Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:09   #25
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Suttirat obserwował go uważnie jeszcze przez chwilę, po czym kiwnął głową potwierdzająco i wpuścił Praserta do mieszkania, samemu zamykając pochód i tuż za sobą drzwi.
- Tak, wszystko w porządku, chociaż, trudno tak w sumie tak nazwać stan rzeczy. Panna Wattana nie jest w najlepszym stanie fizycznym, ani psychicznym. A ty? Co z tobą? - zapytał i mógł usłyszeć w tonie przyjaciela szczere zmartwienie i zatroskanie. Wprowadził go do salonu. Tam Prasert zastał Mali, siedzącą przy stoliku w kuchni, gdzie jeszcze tego samego dnia razem z Warunem jedli świetną zupę. Kobieta cała drżała, trzymając oburącz filiżankę z parującą herbatą. Popijała ją nerwowo. Jej oczy były szeroko otwarte i patrzyła niemal bez mrugania gdzieś w kąt salonu, w stronę półek na których Suttirat trzymał książki i nagrody z mistrzostw. Wyglądała na kompletnie zdruzgotaną, do tego cały czas miała na sobie ten za duży kombinezon motocyklowy. W kącikach jej oczu co rusz zbierały się łzy, a gdy tylko próbowały ściekać po jej twarzy, za drogę wybierały właśnie te wyryte nożem szlaki. Ktoś najwyraźniej zrobił te ślady w ten sposób zupełnie celowo, by każda słona łza Wattany zadawała jej dodatkowy ból.
- Warun, masz apteczkę? Musimy opatrzyć jej te rany na twarzy - dodał. - Są świeże? - tym razem zwrócił się do Wattany. - Kiedy ci je zrobili? Z jakiego powodu? - rzucał pytaniami. Wiedział, że porusza delikatne kwestie, ale… naprawdę nie miał siły w bawienie się w podchody. Interesowały go pewne pytania i chciał poznać na nie odpowiedź. Czuł się zmęczony. Również fizycznie, ale głównie psychicznie. A to wyzwalało w nim bezpośredniość.
Suttirat wskazał na kanapę w salonie, gdzie już znajdowała się podręczna apteczka. Najwyraźniej z jakiegoś powodu jeszcze nie zabrał się za pomoc Wattanie. Ta tymczasem powoli oderwała wzrok od pustki i skupiła go na Prasercie. Nic jednak nadal nie mówiła. Przyglądała mu się jedynie bardzo uważnie.
Ruszył w stronę lodówki i otworzył ją. Chciał znaleźć piwo. Albo jakikolwiek inny alkohol. Najlepiej z kostkami lodu, które ostudziłyby chaos w jego głowie. Zaśmiał się pod nosem. Gdyby to było takie proste, to przeprowadziłby się na Antarktydę. Tyle że na niej wcale nie tkwiły odpowiedzi na te wszystkie dziwne, paranormalne rzeczy, które miały miejsce ostatnimi czasy. Spojrzał na Waruna i starał się przekazać mu spojrzeniem, że porozmawiają na osobności za chwilę i wtedy odpowie na jego pytanie. Niestety nie pogadali przez telefon. Droga do mieszkania Suttirata była zbyt krótka i zbyt pełna niespodzianek.
W lodówce znajdowała się jeszcze whiskey, której wczoraj nie ruszyli, mógł ją sobie zrobić z lodem, jeśli miał na to ochotę.
Mali siedziała chwilę w bezruchu, obserwując go nadal, po czym spuściła wzrok na podłogę i odstawiła filiżankę na stół
- Dzisiaj… Zrobił mi to dzisiaj… Wcześniej… Wcześniej tylko trzymał mnie w zamknięciu i kazał pil… pilnować - zadrżała cała, kiedy to mówiła. Coś musiało jej się przypomnieć, cokolwiek się wydarzyło, nie było to jedynie ‘pilnowaniem’.
Prasert spojrzał na nią ze smutkiem i współczuciem. Mimo wszystko dopiero co widział mężczyzn, których roztrzaskał głodny zemsty duch pięknej kobiety, dlatego słowa Wattany nie oddziaływały na niego aż tak mocno. Po całym dniu wybitnie intensywnych wrażeń odczuwał lekką znieczulicę.
- A dziś przyszedł i… i kazał… a potem… Zrobił mi to… i chciał mnie zabić. Bo jeśli on mnie nie może mieć, to nikt nie może - załkała zasłaniając twarz dłońmi. Skuliła się cała w sobie. Była teraz krucha niczym chińska porcelana… Warun wyglądał, jakby sam potrzebował teraz drinka…
- Zrobię nam wszystkim drinka - Prasert zaproponował radośnie.
Wyciągnął trzy szklanki, odkręcił korek i nalał do każdej po równo dwa centymetry złotego płynu. Znalazł świeżą, nie napoczętą pepsi i dodał ją do alkoholu. Następnie otworzył zamrażarkę i wyciągnął po dwie kostki lodu na głowę. Wyprostował się, aż poczuł strzyknięcie w kręgosłupie. Następnie wyjął drewnianą deskę i pokroił na niej sześć plasterków cytryny.
- To dla ciebie - rzekł, podając pierwszą szklankę Warunowi. - Przesuń się na kanapę w salonie, będzie ci tam wygodniej. I zostaw tę żałosną herbatę, tutaj masz pierwszą pozycję z listy leków - przekazał whiskey Mali. Chwycił trzecią i sam ruszył z nią w stronę dużego pokoju. Nie był w stanie przeprowadzić tej rozmowy na trzeźwo. Ani on, ani Warun, a na pewno nie Mali.
Wattana przyjęła alkohol od Praserta, po czym popatrzyła na pływające w drinku kostki lodu.
- Dziękuję… - powiedziała spokojnym tonem. Powoli podniosła się, przemieszczając cały ciężar swojego ciała na prawą nogę i powoli dokuśtykała do kanapy w salonie, siadając na niej ostrożnie. Wyglądała jakby przeżyła piekło i najchętniej z niego nie wracała. Nie było najgorszym to, co przeżyła, tylko fakt że od tej pory każdy następny dzień będzie musiała mierzyć się z pamięcią o tym co jej uczyniono.
Suttirat usiadł obok, po prawej stronie od Wattany. Przesunął nieco apteczkę, po czym zmienił zdanie i położył ją na stoliku.
- Spróbujemy opatrzyć ci tę nogę, nim pojedziemy do szpitala… - zasugerował uprzejmie, na co Mali kiwnęła niepewnie głową. Obracała szklankę z whiskey w dłoniach. Obserwowała swoje odbicie w powierzchni alkoholu. Nie była zbyt rozmowna.
Jeszcze za mało wypiła.
- Nie wiem, czy powinniśmy jechać do szpitala tak po prostu… - zaczął Prasert. - To będzie się łączyło z koniecznością złożenia zeznać na policję. Jesteś na to gotowa, Mali? Walczyć z imperium Benlengów? - spojrzał na jej twarz. Usiadł na stole na przeciwko Wattany i Suttirata. Nie obejrzą sobie telewizji, będą musieli patrzeć na niego. Następnie otworzył apteczkę i wyjął gaziki. Nasączył jeden z nich wodą utlenioną i zbliżył się do twarzy kobiety, aby przetrzeć rany.
- Będzie szczypało - ostrzegł.
Mali popatrzyła na niego uważnie
- Nie chcę… Nic nie chcę… - powiedziała smutno w temacie starcia z Benlengami. Wyraźnie bała się teraz wszystkiego. Nie miała nawet dokąd iść, bo jej mieszkanie zostało spalone… Zerknęła na jego dłoń z gazą zamoczoną w wodzie utlenionej. Wzdrygnęła się, kiedy przysuwał dłoń do jej twarzy i przymrużyła oko po stronie od której zaczął i skrzywiła się lekko z bólu. Szczypało, bo już po chwili w ranie pojawiła się specyficzna biała piana, typowa dla wody utlenionej. Mali cała napięła się i obserwowała twarz Praserta. Jej oczy zaszkliły się z bólu, ale nic nie mówiła, czekając aż mężczyzna skończy. Warun w międzyczasie powoli opróżniał swoją szklankę z alkoholem. Wyglądał, jakby był bardzo zmęczony.

Tymczasem Privat poczuł, że jego telefon zawibrował i po pokoju rozniósł się sygnał dzwonka. Ktoś dzwonił.
- Mam nadzieję, że to ktoś z dobrymi wiadomościami - zażartował. Wyjął telefon z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz.
Połączenie pochodziło od nieznanego numeru… Trwało trzy sygnały, po czym… Zakończyło się. Już po chwili dostał wiadomość o nagranej wiadomości głosowej…
Prasert skrzywił się. Nie podobało mu się to. Z drugiej strony… może to lepiej, że nie przeczytał nazwiska kogokolwiek bliskiego? Jakby do niego dzwonił, to potencjalnie dlatego, bo działa mu się krzywda. Natomiast nieznany numer… Privat mógł się łudzić, że to operator sieci telefonicznej chciał powiadomić go o nowej ofercie. Czy coś w tym stylu. Upewnił się, że nie ma włączonego trybu głośnomówiącego i przystawił urządzenie do ucha. Chciał sam zadecydować, czy Mali i Warun poznają treść wiadomości. Na krótki moment jego serce zabiło, gdy przyszło mu do głowy, że to może duch chce skontaktować się z nim. Czy mógłby wysadzić mu mózg drogą telefoniczną? Na tym świecie nic nie było niemożliwe…
W słuchawce przez kilka sekund panowała cisza, po czym… Przemówił do niego Warun Suttirat
- Suan Ambhorn… Dzisiaj. Druga dwadzieścia osiem - powiedział, po czym nagranie zakończyło się, informując o godzinie i o numerze z którego zostało nadane…
Telefon wypadł z palców Praserta prosto na podłogę. Mężczyzna spojrzał na Waruna z mieszanką najróżniejszych emocji na twarzy. Podejrzliwość, niedowierzanie, zaskoczenie…
- Cholera… - mruknął pod nosem. - Ja… ty… nie… - westchnął, kręcąc głową. Porozumiewał się jak osoba upośledzona umysłowo, ale tak właśnie się czuł.
- Myślę… że chyba czas najwyższy… żebym zobaczył się ze specjalistą - mruknął cicho. Potrzebował pomocy psychiatry. Chyba że…
Wypuścił zakrwawiony gazik i podniósł telefon. Spróbował odsłuchać wiadomości jeszcze raz, tyle że w ten sposób, aby zgromadzona przed nim publiczność usłyszała wypowiedziane słowa. Poprzednia informacja od Mali… jeżeli ona również znajdował się w pamięci sekretarki, to tylko lepiej… W końcu nie można grupowo zwariować, prawda? Jeśli Warun i Mali również usłyszą swój głos, to może jeszcze była dla niego jakaś nadzieja…
Niestety, nie było tam już wiadomości od Mali. Nie przypominał sobie, żeby ją wykasował, ale był przecież przekonany o tym, że odsłuchał ją razem z Warunem i mężczyzna też ją słyszał…
Kiedy puścił wiadomość na głośniku, oczy Suttirata otworzyły się szeroko. Patrzył na telefon, jakby ten był nawiedzony. Mali przyglądała się urządzeniu i zmarszczyła brwi, zaskoczona. Zerknęła na Waruna, szukając wyjaśnień, ale przecież wiedziała, że to nie możliwe, Suttirat nie wychodził z pokoju, gdy telefon dzwonił
- Co jest kurwa…? - zapytał Warun, tak napiętym głosem, że gdyby ten był nożem, możnaby się było skaleczyć. Wypił błyskawicznie swoją whiskey
- To tak jak z tą wiadomością od Wattany. Masz ją? - zapytał i spojrzał na Mali. Kobieta pokręciła głową
- Byłam w zamknięciu, nie mogłam zadzwonić do nikogo - powiedziała poważnym tonem.
- Nie mam tamtej wiadomości. Może to dlatego, bo przeterminowała się. Minęła wspomniana godzina - odpowiedział Prasert, kręcąc głową.
Podniósł gazik, aby czymś zająć ręce. Równie dobrze mógł wykorzystać je do czegoś przydatnego i kontynuować zaopatrywanie ran kobiety. Spojrzał na głębokość cięć. Czy były konieczne szwy? Rany wyglądały na niezbyt głębokie, zapewne nie wymagały szwów, ale blizny pozostaną na pewno...
- Kiedy odjechaliście, pojawiła się przede mną piękna kobieta odziana jedynie w białą sukienkę. Poprosiła, abym zapiął na jej szyi niebieski wisiorek… ten, który kupiłem dla ducha Wat Prasat - mężczyzna porozumiewawczo spojrzał na Suttirata. Powinien już wiedzieć, w jakim kierunku zmierza ta opowieść. - Potem przyjechali zbiry Sakchaia. Jednego rozpoznałem z czasów liceum, kiedy Benleng zorganizował na mnie zasadzkę na parkingu szkolnym. Piękna kobieta ich wszystkich zabiła w sposób bardzo nadnaturalny. Następnie powiedziała mi, że jest tam uwięziona i że muszę… a zresztą, to nie ma teraz znaczenia.
Suttirat nie wyglądał na zadowolonego, że Prasert przerwał ten temat, ale nie naciskał. Był już i tak wystarczająco zdenerwowany.
Zmienił wacik i zajął się nacięciem po drugiej stronie twarzy kobiety. Mali syknęła znowu, po czym zasznurowała usta i przymrużyła drugie oko.

- Potem pojechałem prosto tutaj. Ale w windzie ujrzałem tego samego ducha, który przeraził mnie w łazience w restauracji mojego ojca - zerknął na Waruna. - A teraz to. Myślę, że możemy założyć, że świat paranormalny naprawdę istnieje - podsumował uroczyście. Następnie skrzywił się i przeklął.
Warun odstawił szklankę na stolik
- Nie wierzę w to do cholery. Takie rzeczy się kurwa nie dzieją, chyba że na filmach. To jakieś pieprzone szaleństwo… - wstał, najwyraźniej nie mogąc już usiedzieć i zaczął krążyć po przestrzeni między salonem i kuchnią, jak wściekła osa. Mali nic nie mówiła, czekała, aż Prasert skończy opatrywać jej drugi policzek, po czym złapała go za dłoń
- Ale co to znaczy? Co teraz zrobimy? On na pewno znowu mnie znajdzie… Nie mogę tu zostać nie wiadomo ile… Jeśli jednak wyjdę, on… On mnie na pewno zabije… - powiedziała cicho.
- No to musimy pozbyć się go pierwsi… - rzucił Warun.
Prasert roześmiał się głośno i podniósł do góry ręce, uspokajając Suttirata.
- Hej, terminatorze, spokojnie - rzekł. - Nikogo nie będziemy zabijać. Już prędzej nas zabiją. Mam znacznie prostsze rozwiązanie. Okażesz się bardzo dobrym człowiekiem i pozwolisz Mali zamieszkać z tobą na jakiś czas. Praktycznie nic was nie łączy, dlatego Benleng nie będzie szukał jej u ciebie. Nie widziano cię w Nonthaburi, prawda? Mnie zresztą też nie. Dlaczego mielibyśmy przyjść temu skurwysynowi do głowy? Nie ma takiej opcji.
Suttirat zastanawiał się. Zatrzymał się i oparł dłonie o wezgłowie kanapy
- Myślisz? No dobra. Załóżmy, że się nie dowie i na to nie wpadnie, tylko czy pannie Wattanie będzie to pasować?
- Mów mi Mali… Nie chcę sprawiać problemów… Nie mogę przecież zostać tu nie wiadomo jak długo Prasercie - powiedziała lekko drżącym głosem.
- Na razie “nie wiadomo” to bardzo dobre określenie, które odnosi się prawie do wszystkiego. Póki go nie zmienimy, zostaniesz ukryta. Chyba że chcesz kolejnych blizn na twarzy? - zapytał i zastanowił się przez moment. - Sakchai może pragnąć dać ci kolejne, kiedy wpadnie na pomysł, że może wciąż jesteś zbyt ładna. Będziesz spała na kanapie, a Warun osobno w sypialni. Albo odwrotnie, jak już ustalicie między sobą.
Mali skrzywiła się i wzdrygnęła cała na wspomnienie o bliznach i Sakchaiu. Już nie chciała kontynuować tego tematu.

Nie chciał, aby pomyślała, że kryją się jakieś niemoralne rzeczy za tym pomieszkiwaniem. Zerknął na Waruna, po czym znów spojrzał na Mali i utonął w rozmyśleniach. Po chwili przyszło mu do głowy, że tak właściwie był jeden drobny, mikroskopijny ślad. Sam go stworzył, dzwoniąc do dawnych znajomych z liceum. Ktoś mógł przekazać Sakchaiowi, że interesował się Mali. Tyle że to jeszcze nie znaczyło, że pojawił się w dobrym miejscu i czasie. Przecież Wattana nie mogła go poinformować o niczym. Nie tylko sama nie wiedziała, którą trasą będzie jechała, to jeszcze nie miała dostępu do telefonu. O ile Privat nie miał paranormalnego informatora - a miał, o czym Sakchai nie mógł wiedzieć - to nie było szans na tak wielki zbieg okoliczności.

- Zaprosiłbym cię do siebie, ale sam nie posiadam żadnego mieszkania. Nie chciałbym, aby moi rodzice o tobie wiedzieli.
“Chociaż miło byłoby wywieźć cię na zadupie do dworku Sunan. Może rzeczywiście jest to dobry pomysł?”, zastanowił się.
Warun mruknął
- Poza tym, mieliśmy w piątek wpaść do Sunan? - zauważył wymijająco, nawet nie mając świadomości, że zaczął temat, o którym Privat właśnie myślał. Mali przesuwała wzrokiem od Praserta, do Waruna
- I chyba dalej mamy to w planach - Prasert skinął mu głową.
- Naprawdę nie chcę sprawiać kłopotów… Dziękuję, że mi pomogliście… Wydaje mi się, że uratowaliście mi dziś życie - Mali powiedziała spokojniejszym tonem, nawet udało jej się nieco uśmiechnąć. Za moment zamilkła i zaczęła opróżniać szklankę z whiskey.
Prasert już miał wypytać ją o dokładną opowieść wszystkiego, co jej się przytrafiło, nie bacząc na to, czy miała na to ochotę, czy nie. Ale wtedy wtrącił się przyjaciel.
- Dobra… To teraz inna sprawa… Załóżmy, że ten telefon, z tą wiadomością jest taki jak ten od Wattany… Mali. Co ja do cholery niby będę robił w Suan Ambhorn o prawie wpół do trzeciej? - zapytał Suttirat.
- Mam ochotę związać cię linami i przykuć do… - Prasert zmarszczył brwi, rozglądając się dookoła. - Może do tej właśnie kanapy. Patrząc na przypadek Mali… co prawda uratowaliśmy jej życie, pojawiając się w danym miejscu i czasie, ale gdyby jej tam w ogóle nie było, to jej życie wcale nie byłoby zagrożone. Nie chciałbym, abyś pałętał się po parkach w środku nocy - mruknął.
Suttirat popatrzył na Privata nieco dziwnie, kiedy ten wspomniał o wiązaniu i skuwaniu, jednak nie skomentował.
- Dobra, załóżmy, że wiem, że miałbym być gdzieś tam. Po prostu, tak jak mówisz, nie ruszę się z domu.
Następnie Prasert spojrzał na Wattanę. Z tego wszystkiego zapomniał ustosunkować się do jej podziękowań, co mogło wypaść nieco grubiańsko.
- Cieszę się, że żyjesz - mruknął. - Twoja przyjaciółka martwi się o ciebie. Myśli, że zginęłaś w pożarze. Tak właściwie… mogłabyś opowiedzieć, co dokładnie wydarzyło się od samego początku? - zapytał. - Jeżeli miałaś siłę, aby to przeżyć, to znajdziesz też jej trochę, aby o tym mówić - rzekł, po czym wstał i ruszył w stronę kuchni z pustymi szklankami, aby zrobić następną kolejkę drinków.
Mali milczała
- No tak… Lawan mogła się martwić… Ale nie mówiłeś jej nic o tym… O tym wszystkim? Znaczy gdzie mnie szukać? Cholera, boję się, że mogła się w coś wpakować… - powiedziała teraz zaniepokojona Wattana.
- Nie, nic nie wie. Tylko powiedziałem coś w stylu, że śniło mi się, że wszystko z tobą w porządku, bo nie chciałem, żeby bardzo martwiła się o ciebie. Ale oprócz tego nie powiedziałem jej nic konkretnego. Ma małe dziecko, nie chciałem jej w to mieszać.
 
Ombrose jest offline