Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:02   #16
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Pokrowiec wyglądał tak, jakby ktoś włożył do niego mundur, nie wyglądał nadzwyczajnie podejrzanie, mogło się jednak Privatowi zdawać, że było zupełnie inaczej, głównie dlatego, że wiedział co tak naprawdę było w środku i że to nie strój wiózł do prania, a wynosił z terenu Pałacu broń, czego robić nie powinien wedle regulaminu. Gdyby ktoś go przyłapał, zostałby posądzony o obrazę Pałacu Królewskiego… Za coś takiego nie płaciło się grzywny… Za to szło się do więzienia na lata. Rzecz jasna Prasert szybko wyparł tę myśl. Przeszkadzała, nie pomagała. Trzymał się jedynie perspektywy ewentualnego wyrzucenia z pracy. Była lżejsza, niż obraz więziennych kajdan.
Zbliżał się równym krokiem w stronę wyjścia z terenu Pałacu, jednocześnie zbliżając się do punktu gdzie siedział strażnik. Kiedy dotarł do bramki, mężczyzna podniósł wzrok z ekranu telewizora, na który dotąd patrzył. Resztę jego biurka zajmowały ekrany przedstawiające monitoring.
- Pan Prasert Privat, dobrze pamiętam? - odezwał się strażnik, po czym zerknął na pokrowiec i znów na Praserta
- Zapomniał pan zabrać rano munduru? To dobrze, że sobie pan przypomniał, w końcu warta niedługo - zauważył. Mężczyzna, choć nie wyglądał najwyraźniej był bardzo bystry, spostrzegawczy i miał doskonałą pamięć, w końcu zwykle jedynie wymieniali się pozdrowieniami i pożegnaniami, a on zdawał się wiedzieć o Privacie więcej, niżby się ten spodziewał. Wyciągnął spod biurka duży zeszyt, w którym zawsze zapisywano nazwiska, kiedy tylko brano mundury do prania.
- Wczoraj wybiegłem po pracy dość prędko, bo byłem podekscytowany treningiem wieczornym. Zna pan tego sławnego sportowca, Waruna Suttirata? - Prasert rzucił nazwiskiem, aby odwrócić uwagę mężczyzny. - Proszę sobie wyobrazić, że wczoraj prawie go pokonałem na ringu! - uśmiechnął się, choć był trochę zdenerwowany i tak naprawdę nie miał ochoty na szczerzenie się. - Potem świętowałem, i jak się rano obudziłem, to poczułem panikę, że się spóźnię do pracy. Proszę sobie wyobrazić ulgę, kiedy przypomniałem sobie, że dzisiaj mam wolne - westchnął, kręcąc głową. Nachylił się nad zeszytem. - Gdzieś mam podpisać? - zapytał. - No i wracając do tematu, popatrzyłem na przepocone ubrania sportowe i sobie pomyślałem, że może warto urządzić jedno wielkie, generalne pranie. Takie z pościelami i wszystkim. Mam zamiar pojechać do punktu prania chemicznego, aby dobrze zajęli się mundurem. To wstyd nosić coś takiego pięknego w tym stanie. A pogoda jest taka, jaka jest, człowiek się poci - mruknął, ocierając pot z czoła. - I ubrania na tym cierpią.

Miał nadzieję, że uśpi tym monologiem strażnika i ten będzie chciał, aby jak najszybciej dał mu święty spokój i odszedł.
Strażnik mruknął
- Suttirat? Coś kojarzę z nazwiska… No tak to bywa, że jak się jest młodym, to się czasem w podekscytowaniu zapomina o różnych rzeczach… A na starość to już się zapomina ze starości… No i tak człowiek zapomina całe życie. Szkoda gadać. Eh - pokręcił głową.
Prasert pokiwał głową na znak, że się zgadza, a potem zaczął nią kręcić, tak samo jak strażnik… też na znak, że się z nim zgadza. Wyszło to dość niezręcznie.
- Tutaj proszę - mężczyzna wskazał mu odpowiednią rubryczkę. Prasert musiał wpisać imię i nazwisko, ilość mundurów, które wynosi, dzisiejszą datę, oraz datę kiedy ma następną służbę. Każdy strażnik miał w końcu dwa mundury, więc nawet jeśli wynosił jeden na miejscu zawsze znajdował się i drugi. Mężczyzna popatrzył chwilę na pokrowiec, ale ku uldze Privata, nie prosił o okazanie mu munduru.
