Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:03   #19
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Suttirat zdawał się nieco rozbudzić, gdy Prasert zaproponował mu, że może wybrać się z nim i Sunanem do rezydencji w weekend. Nie była to ta reakcja, której pożądał… Co za dziwny dzień. Normalnie z chęcią spędziłby w ten sposób czas z Warunem. Weekend w tajemniczej rezydencji na wsi? Brzmiało zachwycająco. Tyle że… wszystko się tak cholernie pogmatwało….
- Hm, czemu nie. Nie mam żadnych planów, chociaż niby byłem umówiony, ale zapytam, czy mogę przełożyć. Jeśli proponujesz - Warun stwierdził, wykręcając się, że wcale nie porzuciłby wszystkiego tak łatwo dla wizji spędzenia czasu z siostrą, czy w zasadzie bratem Praserta. Widząc, że Privat wybiera się do łazienki, jedynie kiwnął głową
- Mhm, ok - rzucił tylko i powoli kończył swoją zupę. Popijał napój owocowy z butelki i zastanawiał nad czymś dalej. Zdawał się nie zauważyć, że Prasert boryka się wewnętrznie z tematem. W końcu nie mógł czytać mu w myślach, a młodszy mężczyzna nie był taki otwarty w okazywaniu emocji.

Prasert powoli człapał do toalety.
Czy był złym człowiekiem?
Jak inaczej określić kogoś, kto ma przed sobą najbliższego przyjaciela oraz brata/siostrę i nie chce ich życiowego szczęścia? Taka postać w każdym filmie byłaby antagonistą, złą postacią psującą szyki wszystkim… No i właśnie tak zachowywał się. Kłamał jak z nut, aby tylko ich rozdzielić. Czy to, że obrzydzało go to tak mocno, było jakimkolwiek wytłumaczeniem? Czy jego uczucia w tym wszystkim liczyły się? Czy miało znaczenie to, jaki obraz rzeczywistości podobał mu się, a jaki nie? Chciało mu się płakać i wcześniej uronił kilka łez chyba nie tylko z powodu ostrości zupy… Ciężko złapał za klamkę i wszedł do środka. Spojrzał na lustro. Miał ochotę wybić je tak, jak zrobił to wczoraj. Nie pamiętał, dlaczego uczynił to w barze i chyba jednak nie powinien powtarzać tego samego błędu. Dlatego jedynie schylił się nad umywalką i zwymiotował. Jednocześnie miał w głowie zdjęcia pokazane mu przez Sakchaia. Jednak nad czerwonym, pulsującym odbytem Sunana tkwił nie kolega z liceum, tylko najdroższy przyjaciel - Warun. Uśmiechał się, wkładając do środka pięść. Przez ciało Praserta przeszły dreszcze. Oparł ciężko podbródek o umywalkę i przymknął oczy. Musiał doprowadzić się do porządku. Przecież wieczorem miał spotkać się z Mali. Tyle że był kompletnie rozwalony i nawet nie mógł się nikomu wyżalić. Jedyna osoba, do której normalnie zwróciłby się ze smutkami, była w samym ich centrum. Privat nie widział dobrego zakończenia tej sytuacji. Jeżeli Sunan i Warun będą razem, to będzie czuł się źle. Jeżeli pozostaną osobno i smutek nie przeminie… chyba będzie jeszcze gorzej. Przymknął na moment oczy, czując w ustach smak wymiocin.
Chwilę potrwało, gdy wreszcie zdecydował się wyprostować i ponownie spojrzeć w lustro. Zobaczył siebie. Lekko podkrążone oczy sugerowały, że nie czuł się najlepiej psychicznie i fizycznie. Kiedy przyglądał się sobie chwilę dłużej, dostrzegł, że na białkach jego oczu pojawiły się czerwone pajęczynki i gdy akurat się im przyglądał, dostrzegł w odbiciu jakiś ruch tuż za sobą. Ponownie poczuł to nieprzyjemne uczucie bycia obserwowanym.

“Nie, proszę… nie teraz. Teraz nie mam na to ochoty. Spoglądanie kątem oka na wymyślonych wrogów…”
Obrócił się, aby upewnić się, że to tylko wytwór jego wyobraźni. Był szalony, ale może to w porządku? Przecież i tak nie będzie dziwniejszy, od tego świata, nawet gdyby starał się nie wiadomo jak bardzo.
