Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:07   #23
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Chwilę mu to zajęło, ale taśmy wreszcie puściły i mógł uwolnić jedną nogę kobiety, druga była nadal przyciśnięta przez pojazd do ziemi i musieli spróbować ostrożnie podnieść go, by Prasert mógł odciąć i tamte taśmy.
- Przyjadą… - odezwała się wreszcie kobieta, zmęczonym, ledwo żywym tonem, ale jej głos wydał się Prasertowi niesamowicie znajomy… Właściwie, był znajomy dla mieszkańców całego Bangkoku, którzy oglądali wiadomości…
- MALI, KTO PRZYJEDZIE?! - Prasert wrzasnął. Nawet nie spodziewał się, że z jego gardła zostanie wydany tak głośny odgłos. Chyba tylko w ten sposób skrywane od jakiegoś czasu napięcie mogło znaleźć ujście. Privat wiedział, że tak niekiedy wyglądały terapie psychologiczne. Pacjentów wywożono do lasu i kazano im wykrzyczeć wszystkie nagromadzone w nich emocje. Znaleźć dla nich spust. Może dlatego Prasert zachował się tak nieproporcjonalnie… głośno, próbując uwolnić stopy kobiety. Choć jedna już była wolna, to druga wciąż wymagała nieco wysiłku.
- Musimy go podnieść - szepnął w międzyczasie do Waruna. - A potem będziesz musiał przytrzymać. Inaczej nie przetnę taśm drugiej nogi… - nieznacznie pokręcił głową.
Naprawdę czuł się pijany. Najwyraźniej nie tylko etanol był w stanie przenieść człowieka w stan upojenia. Chora, wkurwiająca, beznadziejna sytuacja mogła uczynić dokładnie to samo!
Wattana nie odpowiedziała nic, najwyraźniej męcząc się z bólem. Warun tymczasem przemieścił się, aby łatwiej było mu podnieść pojazd
- Dobra, podnosimy na trzy.... Raz… - podparł się odpowiednio nogami i złapał za część konstrukcji i kierownicę
- ... Dwa… - zerknął na Praserta, czekając aż ten również chwyci pojazd.
- ...Trzy - powiedział i przeniósł ciężar tak, by móc się odpowiednio zaprzeć i podnieść ścigacz, za moment ustawiając go w przechylonej i uniesionej pozycji. Ścigacz był lekki, ale i tak dość ciężki jak dla zwykłego człowieka. Suttirat na razie go utrzymywał, ale Privat nie miał zbyt wiele czasu na odcinanie taśmy i wyciągnięcie spod niego Mali. Ta tymczasem wrzasnęła, kiedy mężczyźni tylko ruszyli motor. Najwyraźniej jej druga noga musiała być poważnie obita, lub uszkodzona po upadku. Płakała i łkała w bólu, poruszając rękami i łapiąc się za udo lewej nogi, do którego jako jedynego w tym obecnym momencie miała dostęp.

Privat był kompletnie skoncentrowany. Wcześniej denerwował się, zanim tak właściwie wydarzyło się cokolwiek naprawdę tragicznego. Natomiast teraz, widząc krew i słysząc rozpaczliwe krzyki Mali… potrafił zapanować nad sobą. Co prawda ręce wciąż mu drżały, jednak nie wgapiał się w jeden punkt w szoku, ani nie zastygł w niemocy. Działał, bo mógł pomóc kobiecie. Wiedział jak, potrzebował jedynie zręczności i siły.
- Pomożemy ci - rzekł bezbarwnym, lekko zachrypniętym tonem. Kątem oka widział płonącą fasadę budynku. Z każdą kolejną sekundą pozostawało po niej coraz mniej. Ocenił odległość od świątyni. Czy są w niebezpieczeństwie? Znajdują się na tyle blisko, by ściany mogły runąć im na głowę? Jak smutne i ironiczne byłoby, gdyby zdołali wyciągnąć Wattanę z motora śmierci tylko po to, aby w następnej sekundzie wspólnie zginąć, zmiażdżeni przez świątynię. Ogień i niebezpieczeństwo znajdowały się od nich jednak o całe dwadzieścia metrów, więc mimo iż było już dość gorąco, to nie groziło im, że spadnie na nich zabłąkany kawałek płonącego budynku.
Zerknął jedynie przez moment, bo Warun zastygł, napinając wszystkie mięśnie. Podnosił motor i Privat musiał działać szybko. Nachylił się z wyciągniętym scyzorykiem w stronę taśm, które obwiązywały lewą nogę.
W tej pozycji i pod takim kątem było mu dość trudno, zwłaszcza że za moment rzeczywiście dostrzegł ślad krwi na asfalcie i na taśmie. Najwyraźniej kombinezon nie w pełni uchronił Wattanę przy takim upadku. Kiedy wreszcie odciął taśmy, mógł wyciągnąć kobietę spod motoru
- Prasert… Długo jeszcze? - w międzyczasie wysapał Suttirat, najwyraźniej już powoli przegrywając starcie z ciężarem ścigacza. Mali nie krzyczała, ale oddychała bardzo szybko. Na pewno byłoby jej łatwiej, gdyby nie miała na głowie kasku, ale sama nie pomyślała o tym, by go ściągnąć.
Jednak teraz komfort Wattany nie był najważniejszy. Liczyło się jej zdrowie i Prasert nie mógł akurat w tej chwili zająć się kaskiem kobiety. Nie przyszło mu do głowy po prostu zasugerować jej, aby zdjęła nakrycie głowy. Każdy ułamek sekundy liczył się, bo Warun mógł puścić w każdym momencie.
- Odcięte - mruknął. Następnie spojrzał na Mali. Zastanawiał się, w jaki sposób najefektywniej byłoby odciągnąć ją na bok. Postanowił, że obejmie ją z talii i pociągnie. Nie musiał transportować jej na wiele metrów. Wystarczyło tyle, aby Suttirat mógł puścić ten szatański pojazd. Wtedy we dwójkę będą mogli uciec jak najdalej. Privat nie miał pojęcia, czy motor mógł wybuchnąć. Wydawało mu się to nieco filmowe, ale z drugiej strony… czy nie znajdował się właśnie w filmie akcji? A zaraz horrorze, thrillerze i mrocznej komedii?
Kiedy tylko Prasert wyciągnął Wattanę spod motoru, Warun zerknął w ich stronę, po czym puścił. Ścigacz opadł na bok i spoczął na asfalcie ulicy. Suttirat otarł pot z czoła. Nie dość, że się zmęczył wysiłkiem, to jeszcze ta temperatura od ognia… Podszedł bliżej i zerknął na lewą nogę kobiety, po czym syknął
- Materiał się zdarł od tego ślizgu i przygniecenia, ale nie wygląda mi na to, by miała jakieś złamanie na wierzchu... Ale żaden ze mnie lekarz - stwierdził, oceniając co widzi. Pochylił się i odpiął kask, po czym ściągnął go z głowy kobiety.

Serce Praserta stanęło na krótki moment.

Twarz Wattany, była kompletnie zalana łzami. Jej piękne oczy były podpuchnięte, a włosy były w zupełnym nieładzie, to co jednak wstrząsnęło nim maksymalnie, było boleśnie wyglądającym rozcięciem, które biegło od zewnętrznego kącika jej oka, przez cały policzek, aż do kącika ust. Jej oba policzki zostały oszpecone takimi liniami, z których nadal ciekło nieco krwi, ale ta w głównej mierze była już zaschnięta. Piękna twarz Mali Wattany, została oszpecona. Kobieta powoli podniosła wzrok na Waruna, a potem na Praserta i widząc minę obu, zwiesiła głowę i rozpłakała się ponownie, podnosząc rękę do twarzy i zasłaniając ją. Potrzebowała pomocy medycznej, ale nie to było największym problemem w tej chwili…
Pytanie bowiem brzmiało, kto jej to wszystko zrobił?
- Kto ci to wszystko zrobił? - Privat zapytał cały oniemiały.
Zerknął na Waruna, ciekawy jego reakcji i potem spojrzał znowu na Mali. Patrzył na oba rozcięcia po obu stronach twarzy. Czy Wattana będzie mogła to później ukryć pod makijażem? Zastanawiał się na ten temat przez dwie sekundy, po czym wzdrygnął się. Piękno Mali nie było najważniejsze w żadnym wypadku. W przeciwieństwo do zdrowia ich wszystkich. A nie znajdowali się wcale w najbezpieczniejszym miejscu pod słońcem. Prasert spojrzał na nogę Mali. Warun miał rację, kończyna chyba nie uległa złamaniu. Ale Privat chciał dowiedzieć się, jak bardzo została zmiażdżona. Czy Wattana będzie w stanie chodzić na niej? Czy z materiałem zdarła również skórę?
Wattana nie była w stanie odpowiedzieć na pytanie Praserta. Była wyraźnie roztrzęsiona i w obecnym momencie zrozpaczona i przestraszona. Suttirat nie wiedział co ma powiedzieć, wydawał się być myślami gdzieś daleko. Czy myślał o swojej żonie i córce? Prawdopodobnie tak, biorąc pod uwagę wyraz jego twarzy.
Chwilę trwało nim Mali się uspokoiła na tyle, by cokolwiek powiedzieć, w tym czasie Privat ocenił, że krew, którą widział na asfalcie i taśmie pochodziła z rozległego otarcia, które umiejscowione było na zewnętrznej stronie łydki kobiety. Sięgało od kostki, aż do kolana i wyglądało niezwykle boleśnie. Nie widać było żadnych otwartych ran, a noga nie zdawała się pozostawać w jakiejś dziwnej, nienaturalnej pozycji. Trudno mu więc było ocenić, czy Mali mogła wstać, czy też nie.

Kobieta w końcu wzięła głębszy wdech, po czym wypuściła powietrze przez usta. Jej dłonie drżały
- Sakchai - powiedziała tylko jedno słowo, ale dla Praserta znaczyło więcej, niż ich tysiąc. Sam mógł się tego domyślić, w końcu miał okazję rozmawiać z jej przyjaciółką, a swoją dawną koleżanką ze szkoły, która powiedziała mu o napiętej sytuacji w ich relacji. Privat nie widział Benlenga już kilka lat, jakim człowiekiem stał się teraz, skoro już wcześniej był w stanie zlecić skatowanie Praserta i wyruchał mu brata? Co gorsza, miał pieniądze, nikt nie mógł go tknąć na drodze prawnej…
Czy to właśnie o nim mówiła Mali, wspominając na początku, że ktoś tu przyjedzie? Po plecach Praserta przeszły dreszcze.
- Możesz chodzić? - Privat warknął gniewnie, co było z jego strony trochę nie na miejscu. Tak naprawdę nie złościł się na Wattanę, tylko na słowo, które wypowiedziała. Nie musiał być wielkim detektywem, aby podejrzewać Benlenga. Tak właściwie nie dostrzegał innych kandydatów na popełnienie takich szaleńczych zbrodni. Miał milion pytań do Mali, ale większość z nich musiała poczekać. Teraz mógł zadawać jedynie te najbardziej niecierpiące zwłoki. Przesunął wzrok w stronę ich motorów. Jak daleko znajdowały się?
Prasert zorientował się, że najbliżej znajdował się motor Suttirata. Jego własny ustawiony był nieco dalej w stronę opustoszałego rynku… Motor na którym przybyła Mali nie nadawał się już do użytku.
- Nie wiem - odpowiedziała Wattana trochę niepewnie.
Prasert spojrzał na nią wyczekująco.
- Bardzo mnie boli… - powiedziała i spróbowała poruszyć nogą, co wywołało grymas bólu na jej twarzy. Wraz z rozcięciami wyglądała teraz groteskowo.
- Chyba… skręciłam kostkę - powiedziała drżącym głosem, przepraszająco, że sprawiała problemy.
- Musimy stąd spieprzać. Widziałem wcześniej jak podpalali tę świątynie. Przyjechali w dwa samochody Prasert - wreszcie Suttirat puścił parę co go tak niepokoiło i czemu tak nerwowo spoglądał w stronę, z której przybyła Wattana. Najwidoczniej jednak nie widział jej wcześniej, bo jej pojawienie wywołało w nim zdziwienie, tak więc… Najpewniej aut i potencjalnych napastników było więcej niż tylko dwa.
- Ale po co to zrobili? A zresztą… - Privat machnął ręką. - Połóż się Mali. Ja cię wezmę za barki, a Warun za miednicę - rzekł, po czym spojrzał na Suttirata. - Twój motor jest bliżej, odjedziecie nim razem - dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Cały czas był pod wrażeniem krzywd, jakie otrzymała Wattana. Benleng chciał ukarać ją w ten sposób za to, że od niego odeszła? Następnie przywiązał do motoru i puścił na śmierć? Jeśli tak… to po co podpalać świątynię? Privat nie miał żadnej choć trochę prawdopodobnej teorii. Inna rzecz, to… Wszystko wydawało się dużym zbiegiem okoliczności. Mali umówiła się z nim w Wat Prasat. Chyba nie mogła wiedzieć, że Sakchai puści ją właśnie tą trasą. Gdyby nie jej telefon i to, że obydwoje postanowili zjawić się wcześniej, Wattana na pewno umarłaby. Miała dużo szczęścia… Choć było wciąż zbyt wcześnie, aby chwalić dzień przed zachodem słońca.
Warun zerknął poważnie na Praserta
- Dobra, my pojedziemy, ale ty też..? - zapytał napiętym tonem. Zdecydowanie nie zamierzał pozostawić Privata samego na polu bitwy, jeśli ten chciał zostać i w sumie… nie wiadomo co robić.
- No ja pojadę moim własnym motorem, który jest dalej. Chodzi o to, żebyście nie zwlekali ani sekundy, nie musimy opuścić Nonthaburi w dokładnie tym samym momencie. Będę wam na ogonie.
- Skąd… - nagle wtrąciła się Wattana, ewidentnie chcąc sklecić jakieś zadanie
- Skąd wiedziałeś gdzie będę? - zapytała spoglądając na Privata uważnie. Jej oczy były całe zaczerwienione od łez. wyglądała na zaniepokojoną i nieufną i to w stosunku do Praserta i Suttirata.
Prasert - nie wiadomo dlaczego - zadrżał. Przecież… przecież… czy to możliwe, że Mali uderzyła się w głowę i zapomniała o tym, że zadzwoniła do niego? Czy to jakiś jej dobry duch wykonał telefon? Anioł stróż, dzięki któremu pojawił się z Warunem w odpowiednim miejscu i - prawie - czasie?
- Zadzwoniłaś do mnie. Zostawiłaś mi wiadomość, że chcesz ze mną spotkać się tutaj, tyle że za jakieś kilkanaście minut. Kurwa, Mali, połóż się wreszcie, chyba że chcesz o własnych siłach dojść do tego pieprzonego motoru - mruknął.
Teoretycznie mogłaby przebyć tę trasę wsparta jedynie na jego ramieniu, ale Prasert nie chciał, aby na środku jezdni dostała jakiegoś paraliżu, czy ataku paniki. Zdawało się, że przetransportowanie jej w dwójkę, jakby była bagażem, będzie mimo wszystko najpewniejsza. Mali dbała o figurę i była lekka.
Mali nic nie odpowiedziała, ale posłusznie położyła się, żeby obaj mężczyźni mogli ją podnieść. Suttirat wyglądał jakby miał dość noszenia ciężarów na najbliższy miesiąc. Nie powiedział jednak w tej kwestii nic i zaraz ustawił się, by łatwiej było mu dźwigać nogi i biodra Wattany.
- Nie dzwoniłam… Nie mam twojego numeru - powiedziała poważnie Mali, obserwując z dołu Privata. Pokręciła głową i zamknęła oczy. Chyba czuła się dziwnie, kiedy obaj ją tak nieśli.
Chwilę trwało, nim dotarli do motoru Waruna. Mężczyzna ostrożnie opuścił nogi Mali na ziemię. Kobieta wsparła się na prawej, aby kompletnie odciążyć tę ranną. Jej ciężar spoczął teraz na podtrzymującym ją Prasercie. Czuł, że cała lekko drżała. To nie była ta sama kobieta, która kilka miesięcy temu stała w restauracji i dyskutowała z nim.
Suttirat odpalił motor i zerknął na Mali
- Dasz radę wsiąść sama? - zapytał i zerknął na Privata, czy jakby co, pomoże jej wsiąść.
- Musisz dać radę - dodał Prasert. - Pomogę ci.
Miał nadzieję, że Wattana nie będzie wzbraniała się przed ponownym wejściem na motor. Nie, żeby to było zaskakujące… Privat sam miałby ogromne PTSD po przeżyciu czegoś takiego. Prezenterka telewizyjna mogła radzić sobie z tym wszystkim sto razy gorzej.

Poza tym… to nie była odpowiednia myśl w tych okolicznościach, ale przenoszenie Wattany i dotknięcie jej sprawiło mu dziwną przyjemność. Kobieta była okaleczona, ale kompletnie zdartej twarzy nie miała. A ta wcześniej była zjawiskowo piękna. Teraz prezentowała się dużo gorzej, ale wciąż na tyle dobrze, aby wywołać w Prasercie jakieś uczucia poza obrzydzeniem i współczuciem.
Mali zawahała się, tak jak spodziewał się tego Prasert. Popatrzyła na motor, tak jakby to on był zdradliwą żmiją i próbował ją zabić, a nie ten, kto ją do takiego przymocował i puścił na pewną śmierć, gdyby nie to, że zareagowała w odpowiednim momencie.
Popatrzyła na Suttirata, a potem na Praserta
- Zabierzcie mnie stąd… Błagam - powiedziała w końcu prosząco i przesunęła się, by wsiąść na motor za Warunem. Objęła go w pasie i wyglądała na kompletnie wstrzaśniętą, wystraszona i zdruzgotaną. Privat poczuł bardzo słabe ukłucie zazdrości, spoglądając raz na Waruna, raz na Mali. Zignorował uczucie.
- Jedźcie do… - zaczął, kiedy Suttirat mu przerwał.
- Jadę do siebie. Stamtąd zabierzemy ją do szpitala, żeby ją obejrzeli i zajęli się nią. Tylko najpierw trzeba by się przegrupować i ogarnąć co się stało. Nie ociągaj się z dołączaniem. I nie jedź główną trasą, weź poboczne alejki - polecił mu przyjaciel, po czym przekręcił rączkę motoru i ruszył. Prasert został sam, tak jak to było chwilę temu, kiedy tu przyjechał.


Nie było czasu, ruszył w stronę miejsca, gdzie ukrył swój motor, kiedy nagle coś przykuło jego uwagę. Koło jego pojazdu stała młoda dziewczyna… trzymała w dłoniach torebeczkę, w której Prasert przywiózł naszyjnik…
Privat przyjrzał jej się uważnie. Jak wyglądała? Czy sprawiała wrażenie przypadkowego przechodnia, czy może raczej młodą adeptkę sztuki zabijania? Prasert dopiero po kilku sekundach spojrzał na opakowanie z błyskotką. Zmarszczył brwi. Czyżby wypadło mu z plecaka? Mocniej chwycił pistolet. Kobieta musiała go zauważyć, o ile nie była całkowicie ślepa.
- Skąd to masz? - zapytał ją. - To nie jest bezpieczne miejsce - mruknął i wskazał palcem Wat Prasat, nawet nie spoglądając w tamtym kierunku.
Dziewczyna nie poruszała się, poza tym, że jej palce powoli rozpakowywały naszyjnik. Wyciągnęła go. Niebieski motyl zawisł przed jej twarzą, gdy uniosła rękę w górę. Miała na sobie prostą, białą sukienkę, która ładnie podkreślała jej smukłą figurę, to, co przykuło uwagę Praserta, był fakt, że nie miała na sobie żadnych butów, ani ozdób. Kompletnie nic poza sukienką…
- To dla mnie..? - zapytała spokojnie.
- To dla osoby, która da nauczkę piromaniakom, którzy podpalili świątynię. Czy poczuwasz się do tej roli? - zapytał, spoglądając na nieznajomą. Wydawała się… dziwna. Roztaczałą aurę kompletnie niepasującą do tego, co się działo. Powinna wrzeszczeć, płakać, uciekać, albo wyciągnąć komórkę i fotografować. A nie tak po prostu stać z własnością Praserta, jak gdyby spotkali się w słoneczny dzień na wesołej polance. Mężczyzna ruszył w stronę motoru, aby na niego wsiąść.
 
Ombrose jest offline