezruchu. Spojrzał na Atida. Zmarszczył czoło. Nie wiedział, co powiedzieć. Przecież znajdował się w świątyni. Czy mnich zasugerował, że należałoby skombinować skądś świeże zwłoki? Na tę myśl Privat zaśmiał się cicho w duchu… po czym spoważniał. Chyba naprawdę tak było. Tyle że to nie wchodziło w grę… Nawet jeżeli mogłoby to być ciało zwierzęcia, to nie mógłby żadnego zabić. Nie z powodu ducha, który przecież mógł nie istnieć. Natomiast bliska rzecz… czy Prasert miał taką? A nawet jeśli… to czy rozsądne było przywiązanie do siebie ducha? Na pewno nie.
- Co o tym sądzisz? - zapytał półszeptem Waruna.
- Że chyba pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa - odpowiedział również półszeptem Suttirat. Zerknął w stronę mnicha, który na moment zapadł się chyba we własnych myślach.
- Załóżmy na sekundę, że ten duch faktycznie tam jest… Zabijać czegoś nie chcemy, szansa że znajdziemy ledwo co potrąconego kota jest mała, a przywiązywanie ducha do naszych ciał to jest maksymalnie fatalny pomysł - stwierdził co myślał i skrzywił się.

Tymczasem Atid nagle zatrzymał się
- Młody przyjacielu… Chodź ze mną na chwilę - odezwał się spoglądając na Praserta i czekał, czy ten ruszy za nim, gdy zrobił pierwszy krok w kierunku świętego drzewa.
- Ale że sam? - Privat odparł błyskawicznie.
Wizja zabijania kotów, aby mogły wejść w nie półbóstwa, sprawiła, że nie do końca chciał pozostawać z Atidem bez asysty Waruna. Oczywiście nie spodziewał się niczego złego ze strony mnicha. Bardziej… obawiał się, że ten powie mu na osobności, że trzeba będzie pozbawić życia Suttirata, czy coś w tym stylu… To wszystko zdawało się kompletnie irracjonalne… i takie właśnie było… Dlatego Prasert postanowił, że weźmie się w garść.
- Już idę - mruknął, po czym ruszył w stronę świętego drzewa. Wpierw spojrzał na nie nieufnie, ale potem nieco rozpogodził się. Miał przed sobą wspaniały pomnik natury i ciężko było dyskutować ze wspaniałością miejsca, w którym znajdował się.
Kiedy się zbliżył, mógł wreszcie łatwo ocenić, że drzewo było dębem i to bardzo starym, zapewne właśnie dlatego było uznane za święte. Mnich nie skomentował jego chwilowego zawahania. Poczekał i podszedł z nim do drzewa. Nie wołał za nimi Suttirata, więc prostą odpowiedzią było, że chciał, aby Privat podszedł z nim sam.
Atid podwinął opadający na prawą rękę fragment szaty, po czym przyłożył dłoń do pnia drzewa
- Zrób to samo - polecił Prasertowi i obserwował go z zaciekawieniem.
Privat postąpił zgodnie ze wskazówkami, choć nie widział w tym sensu. Jednak drzewo wcale nie wydawało się obrzydliwe, a jego kora nie została wykonana z rozżarzonych do czerwoności igieł… dlatego nie miał powodu, aby go nie dotknąć. Uśmiechnął się lekko do Atida, choć nie był pewny, czemu. Przecież tylko dotykali dębu. Cichy głos z tyłu głowy Praserta zaczął pytać, czy aby nie marnuje tu zbyt dużo czasu… jednak Privat szybko uciszył go.
- I co teraz? - zapytał.
Mnich zamknał na moment oczy i pokręcił głowa, tym samym zalecając Privatowi chwilę ciszy. Nie trwało to jednak długo, bo wziął wdech nieco głębiej i zdjął dłoń z drzewa
- Chłopcze, masz coś co nie należy do ciebie - powiedział i już otworzył usta, by mówić dalej, gdy zza budynku wyszedł inny starszy mnich.
Prasert zastygł w bezruchu, oczekując kolejnych słów. Nawet wstrzymał oddech. Przypomniał mu się dziwny sen tej nocy. Rzeczywistość również rysowała się kolorami odmiennymi od normalnych. A co jeśli… w głowie Privata zaczynały tworzyć się teorie… gdy to wszystko zostało przerwane.
- Bracie Atidzie, brat Sakda cię szuk… - zamilkł i popatrzył po Warunie i Prasercie z lekkim zaskoczeniem. Mnich złapał za dłoń Privata, tę którą opierał o dąb i zabrał ją. Uścisnął go mocno i uśmiechnął się współczująco, nie powiedział jednak nic więcej.
- Dziękuję, że przyszliście i żeby Budda miał was w swej opiece - pożegnał ich odrobinę zbyt formalnie jak na siebie, skłonił się i ruszył do drugiego mnicha
- Już idę, już idę - powiedział, odkładając miotłę, opartą o szopkę.
Prasert rozłożył ręce i spojrzał na Atida w pewien wyjątkowy sposób.
- Czy ty na serio zamierzasz… - zaczął półszeptem, jednak nie dokończył. Nie chciał zrobić sceny przy innym duchownym, a jednak. - Co to za rzecz?! - zawołał. Może nieco zbyt głośno. Jednak nie chciał, aby mnich go opuścił. Nie w tej przedwczesnej chwili. Chciał, aby odpowiedział choćby na to jedno pytanie. Następnie Privat spojrzał nieco rozpaczliwie na Waruna, jakby prosząc go o pomoc… choć sam nie wiedział, jak ta mogłaby wyglądać. Przecież Suttirat nie mógł zastosować na Atidzie bokserskiego chwytu, aby unieruchomić go i nie pozwolić na odejście…
Trzej pozostali mężczyźni wręcz wzdrygnęli sie w zaskoczeniu na podniesiony ton Praserta. Warun spojrzał z zaskoczeniem na przyjaciela, mnich, który przyszedł po Atida wyglądał na nawet nieco oburzonego, tymczasem Atid stał chwilę plecami do Privata, by wreszcie powoli obrócić się
- Dusza. Trzecia - powiedział w taki sposób, że była to prosta odpowiedź na pytanie Praserta, a jednocześnie tak zagmatwana, że niemal żadna. Mógł jedynie domniemywać po ich długiej rozmowie co miał mnich na myśli. Odwrócił się i ruszył do drugiego brata, by oprzeć dłoń na jego ramieniu i obrócić, odprowadzając za zakręt. Prasert został na dróżce sam z Warunem, który podszedł do szopy i odstawił w milczeniu miotłę. Otrzepał dłonie i przygarnął włosy, zaczesując je do tyłu, wyglądało to zdecydowanie jak nerwowy gest zadumy i niepokoju, ale i niezrozumienia. Mężczyzna był kompletnie zmieszany tym zajściem i wyraźnie, starał się zebrać do kupy.
- Mam kurwa nadzieję, że to wybiła godzina obiadu - mruknął Prasert. - I dlatego ten Sakda, czy jak on się nazywał, go szukał. To jedyne wytłumaczenie, które byłbym w stanie przyjąć - mruknął.
Tak naprawdę nawet wtedy byłby niezachwycony. Rozmowa z mnichem okazała się szalenie nietuzinkowa. Prasert nie spodziewał się niczego po wizycie w świątyni. Natomiast doświadczył tutaj tak wiele dziwności…
- A ty ile masz dusz, co? Bo ja najwyraźniej co najmniej trzy - mruknął kpiącym tonem. Wcale nie zamierzał okazać w ten sposób braku szacunku… ale czuł się bardzo zagubiony, a Atid po prostu sobie poszedł. Uznając, że nie warto wyjaśnić tak wielu enigmatycznych słów. - Tak sobie zniknął… - mruknął, spoglądając w kierunku, w którym ostatnio widział mnicha. - Mam prawo być wkurwiony, prawda?
Warun milczał jeszcze chwilę i sam zerknął w stronę, gdzie zniknęli bracia
- Wiesz, może nie mógł mówić dalej przy tamtym drugim mnichu? Albo coś… Nie wiem. spadajmy stąd, nie czuję się jakoś najlepiej po tej całej rozmowie. Ten Atid był nieco dziwny, albo to jego sposób opowieści, albo cały ten temat - machnął ręką i zaraz wsadził je do kieszeni, marszcząc nieco brwi
- Jasne, że masz prawo się wkurwiać, ale to chyba nic nie zmieni, o ile zaraz niechcący którąś duszą nie walniesz klątwy na tego brata Sakdę, to nic tu po nas - próbował zażartować, żeby rozładować atmosferę, albo może samego siebie.
- Chyba nie powinniśmy żartować z tych tematów… - mruknął Prasert. - Ale przynajmniej dowiedziałem się tyle, że jeżeli jakieś półbóstwo zdecyduje się ukraść mi duszę, to będzie musiało wybierać je wszystkie przez całą noc - uśmiechnął się lekko. Spojrzał ostatni raz w kierunku za Atidem, po czym obrócił się do niego plecami i ruszył w stronę parkingu, gdzie czekały na nich motory. - Ale kupmy dwie świeczki. Zapalimy je przed wejściem do tamtej świątyni. Jedna dla ciebie i druga dla mnie. Pomodlimy się cicho. Okażemy szacunek - skinął głową. - Bez oferowania jakichś naczyń lub… co on tam wymyślił? A tak… - mruknął po sekundzie milczenia. - No cóż, pewnie czwarty pasażer nie zrobiłby w moim przypadku aż takiej różnicy - zaśmiał się, choć zabrzmiało to raczej gorzko. Trochę na siłę próbował wykrzesać z siebie wesołość, aby przykryć nią zagubienie oraz zalążek jakiegoś innego uczucia…
Być może strachu?
Warun szedł tuż obok niego
- Z tego co pamiętam, duch, który nawiedzał tamtą świątynie pokazywał się jako kobieta, więc lepiej by było jej przynieść jakąś bransoletkę, albo szalik… Kapelusz… Tak myślę, ale biorąc pod uwagę co mówił ten mnich, to nawet dwadzieścia kapeluszy nam dziś nie pomoże. No i te trzy dusze… O co chodziło, ogarniasz? - Suttirat w końcu nie słyszał ich rozmowy przy dębie, a i nie wiedział dokładnie co męczyło Praserta. Zastanawiało go więc to przez chwilę, aż nie szturchnął go w ramię
- A może masz jakieś roztrojenie jaźni, o którym nic mi nie wiadomo? - zaproponował. Wyszli przez bramę świątynną i znaleźli się na wolnej przestrzeni parkingu.
- Skoro tobie o tym nie wiadomo, to mi ma być wiadomo? Przecież to ty przebywasz ze mną, a nie ja z… - zamilkł, ucinając w pół zdania. - Zresztą nieważne. Nie wiem, czy kapelusze to dobry pomysł, ale możemy kupić jakąś w miarę tanią bransoletkę. Zapłacę za twoją, w końcu to moje śledztwo i ja pokrywam jego koszty - uśmiechnął się delikatnie, specjalnie korzystając z dość wyszukanego tonu.
Aby prowadzić śledztwo, należy być detektywem, a to już dumna, zaszczytna posada. Natomiast Privat czuł się jak dziecko we mgle, nie żaden Sherlock.
- Atid niby coś powiedział, ale mam wrażenie, że wizyta u niego więcej skomplikowała, niż pomogła - mruknął Prasert. - Zresztą dopiero wieczorem dowiemy się, jak bardzo była przydatna.
Spojrzał na drogę, aby ocenić, jak jeszcze daleko do parkingu.
Suttirat pokiwał głową
- Dobra, to skoro tak… To teraz co, na małe zakupy, a potem do ciebie? - zapytał układając dalszy plan ich dzisiejszej podróży, powiększając go o jeden dodatkowy podpunkt. Motory nie stały tak daleko, a pofarciło im się, bo w międzyczasie cień rzucany przez pobliski budyneczek padł na nie, ukrywając je przed palącym słońcem. Warun od razu ruszył do swojej maszyny. Prasert również skierował się do swojej. Cieszył się, że nie będzie musiał siadać na rozgrzanym metalu. Miał więcej szczęścia niż rozumu, jeżeli chodziło o odpowiednie zaparkowanie motoru… i miał nadzieję, że fart nie opuści go również wieczorem.
- Tak, taki jest plan - odpowiedział Privat. - Chyba że… - zastanowił się. Nagle wpadł na pewien pomysł, chociaż był on na bardzo wczesnym etapie i mógł być kompletnie nie do zrealizowania. - Ile jeszcze zostało nam czasu do tej dwudziestej drugiej? - zapytał Waruna.
Mężczyzna również zasiadł już na swoim motorze, a gdy Prasert zadał mu spontaniczne pytanie o godzinę, po prostu podniósł rękę i spojrzał na swój nadgarstek
- Jest… Za piętnaście minut piąta po południu - odpowiedział. To oznaczało, że mieli odrobinę ponad pięć godzin do całego wydarzenia ze spotkaniem w nawiedzonej świątyni.
- A co? - dodał pytanie Warun, zerkając z zaciekawieniem na Privata.
Privat jeszcze przez chwilę zwlekał z odpowiedzią.
- Mógłbym wyciągnąć starą książkę telefoniczną z numerami ludzi z liceum i zadzwonić do nich oraz popytać o zaginięcie Mali. Ktoś powinien coś wiedzieć… chociażby to, gdzie mieszkała. Moglibyśmy wtedy udać się na miejsce i zobaczyć, jak to wygląda. Na razie wszystko wskazuje na to, że Wattana po prostu wyszła ze swojego domu, nikogo nie informując, jednak jeżeli będą jakieś ślady walki, wybite okna, coś w tym stylu… - Privat wzruszył ramionami. - Zawsze lepiej mieć więcej informacji, niż mniej, prawda? Mimo wszystko nadal jestem jej byłym kolegą z klasy więc nie powinno to być aż tak bardzo zaskakujące, że interesuje mnie, co się wydarzyło i chcę wiedzieć jak najwięcej. Zresztą… przecież to prawda - uśmiechnął się. - Druga sprawa, to pomyślałem o udaniu się nieco wcześniej do tej świątyni. Jeżeli to jakaś pułapka, której nie rozumiem… to być może udałoby nam się zaskoczyć osoby w trakcie jej rozkładania - mruknął. - Po części wciąż boję się, że to jakaś chora gra Sakchaia - skrzywił się.
Warun zastanawiał się. Skrzyżował ręce
- Myślisz, że ktoś ze starych znajomych z liceum będzie wiedział, gdzie obecnie zamieszkiwała taka sława, jak Wattana? To może być trudne, wyciągnąć od kogoś jej obecny adres… - zauważył mężczyzna i potarł się dłonią po szczęce
Privat wzruszył ramionami.
- Nie jest to plan, na który postawiłbym swoje życie… ale nic nie szkodzi spróbować. To, że Mali jest sławna jeszcze nie oznacza, że zerwała wszystkie kontakty z ludźmi z liceum. Pamiętaj, że to była droga, prywatna szkoła, do której chodziło mnóstwo bogatych dzieciaków. A oprócz nich ja - uśmiechnął się lekko. - Myślę, że jeżeli Mali podeszłaby do sprawy czysto zawodowo, to chciałaby mieć z nimi kontakt. Jest dziennikarką, a w tym zawodzie znajomości są ważne. Zwłaszcza z dziedzicami fortun, wielkich koncernów i innych gówien.
- A co do pułapki to uważam, że to dobry pomysł, by znaleźć się tam wcześniej. Dzięki temu będziemy mogli się ewakuować, jeśli coś będzie nie tak - Suttirat stwierdził i skrzywił się
- Mam nadzieję, że w pobliżu będą jakieś budynki, poza świątynia, w których moglibyśmy się skryć w razie czego - mruknął.
- Sprawdzimy to w internecie - zaproponował Prasert. - No i rozejrzymy się już na miejscu. Chętnie przyniósłbym z sobą jakąś broń palną… gdybym jakąś miał - zaśmiał się. Warun westchnął i rozłożył ręce w geście mówiącym, że i on czegoś takiego akurat nie ma, bo nigdy nie potrzebował. - Choć to pewnie głupi pomysł… Czekaj chwilę.
Przecież w pracy znajdowały się karabiny. Nie pełniły funkcji czysto dekoracyjnej… a w każdym razie nie zostały stworzone z plastiku. Stan naoliwienia i tego typu rzeczy to już inna kwestia. Jednak po szkole wojskowej Prasert mógłby zająć się tym. No i potrafił celować, choć nie był z niego żaden wyborowy strzelec
- Myślę, że powinniśmy również złożyć wizytę w Pałacu Królewskim - mruknął do siebie cicho.
Suttirat aż drgnął i spojrzał na niego ze zdumieniem
- A po co do Pałacu? - zapytał najwyraźniej nie rozumiejąc tej potrzeby Praserta. Oparł się o przednią część motoru i wyciągnął z plecaka wodę do picia. Było gorąco, więc nic dziwnego, że był spragniony.
- Czyli będziemy dzwonić do twoich znajomych, w międzyczasie skoczymy do pałacu, a potem jeśli uda nam się zdobyć miejsce zamieszkania Wattany, to jedziemy i tam. Na koniec do świątyni i to najlepiej w takim czasie, by być kawałek przed dwudziestą drugą… Masz helikopter? - zapytał żartując.
- Do pałacu po broń - Prasert odpowiedział mechanicznie, po czym zastanowił się nad czasem. Pięć godzin to rzeczywiście było tak mało? - Do tego Nonthaburi to jakieś pół godziny drogi. Powiedzmy, że stawimy się na miejscu godzinę przed czasem… W sensie, co najmniej godzinę. To znaczy, że mam trzy i pół godziny na kupienie bransoletek, zadzwonienie do znajomych, zjedzenie obiadu i wizytę w mojej pracy. Według mnie to nie jest aż tak nie do zrobienia - wzruszył ramionami. - W każdym razie… to może nie marnujmy czasu i jedźmy to jakiegoś jubilera. Pewnie nie wiesz, gdzie będzie najbliższy, najlepiej nie skandalicznie drogi?
- Zapomniałeś jeszcze o ewentualnym odwiedzeniu mieszkania Wattany - dorzucił Warun, ale odpalił silnik motoru.
- Na rynku w okolicy części centralnej? - zaproponował miejsce i teraz już tylko czekał na sygnał od Praserta, czy gotów jest do jazdy.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline