Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:10   #26
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Kiedy Prasert ponownie poprosił o opowieść, zamilkła
- Nie chcę… O tym… Po prostu nie zgodziłam się zostać jego żoną… On jest… On jest chory. Chory. Spalił moje mieszkanie. Przetrzymywał mnie. Kazał robić mi straszne rzeczy. Nie chcę o tym pamiętać… Widzisz jak wyglądam? Nie chcę… Pamiętać - głos jej drżał z każdym kolejnym słowem. Aż Suttirat się ogarnął i oparł jej rękę na ramieniu. Kobieta wzdrygnęła się, ale zaraz westchnęła i uspokoiła nieco. Warun w międzyczasie przejął zadanie Praserta i teraz zajął jej łydką. Privat już nawet o niej zapomniał. Do tej pory kostka lewej nogi Mali spuchła i lekko zsiniała, wyglądało na to, że albo ją zwichnęła, albo skręciła i dopiero nazajutrz będzie wiadomo czy wszystko z nią w porządku. Kobieta jednak już była w stanie sama się poruszać, więc może nie było aż tak źle… Zasyczała z bólu na kolejny atak wody utlenionej, teraz na otarciu.
- Jutro kupię ci jakieś normalne ubrania, nie będziesz chodziła w kombinezonie do jazdy, który jest w takim stanie - powiedział poważnym tonem Suttirat
- Mam pieniądze… - powiedziała Wattana, jakby bała się, że jeszcze będzie wisiała Warunowi na portfelu
- Przy sobie? Masz gdzieś portfel w kieszeni? Zgaduję, że ten Benleng raczej nie dał ci całej twojej dokumentacji, żebyś razem z nią wpadła w płomienie, aby było łatwiej koronerowi cię zidentyfikować - rzucił i Mali zamilkła.
- Tak myślałem. Oddasz mi, jak już cała ta sprawa się uspokoi i będziesz mogła wrócić do swojego normalnego życia - powiedział.
- Nie będę mogła wrócić, póki Sakchai będzie w Bangkoku… - powiedziała przygnębionym tonem. Warun nic nie powiedział. To był duży problem i najwyraźniej szukał opcji jak go rozwiązać.
- A twoi rodzice, Mali? - Prasert wtrącił się. - Mogliby ci jakoś pomóc? Chociażby finansowo? Najlepiej byłoby, gdyby mieszkali gdzieś daleko, poza Bangkokiem. Wpływy Sakchaia są duże, ale nie przesadzajmy. Nie sądzę, że wysyłałby zabójców na drugi koniec Tajlandii… - mruknął, po czym zastygł w niepewności. Wcale nie był tego aż taki pewny. - Przepraszam, że pytam cię o to… ale jeżeli zgwałcił cię… to może lekarz byłby w stanie pobrać jego materiał genetyczny? Potrzebujesz dowodów. Jak najwięcej dowodów. On może być bogaty, ale ty jesteś jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w kraju. Jak pojawisz się na antenie i opowiesz wszystko, co ci się przytrafiło, być może nawet lud urządzi mu samosąd? Jednak nie liczyłbym na to, dlatego potrzebujemy jakichś konkretnych rzeczy… czegoś, co będzie mogło poświadczyć twoje słowa… Widzisz, nawet on nie będzie w stanie skorumpować sądu, jeśli cały naród będzie przyglądał się sprawie. Możesz go zniszczyć, Mali. Przecież wiesz.
Kobieta popatrzyła na Praserta z niepewnością i lekkim niedowierzaniem. Wyczuwała w jego głosie to, jaki stosunek tak naprawde miał do niej Privat...

Warun współczuł Wattanie, jednak Prasert nie potrafił kompletnie wczuć się w jej udrękę. Pamiętał, jaka pewna siebie była, kiedy stała w jego własnej kuchni i mówiła takie rzeczy, po których później miał raka. Mali nie była święta i nie zasługiwała na to, co jej się przydarzyło, jednak Prasert po prostu nie potrafił myśleć o niej jak o ofiarze. Dać w jej piękne dłonie odpowiednie instrumenty i sama stałaby się katem. Może był nawet nieco zbyt ostry w stosunku do niej… Jednak miał na karku dwie, albo trzy zjawy i jeszcze przeklęty telefon. Trochę czuł się w potrzasku. Sakchai był przerażający, ale przynajmniej pochodził z tego świata…
Wattana milczała przez chwilę
- Dam sobie radę. Potrzebuję tylko odsapnąć chwilę - powiedziała sztywno i zmęczonym tonem.
- Przepraszam, ale… Jestem bardzo zmęczona… Czy mogłabym się położyć? - zapytała, spoglądając na Waruna. Mężczyzna skończył właśnie naklejać opatrunek na jej nogę i kiwnął głową
- Jasne… Hm… To położę cię w moim pokoju - zaproponował. Podniósł się i ruszył do swojej sypialni. Zgarnął stamtąd poduszkę i koc, po czym przyniósł do salonu, gdzie rzucił je na jedną z puf.
- Możesz z szafy wziąć sobie coś wygodniejszego do spania - zaproponował
- Drzwi sypialni zamykają się na zamek, więc jakbyś się obawiała, to możesz się po prostu tam zamknąć - powiedział spokojnym tonem. Mali podniosła się z kanapy, podpierając o podłokietnik.
- Dobranoc Prasercie - powiedziała spokojnym tonem i opuściła pomieszczenie. Wyglądało na to, że była bardzo zmęczona… A może postawa Privata tak ją dotknęła? Mali nie była głupia…
Drzwi sypialni zamknęły się, a obaj mężczyźni zostali sami w salonie. Warun podrapał się po karku.
- Ja pierdolę… - skwitował cały ten wieczór. Sięgnął po drugiego drinka, którego zdążył zrobić Prasert i napił się.
- W życiu bym nie uwierzył w to bagno, jakby mi je ktoś opowiedział… - dodał robiąc krótką przerwę między łykami.
- Co robimy Prasert? - zapytał po chwili i spojrzał na przyjaciela.
- Daj mi godzinę lub dwie i odpowiem ci na to pytanie. Ale na razie nie chcę myśleć. Chcę tylko pić - mruknął, wychylają połowę drugiej szklanki drinka praktycznie duszkiem. Następnie spojrzał na drzwi do sypialni. - Co ją tak zraniło? - zapytał. - Ona nie poszła spać, tylko uciekła ode mnie - mruknął. - Nie mam szczęścia do kobiet. Inna sprawa, że wcale nie zamierzałem jej się teraz przypodobać. Dawałem konstruktywne rady… ale może zbyt wcześnie? - zapytał. Nagle zgiął się w pół, jak gdyby głowa go rozbolała i wpatrzył się w podłogę. Miał ochotę rozpłakać się i znów poczuł chęć wymiotowania. Miał ochotę powiedzieć Warunowi coś niemiłego i zranić go tylko dlatego, bo sam czuł się jak kupa gówna. To może świadczyło o tym, jak świetnym był człowiekiem. Przymknął oczy i przystawił rękę do skroni, aby ją pomasować. Przed jego oczami mignęła scena, jak Nang Usadevi zniszczyła głowę oprycha w tym właśnie miejscu, którego mężczyzna teraz dotykał. W tamtej chwili uważał to za część przepięknego spektaklu i chciał wziąć nim udział. Natomiast teraz… miał ochotę po prostu zginąć.
Warun mruknął
- Myślę, że powinieneś odpocząć Prasert. To był naprawdę posrany dzień, a jutro masz robotę, nie? - zauważył. To przypomniało Privatowi, że rzeczywiście. Oficjalnie o godzinie szóstej rano powinien stawić się w Pałacu. Wraz z mundurem i bronią… Ile mu zostało godzin snu? Sześć? Która była w ogóle godzina? Kiedy zerknął na zegarek, dochodziła dwudziesta trzecia… Rzeczywiście, nie zostało mu wiele czasu na odpoczynek, o ile w ogóle zamierzał pojawić się jutro w robocie… Suttirat wstał i podszedł do komody. Wyciągnął z niej paczkę papierosów, ruszył do kuchni i otworzył okno, po czym odpalił jednego. Prasert nigdy nie widział go palącego, choć parę razy, dawno temu czuł od niego tytoń… W tym czasie, kiedy Suttirat był w ciężkim stanie po stracie rodziny. Najwyraźniej to była ‘awaryjna paczka’ na wszelki wypadek, porzucona na rzecz utrzymania sportowej kondycji, a do której wracał tak jak teraz, w przypadku, kiedy potrzeba było ‘zbić szybko’ na ratunek.
Privat położył się w tym czasie na kanapie i spoglądał na plecy Suttirata. Z jakiegoś powodu sprawiało mu przyjemność, oglądanie go w chmurze tytoniowego dymu. Nie wiedział czemu i nie miało to sensu, nie miał też najmniejszych zamiarów rozmyślać na ten temat. Położył głowę na oparciu i mocniej chwycił szkło, w którym znajdował się ciemny, słodki, mocny płyn. Wziął kolejny łyk.
- Nie wiem, czy pójdę jutro do pracy - mruknął trochę do siebie, a trochę do Waruna. - Nie jestem w stanie… chyba… udawać, że wszystko jest w normie.
Z drugiej strony, może właśnie powinien? Uznał, że nastawi budzik i zdecyduje rano. Może po kilku godzinach snu poczuje się rzeczywiście lepiej. Miał na to nadzieję, bo nie chciał do końca życia czuć się tak kiepsko, jak teraz. Nawet nie wiedział, jak długo będzie trwało.
- Boję się zostawić was samych - rzekł po minucie milczenia. - Boję się też pozostać sam.
Musiał też znaleźć się w parku o tej drugiej w nocy. Tylko nie mógł informować o tym Suttirata, inaczej ten poleci za nim, a właśnie tego Prasert chciał uniknąć najbardziej.
Warun palił i przez otwartą szybę zerknął w stronę kanapy, na której ułożył się Prasert
- Dobra… To najwyżej ty się prześpij, a ja będę siedział - stwierdził. Suttirat nie miał planów na następny dzień, poza zapewne popołudniowym treningiem. Mógł sobie pozwolić na zarwanie nocy. To jednak znaczyło, że plan Privata, zakładający udanie się do parku, spali na panewce, skoro jego przyjaciel zamierzał nie spać całą noc.
- Nie, muszę wrócić do siebie - mruknął. - Już wczoraj u ciebie spałem i nie chcę, abyś zarywał nocy. Pewnie jutro też będę cię potrzebował - uśmiechnął niepewnie i z pewnym wstydem. - Wiesz co? Może to ta whiskey… ale na serio mam ochotę przywiązać cię, abyś nie ruszył w nocy do parku. Może nawiedzi cię duch i zaczniesz lunatykować w tamtą stronę? Ja nie mogę stać przy tobie przez najbliższych kilka godzin, muszę zdrzemnąć się choć na chwilę. Z drugiej strony nie zasnę, jeśli będę martwił się, co się dzieje z tobą. Gdyby to był jakiś anonim, to mógłbym to jeszcze zignorować… Ale paranormalna wiadomość wysłana przez ciebie? To nie przelewki… - mruknął i rozejrzał się… w poszukiwaniu sznurów? Z powodu alkoholu i zmęczenia przestawał myśleć logicznie.
- Sorry Prasert, kajdanki zostały w sypialni - rzucił w lekkim rozbawieniu Warun i pokręcił głową.
Privat już prawie szykował się w tamtą stronę, kiedy przyszło mu do głowy, że to jednak tylko żart. Prawda? Któż to wiedział? Po Suttiracie mógł się po dziś spodziewać wszystkiego… Ale i tak nie dostałby się do sypialni, skoro Mali się w niej zamknęła… Z drugiej strony nie wahałby się ani przez moment, aby ją obudzić i poprosić o otworzenie drzwi. Zdrowie Waruna było ważniejsze od jakości jej drzemki.
- Nigdzie się stąd nie ruszę. Obiecuję. A jak nie będę spał to nie będę lunatykować. Najwyżej się zamienimy i o piątej jak ty pójdziesz do roboty, albo nie… To ja się zdrzemnę, a ty będziesz siedział. Zrobimy takie wiesz. Warty. Może być? - zaproponował mu.
Kiedy Warun tak spontanicznie wypowiedział ranną godzinę, Prasertowi zebrało się na mdłości. Nie było szans, żeby wstał o tej godzinie… Dlaczego miał się torturować? Przecież mógł wziąć jeden dzień wolny… pałac nie runie tylko dlatego, bo nie podpierał jego ścian przez jeden dzień. Tyle że… nie chciał, aby odkryto brak broni. Z drugiej strony… czy naprawdę mógł się z nią już rozstawać? Tym razem wrogów pokonała Nang Usadevi. Kto to zrobi następnym razem?
- Pieprzę to - mruknął. - Nigdzie rano nie idę. Zostaję u ciebie. Słuchaj, nie da się rozłożyć tej kanapy? Może obydwoje moglibyśmy się na niej zmieścić? To znaczy, jeśli obiecasz, że nie przyciśniesz mnie w nocy do materaca. Mam PTSD po tej akcji pod prysznicem - mruknął, uśmiechając się nieznacznie pod nosem.
Warun zakrztusił się papierosem. Następnie zaczął śmiać
- Tak, da się ją rozłożyć. I nie mam zamiaru do niczego cię przyciskać Prasert… - powiedział, po czym zgasił niedopałek na zewnętrznej części parapetu i zabrał pet do środka, wyrzucając do kosza. Ruszył w stronę kanapy i nawet nie każąc Privatowi z niej schodzić, przesunął stół, a po chwili wysunął dolną część z kanapy. Poduszki na których leżał Prasert zapadły się nieco niżej i w ten sposób kanapa stała się całkiem sporym łóżkiem. Rzucił jedną poduszkę na Privata, a drugą na drugą połowę
- Tylko jest jeden koc - zauważył.
- W nocy jest mi zazwyczaj bardzo ciepło, więc nie jest to żadnym problemem. Możesz się nim owinąć, mi wystarczy poduszka. Śpię też bez koszulki… Może obudzę się wcześniej niż Mali, bo wolałbym, aby nie widziała mnie spontanicznie półnagiego - mruknął. - Masz jakiś zapasowy dół od piżam? - zapytał.
- Mhmm… W sypialni… - rzucił rozbawionym tonem. Ściągnął koszulkę i spodnie, po czym padł na łóżko i owinął się kocem. Następnie przechylił się do stolika i dopił whiskey ze swojej szklanki.
- Dobranoc - powiedział spokojnym tonem i odstawił puste szkło na stół. Położył się na boku i zasnął.
Prasert obserwował go przez kilka sekund, dopijając drinka. Następnie chwycił mocniej komórkę i spojrzał na godzinę. Nie chciał opuszczać tej kanapy. Było mu na niej dobrze. Z drugiej strony… czy naprawdę mógł tak po prostu zignorować wiadomość? Obawiał się, że może to mieć jakieś niezrozumiałe w tym momencie, złe konsekwencje. Z drugiej strony… a co jeśli dojdzie do czegoś złego właśnie dlatego, bo poszedł do tego parku nocą? Odpalił aplikację mapy. Znajdował się w mieszkaniu Waruna przy ulicy Phetchaburi, natomiast miał dotrzeć do parku Suan Ambhorn. To był dystans około sześciu kilometrów, więc musiałby zamówić taksówkę, jeśli nie wytrzeźwieje do tego momentu. Zerknął na Suttirata, czy ten spał spokojnie. A potem jeszcze raz sprawdził godzinę.
Czas płynął powoli, przekroczył już dwudziestą trzecią, ale nadal było dość wcześnie… Albo dość późno, zwykle o tej godzinie już spał, kiedy następnego dnia miał wartę od rana… Przyglądał się ekranowi telefonu, w którym odbiło się okno. Wdzierało się przez nie światło latarni ulicznej. Kiedy Prasert po raz kolejny wyłączył wyświetlacz w jego czarnej powierzchni dostrzegł jakiś ruch w rogu pomieszczenia.
Czy to była Mali? Wyszła z sypialni? Privat obrócił się w stronę, którą dostrzegł w odbiciu komórki. Jednocześnie zastanawiał się na temat planu na najbliższe godziny i co powinien uczynić. Za trzy miał stawić się na miejscu. Bardzo chciało mu się spać, ale nie chciał przespać drugiej w nocy. Tyle że nie mógł nastawić budzika, bo obudziłby się nie tylko on, ale również Warun. A to znaczyło, że musiał siedzieć i jakoś wytrzymać przez ten czas. Może znajdzie jakąś ciekawą książkę? Pewnie Suttirat miałby coś takiego… Pytanie brzmiało, czy Prasert byłby w stanie skoncentrować się na tekście. Zwłaszcza że nigdy nie był fanem czytania i zazwyczaj nie spędzał wolnego czasu, śledząc losy bohaterów z kart powieści.
Kiedy zerknął w kąt pomieszczenia, nic ani nikogo tam nie zobaczył. Gdy jednak podniósł telefon i spojrzał przez odbicie w jego ekranie, dostrzegł ją. Tę samą kobietę, która nawiedziła go we śnie, w łazience i w windzie. Stała tam i obserwowała jego i Suttirata. Nie uśmiechała się. Patrzyła jedynie. Kiedy zauważyła, że Prasert ją obserwuje złożyła dłonie w kołyskę i zaczęła bujać, jakby nosiła na nich dziecko… Kiedy Prasert mrugnął, zniknęła. Prześledzenie całego pokoju w odbiciu nic nie dało. Nie było jej tu. To jednak nie pomagało, zrozumiał bowiem, że nie było żadnej zasady gdzie duch mógł wejść, a gdzie nie i że w jakiś sposób śledziła jego… Czemu wcześniej nigdy jej nie widział? Jego serce tłukło się po klatce piersiowej. Zerknął w stronę szafki, gdzie Suttirat miał poustawiane książki. Miał ich całkiem sporo i naprawdę różnych, od jakichś naukowych, po zwykłe thrillery, czy horrory. Mężczyzna chyba lubił powieści detektywistyczne, bo miał całą serię opowiadań o Sherlocku Holmesie…
Prasert miał dość thrillerów i horrorów w życiu, za to chętnie przeczytałby jakiś romans. Spojrzał na półkę w poszukiwaniu albumów ze zdjęciami. Obejrzenie czegoś takiego byłoby na pewno bardzo ciekawe i nawet nie przejmował się, że technicznie przekroczyłby pewną granicę. Tak właściwie skoro ostatnio sypiał z Warunem co noc, to pewnie nie byłoby to aż tak drastycznym pogwałceniem prywatności… Prawda? Chyba prawda. Niestety, ku swemu rozczarowaniu, nigdzie nie znalazł nawet cienia po albumie, czy paczce zdjęć. Warun musiał je stąd skrupulatnie usunąć i schować gdzieś głęboko, tak jak próbował zrobić ze wspomnieniami żony i córki. Prasert westchnął i sięgnął po Sherlocka Holmesa. Nie chciał czytać europejskich książek sprzed wieków, ale jeżeli Warun był fanem tematu, to może nie było to aż tak nudne? Danie szansy Arthurowi Conanowi Doyle’owi i jego dziełu wcale nie musiało być złym pomysłem, książka była pierwsza z serii i nosiła podtytuł ‘Studium w szkarłacie’...

Zastanawiał się nad duchem. Był straszny, ale zdawało się, że niegroźny. Jeżeli chciał go szpiegować, to niech to robi. Gdyby pragnął zrobić mu krzywdę, to miał na to okazję choćby w windzie. Prasert nie obawiał się o siebie, a jedynie o Waruna. Co jeżeli zjawa go zaatakuje? Czy będzie w stanie obronić się w jakikolwiek sposób? To, że Privat ją teraz ujrzał… dzięki temu wiedział, że duch jest świadomy tego, gdzie znajdował się Suttirat. A co, jeśli zabije go po drugiej w nocy, kiedy Prasert będzie zbierał szyszki w parku? Privat nie miał pojęcia, co zrobić. Gdyby obudził Mali i poprosił ją o doglądanie Waruna… nie, to nie był dobry pomysł. Albo takim czymś obudziłby Suttirata, albo jeszcze nawet Wattanę skazał na niebezpieczeństwo. I chyba nie mógł tak po prostu poprosić jej, aby siedziała na krześle i patrzyła na śpiącego mężczyznę. Prasert czuł wiele różnych emocji w stosunku do potwora, którego widział w odbiciach luster, ale dopiero teraz w wachlarzu uczuć pojawiło się również zirytowanie. Mocniej chwycił tom Studium w szkarłacie, ale popatrzył na Waruna.
- Jak mam cię ochraniać? - zapytał szeptem w smutku. Suttirat jednak tylko przekręcił się we śnie...
Nikt, ani nic mu nie odpowiedziało. Na szczęście.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline