Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:13   #31
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Spokojna, cicha atmosfera szpitala wydała mu się surrealistyczna. Nie było tu hałasu, krzyków, płaczu. Tylko ciche buzowanie prądu w lampach rozświetlających korytarz, a poza tym nic. W porównaniu z tym co działo się od dwóch dni, Privatowi wydawało się, że teraz dopiero dzieje się coś naprawdę niepokojącego. Nawet ta cisza była dziwna…
Obok automatu z napojami stał taki, w którym można było kupić coś słodkiego do przegryzienia. Po obu stronach stały ławeczki, a koło automatów ustawiono kosz na śmieci…
Nacisnął przycisk i wnet rozległ się szum parzenia herbaty. Spadł brązowy, plastikowy kubeczek. Kiedy napełniał się wrzątkiem, Privat podszedł do automatów z przekąskami. Danie z mikrofalówki wystarczyło mu, w ogóle nie czuł się głodny. Po części chciał jednak zająć czymś myśli i kupił słone paluszki o smaku zielonej cebulki. Usiadł z nimi i miętową herbatą na ławeczce. Podmuchał na napar i spróbował go, mając nadzieję, że nie okaże się zbyt obrzydliwy. Okazało się jednak, że mięta smakowała zaskakująco dokładnie jak świeżo zaparzona mięta… No cóż, w życiu jednak istniała pewna równowaga. Jedna dobra rzecz za złą rzecz. Co prawda Mali Wattana umarła, ale za to herbata okazała się smaczna. Yay!

Otworzył paluszki i zaczął je przegryzać. Robił to bardzo powoli i bardzo głośno. Miał nadzieję, że kobiet w recepcji nie trafi przez to szlag. Jednak nie mógł wytrzymać tej ciszy. Buzowanie lamp tylko ją akcentowało. Było przyprawą, którą Prasert chciał zagłuszyć. Patrzył przez cały czas na zegarek. Bał się, że wskazówki znów zapomną, w którą stronę powinny się kręcić…
Zegar jednak działał jak należy. Kobiety zdawały się kompletnie skupione na swoich zadaniach i nie zwracały w ogóle uwagi na chrupanie Praserta.
Po około trzydziestu minutach Privat zauważył, że ta druga, starsza koleżanka tej z którą rozmawiał, zaczęła przysypiać nad jakimiś dokumentami. Jej młodsza koleżanka nie budziła jej, choć wyraźnie widziała, że ta przysnęła. Było spokojnie i nikt się nie pojawiał w korytarzu, ani przy wejściu. Prasert sam zaczął czuć się nieco znużony, czy nawet trochę senny… Błyskawicznie wcisnął kciuk w opatrunek z raną, aby zalać umysł bólem. Nie mógł pozwolić sobie na wesołe pochrapywanie. Koszt tego okazał się zbyt duży...

Minęło kolejne pół godziny i gdy Privat walcząc z sennością potrząsał głową, w hali zrobił się jakiś nowy ruch. Przyszedł starszy lekarz i przyciszonym tonem rozmawiał z recepcjonistką. Ta przyjęła od niego teczkę i kiwając głową poinformowała go o czymś, oddając jakiś dokument. Mężczyzna zerknął krótko na Praserta, jakby ten był tematem ich rozmowy, a następnie wzruszył ramionami i poszedł w swoją stronę. Pielęgniarka zerknęła na Privata, aby nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Kiedy jej się to udało, leciutko pomachała na niego ręką, żeby podszedł do lady.
Miał nadzieję, że nie usłyszy, iż czas najwyższy wrócić do domu. Uśmiechnął się uprzejmie i nieco nieśmiało do kobiety. Nie podobało mu się to, że był zależny od widzimisie pracowników szpitala, nawet jeśli ci do tej pory sprawiali sympatyczne wrażenie. Potem przyszła mu do głowy kolejna myśl. A co, jeśli dowiedziała się właśnie o zgonie Suttirata? Dreszcz przeszedł po plecach mężczyzny. Z wrażenia aż rozluźnił uchwyt palców, przez co kubek z miętą prawie wypadł. Na szczęście Privat wykazał się wystarczającym refleksem, aby tego uniknąć.
- Czy już coś wiadomo, proszę pani? - zapytał.
Kobieta kiwnęła lekko głową
- Tak. Wcześniej poprosiłam lekarza, żeby dał mi znać, kiedy będzie już coś wiadomo o tamtym zabiegu. I tak miał mi do dostarczenia zaległe dokumenty, więc od razu przekazał mi wieści. Operacja była przeprowadzona sprawnie i przeszła pomyślnie. Pana Suttirata trzymano ostatnie pół godziny na oddziale, gdzie miał się wybudzić z narkozy. Jest w ciężkim stanie z powodu dużej utraty krwi, ale jest stabilny. Zabrano go już do własnego pokoju. Numer to 29 na trzecim piętrze, na oddziale chirurgicznym. Po prawo jest winda, którą może pan tam pojechać. Nie będą sprawiać panu problemów. Odwiedzać pacjentów tutaj można o każdej porze - wyjaśniła i zebrała jakieś papiery z blatu przed sobą, po czym spięła zszywaczem i wsadziła do segregatora.
Prasert nachylił się nad kontuarem, aby chwycić dłoń kobiety. Następnie spojrzał jej w oczy.
- Jestem pani wdzięczny. Bardzo - rzekł. - Dziękuję.
Obrócił się w stronę windy i ruszył w jej stronę. Dopił tylko kubek herbaty i wyrzucił go w koszu na śmieci. Miał w kieszeni jeszcze dużo paluszków, ale teraz już w ogóle o nich nie myślał. “Jest w ciężkim stanie”... te słowa bez ustanku przewijały się w jego umyśle. Wszedł do windy, wybrał trzecie piętro i zamknął oczy. Nie mógł patrzeć w lustro. Nie w tej chwili. Otworzył usta i zaczął oddychać przez nie głośno. Co, jeśli ciało Suttirata nie będzie już w pełni sprawne? Żałował, że nie zapytał o to kobiety. Czekał, aż winda wreszcie zatrzyma się i będzie mógł skierować się do pokoju 29.
Winda dotarła na trzecie piętro. Kiedy z niej wysiadł, ukazał mu się niewielki korytarzyk, na którym ustawiono jedną ławeczkę, koło podobnego co na dole automatu z napojami. Tuż przed nim i ławką usytuowana była spora klatka schodowa, która zakręcała w lewo. Tymczasem po prawej były podwójne, przeszklone drzwi oddziału chirurgicznego. Były otwarte i gdy je przeszedł, napotkał spojrzenie pielęgniarki, która odpoczywała na krześle, czytając jakąś gazetkę, tuż za malutką ladą, na której finezyjnie ktoś ustawił kwiatek i misę z cukierkami. Nie zadawała mu pytań, wyglądała jakby nie interesowało ją co tu robi, póki nie trzymał pistoletu w dłoni. Zaraz mógł spokojnie ruszyć do pokoju numer dwadzieścia dziewięć, aby znaleźć przyjaciela.
Znalazł odpowiednie drzwi.
Kiedy je otworzył, pierwsze co do niego dotarło, to dźwięk pracującej maszyny rejestrującej pracę serca i puls. Było to spokojne piskanie. Od samych drzwi Prasert nie widział Waruna. Wszedł w malutki, dwumetrowy korytarzyk. Po lewej były drzwi do łazienki, a po prawej niewielka szafa na rzeczy pacjenta. W pomieszczeniu był telewizor i stolik. Naprzeciw wejścia znajdowały się dwa okna, które były lekko rozszczelnione. Gdy Privat wszedł głębiej, po prawej stronie dostrzegł łóżko. Ustawiono przy nim maszynę, oraz stojak z kroplówkami. W białej pościeli spoczywał Warun. Miał na twarzy maskę, która najwyraźniej tymczasowo miała pomóc mu spokojnie oddychać. Spał.
Prasert niemal go nie poznał. Wyglądał na naprawdę wycieńczonego, ale przynajmniej nie było widać że coś go boli. Jego bark i klatka piersiowa były owinięte bandażem, tak samo jak udo, które leżało na pościeli, zamiast przykryte nią. Do jego prawej ręki podpięta była kroplówka. Żył, jednak w porównaniu z tym żywiołowym, walecznym Suttiratem, którego na co dzień znał Prasert… Wyglądało to słabo.

Privat głośno przełknął ślinę. Był rozdarty. Z jednej strony chciał obrócić się i szybko uciec, a z drugiej zastygnąć w bezruchu na wieczność. Suttirat wydawał się taki słaby… Prasert obawiał się, że najmniejszym ruchem sprawi mu krzywdę. Wywołanym przypadkowo podmuchem powietrza, które otarłoby się o jego skórę. Privat zawsze podziwiał Waruna i chciał być taki, jak on. Przyjaciel przejął po Sunanie rolę starszego brata i wypełniał ją bardzo dobrze. Natomiast teraz… Prasert czuł się zagubiony. To wszystko nie tak. To on powinien leżeć w pościeli, a Warun miał stać nad nim i martwić się. Privat z chęcią zamieniłby się z Suttiratem, gdyby tylko mógł. Było mu strasznie przykro, że kiedy “pomagał” Warunowi ze snu, ten prawdziwy z jawy go potrzebował. Jednak Praserta nie było u jego boku. Nie tym razem, który okazał się najważniejszy…

Tajlandczyk westchnął i usiadł na jednym z krzeseł. Z chęcią cofnąłby się w czasie do tego momentu w Nonthaburi, kiedy Warun i Mali wsiedli na motor i odjechali. Postępowałby od tamtej pory inaczej. Czym prędzej uciekłby, aby nie napotkać ducha Nang. Nie zasnąłby w nocy, nawet gdyby musiał wyrywać sobie paznokcie, aby walczyć z sennością. I co najważniejsze, zamknąłby dokładnie mieszkanie Waruna i wyrzucił klucze gdzieś bardzo daleko… To wszystko wyrwało się spod wszelakiej kontroli. Prasert czuł się zagubiony.
- Śpisz? - zapytał cichutko. Jego głos brzmiał niepewnie i drżąco.
Warun drgnął, ku zaskoczeniu Praserta. Wyglądał jakby był w bardzo mocnym śnie, a jednak wystarczyło słowo, aby zareagował. Prasert wiedział, że mężczyzna zawsze miał dość lekki sen. Jego puls odrobinę przyspieszył, kiedy Warun poruszył się i ku uldze, lub niepokojowi Praserta, powoli otworzył oczy. Wyglądał na zaniepokojonego w pierwszej chwili. Zaraz jednak jakby dotarło do niego gdzie był. Przymknął powieki i odetchnął. Puls zwolnił i wzrok Waruna przeczesał pomieszczenie. Odnajdując Praserta, nic nie powiedział. Po prostu na niego patrzył. Zmęczony. Nie wyglądał jednak na złego, czy zranionego. Mimo, że miałby podstawy, aby mieć coś Privatowi za złe…
Nagle Prasert poczuł, że nie ma sił na przeprowadzenie tej rozmowy. Zastygł w bezruchu, czekając, czy Warun coś powie, ale miał nadzieję, że mężczyzna po prostu zaśnie. A potem… Privat nie wiedział, co potem. Bał się zostawić Suttirata samego w szpitalu, gdzie każdy mógł tak po prostu wejść do jego pokoju. Z drugiej strony nie mógł tutaj siedzieć całą noc i pilnować go, nawet jeżeli patrząc z boku wyglądałoby to sympatycznie. Powinien wrócić do domu i… choć na samą myśl zbierało go do na wymioty… przespać solidnie kilka godzin. Miał nadzieję, że takich nieurozmaiconych dodatkowymi wrażeniami. Choć tak właściwie… jeżeli będzie sam i przyjdą do niego duchy, to przynajmniej nie będzie już musiał o nikogo się obawiać. Najwyżej o siebie. Ale jeżeli zabiłyby go… to rozwiązałoby bardzo wiele jego problemów. W tej chwili Prasert kompletnie nie pamiętał, jaki był jego sens życia, motywacje i powody, dlaczego rano wstawał i podnosił się z łóżka. Było jedynie cierpienie i uciemiężenie. Tak to przynajmniej widział po całym dniu wypełnionym tylko tym. Spoglądał na Waruna, licząc na to, że ten z powrotem zaśnie.

Warun obserwował go przez chwile w milczeniu, po czym poruszył się, żeby unieść nieco na poduszce
- Prasert… - odezwał się, zmęczonym głosem.
Privat drgnął, kiedy usłyszał Suttirata. Aż zjeżyły mu się włosy na ramionach, gdyż mężczyzna brzmiał dokładnie tak samo, jak… no cóż, Warun ze snu. Czy można było odróżnić jawę od nocnych mar, kiedy te bywają tak bardzo wyraźne? Następnie Prasert znowu poruszył się nieznacznie na krześle, jakby było mu na nim niewygodnie, kiedy dotarły do niego kolejne słowa przyjaciela.
- Wybacz, nie zostałem… Powinienem był, ale Wattana, zaskoczyła mnie… A ty spałeś w wannie i nie mogłem cię obudzić… - powiedział ciężkim tonem. Wyjaśniło się więc, czemu Privat został wyłączony z całej tej sytuacji. Kobieta z jego snu najwyraźniej musiała uwięzić go w nim… Suttirat przymknął powieki.
Czyli… próbował. Prasert poczuł irracjonalny zawód. Jak gdyby miał nadzieję, że Warun o tym nie pomyślał… i część winy leżała po jego stronie. Teraz mógł obwiniać tylko siebie. Czy może jeszcze bardziej… cholerną zjawę, która utrzymywała go w śpiączce. Privat nie był pewny, czy mógłby coś zmienić, gdyby pojawił się w parku, jednak… teraz i tak już się tego nie dowie. Skończyło się tak źle, jak to tylko możliwe… choć w sumie… Wcale nie. Warun wciąż żył.

- Wolałbym tego nie nie pamiętać - powiedział Suttirat, bardziej do siebie, niż do przyjaciela. Następnie zamilkł. Glowa osunęła mu się na bok. Chyba zasnął ze zmęczenia.
- Czego nie pamiętać? - Prasert zapytał delikatnie, jak gdyby jego słowa mogły ciąć niczym brzytwy. Przysunął się na krześle bliżej i dotknął dłoni przyjaciela. Jakby chcąc sprawdzić… czy jest jeszcze ciepły.
Warun zdecydowanie był ciepły i żywy. Nie tylko temperatura jego ciała informowała o tym Praserta, robiły to także maszyny stojące przy łóżku i rejestrujące pracę jego serca. Mężczyzna naprawdę po prostu zasnął. Nie dał odpowiedzi Prasertowi i wyglądało na to, że w obecnej chwili Privat się jej nie doczeka, tak jak żadnych innych wyjaśnień, jak ‘Gdzie jest jego motor’, albo ‘Czy to z mojej broni zastrzelono Mali i postrzelono Waruna?’. Jedyna osoba, która wiedziała co się stało, była nieobecna duchem, w krainie snów.

Prasert ponownie został sam ze swoimi myślami. Czy powinien zostawić Suttirata samego? Jednak z drugiej strony, co miał tutaj do roboty, może co najwyżej mógłby się zdrzemnąć. Na pewno jednak zrobi się tu zamieszanie rano, kiedy policja przybędzie przesłuchiwać Waruna w sprawie Mali. Czy powinien pozostać na miejscu, czy może jednak powinien się wycofać? Czy nadal był Holmesem, czy może już tylko sobą?
Był zbyt zmęczony i wybiła zbyt późna godzina, aby mógł dalej bawić się w detektywa. Powoli mijało mu senne odrętwienie. Teraz już prawie potrafił uwierzyć, że to, czego doświadczył w łazience tak naprawdę nie wydarzyło się. Tyle że potem dostał dużo większego kopa w postaci… śmierci Wattany i postrzelenia Waruna. Dopiero kiedy zobaczył przyjaciela w bandażach, doszło do niego, że być może policjanci nie kłamali… A jednak… pokręcił głową. Już tonął w podobnych rozmyślaniach i te myśli mogły zostać usunięte z jego głowy już tylko przez sen.

Przymknął oczy i po dziesięciu minutach doszedł do wniosku, że jednak za bardzo boi się spać w towarzystwie Suttirata. A co, jeżeli duch znowu ich napadnie? Jeszcze nie zdarzyło się, aby zaatakował Waruna wtedy, kiedy nie było obok Praserta. Z drugiej strony… z drugiej strony…
Rozważania plątały się w jego głowie. Naprawdę nie był w stanie wydusić z siebie ani jednej spójnej, logicznej myśli. Postanowił więc, że nie będzie planował i próbował znaleźć najlepszego wyjścia, bo tę drogę obrał wcześniej i potoczyło się bardzo źle z powodu niespodziewanych wydarzeń. Takich jak nadnaturalny sen i irracjonalna ucieczka Mali. Została mu jedynie nadzieja, że jakoś to będzie. Może wiara naprawdę czyni cuda? Jeśli bardzo będzie trzymał kciuki za dobry obrót spraw, to właśnie tak one się potoczą?
Prasert doszedł do wniosku, że rzeczywiście jest już bardzo zmęczony.

Wstał i cicho wyszedł ze szpitala. Mieszkanie Waruna znajdowało się przy tej samej ulicy. Chciał zabrać z niego kilka różnych rzeczy dla przyjaciela, jak komplet ubrań na zmianę, jakaś książka, trochę jedzenia, szczoteczka do zębów… Privat nie wiedział, jak wiele z tego przyda mu się, jednak może Suttirat poczuje się lepiej choćby z tego powodu, że Prasert pomyślał o tym. Poza tym zamierzał usunąć wszystkie ślady obecności Mali w ich mieszkaniu. Wytrzeć odciski palców z rzeczy, których dotykała, jeżeli coś zostawiła, to wyrzucić to do kosza i wynieść śmieci. A także podrzeć i spłukać w toalecie liścik od niej. Jeżeli Sakchai naśle na mieszkanie Waruna policję, żeby ta znalazła jakieś “dowody’ na to, że Mali u niego przebywała i potencjalnie to on ją zabił… To Privat postara się o to, aby tych poszlak nie było. Tak właściwie… to była całkiem rozsądna myśl. Może jednak jego umysł do czegoś jeszcze się nadawał.
 
Ombrose jest offline