- Pokaż mi się, jebana kurwo! - krzyknął. - I nie prześladuj mnie już więcej… - dodał nieco ciszej. Już nawet nie dbał o to, że Warun go usłyszy. Wczoraj i tak zobaczył go z nienajlepszej strony, a na dodatek podobał mu się Sunan. Przecież musiał wiedzieć, że Prasert to zauważył, prawda? A jednak… jednak pozwolił na to… aby tak bardzo go to raniło… i męczyło…
Za jego plecami niestety nikogo nie było. Kiedy jednak odwrócił się ponownie przodem do lustra, dostrzegł coś, co zmroziło mu na moment krew w żyłach. W kącie pomieszczenia stała kobieta. Kobieta z jego snu, ta która wyrzuciła dziecko do wody. Stała do niego przodem, miała opuszczone wzdłuż ciała ręce. Obserwowała go. Gdy ich spojrzenia się zderzyły, uśmiechnęła się do niego w milczeniu.
Prasert nawet nie miał czym otrzeć potu, który spływał pod linią jego włosów. Był tak zmęczony wymiotowaniem. Miał bardzo ostry i nieprzyjemny posmak na języku po tajskim zielonym curry z warzywami i mięsem. A teraz poczuł się tylko gorzej. Czyżby zemdlał i śnił? To chyba było jedynym rozwiązaniem.
- To nie jest naprawdę. Nie może być prawdziwe - mamrotał pod nosem. Następnie zamknął bardzo mocno oczy i otworzył je po pięciu sekundach, które w tych okolicznościach wydawały się wiecznością.
Kiedy je otworzył, kobiety nie było już w kącie… Nie było jej tam, bo stała tuż obok niego, po prawej stronie i patrzyła w umywalkę, do której jeszcze moment temu Prasert zwracał. Nadal się uśmiechała. To był nieprzyjemny, delikatny i lekko rozmarzony uśmiech, taki, którego zjawy mieć nie powinny. Zupełnie jakby jego cierpienie dawało jej przyjemność. Kobieta nie dotykała go, po prostu stała w kompletnym, nieludzkim bezruchu. Nawet nie mrugała.
- J-ja… ja mam dla ciebie bransoletkę… Nie chciałem zakłócać… nie wiem… spokoju twojej świątyni… jeszcze tego nawet nie zrobiłem… - Prasert mamrotał do ducha. - Niebieski motyl lub czerwone serce… to znaczy… oba są dla ciebie… jeden ode mnie, a drugi od…
Na krótki moment jasność myślenia wbiła się w jego umysł.
- WARUN! - krzyknął rozpaczliwie.
Kobieta nie podnosiła wzroku z umywalki. Cały czas była w lustrze, stojąc w milczeniu. Minęło kilka krótkich oddechów, gdy do łazienki wpadł z rozpędem Suttirat. Nawet wtedy, tym razem kobieta była w lustrze.
- Co?! Co jest? - zapytał zaniepokojony, rozglądając się natychmiast po pomieszczeniu. Kiedy Prasert mrugnął i spojrzał ponownie w lustro, patrzyła mu prosto w oczy, a jej uśmiech stał się bardziej oziębły i bardziej podły. Obserwował jak wreszcie pierwszy raz poruszyła się, zaczynając iść w kierunku Waruna. Powoli… Widział to w lustrzanym odbiciu.
- UCIEKAJ! - krzyknął. Następnie obrócił się błyskawicznie i zaatakował Waruna… tak przynajmniej musiało to wyglądać z perspektywy mężczyzny. Chciał wypchać go za drzwi, którymi wszedł. Jak najdalej od tego okropnego… koszmaru. Czy powinien zbić lustro? Ale to nie dawało gwarancji, że zjawa zniknie… a jedynie, że nie będzie już mógł obserwować jej ruchów.
Suttirat był kompletnie zmieszany. Najpierw Prasert go wołał, a teraz kazał mu uciekać? Zrozumiał jednak doskonale przekaz, gdy Privat go wypchnął. Rzeczywiście, Warun wypadł na zewnątrz. W tym momencie Prasert poczuł jak po jego kręgosłupie przebiega zimny dreszcz. Dwie lodowate dłonie objęły go i nie musiał spojrzeć w lustro, by być tego przekonanym. W łazience temperatura spadła o kilkanaście stopni.
- Mój - odezwał się głos w jego umyśle, bo na pewno Suttirat siedząc w zaskoczeniu na podłodze tego nie słyszał. Podniósł się. Stał na zewnątrz łazienki, dzieliła ich framuga.
- Prasert, co ci? - zapytał, kompletnie nieświadomy tego, co się działo z jego przyjacielem.

Privat stał nieruchomo. Z jego oczu lały się łzy. Był okropnie przerażony. Jedynie kręcił głową, patrząc na twarz Waruna i bezgłośnie powtarzał te same, trzy sylaby. U-cie-kaj. Jeżeli miał zostać zabity… to niech dosięgnie to tylko jego. Suttirat musiał przeżyć. Lodowy uścisk zdawał się przenikać jego ciało i wdzierać się prosto w duszę. Prasert był kompletnie sparaliżowany. Nie mógł uciec, nie mógł mówić, nie mógł myśleć. Jedyną rzeczą, którą potrafił, był płacz. A przecież dopiero przed chwilą wytykał Sunan, że powinna być silną kobietą. Nie potrzebującą ochrony i innych osób. Tak naprawdę Prasert w ogóle nie różnił się od niej. Chciał, żeby Warun go ubezpieczał i dopiero w tej chwili kompletnie dotarło do niego, że choć tak bardzo podziwiał Suttirata, ten nie był Supermanem, lecz zwykłym człowiekiem… Który mógł zostać zabity i pokonany… nawet jeżeli żaden inny śmiertelnik nie mógł dać mu rady.
- Z-zostaw go…. - jego głos brzmiał obco i nieprzyjemnie. Rzęził, ochrypnięty.
Duch jednak nie odpowiadał na jego słowa. Warun był ewidentnie przerażony miną Praserta, ale nie ruszał się z miejsca. Zamarli obaj w bezruchu, każdy z innych powodów. Privat poczuł, jak przez chłód w jego ciele przebija się coś nowego. Zrobiło mu się zbyt gorąco. Na tyle gorąco, że musiał zamknąć oczy. Usłyszał nieprzyjemny, zbolały pisk ducha i wrażenie dotyku jego dłoni rozpłynęło się. Czegokolwiek dotknęły palce tej kobiety, musiało sprawić jej ból… Prasert opadł na kolana, bez sił. Nie wyczuwał już spojrzenia na karku, ani obecności obcej istoty… Suttirat ruszył się. Doskoczył do niego i oparł mu dłonie na ramionach
- Prasert, coo… - zaczął mówić, ale nadal był w szoku przez widok łez przyjaciela. Zmartwił się, pewnie pomyślał, że to jego wina, albo rozmowy z Sunan. Cokolwiek pomyślał Warun, po prostu go przytulił.
Privat zacisnął dłonie na Sutiracie. Ten był taki ciepły… dużo cieplejszy od początkowego chłodu, jednak nie tak gorący jak żar, który pojawił się potem. Dokładnie w sam raz. Położył głowę na barku Waruna tak, że jego nos dotykał szyi mężczyzny. Wydobywała się z niego wilgoć, która musiała być obrzydliwa dla Waruna, o ile ją zauważył.
- Myślałem, że umrzesz… - szepnął cicho. Całe jego ciało było bezwiednie złożone na Suttiracie. Nie miał siły poruszyć nawet najdrobniejszym mięśniem. Był kompletnie… zdruzgotany. Jak gdyby stanowił rozmiękłą masę, pozostałość po człowieku, która rozlewała się po Warunie i wsiąkała w niego.
Suttirat pogładził go po plecach. Nie zwracał uwagi na fakt, że Prasert zasmarkał mu ramię. Jego przyjaciel potrzebował teraz wsparcia. Z kuchni lokalu wyszedł ojciec Praserta
- O, co się dzieje? - odezwał się, ale Warun zerknął na niego i musiał mu coś pokazać na migi, bo mężczyzna odpuścił i chyba się cofnął zostawiając ich samych. W lokalu nie było słychać nikogo poza nimi. Suttirat ostrożnie wstał, bez dużego kłopotu balansując ciężarem swoim i Privata tak, by pomóc mu się podnieść i przenieść jego ciężar na siebie. Może nie był najsilniejszym sportowcem, ale potrafił doskonale wyczuć balans ciężkości przeciwnika, by wykorzystać go w walce, więc podnoszenie kumpla nie mogło być dla niego wyzwaniem.
- Chodź. Pójdziemy do ciebie. Nic mi nie jest. Nic mi nie grozi… - zapewniał go po drodze. Słychać było, że martwił się o Praserta.
- Może… może teraz - Privat powoli dochodził do siebie.
Zaczynał zdzierać z siebie ubrania. Tak długo, aż pozostał w samej bieliźnie. Spojrzał poważnie na Waruna, po czym podszedł do drzwi łazienki.
- Tato, jesteś tu jeszcze? - próbował krzyknąć, ale jego głos był zbyt słaby. Oparł się ciężko o framugę. Wspomnienie zimna i ciepła na zmianę szarpało jego ciałem.
- Tak? - odezwał się głos ojca, wyraźnie również zaniepokojony. Mężczyzna dał Warunowi i Prasertowi spokój, ale gdy jego syn go zawołał, odpowiedział. Suttirat dał mu na razie swobodę, ale skrzyżował ręce i czuwał nad nim.
- Okropnie się czymś zatrułem… - mówił powoli i ociężale. - Ale już czuję się lepiej. Ale teraz… mam jedno pytanie… I odpowiedz na nie szczerze… - jęknął z bólu, który nawiedził jego kręgosłup. W jego głowie pojawiła się niepokojąca myśl i miał nadzieję, że była jedynie głupim pomysłem… Ale musiał upewnić się. - Czy to możliwe… że mama nie jest moją mamą? - zapytał.
Jego ojciec parsknął jakby odsuwał od siebie jakąś straszliwą myśl.
- Musisz mieć chyba gorączkę. Synu. Nie ma takiej możliwości. Mama w stu procentach jest twoją matką, stałem przy twoim porodzie chłopcze - poinformował go mężczyzna
- Może napij się wody, mam tu apteczkę, potrzebujesz jakichś leków? - zapytał zaraz rzeczowo. Warun obserwował uważnie Praserta, próbując telepatycznie wyciągnąć od niego informacje co tak naprawdę się stało.
- Tak, przeciwbólowych, ale takich, abym nie poczuł się senny - Prasert miał konkretne wymagania. - Przepraszam, to był głupi pomysł… nie wiem co wygaduję. Może mam gorączkę.
Następnie obrócił się i przykląkł na podłodze. Spojrzał na swoje ubrania i zaczął w nich grzebać. Każda kieszeń, każda najmniejsza fałda i zgrubienie materiału… chciał poznać to wszystko. Jeżeli miał przy sobie jakiś przedmiot, który mógł odstraszyć tę pokraczną pizdę, to chciał wiedzieć, co to było.
Ojciec pokiwał głową i zaraz poszedł przynieść mu wody i leków. Warun podszedł bliżej
- Prasert… - zaczął, ale obserwował jak ten przegląda ubrania. Privat niestety kompletnie nic w nich nie znalazł. Cokolwiek ją odstraszyło, albo było z zewnątrz, albo w nim samym…
- Co się stało? - dodał cichym tonem, póki Sarut nie wracał.
Prasert położył dłonie na barkach mężczyzny i spojrzał w jego oczy. Uśmiechnął się. Wyglądał jak kompletny szaleniec.
- Widziałem ducha - odpowiedział. - W odbiciu lustra. I był nieprzyjemny.
Następnie odchylił głowę do tyłu i roześmiał się, co przeszło szybko w szloch. Obrócił się, aby mężczyzna nie widział go w aż tak złym stanie. To znaczy… już wcześniej był świadkiem pewnie i gorszych rzeczy, ale teraz przynajmniej Privat ponownie był w stanie przejmować się tym. Cały dygotał. W obliczu paranormalnego czuł się jedynie słabym, bezwolnym i niemogącym nic uczynić dzieckiem.
- KURWA! - wrzasnął, po czym zaatakował ubrania leżące na podłodze niczym żądło skorpiona. Chwycił je i z całej siły rzucił w ścianę. Miał nadzieję, że znajdzie w nich jakiś krucyfiks niewiadomego pochodzenia. Lub coś w tym stylu. I owszem, znalazł, ale jedynie rozczarowanie.
Warun podszedł do niego od razu. Chwycił go za rękę i obrócił przodem do siebie. Złapał go za ramiona i przyjrzał się jego twarzy, jakby czegoś w niej szukał
- Słuchaj… Normalnie, powiedziałbym ci że jesteś psychicznie sfrustrowany i potrzebujesz jakichś dłuższych wakacji, ale znam cię za dobrze. Jeśli to był serio jakiś duch, to się z nim uporamy. Musisz się pozbierać, jeśli mamy się dziś zmierzyć z tą Wattaną… Chodź, pójdziemy na górę, umyjesz się, zrobię ci jakiejś kawy - zaproponował mu Suttirat. Może i nie był supermanem, ale potrafił w drobnych rzeczach wspierać Praserta jak nikt.
- Ja… ja chciałem, żebyś mnie uratował. Ale potem serce mi stanęło, bo zaczęła iść w twoją stronę. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. I dlatego nigdzie dzisiaj ze mną nie jedziesz - rzekł. - I to koniec dyskusji. Zrozumiałem, że jestem w stanie poradzić sobie z tym, jeżeli coś dotknie mnie. Trochę już przeżyłem niemiłych rzeczy i choć nie chcę doświadczyć więcej skurwysyństwa, to może dam sobie z nim radę. Jednak nie akceptuję myśli… że mogłoby stać się coś tobie z mojego powodu.

Podszedł po ubrania, wziął je i ruszył w stronę wyjścia z toalety, aby znaleźć schody na górę. Było mu wstyd przed ojcem, ale pieprzyć to wszystko. Właśnie przeżył konfrontację z upiorem.
Warun był na tyle wstrząśnięty jego słowami, że nie zareagował od razu
- Ej… Ej poczekaj! - zawołał za nim. W tym czasie przyszedł ojciec Praserta
- Wezmę to dla niego - powiedział Suttirat i wziął wodę i tabletki na górę.
Wszedł do mieszkania Praserta zaraz za nim
- Słuchaj, nie możesz mi powiedzieć gdzie mogę, a gdzie nie mogę jechać. Dałeś mi adres, mówiłem ci. Nawet jak mi teraz zabronisz, to przecież nie puszczę cię samego. A co jak to tobie coś się stanie? Myślisz, że co wtedy zrobię? Oleję to? - zapytał poważnym tonem i postawił wodę i tabletki na blacie w kuchni.
- Privatowie mają więcej dzieci, może zaprzyjaźnisz się z którymś - odparł tak, jak gdyby był jakiś wielki wybór poza nim… no i cóż, Sunanem.
Stanął w korytarzu i ściągnął bieliznę. Nie obchodziło go to, że Warun zobaczy go nago. Przecież i tak nie było takiej rzeczy, której by nie widział. Następnie Privat ruszył prosto do skromnej łazienki na tym piętrze i odkręcił wodę pod prysznicem. Rozejrzał się w poszukiwaniu mydła.
- To nie twoja sprawa, Suttirat. Jesteś tylko moim znajomym od boksu i picia piwa. Gdybym potrzebował anioła stróża, to zacząłbym wyznawać chrześcijaństwo - mruknął, wchodząc pod prysznic.
Warun nic nie mówił. Słowa Praserta na pewno go zraniły i to dwa razy. Privat puścił wodę i to dopiero wtedy usłyszał solidne kroki, zanim się jednak obejrzał, Suttirat wepchnął go na ścianę prysznica, dociskając go do niej klatką piersiową. Złapał go za jedną rękę i wykręcił mu ją boleśnie do tyłu. Drugą dłoń wsunął mu we włosy i mocno złapał dociskając mu łeb do kafelków
- Ostygnij Prasert… Bo chyba jednak rzeczywiście masz jakąś gorączkę… - mężczyzna zignorował fakt, że i on sam mókł właśnie pod letnią, niewyregulowaną jeszcze do odpowiedniej temperatury wodą.
Najgorsze, że po tym wszystkim Prasert nie miał siły się opierać. Gdyby tylko mógł, wypieprzyłby Waruna, a przynajmniej spróbowałby. Natomiast teraz… mógł jedynie pluć jadem.
- Zobaczyłeś moją dupę i nie mogłeś się powstrzymać, co? - zapytał. - Musiałeś za nią pójść, prawda? Sunan powiedział, że sprawia mu to wielką przyjemność. Chcesz, żebym się o niej przekonał, przyjacielu?
Miał zamiar go zawstydzić tak bardzo, że Suttirat skoczy przez okno. To znaczy… nie dosłownie, rzecz jasna. Przecież Prasertowi chodziło właśnie o jego bezpieczeństwo w tym wszystkim.
 
Ombrose jest offline