Prasert nie chciał kusić losu. Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce.
- Dziękuję i miłego dnia życzę! - powiedział może nieco za głośno. Uśmiechnął się po raz ostatni i następnie obrócił się w stronę ulicy po drugiej stronie murów. Zaczął iść prędko w jej stronę. Nie powinno być w tym nic dziwnego ani podejrzanego. Każdy normalny człowiek biegiem uciekałby z miejsca pracy, będąc w nim w dniu wolnym.
Strażnik kiwnął mu głową na pożegnanie i uśmiechnął się ponownie. Nic nie stało mu na drodze. Był wolny. Udało mu się wynieść broń, choć nieco pokrętną metodą, bo wraz z mundurem. Teraz musiał wymyślić jak to wszystko przewieźć bezpiecznie do siebie. Warun widząc go z odległości kiwnął mu głową i rozkrzyżował dłonie. Wyglądał, jakby wcześniej już zaczynał się nieco niepokoić o los Privata. Cierpliwie jednak czekał, ufając, że kolega sobie poradzi
- Razem z mundurem? - zapytał zerkając na pokrowiec
- Sprytnie - stwierdził i klepnął kolegę w ramię.
- No to teraz do ciebie i mamy połowę spraw z głowy. Teraz ta… Weselsza połowa - zażartował lekko sarkastycznie, z odpalaniem silnika czekał aż Privat jakoś się usadzi na swoim z motorem.
- Masz bagażnik w swoim motorze? - zapytał Prasert. - Taki, który pomieściłby to? Może się pognieść, byleby tylko nic się nie zepsuło. Na szczęście mam drugi zapasowy mundur, więc jeżeli jutro go nie przyniosę czyściutkiego, to nic się nie stanie. Broń będę mógł przenieść w plecaku z powrotem - mówił bardzo cicho, aby nikt ich nie mógł podsłuchać.
- Chyba musiałbym ten twój mundur złożyć jak chusteczkę do nosa, żeby go zmieścić, a z tego co wiem, czegoś takiego nie powinno się z nim robić - zauważył. Rozłożył ręce
- Za to pokrowiec broni może się zmieści do schowka - zauważył.
- Tak zrobimy, ale nie od razu tutaj - mruknął Privat w odpowiedzi.
Jazda z pokrowcem zdawała się nieco problematyczna. Obejrzał go z różnych stron, czy były jakieś uchwyty, albo paski. Być może mógłby powiesić go na sobie jak pelerynę lub naszyjnik. Ostatecznie mógł próbować prowadzić jedną ręką, drugą trzymając bagaż i to był plan B.
Niestety takich było brak. Zmuszony był umiejętnie zaczepić sobie haczyk wieszaka gdzieś do motoru, ewentualnie, musiał złożyć całość przez pół i wieźć na ramieniu, co oznaczało, że zmuszony będzie jechać dużo wolniej, ale na pewno dojedzie dzięki temu bezpiecznie do domu. Warun sam wyglądał jakby zastanawiał się jak mają to zrobić, no i co jakiś czas rozglądał się po okolicy, szukając spojrzeniem, czy nikt się im nieproszony nie przygląda
Pierwsza opcja zdawała się trochę niebezpieczna. Taki haczyk mógłby zerwać się przy nawet najmniejszym zakręcie, a Privat nie miał ochoty zatrzymywać się co chwilę i szukać broni na zatłoczonych ulicach Bangkoku. Jeszcze gdyby miał gwarancję, że za każdym razem znajdzie ją i nikt przy tym nie spostrzeże nielegalnego bagażu… Druga możliwość wydawała się najsensowniejszą. Bezpieczeństwo było w tym wypadku najważniejsze, nawet kosztem czasu. Prasert nawet nie chciał myśleć, jakie kłopoty miałby, gdyby zagubił mundur i broń. Na pewno ogromne… Złożył całość na pół i przewiesił przez ramię.
- Ja pojadę pierwszy - rzekł. - Gdyby mi wyleciało cokolwiek… nie wyleci, ale gdyby… to zatrzymasz się, dobrze?
Nawet nie czekał na odpowiedź, tylko włożył kluczyk do stacyjki i przekręcił. Rozległ się znajomy ryk silnika.
- Gotowy?
Suttirat odpalił swój motor
- Zatrzymam - obiecał, choć zadanie to byłoby dość trudne na zatłoczonych ulicach Bangkoku. Mężczyzna poczekał, aż Prasert ruszy, by dostosować się do jego prędkości jazdy. Wziął sobie najwyraźniej do serca, by mieć na oku pokrowiec Privata.

Droga do domu Praserta, przez wolniejsze tempo okazała się nieco uciążliwą. Kilku w gorącej wodzie kąpanych kierowców natrąbiło na nich w niezadowoleniu. Nie doszło jednak do żadnego wypadku, a to było najważniejsze. Privat nie zgubił pokrowca po drodze i gdy dojechali wreszcie pod restaurację ojca mężczyzny, nawet mundur zdawał się pozostać w dobrym stanie, mimo że Privat parę razy musiał przyciskać go mocniej do siebie. Suttirat zaparkował na miejscu, które wybierał sobie najczęściej, gdy przyjeżdżał do Praserta w odwiedziny, to już musiał być jego nawyk. Tymczasem, gdy tylko młodszy mężczyzna wyłączył swój motor, znów poczuł to dziwne, mrowiące uczucie na karku. Intuicja wmawiała mu, że ktoś go obserwował…
Wcześniej zastanawiał się, czy to nie tylko złudzenie… Ale jeżeli powtarzało się… Czyżby miał paranoję? Nie. Nie był chory psychiczny. Ktoś rzeczywiście musiał mu się przyglądać… może obserwował jego dom? Privat błyskawicznie rozejrzał się w poszukiwaniu czegokolwiek podejrzanego. Mężczyzny w samochodzie, kobiety na rowerze, nawet dzieci… Na wszystko chciał zwrócić uwagę. A potem wejść do restauracji. Niedługo powinno być zamykane, ale jeszcze działała. Prasert chciał rozejrzeć się po gościach, a nuż pojawi się jakaś znajoma twarz? Serce Privata szybciej zabiło, kiedy wyobraził sobie, że przy jednym ze stolików ujrzy Mali. Jak wielki byłby to zwrot akcji… Nagle otrząsnął się. Zaczynał bujać myślami w obłokach, podczas gdy mrowiące uczucie na karku nie słabło… Skąd się brało?!

Nie ujrzał nikogo podejrzanego. Wszyscy przechodnie zajęci byli swoimi sprawami, a do tego nie było ich za wielu, by mógł kogokolwiek z nich podejrzewać. Niedaleko przez ulicę przechodził czarny kot, wybierając moment, w którym akurat nie przejeżdżał żaden pojazd. Suttirat ruszył tuż za Prasertem do wnętrza restauracji.
Gdy Privat rozejrzał się po stolikach, obawiając się dostrzec Mali, zamiast niej rzeczywiście rozpoznał znajome twarze. Jego mama siedziała przy swoim typowym stoliku, dzisiaj wyjątkowo w innym towarzystwie, niż tylko ojca. Serce Privata wykonało przeskok, gdy zauważył, że przy stoliku siedzi nie kto inny jak Sunan.
- Och… - Prasert był w stanie tylko tyle powiedzieć. Kompletnie go zamurowało i nie wiedział, jak się zachować. Nie spodziewał się spotkać brata akurat dzisiaj. Nawet nie myślał o nim w tym całym zamieszaniu… Privat zastygł w bezruchu, jakby zastanawiając się, czy aby nie uciec z restauracji. Miał wrażenie, że poziom jego inteligencji emocjonalnej szybował łeb na szyję, bo naprawdę miał ochotę po prostu sobie wyjść… jak małe dziecko. Gdy ten stanął, Warun mało na niego nie wpadł, najwidoczniej sam zastanawiał się nad czymś
- Co jest… - mruknął cicho, zaskoczony, ale mina Praserta szybko go uciszyła, przesunął wzrokiem w kierunku gdzie jego przyjaciel spoglądął.
- Jest… - Privat mruknął bardzo cicho, chyba bardziej do siebie.
Z ociąganiem powoli podszedł do stolika, upewniając się, że Suttirat szedł za nim. Czuł się z nim bezpieczniej. Jak gdyby był jego ochroniarzem, czy też tarczą. Sama jego obecność sprawiała, że Prasert czuł się silniejszy. Gdyby nie stał tuż obok, najpewniej naprawdę uciekłby na zewnątrz. Warun nie odstępowal Praserta na krok. Kojarzył historię Privata trzy po trzy, ten nigdy zbyt dokładnie mu wszystkiego nie opowiadał. kiedy więc zbliżyli się do stolika, przy którym zasiadała rodzina Privata, cierpliwie czekał, aż ten postanowi go przedstawić.
- Witaj mamo - przywitał się. Z jakiegoś powodu zabrzmiało to nieco oschle, choć Privat przecież nie był na nią obrażony. - Cześć Sunan - przesunął wzrok na rysy twarzy… niby tak obce… a jednak zbyt znajome. Chyba byłoby mu łatwiej, gdyby nie rozpoznawał ani trochę brata w kobiecie, która przed nim siedziała. Nieświadomie wstrzymał oddech. - Przyszedłeś bo… rodzice dali ci ofertę pracy? Byłoby świetnie, gdybyśmy razem mieszkali na piętrze…
Podtekst był jasny. Czy już rzuciłeś prostytucję i zdecydowałeś się wyprowadzić z siedliska rozpusty?
Sunan i Intira wzdrygnęli się na stonowany ton głosu Praserta. Oboje zerknęli na niego, po czym matka uśmiechnęła się lekko do syna, chcąc go udobruchać wyjątkowym uśmiechem. Kończyła właśnie jeść swój obiad, podobnie jak i Sunan.
- Prasert, właśnie się z Sunan… - zrobiła sekundę pauzy, by zerknąć na siedzącą naprzeciw dziewczynę, która była niegdyś jej synem
Tymczasem na twarzy Prasert pojawił się tik. Wolałby usłyszeć “z Sunanem”, a nie “z Sunan”. Co za koszmar...
- … zastanawiałyśmy gdzie jesteś. Tata mówił, że dziś miałeś mieć dzień wolny - odpowiedziała. Tymczasem Sunan nie patrzył na swojego brata, przynajmniej nie od razu. Jego spojrzenie zawisło za to na Suttiracie. Zapadła cisza, bowiem nie od razu padła odpowiedź na słowa Praserta, a Sunan zdawał się być nagle rozproszony.
Privata błyskawicznie zaswędziało prawe ucho i brew. Podrapał je nerwowo. Miał nadzieję, że Sunanowi nie spodobał się Warun… To było niemożliwe. Pewnie po prostu poznał go z telewizji. Suttirat był przecież znaną osobą. Może nie narodowym bohaterem sportu, jednak jeżeli ktoś chciał o nim usłyszeć, to miał ku temu wiele okazji… W tym spojrzeniu i rozproszeniu na pewno nie było nic nieodpowiedniego. Tak przynajmniej pocieszał się Prasert, słuchając kolejnych słów Sunana.
- Ymm, znaczy się nie… Wpadłam w odwiedziny… W sumie mam do ciebie straszną prośbę… Potrzebuję pomocy - to był chyba pierwszy raz od długiego czasu, kiedy brat Praserta zwracał się do niego z jakimś tego typu interesem. Zwykle ich rozmowy rozpoczynały i kończyły się sporami, tym razem Sunan zdawał się jednak nie mieć zamiaru wchodzić w potyczkę z bratem. Zerknął jeszcze kilka razy na Waruna, ale nie naciskał, w końcu kultura wymagała, by to Prasert go przedstawił.
Za każdym razem, kiedy Sunan patrzył na Waruna, Prasert miał coraz większą ochotę wszcząć kłótnię bez żadnego, tak właściwie powodu.
“Uspokój się i opamiętaj”, pomyślał ciężko. Chyba wyłaził z niego cały ten wielki stres związany z bronią, wcześniej z duchami, a przedtem ze snem no i kacem… Sunan był tylko wisienką na torcie. Prasert odczuwał, że chce wyładować na nim złość z powodu całego tego nagromadzonego niepokoju, który odczuwał od chwili wysłuchania wiadomości Mali Wattany. Co rzecz jasna byłoby nie w porządku względem brata i tylko z tego powodu powstrzymywał się.
- A o co chodzi? Choć najpierw może usiądźmy? - Prasert zapytał nie wiadomo kogo, bo na pewno nie Waruna. Znowu nerwowo podrapał się po twarzy. Następnie obrócił w stronę Suttirata i uśmiechnął. - Co ci zamówić? Wszystko na mój koszt, więc nie hamuj się. Poznaj moją mamę… Choć chyba widzieliście się wcześniej, prawda? - zapytał, bo szczerze nie pamiętał. - A to moje rodzeństwo - zwrócił wzrok na brata. - To jest Sunan.
Celowo tak ułożył słowa, aby uniknąć używania damskich lub męskich końcówek. Nie mógłby zmusić się do nazwania brata kobietą. Z drugiej strony nie chciał prowokować złych emocji, określając go mężczyzną.
Tak jak reakcja Sunana mogła wydać mu się powierzchownie niepokojąca, ale łatwa do wytłumaczenia sobie w głowie, tak mina Waruna mogła na spokojnie przywrócić wnętrzności Praserta na drugą stronę. Suttirat był cały napięty i uważny, obserwując Sunana. Cokolwiek właśnie miało tu miejsce, można było odnieść wrażenie, że oboje nie mogą oderwać od siebie wzroku i co najmniej mierzą się kto pierwszy wymięknie. Zdawało się, że w tym pojedynku przegranym będzie nie Warun, nie Sunan, ale… Prasert. Co za sytuacja...
- Tak, twoją mamę już miałem przyjemność poznać… Ale Sunan jeszcze nie. Jestem Warun Suttirat, przyjaźnię się z Prasertem. Trenujemy razem - przedstawił się i wyciągnął do Sunana dłoń. Ten tymczasem aż wstał, by ją uścisnąć
- Wiedziałam! Widziałam cię na nagraniu z zawodów międzynarodowych! Bardzo mi miło - odpowiedział Sunan, dość energicznie. Warun uniósł brwi
- Oh, interesujesz się Muay Thai? Prasert nigdy nie wspominał o tym… - zauważył Warun i zerknął na Praserta. Puścił wreszcie dłoń Sunana.
- Tak, kiedyś oboje trenowaliśmy razem - odpowiedział Prasert. - Ale potem wszystko zmieniło się.
- Zamów mi to samo co sobie - Warun rzucił do przyjaciela, sam teraz nieco rozproszony
- Tylko może najpierw zanieśmy torby do ciebie? - przypomniał sobie. W końcu nieśli ze sobą ‘pożyczoną’ broń i prezenty dla półbóstwa.

Privat spojrzał na niego uważnie i skinął głową. Rzucił jeszcze wzrokiem na Intirę. Czy ona również zauważyła, że coś było jakby… nie tak? Następnie odwrócił się i ruszył w stronę zaplecza, gdzie znajdowały się schody prowadzące na piętro.
- Szybko odstawimy i wrócimy na późny obiad - rzekł głośno, tak aby usłyszała go rodzina.
Czy Warun i Sunan znali się? Próbowali sprawiać pozory, że nie. A jednak Prasert nie był do końca pewny… Czy to możliwe, że jego paranoja znów atakowała i kazała dostrzegać coś, czego nie było? Przecież mógł ufać Suttiratowi! Był tego pewien… Chciał przejść jak najszybciej na klatkę schodową, gdzie powinni znajdować się sami.
Warun szedł zaraz za nim i nic nie mówił, póki nie znaleźli się w mieszkanku Praserta na górze
- Zgaduję, że nie wiedziałeś, że twój brat… siostra… Dziś przyjeżdża… - odezwał się ze słabo skrywaną pretensją Suttirat. Zdawał się być mocno zamyślony. Odstawił torebkę z prezentem na stoliku w kuchni Privata i oparł się tyłem o jeden z blatów, krzyżując dłonie przed sobą. Czekał na jakieś wyjaśnienia.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline