Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:10   #27
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Prasert uznał, że musi wstać, bo miarowy oddech Waruna kołysał go do snu. Miał ochotę zasnąć obok niego, jednak nie mógł sobie na to pozwolić. Cicho przekroczył kanapę i wstał. Podszedł do okna, przy którym tkwiła paczka papierosów i zapalniczka. Wyjął jedną sztukę i podpalił koniec. Oparł się ciężko o framugę i spojrzał na niegasnące światła Bangkoku. Przytknął filtr do ust i zaciągnął się dymem… po czym zaczął krztusić. Postarał się jednak sprawić, aby ten odgłos był cichy i nikogo nie obudził. Privat nie był palaczem, jednak słyszał, że papierosy pomagają zwalczyć zmęczenie i pobudzić się nieco. Tylko jak ludzie wciągali ten gryzący dym? Nie mógł tego zrozumieć, ale palił dalej, tyle że teraz nie wpuszczał powietrza zbyt głęboko. Po kilku sekundach już tylko nieznacznie drażniło jego gardło. Skończył pierwszego papierosa i od razu zajął się drugim… a potem trzecim. Kiedy już miał dość, ruszył w stronę łazienki. Chciał zmyć paskudny smak z ust. Na szczęście pragnienie snu odeszło. Zapalił światło i rozejrzał się w poszukiwaniu płynu do płukania. Nie miał przy sobie szczoteczki, choć tak właściwie… pewnie powinien pomyśleć o zakupie kolejnej specjalnie do mieszkania Suttirata, biorąc pod uwagę, jak często w nim ostatnio przebywał. Nad umywalką wisiało lustro. Choć Prasert bał się… to postanowił spojrzeć w swoje odbicie. Czy mara znów stanie przed jego oczami? Ile razy to nastąpi, zanim serce mu w końcu stanie?
Był jednak w pomieszczeniu całkowicie sam. Najwyraźniej jakieś zasady, które wyznaczały kiedy duch pojawiał się i pokazywał mu, a kiedy nie. Szczerze, stwierdził że w obecnej chwili sam wygląda jakby jedną nogą był po drugiej stronie. Zmęczenie odbiło się podkrążeniem oczu, a jego skóra wyglądała na jeszcze bledszą w tym sztucznym, łazienkowym świetle. Płyn do płukania znalazł dość szybko, stał na półce koło wanny. Spokojnie mógł z niego skorzystać.
Tak też zrobił. Wypłukał jamę ustną, ale wciąż czuł się… brudny. Spojrzał na usta, na których wciąż tkwiły ostatnie, nieliczne skrętki czerwieni. Ściągnął koszulkę, spodnie i bieliznę, po czym usiadł w wannie. Wziął słuchawkę i puścił ciepłą wodę. Cichutko, ta ledwo co sączyła się przez mrowie otworków. Polał nią włosy, twarz, barki… Potem przesunął strumień na ręce… Woda ściekała na jego sutki, a potem w dół po mięśniach brzucha. Następnie docierała do krocza i znikała w ujściu. To było przyjemne uczucie. Położył słuchawkę na moment na twarz. Oczy, nos, policzki, czoło… wszystko rozgrzewało od strumienia ciepłej wody. Spędził w ten sposób pierwszy kwadrans, potem następny… Wnet ujrzał na zegarze przybitym do ściany, że wybiła dokładnie pierwsza w nocy. Musiał skoncentrować się i wreszcie wymyślić odpowiedni plan. Nie był już ani trochę pijany, ale myśli wcale nie pojawiały się w jego głowie…
Przyglądał się zegarowi, kiedy dotarło do niego, że wskazówki chodzą nie w tę stronę co trzeba. Poruszały się w przeciwnym kierunku, choć przecież liczby zapisano jak trzeba. Co więc było z tym zegarem nie tak? Kiedy obserwował to dziwne zjawisko jeszcze przez chwilę, dostrzegł, że drzwi prowadzące z łazienki są uchylone. Był przecież święcie przekonany, że je zamknął, gdy wchodził do pomieszczenia…
Pustka w głowie Praserta nasiliła się. Nagle i niespodziewanie rozpłakał się.
- Niech to już się skończy… Odejdźcie… - szepnął błagalnie.
Łzy mieszały się ze strumieniem ciepłej wody. Czuł się taki zmęczony psychicznie… jak miał to wytrzymać? Nie wiedział… Nie potrafił… Nasłuchiwał. Bał się, że usłyszy kroki, albo krzyki… lub jęki… Mocno zamknął oczy. Czuł się nieco jak struś, który broni się przed niebezpieczeństwem, chowając głowę w piasek. Ale nie mógł się poruszyć… Nie mógł nic uczynić… Był taki słaby…

[media]http://www.youtube.com/watch?v=PGNiXGX2nLU[/media]

Obawiał się usłyszeć krzyki, kroki i jęki, zamiast tego usłyszał cicho grającą muzykę. Leciała, jak jego głowa mu podpowiadała, z wieży Suttirata. Piosenka była co najmniej dziwna, znał ją bo to był jakiś dziwny zachodni hit, ale nie był fanem takiej muzyki i doskonale wiedział, że Warun również nie. Kiedy odważył się otworzyć oczy, dostrzegł blade światło dochodzące z korytarza od strony salonu. Jednak reszta domu była pogrążona w mroku.
- No dobrze… - Prasert mruknął. - Teraz wstań i idź… - rzekł do siebie słabym głosem.
Z trudem podźwignął się z pozycji siedzącej, słuchając muzyki. Tak właściwie na początku nie rozpoznał piosenki. Zwrotka niewiele mu mówiła, ale refren od razu przypomniał mu wykonawcę i nazwę utworu. Tyle że znał go jako cover i nie miał pojęcia, że istnieje starsza wersja. W tych okolicznościach była… straszna. Privat wyszedł z wanny i szybko wytarł się ręcznikiem, po czym założył bokserki. Rozejrzał się prędko w poszukiwaniu czegoś ostrego. Czy Warun golił się brzytwą? Oby golił się brzytwą…
Niestety, Warun był człowiekiem nowoczesnym i golił się elektryczną maszynką, która stała na półce, podpięta do prądu. Może i można się nią było zaciąć, ale żadna to była specjalna broń. Prasert rozglądał się, ale nie znalazł w łazience nawet jednej ostrej rzeczy i kiedy tracił już nadzieję, kiedy otworzył szafkę pod umywalka, dostrzegł nożyczki. Musiały wystarczyć…
To nie było aż tak źle. Miał jedynie nadzieję, że nie spędził zbyt dużo czasu w łazience. Wyszedł na korytarz, mocno trzymając nożyczki. Szedł powoli w kierunku bladego światła. Starał się czynić to bardzo cicho, aby nikt go nie usłyszał.
Przeszedł spokojnie przez korytarz. Dotarł do zakrętu, skąd doskonale widział kuchnię. Okno było zamknięte. Kiedy wyjrzał na salon, w pierwszej chwili nie zauważył niczego nadzwyczajnego, a już po sekundzie dotarło do niego na co patrzy.
Warun owszem, leżał na łóżku, ale był całkowicie nagi. Co więcej, nie spał i patrzył prosto na niego, jakby co najmniej oczekiwał przybycia Praserta. Milczał, po czym przechylił głowę, by podeprzeć ją wygodnie ręką, przez co mięśnie jego klatki piersiowej i ramienia napięły się, uwydatniając. Obserwował go ze spokojem i tlącym się w głębi ciemnego spojrzenia niemym żarem.
- Warun…? - zapytał Privat. - Wdziej coś na siebie, człowieku. Ale najpierw wyłącz tę paskudną muzykę… - poprosił. Suttirat nawet nie musiał się poruszyć. Piosenka sama się zmieniła, gdy tylko dobiegła końca, z głośników rozbrzmiał Personal Jesus od Depeche Mode.
- Dobra, to teraz się ubierasz - westchnął.
Wstrzymał oddech. Wmurowało go w ziemię. Tak właściwie był dumny z tego, że był w stanie odezwać się. Czyżby Suttirat został opętany przez jakiegoś naprawdę pojebanego ducha? Wzrok Praserta błądził po ciele Waruna. Spoglądał na twarz przyjaciela, oświetloną przez blade światło. Następnie spojrzał na szyję, klatkę piersiową i brzuch… potem ruszył wzrokiem niżej, aż na nogi… Wypatrywał jakiegoś piętna, które mogłaby nałożyć na niego zjawa. Czarne znamię w kształcie pentagramu, albo odwróconego krzyża.
Wnet poczuł się bardzo… dziwnie ze swoją prawie nagością. Dlaczego nie ubrał się całkowicie przed wyjściem z łazienki? No tak… oczekiwał jakiegoś skrytobójcy Benlenga… Nie mógłby przygotować się na to, co ujrzał, nawet gdyby ktoś go o tym wcześniej poinformował.
Kiedy się rozejrzał, nie dostrzegł jednak żadnych ubrań Suttirata. Co najmniej jakby mężczyzna wypieprzył je przez okno, zanim je zamknął. Nie dostrzegał również żadnych widocznych śladów opętania. Żadnych światełek, czarnych znaków, czy przeraźliwego śmiechu. Wciąż jednak błądził wzrokiem po nagim ciele mężczyzny, nie przestając poszukiwać piętna Lucyfera...
- Może zróbmy inaczej… Może to ty się rozbierz? - zaproponował mu nagle Warun takim tonem, który stopiłby górę lodową i uratował Titanic przed katastrofą. Płynnym ruchem Suttirat podniósł się z łóżka i obszedł kanapę, zmierzając w kierunku pozostawionych na stoliku papierosów. Odpalił jednego i oparł się pośladkami o blat pożerając spojrzeniem przyjaciela. Czekał i nie było wątpliwości na co.
- Cicho bądź, obudzisz Mali - warknął Prasert. Musiał szybko odzyskać kontrolę nad sytuacją, zanim… zanim straci ją jeszcze bardziej. - Miała bardzo ciężki okres teraz, miej choć trochę współczucia, człowieku.
Zrobił pojedynczy, ciężki krok za siebie. Chciał schować się w łazience i raz jeszcze wejść pod prysznic, tym razem zimny. Może lód sprawiłby, że nieco wytrzeźwiałby. Wcześniej myślał, że nie jest już pijany, ale teraz nie był tego wcale taki pewny. Prasert chciał zrobić kolejny krok za siebie, ale znów zastygł w miejscu. Powinien obrócić się, ale nawet o tym nie pomyślał. Spoglądał na papierosa i do głowy przyszło mu kompletnie niedorzeczne pytanie. Jak by to było, być tym papierosem? Miał ochotę znów się spoliczkować, tak jak to zrobił w Nonthaburi.
Warun zdawał się w ogóle go nie słuchać. Obrócił papieros w palcach, bawiąc się nim, po czym znów wsunął go do ust i wciągnął dym, który za moment wypuścił przez usta. Obserwował Praserta w milczeniu, po czym skrzyżował ręce
- Jedyna osoba, która teraz hałasuje, to ty Prasercie. Nie takiego hałasu teraz od ciebie oczekuję - powiedział dalej, spokojnym tonem. Po czym ku obawom Privata odepchnął się od stołu i ruszył w jego stronę, podchodząc bliżej z każdą chwilą i albo mu się wydawało, albo Suttirat wręcz poruszał się do taktu muzyki.
- Na co czekasz? Okrzyk bojowy i pięść w twarz, pojebie? - Prasert zrobił kolejny krok do tyłu. - To nie jesteś ty… obudź się. Czas płynie do tyłu. To jakieś czary… jakieś… - znowu zaczął, ale czuł gulę wzrastającą w przełyku. Wreszcie poczuł dłońmi drzwi do łazienki. Zaraz skryje się za nimi i zamknie je na klucz. Kiedy tylko odzyska władzę nad sobą. Nigdy by tego nie przyznał i choć starał się nie patrzeć na sylwetkę Waruna… to wciąż to robił. Nigdy nie widział w nim aż tyle… gracji. Na ringu był maszyną do zabijania, jednak Muay Thai nie było eleganckim sportem. Natomiast teraz… w tej chwili… przypominał drapieżnego kota. Lamparta, tygrysa, może lwa… Biodra poruszały się z każdym taktem piosenki, a dym tytoniu zaczął docierać do nozdrzy Privata.
- Obudź się… - powtórzył. - To nie jesteś ty… Nie chcę zrobić ci krzywdy…
To był szczególnie nieudany blef. Prasert nie czuł się na siłach wyrządzić jakiejkolwiek szkody Warunowi. Jak gdyby wszystkie kończyny po latach treningu postanowiły się nagle zbuntować i ogłosić strajk generalny.
Warun uśmiechnął się leniwie i zatrzymał krok przed Prasertem
- Zaatakuj mnie. No dalej… Chcę zobaczyć, jak robisz mi krzywdę. Zrób to, bo jeśli tego nie zrobisz, oponent zaatakuje pierwszy - nie było pomyłek. Suttirat mógł powiedzieć coś takiego podczas treningu, ale teraz nie ćwiczyli i nie byli na macie… Dał mu kilka sekund, po czym wyciągnał rękę, by oprzeć ją na ścianie tuż koło wejścia do łazienki. Prasert poczuł na skórze ciepło skóry Waruna, ale jednak nie dotykali się, brakowało tych kilku centymetrów… Mężczyzna zaciągnął się dymem, po czym powoli wypuścił go na bok, nie chcąc zrobić tego prosto w twarz przyjaciela. Biała chmura i tak otuliła ich obu. Suttirat przysunął się jeszcze bliżej. Jeśli Prasert miał go za drapieżnego kota, to w tej chwili stonowana kobieta z National Geographic poinformowała by oglądających, że bestia właśnie szykowała się do ataku na gardło swojej ofiary… Warun uśmiechnął się kącikami ust.

Prasert zakrztusił się dymem i… sytuacją. Jego serce biło tak cholernie szybko, jakby chciało uciec z piersi. “Niech to zrobi”, pomyślał Prasert. “Umrę i wreszcie będę miał, kurwa, spokój”. Odsunął się od Waruna i upadł plecami do tyłu. Zrobił to z dużym impetem, a drzwi za nim były jedynie przymknięte. Otworzyły się, a Privat poleciał na plecy. Wylądował tuż przed kabiną prysznicową. Spojrzał w bok na swoje ubrania. Wyciągnął lewą rękę i chwycił swoją koszulkę. Jeżeli prędko ubierze się, to Warunowi przejdzie paranormalna ruja. To było całkiem rozsądne, prawda? Tyle że… nie mógł założyć na siebie materiału, bo musiałby puścić nożyczki i przez moment straciłby z oczu wejście do łazienki. Pewnie wtedy Warun zaatakowałby, a on zaplątałby się, a potem… Nawet nie chciał myśleć, co miałoby miejsce. Przycisnął materiał do klatki piersiowej. Do głowy wpadła mu zabawna myśl, że zachowuje się jak kobieta, która próbuje ukryć sutki, nakryta w częściowej nagości. Nawet jeśli to spostrzeżenie było śmieszne, to Prasert nawet nie uśmiechnął się.
- Będziesz tego żałował - warknął. - Wyjdź, bo… bo mam tu… broń… - dodał kompletnie nieprzekonywująco. Może dlatego, bo sam wątpił w przydatność nożyczek. Przecież nie obetnie nimi… Cały zbladł na samą myśl. Musiał przeczekać tę nieszczęsną godzinę. Może jak wybije druga w nocy, to Warun powróci do dawnego siebie…
- Ja też mam broń. Co my z tym fantem zrobimy? - zapytał mężczyzna i wszedł do łazienki jakby nigdy nic. Warun nie robił sobie nic z faktu, że Prasert trzymał nożyczki. Podszedł bliżej i złapał go za nogę, po czym pociągnął w swoja stronę. Śliski materiał bokserek Privata sprawił, że ten prześlizgnął się na kafelkach podłogowych i znalazł teraz tuż przed klęczącym na jedno kolano Suttiratem. Mężczyzna górował nad nim. Wciągnął dymu do ust, po czym końcówkę papierosa wrzucił do umywalki za i nad głową Praserta. Pochylił się i bez ostrzeżenia przytknął usta do ust przyjaciela i wypuścił dym, po czym pocałował go. Złapał go reką za szyję, a druga chwycił nożyczki. Privat nie zdołałby teraz ich otworzyć, kiedy zacisnęła się na nich dłoń Suttirata.
Prasert miał jeden wielki mętlik w głowie. Jak to możliwe, że Warun poruszał się tak szybko i był taki silny? To była pierwsza myśl, ale potem wszystkie zniknęły, kiedy poczuł na swoich ustach wargi Waruna. Ciepło mężczyzny było takie przenikliwe. Ucieszył się z obecności dymu, bo przez niego nie mógł poczuć pełni przyjemności i…

Jakiej przyjemności? “To nie ma być przyjemne”, Prasert napomniał się. Najgorsze, że Warun skutecznie uciszył go, a do tej pory język był jedyną bronią, którą posługiwał się w walce z nim. Dość nieskutecznie, skoro znalazł się w takiej sytuacji. Na szczęście odkrył w sobie ostatki sił i wreszcie odepchnął od siebie Suttirata lewą nogą. Następnie prędko wycofał się do tyłu, chcąc uciec jak najdalej od niego… Może nawet nie tyle chcąc, co musząc... Wnet spoczął w mokrej kabinie prysznicowej i momentalnie uświadomił sobie, jak wielki błąd popełnił… Znalazł się w więzieniu… i to z własnej winy.

Gdzieś w tle, z wieży rozbrzmiała kolejna piosenka, ponownie od Depeche Mode o charakterystycznym tytule ‘Master and Servant’. Suttirat został odepchnięty od swojej zdobyczy, jednak nie przejął się tym za bardzo. Wyglądał jakby wspaniale się bawił w takie podchody i że fakt tego iż Prasert się opierał pasował mu. Podniósł się i podszedł do kabiny, stając w jej wejściu
- Wstaniesz, czy zamierzasz zostać na dole? - zapytał Warun. Na tym poziomie Privat miał przed oczami jego krocze i dostrzegł, że gdzieś w międzyczasie Suttirat podniecił się. Wypominał mu to wcześniej u siebie, a teraz miał tuż przed sobą…
Tymczasem, rozległo się ciche pukanie do drzwi mieszkania.
Prasert z trudem wstał, nie chcąc mieć przed sobą wzwodu Suttirata. Nagle zakrztusił się. Zbyt długo nie oddychał. Czy naprawdę ogłupiał aż tak bardzo, że nie pamiętał o nawet najbardziej podstawowych funkcjach, zapewniających organizmowi życie? Już prawie podźwignął się na nogi… kiedy uświadomił sobie, że… to nie mogło być możliwe… Ale również czuł ucisk w podbrzuszu, który wypełnił materiał bokserek. Jednak Suttirat nie powinien dowiedzieć się o tym… To byłby prawdziwy koniec. Nogi ponownie ugięły się pod Prasertem i raz jeszcze wylądował na pośladkach tuż przed sztywnością przyjaciela. Otworzył usta, aby zaczerpnąć powietrza. Podniósł rękę nad głowę, aby wreszcie wymacać kurek z zimną wodą. Ona mogła pomóc zerwać klątwę z Waruna… no i cóż, z Privata również. Wtem jego ręka zastygła, kiedy ujrzał, że męskość Suttirata nie przestawała pęcznieć. Zaczynała wynurzać się z napletka.
- Goście… - wydusił z siebie ochrypłym głosem. - Idź otwórz drzwi.
Jednocześnie trzymał nogi tak skrzyżowane, aby Warun nie mógł dostrzec jego własnego wybrzuszenia.
Suttirat jednak nic nie robił sobie ze stukania w drzwi. Wyczekał moment kiedy Prasert znowu postanowił oddychać przez otwarte usta i musnął jego wargi swoją męskością. Drażnił się z nim i nim… Pukanie tymczasem stawało się coraz bardziej natarczywe.
gorące spojrzenie Waruna wisiało nad Prasertem, kiedy mężczyzna całkowicie zablokował mu drogi ucieczki, opierając dłonie na ścianie wysoko ponad głową Privata.
- Skoro wolisz zostać tam… - zamruczał z zadowoleniem.
- Nie… - wypowiedział szeptem.
Kiedy jego usta ułożyły się do słów, jedynie ponownie drasnął wargami żołędzi Waruna. Trzymał głowę na kafelkach łazienkowych i nie mógł uciec nią jeszcze bardziej. Czuł, że Suttirat oparł się o niego biodrami, ale tylko troszkę. To jednak wystarczyło, aby wsunął się głębiej w jego usta… na tyle, by języka Praserta dotknęła kropla spermy przyjaciela. Kiedy poczuł jej słoność… miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Podniósł wzrok wyżej. Prześledził włosy łonowe oraz brzuch twardy od mięśni. Przebiegała nad nim żyła, która teraz pulsowała, jakby chcąc zapewnić penisowi mężczyzny jeszcze więcej krwi… Ale Prasert wątpił, żeby to było możliwe. Jego spojrzenie zawisło na moment na pępku, po czym przesunęło się na klatkę piersiową… chciał spojrzeć w oczy Waruna. Może wtedy obudzi się z tego cholernego snu? Ale nie był w stanie przesunąć wzrokiem wyżej. Słoność Suttirata kompletnie paraliżowała go. Czuł strach, jednak najgorszy był dreszcz podniecenia, który przebiegł po kręgosłupie. Chciał się go wyprzeć i zaprzeczyć jego istnieniu. Jednak jego własny wzwód ciągle przypominał o tym, że najwyraźniej… z Privatem również było coś bardzo nie w porządku.
 
Ombrose jest offline