Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-02-2019, 01:13   #31
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Spokojna, cicha atmosfera szpitala wydała mu się surrealistyczna. Nie było tu hałasu, krzyków, płaczu. Tylko ciche buzowanie prądu w lampach rozświetlających korytarz, a poza tym nic. W porównaniu z tym co działo się od dwóch dni, Privatowi wydawało się, że teraz dopiero dzieje się coś naprawdę niepokojącego. Nawet ta cisza była dziwna…
Obok automatu z napojami stał taki, w którym można było kupić coś słodkiego do przegryzienia. Po obu stronach stały ławeczki, a koło automatów ustawiono kosz na śmieci…
Nacisnął przycisk i wnet rozległ się szum parzenia herbaty. Spadł brązowy, plastikowy kubeczek. Kiedy napełniał się wrzątkiem, Privat podszedł do automatów z przekąskami. Danie z mikrofalówki wystarczyło mu, w ogóle nie czuł się głodny. Po części chciał jednak zająć czymś myśli i kupił słone paluszki o smaku zielonej cebulki. Usiadł z nimi i miętową herbatą na ławeczce. Podmuchał na napar i spróbował go, mając nadzieję, że nie okaże się zbyt obrzydliwy. Okazało się jednak, że mięta smakowała zaskakująco dokładnie jak świeżo zaparzona mięta… No cóż, w życiu jednak istniała pewna równowaga. Jedna dobra rzecz za złą rzecz. Co prawda Mali Wattana umarła, ale za to herbata okazała się smaczna. Yay!

Otworzył paluszki i zaczął je przegryzać. Robił to bardzo powoli i bardzo głośno. Miał nadzieję, że kobiet w recepcji nie trafi przez to szlag. Jednak nie mógł wytrzymać tej ciszy. Buzowanie lamp tylko ją akcentowało. Było przyprawą, którą Prasert chciał zagłuszyć. Patrzył przez cały czas na zegarek. Bał się, że wskazówki znów zapomną, w którą stronę powinny się kręcić…
Zegar jednak działał jak należy. Kobiety zdawały się kompletnie skupione na swoich zadaniach i nie zwracały w ogóle uwagi na chrupanie Praserta.
Po około trzydziestu minutach Privat zauważył, że ta druga, starsza koleżanka tej z którą rozmawiał, zaczęła przysypiać nad jakimiś dokumentami. Jej młodsza koleżanka nie budziła jej, choć wyraźnie widziała, że ta przysnęła. Było spokojnie i nikt się nie pojawiał w korytarzu, ani przy wejściu. Prasert sam zaczął czuć się nieco znużony, czy nawet trochę senny… Błyskawicznie wcisnął kciuk w opatrunek z raną, aby zalać umysł bólem. Nie mógł pozwolić sobie na wesołe pochrapywanie. Koszt tego okazał się zbyt duży...

Minęło kolejne pół godziny i gdy Privat walcząc z sennością potrząsał głową, w hali zrobił się jakiś nowy ruch. Przyszedł starszy lekarz i przyciszonym tonem rozmawiał z recepcjonistką. Ta przyjęła od niego teczkę i kiwając głową poinformowała go o czymś, oddając jakiś dokument. Mężczyzna zerknął krótko na Praserta, jakby ten był tematem ich rozmowy, a następnie wzruszył ramionami i poszedł w swoją stronę. Pielęgniarka zerknęła na Privata, aby nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Kiedy jej się to udało, leciutko pomachała na niego ręką, żeby podszedł do lady.
Miał nadzieję, że nie usłyszy, iż czas najwyższy wrócić do domu. Uśmiechnął się uprzejmie i nieco nieśmiało do kobiety. Nie podobało mu się to, że był zależny od widzimisie pracowników szpitala, nawet jeśli ci do tej pory sprawiali sympatyczne wrażenie. Potem przyszła mu do głowy kolejna myśl. A co, jeśli dowiedziała się właśnie o zgonie Suttirata? Dreszcz przeszedł po plecach mężczyzny. Z wrażenia aż rozluźnił uchwyt palców, przez co kubek z miętą prawie wypadł. Na szczęście Privat wykazał się wystarczającym refleksem, aby tego uniknąć.
- Czy już coś wiadomo, proszę pani? - zapytał.
Kobieta kiwnęła lekko głową
- Tak. Wcześniej poprosiłam lekarza, żeby dał mi znać, kiedy będzie już coś wiadomo o tamtym zabiegu. I tak miał mi do dostarczenia zaległe dokumenty, więc od razu przekazał mi wieści. Operacja była przeprowadzona sprawnie i przeszła pomyślnie. Pana Suttirata trzymano ostatnie pół godziny na oddziale, gdzie miał się wybudzić z narkozy. Jest w ciężkim stanie z powodu dużej utraty krwi, ale jest stabilny. Zabrano go już do własnego pokoju. Numer to 29 na trzecim piętrze, na oddziale chirurgicznym. Po prawo jest winda, którą może pan tam pojechać. Nie będą sprawiać panu problemów. Odwiedzać pacjentów tutaj można o każdej porze - wyjaśniła i zebrała jakieś papiery z blatu przed sobą, po czym spięła zszywaczem i wsadziła do segregatora.
Prasert nachylił się nad kontuarem, aby chwycić dłoń kobiety. Następnie spojrzał jej w oczy.
- Jestem pani wdzięczny. Bardzo - rzekł. - Dziękuję.
Obrócił się w stronę windy i ruszył w jej stronę. Dopił tylko kubek herbaty i wyrzucił go w koszu na śmieci. Miał w kieszeni jeszcze dużo paluszków, ale teraz już w ogóle o nich nie myślał. “Jest w ciężkim stanie”... te słowa bez ustanku przewijały się w jego umyśle. Wszedł do windy, wybrał trzecie piętro i zamknął oczy. Nie mógł patrzeć w lustro. Nie w tej chwili. Otworzył usta i zaczął oddychać przez nie głośno. Co, jeśli ciało Suttirata nie będzie już w pełni sprawne? Żałował, że nie zapytał o to kobiety. Czekał, aż winda wreszcie zatrzyma się i będzie mógł skierować się do pokoju 29.
Winda dotarła na trzecie piętro. Kiedy z niej wysiadł, ukazał mu się niewielki korytarzyk, na którym ustawiono jedną ławeczkę, koło podobnego co na dole automatu z napojami. Tuż przed nim i ławką usytuowana była spora klatka schodowa, która zakręcała w lewo. Tymczasem po prawej były podwójne, przeszklone drzwi oddziału chirurgicznego. Były otwarte i gdy je przeszedł, napotkał spojrzenie pielęgniarki, która odpoczywała na krześle, czytając jakąś gazetkę, tuż za malutką ladą, na której finezyjnie ktoś ustawił kwiatek i misę z cukierkami. Nie zadawała mu pytań, wyglądała jakby nie interesowało ją co tu robi, póki nie trzymał pistoletu w dłoni. Zaraz mógł spokojnie ruszyć do pokoju numer dwadzieścia dziewięć, aby znaleźć przyjaciela.
Znalazł odpowiednie drzwi.
Kiedy je otworzył, pierwsze co do niego dotarło, to dźwięk pracującej maszyny rejestrującej pracę serca i puls. Było to spokojne piskanie. Od samych drzwi Prasert nie widział Waruna. Wszedł w malutki, dwumetrowy korytarzyk. Po lewej były drzwi do łazienki, a po prawej niewielka szafa na rzeczy pacjenta. W pomieszczeniu był telewizor i stolik. Naprzeciw wejścia znajdowały się dwa okna, które były lekko rozszczelnione. Gdy Privat wszedł głębiej, po prawej stronie dostrzegł łóżko. Ustawiono przy nim maszynę, oraz stojak z kroplówkami. W białej pościeli spoczywał Warun. Miał na twarzy maskę, która najwyraźniej tymczasowo miała pomóc mu spokojnie oddychać. Spał.
Prasert niemal go nie poznał. Wyglądał na naprawdę wycieńczonego, ale przynajmniej nie było widać że coś go boli. Jego bark i klatka piersiowa były owinięte bandażem, tak samo jak udo, które leżało na pościeli, zamiast przykryte nią. Do jego prawej ręki podpięta była kroplówka. Żył, jednak w porównaniu z tym żywiołowym, walecznym Suttiratem, którego na co dzień znał Prasert… Wyglądało to słabo.

Privat głośno przełknął ślinę. Był rozdarty. Z jednej strony chciał obrócić się i szybko uciec, a z drugiej zastygnąć w bezruchu na wieczność. Suttirat wydawał się taki słaby… Prasert obawiał się, że najmniejszym ruchem sprawi mu krzywdę. Wywołanym przypadkowo podmuchem powietrza, które otarłoby się o jego skórę. Privat zawsze podziwiał Waruna i chciał być taki, jak on. Przyjaciel przejął po Sunanie rolę starszego brata i wypełniał ją bardzo dobrze. Natomiast teraz… Prasert czuł się zagubiony. To wszystko nie tak. To on powinien leżeć w pościeli, a Warun miał stać nad nim i martwić się. Privat z chęcią zamieniłby się z Suttiratem, gdyby tylko mógł. Było mu strasznie przykro, że kiedy “pomagał” Warunowi ze snu, ten prawdziwy z jawy go potrzebował. Jednak Praserta nie było u jego boku. Nie tym razem, który okazał się najważniejszy…

Tajlandczyk westchnął i usiadł na jednym z krzeseł. Z chęcią cofnąłby się w czasie do tego momentu w Nonthaburi, kiedy Warun i Mali wsiedli na motor i odjechali. Postępowałby od tamtej pory inaczej. Czym prędzej uciekłby, aby nie napotkać ducha Nang. Nie zasnąłby w nocy, nawet gdyby musiał wyrywać sobie paznokcie, aby walczyć z sennością. I co najważniejsze, zamknąłby dokładnie mieszkanie Waruna i wyrzucił klucze gdzieś bardzo daleko… To wszystko wyrwało się spod wszelakiej kontroli. Prasert czuł się zagubiony.
- Śpisz? - zapytał cichutko. Jego głos brzmiał niepewnie i drżąco.
Warun drgnął, ku zaskoczeniu Praserta. Wyglądał jakby był w bardzo mocnym śnie, a jednak wystarczyło słowo, aby zareagował. Prasert wiedział, że mężczyzna zawsze miał dość lekki sen. Jego puls odrobinę przyspieszył, kiedy Warun poruszył się i ku uldze, lub niepokojowi Praserta, powoli otworzył oczy. Wyglądał na zaniepokojonego w pierwszej chwili. Zaraz jednak jakby dotarło do niego gdzie był. Przymknął powieki i odetchnął. Puls zwolnił i wzrok Waruna przeczesał pomieszczenie. Odnajdując Praserta, nic nie powiedział. Po prostu na niego patrzył. Zmęczony. Nie wyglądał jednak na złego, czy zranionego. Mimo, że miałby podstawy, aby mieć coś Privatowi za złe…
Nagle Prasert poczuł, że nie ma sił na przeprowadzenie tej rozmowy. Zastygł w bezruchu, czekając, czy Warun coś powie, ale miał nadzieję, że mężczyzna po prostu zaśnie. A potem… Privat nie wiedział, co potem. Bał się zostawić Suttirata samego w szpitalu, gdzie każdy mógł tak po prostu wejść do jego pokoju. Z drugiej strony nie mógł tutaj siedzieć całą noc i pilnować go, nawet jeżeli patrząc z boku wyglądałoby to sympatycznie. Powinien wrócić do domu i… choć na samą myśl zbierało go do na wymioty… przespać solidnie kilka godzin. Miał nadzieję, że takich nieurozmaiconych dodatkowymi wrażeniami. Choć tak właściwie… jeżeli będzie sam i przyjdą do niego duchy, to przynajmniej nie będzie już musiał o nikogo się obawiać. Najwyżej o siebie. Ale jeżeli zabiłyby go… to rozwiązałoby bardzo wiele jego problemów. W tej chwili Prasert kompletnie nie pamiętał, jaki był jego sens życia, motywacje i powody, dlaczego rano wstawał i podnosił się z łóżka. Było jedynie cierpienie i uciemiężenie. Tak to przynajmniej widział po całym dniu wypełnionym tylko tym. Spoglądał na Waruna, licząc na to, że ten z powrotem zaśnie.

Warun obserwował go przez chwile w milczeniu, po czym poruszył się, żeby unieść nieco na poduszce
- Prasert… - odezwał się, zmęczonym głosem.
Privat drgnął, kiedy usłyszał Suttirata. Aż zjeżyły mu się włosy na ramionach, gdyż mężczyzna brzmiał dokładnie tak samo, jak… no cóż, Warun ze snu. Czy można było odróżnić jawę od nocnych mar, kiedy te bywają tak bardzo wyraźne? Następnie Prasert znowu poruszył się nieznacznie na krześle, jakby było mu na nim niewygodnie, kiedy dotarły do niego kolejne słowa przyjaciela.
- Wybacz, nie zostałem… Powinienem był, ale Wattana, zaskoczyła mnie… A ty spałeś w wannie i nie mogłem cię obudzić… - powiedział ciężkim tonem. Wyjaśniło się więc, czemu Privat został wyłączony z całej tej sytuacji. Kobieta z jego snu najwyraźniej musiała uwięzić go w nim… Suttirat przymknął powieki.
Czyli… próbował. Prasert poczuł irracjonalny zawód. Jak gdyby miał nadzieję, że Warun o tym nie pomyślał… i część winy leżała po jego stronie. Teraz mógł obwiniać tylko siebie. Czy może jeszcze bardziej… cholerną zjawę, która utrzymywała go w śpiączce. Privat nie był pewny, czy mógłby coś zmienić, gdyby pojawił się w parku, jednak… teraz i tak już się tego nie dowie. Skończyło się tak źle, jak to tylko możliwe… choć w sumie… Wcale nie. Warun wciąż żył.

- Wolałbym tego nie nie pamiętać - powiedział Suttirat, bardziej do siebie, niż do przyjaciela. Następnie zamilkł. Glowa osunęła mu się na bok. Chyba zasnął ze zmęczenia.
- Czego nie pamiętać? - Prasert zapytał delikatnie, jak gdyby jego słowa mogły ciąć niczym brzytwy. Przysunął się na krześle bliżej i dotknął dłoni przyjaciela. Jakby chcąc sprawdzić… czy jest jeszcze ciepły.
Warun zdecydowanie był ciepły i żywy. Nie tylko temperatura jego ciała informowała o tym Praserta, robiły to także maszyny stojące przy łóżku i rejestrujące pracę jego serca. Mężczyzna naprawdę po prostu zasnął. Nie dał odpowiedzi Prasertowi i wyglądało na to, że w obecnej chwili Privat się jej nie doczeka, tak jak żadnych innych wyjaśnień, jak ‘Gdzie jest jego motor’, albo ‘Czy to z mojej broni zastrzelono Mali i postrzelono Waruna?’. Jedyna osoba, która wiedziała co się stało, była nieobecna duchem, w krainie snów.

Prasert ponownie został sam ze swoimi myślami. Czy powinien zostawić Suttirata samego? Jednak z drugiej strony, co miał tutaj do roboty, może co najwyżej mógłby się zdrzemnąć. Na pewno jednak zrobi się tu zamieszanie rano, kiedy policja przybędzie przesłuchiwać Waruna w sprawie Mali. Czy powinien pozostać na miejscu, czy może jednak powinien się wycofać? Czy nadal był Holmesem, czy może już tylko sobą?
Był zbyt zmęczony i wybiła zbyt późna godzina, aby mógł dalej bawić się w detektywa. Powoli mijało mu senne odrętwienie. Teraz już prawie potrafił uwierzyć, że to, czego doświadczył w łazience tak naprawdę nie wydarzyło się. Tyle że potem dostał dużo większego kopa w postaci… śmierci Wattany i postrzelenia Waruna. Dopiero kiedy zobaczył przyjaciela w bandażach, doszło do niego, że być może policjanci nie kłamali… A jednak… pokręcił głową. Już tonął w podobnych rozmyślaniach i te myśli mogły zostać usunięte z jego głowy już tylko przez sen.

Przymknął oczy i po dziesięciu minutach doszedł do wniosku, że jednak za bardzo boi się spać w towarzystwie Suttirata. A co, jeżeli duch znowu ich napadnie? Jeszcze nie zdarzyło się, aby zaatakował Waruna wtedy, kiedy nie było obok Praserta. Z drugiej strony… z drugiej strony…
Rozważania plątały się w jego głowie. Naprawdę nie był w stanie wydusić z siebie ani jednej spójnej, logicznej myśli. Postanowił więc, że nie będzie planował i próbował znaleźć najlepszego wyjścia, bo tę drogę obrał wcześniej i potoczyło się bardzo źle z powodu niespodziewanych wydarzeń. Takich jak nadnaturalny sen i irracjonalna ucieczka Mali. Została mu jedynie nadzieja, że jakoś to będzie. Może wiara naprawdę czyni cuda? Jeśli bardzo będzie trzymał kciuki za dobry obrót spraw, to właśnie tak one się potoczą?
Prasert doszedł do wniosku, że rzeczywiście jest już bardzo zmęczony.

Wstał i cicho wyszedł ze szpitala. Mieszkanie Waruna znajdowało się przy tej samej ulicy. Chciał zabrać z niego kilka różnych rzeczy dla przyjaciela, jak komplet ubrań na zmianę, jakaś książka, trochę jedzenia, szczoteczka do zębów… Privat nie wiedział, jak wiele z tego przyda mu się, jednak może Suttirat poczuje się lepiej choćby z tego powodu, że Prasert pomyślał o tym. Poza tym zamierzał usunąć wszystkie ślady obecności Mali w ich mieszkaniu. Wytrzeć odciski palców z rzeczy, których dotykała, jeżeli coś zostawiła, to wyrzucić to do kosza i wynieść śmieci. A także podrzeć i spłukać w toalecie liścik od niej. Jeżeli Sakchai naśle na mieszkanie Waruna policję, żeby ta znalazła jakieś “dowody’ na to, że Mali u niego przebywała i potencjalnie to on ją zabił… To Privat postara się o to, aby tych poszlak nie było. Tak właściwie… to była całkiem rozsądna myśl. Może jednak jego umysł do czegoś jeszcze się nadawał.
 
Ombrose jest offline  
Stary 11-02-2019, 01:14   #32
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=9RMHHwJ9Eqk[/media]

Prasert nie zdołał jednak zrobić nic, poza przechyleniem się do tyłu, tylko po to aby przymknąć oczy ‘na momencik’. Chwila jednak stała się minutą, a potem pięcioma… Privat zasnął.
Tym razem jednak nie znalazł się w żadnym krzywym odbiciu rzeczywistości. Wisiał w mroku. Czuł się jednak obserwowany i z jakiegoś powodu wcale nie wydawało mu się to złym wrażeniem. Miał wręcz przeczucie, że ktokolwiek spoglądał teraz na niego, chciał się z nim skomunikować, aby powiedzieć mu coś naprawdę ważnego. Poczuł delikatne ciepło, które zaiskrzyło w jego ciele im bardziej przysłuchiwał się głuchej ciszy. Wiedział, że ktoś do niego tam mówi. Próbuje coś przekazać, ale tak jakby miał wodę pod głową i nic kompletnie nie mógł dosłyszeć.

- Prasert… Obudź się… - odezwał się cichy szept. Znajomy, ale niemal zapomniany już w tym całym chaosie. Słodki, pełen wrodzonego optymizmu, teraz nieco jakby zaniepokojony? Tak mu się zdawało.
- Prasert… - usłyszał ją ponownie i nie mógł się oprzeć wrażeniu, że to chyba jego umysł płatał mu kolejnego figla. Przecież to nie było możliwe…
Nie było możliwe, żeby tu była.

Zmarszczył brwi i otworzył oczy, wybudzając się tylko po to, żeby zobaczyć tuż przed swoją twarzą twarz Sary Graf.
Odruchowo zerknął na zegarek. To miał być chyba jego nowy nawyk. Nie wiedział, czy mógł na nim polegać, ale za każdym razem, kiedy spostrzegał, że wskazówki kręcą się we właściwą stronę… Czuł muśnięcie ulgi. Chciał tego doznać i teraz. To nie mogła być rzeczywistość. Co prawda otworzył oczy, ale to nie znaczyło, że za chwilę nie wybudzi się po raz kolejny. Być może znajdował się w snach matrioszkach? W jednym znajdował się kolejny, a potem następny… i tak bez końca… Jedyne, czego mógł być pewny, to to, że nie może ufać oczom, skoro te pokazywały twarz Sary Graf. Ta kobieta nie istniała. Już nie. Nie w jego życiu. Kiedyś łudził się, że będzie inaczej. Jednak… to były tylko dziecięce marzenia.
- Jesteś zbyt wcześnie - Prasert mruknął żartobliwie i posłał kobiecie pełen uroku uśmiech. W ten sposób patrzy się na ludzi tylko wtedy, kiedy nie wierzy się, że istnieją naprawdę.
Blondynka zmarszczyła brwi. Zegar chodził odpowiednio. Jedyne co wydało się Prasertowi zadziwiające, poza faktem, że widział Sarę, był fakt, że mówiła płynnie po tajsku. Ha. Kolejny błąd w matriksie.
- Nie mamy czasu Prasert, rusz się… Wiem, że jestem za wcześnie, ale chodź. Nie możesz tu siedzieć, kiedy podejrzewają cię o morderstwo i próbę zabójstwa - powiedziała po czym wyprostowała się.
Privat zaczął chichotać, niczym pięciolatka na piżama party. Rzeczywiście czuł się rozbawiony. Nawet już widział siebie w pomarańczowym kombinezonie więziennym. Czy one były właśnie tego koloru? Nawet nie wiedział. Jednak pomarańcz podobała mu się, bo właśnie tego smaku był jego ulubiony sok.
Sara miała na sobie białą bluzę z niebieskim napisem ‘Adidas’ oraz jeansy z tenisówkami. Na jej ramieniu był mały, czarny plecaczek. Co rusz zerkała na zegarek na ścianie
- No rozbudź się wreszcie i chodźmy stąd - zarządziła. Nie wyglądało na to, że zamierzała mu udowadniać swoją prawdziwość. Wyglądała i nawet pachniała jak Graf. Czy to było możliwe, że jednak to była naprawdę ona? Obok na łóżku Suttirat spał nadal spokojnie.

Prasert pokręcił głową.
- Sara, nawet nie uwierzysz, jakie gówna mi się ostatnio przytrafiają. A jak uwierzysz, to tylko gorzej, bo będziesz podejrzana. Normalni ludzie nie byliby w stanie dać wiary temu, co przeżyłem. Musisz mi wytłumaczyć, dlaczego ty miałabyś być inna. Skąd wiedziałaś, że tu jestem? Dlaczego mówisz po tajsku, jakbyś urodziła się w sercu Bangkoku? Dlaczego twój adres, który mi podałaś, nie istniał? Dlaczego spotykam cię w najdziwniejszym okresie mojego życia? Ostatnio rzeczywistość miesza mi się z fikcją, a ty jesteś chyba ostatecznym dowodem mojej schizofrenii.

Sara zerknęła na Waruna, po czym podeszła do Praserta i złapała jego twarz oburącz. Złożyła mu na ustach mocny, bardzo realistyczny, żywy pocałunek
- Uwierzę. Chodź. Nie mamy teraz czasu. Wszystko ci wyjaśnię, jak znajdziemy się już w bezpiecznym miejscu. Wpakowałeś się w niezłe gówno, to fakt, ale pomogę ci z niego wyjść. No chodź - poprosiła, cofając się o krok i wyciągnęła do niego rękę. Zegarek wskazywał, że dochodziła piąta, więc spał może półtorej godziny? Nadal był zmęczony, ale obecność Graf sprawiła, że czuł się jeszcze dziwniej, niż tylko sennie.
- Wpakowałem się w gówno? To świat mnie w nie wpakował - Prasert mruknął, tracąc humor.
Westchnął i wstał. Ale bardziej dlatego, bo nie mógł wytrzymać w miejscu, siedząc. Pocałunek Sary powinien być przyjemny… i taki też był… Ale Privat czuł się, jakby kobieta próbowała sterować go nim. Czy miał powody, aby jej ufać? Prasert posmutniał. - Nie mogę go tu zostawić samego - westchnął, patrząc na Waruna.
- To mój przyjaciel - dodał. Czuł się trochę tak, jakby był małym dzieckiem, który dumnie chwali się przed mamą nowopoznanym kolegą z przedszkola. Tak często przedstawiał Suttirata, nazywając go “przyjacielem”, że powoli zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno są aż tak zżyci. Przecież byli. Przecież są… W jego głowie mignęła scena ze snu, kiedy Warun stał nad nim. Rozbolała go głowa. Co za syf. Już nawet jedna dobra rzecz, jaką posiadał, nie mogła być czysta.
Sara spojrzała na Suttirata, po czym znów na Praserta
- Wiem, że to twój przyjaciel, ale musimy stąd wyjść. Nie martw się jednak o niego, zadbamy o to, by nic mu się nie stało pod twoją tymczasową nieobecność… - powiedziała spokojnym tonem. Tymczasem zadzwonił jej telefon, odebrała błyskawicznie. Nie trwało długo, nim z tajskiego przestawiła się na rosyjski i przeprowadziła z kimś krótką, zdawkową rozmowę, z której wynikało, że coś znalazła i że zaraz wyjdzie… Tylko tyle Prasert zrozumiał.
- Nie mamy już wiele czasu. No zaufaj mi i chodź. Wszystko wtedy zrozumiesz - obiecała mu. Popatrzyła na niego jasnoniebieskimi oczami i wyraźnie liczyła na to, że Privat nie odrzuci jej chęci pomocy.

Privat zamknął oczy i pomasował je.
- Jeżeli ty i twoi… znajomi… - zastanowił się, ale nie dokończył, tylko zaczął od początku. - Jeśli okaże się, że mnie zdradziłaś, Sara, to… nigdy ci tego nie wybaczę. Choć wtedy pewnie i tak nie będzie ci na tym zależeć.
Westchnął i przeciągnął się. Spojrzał jeszcze raz na Waruna, po czym ruszył w stronę drzwi prowadzących na korytarz. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej pogniecioną paczkę paluszków o smaku zielonej cebulki. Jeszcze trochę zostało.
- Chcesz? - zapytał, wyciągając w stronę Sary rękę z przekąską.
Blondynka spojrzała na paczkę paluszków, po czym na Praserta i poczęstowała się kilkoma
- Dzięki. I nie martw się. Nie jestem tu po to, żeby ci zaszkodzić. Raczej pomóc - powiedziała pewnym swego tonem.
- Masz na myśli coś w stylu eutanazji? - zapytał Privat, przegryzając przekąską.
Doprowadziła go do windy.
Stał koło niej wysoki mężczyzna o ciemnych włosach i zaroście. Ubrany był w t-shirt i bluzę. Jego włosy były potargane. Miał skrzyżowane ręce przed sobą, a kiedy zobaczył Sarę i Praserta wyprostował się i wsunął je do kieszeni bojówek
- Lecimy? - odezwał się po rosyjsku, na co kobieta kiwnęła głową
- Prasert, to jest Alexei Woronow. On też jest tu, żeby ci pomóc. Wszystko wyjaśnimy ci dokładnie, gdy tylko wydostaniemy się z tego budynku - przedstawiła mężczyznę Sara. Ten uprzejmie wyciągnął dłoń do Privata, żeby się przywitać. Nie wyglądało na to, że był do niego nastawiony niechętnie, na razie po prostu oceniał Praserta i badał z kim ma do czynienia.

Privat miał wielką ochotę, aby pierwsze wrażenie mężczyzny było tak złe, jak to tylko możliwe. Jednak nie miał siły zrobić nic spektakularnego, więc jedynie skinął głową i westchnął cicho.
- Otaczasz się samymi przystojnymi mężczyznami - mruknął zarazem żartobliwie i pytająco. Czy Woronow był jakimś bliskim znajomym Sary? W sensie… kochankiem? Czy powinno to go obchodzić? Może trochę…
Sam również wyciągnął rękę i uścisnął ją.
- A mnie nie przedstawisz koledze? - uśmiechnął się do Graf.
Zakładał, że nie musiała, bo Alexei i tak już wiedział o nim wszystko, co tylko się dało. Ale właśnie stąd wynikała ta zjadliwość. On nie miał żadnych informacji na temat meżczyzny. To pewnie nawet nie było jego prawdziwe nazwisko. Zresztą… “Sara Graf” również nie brzmiało ekstremalnie rosyjsko. Pewnie gdyby Prasert wpisał to nazwisko do wyszukiwarki, wyskoczyłaby jakaś aktorka porno, albo seria książek detektywistycznych z silną postacią kobiecą.
Alexei uścisnął jego rękę i zaraz puścił
- Nie trzeba, ja już wiem o tobie wystarczająco. Reszta na zewnątrz. Nie ufam tutejszemu systemowi ochrony - rzucił po rosyjsku, z czego Prasert ledwo wyłowił parę słów. Weszli we trójkę do windy i mężczyzna nacisnął przycisk parteru
Privat zaśmiał się pod nosem.
- Trudno ufać czemuś, co nie istnieje - mruknął. - Jeśli nie licząc śpiącej pielęgniarki w recepcji.
- Alexei to mój współpracownik - powiedziała spokojnym tonem Sara, zerkając uważnie na Praserta. Mężczyzna z trudem powstrzymał chęć skrzywienia się. Nie miał ochoty na bycie obserwowanym. Zwłaszcza przez atrakcyjne blondynki, kiedy sam posiadał aparycję świeżych zwłok.
- Jak się czujesz? Słabo wyglądasz - dodała za moment blondynka i zmarszczyła brwi oceniając go. Z jednej strony zdawało się, że rozumiała, że na pewno czuł się źle i wyrażała w ten sposób swoje zainteresowanie nim, z drugiej strony to pytanie było trochę bez sensu, ponieważ wiadomo było, że będzie wyglądał źle po tym co go spotkało…
- Gorzej niż rok temu? - zapytał. - No cóż, jedni starzeją się lepiej, drudzy gorzej. Przynajmniej nie zarzucisz mi serii nieudanych liftingów i botoksów. Mam choć tyle godności.
Na głupią uwagę, głupia odpowiedź. Oczywiście, że chciałby wyglądać lepiej. Zwłaszcza stojąc przy przystojnym Alexeiu.
- Mam nadzieję, że nie należycie do agencji modelingowej. Bo w takim razie na pewno szybko anulujecie swoją propozycję pomocy - uśmiechnął się do Sary.
Sara zaśmiała się trochę nerwowo… Najwyraźniej wizja, że jej obecne miejsce pracy mogłoby być agencją modelingu bardzo ją rozbawiło. Zaraz jednak opanowała się i przestała chichotać. Wyszli do lobby, a potem przez drzwi prowadzące na zewnątrz. O tej porze nie było tak ciepło jak za dnia. Słońce jeszcze nie wstało, ale już różowiło się na horyzoncie. Ruszyli w stronę parkingu, gdzie dotarli do niewielkiego, szarego vana. Alexei wsiadł zaraz na miejsce kierowcy
- A gdzie jest Guiren? - zapytała Sara mężczyznę
- No poszedł na górę mieć oko na tamtego - odpowiedział jej Rosjanin i skinął głową na wejście do szpitala.
Takie przypadkowe stwierdzenie nieco podbudowało Privata na duchu. Czyżby Warun rzeczywiście miał przeżyć tę noc? Sara nie kłamała, twierdząc, że zapewnią mu ochronę? Tajlandczyk czuł się… zaskoczony.
- A tak… Windy… - mruknęła Graf i pokręciła głową. Zaraz poprowadziła Praserta na tył vana i otworzyła drzwiczki. Kiedy samochód stanął przed nim otworem, ukazała mu się kanapa, jakieś biurko i porozstawiane wokół dwa komputery i pięć monitorów. Wyglądało to jak baza hackerów… Na kanapie leżała otwarta paczka chipsów.
- Rozgość się - zarządziła Sara, wskazując mu kanapę, a sama weszła do środka i poczekała, by zamknąć za nim i za sobą podwójne drzwiczki, po czym usiadła na krześle przed monitorami i zaczęła coś na jednym z nich pisać w tempie błyskawicznym.
Prasert rozejrzał się dookoła zaskoczony. Nie wiedział, co o tym myśleć, ani co powiedzieć. Podszedł do paczki chipsów i wziął ją do rąk.
- Dobrze, że poczęstowałem cię paluszkami. Widzisz, teraz nie będzie mi głupio - mruknął, po czym wziął garść słonych krążków i wepchnął je sobie do ust. Zaczął przeżuwać i usiadł na kanapie, trzymając plastikową torebkę.
Na moment zapadła chwila milczenia. Nawet Privat przestał jeść. Spogladał w ciszy na Sarę, powoli zapadając się we własnych myślach… i kanapie.
- To naprawdę ty? - zapytał wreszcie.
Sara zapisała coś błyskawicznie na komputerze, po czym kliknęła energicznie ‘Enter’ i obróciła się na krześle obrotowym w stronę Praserta. Ściągnęła trampki z nóg i usiadła na krześle skrzyżnie, przyglądając mu się uważnie
- Tak. To naprawdę-naprawdę ja. Żaden duch, zjawa, ani sen. Ja - powiedziała, jakby czytała mu w myślach. Uśmiechnęła się przepraszająco
- Ty… - mruknął Prasert w zamyśleniu, przegryzając kolejnym chipsem.
- Wybacz, że podałam ci wtedy błędne dane. Byłam tu na pewnej misji, musiałam trzymać się procedur. Ale wróciłam, tak jak obiecałam… Mam nadzieję, że poza tym, że no… Ostatnio trochę się wszystko spieprzyło to ostatni twój rok był w porządku? - odezwała się jakby prowadzili całkiem normalną konwersację pomiędzy dwojgiem ludzi, którzy widzą się po raz pierwszy od długiego czasu.
Prasert zauważył że siedzenie pasażera i kierowcy oddzielone były od tej części metalową przegrodą z niewielkim okienkiem. Samochód zawarczał i zaczął wibrować. Prasert zgadł, że ruszyli z parkingu, nie wiedział tylko dokąd zmierzają.
Privat westchnął.
- Było w porządku, choć bardzo za tobą tęskniłem. Co z kolei wydaje mi się bardzo upokarzające, skoro praktycznie się nie znamy - wzruszył ramionami, opróżniając torebkę.
Jak tak dalej pójdzie, to jego mięśnie wyrzeźbione przez boks wnet pokryją się warstwą tłuszczu. Z drugiej strony Prasert nie wiedział, jak długo jeszcze pożyje. Być może to ostatnia paczka czipsów, jaką w życiu zje? Jeśli tak.. to dobrze, że mu przynajmniej smakowało.
- Ale nie udawaj, że cię to interesuje - mruknął. - No wiesz… - przeciągnął ostatnie słowo. - Skoro przez cały rok nie obchodziło… - zawiesił głos, wzruszając ramionami. - Ale nie ma sprawy, serio. Nie jestem jednym z tych naprzykrzających się typów - rzekł niewinnie.
“O, z tym to raczej niewielu by się zgodziło”, dodał w myślach. “Zwłaszcza Warun.”
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 11-02-2019, 01:14   #33
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Wyobraź sobie, że szczerze mnie to interesuje. Też myślałam o tobie. Ale byłam ciągle w podróży i wykonywałam różne zadania, nie miałam kiedy przyjechać tu ponownie, poza tym terminem… - powiedziała, nieco przepraszającym tonem blondynka, po czym wzięła głęboki wdech, jak przed skokiem do wody…
Prasert podniósł do góry ręce w uniwersalnym geście “dobra, zostawmy to, rzeczy z przeszłości należą do przeszłości, żyjmy tym, co jest teraz”. Tak naprawdę jednak nie sądził, że Graf była aż tak bardzo zajęta przez wszystkie dni w tygodniu każdego miesiąca, by nie napisać ani jednej, głupiej, pieprzonej kartki. Uznał jednak, że nie będzie tego drążył, żeby choćby przed samym sobą nie wypaść na małostkowego.

- Teraz mogę ci już wszystko wyjaśnić. Po pierwsze… ‘Sara’, to mój pseudonim. Naprawdę nazywam się Nina Morozow. Pochodzę z Moskwy i to była prawda, gdy mówiłam ci o tym za pierwszym razem. Jestem graficzką komputerową… Ale tym zajmuję się jedynie na co dzień i tak naprawdę w wolnym czasie. Tak naprawdę pracuję dla… - zawiesiła się na chwilę
- Pewnej specjalnej organizacji. Zajmuje się ona badaniem zjawisk paranormalnych na całym świecie. W skrócie, nazywamy ją IBPI, czego rozwinięciem jest International Bureau of Paranormal Investigation - Sara… Czy może już teraz raczej Nina, obróciła się na moment. Kliknęła coś na ekranie, a wszystkie monitory pokazały Prasertowi jakieś logo, które zapewne było symbolem owej firmy.
Prasert zastygł z paczką czipsów w dłoni, spoglądając na dziwne logo. Teraz… brakowało mu jeszcze w tym wszystkim jakiejś szalonej, rosyjskiej sekty. Albo mafii. I zdawało się, że to było coś dużego. W pierwszej chwili pomyślał, że Sara, czy też Nina posiadała swój mały, prywatny gang. Nie przyszło mu do głowy, że mogło chodzić o coś większego. Nieco obawiał się. Dlaczego mu o tym mówi? Czego od niego chciała? Jaka była jej misja? I co najważniejsze… czy naprawdę mógł jej ufać? Nie przerywał, tylko dalej słuchał.

- Jest to organizacja założona przez USA, a jej główna siedziba znajduje się na Antarktydzie. Zajmujemy się tropieniem zjawisk, szukaniem ich powodów. Zbieramy przedmioty, które mogą okazać się w jakiś sposób przeklęte, albo hm… Jakby to nazwać, nasycone energią, która sprawia, że w jakiś sposób wpływają na otoczenie. Współpracujemy również z osobami obdarzonymi różnymi nietypowymi zdolnościami, a także w pewnym stopniu pomagały ludziom w pozbyciu się uciążliwych dla nich zjawisk. Jak zauważyłam, coś przyczepiło się do ciebie, już rok temu. Teraz za to stało się strasznie aktywne. Dlatego przybyłam wcześniej. Żeby się tym zająć, bo sytuacja wymaga reakcji - wyjaśniła w skrócie.

Prasert był bombardowany szokującymi wiadomościami i miał do każdego wypowiedzianego przez Sarę zdania po kilka pytań. A jednak na sam koniec zadał to, o którym wcale nie myślał. Samo wyleciało spomiędzy jego warg.
- Byłaś ze mną tylko dlatego, bo coś przyczepiło się do mnie? - zapytał bardzo powoli. - Ja… byłem twoją… misją? - spuścił wzrok.
Spojrzał na ręce. Modlił się o to, żeby nie zaczęły drżeć. Nie mógł pozwolić na to, żeby Nina… bo doszedł do wniosku, że tak ją będzie nazywał… to zauważyła.
Blondynka cmoknęła.
- Nie. Wtedy nie byłeś moim zadaniem. Wtedy zajmowałam się czymś zupełnie innym, a na ciebie… Na ciebie wpadłam zupełnie przypadkiem. Nasza relacja była dokładnie taka, na jaką wyglądała. Niczego nie udawałam Prasercie. Tylko adres i imię podałam ci nie takie - powiedziała poważnym tonem. Wyglądało na to, że chciała być z nim całkowicie szczera.
Privat uśmiechnął się do niej. Chciał w to uwierzyć i może dlatego przekonała go.
- Jedziemy do twojego mieszkania. Musimy poszukać w nim czegoś. Potem pojedziemy do tego twojego kolegi i tam poszukamy. A następnie do szpitala, bo pewnie chciałbyś mu przywieźć jakieś rzeczy, no nie? Mamy trochę na głowie. Powinieneś się przespać - powiedziała troskliwie.
Prasert skinął głową.
- Będziesz mnie doglądać? Kiedy będę spał. Moje ostatnie sny są… intensywne. I to znacznie bardziej, niż mogłoby ci się wydawać. Najgorszy był ten ostatni. Nie mogłem się wybudzić, mimo że Warun… to znaczy ten mężczyzna, którego widziałaś w szpitalu, próbował mnie obudzić. One są… paranormalne - rzekł. - Zgaduję więc, że to część tego, czym się zajmujesz, prawda?
To miało sens, że istniała jakaś organizacja, która zajmowała się takimi dziwami. Brakowało go jednak w tym, że nadnaturalność w ogóle istniała. Przecież… życie to nie filmy Marvela. Z drugiej strony, Privat nie czuł się jak superbohater z kasowego filmu. Wręcz przeciwnie.
Nina przyglądała mu się chwilę, po czym mruknęła i przesunęła się na kólkach krzesełka bliżej niego. Potarła dłonie o siebie i przyłożyła mu jedną do policzka. Chwilę wpatrywała się w jego oczy, ale jej spojrzenie było jakby odrobinę nieobecne
- Będziesz spał spokojnie - powiedziała wyraźnie, a Prasert poczuł się niesamowicie wycieńczony. Nawet sobie nie wyobrażał wcześniej, że naprawdę był taki senny. I czuł się teraz spokojnie. Przecież przy zespole ludzi, którzy znają się na zjawiskach paranormalnych nic mu nie groziło. Prawda? No nic… Ziewnął, a blondynka pogłaskała go po policzku i odjęła od niego dłoń
- Wszystko będzie dobrze. Nie martw się niczym. Zajmę się tobą - powiedziała spokojnie, kiedy powoli odpływał, jakby podano mu leki nasenne, chociaż nie przypominał sobie takiego zdarzenia, a co więcej, nie czuł się zagrożony.
Czy powinien walczyć o świadomość? Wydawało mu się, że nie. Był w najbezpieczniejszym miejscu, w jakie mógł obecnie trafić. Lub też najgroźniejszym, jeśli spojrzeć na to z innej strony. Spróbował podnieść rękę, aby chwycić Ninę za dłoń, którą przed chwilą dotknęła go. Niejednokrotnie wyobrażał sobie ten moment i chciał, żeby ich kontakt jeszcze nie minął. Nie, dopóki nie zaśnie…

Kobieta nie zabrała dłoni. Pozwoliła mu, by ją chwycił. Uśmiechnęła się lekko do niego, co dostrzegł w bladym świetle monitorów za jej plecami, tuż przed tym jak zasnął.

Tym razem jego snów nie odwiedziły żadne zjawy, ani duchy. Przyśniła mu się natomiast Nina. Spędzali razem czas, tak jak tamtego dnia, gdy rok wcześniej się poznali. Jego umysł chwycił wydarzenia z wtedy, po czym dał im nowy scenariusz. Spacerowali po nowych miejscach. Zwiedzili nawet świątynię w Nonthaburi, a ta nie była wcale spalona. To był dobry sen. Pierwszy od dłuższego czasu.
Obudził się sam, tym razem nie słyszał głosu Niny. Otworzył oczy. Dostrzegł, że drzwi vana są lekko uchylone i wtedy do jego uszu dotarł głos Alexeia. Mówił coś szybko do kogoś po rosyjsku. Prasert wychwycił słowo ‘kamień’, ‘nie ma’, oraz ‘testowanie’. Nie brzmiało jednak na to, że mężczyzna był z czegoś zadowolony, wręcz raczej jakby coś go niepokoiło. Wtedy odezwała się Nina i padły takie słowa jak ‘sprawdzić’, ‘mieszkanie’ i ‘czas’. Za chwilę blondynka weszła do środka
- O, obudziłeś się już? Dobrze spałeś? - zapytała spokojnie. Na zewnątrz było już jasno i kobieta nie miała teraz na sobie bluzy, a krótki, biały top, który odsłaniał jej brzuch i nie miał rękawów. Miał na środku narysowaną zabawną mordkę kota z wytkniętym języczkiem, jakby wytykał go, żeby droczyć się z obserwatorem.

Prasert poruszył się niespokojnie, budząc się. Śniło mu się, że Nina znalazła go w szpitalu, potem zabrała do vana i zwiedzali razem Bangkok… Nie pierwszy raz podobne wizje nawiedziały go nocą. Podniósł rękę, aby przetrzeć zaspane oczy i sprawdzić czystość kącików oczu. Następnie otworzył oczy, rozejrzał się… i okazało się, że przynajmniej część wydarzyła się naprawdę. Po krótkim podsłuchiwaniu żałował, że nie przykładał się lepiej do nauki rosyjskiego. Z drugiej strony, patrząc na sprawę optymistycznie… dobrze, że w ogóle zaczął przyswajać ten język. Tak naprawdę nie spodziewał się, żeby miał być mu potrzebny. A jednak.
- Tak… - uśmiechnął się. - Co ze mną zrobiłaś? To… była jakaś sugestia, prawda? Taka silniejsza od zwyczajnych? Witaj, Nina - dodał.
Jego wzrok skoncentrował się wokół brzucha dziewczyny. Cieszył się, że jednak nie jest superbohaterem, bo pewnie niechcący wypaliłby laserem dziurę w jej ciele. Spojrzał w górę, starając się ominąć piersi i skoncentrować tylko i wyłącznie na twarzy.
Kobieta uśmiechnęła się do niego
- W twoim mieszkaniu nie znaleźliśmy tego, czego szukamy. Nie martw się, nie śledziliśmy cię wcześniej, miałeś dokumenty z danymi w portfelu, pożyczyłam go i klucze - oddała mu zaraz przedmioty
- No tak, ale skąd wiedzieliście w ogóle, gdzie mnie szukać? Że będę w szpitalu? Nawet trafiłaś do właściwego pokoju. Wszczepiłaś mi jakiś chip z GPSem rok temu? - zapytał, poruszając kwestię, która nie dawała mu spokoju.
Blondynka pokręciła głową i uśmiechnęła się rozbawiona taką wizją
- Nie. Po prostu mamy kogoś, kto jest wyczulony na pewien rodzaj energii generowany przez specyficzne osoby. A że jak mówiłam, coś się do ciebie przyczepiło, generujesz jej sporo. Po tym cię znaleźliśmy - wyjaśniła. Nie wchodziła w szczegoły, ale Prasert dostał odpowiedź na swoje pytanie. Po prostu musiał być dla nich jakąś radioaktywną kuleczką uranu i dlatego go łatwo znaleźli w szpitalu.
Nina wróciła do tematu jego mieszkania...
- Nie zrobiliśmy bałaganu, po prostu szukaliśmy, czy w środku znajduje się jakiś przedmiot, który jest naładowany tą energią, o której mówiłam w nocy - wyjaśniła o co chodziło
- Jakiś kamień, tak? - zapytał. - Coś testowano w moim mieszkaniu? - dodał. - Czekaj… ty też byłaś w środku?
Miał nadzieję, że kobieta zaprzeczy. Nie chciał, aby zobaczyła jakość jego apartamentu. Naprawdę nie było czym się chwalić. Niby nie powinien wstydzić się tego, że nie jest nadziany, ale też nie chciał afiszować się z tym.
Blondynka odgarnęła pasmo włosów za ucho
- Byłam w środku, potrafię trochę lepiej szukać niż Alexei. Nie martw się, nie zaglądałam ci do szuflad z ubraniami, czy coś… - powiedziała uprzejmym tonem. Wyraźnie nie chciała, żeby czuł się dyskomfortowo.
- Nie tylko o to pytałem… - Prasert zawiesił głos. - Nie ufasz mi? Gdyby tak było, to nie opowiedziałabyś mi o tym ajbip… coś tam, prawda?
- Ufam. Po prostu nie chcę zawalić cię nadmiarem informacji naraz. To bywa męczące. Tak, szukamy pewnego kamienia, ale i nie tylko. Jeszcze jakiejś księgi. Idąc po okruszkach, wszystko zaprowadziło nas jak na razie do ciebie - powiedziała wyjaśniając jak on był w to zamieszany. Brzmiało to sensownie, bo skoro mógł mieć kamień, albo jakiś związek z dziwną książką, to może właśnie stąd wzięły się te duchy? Czy to mogło mieć jakiś dziwne powiązanie z Pakpao? Kto to wie…
- Chwila… to nie jesteście tutaj z powodu pożaru w Nonthaburi? I tego, co zrobiła Nang Usadevi? - Prasert wydawał się naprawdę zaskoczony. - O tym mógłbym wam opowiedzieć. Ale nie o kamieniu i księdze, bo nic takiego nie widziałem. Choć… to pewnie niezwiązane, ale przydarzyło mi się raz coś dziwnego. Ale najpierw…
Spojrzał na zegarek. Dotknął brzucha. Przez noc przetrawił wszystkie czipsy i znowu był głodny. Zawsze posiadał dobry metabolizm, to jedna z nielicznych dobrych rzeczy, na które mógł zawsze liczyć. Choć patrząc na rachunki za jedzenie… można byłoby się z tym spierać.
Nina chyba czytała mu w myślach.
- Jest teraz ósma rano, jesteś głodny? Ja bym coś zjadła... - zapytała, jakby nigdy nic. Jakby wczoraj praktycznie nie zawalił się cały świat Praserta. Nina - promyczek szczęścia, proponowała mu wspólne śniadanie.
Privat uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Z całą przyjemnością. Masz coś przy sobie w tym vanie, czy zjemy na mieście? - zapytał. - Pracujecie od rana bez śniadania? Jesteście prawdziwymi herosami - uśmiechnął się półgębkiem. - Choć pewnie bylibyście jeszcze większymi, gdyby udało wam się to bez kawy - spojrzał na kilka tekturowych, już pustych kubków, które stały na stoliku.
- Bez kawy nie wytrzymałabym całej nocy bez zmrużenia oka. A jeszcze dziś czeka nas trochę szukania… - zauważyła. Przeciągnęła się
- Idziemy na miasto. Mam dość siedzenia w tej puszce. Jestem tu od przedwczoraj i ciągle tylko klikam na klawiaturze, albo jem żarcie z pudełka na wynos - pokręciła głową, po czym wyciągnęła do niego rękę. Chciała by ją chwycił i najwyraźniej zamierzała wyjść z nim od tak z vana. Razem.
Prasert właśnie to zrobił. Zaskoczyło go to, że Nina nie miała nic przeciwko pokazywaniu się z nim przed współpracownikami. A może oni już wiedzieli, że nie byli jedynie zwykłymi znajomymi. Uśmiechnął się do kobiety. Ten gest z jej strony wyglądał bardzo naturalnie, choć pewnie gdyby on go zainicjował, to czułby się niezręcznie. Jakby na siłę chciał obscenicznie zademonstrować czułość. Tak właściwie prawie nie znał Morozow. Dopiero wczoraj poznał jej prawdziwe nazwisko. Ale chciał dowiedzieć się o niej więcej.
- Mogę zaprowadzić cię do kilku dobrych punktów. Nie jestem pewien, czy serwują dania śniadaniowe, ale dobry obiad… nie jest zły… Jak mówi stare tajskie powiedzenie… - uśmiechnął się.
- Zaprowadź mnie gdzieś, gdzie zjemy coś smacznego. Mamy teraz dwie godziny przerwy, możemy iść gdzie chcesz - rzuciła, zamykając za nimi drzwiczki wana na klucz, a potem na kłódkę. Następnie wróciła zaraz do Praserta, ponownie łapiąc go za dłoń i przysuwając się do niego. Privat nie widział nigdzie Alexeia. Gdy się rozejrzał, dostrzegł, że drzwi miejsca kierowcy w vanie również były zamknięte na zamki. Stali na małym parkingu dla samochodów, całkiem niedaleko jego mieszkanka. Najwyraźniej pomyśleli o tym, by nie parkować mu tuż pod oknami, bo wyglądałoby to zbyt podejrzanie, zwłaszcza, że ponoć mógł być uznany za mordercę
- Stęskniłam się za Bangkokiem, jest taki… Tajski… - odezwała się Nina i wciągnęła głębiej powietrze do płuc, jakby już nawet ono było dla niej przyjemnym doświadczeniem.
- To pewnie dlatego, bo znajduje się w Tajlandii - odpowiedział Prasert. Dopiero w następnej sekundzie przyszło mu do głowy, że mogłoby to zostać uznane za nieuprzejme. - Wiesz, że nigdy nie byłem za granicą? Nawet nie wiem do końca, co jest tajskie, a co powszechne. Zawsze chciałem pojechać do Moskwy. To znaczy zawsze od roku. Czasami wyobrażałem sobie, że spaceruję ulicami i nagle przypadkiem wpadam na ciebie, czekając na przystanku na autobus. I odgrywamy nasze ostatnie spotkanie, tylko z odwróconymi rolami. Pokazujesz mi… Plac Czerwony? Tak to się nazywa? I Kreml. A potem… potem może znajdujemy jakieś łódkę w kształcie łabędzia i… - Privat zamilkł, uśmiechając się nieco niezręcznie.
Rozległa się cisza.
- Tęskniłam za tobą - Nina dodała po chwili, spoglądając na niego. Europejskie kobiety zdecydowanie miały w sobie dużo więcej animuszu niż te tajskie. Nina była bardzo otwarta w okazywaniu swoich odczuć, oraz tego czego chciała w danym momencie.
Prasert złapał ją za obie dłonie i przyciągnął tak, aby stykali się brzuchem. Następnie pocałował ją w usta. Krótko i oszczędnie. Nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Miał wrażenie, że wargi drętwieją mu, sparaliżowany elektrycznością. Czy Nina to zauważała?
- I jeszcze raz - dodał, powtarzając to samo. - I jeszcze - mruknął, składając trzeci raz pocałunek. - Jeszcze kilka i może doczekamy się godziny, w której jakikolwiek lokal zostanie otwarty - zaśmiał się.
Czuł się z jednej strony lekko, wesoło i szczęśliwie… a z drugiej był nieco spięty.
Nina uśmiechnęła się do niego na pocałunki. Jeśli odczuła elektryczne mrowienie, nie dała po sobie nic znać, ale jej policzki zarumieniły się nieco. Czegoś takiego nie mogła udać. Prasert na serio poczuć się lepiej. Czy… czy to naprawdę mógł być początek czegoś naprawdę dobrego? Tak właściwie… drugi początek.
- Zabiorę cię ze sobą do Moskwy. Chciałbyś? - zapytała i uścisnęła jego dłoń.
Privat uśmiechnął się zachęcająco. Miał ochotę słuchać jej głosu.
- Oprowadziłabym cię, gdzie tylko byś chciał… A jakbyś chciał, mógłbyś zacząć pracować ze mną dla IBPI i wtedy moglibyśmy podróżować po świecie… Razem - powiedziała cichutko, tak żeby tylko Prasert ją słyszał. Teraz to ona uniosła się lekko na palcach i pocałowała go w usta. Było wcześnie, nie było jeszcze zbyt wielu ludzi na ulicach i tylko dlatego mogli sobie pozwolić na takie zachowanie, w końcu tajowie nie mogli obnosić się ze swoimi uczuciami w miejscach publicznych… Nawet jeśli był to sam Bangkok.
Prasert również normalnie wzbraniałby się przed takim zachowaniem, ale Nina zaginała rzeczywistość. Zresztą… już wcześniej zrobiła coś, co sugerowało, że potrafi wpływać na ludzkie umysły. Skoro umożliwiła mu spokojny sen, to może również złagodziła jego wewnętrzne opory? Nie. Taki był po prostu jej charakter. Może nadzwyczajny, ale jeszcze nie nadnaturalny.
- Nie wiem… - mruknął Privat. Nachylił się i objął ją, przykładając policzek do jej policzka, jak gdyby była cenną zgubą, która odnalazła się po wielu latach. Nie chciał jej puszczać, bo wtedy mogłaby znowu zniknąć… - Wiesz… ja mam tu życie i… jeszcze prawie nic nie wiem o IBPI. A to całe paranormalne gówno… to mnie bardziej przeraża niż ekscytuje… Ale słowo “razem” ma na mnie jakiś cholernie silny wpływ - zaśmiał się krótko.
 
Ombrose jest offline  
Stary 11-02-2019, 01:15   #34
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Blondynka uśmiechnęła się, przytulając do niego bardziej
- Nie chcę, żebyś robił dla mnie coś wbrew swojej woli. Po prostu rzucam ci propozycję. Pomyśl o tym przez jakiś czas. Będę tu z tobą dłużej, niż tylko jeden dzień jak wtedy - powiedziała i pogłaskała go po policzku.
Zaburczało jej w brzuchu. Zaśmiała się, czując trochę niekomfortowo, że wyszło jej to tak głośno…
Prasert położył dłoń tam, gdzie kończyła się krótka bluzka i skąd dochodziły dźwięki. Chwilę pomasował ją palcami. Nawet nie zauważył, kiedy rozwarł lekko usta. Na co kobieta wstrzymała lekko oddech i popatrzyła na niego uważnie, jakby odrobinę wyczekująco. Odwrócił jednak wzrok, zanim przestanie patrzeć na Ninę jak na osobę… a zacznie jak na obiekt pożądania.
- Chodźmy - zaproponował, chwytając jej rękę. - Restauracja mojego ojca jest zamknięta. Tutaj mamy Bistro Silvia, ale ono zostanie otwarte za ponad cztery godziny. No i pewnie tata zabiłby mnie, gdyby dowiedział się, że prowadzę dziewczyny na randki w progi jego najgorszego wroga - zaśmiał się. - Hotel Sathorn, to nie… - spojrzał na budynek znajdujący się po lewej stronie ulicy. - Khao Kha Mu Trok Sung. Swobodna atmosfera, odpowiednie dla dzieci, oczywiście zamknięte...
Szli dalej ulicą, wypatrując kolejnych szyldów.
- Charoenwiang Potchana. Otworzyli, ale mają gówniane jedzenie. Nie zajmiemy się duchami, jak będziemy zwijać się z powodu bólu brzucha.
Wnet wyszli na ulicę, która biegła prostopadle do Charoen Krung. Przed nimi wznosiło się duże centrum handlowe.
- Starbucks będzie otwarty, to jakaś opcja. Po prawej będzie pijalnia soków, ale niczego tam nie zjemy. A w każdym razie nic z rzeczy, na jakie mam ochotę… - wypowiadając ostatnie słowa spojrzał na Ninę, ale szybko odwrócił wzrok. - Nalin Kitchen i Heng Rad Nah to dobre miejsca, ale zamknięte.
Przystanął w miejscu, zastanawiając się.
- Gdybyśmy rozpoczęli dzień nieco później, byłoby dużo łatwiej. Myślę, że ciężko będzie znaleźć coś, co… Nie, mam pomysł! Prachak Roasted Duck! Na pewno będzie ci smakować! - uśmiechnął się, zerkając w jej stronę.
Nina zerknęła na Praserta i kiwnęła głową
- Prowadź mnie tam, gdzie dadzą nam smaczne jedzenie o tej chorej porze ósmej rano… Brrr. Nigdy nie lubiłam wstawać wcześnie - westchnęła.
- To idziemy do tego Prachak Roasted Duck i wierzę, że będzie smacznie - oznajmiła i poczekała, aż Prasert zaprowadzi ją we właściwe miejsce. Co jakiś czas blondynka głaskała palcami wierzch jego dłoni, w takim pieszczotliwym geście.
- Nawet nic mi nie mów. Codziennie wstaję do pracy o…
Nagle cały zbladł i wyszarpnął rękę z dłoni kobiety.
- Cholera… - mruknął. Najchętniej przekląłby ostrzej, ale nie chciał prezentować się Ninie od tej strony. - Jasna cholera…
Przystanął na środku chodnika i wyciągnął komórkę. Znalazł w kontaktach numer, na który dzwonił zawsze, gdy trzeba było na przykład zgłosić chorobę i nieobecność. Zaczął łączyć się, mentalnie przygotowując się do symulowanego kaszlu i zbolałego głosu schorowanego biedaka.
Nina zatrzymała się przy nim i popatrzyła na niego z nieco zaskoczoną miną. Czy coś złego się wydarzyło? Rozmawiali o pracy, czyżby Prasert o czymś zapomniał? Czekała na wyjaśnienia, a tymczasem w słuchawce Privata rozległ się dźwięk nawiązywania połączenia. Trzy sygnały, a następnie ktoś odebrał
- Halo? - męski głos, sympatycznego starszego strażnika, który zajmował się też częścią spraw administracyjnych straży pałacowej.
- Hej… - Prasert zapomniał nazwiska mężczyzny, więc zamilkł w pół słowa. - Tutaj - rozkaszlał się. - Mówi Prasert Privat. Nie będzie mnie dzisiaj, bo - kichnął. - Jestem okropnie chory! Czy to w porządku, jeśli się nie pojawię w pracy? Czuję się fatalnie… - pokręcił głową tak, jak gdyby strażnik mógł to dostrzec.
Nina przechyliła głowę i skrzyżowała ręce uśmiechając się z nieco rozbawioną miną. Tajlandczyk przystawił palce do ust, żeby nie odzywała się teraz. Jeszcze tego brakowało, aby mówiono w pracy, że nie przychodzi dlatego, bok ma sekretną kochankę! I oby to była prawda!
- Prasert Privat… No tak, nie stawiłeś się dzisiaj. Szkoda, że dzwonisz tak późno, ale jak jesteś chory, no dobrze. Wpiszę, że dzwoniłeś wcześniej i dałeś znać o nieobecności. Na przyszłość jednak nie zapominaj się aż tak. Idź do lekarza i zdrowiej szybko… - powiedział strażnik tonem nadopiekuńczego wujka.
- Jesteś kolejnym wcieleniem Buddy, dziękuję! - Prasert uznał po wypowiedzeniu tych słów, że trochę przesadził. - Niech karma ci to wynagrodzi - tak właściwie to również wcale nie pomogło.
- Wypoczywaj i dobrego dnia - pożegnał go tymi słowami. Rozmowa dobiegła końca, Prasertowi się udało. Rosjanka zaśmiała się cicho
- Rzeczywiście, masz chyba gorączkę - przytknęła mu dłoń do czoła, a potem stanęła na palcach i go znowu pocałowała, tym razem w szczękę.
Mężczyna spojrzał w jej oczy.
- To co teraz usłyszałaś… w Tajlandii wcale tak nie mówi się normalnie - uśmiechnął się, po czym pocałował ją w usta. Znowu krótko. Mimo wszystko znajdowali się na jednej z dużych ulic, a Prasert miał od małego wpojone, żeby zachowywać się w takich miejscach należycie. - Jeszcze chwila i upoję się samą twoją obecnością… i nie będę potrzebował jedzenia - mruknął, wciągając zapach Niny. Pachniała intensywnie kwiatami. Rosyjskie środki czystości były zniewalające. Tak samo, jak Morozow.
Okazało się, że stoją przed restauracją.
- Wchodzimy? - Privat zapytał z uśmiechem. - I jeżeli chcesz mnie jeszcze raz pocałować, to nie będę uciekać.
Nina chyba lubiła te ich krótkie pocałunki, bo za każdym razem gdy Prasert takowy przerywał, wyglądała jakby iskry pojawiały się w jej niebieskich oczach, a nutka niepoprawności tego co robili w miejscu publicznym sprawiała jej frajdę, mimo że to były tylko zwykłe cmoknięcia w usta.
Kobieta zerknęła na lokal, po czym kiwnęła głową
- Mimo wszystko, że pewnie moglibyśmy się zaspokoić sobą, proponuję napaść brzuchy. To na pewno wpłynie pozytywnie na nasz nastrój i energię - zarzuciła, po czym zerknęła na Praserta tak, jakby co najmniej coś sugerowała. A następnie ruszyła przodem, dalej trzymając jego dłoń i weszła do środka.
- To będzie duuuuży posiłek - mruknął Privat z lekkim uśmiechem.
W lokalu nie było żadnych klientów. Przynajmniej jeszcze nie. O tej porze wszyscy normalnie rozpoczynali standardowo pracę, tak więc na śniadania, tudzież wczesne obiady pora przyjdzie za jakieś trzy godziny i tylko tacy zakręceni ludzie jak Prasert i Nina pojawiali się w takich porach w restauracji, szukając jedzenia innego niż to, które zaoferowałaby im ich domowa lodówka. Obsługą klientów zajmowała się tu młoda tajka. Popatrzyła najpierw na Ninę, a potem na Praserta i z jej miny, Privat mógł szybko odgadnąć, że uznała go za chłopca do towarzystwa dla zagranicznej turystki. Nie było to nic nadzwyczajnego… Zwłaszcza Sunan wiedziała sporo na ten temat, pracując w Pattayi. To było normalne, że tajowie łapali turystów, żeby zawiesić się na ich portfelu. Mimo wszystko, dziewczyna przykleiła do ust typowy, standardowy tajski uśmiech
- Dzień dobry, zapraszam i co mogę dla państwa podać? - odezwała się melodyjnie.
- Menu - odpowiedział Prasert. - Najlepiej dwie sztuki.
Wnet zaczęli czytać kolejne pozycje. Privat jadł tutaj kiedyś, kiedy jeden ze znajomych z pracy odszedł z pracy i postanowił wyprawić przyjęcie pożegnalne. Choć sam wieczór był dość nudny - to znaczy do czasu pierwszej rundy drinków - to przynajmniej jedzenie od samego początku było pyszne. Świeże, chrupiące i pożywne. Miał nadzieję, że od tego czasu nic nie zmieniło się i nie będzie musiał wstydzić się przed Niną.
- Dobra, nie czytajmy tego - rzekł, po czym skinął ręką na kelnerkę, aby przywołać ją do stolika. - Zamówimy dwa zestawy z sekcji rzeczy polecanych. To będzie najlepsze - spojrzał na blondynkę, zastanawiając się, czy ta będzie oponować. Nina wzruszyła ramionami i usmiechnęła się, wyraźnie zadowolona, że przejął w tej kwestii kontrolę. Lubiła eksperymenty, więc kompletnie jej to nie przeszkadzało.
Nawet nie miał nic przeciwko temu, aby zostać wziętym za chłopca dla towarzystwa Niny. Byłby najszczęśliwszym mężczyzną w Pattayi, gdyby Morozow wybrała właśnie jego. Sama była śliczna i dziewczęca, ale przy tym bardzo naturalna. Nie farbowała włosów, pozostawiając je w odcieniu ciemnego blondu, ale nie potrzebowała krzykliwych farb, aby zwrócić na siebie uwagę mężczyzn. Posiadała również duże, piękne oczy, których kolor zależał od światła. Normalnie były niebieskie i kojarzyły się Privatowi z morzem lub niebem. Tajowie nie posiadali takich tęczówek i może dlatego nie był w stanie oderwać od nich wzroku. Jednak czasami oczy Niny ciemniały i wydawały się aż czarne. Na przykład tak, jak w tej chwili.


Kelnerka zebrała zamówienie
- To ja poproszę jeszcze coś do picia. Mrożoną herbatę, jak macie - dodała, na co kelnerka zdziwiła się jak płynnie po tajsku mówiła ta ewidentnie nietutejsza dama.
- Mamy, dla pana też mrożoną herbatę? - zapytała Praserta, nim odeszła zlecić zamówienie kucharzowi.
- Nie, dziękuję - odpowiedział mężczyzna. - Nie chcę nic do picia.
Nina splotła dłonie przed sobą na stoliku i obserwowała uważnie Privata. Przez chwilę nic nie mówiła, jakby zastanawiając się nad czymś bardzo mocno. Zaraz jednak ten dziwny cień zniknął z jej twarzy i znów się do niego uśmiechnęła
- Po tym jak zjemy, pojedziemy do domu twojego kolegi. Poszukamy tam. A następnie… Zajmiemy się kolejną sprawą. Powiedz mi, czy ktoś w twojej rodzinie kontaktował się z tobą ostatnio, a przyjechał z daleka? - zapytała tak, jakby próbowała sobie przypomnieć pytanie z jakiejś ankiety, której kazano jej się nauczyć.
- Widziałem się z moją siostrą, która niegdyś była bratem - zaczął. To chyba było nie w porządku przedstawiać w ten sposób Sunan, jednak też nie chciał zostawiać tak dużego dopowiedzenia. Czułby się, jak gdyby skłamał. - Ale nie przyjechała jakoś bardzo z daleka. Mieszka normalnie w Pattayi. To jakieś sto kilometrów od Bangkoku, mniej więcej. Jaka kolejna sprawa? Dlaczego w ogóle szukacie tej księgi i kamienia? Zabiły kogoś? - zapytał. - Skąd o nich wiecie?
Rosjanka zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią
- Kamień nie, po prostu ponoć powiązany jest z jakimś upierdliwym duchem. Księga za to… Ta księga to spory problem. Z tego co wiem, w jakiś sposób powiązana jest z tą twoją siostrą. Znaczy, mam nadzieję, że mam o nim… niej mówić siostra? Nigdy nie poznałam takiej osoby… Przepraszam - odezwała się trochę skonsternowana. Najwyraźniej Morozow nie miała dotąd okazji mieć kontaktu z ladyboyami, ale to tylko dobrze o niej świadczyło. Zresztą Prasert nie zamierzał jej oceniać. Sam do tej pory zastanawiał się, jak określać Sunan, mimo że urodził się w tej części świata, w której takie zachowania były podobno znacznie bardziej normalne, niż w innych.
- Zgaduję, że raczej nie rzuciła czegoś w stylu ‘Hej, znalazłam taką zajebistą mroczną księgę. Myślę, że może być nawiedzona. Wpadniesz do mnie ją obejrzeć?’, czy coś. No nie? - zagadnęła dalej blondynka.
- Do tego mówiłeś, że działy się wokół ciebie dziwne rzeczy. Opowiesz mi o tym, jak stąd wyjdziemy, dobrze? - poprosiła.
- A tutaj nie możemy rozmawiać? - Privat nieco ściszył głos. - Widzisz kogoś podejrzanego? Wybraliśmy tę restaurację kompletnie przypadkowo, więc nie powinno być żadnych podsłuchów - uznał. Następnie zamilkł na moment, zastanawiając się. - Brzmię, jak jakiś potłuczony fanatyk filmów sensacyjnych - uśmiechnął się pod nosem.
Natomiast w środku cały zastygł na słowa kobiety. Sunan tak właściwie zaprosiła go na weekend. Nagle i znienacka zależało jej na tym aż tak bardzo… Co prawda nie wspomniała nic o księdze, ale mówiła o jakimś mistyku? Prasertowi wydawało się, że użyła innego słowa. Sztukmistrz? Coś w tym stylu. Privat pamiętał, że wtedy skojarzyło mu się z iluzjonistami scenicznymi w stylu Davida Copperfielda.
- Chodzi o to, że staramy się nie mówić otwarcie o świecie paranormalnym przy zwykłych, nieświadomych jego istnienia osobach - skinęła głową w kierunku dziewczyny przy ladzie, a także kelnerki, która teraz sobie z nią gawędziła.
- Jeśli nie robi ci to różnicy, to śmiało opowiedz mi. To po prostu taka procedura - wyjaśniła skąd takie jej uważanie na to kto słucha, a kto nie. Tymczasem pod stołem Prasert poczuł, jak leciutko szturchnęła go czubkiem buta w piszczel i uśmiechnęła się do niego zaczepnie.
Prasert uśmiechnął się na to.
- Pewnie pomyślą, że mówimy o jakimś serialu telewizyjnym, jeśli usłyszą strzępki rozmowy. Nie musimy podawać nazwisk i adresów, rzecz jasna. Dlatego, skoro już czekamy na śniadanie, mogę cię nieco wtajemniczyć w to, co przeżyłem ostatnio… - zawiesił głos, zastanawiając się. - Wiesz, że nie pamiętam, od czego to wszystko zaczęło się? - mruknął, po czym zmrużył oczy. - A, no tak. Najpierw był ten dziwny sen. Widziałem kobietę, która, jak wydawało się, miała w rękach niemowlę. Wrzuciła je do morza. I był tam też… o cholera… - mężczyzna zamilkł. - Czy to możliwe, że… - zmrużył oczy. - Śnił mi się właśnie kamień. Taki z okiem, które potem otworzyło się. Choć upuściłem go do wody, ten wrócił do mojej dłoni. W ogóle nie skojarzyłem - pokręcił głową. - Następnie widziałem inną kobietę na tle ognia. W skrócie, ta pierwsza jest mściwa i chyba chorobliwie chce mnie dla siebie. Groziła mojemu przyjacielowi, choć może jego też pożąda, nie jestem pewien. Natomiast ta druga chyba stara się pomóc, ale wydaje mi się, że nie tyle czynami, co mądrymi słowami w stylu “otwórz się na Buddę”. Nadążasz? - zapytał.
Nina mruczała chwilę, po czym kiwnęła głową
- Tak nadążam… Czyli jest sobie jakiś duch, który rości sobie do ciebie prawa - zmrużyła oczy, jakby chciała dodać, że ma do pogadania z tą panią. Prasert uśmiechnął się szeroko jak małe dziecko.
- I drugi, który wydaje się natchniony i próbuje pomóc - podsumowała co zrozumiała
- Dodatkowo widziałeś kamień we śnie… Czy coś jeszcze nietypowego działo się poza snami? - zapytała rzeczowym tonem, jakby teraz to ona była Holmesem.
- Tak, ale o tym za chwilę. Jeszcze co do tego zazdrosnego ducha… twierdzi, że myślę o niej codziennie. I że znam ją bardzo dobrze i Warun też ją zna, ale zabrałem go jej… Pewnie powinienem wpaść na to, o co w tym chodzi, ale nie mam pojęcia. Przez moment myślałem, że to ty lub jakaś moja matka, czy coś… choć wtedy ta część z Suttiratem nie zgadzałaby się. W każdym razie nie… nie wiem…. o kogo mogłoby chodzić…
Zamilkł na moment, a jego umysł pracował intensywnie. Choć prawie na pewno błędnie. Czy mogło to pasować do Sunan? Prasert nie sądził, aby siostra pożądała go fizycznie, ale podczas ich pierwszego spotkania w śnie raczej nie było tego erotycznego nacechowania. No i rzeczywiście starał się popsuć jej relacje z Warunem. Choć wtedy te jeszcze nie istniały, no a poza tym Sunan jak najbardziej żyła, więc… to nie miało sensu.
- Nieważne, opowiem ci o kolejnej sprawie. W skrócie, koleżanka z liceum została porwana przez kolegę z liceum, który wynajął cały gang. Okaleczył ją, torturował i zamierzał zabić, przyklejając ją do rozpędzonego motoru. Udało mi się ją uratować, ale kiedy zostałem sam, pojawili się zbiry tego kolegi. I wtedy Nang Usadevi pokazała mi się i zabiła ich wszystkich. Obok świątyni, która, swoją drogą, bóg wie dlaczego paliła się - mruknął Prasert. Tego też jeszcze nie wyjaśnił.
Nina nie przerywała mu, po czym uniosła brwi i powoli wypuściła powietrze z płuc
- Noo… Trochę tego jest. Czyli mamy dwa duchy, które są we śnie. Jednego w spalonej świątyni, to już trzy… Kamień, no i księgę… Szykuje się udany tydzień - westchnęła i zerknęła w stronę skąd powinno nadejść jedzenie. Morozow zdawała się mieć jakąś super moc, bo właśnie w tym momencie kelnerka ruszyła w stronę drzwi prowadzących na kuchnię, po czym ruszyła do nich z tacami z posiłkami. Była tam miska z pęcharzami pławnymi w sosie mięsnym. Na wierzchu ułożono zieloną cebulkę, dodano również kilka krewetek. Na talerzu znajdowały się również krewetki ze smażonymi brakułami, a trzecim daniem był makaron jajeczny z zupą o smaku gorzkiego melona, w której pływały kawałki tego owoca, mięsa oraz grzybów. Na kolejnym półmisku znajdował się okoń z sosem imbirowo-pieczarkowym, obok talerz z pieczonych krewetek w cieście, były też krewetki z tofu. Kobieta postawiła przed nimi cztery talerze, a także dwa małe spodki z dodatkowymi sałatkami i sosami. Na sam koniec szklankę z mrożoną herbatą udekorowaną listkami mięty i kostkami lodu. Nina podziękowała, po czym zaraz zabrała się za zupę z krewetkami, wyraźnie głodna pikantnego jedzenia. To była dla Praserta dodatkowa wiedza, że dieta tajska kobiecie w ogóle nie przeszkadzała, bo zaraz mruknęła
- Dobree… - rzuciła króciutko i zajadała dalej. Rozmowa na paranormalne kwestie w tym momencie się urwała. Znów byli tylko zwykłymi ludźmi, którzy przyszli zjeść obfite śniadanie razem. Nina zerknęła na Privata i podarowała mu ciepły uśmiech.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 11-02-2019, 01:16   #35
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Przez kilkanaście minut Prasert zapomniał o tym, że mieli jakiekolwiek tematy do rozmów. Zajmował się jedynie pysznym jedzeniem. Pochłaniał niezwykle smaczne jedzenie, ciesząc się, że nie zamówił ryżu. Zazwyczaj używano go do łagodzenia ostrych potraw, jednak Privat lubił diabelskie smaki na języku. Najwyraźniej Nina również.
- Jest taka zasada… nie robić zakupów w supermarkecie, kiedy jesteś głodny - mruknął mężczyzna. - Najwyraźniej w takim stanie nie powinno się również zamawiać w restauracji - uśmiechnął się. - Będziemy musieli zjeść na wynos, chociaż… - dzielnie podniósł pałeczki - ... musimy dać radę zjeść jak najwięcej. Najlepsze świeże. Smakuje ci? - zapytał.
Nina zmagała się właśnie uparcie z panierowanymi krewetkami
- No mamy tego zapas jeszcze na obiad - stwierdziła rozglądając się po tym co zostało na talerzach.
- Bardzo mi smakowało. Lubię ostro… - zawiesiła się na moment
-... jeść - dodała płynnie i uśmiechnęła się. Powoli kończyła danie, po czym otarła usta chusteczką i wypiła szybciutko resztę mrożonej herbaty.
- Od razu lepiej - stwierdziła z zadowoleniem.
Prasert zakrztusił się jedzeniem. Dopiero po kilku sekundach zdążył odkaszleć makaron, który próbował zwiedzić jego drogi oddechowe.
- Nina, to było tak złe… - rzekł, przecierając załzawione oczy i śmiejąc się głośno jednocześnie. Pokasływał. - Proszę już więcej nie żartuj - przechylił głowę, śmiejąc się jeszcze i spojrzał na nią rozbawionym wzrokiem. Wrócił do jedzenia.
- Trzeba by poprosić o opakowania i rachunek. Chcesz płacić, czy ja mogę? To najwyżej ty postawisz mi kolację - Nina zaproponowała i czekała, ciekawa co powie Prasert.
- Gdybym był tobą… - zaczął Privat - ...to zapytałbym, co w zamian ty postawisz mi. Czy coś - znów zaczął się śmiać. Wstał i ruszył w stronę kelnerki. - Rok temu postarałem się, żebyś uznała Bangkok za gościnny i zrobię to również tym razem… - zawiesił głos. Tak żartowało się dwuznacznie. - Idę zapłacić.
Ruszył w stronę kasy i wyciągnął portfel. Chciał być szarmancki, ale tak naprawdę jego konto powoli zaczynało piszczeć. Drogie wisiorki, taksówki, teraz dania na całe wesele… Na szczęście wciąż posiadał dostęp do mieszkania Waruna, a w nim znajdowało się wszystko, co mógłby chcieć kupić w sklepie. Tak. Prasert był możliwie najlepszym przyjacielem.
- Przepraszam… chciałbym zapłacić. I poprosić o przyszykowanie resztek na wynos - uśmiechnął się.
Kelnerka kiwnęła głową po czym ruszyła do stolika, żeby zebrać talerze i zaraz zapakować jedzenie do pojemników na wynos. Tymczasem kobieta przy kasie podliczyła całość i podała Prasertowi podsumowaną, łączną kwotę, liczącą 560 bahtów.
- Kartą czy gotówką? - zapytała. Tymczasem Nina podniosła się od stolika i podeszła bliżej Praserta. Oparła mu dłoń na plecach i pogłaskała go pieszczotliwie. Nie wyglądała jakby kwota ją interesowała, a bardziej po prostu czekała na pojemnik z ich resztą jedzenia, który kelnerka za moment jej podała w torebeczce z logiem restauracji.
- Kartą - odpowiedział mężczyzna. Wyjął z portfela kawałek plastiku i podał go kelnerce.
Tak miło było czuć przy sobie drugiego człowieka. Takie drobne gesty kompletnie wszystko zmieniały. Zwłaszcza, że wykonywała je piękna kobieta. Prasert był dumny przed kelnerką, żałował jedynie, że wokół nie było więcej mężczyzn, którzy mogliby podążać za Niną wzrokiem… i żałować, że kobieta nie znajduje się u ich boku. Sama obecność kobiety przy jego boku schlebiała mu. Była pierwszą dziewczyną w jego życiu.
Kobieta zaraz dokonała ściągnięcia z jego karty odpowiedniej kwoty pieniężnej, a następnie oddała mu plastik.
- Dziękuję bardzo. Tutaj jest potwierdzenie - podała mu wydrukowany kwitek
- I zapraszamy ponownie - pożegnała ich dziewczyna. Wróciła za moment do gawędzenia z kelnerką, kiedy Nina i Prasert ruszyli do wyjścia
- To teraz wracamy do vana i mamy godzinę dla siebie - stwierdziła fakt. Blondynka odetchnęła z zadowoleniem i zerknęła na Praserta, po czym wsunęła mu rękę pod ramię, tak by szli blisko siebie. Zachowywała się tak, jakby trzymanie blisko Praserta było dla niej rzeczą kompletnie naturalną.
- Pewnie będę tego żałował - mruknął Privat. - Znając życie. Trochę zbyt cukierkowo, słodko i przyjemnie - spojrzał na nią. - Czy to źle o mnie świadczy, skoro zaczynam szukać haczyków? W każdym razie… na pewno jesteś wystarczająco ładna, aby być podwójną agentką. Rosyjską Matą Hari. Femme fatale, która weźmie moje serce - wyciągnął przed siebie rękę. - I zmiażdży je! - nagle zwarł palce w pięść. - O tak!
Zaśmiał się. Ta nadmierna dramatyczność miała nadać wypowiedzi komiczny ton, jednak tak naprawdę Prasert wcale nie żartował. Życie składało się z rozczarowań, bólu, szoku i zawodów. Czy to naprawdę możliwe, żeby znalazło się w nim miejsce również na dobre momenty? Czyżby został już tak zepsuty, że nawet nie był w stanie cieszyć się nimi, bo przecież wszystko i tak skończy się tak, jak zawsze? Im mocniejsze szczęście poczuje teraz, tym bardziej zaboli go w końcu później…
Nina przyglądała mu się uważnie
- Oh, ku twemu rozczarowaniu, muszę powiedzieć, że jestem tylko pojedynczą agentką, pochodzącą z Rosji. Mam nadzieję, że to ci wystarczy… No i nie mam dość surowej urody na bycie femme fatale, więc to też odpada. Pokręciła głową
- Brzmiałeś strasznie dramatycznie. Chyba potrzeba ci trochę kolorów w życiu, bo czerń ci nie pasuje… A przynajmniej w takim natężeniu - zauważyła, bo przecież włosy Praserta były czarne… Zaprowadziła go z powrotem do samochodu i otworzyła im tył vana. Weszła do środka, po czym gdy i Privat wszedł za nią, zamknęła drzwi na zasuwę i usiadła przy komputerze puszczając muzykę.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=aGSKrC7dGcY[/media]

Z głośników poleciała piosenka Depeche Mode. Gdy w pierwszej chwili źle mu się skojarzyła z jego snem, za moment, kiedy Prasert zobaczył jak Nina spokojnie buja się do melodii nucąc cicho pod nosem, a potem obraca się do niego i uśmiecha, nieco stonowało jego chęć ucieczki przed zespołem. Jednak spiął się okropnie. Do muzyki tego zespołu przeżył seksualną traumę, a właśnie znalazł się sam na sam z kobietą, z którą był jedyny raz w swoim życiu. Wyszarpnął drżącą ręką komórkę i spojrzał na zegarek. Czas chodził jak najbardziej należycie. Potem schował go, przecież był elektroniczny! Musiał znalaźć taki prawdziwy mechaniczny… Zaczął rozglądać się po vanie, szukając czegoś takiego. Kiedy mógł zasnąć? Gorączkowo myślał… O ile nie cierpiał na narkolepsję, to chyba nie było dogodnej okazji… Poczuł, że musi znaleźć się na świeżym powietrzu. A przynajmniej otworzyć drzwi i zobaczyć przestrzeń. Zaczął odczuwać klaustrofobię. Musiał mieć drogę ucieczki. I lustra… trzeba zasłonić wszystkie lustra! A może właśnie znaleźć jakieś, bo dzięki nim mógł dostrzec zjawę? Lepiej widzieć zagrożenie, przed którym nie możesz uciec? Czy być jego nieświadomym?
- Jak ci się nie podoba, mogę włączyć coś innego. Masz taką minę, jakbyś zobaczył ducha, a zapewniam cię, że żadnego tu nie ma - odezwała się blondynka.
Prasert poczuł się zirytowany.
- Miło mi, że jesteś pogromcą potworów, ale nie było cię tutaj przez kilka ostatnich dni i nie przeżyłaś tego, co ja. Opowiadałem ci o tym, jednak nie doświadczyłaś tego, co mi się przytrafiło. Nie możesz mnie zapewnić. Choć chciałbym ci uwierzyć. Swoją drogą… słyszałaś o tym, że mam podobno trzecią duszę? I wyłącz na litość boską ten badziewny zespół…
Przypomniało mu się, jak we śnie poprosił Waruna o zrobienie tego samego, choć chodziło o innego wykonawcę i też użył wtedy innych słów. Jeśli teraz piosenka sama się przełączy - tak jak wtedy… chyba zwymiotuje.
Nina zatrzymała muzykę i spojrzała na niego uważnie.
- Nie wiedziałam, że nie lubisz Depeche Mode. Co do trzeciej duszy… Wiesz, to skomplikowana sprawa, ale coś o tym wiem… - powiedziała i westchnęła. Następnie wyciągnęła z biurka kartkę do drukarki i marker, po czym w języku tajskim napisała coś szybko. Zakręciła marker i pokazała kartkę Privatowi
‘Nie mogę mówić o tym na głos, ale wiem co nieco o twojej trzeciej duszy. Nie znaleźliśmy cię tylko z powodu kamienia i księgi Prasert.’ - pokazała mu kartkę i przytknęła palec do ust.
Następnie wyciągnęła zapalniczkę z biurka i pozginała kartkę, po czym podpaliła ją i wrzuciła do sporej popielniczki, która stała na rogu biurka. Nina nie paliła, więc to zapewne należało do Alexeia.

A więc… pomieszczenie było nagrywane dyktafonem, ale raczej nie kamerą. Chyba że Nina bała się przypadkowych przechodniów, którzy mogliby podsłuchać ich słowa, przechodząc obok vanu. Mimo wszystko Prasert wyobraził sobie, że gdzieś tam jest cały zastęp ludzi, mających słuchawki na uszach i analizujących każde jego słowo. Może kochał… czy raczej był zauroczony Niną, ale nie ufał jej kompletnie, a tej organizacji, do której należała, to w ogóle.
- To cieszę się, że wiesz. Gdyby twoja wiedza była potrzebna, to z niej skorzystasz, mam nadzieję - mruknął i usiadł na kanapie. Zamknął oczy i przetarł je.
W drodze do vanu oczywiście wyobrażał sobie, że teraz będą uprawiać seks, ale Nina wytrąciła go z nastroju kompletnie. Zrobił się całkowicie ołowiany. Równie dobrze mogłaby walnąć go żelazkiem w skroń, albo smagnąć kablem po twarzy. Czuł, że jego męskość dodatkowo kurczy się, kiedy przypomniał sobie usta złośliwego ducha, które wzięły ją do ust. Podciągnął nogi do góry, tak że stopy dotykały kanapy i objął je dłońmi. Podświadomie przyjął pozycję sejfu, żeby bronić się przed jakimkolwiek zagrożeniem.
- Chyba muszę odwiedzić Waruna - mruknął. - I przynieść mu te rzeczy. Myślisz, że możemy to teraz zrobić? - zapytał. - Mogę prowadzić, o ile masz kluczyki. W ogóle… gdzie podział się Alexei. Woronow? Tak miał na nazwisko?
Kiedy Nina przedstawiała mu go, był półprzytomny.
Nina skończyła palić kawałek papieru, po czym pogniotła popiół
- Pojedziemy pod mieszkanie twojego przyjaciela jak Alexei wróci. Tylko on ma klucze do auta. Za to w drugą stronę, tylko ja mam klucze do tylnej części vana - wyjaśniła zwięźle
- Ważne, aby w zespole dzielić się zakresem obowiązków - Prasert wtrącił neutralnie.
- Alexei, tak jak i my, poszedł coś zjeść i pewnie przejść się trochę po okolicy. Skoro mamy dwie godziny, pewnie nie chciało mu się siedzieć tylko i czekać - dodała. Następnie podniosła się z krzesła i usiadła obok Praserta na kanapie.
Privat uśmiechnął się, żeby Nina nie wyczuła, w jakim nastroju znajdował się. Choć i tak była tego świadoma, przecież wcześniej skomentowała to nawet. Prasert napominał się, że to tylko głupia piosenka i zareagował nieproporcjonalnie do wydarzenia. Mógł być tego świadomy, jednak emocje pozostawały emocjami. Wziął kilka głębokich oddechów.
- Chcesz obejrzeć jakiś film, albo serial? - zaproponowała. Skoro mieli godzinę, to mogli sobie coś obejrzeć. Kobieta nie była głupia, zauważyła, że Privat stracił wszelki romantyczny nastrój i był spięty.
- Bez sensu. To mogę oglądać cały czas - mruknął.
Widział i wiedział o tym, że Ninie na nim zależy. Przecież wina nie tkwiła po jej stronie. Jeszcze wczoraj rano powiedziałby, że świetnie dobrała piosenkę i lubi ten zespół. Nie mogła wiedzieć, że to zmieniło się. Bo to wszystko wydarzyło się tylko w jego głowie i to dosłownie, w trakcie snu. Nie chciał jej zranić i potrzebował jej czułości. Miał wrażenie, że Morozow była gotowa zapewnić mu ją.
- Może położę się na kanapie, a ty mi na brzuchu plecami? - zaproponował. Trochę niezręcznie poczuł się, objaśniając jej pozycje. Chciał ją po prostu przytulić i pogłaskać. Czuć na sobie jej ciężar. Nic seksualnego, bardziej… terapeutycznego.
“Wygrałaś”, skierował tę myśl do zazdrosnej o niego zjawy. “Położyłaś się cieniem na czymś… a cholera, pieprzyć to.”
Nie miał już nawet ochoty dokończyć zdania
Nina słuchała go uważnie, po czym podniosła się czekając aż Prasert się położy. Rzeczywiście zamierzała położyć się na nim tak, jak Privat tego chciał. Widziała, że tego potrzebował i nie miała zamiaru dopytywać dlaczego. Wierzyła, że jakikolwiek był powód, nie było sensu pytać, w końcu zrobienie dla niego czegoś takiego nic jej nie kosztowało, a i było przyjemne.
Kiedy więc Prasert się położył, Morozow ściągneła trampki, weszła na kanapę i położyła się na nim, spoglądając w sufit vana. Jej głowa leżała na jego obojczyku i mógł wyraźnie poczuć arbuzową woń jej szamponu do włosów. Pośladki kobiety znajdowały się na jego kroczu, ale nie wierciła się. Nie miała zamiaru go drażnić. Po prostu mieli sobie tak leżeć.
- Jesteś wygodny… - zauważyła i uśmiechnęła się, co usłyszał w tonie jej głosu.
- Nieprawda. Jestem twardy i żylasty, cały umięśniony… a nie jakiś tam wygodny - burknął żartobliwie. Następnie zaśmiał się nad jej głową. Powoli odprężał się.
Położył dłonie na jej brzuchu, tym samym obejmując ją. Tonął w woni arbuza. Zamknął oczy i oddychał głęboko tak długo, aż ich oddechy zsynchronizowały się z sobą. Następnie wolną ręką, której nie brakowało oparcie kanapy, pogłaskał ją po czole. Opuszkami palców musnął policzek i przesunął go na szyję. Tam pozostał chwilę dłużej, lekko ją łaskocząc przez moment i znów położył dłoń obok swojej drugiej. Teraz fizycznie była cała jego. Na dodatek w sposób niewinny, co wydawało się bardzo odpowiednie w świetle festiwalu chuci, na którym przebywał pod prysznicem Suttirata.
- Nie wiem czemu, ale czuję się wzruszony. Tyle ostatnio przeżyłem, że moje emocje robią się niestabilne… - mruknął, znowu wdychając jej zapach. - Ale teraz przy tobie... uspokajam się. Uważaj, bo jeszcze cię nie wypuszczę - zaśmiał się krótko i mocniej ją przytulił. Prawie zbyt stanowczo. Ale chciał, aby Nina poczuła jego obecność.
Kobieta nie opierała się, a nawet poczuł, że sama się odprężyła, leżąc na nim i dając mu głaskać. Odetchnęła z przyjemnością. Czuł jak jej serce biło nieco mocniej
- Jeśli chcesz, możesz mnie nie wypuszczać. Nie mam zamiaru tym razem cię zostawić samego na kolejny rok - powiedziała spokojnym tonem.
- To kuszące. Nawet tak nie mów. Teraz nie mam ochoty pozwolić ci odejść nawet na minutę, nie mówiąc o roku. Pewnie… nie zniósłbym tego. W ogóle ostatnio mam wrażenie, że nie jestem w stanie znieść bardzo wielu rzeczy.
- A co do twoich emocji… Cóż, to zrozumiałe. W takich sytuacjach, zawsze dobrze jest mieć kogoś, kto cię podeprze - powiedziała, jak znawca takich gównianych sytuacji. Musiała jednak mieć jakieś doświadczenie w tej kwestii, w końcu skoro pracowała już wcześniej w klimacie paranormalnych zjawisk, zapewne sama przeżyła nie jedno. Oparła dłonie na jego dłoniach i gładziła go po nich.
- To powiedz mi… kto w tej chwili podpiera kogo? - zaśmiał się.
Następnie zwolnił uścisk i nieco odchylił głowę do tyłu. Rozluźnił wszystkie mięśnie. Chciał zrelaksować się. Kompletnie odpocząć. Przy świadomości, że nie jest sam. Nina była drobna i nie ważyła wiele, jednak dzieckiem też nie przypominała. Mimo to Prasert lubił ten ciężar.
- Ilu Prasertów spotkałaś na misjach od tego czasu? I nie wstydź się. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie zasypiałaś każdej nocy, myśląc tylko o mnie. To byłoby niezdrowe.
“W moim przypadku było niezdrowe”, dodał w myślach.
- Żadnego. Mama wychowała mnie na grzeczną panienkę, która nie pakuje się do łóżka pierwszej lepszej osobie. To znaczy, że nie jesteś dla mnie zupełnie przypadkową osobą. Chciałam cię Prasert - powiedziała mu spokojnym tonem. Przymknęła oczy, czego ze swojej perspektywy Privat nie widział. Spięła się odrobinę, kiedy mu to mówiła, ale nie odniósł wrażenia, że kłamała, tylko że to było ważne wyznanie z jej strony i dlatego chciała, by nie wypadło źle wypowiedziane na głos.
Mężczyzna chwycił ją nieco mocniej, po czym bez ostrzeżenia przewrócił ich na bok. Teraz Nina opierała się plecami o oparcie kanapy i leżała na swojej lewej stronie. Miała przed sobą Praserta, który spoczywał na prawej. Morozow znajdowała się w kleszczach, uciskana z obu stron. Privat jednak nie dociskał jej zbyt mocno, aby mogła spokojnie oddychać i było jej komfortowo.
- Ja też cię chciałem. Wciąż cię chcę - mruknął nieco ochrypłym głosem. - Ale nie wiem, co we mnie widzisz. Jesteś jak te zwykłe, typowe turystki, które przyjeżdżają i szukają kogoś, z kim mogłyby spędzić czas…? Bo widzisz, może mnie chciałaś, ale tego bardzo nie odczuwałem przez następny rok. Czułem się odrzucony. Jakbyś zadrwiła ze mnie i dała tylko kilka przyjemnych chwil po to, abym miał za czym tęsknić. Wczoraj umarła moja bliska znajoma… choć to w sumie bardzo mocne słowo… ale jednak, z liceum. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jak bardzo życie jest krótkie. Boję się… że jeśli pozwolę sobie zakochać się w tobie… to będzie tak, jak gdybym umieścił wielki czerwony iks na twoich plecach. Nie chcę, żebyś umarła… nigdy…
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 11-02-2019 o 01:18.
Ombrose jest offline  
Stary 11-02-2019, 01:17   #36
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nina w pierwszej chwili wstrzymała oddech, kiedy wylądowała na boku. Zaraz jednak rozluźniła się i uśmiechnęła do niego. Wysłuchała co miał jej do powiedzenia, po czym oparła mu dłoń na ramieniu i zaczęła głaskać
- Jestem silną, niezależną… Choć drobną kobietą, ale wiem jakie niebezpieczeństwa grożą światu. Nawet bardziej niż przeciętny, szary człowiek, który myśli że szczytem są terroryści. Zaufaj mi. Nie chcę, byś się martwił, że możesz mnie stracić - powiedziała spokojnym tonem. Po czym przymrużyła oczy i przesunęła dłonią na jego szyję, a potem na policzek
- Jeśli chcesz, pocałuj mnie - powiedziała to nadal tym samym tonem, a jednak, Prasert poczuł że jego chęć złożenia pocałunku na jej ustach stała się wyraźniejsza i bardziej kusząca. Nie była jednak nieprzyjemna i czuł, że mógłby się jej oprzeć.
Privat nachylił się i musnął usta kobiety. Jego nos przesunął się po jej nosie. Nina miała idealną cerę, niczym modelki w kolorowych magazynach. Jakby chodziła po ziemi z nałożonym na twarz cyfrowym, photoshopowym filtrem. Skubnął jej dolną wargę zębami, jakby nagle zaciekawiła go jej mięsistość. Następnie… poczuł chęć, aby mocniej ją pocałować. Przydusił ją do oparcia i wsunął język pomiędzy wargi. Zaczynał aż drżeć z przejęcia. Poczuł również delikatne poruszenie w podbrzuszu. Nina była w potrzasku i podobało mu się to, choć na pewno zaprzestałby wszystkiego, gdyby chciała wyjść. Prasert nie był gwałcącym typem. Zwłaszcza po tym, czego doświadczył w mieszkaniu Suttirata.
Nina syknęła cicho, kiedy ugryzł ją w wargę. Nie wyglądało jednak na to, że coś jej się nie podoba. Kobieta zdawała się wręcz cieplejsza i cała napięta w oczekiwaniu na to co Prasert zrobi za moment. Jej oczy stały się lekko zaszklone i zamglone od przyjemności pocałunku i zapewne wizji tego co mogliby za chwilę robić. Przysunęła się, opierając o niego bardziej ciałem. Nie mieli wiele czasu, ale Morozow to chyba kompletnie nie przeszkadzało. Oparła dłonie na jego ramionach i przesunęła je na kark, zaczynając go gładzić i drażnić paznokciami.
Przesunął językiem po jej języku i wnet zaczęła rozpalać się w nim dziwna gorączka. Odchylił głowę do tyłu, przerywając kontakt i spojrzał na nią nieco zamglonym spojrzeniem. Po części nieobecnym, lecz również… dziwnie skoncentrowanym. Złapał ją za przedramiona i obrócił ich ciała gwałtownym pociągnięciem tak, że teraz ona leżała na kanapie, natomiast on znajdował się nad nią. Spojrzał w jej oczy, opierając się obydwiema dłońmi na kanapie w punkcie pomiędzy jej piersiami i rękami. Kolana trzymał po obu stronach bioder Niny. Nachylił się do jej ucha, jakby chcąc wyszeptać jej jakiś sekret… ale zamiast tego skubnął zębami płatek i krótko pocałował przestrzeń tuż pod nim. Wnet jego wargi zaczęły muskać linii jej szczęki i przeniosły się na szyję. Prasert lubił tę część ciała u kobiet, choć do końca nie wiedział dlaczego. Przesunął językiem po całej jej długości, jakby chciał sprawdzić smak Morozow. Następnie wytarł mokry ślad wargami.
Nina uśmiechnęła się uwodzicielsko, kiedy znalazła się plecami na kanapie i miała Privata nad sobą. Była ciekawa, co chciał jej powiedzieć, więc gdy ją zaskoczył, wstrzymała oddech i zaśmiała się króciutko na tę pieszczotę. Przechyliła głowę na bok, dając mu dostęp do swojej szyi. Miała ją smukłą i zgrabną, a jej smak w pierwszej kolejności skojarzył się Prasertowi z delikatnymi perfumami o zapachu kwiatów, by później na języku odczuł ich lekko spirytusowy posmak. Najwidoczniej kobieta użyła ich wcześniej i nadal pozostał na jej ciele. Tak jak przypuszczał i pamiętał, jej skóra była bardzo delikatna i miękka. Oddech Niny przyspieszył i musiała rozchylić lekko usta, żeby sobie pomóc. W vanie zaczęło się robić bardzo gorąco…
Prasert odchylił się, aby spojrzeć na kobietę znajdującą się pod nim. Pożerał ją wzrokiem. Następnie nachylił się i znów ją pocałował. Zastanawiał się, czy Nina wyczuwa spirytus na jego języku, kiedy złapał ją prawą ręką za odsłonięty bok. Przesunął nią po brzuchu i zagłębił ją pod materiał krótkiego topu. Chciał sprawdzić, czy kobieta posiadała biustonosz.
Nina miała na sobie delikatny, biały biustonosz z materiału. Miał koronkowy brzeg, co Prasert poczuł już pod palcami. Przymknęła oczy na moment, kiedy wsunął jej dłoń pod bluzkę, wyraźnie jego dotyk sprawiał jej radość i przyjemność. Mając dłoń na jej skórze Privat wyraźnie poczuł jaka była ciepła i jak mocno biło jej serce, kiedy przesuwał palcami po jej brzuchu i klatce piersiowej. Obserwowała go w milczeniu, ale wyraźnie mówiła mu spojrzeniem jak bardzo cieszyła się jego obecnością i jak bardzo go pragnęła.
Prasert roześmiał się. Z żadnej konkretnej rzeczy. Po prostu w tej chwili zapomniał o wszystkich troskach i czuł się po prostu szczęśliwy. Wsunął obie ręce pod plecy kobiety i rozpiął biustonosz. O dziwo poszło mu to zadziwiająco gładko i łatwo. Odchylił się i zaczął ściągać z niej top. Nina była taka piękna. Posiadała gładką, alabastrową skórę, którą chciał dotykać bez końca. Pięknie pachniała, a jej głos zdawał się taki zmysłowy.
- Będziesz musiała znieść cały rok wyobraźni i oczekiwania… - uśmiechnął się do niej, kiedy bluzka leżała już obok. - Mam nadzieję, że twoja agencja nauczyła cię pokonywać potwory… które napotkasz.
Znów zaśmiał się.
- Przyznaję, to było złe.
Wnet biały materiał już nie pętał piersi Morozow. Ich widok zahipnotyzował Praserta. Nachylił się nad prawym sutkiem i czym prędzej zaczął go ssać. Niczym niemowlę, które trafiło do matki po miesiącu głodówki. Lewą rękę położył na drugiej piersi. Jej sprężystość działała na jego dłoń lepiej niż najsilniejszy klej. Nina posiadała bardzo proporcjonalny biust do sylwetki. Nęcił i hipnotyzował Praserta. Językiem bawił się stwardniałym sutkiem czując, że sam również stwardniał.
Morozow nie ruszała się, ale jej mina wyrażała delikatne zniecierpliwienie, to jednak ustało, gdy tylko Prasert zajął się jej biustem. Westchnęła z zadowoleniem i zaśmiała się delikatnie, jakby to jak drażnił ją językiem bawiło ją. Jakby delikatne dreszcze, jej ciało odczytywało jako łaskotki. Kobieta zaczęła się nieco wiercić, ale nie uciekała mu. Wygięła plecy w łuk, dając mu lepszy dostęp do swego biustu. W vanie robiło się ciepło, ale mimo wszystko jej skóra odczuwała, że było jej teraz chłodniej niż w staniku i koszulce. Na jej delikatnym brzuchu pojawił się ślad gęsiej skórki, ale to sprawiło tylko, że jej sutki stwardniały i ściemniały bardziej, drażnione jego dotykiem. Na bladych policzkach Niny wykwitły wyraźne rumieńce podniecenia. Nie wstydziła się przed nim, wiedziała, że wyglądała dobrze i można jej było pozazdrościć urody. Przyjemność jednak zawsze malowała jej twarz takim pięknym makijażem, który z tej perspektywy Prasert mógł doskonale oglądać. Otarła udami o siebie po czym przesunęła kolano nieco w górę by podrażnić nim krocze Privata. Był tak wystawiony, że aż się o to prosił.
Mężczyzna jęknął cicho, kompletnie nie spodziewając się tego ruchu z jej strony. Tajlandia była ciepłym krajem i wychodząc z domu, nie ubierano dziesiątek warstw ubrań. Cienki materiał bokserek i spodenek nie stanowił prawie żadnej bariery. Kiedy spojrzał na siebie, ujrzał podłużny kształt rysujący się pod spodem. Bez wątpienia Nina wiedziała, gdzie celować.
Prasert rozpiął guzik jej jeansów i zaczął zsuwać materiał z jej ud, patrząc jej prosto w oczy. Kręciło go to, że sam był całkowicie ubrany, podczas gdy Morozow stopniowo stawała się naga. Wyzuł trampki z jej stóp, aby nogawki mogły łatwo przejść przez stopy. Spojrzał na bieliznę, jaką Nina posiadała.
Prasert zauważył, że jej bielizna współgrała. Majtki były z tego samego kompletu co góra. Zaskakująco dobrze pamiętał, że gdy spotkali się za pierwszym razem, nie pasowały do siebie, więc kobieta tym razem przygotowała się, żeby jej bielizna pasowała, po to by zapewne sprawić Prasertowi więcej przyjemności z obserwowania jej. Kiedy tylko ściągnął z niej jeansy do łydek, pochylony zauważył, że materiał jej majtek był nieco wilgotny. Nie mógł dostać lepszego potwierdzenia na to, że Rosjanka chciała go tu i teraz. Pomagała mu, nieco poruszając nogami i wysuwając je z opiętych nogawek. Za moment jej smukłe nogi zostały uwolnione. Spodnie wylądowały na podłodze vana obok trampek. Nina uniosła się na łokciach i spojrzała na Privata wyczekująco.
- Czekałam długo, żeby znów cię spotkać. Tyle samo co ty mnie Prasert - powiedziała poważnym tonem, choć wkradała się do niego nuta pożądania.
Privat spojrzał na nią uważnie, jakby zastanawiając się nad jej słowami… po czym uśmiechnął się. Najwyraźniej jakaś myśl przyszła mu do głowy, ale nie podzielił się nią, tylko krótko zaśmiał się.
- Usiądź - mruknął, po czym pociągnął ją do tej właśnie pozycji. - Na środku kanapy, plecami do oparcia.
Nina uniosła brwi w zaciekawieniu i niemym pytaniu, ale uznała, że wykona jego polecenie.
Kiedy to zrobiła, podciągnął jej nogi do góry tak, że musiała położyć stopy na płaszczyźnie siedzenia. Prasert zrobił krok do tyłu, oceniając ją wzrokiem. Bezczelnie patrzył na włosy, teraz w nieładzie oraz błyszczące, niebieskie oczy. Niżej znajdowały się nagie piersi, ramiona, brzuch… Uda Niny były szeroko rozstawione na kanapie i to właśnie ich widok najmocniej oddziaływał na Praserta. Następnie krótko spojrzał na stopy, po czym zawiesił wzrok na jej bieliźnie. To było jedyne ubranie, jakie kobieta posiadała i nadawało się do wymiany, jak Privat z radością i pewną dumą spostrzegł.
Następnie opadł na kolana. Ręce trzymał przy sobie, nie dotykając nimi Niny.
- Masz się nie ruszać - polecił. - W ogóle.
- Oh, to będzie trudne, jeśli dalej będziesz obserwował mnie w ten sposób… - powiedziała z rozweseleniem, ale i pragnieniem. Tak jakby zaschło jej w ustach.
Pocałował duży palec u jej prawej stopy, następnie jej bok. Musnął wargami kostki, a następnie przesunął się na łydkę. Ssał, zostawiając malinki, lekko przesuwał zębami, całował, lizał. Zajął się teraz na wewnętrzną stronę uda. Delikatnie musnął ją zarostem, obserwując reakcje kobiety.
Nina lekko chichotała, gdy zostawiał na jej skórze malinki. Nie kazała mu przestać, to były jak symbole jego pożądania, jak mogłaby mu czegoś takiego zabronić. Kiedy drażnił zarostem wnętrze jej uda drżała lekko. Tymczasem Prasert z tej odległości mógł poczuć wyraźnie zapach jej rozgrzanej skóry i to jak bardzo go potrzebowała było dla niego niezwykle widoczne. Ta kobieta, która przebyła pół świata, aby z domu dostać się do Tajlandii, potrzebowała go, jak nikt inny. Już raz to kiedyś odczuł, a teraz mógł spróbować tego niesamowitego doznania na nowo.
Prasert podążał dalej. Przestał drażnić nogę kobiety i spojrzał na materiał bielizny. Delikatnie chwycił go zębami na samym środku i pociągnął do siebie, aż paski zaczęły wżynać się w ciało kobiety. Następnie puścił, a tkanina sprężycie powróciła do kobiety. Nina aż podskoczyła, zaskoczona i rozbawiona doznaniem. Sprawiało jej przyjemnosć, jak mężczyzna się z nią droczył. Privat był ogromnie podniecony. Oddychał ustami i oblizał wargi, po czym ponownie złapał materiał majtek, tym razem za jej prawy brzeg. Odgiął głowę do tyłu. Ujrzał część jej kobiecości, ale wnet poluzował uścisk szczęki. Tylko po to, aby zrobić to samo od drugiej strony. Nina czuła ciepło Praserta. Nawet nieświadomie drażnił ją oddechem, a za każdym razem, kiedy bielizna powracała na jej ciało, otrzymywała dodatkowe wrażenia. Nie były zbyt mocne, ale kumulowały się z czasem. Privat postępował niespiesznie, chcąc jak najbardziej uwrażliwić ją nawet na najmniejsze jego muśnięcie.
- Ja czekałem rok, ty czekałaś rok… możesz poczekać jeszcze trochę - Prasert uśmiechnął się do niej jakby złośliwie, po czym przesunął wargi na prawe udo kobiety. To, którego jeszcze nie dotykał. Muskał je zębami, całował, ssał. Zaczął robić to coraz silniej i bardziej namiętnie… jednak nie tam, gdzie Nina tego potrzebowała.
Nina syknęła
- Oj… Zapamiętam to sobie - powiedziała trochę żartobliwie, a trochę tak jakby obiecywała mu, że za jakiś czas naprawde wytnie mu numer i Prasert ją popamięta. Trudno w to było jednak uwierzyć, kiedy między jej słowa wdzierało się lekkie posapywanie i wzdychanie, kiedy jego usta, czy zęby drasnęły delikatne miejsce na jej udzie i przesyłały po jej ciele dreszcz niepokoju i podniecenia. Czekała. Zaskakująco cierpliwie. Drżała tylko i co jakiś czas przesuwała paznokciami po materiale kanapy, co wydawało przyjemny dźwięk, w końcu ta była skórzana i czarna. Blondynka starała się nie ruszać, tak jak Prasert jej polecił i aż przygryzała wargi, starając się powstrzymać niektóre odruchy, zwłaszcza gdy nieco ją łaskotał.
Przesunął usta na łydkę, a potem niespiesznie bawił się stopą… następnie zaczął wracać tym samym szlakiem z powrotem w okolice podbrzusza kobiety. Tym razem pocałował je przez materiał. A następnie wyciągnął język i zaczął nim ją masować. Wnet bielizna była kompletnie przemoczona przez mieszankę śliny Praserta oraz wilgoci Niny.
- Teraz to ja nie mogę się doczekać - Privat cicho westchnął, jak gdyby został pokonany w grze, której zasady sam układał. Im bliżej znajdował się, tym czuł się bardziej nakręcony. Z drugiej strony, Nina wciąż była przykryta i nic nie widział. To jednak aktywowało jego wyobraźnię, a tej mu w tej chwili nie brakowało.
- Rozbierz i weź mnie wreszcie - ponagliła go wreszcie, nie mogąc już znieść tego czekania, które jej zapewnił Prasert. Zdecydowanie chciała, żeby zajął się nią już i natychmiast. Potrzebowała go. Wyraźnie bardzo. Złapała go rękami za ramiona i przyciągnęła wyżej, by móc pocałować w usta. Opuściła nogi, łamiąc zasadę, że miała się nie poruszać. Najwyraźniej Morozow już nie mogła znieść ani chwili dłużej i jeśli on za moment nie da jej tego, czego chciała, to była gotowa sama to sobie wziąć.
Prasert pocałował ją bardzo mocno, po czym roześmiał się.
- Wygrałem! I to na samym końcu, kiedy myślałem, że naprawdę przegram… - uśmiechnął się szeroko. - Skoro złamałaś zasady… należy cię ukarać.
Złapał materiał jej bielizny z boku i bardzo mocno pociągnął. To bez wątpienia musiało ją zaboleć, choć majtki wcinały się nie we wrażliwe miejsca, a jedynie jej biodro. Znowu pocałował ją mocno, smakując język, kiedy wreszcie usłyszał ciche trzaśnięcie pierwszego szwu. Odsunął się nieco, aby zaczerpnąć powietrza. Ciągnął jeszcze mocniej, aż wreszcie pasek pękł, a w dłoni Praserta została uszkodzona bielizna. Podniósł ją i przesunął po twarzy. Zaciągnął się zapachem Niny. Tak bardzo podniecił się, że głowa zaczęła go boleć. Może dlatego, bo zbyt wiele krwi nie docierało już do niej. Następnie rzucił bieliznę gdzieś za siebie. Morozow była całkowicie naga, rozpalona i mokra. Nagle ubrania zaczęły go uwierać. Poczuł, jak jego penis wysunął się z napletka, podążając jedną z nogawek bokserek. Wrażliwa żołądź ocierała się o szorstką skórę ud i części spodenek, co było trochę nieprzyjemne, a trochę… wprawiające w istną gorączkę. Zacisnął ręce na biodrach Niny. Chciał dotykać jej jednocześnie w każdym możliwym punkcie. Miał ochotę objąć ją mocno i przykryć przed całym światem, aby nikt nie mógł mu jej zabrać. Aby była całkowicie jego i tylko jego.
Nina zacmokała
- Przegrałam, wygrałam. To nie jest ważne - stwierdziła. A gdy rozerwał jej majtki, zerknęła na nie i pokręciła głową, rozbawiona
- Barbarzyńsko potraktowałeś moją garderobę… - skwitowała, ale rozbawionym, roznieconym tonem. Odpowiadała z rozkoszą na jego pocałunki, a teraz była przed nim całkiem naga i nie było wątpliwości, że go chciała. Złapała dłońmi za rozporek jego spodni i rozpięła mu je zręcznie. Za chwilę złapała za nogawki i ostro pociągnęła w dół. Może i mogło zaboleć, ale tylko wyraźnie było widać, jak mocno Nina go chciała, że aż tak jej się spieszyło do tego, by był równie nagi co ona teraz.
- To całe barbarzyństwo… nie sądzę, aby miało ograniczyć się tylko do garderoby - Prasert cicho mruknął, trochę do siebie, trochę do Niny. Nawet nie uśmiechał się. Znajdował się w takim stanie, że tego typu reakcje mimiczne… wymagałyby ze strony jego umysłu choć trochę uwagi… Natomiast on myślał tylko o jednym.
Ściągnęła mu je nieco poniżej kolan, po czym zostawiła, żeby poradził sobie z nimi sam. Teraz jej dłonie dorwały się do jego bokserek. Nie ściągała mu ich jednak. Zaczęła palcami, delikatnie głaskać jego nabrzmiałą, potrzebującą uwagi męskość. Widziała przez delikatny materiał jak bardzo jej potrzebował. Dręczyła go delikatnym dotykiem. Na ustach Niny pojawił się usmiech satysfakcji i zadowolenie.
Prasert pocałował ją mocno, po czym wyrwał się jej. Tak, że nie mogła już go dotykać. Obawiał się, że jeszcze chwila i dojrze przez materiał w tej właśnie chwili, a na to naprawdę nie mógł pozwolić. Ostatni raz uprawiał seks prawie dokładnie rok temu i był w nim niedoświadczony. Natomiast Nina była bardzo atrakcyjną kobietą i choć do tej pory nie stymulowała go, to nawet nie musiała. Oddziaływała na jego psychikę samym swym wyglądem. Privat musiał odpowiednio to rozegrać. Jak gdyby zbliżenie nie było po prostu zbliżeniem… ale pewną grą. Właśnie dlatego mocno ugryzł się w policzek, aby trochę bólu ostudziło go choć trochę. Zniżył się na kolana i spojrzał na krocze Morozow. Nie mogła ujrzeć, że wcisnął dłonie w ranę na ręce, aby odczuć kolejną porcję udręczenia. Tym razem niezwiązanego z pożądaniem. Pocałował jej wargi, po czym wsunął pomiędzy nie język, nie przestając naciskać na dłoń. Potem zaczął ssać, jakby miał na celu spożycie każdej kropli soku, jaka znajdowała się w Ninie.
Morozow jęknęła, kiedy wreszcie usta Praserta dobrały się do jej kobiecości. Blondynka oddychała głębiej, ale bardzo szybko. Im dłużej trwały pieszczoty, tym bardziej przyspieszał jej oddech. Przytknęła dłoń do ust, na moment zagryzając zęby na palcu wskazującym. Uśmiechnęła się. Rozchyliła szerzej uda, wystawiając mu się bardziej i obserwowała go. Z pełną premedytacją. Sprawiało jej chyba dodatkową rozkosz patrzenie na niego między swymi udami.
- Tylko nie przestawaj - poprosiła go, jej głos załamywał się, kiedy wreszcie nie mogła już skupić się na niczym innym, poza ruchami ust i języka Privata.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 11-02-2019, 01:20   #37
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Prasert nie zamierzał. Ale chwilowo odchylił się, aby spojrzeć na to, czym się zajmował. Następnie umieścił dłonie po obu bokach i rozchylił wargi większe, by spojrzeć na mniejsze… Tak dużo wilgotnej, gorącej błony śluzowej zaprojektowanej ewolucyjnie tylko po to, aby sprawić mu przyjemność. Ta myśl… wydawała się dziwna i obca. Jak gdyby był biologiem na miejscu zdarzenia, a nie kochankiem. Chyba wariował. Na pewno zwariował. Wysunął koniuszek języka na łechtaczkę i zaczął ją stymulować. Na początku brutalnie, silnie, mocno, aby Nina zaskoczyła się i zacisnęła na jego głowie uda. Potem nieco słabiej i leniwiej, aby mogła odpocząć. I znowu nabrał tempa… Przechylił nieco głowę, aby znaleźć miejsce dla ręki. Wsunął jeden palec do gorącego, ciepłego wnętrza Niny. Jak miał się tam zmieścić innymi częściami ciała? Próbował ją rozluźnić. Sprawiał jej przyjemność językiem, kiedy zastanawiał się nad problemem. Wcale nie posiadał nadnaturalnych rozmiarów, lecz mimo wszystko… Bał się, że jeśli poczuje na sobie taki ucisk, to wystarczą może trzy pchnięcia, aby… Wsunął drugi palec. Musiał rozluźnić ją tak bardzo, jak to tylko możliwe…
Kobieta jęknęła głośno. Nie mogła się powstrzymać naprzeciw takim doznaniom jakie zapewniał jej Prasert. Ewidentnie potrzebowała go. Nie panowała nad tym jak mocno zaciskały się mięśnie jej wnętrza na jego palcach. Miał wręcz wrażenie, że jeśli wsunie w nią swój członek, Nina go wydusi i wydoi. Dwa palce, to nadal było mało dla siły takich mięśni i to tak potrzebujących. Najwyraźniej teraz oboje potrzebowali siebie nawzajem z czystej, nieludzkiej chuci, a na romantyczność jeszcze znajdzie się czas w ciągu najbliższych dni. Kobieta wierciła się i ku wielkiemu zaskoczeniu Praserta, wcale nie musiał jej długo stymulować, nim doszła i jęknęła głośno, milknąć momentalnie. Kolana jej drżały, ale popatrzyła na niego
- Chodź… Weź mnie… Jeszcze - mówiła zdyszanym, podekscytowanym głosem. Zachęcała go. Chciała by jej dotykał.
Kiedy poczuł, że orgazm targnął ciąłem Morozow, Prasert prędko wyciągnął palce i wsunął język w jej krocze tak głęboko, jak tylko mógł. Upewnił się, aby był jak najbardziej wilgotny i ociekający śliną. Zamknął oczy. Dlaczego sprawiało mu to tyle przyjemności? Przecież nie stymulowało go to fizycznie. Jednak sama rozkosz psychiczna wystarczyła, by chciał wejść jeszcze głębiej i głębiej… przywarł ustami do warg Niny niezwykle mocno i rozpaczliwie, chcąc penetrować ją jak najdalej. To, że wierciła się, okropnie na niego oddziaływało. Przypominało o tym, że ma przy sobie prawdziwą, żywą istotę, która doświadcza właśnie tego, co chciał jej dać. Kiedy rozkosz kobiety nieco ostudziła się, wycofał głowę. Otarł strużkę potu spływającą po czole. Patrzenie na nią w tej chwili sprawiało mu tak wielką przyjemność. To, że rzeczywiście była dość ciasna… sprawiło, że pomyślał, że może rzeczywiście nie było zbyt wielu Prasertów od tego czasu, kiedy kochali się w łabędziej łódce. Tyle że wtedy obydwoje byli zalani alkoholem i niestety Privat nie pamiętał tak wiele, jakby chciał. Nie doszedł od razu tylko dlatego, bo etanol skutecznie go hamował. Tak właściwie… naprawdę żałował, że sklep monopolowy po dwudziestej drugiej okazał się bezużyteczny. Chętnie łyknąłby teraz coś mocniejszego.
- Jeszcze raz? A jeśli serce ci stanie? - zapytał Prasert, nachylając się nad piersią Niny. Wciąż pozostawał na niej ślad jego języka. Znów zaczął ssać. Tym razem podnosząc wzrok na jej twarz.
- Nie stanęło… Jak pilotowałam helikopter, to nie stanie i teraz - wysapała chcąc więcej jego dotyku.
- Mam nadzieję, że jestem bardziej seksowny od helikoptera… - mruknął Prasert. - Chyba że to śmigłowce tak cię podniecają… - lekko i cicho zaśmiał się do piersi Niny.
- Proszę weź mnie… Weź mnie już, Prasert - przeciągnęła jego imię jak melodię, która sprawiała jej ogrom satysfakcji. Blondynka oparła dłonie na jego policzkach i odciągnęła jego głowę od swojej piersi tylko po to, by złożyć mu na ustach nerwowe, rozniecone pocałunki. Wcisnęła mu język do ust. Jej dłonie przesunęły się na jego szyję, oraz ramiona zaczynając drapać. Kobieta była wręcz w amoku, tak bardzo go potrzebowała. Teraz. Natychmiast.
Privat bardzo mocno reagował na jej żwawość. Miał nadzieję, że nie za mocno. Ściągnął koszulkę i rzucił ją na bok, po czym przylgnął do jej biustu swoją klatką piersiową. Czuł twarde sutki na swojej skórze. Delikatna smuga własnej wilgoci znalazła się na jego udzie. Miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Gdyby ktokolwiek im teraz przeszkodził, zabiłby go na miejscu i z dumą przyjął dożywocie. Teraz sam miał na sobie tylko bieliznę. Wnet ściągnął ją, stojąc przed nią komplet nagi…
- Chodź… na kanapie nie ma miejsca - mruknął, po czym objął ją nad biodrami i uniósł. - Opleć mnie udami - polecił. - Żebyś nie spadła.
Dotyk jego twardej, gorącej klatki piersiowej na jej skórze zadziałał na Ninę jak zapłon wyrzutni rakiety kosmicznej. Błyskawicznie wstała, żeby stanąć stopami na kanapie, po czym praktycznie wskoczyła na niego. Zgrało się to z tym, jak on ją uniósł więc mimo że była lekka, było mu ją unieść jeszcze łatwiej. Zaplotła nogi w okolicy jego krzyża i teraz Privat czuł na całej powierzchni swojej klatki piersiowej, ciepło i nacisk jej ciała. Zaplotła ręce na jego karku i uśmiechnęła się, całując go w szczękę. Była ciekawa co zamierzał zrobić z nią teraz Prasert. Miała wiele myśli i każda podniecała ją jeszcze bardziej. Nie poganiała go. Chciała mu dać przyjemność kontroli w sytuacji, zwłaszcza że w życiu, to zwykle ona miała władzę nad wieloma sprawami.
Mężczyzna przetrzymał jej plecy lewą ręką, natomiast prawą pochwycił pośladek. Następnie lewa chwyciła drugi. Mocno zacisnął uchwyt, chcąc zebrać w dłonie jak najwięcej. Miał wrażenie, że obecność kobiety jest jego kolejną udręką i torturą, tyle że tym razem, dla różnorodności, nie z powodu bólu lub cierpienia, lecz przyjemności. Czuł powyżej podbrzusza krocze Niny, które do niego przywierało, tak gorące i wilgotne. Prasert był tak twardy, że penis zaczął go boleć. Jak gdyby ilość krwi rozsadzała naczynia. Nie mogło znajdować się w nim więcej osocza, lecz to nie przestawało płynąć. Odchylił od siebie pośladki Niny i spróbował w nią wejść. Jednak nie mógł odpowiednio nakierować, przez co wyglądało to jak kolejna zabawa, następne drażnienie się. Żołądź przemykała po jednej wardze, drugiej, kilka razy trafiła w przesmyk pomiędzy nimi… po czym prześlizgiwała się wyżej, w stronę wzgórka łonowego. Prasert jęknął z przyjemności. Zrobił krok do tyłu i oparł się o ścianę vana. Na szczęście była chłodna i metalowa, co było w tej sytuacji zbawienne.
Nina ugryzła go w szyję, gdy po raz kolejny drażnił ją i nie zaspokajał jej oczekiwania. Zaraz jednak oparli się o ścianę vana i to ułatwiło mu trafienie we wnętrze kobiety. Wsunął się w nią co wywołało u niej jęk - bólu i przyjemności. Tymczasem Prasertowi aż się zrobiło na kilka sekund słabo, od uścisku jaki zapewniała mu Morozow. Zamarli w takim połączeniu na kilka sekund, przyzwyczajają się do swoich ciał ponownie. Nina podniosła głowę i spojrzała mu w oczy
- Cudownie… Jesteś cudowny. Idealny - powiedziała mu spokojnym tonem. Pocałowała go w usta i poruszyła się pierwsza, nadając mu leciutki, powolny rytm. Pokazując. Przypominając jakie to uczucie być w niej.
Wrażenia zmysłowe były wielkim kowadłem, które spadły na głowę Praserta. Natomiast jej słowa okazały się jeszcze bardziej… druzgoczące. Privat czuł się tak szczęśliwy, że wszystko go bolało. Ciało, umysł, dusza. Miał wrażenie, że jego nogi zaraz załamią się, ale nie z powodu ciężaru Niny, tylko emocji. Bardzo mocno ją przytulił. Troszkę inaczej niż wcześniej. Przedtem było w tym głównie pożądanie i czysta chęć posiadania. Teraz promieniował ciepłem i to nie tylko fizycznym. Spojrzał na nią tak, jak spogląda się na kochane osoby, a ona to zauważyła. Kiedy przystosował się do wolnego rytmu, sam zaczął się poruszać. Wnet emocje nieco przygłuchły, a na ich miejscu znowu pojawiło się zwierzęce pożądanie. Poruszał lędźwiami, wchodząc w nią, a akompaniował temu głośny huk zderzenia jej pośladków. Nina była szczupła i całkiem wysportowana, dlatego pomagała mu, wypreżała się, dostosowywała. Wyginała się tak, że wchodził w nią całkiem, aż do jąder, a potem wychodził tak, że pozostawał w niej tylko jego żołądź. Z każdą sekundą ponownie pokonywał jej ściany, czując jej lepkość, ciepło, sprężystość… Prasert doszedł do wniosku, że jeśli umrze i przypadkiem trafi do nieba… ale nie będzie czuł się w nim tak, jak teraz… to nie będzie to żadne niebo. Tkwił tylko w tym momencie. Nie było żadnych problemów, trosk, kłopotów. Nikt nie cierpiał, nikogo nic nie bolało, wszyscy żyli. Nina i Prasert wywalczyli dla siebie ten mały ułamek wszechświata, jakim było wnętrze vana i znaleźli się w nim całkowicie sami. I całkowicie szczęśliwi. Była taka ciepła, taka sprężysta, silna, wspaniała, dumna… I kochała go. Przynajmniej w tej chwili. Mózg Privata szwankował, zalewany endorfinami. Nie znał tego uczucia, nie licząc tego, co przeżył rok temu. Przez kilka minut. Miał wrażenie, że czas i przestrzeń zagina się wokół niego. Takie przeżycia… zmieniały ludzi. Tworzyły nierozerwalne więzi. Privat uświadomił sobie, że od teraz… czy może nawet od wcześniej… aż do końca życia… w jego sercu zawsze będzie to jedno, specjalne miejsce, zarezerwowane tylko dla Niny. Ona musiało czuć to samo. Znajdował się w niej, a ona na nim. Doznawała przyjemności tak wielkiej jak ta, którą on odczuwał. Wcześniej zastanawiał się, dlaczego każdego dnia budzi się, wstaje, próbuje… być może właśnie dlatego. Istniała mała szansa, naprawdę niewielka, by doznać takiego cudu… jednak istniała. A właśnie teraz on znajdował się w niej. I nie sam. Z drugim człowiekiem. Którego kochał.
Cokolwiek czuła do niego Nina, na razie było zagadką. Zdecydowanie jednak dała mu już do zrozumienia, że pragnęła go fizycznie i troszczyła się o niego w takich kwestiach jak psychika i samopoczucie. Chciała mu zapewnić również bezpieczeństwo, w końcu przyrzekła mu, że go obroni przed tym co go nęka, a z czym sam nie mógł sobie poradzić.
Łączyła ich ważna rzecz, której nie chcieli przerywać. Kobieta poruszała się na nim, a on wykonywał ruchy w odpowiedzi na jej. Napięcie między nimi urosło do takiego stopnia, że w końcu musiało osiągnąć szczyt.
Żadne z nich nie myślało teraz o niczym innym jak wspólnym dojściu do tego ekstatycznego uczucia zaspokojenia. To było zupełnie co innego niż samozaspokajanie. Przy drugiej osobie, było zupełnie inaczej. Prasert znowu mógł tego doświadczyć, teraz w pełni świadomie
- Uwielbiam cię. Nie opuszczaj mnie - poleciła cichutko, uwielbiając go tonem swego głosu.
Privat poczuł wilgoć w kącikach oczu.
- Nawet nie żartuj - mruknął. - Ostatnim razem, jak to miało miejsce, zniknęłaś. I kazałaś mi kochać ducha… Do czasu kiedy duchy zaczęły kochać mnie… wtedy znowu się pojawiłaś… - zawiesił głos.
Opadł na kolana, wciąż będąc wewnątrz niej. Czuł się pijany z powodu całej tej sytuacji. Nina była taka piękna. Mógł spoglądać na jej twarz godzinami i podziwiać ją tak, jak turyści w muzeum w Luwrze, skłębieni przy Mona Lizie. Położył ją na zimnej podłodze, nie wychodząc z niej. Następnie przywarł do niej. Jej szczupłe, lecz miękkie ciało było przy jego twardym i napiętym. Dwie sprężyste krągłości tańczyły poniżej jego własnych sutków. Z jednej strony Ninę mroziło w plecy, a z drugiej rozpalało w brzuch. Mocno chwycił jej głowę w obydwie dłonie. W tej chwili… byli praktycznie jedną osobą. Nagle zrozumiał o co chodziło w tym powiedzeniu o dwóch połówkach. Bo teraz stanowił z kimś całość. Pchał mocno i wychodził. I znowu. Nie spodziewał się nigdy, że bliskość może być tak… intymna. Nie raz oglądał różnego rodzaju filmy i ludzie robili to w nich tak po prostu. Bez większych refleksji. Natomiast w praktyce… każdy dotyk, każde muśnięcie odciskało się mocno na jego psychice. Dotykało go głęboko. Muskało rdzeń tego, kim jest. Co kilka sekund zdarzał się taki moment, gdy zapominał o tym, gdzie jest, kim jest, z kim jest, po co jest… Po prostu tkwił. Nirwana rozciągała się nad nim… Nad nimi… Niczym podwójna tęcza.


Ich zbliżenie trwało i sami nie wiedzieli ile dokładnie minut upłynęło. Nie mieli wiele czasu i najwyraźniej tylko Nina o tym pamiętała, ale w żaden nieuprzejmy sposób nie informowała o tym Praserta.
Dopiero po wszystkim, kiedy leżał z głową ułożoną na jej piersi, a ona gładziła go palcami po włosach, bawiąc się ich kosmykami odezwała się w końcu, wybudzając go z delikatnej, krótkiej drzemki, której mężczyzna potrzebował
- Będziemy musieli się za jakąś chwilę ubrać… - powiedziała, wybudzając go. Smyrała go opuszkami palców po plecach. Głaskała i wcale nie pomagała mu w rozbudzaniu. Westchnęła głębiej. Ich oddechy od dłuższej chwili były niemal zupełnie zsynchronizowane i taka drobna zmiana mogła zdecydowanie zwrócić uwagę Praserta. Blondynka wyglądała na rozanieloną, ale zdecydowanie mocno zmęczoną.
Oczywiście, że była zmęczona, przecież sama mu powiedziała gdy się obudził, że nie zmrużyła tej nocy ani minuty. Ile już nie spała? Dobę? Więcej? i wyglądało na to, że choć powinna się zdrzemnąć, nie zamierzała, bo mieli jakieś zadanie do wykonania. Była silną kobietą, z charakterem, a jednak teraz w jego ramionach była taka delikatna i miękka. Kobieca i subtelna. Nina Morozow łączyła w sobie wspaniałe cechy europejskich dam.

Prasert podziwiał Ninę za to, że była w stanie mówić. Jego własny orgazm kompletnie roztrzaskał jego umysł. Te zwykle trwały krótko, może dwie, trzy sekundy, i ich głównym zadaniem było pozbycie z niego napięcia. Natomiast teraz… przeżył rozkosz, która rozciągała się… i rozciagała… I przestała trwać dopiero wtedy, gdy musiał znowu zaczerpnąć powietrza z powodu niedotlenienia. Jeszcze kilka razy poruszył się wewnątrz Niny, czując wilgoć własnej spermy, która oblepiała jej wnętrze. To było takie dziwnie przyjemne uczucie. Miał wrażenie, że mógł wszystko i nic nie było niemożliwe. Był potężny, wspaniały i pożądany.
- Zmęczyłaś się? - Privat zapytał Ninę, wciąż z niej nie wychodząc. Choć wiotczał, pragnął w niej pozostać. - Nie spałaś w nocy, prawda?
Nie był w stanie sformułować jakiejkolwiek błyskotliwej myśli. Tak naprawdę pytania, które zadał, również nie zdawały się szczególnie mądre. Wypowiadał cokolwiek… Nagle przyszło mu do głowy, że lubi dźwięk własnego głosu. Może byłby w stanie wymyślić jeszcze jakieś pytanie…
Nina uśmiechnęła się i pogłaskała go znowu po głowie
- Nie spałam to fakt i jestem cholernie zmęczona, ale odpocznę później, jak przeszukamy mieszkanie twojego kolegi, a potem zawieziesz mu rzeczy do szpitala. Wtedy trochę się prześpię - obiecała tonem grzecznej uczennicy. Nie poruszała się, czekając aż to Privat wstanie pierwszy. Nikt nie zakłócił im tej radosnej, przyjemnej chwili rozkoszy tylko dla nich.
Do czasu. Na biurku, koło komputerów leżał telefon i w tej chwili zaczął właśnie dzwonić, hałasując po wnętrzu vana.
Praserta trochę to irytowało, a trochę… nie obchodziło. Wciąż leżał na Ninie i czuł się doskonale. Wyszedł z niej, pozwalając spermie wylać się na zewnątrz. Następnie postawił swoją mokrą męskość nieco wyżej na jej ciele i pocałował mocno w usta. Odsunął się i powędrował dłonią w kierunku jej lędźwi. Delikatnie zaczął je masować, jakby pragnąc, aby Morozow wchłonęła w siebie wszystko, co w niej pozostawił. Zamruczał z przyjemności.
- A może wrócimy do początku… Ja położę się na kanapie, ty na mnie i oboje zaśniemy… I zostaniemy tak po kres wszechświata… - zaproponował.
Blondynka mruknęła i zerknęła w stronę biurka i telefonu. Zignorowała go, a ten po chwili zamilkł
- Cóż, nie możemy. Przynajmniej w tej chwili. Pamiętaj, że mam tu do zrobienia różne rzeczy. Jak to się powiada, ‘Najpierw praca, a później przyjemność’. - rzuciła i uśmiechnęła się do niego, po czym usiadła. Podniosła się na jedno kolano, po czym sięgnęła pod kanapę i wyciągnęła z niej torbę sportową. Z jej wnętrza wyjęła ręcznik, którym zaraz się wytarła. Taki sam, drugi podała Prasertowi. Na razie nie mieli jak się wykąpać, więc musieli sobie jakoś poradzić w obecnej sytuacji. Kobieta wyraźnie niechętnie wyciągnęła z torby nową bieliznę i zaczęła się powoli ubierać.
Privatowi podobał się brak łazienki. Cieszył się z tego, że nie zmyją się z siebie od razu. Przetarł ręcznikiem krocze i usiadł na kanapie, wciąż nagi.
- Ale będziemy tego żałować - mruknął. - Że nie wsiedliśmy w pociąg i nie uciekliśmy tak daleko, jak to tylko możliwe. To miasto jest toksyczne, Nina. Może promieniować cudownie żywym chaosem, ale jest w nim zaraza. Złe ziarno, które może pożreć. Zwłaszcza wtedy, kiedy jesteś świadoma jego istnienia… jak my jesteśmy. Udajmy się na stację, kupmy bilety i ucieknijmy daleko stąd. Zaszyjmy się w jakimś tanim miejscu i kochajmy się co dzień, co noc, co godzinę, co chwilę… - pochwycił jej dłonie, przyciągając ją do siebie.
Nina do tej pory zdążyła już założyć nowe majtki i dopięła stanik. Wylądowała mu więc na kolanie okrakiem ubrana jedynie w bieliznę. Uśmiechnęła się do niego
- Oh, bardzo chętnie. Składasz mi najprzyjemniejszą propozycję na świecie, ale nie mogę. Mam obowiązek wobec świata i swoich przełożonych. Choć zapewniam cię, kiedy zamkniemy sprawę w Bangkoku zabiorę cię na wakacje i będziemy uprawiać seks, spać jeść i uprawiać seks. A potem uprawiać go znowu - zapewniła go i pocałowała w policzek, a potem w usta
- Zapomniałaś o uprawianiu seksu - mruknął Prasert. - Pamiętaj o uprawianiu seksu - przypomniał.
 
Ombrose jest offline  
Stary 11-02-2019, 01:21   #38
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Ale najpierw Bangkok i jego bałagan - zakończyła i przytuliła się do niego, przesuwając dłonią po jego zarysowanych mięśniach brzucha. Uśmiechnęła się jak zadowolony kot, który dostał coś bardzo pysznego do zjedzenia. Prasert wręcz mógł ją sobie wyobrazić mruczącą od samego faktu, że mogła przesuwać dłonią po jego skórze.
Uśmiechnął się do niej.
- Jesteś drugą naprawdę dobrą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła. To znaczy osobą. Nie zepsuj tego - mruknął.
Następnie wstał i zaczął się ubierać. Całe jego ciało pozostawało nadwrażliwe. Wciągał na siebie bokserki i miał wrażenie, że przejeżdża po nim taran. Następnie założył spodenki i odczucie spotęgowało się. Sutki zabolały go, gdy wciągnął koszulkę. Nina nie dotykała ich, ale i tak z jakiegoś powodu zrobiły się wyczulone na nawet najdrobniejsze muśnięcie. To zdawało się aż bolesne, ale Prasert znajdował się w takim stanie umysłu… że nie miał nic przeciwko. W żadnym wypadku.
- To teraz jedziemy do… mieszkania Waruna, prawda? - zapytał.
Wypowiedział jego imię, ale wcale nie zasmucił się, choć przyjaciel tkwił w szpitalu. Wciąż był na haju zaserwowanym przez Ninę. Cieszył się, radował i w gruncie rzeczy niewiele do niego docierało.
Nina również pozbierała się i zaczęła ubierać ubrania
- Tak. Tylko najpierw Alexei musi wrócić. Zgaduję, że to właśnie on dzwonił… - odpowiedziała. Podeszła do biurka i zerknęła na ekran
- Mmmm yup, to on - rzuciła. Po czym wybrała połączenie do niego. Założyła tenisówki, a następnie zerknęła na Praserta i gdy był już na pewno ubrany, otworzyła drzwi do vana. Po pierwsze, żeby przewietrzyć go, po drugie, żeby dostarczyć im obojgu trochę słońca, w końcu van nie miał okien. Tymczasem nawiązała rozmowę ze współpracownikiem po rosyjsku. Mówiła tak szybko i tak krótko, że Prasert nie wychwycił nic szczególnego. Był lekko otępiały na umyśle.

Seks z Niną zdecydowanie poprawił nastrój i rozluźnił Praserta. Pomógł mu na kilka długich chwil zapomnieć o Wattanie i fakcie, że Warun leżał w szpitalu. Teraz to wszystko do niego wróciło… Podobnie jak myśli o dziwnym duchu, który coś mu proponował, czy o Sunan i jej nowym domu. Wszystko to było bardzo poplątane, nie mówiąc już o fakcie, że nie pojawił się w pracy pod pretekstem choroby i ukradł stamtąd broń…
W gruncie rzeczy Morozow spadła mu z nieba, bo prawdopodobnie po tym wszystkim nie powinien zostać w Bangkoku… Okradł królewską straż… gdy to wyjdzie na jaw, jego rodzinne państwo przestanie być dla niego Krainą uśmiechów. Miał nadzieję, że jednak uda mu się ukryć ten fakt. Może to naiwne, ale wciąż wierzył, że to możliwe. Nawet nie przyszło mu przez myśl, że kiedy to całe chwilowe szaleństwo się skończy, wszystko nie wróci do normy.

Nina schowała komórkę do kieszeni i zerknęła na Privata.
- Alexiei będzie za dziesięć minut, wtedy razem udamy się do domu twojego przyjaciela… - oznajmiła. Zauważyła pogorszenie nastroju Praserta. Podeszła do mężczyzny, znów wchodząc do vana, gdzie siedział, po czym złapała go za szczękę i pocałowała mocno.
- Nie ma co roztrząsać złego. Teraz wszystko będzie ok - powiedziała takim tonem, jakby była tego zupełnie pewna. Taj mógłby przysiąc, że znała przyszłość i że mógł jej w stu procentach zaufać. To był władczy i pełen pewności swego ton.
Jak zapowiedziała, kilka minut później pojawił się Rosjanin. Rzucił tylko krótko wzrokiem po vanie, potem po lekko uśmiechniętej Ninie i na koniec po Prasercie. Westchnął i poszedł usiąść za kółkiem. Nina zamknęła przewietrzonego już vana. Alexiei otworzył mały luk, dzięki któremu mógł się z nimi komunikować
- Podaj adres - powiedział powoli, po angielsku, choć z rosyjskim nalotem, by Prasert zrozumiał i przekazał informacje dokąd dokładnie mają się udać.
Privat poczuł się nieco niepewnie. Ufał im, tak mu się wydawało. Nawet sam zaproponował udanie się do Waruna, ale teraz, kiedy miał bez zgody Suttirata podać takie wrażliwe dane, zawahał się na moment. Jednak nie widział innego wyjścia z sytuacji i podał ulicę oraz numer lokalu. Wsadził rękę do kieszeni i wymacał klucze do mieszkania przyjaciela. Ostatni wychodził z niego i wciąż miał je przy sobie. Nie mógł ich zgubić.
- Postaram szybko uwinąć się - rzekł. - Chodzi tylko o takie podstawowe rzeczy, jak piżamy, ubrania, ręcznik, szczoteczka… Sam to załatwię - dodał. Mimo wszystko nie chciał wpuszczać obcych na prywatną przestrzeń Waruna. Doszedł do wniosku, że czułby się niekomfortowo na miejscu Suttirata, gdyby dowiedział się o tym, że jacyś Alexieje patrzyli na zdjęcia jego nieżywej rodziny. - Poza tym mam jeszcze broń i chciałbym oddać ją. Mielibyśmy na to czas? Aby podjechać do pałacu królewskiego? Bo wy chyba macie jakieś pistolety przy sobie, którymi moglibyście się podzielić - zawiesił głos.
Pewnie nie powinno być problemu, aby wejść do szatni o tej godzinie. Wystarczy, że powie strażnikowi, że zostawił coś ważnego w swojej szafce. Przecież go nie wyprosi. Nie pracował tam od tygodnia, a do tej pory można było na nim polegać. Tak właściwie… Prasert miał nadzieję, że wciąż można. Był dumny z tej pracy i wcale nie odczuwał, że zdradził swój zawód, uzbrajając się wtedy, kiedy to było konieczne. Gdyby tego nie zrobił, czułby się lekkomyślnie i bezbronnie, a to nie były cechy dobrego strażnika.
Morozow zerknęła na Praserta.
- Jesteś pewny, że chcesz tam wchodzić całkiem sam? - zapytała. W końcu wspominał, że działy się bardzo dziwne rzeczy, kobieta najwyraźniej miała to na uwadze. To i jego bezpieczeństwo.
- Do pałacu? Hm… Jeśli to bardzo pilne, a brzmi jak bardzo pilne, to w porządku. W sumie i tak będzie po drodze z powrotem do szpitala - stwierdziła.
Udali się pod wskazany przez niego adres. Droga trwała mniej niż dwadzieścia minut. Znaleźli się przed białym apartamentowcem Suttirata. Alexiei zaparkował. Nina czekała, czy Prasert będzie chciał iść sam, czy może nie pogardzi jej towarzystwem.
- Nie musisz się kłopotać. Będę miał komórkę przy sobie. W razie problemów zadzwonię - rzekł.
Zacisnął mocniej ręce w pięści. Czy bał się, że napadnie na niego straszna zjawa? Oczywiście. Ale musiał stawić temu czoła. Czy teraz będzie chodził z obstawą nawet do toalety? Kiedyś i tak będzie musiał zostać sam. Na dodatek wolał bardziej, żeby to on opiekował się Niną, niż ona nim. Choć pewnie nie było to do końca możliwe, skoro posiadała dużo większe doświadczenie w sprawach paranormalnych. Ostatecznie przecież obydwoje mogli wzajemnie troszczyć się o siebie. Mimo wszystko tym razem Prasert chciał samotnie skonfrontować się z nawiedzonym mieszkaniem. Kojarzyło mu się z kilkoma różnymi rzeczami, które pewnie od razu wykwitną na jego twarzy, a nie chciał, aby Nina pytała dokładnie, o co chodzi.
- Mam twój numer telefonu? - zmarszczył brwi, przeglądając kontakty.
Rosjanka spojrzała na niego i uniosła brew.
- A wiesz… Dam ci mój dodatkowy… - zaproponowała, chwilę później podała mu swój numer. Wyglądał jakby był na jakiś telefon satelitarny. Prasert słyszał o takich rzeczach, że miało je wojsko i czasem w filmach akcji o tym mówiono. Numer jednak zdawał się na tyle dziwny, że albo był rosyjski, albo właśnie taki super tajniacki…
- No dobrze, to poczekamy tu, a ty zaraz wróć - poprosiła go i pogłaskała po ramieniu. Za moment usiadła do komputera i zaczęła coś pisać. Na dwóch monitorach odpaliły się ekrany inne niż logo organizacji. Jeden przedstawiał jakąś mapę i pikającą na nim kropkę, drugi chyba maila. Blondynka zajęła się odpisywaniem na wiadomości i wpisywaniem jakichś danych na trzecim monitorze, który włączył się już po chwili. Wszystko co pisała, robiła po rosyjsku, rozpoznał ten dziwny alfabet, ale nie potrafił odczytać.
Zanim mężczyzna wyszedł, spojrzał na ekran z mapą. Tak właściwie tylko ten zainteresował go tak naprawdę.
- Kogoś śledzicie? - zapytał. Przystanął w drzwiach, jedną nogą wisząc w powietrzu nad betonową posadzką parkingu. - Mnie?
Wcześniej Nina twierdziła, że wyśledziła go w szpitalu poprzez osobę ze szczególnymi zdolnościami, która potrafiła wyczuwać położenie osób nasyconych energią. Ale może kłamała i tak naprawdę miał wczepionego tego implanta? Prasert uświadomił sobie, że jakaś sadystyczna część jego osoby oczekuje tego… a nawet chce, żeby Nina go zdradziła. Nie mógł sobie poradzić z tym szczęściem, które odczuwał, kiedy znajdował się z nią. To było obce, dziwne uczucie. Smutek i ból znał, zaprzyjaźnił się z nimi. Lekkość i radość wydawały się przybyszami z kosmosu.
- Hm? - kobieta oderwała się od pisanego tekstu i obróciła się na fotelu w jego stronę.
- Co? A… Niee… To mam zaznaczoną ogólną pozycję pochodzenia energii - oddaliła mapę i Prasert dostrzegł więcej punktów. Były statyczne i nie przemieszczały się. Jeden tkwił w pałacu królewskim, jeden w okolicy dzielnicy gdzie trenował, jeden w świątyni, która spłonęła… Nina znów nieco oddaliła mapę i punktów było więcej. Doszedł jeden w okolicach Pattayi, kolejny gdzieś dalej na północy Tajlandii i jeszcze jeden chyba gdzieś w ogóle w prowincji Sakon Nakhon… Ku jego dziwnemu rozczarowaniu, Nina nie wszczepiła mu implanta, a po prostu miała zaznaczone miejsca, gdzie były prawdopodobne cele jej zadania, lub też inne ciekawe w Tajlandii.
- Wolę mieć wszystko zawsze oznaczone, by nie stracić żadnego wątku, kiedy na przykład wyskoczy coś pobocznego - wyjaśniła spokojnie. Obserwowała go bardzo uważnie, jakby odrobinę przeczuwała, że z jakiegoś powodu posądził ją o śledzenie.
- To przypomina trochę grę komputerową, taką z zadaniami głównymi i pobocznymi, gdzie możesz ustawić sobie znaczniki na mapie - uśmiechnął lekko. Myśl, że niedawno grał z Warunem w Fable wydawała się taka odległa… Jakby miało to miejsce w innym życiu. Teraz przyjaciel leżał w szpitalu. Prasert stanął w milczeniu przez chwilę, po czym zagryzł wargę. - Wiesz co…? - zawiesił głos. - Może jednak pójdź ze mną - dodał, wychodząc z vana. - Ilość znaczników przypomniała mi o stopniu zagrożenia - rzekł.
Tak naprawdę miał ochotę porozmawiać z nią na zewnątrz. Nina chyba sugerowała, że wnętrze samochodu było nagrywane. Dlatego napisała mu na kartce, że wie coś na temat trzeciej duszy i znaleźli go nie tylko z powodu kamienia i księgi. Skoro nie mogła tego powiedzieć… wniosek wysuwał się sam. A Prasert nie miał pewności, czy przytrafi się druga taka okazja, aby być znowu sam na sam z Morozow. Coś przeczuwał, że Alexiej przylepi się do nich i nie będzie chciał zmyć się ani na chwilę.
Morozow uniosła brwi i uśmiechnęła się.
- Tak, trochę jak gra z misjami pobocznymi. Tylko że tu masz jedno życie, a nie kilka i nie ma punktów zapisu gry… - westchnęła. Słysząc, że Prasert jednak chciał, by z nim poszła uśmiechnęła się ponownie i zaraz wstała od komputera. Wyłączyła monitory i wzięła jakąś torbę na ramię, która stała pod biurkiem.
- No to prowadź - rzuciła i ruszyła do niego, by razem wyszli z vana. Ku uldze Praserta, Alexiei nie wysiadał. Najwyraźniej nie chciało mu się wszędzie łazić za blondynką i jakoś nie można mu się było dziwić. Całkiem niedawno kręcił się bez sensu po ulicach Bangkoku, żeby Privat mógł w spokoju przelecieć się nawzajem z Niną... Prawdopodobnie tak jak ona nie zaznał wiele odpoczynku w ciągu ostatniej doby i powoli odbijało się to na detektywach. Blondynka wsunęła rękę pod ramię Privata, jakby zawłaszczała go sobie na zawsze i czekała, aż poprowadzi ją dalej, w końcu drogi nie znała.
Prasert nie spodziewał się, że będzie chciała z nim iść tak, jakby byli parą na paryskim deptaku, ale nie zamierzał strącać tej ręki w żadnym wypadku. Choć to wrażenie również było dla niego nieco obce i dziwne. Przyjemne, ale nie przywykł do tego. Jednak nie zamierzał w tej chwili nad tym rozmyślać.
- Czyli szukaliście u mnie w mieszkaniu kamienia, z którym zapewne związany jest ten okropny duch, który mnie prześladuje. Jednak nie znaleźliście go, ja też nie widziałem go na jawie, jedynie we śnie. Zastanawiam się jednak, czy nie mógł znajdować się w przesyłce, którą niegdyś dostarczyłem z polecenia mnicha w tutejszej świątyni. Było tak, że pracowałem w niej jako kurier i miałem zawieźć ją pod dany adres. Zrobiłem to, przekazałem, a potem mnich wkurzył się na mnie… choć właściwszym określeniem byłoby, że wybuchł. Posądził mnie o kradzież, choć tego wcale nie zrobiłem. Potem widziałem go wielokrotnie, może to moja schizofrenia, a może mnie śledził… Nie wiem. Ale ja naprawdę nie rozpakowywałem tej paczki i nie brałem niczego ze środka. Nawet jeśli w środku znajdował się ten kamień z okiem, to ja go nawet nie dotknąłem… - wzruszył ramionami. - Staram się jakoś ułożyć to sobie w głowie. Znaleźć przyczyny, powody… takie różne rzeczy.
Nina uważnie przysłuchiwała się jego opowieści…
- A pamiętasz, czy paczka była dobrze owinięta? Nie miała żadnych zarysowań, niedoklejeń? Może to był jakiś przedmiot, nasycony energią, albo w jakiś sposób przeklęty i niechcący wszedłeś z nim w kontakt i dlatego się do ciebie przyczepił? Gdy skończymy kwestię z księgą, zajmiemy się i tym… - Morozow oznajmiła poważnym tonem. Wyraźnie dla niej to nie była błaha sprawa, nikt by nie chciał, żeby ważna dla niego osoba niepokoiła się czymś takim jak prześladujące go duchy i kamienie z okiem, a także mnisi stalkerzy…
- To była zwyczajna paczka w tekturowym pudełku. Owinięta papierem i zaklejona, uwierz mi, bardzo dobrze. Zero narysowanych dziwnych pentagramów, dziwnej pleśni, niepewnych zapachów… Kompletnie zwyczajna, niepozorna rzecz. Niestety. Może jakby mnie zaciekawiła, to zapamiętałbym chociażby ile ważyła, albo czy był jakiś dźwięk po potrząśnięciu nią - wzruszył ramionami. - Niestety nie. Opowiedz mi teraz, skąd twoja organizacja wie o kamieniu i tej księdze. Ja nie napotkałem w ogóle żadnej wzmianki o tej drugiej. Natomiast ty zasugerowałaś, że może być w to zamieszana jakaś osoba z mojej rodziny, która nagle przyjechała z daleka… - Prasert zmarszczył brwi. - Coś takiego mówiłaś w restauracji - przypomniał.
Nina przechyliła głowę.
- Mój towarzysz potrafi, przebywając w miejscu w którym są inni ludzie, przewidywać przyszłość niektórych z nich. Jednak tylko jeśli jest naprawdę gwałtowna i wręcz… Jak on to nazywa…. Wybija mu się w oczy. Nie są to jakieś długie widzenia, a takie złożone z pojedynczych scen, dlatego wiedziałam że to ktoś z twojej rodziny, choć nie wiedziałam kto, że ktoś kto przyjechał… Albo, że to ty masz kamień - wyjaśniła.
- Niestety działa to tylko, jak znajdzie się osobiście w tym pomieszczeniu co osoby, których sytuację widzi. Powiedzmy, że wysłałam go tu na rekonesans, około tygodnia temu. Nie śledził cię. Po prostu… Pomagał nam lepiej poznać sytuację, bez konkretnych celów. Może potem go poznasz, jak już wyjedziemy z Tajlandii. Musiał wyjechać na kolejne, inne zadanie - dodała.
Szli chodnikiem i skręcili do budynku, w którym mieszkał Suttirat. W lobby stała kobieta. Wyglądała na zestresowaną, choć widząc Praserta i Ninę, oczywiście uśmiechnęła się. Ruszyli do windy. Wjechali na górę. Kiedy zatrzymała się na właściwym piętrze i otworzyła, Prasert poczuł jak coś podskoczyło mu w żołądku. Mieszkanie Waruna… Jego drzwi… Policja otaśmowała je na żółto.
Nie widać było żadnych funkcjonariuszy, a drzwi były zamknięte jednak zdecydowanie już tu byli.
- Co…? - Prasert zmarszczył brwi. Po co ta taśma? Ktoś tu umarł? Przecież nie… W każdym razie to oznaczało, że właśnie znajdował się przed miejscem zbrodni. Dlaczego mieliby zaklejać przypadkowe mieszkanie, w którym Mali spędziła noc? Nawet jeśli podejrzewali Waruna o zabójstwo, to chyba nie było standardowym postępowaniem, aby rozkładać żółte wstążki wokół domów podejrzanych.
Wyjął kluczyki i podszedł, aby otworzyć drzwi.
- Czyli jesteś jakimś kierownikiem? - zapytał. - Skoro masz moc, żeby gdzieś wysyłać ludzi?
Myślał, że Nina była szeregowym detektywem i nie posiadała żadnych szczegółnych uprawnień.
Blondynka zmarszczyła lekko brwi widząc taśmy. Spojrzała na Praserta.
- Jestem… Kimś w rodzaju kierownika… Można tak powiedzieć… Tylko, że to bardziej skomplikowane. Gdy znajdziemy się w Moskwie, to zamówię dla ciebie świetny poradnik wprowadzający, tam będziesz miał ładnie wytłumaczone kto jest kim w naszej organizacji. Pełniona przeze mnie funkcja, nazywa się ‘Koordynator’, jak zgadujesz, od wykonywanej przeze mnie funkcji… Koordynuję pracą detektywów. Cieplutka posada, ale trochę nudna, bo wyjątkowo rzadko bywam na misjach, chyba że bardzo ważnych, albo jak bardzo chcę i tupnę nogą - zażartowała, chcąc go rozluźnić.
Privat otworzył drzwi. Na pierwszy rzut oka niczego szczególnego nie zobaczył, dopiero po chwili doznał szoku. Ktoś rozwalił szafkę w korytarzu… Dopatrzył się też, że w salonie był potworny bałagan… Mógł tylko zgadywać, że dokładnie tak samo wyglądała reszta pomieszczeń, ukochanego mieszkania Waruna.
- O szlag - skwitowała Nina i rozglądała się już tylko w milczeniu.
- Chyba… cieszę się, że przyszliśmy tu razem - mruknął Prasert. - Skoro jest tutaj taśma, to pewnie nie ma już sprawcy… Chyba. Nie wiem. Bądź uważna - poprosił.
Kucnął obok szafki. Chciał zobaczyć, w jaki sposób uległa zniszczeniu i czy kompletnemu. Czy mierzyli się z jakimś nadnaturalnym potworem o wielkiej sile fizycznej? A może grasował tu jakiś złodziej z łomem lub młotem? Prasert nie wiedział, co było bardziej nieprawdopodobne, ale istniała też trzecia opcja, że ktoś po prostu ją przechylił, a ta upadła.
Zdecydowanie jednak została połamana i roztrzaskana. Dodatkowo, Prasert dostrzegł odłupane kawałki drewna leżące w różnych punktach na korytarzu. Sama szafka wyglądała, jakby ktoś rąbnął w nią czymś ostrym i nadwyraz ciężkim. Zamek nie był jednak wyłamany. Na ścianie nieco dalej dostrzegł linie, jakby coś przeciągnęło w tym miejscu pazurami… Nina również to zauważyła, bo podeszła bliżej i zmarszczyła brwi obserwując ślad.
- Policjanci przyjechali tu, szukać dowodów, że Warun przyczynił się do śmierci tamtej kobiety, Wattany, a znaleźli to… Nie dziwię się, że otaśmowali to miejsce… - mruknęła. Drzwi do sypialni Suttirata były otwarte. Pościel była w kompletnych strzępach. Najgorzej zdewastowana była łazienka. Lustro stłuczone, szyba w prysznicu zbita, nawet toaleta była pokruszona. Woda stała na podłodze, a drzwi były wyłamane, jakby coś wywaliło je do wnętrza mieszkania, wbrew temu jak powinny się otworzyć… Bo Prasert doskonale pamiętał, że otwierały się do środka łazienki.
Czy swoim wyjściem rozjuszył ducha? Privat tak właśnie pomyślał, kiedy tylko zobaczył pazury. Chyba nawet nie było drugiej opcji, patrząc na charakter zmian. Do tego potrzeba było ogromnej siły, zwykłe zbiry Sakchaia lub policjanci mściciele nie mogliby tego uczynić.
- Coś mi się wydaje, że to mieszkanie jeżeli już nie jest na twojej mapie, to wkrótce się pojawi - mruknął. - Biedny Warun. Zawsze będzie mógł zamieszkać u mnie. Choć na razie nie brakuje mu miejsca do spania.
Westchnął, przeciągnął się i oparł ręce po bokach.
- Wspomniałaś, że twój przyjaciel widział jakąś szczególnie drastyczną wizję związaną ze mną, tak? - mruknął cicho. - To już się wydarzyło, czy dopiero wydarzy? Co to było? - przeniósł wzrok na Ninę. - Jeżeli chcemy temu zapobiec, to musisz mi powiedzieć. Na razie wiem tylko, że z tej wizji wynikło to, że odwiedzi mnie krewny posiadający tę księgę, jeśli dobrze zrozumiałem.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 11-02-2019, 01:21   #39
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Nina kiwnęła głową i oparła się o ścianę w przedpokoju.
- To ty zbieraj potrzebne rzeczy, które jeszcze są całe, a ja opowiadam… - zaproponowała. Sypialnia Waruna była w słabym stanie, ale kiedy Prasert zajrzał do jednej z szaf, ubrania były w porządku, najwyraźniej tylko meblom i drzwiom, ścianom, lampom i pościeli się oberwało. Przynajmniej w tym pomieszczeniu.
- Przyjedzie twój krewny z księgą. Następna scena pokazywała jakieś pomieszczenie jak kryptę, księgę i ciebie jak nad nią stoisz. Potem jak twój krewny.. Zostaje zaatakowany przez zielonkawą mgłę… Potem, jak jakaś ciemnowłosa kobieta stoi za tobą, a ty masz w dłoni kamień i atakujesz ją. To wszystko co wyjaśnił mi Michael - przekazała mu informacje, obserwując co Privat w międzyczasie robił.
Znalazł w szafie torbę, do której pakował wszystkie obiekty, które wcześniej wymienił. Od przybytku głowa Waruna nie zaboli. Dezodorant, płyn do mycia ciała, szczoteczkę, pastę do zębów, ubrania na zmianę… Dosłownie wszystko, co mogło mu się przydać w szpitalu. Chciał aby poczuł się tam choć trochę komfortowo, kiedy już dojdzie do siebie.
- Ale ten krewny był pokazany w tej wizji? Jak wyglądał? - Prasert dopytywał się. - Czy ktoś umarł? Lub został zraniony bardzo dotkliwie? Wiadomo, co wyszło z tego mojego ataku?
Privat roześmiał się niespodziewanie.
- Przyznaj, że zaatakowałem tym kamieniem, zjawa rozprysła się i wszystko dobrze się skończyło. Nie ma innej opcji - dodał tonem przepełnionym sarkazmem. Pokręcił głową.
Nina westchnęła.
- Niestety nie mam pojęcia. Wizje Michaela nigdy nie są zbyt szczegółowe, może to dlatego, że zwykle po prostu napadają go sceny, trwają chwilę i znikają, a on musi w tych kilka sekund zapamiętać z nich jak najwięcej. Nie powiedział jaki krewny, nie powiedział co wyszło, ani czy uderzyłeś zjawę kamieniem. Przekazałam ci wszystko co było mi wiadome - wyjaśniła.
- Masz już wszystko? - zapytała zerkając na torbę w jego rękach. Wyraźnie chciała go już zabrać z tego mieszkania.
- Myślisz, że powinienem tutaj posprzątać? - zapytał, patrząc na to wszystko. - Ale nie teraz… to godziny roboty - westchnął. - Nie jestem pewien, czy Warun powinien to zobaczyć. Z drugiej strony ma do tego prawo. Natomiast ja chyba nie, aby wyrzucać jego rzeczy, nawet jeśli połamane. Jakie to… skomplikowane - westchnął. - Postępować tak, żeby ktoś drugi był zadowolony. Czasami mam wrażenie, że to niemożliwe… - pokręcił głową. Zapakował wszystko, zasunął zamek… i ruszył do kuchni, aby wyjąć z lodówki piwo. Jednak uznał, że musi być trzeźwy, więc westchnął i zawrócił w połowie drogi.
- To mi przypomina jedną rozmowę w pracy - rzucił. - Byłem z dwoma przełożonymi oraz grupką strażników. Ten mój szef rzucił, że bardzo ciężko jest być mężczyzną. Jedna z kobiet, która znajdowała się niedaleko, chyba sprzątaczka, zdziwiła się i błyskawicznie zapytała “dlaczego?”. Na to ten odpowiedział… - Prasert zamyślił się, starając sobie przypomnieć. - Że jesteś postrzegany albo jako cham, albo ciamajda. Nie użył tego słowa, jakiegoś podobnego, nie pamiętam teraz. W każdym razie chodziło o “miękką kluchę”, czy coś w tym stylu. Na to mój kolega strażnik rzucił, że trzeba znaleźć złoty środek. Na to drugi przełożony powiedział “z naciskiem na złoty”. Strasznie roześmiałem się - Prasert uśmiechnął się na wspomnienie sceny.
Nina rozejrzała się po korytarzu.
- Myślę, że lepiej to zostawić. Skoro policja interesuje się całą sprawą, to lepiej nie pakować im się z butami. No i twój kolega może nie być zadowolony, jak wyrzucisz mu coś ważnego, co ty uznałeś za zwykły śmieć - stwierdziła co myślała na temat sprzątania. Na opowieść tylko uśmiechnęła się lekko.
- Czasem trzeba mieć coś więcej niż złoto… - stwierdziła w zamyśleniu. Skoro Prasert jeszcze nie odpowiedział jej, czy był gotowy do wyjścia, więc nie zadawała na razie ponownie tego pytania, uznała że jak skończy to sam o tym powie. Skrzyżowała ręce, uwydatniając biust i czekała.
- No tak, w łóżku też trzeba do siebie pasować - odpowiedział Privat. Wyszedł z mieszkania, dźwigając torbę ze wszystkimi przyborami. Niby drobne rzeczy, ale razem zebrały się w paczkę o całkiem dużej pojemności i wadze. Ruszył korytarzem, ale przed windą zaczekał na Ninę. - Wyobrażasz sobie tego ducha w akcji? - zapytał. - Jeżeli może roztrzaskać meble z taką łatwością, to co zrobi z kośćmi? - pokręcił głową. - Trzeba znaleźć sposób, aby bronić się przed tym gównem. Z wizji wynikało, że może kamieniem, tylko gdzie może być kamień? - zadał w eter pytanie. Wiedział, że Nina nie znała odpowiedzi. - Dowiedzieliście się o istnieniu tych rzeczy z tej wizji? Czy już wcześniej krążyły jakieś legendy o takich artefaktach?
- O księdze słyszano już wcześniej, ale zaginęła na długi czas… Kamień to coś nowego - odpowiedziała na jego pytanie, za moment dołączając do niego przy windzie. Poprawiła taśmy, by wyglądało, że nikt ich nie naruszył, dlatego chwilkę dłużej zwlekała z odejściem od drzwi. Za moment jednak zjeżdżali znów windą na dół.
- Mamy swoje sposoby na radzenie sobie z duchami, a co do kamienia… Mówiłeś, że ci się przyśnił, może spróbuj go poszukać, jak położymy się by odpocząć - zaproponowała
- We śnie - dodała jeszcze, precyzując co miała dokładnie na myśli.
Prasert zerknął na nią krótko.
- Nina, ja nie jestem dobry w te całe duchowe zabawy - mruknął. - “Odnajdź w sobie Buddę” i tak dalej. Obawiam się, że jestem trochę prostszym człowiekiem. Wędrówki po Krainie Czarów zostawiam Alicji - mruknął. - Ja chyba nieco zbyt mocno stąpam po ziemi, żeby skupić się na medytowaniu, sięganiu po astralne artefakty i tym podobne. Pamiętaj, że na co dzień stoję w bezruchu kilka godzin, a potem nawalam się z kolegami na ringu. Jakbym chciał innego życia, to zostałbym mnichem - rzucił.
Morozow kiwnęła głową.
- Dlatego nie każę ci medytować. Tylko jeśli ponownie pojawi się ten dziwny sen… spróbuj po prostu zlokalizować w nim ten kamień i jeśli już ci się uda, może dowiedzieć gdzie jest. Może to nie sam kamień się do ciebie przywiązał, a jego energia, a żeby pozbyć się kłopotu, będziesz musiał go fizycznie znaleźć. Tak też może być - zaproponowała co pomyślała. Wzięła go pod ramię, gdy drzwi windy się ponownie otworzyły. Przychodziło jej to tak naturalnie, że pewnie jeszcze kilka razy i Prasert zapomni, że na początku w ogóle go to szokowało.
Prasert nachylił się, aby pocałować ją w policzek.
- Czy to znaczy, że jesteśmy parą? - zapytał, kiedy zjeżdżali w dół windy. - Jak tak, to już wyciągam komórkę, żeby zaktualizować status na facebooku - mruknął żartobliwie. - Niech te wszystkie piękne kobiety wiedzą, że jestem zajęty. Biedne… z taką konkurencją, jak ty… zero szans - pokręcił głową. - Chyba jednak jestem dżentelmenem, skoro dbam o ich zdrowie psychiczne.
To było abstrakcyjne, że potrafił żartować w takich okolicznościach. Nie dość, że przed chwilą zobaczył mieszkanie zdemolowane przez ducha, to jeszcze znajdował się w pobliżu tak cudownej kobiety. Jeszcze niedawno wstydziłby się do niej odezwać. Chyba okoliczności zmusiły go, żeby wydorośleć. Choć wcale nie nazwałby się dojrzałym.
Nina przekręciła głowę i podniosła się na palce by pocałować go w usta. Prasert mógł to wszystko obejrzeć w lustrze i doznał dziwnego wrażenia, że znajduje się w jakimś filmie, który tylko ogląda. Póki nie poruszył się i nie odkrył, że to jednak rzeczywiście on ma pełną władzę nad swoim ciałem.
- Status na fb to ważna rzecz i oczywiście, że teraz jesteśmy parą. Nawet zarezerwowałam nam już wspólny pokój w hotelu, na czas odpoczynku - oznajmiła.
Prasert otworzył szerzej oczy.
- Myślałem, że jestem jedynie egzotyczną, wysportowaną zabawką - mruknął. Wzruszył ramionami. - To, że chcesz mieć ze mną coś wspólnego na dłużej… to akurat bardzo szokujące - mruknął. - Pewnie wiesz, jak zazwyczaj wyglądają związki turystów z tutejszymi i jak bardzo są długotrwałe - uśmiechnął się nieco smutno, choć najwyraźniej nie dotyczyło go to. Jeśli wierzyć Ninie. - Więc jaki jest haczyk? Dlaczego dziewczyna taka jak ty chciałaby mieć coś wspólnego z biedakiem takim ja? - zapytał, patrząc jej w oczy. - Co takiego mogę ci zapewnić?
- Czy potrzeba ci czegoś specjalnego, żebym po prostu się w tobie zakochała? Żyję w skomplikowanym, niebezpiecznym świecie. Doceniam każdą, miłą zaskakującą rzecz, która mi się przytrafia. Po prostu chcę cię tylko dla siebie… Jeśli ty tego nie chcesz, po prostu powiedz. Myślałam, że masz o mnie takie samo zdanie - Nina zdawała się nieco zbita z tropu. Może to dlatego, że nie wzięła pod uwagę, że mógł czuć się traktowany jak zabawka, w jej oczach miał większe znaczenie i nie podejrzewała, że on sam myślał o tym inaczej.
- Mówisz, że jesteś we mnie zakochana? - zapytał Prasert. - Ja boję się zakochać w tobie. Bo jak to zrobię, a byłoby bardzo łatwo, i ci zaufam… a ty pewnego dnia tak po prostu wyrzucisz mnie do śmieci, to mnie to zepsuje - wzruszył ramionami. - Nie wiem, jak łatwo się pozbieram. I czy w ogóle. Czy to źle, że się boję? - zapytał, nieco obniżając spojrzenie. Nie chciał zranić tym Niny i miał nadzieję, że nie odbierze tego w ten sposób, że nie zależy mu na niej. Po prostu był ostrożny. Cały rok spędził, czekając na nią i jakoś podświadomie zakładał, że zobaczy ją kolejny raz znowu za rok. Niektóre dziewczyny bawiły się mężczyznami i nie myślały o ich uczuciach. A nawet jeśli, to ich własne były zbyt niestabilne. A on na dobrą sprawę nie znał Niny. Nie w tak dogłębny sposób.
- Myślę, że potrzebujesz czasu, by lepiej mnie zrozumieć no i może trochę lepiej mi zaufać. Rozumiem twoje spojrzenie na turystki. Postaram się je zmienić - oznajmiła i lekko się do niego uśmiechnęła, próbując rozładować napięcie. Morozow zdecydowanie potrafiła wycelować moment, do adekwatnych zmian nastroju atmosfery.
Prasert skinął głową, ale niechcący zamknął się w sobie. Mimo że spróbował się uśmiechnąć, wychodziło to niezbyt naturalnie. Dlaczego nie mógł po prostu rozluźnić się? Czyżby nie komplikował tego bez powodu? Tym samym mógł wszystko zepsuć. Jednak miał wrażenie, że kompletnie nie ma wpływu na siebie. Nie potrafił kontrolować tego, co czuł i jak bardzo był otwarty. Chociaż chciałby, żeby uszczęśliwić tym Ninę. Aby zobaczyła, że naprawdę mu zależy. Bo przecież zależało.

Zjechali na dół. Drzwi windy otworzyły się i mogli wyjść ponownie do lobby. Ruszyli przejściem i wyszli na zewnątrz. Van stał tam, gdzie go pozostawili. Alexiei zapalił silnik jeszcze nim wsiedli, najwyraźniej z nudów obserwował wejście do budynku. Wiedział dokąd mają jechać, więc nie pytał o cel, a od razu zabrał ich w drogę do szpitala. Nina ponownie zasiadła do komputera. Zaczęła pisać i dodawać jakieś notatki.
- Lubię mieć wszystko poukładane… Bałagan na około, ale w dokumentach i plikach porządek - oznajmiła spokojnie.
- Tak to sensowne - odpowiedział. - Ale czasami, jak porwie cię wir wydarzeń i zapomnisz robić to na bieżąco… to w końcu okazuje się, że musiałabyś napisać tak dużo, że nawet nie chce ci się zaczynać - mruknął. - To znaczy, jak jesteś tak leniwa i niesumienna, jak ja - zaśmiał się cicho. - Ja nigdy nie potrafiłbym pracować za biurkiem. Chyba że nie miałbym innego wyjścia. Jednak to wygląda tak nudno… - jęknął, spoglądając na monitor. Pogłaskał jej ramię przy tym.
Morozow przytuliła do jego dłoni policzek, przekrzywiając głowę na bok.
- Jak już wejdzie w nawyk, to nawet nie zwracasz uwagi, kiedy notujesz informacje. Kiedyś też rzekłabym, że to upierdliwe, ale można przywyknąć - oznajmiła i notowała. Po chwili skończyła. Obróciła się z fotelem i przytuliła do Praserta. Milczała kilka chwil, po czym odetchnęła. Jakby był ładowarką dla jej baterii… Privat w pierwszej chwili zastygł w bezruchu. Wypracowane na ringu instynkty sprawiły, że przygotował się na to, że zostanie zaraz rzucony na ziemię. Napiął mięśnie brzucha, ale Nina naprawdę tylko przytuliła się. Pogłaskał ją delikatnie po głowie. Starał się niezbyt mocno, bo może Morozow tego nie lubiła. Kobieta nie wyglądała jednak, jakby miała cokolwiek na przeciw.
- Cieszę się, że znów się widzimy, choć w problematycznych okolicznościach - oznajmiła. Mieli jeszcze trochę czasu czekania, bo droga od Waruna do szpitala trwała około dwudziestu minut.
- Jak to brzmiało… Spotkałaś mnie w bardzo dziwnym okresie mojego życia? - Prasert zwęził oczy, próbując przypomnieć sobie cytat z Fight Clubu. - Tak, też się cieszę - rzekł.
Cofnął się i nachylił, aby pocałować ją jeszcze raz i wycofał się, żeby usiąść wygodnie na kanapie. Spojrzał na Ninę. Lubił na nią patrzeć. Oceniał jej ciało fragmentami, jakby była dziełem w galerii sztuki. Teraz poświęcał uwagę szyi. Bardzo lubił ten fragment ciała u kobiet, zwłaszcza, kiedy włosy były związane w ten sposób, że ją odsłaniały. Miał ochotę przybliżyć się i pocałować ją, ale nie zrobił tego. Jednak co za dużo, to niezdrowo. A oni mieli zadanie do wykonania. Kiedy Nina spojrzała na niego, uśmiechnął się prędko. Chciał, żeby widziała, że ją lubi. Tylko chyba nie powinien o tym rozmyślać. Pewnie właśnie dlatego romanse w miejscach pracy były niewskazane. Jak dwójka ludzi mogła dojść do czegoś konstruktywnego, jeżeli tylko zastanawiali się przy sobie, jak mają się zachować, żeby wypaść właściwie i najbardziej korzystnie? A może większość ludzi podchodziła do sprawy kompletnie naturalnie i nie miała tego typu zagwozdek? Prasert przypomniał sobie, że ma prawo stresować się przy Ninie. Nie był już nastolatkiem, ale też nie posiadał za sobą szlaku partnerek, które uodporniłyby go psychicznie na podstawowe kwestie związane z byciem z drugą osobą.
Tymczasem cokolwiek myślała sobie Morozow, nie okazywała po sobie żadnego stresu. Odwzajemniła jego uśmiech, po czym odwróciła się do ekranu. Pracowała jeszcze parę minut, póki nie zaczęła nadmiernie przecierać oczu, jakby już były zmęczone od patrzenia w ekrany. To był chyba dla niej znak, bo wyłączyła je, podniosła się i podeszła do kanapy, gdzie siedział Privat. Położyła się i oparła o niego. Przerzuciła mu rękę przez brzuch i biodra i oparła głowę na jego ramieniu i częściowo piersi. Leżała jak lwica na swojej zdobycznej antylopie.
- Chyba jestem zmęczona… - powiedziała cicho.

Około siedmiu minut później samochód zatrzymał się po raz kolejny. Nina jęknęła z niezadowoleniem, że musiała ponownie ruszać się i puszczać gdziekolwiek Praserta, no ale było trzeba. Usiadła i ziewnęła, zasłaniając dłońmi usta.
Privat zaśmiał się pod nosem.
- To zmęczenie… chyba częściowo jestem za nie odpowiedzialny - mruknął żartobliwie. Jego policzki nieznacznie zaróżowiły się, kiedy przypomniał sobie, co miało miejsce tutaj nie tak dawno temu. - Możesz zasnąć na chwilę. Jak dobrze pójdzie, to nie będzie mnie jakieś pół godziny - rzekł. - Lepsze to niż nic. Na pewno nie możesz pójść ze mną tym razem - dodał. - Nie mam najmniejszego pojęcia, czy strażnik wpuściłby mnie z dziewczyną. Gdybym powiedział, że chcę zrobić na tobie wrażenie - zawiesił głos. - Choć pewnie mogłabyś go uwieść bez problemu. Tyle że wtedy ja byłbym zazdrosny i… tak. Chyba powinnaś tutaj zostać - zaśmiał się.
Kobieta wahała się chwilę, ale jednak miał rację. Do pałacu nie mogła z nim wejść.
- No dobrze, poczekam tu, ale w razie czego natychmiast dzwoń. Najwyżej każę Alexieiowi staranować bramę - zażartowała. Wstała i pocałowała go nim wyszedł. Opadła w międzyczasie ponownie na kanapę i zasłoniła oczy przedramieniem. Wyraźnie była zmęczona i choć nie okazywała tego po sobie, musiało jej się to dać już we znaki, bo Prasertowi wydawało się, że gdy tylko wyszedł, kobieta zasnęła, a przynajmniej rozluźniła i przestała poruszać.
Privat poprawił plecak z bronią, który przyszykował przed wyjściem z vana. Nie sądził, że jego zawartość będzie sprawdzana. Dlaczego miałaby być? Idąc do bramy, rozmyślał na temat Niny. Miał nadzieję, że kobieta lepiej poczuje się, bo kiedy patrzył na nią w tym stanie, aż serce mu się kroiło. Tyle że w te pół godziny raczej nie wyśpi się, o ile nie posiadała takiej supermocy. Czy to nie byłaby wspaniała umiejętność? Być zawsze pełnym energii i nie musieć spać? To przedłużyłoby życie o połowę. Czy może raczej czas spędzony na jawie. Z drugiej strony Prasert lubił spać. To samo w sobie było przyjemne, a sny - choć najczęściej koszmarne - były kolorowe i ciekawe. Niekiedy jednak odnosił wrażenie, że doba jest za krótka, aby porządnie odpocząć.
- Dzień dobry - powiedział zmarnowanym tonem w dyżurce. Przecież kilka godzin temu zadzwonił i poinformował o swojej chorobie.
 
Ombrose jest offline  
Stary 11-02-2019, 01:22   #40
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Strażnik siedzący w niewielkim budynku podniósł głowę i spojrzał na Praserta. Zmarszczył brwi i zaraz uniósł je zaskoczony.
- Pan Prasert Privat? A nie miał pan odpoczywać? Coś się stało? - zapytał mężczyzna. Starszy strażnik aż podniósł się, przechylając do szyby, by mu lepiej przyjrzeć. Najwyraźniej przejął się stanem zdrowia Praserta.
- Odwiedziła mnie siostra i zaraziła mnie i czuję się strasznie chory - Prasert powiedział przekonywująco. Najlepiej zawsze zwalić na rodzeństwo. - Ale przypomniałem sobie, że zostawiłem w szafce moje poświadczenie o wykupieniu… jak to się nazywa… subskrypcji zdrowotnej? W ośrodku medycznym. No i bez tego lekarz mnie nie przyjmie - skrzywił się. Oczywiście każdy byłby niezadowolony, gdyby musiał na chorobowym odwiedzać pracę z tak prozaicznych powodów. I to czując się fizycznie bardzo źle.
Starszy mężczyzna pokiwał głową i pomachał ręką
- To wchodź, proszę. Tylko nie kichaj na nikogo i szybko uciekaj do domu, nie możemy mieć wiecej chorych strażników - oznajmił i zaraz znów usiadł. Bramka się otworzyła i Prasert mógł wejść. Najwyraźniej człowiek ten był wyrozumiały i empatyczny, czy powinien czuć wstyd, że go okłamywał? Pewnie tak, ale robił to w słusznej sprawie. Wszedł na teren Pałacu i ruszył do miejsca, gdzie były przebieralnie. Nie minął nikogo znajomego, najpewniej wszyscy byli teraz na służbie.
Było około godziny dziesiątej. Wszyscy już dawno temu przebrali się, było też za wcześnie na przerwę obiadową. Prasert ruszył prosto do zbrojowni. Rozejrzał się wokoło, czy ktoś zobaczy go, jeżeli odłoży broń z powrotem na jej miejsce. Mimo wszystko był już dość spokojny. Nie było dowodów na to, że wyniósł niebezpieczne narzędzie, więc też nie mogli mu nic zrobić. Chodzić na terenie pałacu uzbrojony jak najbardziej mógł, po to przecież były te wszystkie karabiny, pistolety i inne cuda.
Nie spotkał nikogo, więc mógł spokojnie odłożyć broń tam, skąd ją wziął. Wszystko poszło zaskakująco gładko. Najwyraźniej los uznał, że już mu wystarczająco dosolił i teraz rekompensował mu wcześniejsze nieszczęścia. Mógł spokojnie wrócić przez szatnie do wyjścia, a następnie do vana, w którym czekała na niego Morozow.
Prasert uśmiechnął się, wchodząc do środka.
- Być może jednak jutro nie zetną mi głowy na gilotynie - rzucił, po czym zamilkł. Zapomniał, że Nina spała, lub też próbowała odpoczywać. Nie chciał jej obudzić. Choć tak właściwie chyba nie do końca mogła tak po prostu przespać cały dzień. Jednak Privat nie chciał być tym, który nią potrząśnie. Niech to zrobi Alexiej.
Kobieta uchyliła powieki, kiedy drzwi vana otworzyły się. Słysząc jego komentarz, uśmiechnęła się lekko.
- W moich stronach powiedzieli by ‘Nie chwal dnia, przed zachodem słońca’. Chociaż szczerze zdzwiłabym się widząc gilotynę w tych stronach. To w końcu narzędzie tortur pochodzące z Francji - stwierdziła i przeciągnęła się.
Prasert wzruszył ramionami.
- Swastyka pochodziła z Indii, ale czy to cokolwiek teraz znaczy? - mruknął.
Nie miał na myśli dosłownie gilotyny, to rzecz jasna była taka przenośnia.
- Nie dam rady pospać w aucie, to miejsce za bardzo kojarzy mi się po prostu z pracą - usiadła i przyjrzała się Prasertowi. Następnie przechyliła i postukała w okienko do Alexieia
- To teraz do szpitala - rzuciła. Nie padła odpowiedź, ale silnik auta ryknął i po chwili byli już w trasie. Morozow odwróciła się do Privata, poklepała kanapę obok siebie, by do niej dołączył.

Tak, trzeba było dostarczyć torbę Warunowi. Po to przecież ją zabrał i wypakował rzeczami należącymi do przyjaciela.
- A potem…? - Prasert zawiesił głos. - Ja mam pomysł, ale czy wy coś planujecie? - spojrzał na Ninę. Teraz już nieco mniej przejmował się jej bliskością. Chyba podświadomie stresował się wizytą w pracy. Kiedy już miał ją za sobą, odniósł wrażenie, że ogromny ciężar spadł z jego barków. Choć tak właściwie reperkusje związane z wyniesieniem broni pewnie nie dorastały do pięt walkom z mściwymi duchami oraz bogatymi psychopatami. Prasert nie zapomniał o Sakchaiu. Po cichu fantazjował, że zemści się na nim, choć nie wiedział do końca w jaki sposób. Teraz jednak nie mógł zajmować się tym. Śmierć Mali bolała, jednak paranormalne kwestie miały jeszcze wyższy priorytet, niestety.
“Śmierć Mali”, powtórzył w głowie. Te dwa słowa wciąż brzmiały abstrakcyjnie. Jak na przykład “koniec świata”, albo “trzęsienie ziemi”, czy “deszcz meteorytów”. Zjawisko, które może zdarzyć się, ale raczej nie w tym wymiarze, miejscu i czasie.
Nina mruknęła i podparła się o podłokietnik kanapy.
- Potem jedziemy do hotelu odpocząć. Gdy to zrobimy, wybieramy się do twojego brata… Siostry… Jak wolisz, żebym go nazywała? - zapytała trochę niepewna jak ma ująć myśli.
Prasert zaśmiał się niezręcznie.
- Sam miałem z tym bardzo długo problem. Jednak konkluzja jest taka, że skoro chce, aby nazywać go siostrą… to znaczy ją, to w takim razie mogę to uszanować. Rodzinie chyba powinno okazywać się szacunek w takich podstawowych kwestiach, jak to, kim są - wzruszył ramionami. - Ale to coś, do czego dochodziłem latami.
Blondynka ziewnęła, zasłaniając usta.
- Trzeba się zająć tą księgą, zanim zrobi się bałagan. Tego byśmy nie chcieli i postaramy się zapobiec takiemu tokowi wydarzeń - powiedziała i nieco uśmiechnęła się do Privata.
- A gdy zajmiemy się tym, rozwiążemy kwestię kamienia i wyniesiemy z Tajlandii. Tak wygląda plan - wytłumaczyła i przeciągnęła znowu.
- Tyle że nawet nie wiem, co robi ta księga. Kamień… założyłem, że jest kotwicą dla tej okropnej zjawy i daje jej siłę na przebywanie w tym świecie. Natomiast księga? Jeżeli zapomnielibyśmy, że w ogóle kiedykolwiek istniała… bo w sumie wiemy o niej tylko z wizji nieobecnej osoby, to czy zrobiłaby się jakaś szkoda? Bo nie wiem, jak mamy zająć się księgą, skoro nic o niej nie wiemy. Przeszukać mieszkanie Sunan, mając nadzieję, że ją posiada? - Prasert zastanowił się. - To jedyne, co mi przychodzi do głowy - przytaknął po chwili i zmienił temat. - A nasz plan dotyczący kamienia to zrobienie ze mnie Harry’ego Pottera, który wyciągnie go może nie ze zwierciadła Ein Engarp czy jak się nazywało, tylko ze snu. Ja myślałem o tym, żeby złożyć wizytę mnichowi Pakpao, który zarządził przewóz tej przesyłki i przycisnąć go. Do tej pory bałem się go i uciekałem przed konfrontacją, ale chyba nie opuści mnie ta sprawa tak długo, jak nie wyjaśnię jej.|
Nina zastanawiała się nad jego słowami przez chwilę w ciszy.
- Złożenie mnichowi wizyty nie jest złym pomysłem, ale najpierw księga. Wiem, że dla ciebie nie ma zbyt szczególnego znaczenia, ale wiedz, że powinna. Może fatalnie zaszkodzić twojej siostrze. Takie pozostawione bez kontroli, niebezpieczne przedmioty nigdy nie prowadzą do niczego dobrego. Uwierz mi, wiem co mówię… Może skontaktuj się ze swoją siostra i powiedz, że wpadniesz do niej w towarzystwie? - zaproponowała, bo w sumie wcześniej nie omówili zbyt dokładnie tej kwestii. A gdy Prasert o tym pomyślał, to przecież Sunan myślała, że przyjedzie do niej z Warunem…
Prasert skrzywił się. Nie chciał tłumaczyć Sunan, że Suttirata nie będzie. Wciąż nie cieszył się na ich związek, ale odkąd Nina znowu pojawiła się w jego życiu, aż tak bardzo to go nie bolało. Chyba najbardziej bał się, że utraci najbliższą osobę, jaką był Warun. Natomiast teraz Nina była w stanie przejąć rolę tego najbardziej zaufanego człowieka. Choć wolałby, aby ta dwójka jednak nie uprawiała z sobą seksu.
- Dobra - westchnął Privat, wyciągając telefon i szukając numeru Sunan. - A jak daleko mamy do szpitala? - zapytał, naciskając przycisk zielonej słuchawki.
Morozow podniosła się, odsunęła zasuwę na przód auta. Powiedziała coś po rosyjsku, a Alexiei jej odpowiedział.
- Piętnaście minut i będziemy - powiedziała, ponownie zasuwając luk. Usiadła skrzyżnie i zsunęła buty z nóg. Rozprostowała palce. Popatrzyła na jego komórkę.
Tymczasem w telefonie Prasert usłyszał trzy sygnały, a potem Sunan odebrała.
- Halo? Prasert? Dzwonisz dość wcześnie… Co tam? - Sunan brzmiała, jakby przypuszczała, że chce jej powiedzieć, że jednak nie może jechać i próbowała zachować optymistyczny ton głosu, ale przygnębienie się do niego wkradało.
- Sunan! - Privat wybuchnął dziwną eksplozją pozytywności.
Następnie zamilkł. Na dwie, trzy sekundy, które jednak wydawały się bardzo długie. Zerknął niepewnie na Ninę.
- Mam dwie wiadomości. Okropną i dobrą. Wybieraj - polecił jej.
Umieścił wzrok na wypakowanej torbie dla Waruna. Rozmowa z Sunan stresowała go. Nie tylko ich relacje były bardzo niepewne… Pogodzili się przecież dopiero niedawno. Prasert nie wiedział, jak przyjmie to, co musiał jej powiedzieć. I czy w ogóle uwierzy mu. Przecież to było nieprawdopodobne.
Sunan milczała chwilę, po czym westchnęła.
- No to zacznijmy od tej dobrej… - poprosiła poważnym tonem. Nina przechyliła się i pogłaskała Privata po ramieniu, chyba dostrzegła, że się stresował rozmową. Nie przestawała powoli gładzić go, by się uspokoił, nie wiedziała czy to pomoże, ale starała się jak potrafiła.
- Nasze plany są aktualne! Tak właściwie chciałbym odwiedzić cię jeszcze dzisiaj! Bo… to trochę wstyd, że jesteś moją siostrą, a nie poznałaś mojej… - Prasert efektownie zawiesił głos. - Dziewczyny! Chciałbym, żebyście zaprzyjaźniły się, bo obie jesteście dla mnie bardzo ważne - mruknął. Zamilkł na moment, jak gdyby dając do zrozumienia Sunan, że oczekuje od niej, że będzie zachowywała się poprawnie i nie wyleje wrzątku lub kwasu na Ninę w pierwszej chwili, kiedy tylko ją zobaczy. Chciał tym odwrócić uwagę Sunan od tego, że za chwilę nadejdzie cios. Choć to nie miało sensu, bo przecież musiał go zadać…
Sunan milczała chwilę…
- A nie mówiłeś, że Warun jest tak jakby twój? Przyjedziecie, to świetnie… Ale w takim razie co jest złą wiadomością? - zapytała zmieszana, najwyraźniej uważała, że odwoła przyjazd, a skoro tego nie zrobił, to była zbita z tropu.
Prasert kompletnie zapomniał o tym… kłamstwie.
- Jest mój, ale rodzina jest najważniejsza. I wydaje mi się, że będziecie razem bardziej szczęśliwi. Warun powiedział mi, że kompletnie nie przeszkadza mu to, że… nie przeszkadza mu twoja przeszłość - dokończył. - Jest silnym, przystojnym mężczyzną, na którego zasługujesz.
Prasert zamilkł na moment i zamknął oczy.
- Problem jest taki, że nie mogę z nim przyjechać, bo jest w szpitalu. Na dodatek podejrzewają go o morderstwo, którego na sto procent nie popełnił - zrzucił bombę.
Tak właściwie, kiedy Prasert wypowiedział te słowa na głos, poczuł się sto razy gorzej. Chyba dopiero teraz to naprawdę do niego dotarło. Poruszył się nerwowo, jakby chciał… sam nie wiedział czego dokładnie. Wyskoczyć z samochodu, bo biegiem prędzej dotrze do szpitala, niż vanem? Pokręcił głową.
Sunan wzięła głęboki wdech.
- Co? Jak to w szpitalu? Jak to podejrzany o morderstwo? Co się… Czy jesteś u niego teraz? Jest przytomny? Czy jest możliwość, żebym go odwiedziła? Możemy pojechać do mnie wieczorem, jeśli tak wam pasuje. Świetnie, że zabierzesz w takim razie w ramach towarzystwa swoją dziewczynę, zawsze w grupie raźniej… - brzmiała jednak na kompletnie zatroskaną.
- A jak ty się trzymasz? Bo to twój przyjaciel przecież, na pewno strasznie się martwisz - zauważyła.
Prasert wzdrygnął się, kiedy Nina przysunęła się do niego i dotknęła go dłonią w szyję
- Pamiętaj o tym, że zabieramy jeszcze dwoje moich przyjaciół… Wymyśl jakiś powód - powiedziała cicho, by tylko on ją słyszał. Najwyraźniej usłyszała nieco z jego rozmowy z Sunan.

Najpierw Prasert był szczery.
- Czuję się okropnie. Mam wrażenie, że Warun nie jest tam do końca bezpieczny. Ale przecież nie mogę go stamtąd zabrać, skoro nie jest w najlepszym stanie… chyba nie mogę. Właśnie tam jadę. Byłem u niego wcześniej, ale wyszedłem, żeby zebrać różne rzeczy z jego mieszkania - Privat pominął fakt, w jakim zastał dom Suttirata. - I teraz do niego jadę. Mam nadzieję, że będzie rozbudzony i będzie czuł się na tyle dobrze, że weźmiemy go do ciebie, ale to raczej tylko takie życzenia, które nie mogą się spełnić - westchnął ciężko. - Nie jedź tutaj. To daleko, on się lepiej nie poczuje, z całym szacunkiem, natomiast ty się zmęczysz, jadąc znowu do Bangkoku. Nie oszukujmy się, to nie jest mały dystans. Poza tym chciałbym cię odwiedzić, a to raczej nie wydarzy się, jeżeli nie będzie ciebie w domu.

I teraz Privat zaczął kłamać.
- Bo są ze mną koledzy z boksu. To znajomi Waruna i również martwią się o niego. Sunan, przeklnij mnie, ale jeżeli byłabyś w stanie stworzyć mały poczęstunek dla nas… Nic specjalnego, jakaś kawa i ciastka, to byłbym ci dozgonnie wdzięczny. Bo nie mogę zaprowadzić ich do siebie, przecież wiesz, w jakich warunkach mieszkam. Jeżeli nie chcesz kłopotu, to nie wahaj się, powiedz od razu. Warun na pewno zrozumiałby to…
Sunan znowu milczała chwilę, po czym zaczęła mówić, przejęta.
- Skoro tak uważasz, no dobrze, to zostanę… A jak zabierasz więcej osób… No to zrobię zakupy… Daj znać jak wyjdziesz od Waruna, czy wszystko z nim w porządku, dobra? Chciałabym wiedzieć w jakim jest stanie… Zmartwiłeś mnie… Jeśli będzie przytomny, to proszę pozdrów go ode mnie, dobrze? A jak nie, to no… To trudno… Zapisz mu mój numer, czy coś… chętnie sama do niego zadzwonię… O rany - siostra westchnęła ciężko.
- No dobra, to o której mniej więcej mam się was spodziewać? - zapytała, zmieniając temat.
- A mogłabyś mi jeszcze raz podać swój nowy adres? Bo jestem teraz w Bangkoku, no i nie wiem, ile czasu spędzę u Waruna. Potem zamierzamy jechać prosto do ciebie. Dzięki za to, że nas ugościsz. To nie będzie wesoła impreza, ale chyba lepiej dusić się w zbiorowym nieszczęściu, niż tylko swoim prywatnym - Prasert westchnął. Nawet nie wiedział, czy to była prawda. Dziwnie się czuł, bo z jednej strony naprawdę miał na myśli większość słów, które wypowiadał, ale i tak czuł się, jakby kłamał, manipulował i wykorzystywał stan biednego Waruna dla własnych celów. Niespodziewanie przypomniał sobie o śmierci Mali, a potem o masakrze z Nans Usadevi… i poczuł pojedynczą łzę spływającą po policzku. Rozgniewała go. - Pozdrowię go i przekażę numer, jeśli to będzie możliwe - obiecał. Jego głos tylko lekko drżał. - To teraz wyłączę się, dobrze? O której godzinie najwcześniej możemy do ciebie zawitać?
Prasert zamknął oczy i wziął dwa głębokie oddechy.
Sunan wysłuchała go uważnie.
- Co do adresu, no to jeszcze ci go nie wysłałam, jak tylko skończymy rozmowę, to ci go napiszę. A co do godziny… Proponuję jakąś dwudziestą max? Jakbyście dojechali na osiemnastą to już tak optymalnie, bo zdążyłabym wygenerować tyle miejsca do spania… - stwierdziła spokojnym tonem.
- Trzymaj się i do zobaczenia potem… Wszystko będzie dobrze… - obiecała Prasertowi, jakby naprawdę w to wierzyła. Zaraz skończyli rozmowę. Nina przysunęła się do Privata i przytuliła go w formie pocieszenia. Tymczasem na jego telefon przyszła wiadomość od Sunan z adresem jej domu:

“Prowincja Nong Kham, ulica Hup Bon 5, w pobliżu sztucznego stawu i lasku palm i starego rynku. Trudno przeoczyć, bo wygląda dość europejsko”

Morozow oparła mu policzek o ramię.
- Wydajesz się mocno zestresowany tym wszystkim… Jeśli czegoś potrzebujesz, powiedz, może zdołam to dla ciebie załatwić… - powiedziała szeptem.
- Czuję się źle z tym wszystkim - Prasert westchnął po upewnieniu się, że rozmowa została zakończona. - To nie jestem ja. Ja tak się nie zachowuję - pokręcił głową. - Ja nie wynoszę broni w tajemnicy, nie okłamuję siostry, nie spiskuję, nie planuję… Zawsze byłem prostolinijny i szczery - westchnął. - W kompletnej zgodzie z sobą. Nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem się zmieniać przez tych kilka godzin? Dni? - pokręcił głową. - Nie jestem ani agentem, ani politykiem. Wolałbym być po prostu kimś, na kim można polegać - wzruszył ramionami. - Teraz… nawet nie wiem, kim jestem - mruknął.
Nina przechyliła głowę i musnęła nosem jego policzek.
- Wiem co czujesz. Tak jest zawsze na początku… Potem jednak idzie to wszystko pogodzić. Posłuchaj. To jedyny raz, kiedy będziesz musiał im tak skłamać. Potem zabiorę cię ze sobą i powiesz im prawdę… Że wyjeżdżasz ze mną za granicę… To nie będzie kłamstwem, bo dokładnie to uczynimy, póki jednak jestesmy tu, lepiej dla ich psychiki, byś nie mówił im co dokładnie się dzieje. To takie brzemię większej wiedzy, które każdy z takich jak my musi nosić. Nie martw się, nie jesteś sam. Jestem przy tobie - powiedziała i znowu pogłaskała go po ramieniu.
- To mnie… nie uspokoiło - mruknął cicho Prasert. - Ale miło mi, że próbowałaś - uśmiechnął się do niej.
Nie zamierzał jej tego powiedzieć, ale teraz zaczął znowu zastanawiać się, czy aby na pewno Nina jest z nim szczera. Może też mówi mu półprawdy, bo to “lepiej dla jego psychiki”? Z drugiej strony, chyba na to właśnie zasługiwał. Skoro sam kłamał, to dlaczego miałby liczyć na szczerość ludzi wokół niego? Prasert czuł się brudny.

Van zatrzymał się na parkingu przed szpitalem. Znowu silnik zgasł. Z kokpitu kierowcy dochodziła do tyłu jakaś stonowana muzyka, ale to najpewniej Alexiei próbował różnych metod walki z sennością.
- Pójdę z tobą. W pomieszczeniu Suttirata jest jeden z moich ludzi, od razu go ze sobą zabierzemy. Jeśli do tej pory nikt nie próbował zaatakować twojego kolegi, to najpewniej nie był, ani nie będzie celem - wyjaśniła plan działania i ruszyła do wyjścia.
- Może tak, może nie - Prasert wzruszył ramionami. - Niczego nie możemy być pewnym, skoro równie dobrze mordercą może zostać duch, który rozniósł jego mieszkanie. Być może nie mógł się teraz pojawić. Albo właśnie czekał, aż Warun pozostanie sam - Privat wzruszył ramionami. - Przecież… tak łatwo można byłoby mnie szantażować, gdyby ktoś go porwał i zaczął mu grozić - pokręcił głową. - Ale też nie chcę targać z sobą pacjenta OIOMu. Chyba trzeba mieć wiarę? - zakpił. - Co potrafi twój drugi współpracownik? - zapytał, wyskakując z vana.
Nina zerknęła na vana, a potem na Praserta.
- Cóż, Alexiei potrafi tworzyć ogień znikąd. Może dać źródło światła, ciepła, albo ochronę przed potencjalnym zagrożeniem. Tymczasem Han Guiren, który obecnie siedział z Warunem, potrafi tworzyć różne rzeczy z wykorzystaniem cienia. Może na przykład tworzyć z niego prawdziwe kształty, jak ostrza i te ostrza naprawdę zrobią ci krzywdę… Tylko że na cieniach. To trochę jak cień Piotrusia Pana, tylko w pełni pod kontrolą… - wytłumaczyła spokojnym tonem. Taktycznie nie rozwijała myśli i nie powiedziała co należało do jej arsenału. Ruszyli razem do szpitala, aby znaleźć pokój Waruna. Wiedzieli oboje gdzie się znajdował, dlatego nie marnowali czasu w recepcji i od razu ruszyli do windy.
- Han Guiren brzmi jak ktoś z pogranicza Gwiezdnych Wojen i jakiegoś anime - mruknął Prasert. - To prawdziwe nazwisko? Swoją drogą, masz przy sobie niebezpiecznych mężczyzn - mruknął.
Nina zaśmiała się lekko.
- Prawdziwe, powiedz mu to, to się polubicie… A co do niebezpiecznych mężczyzn, jesteś świetny w muay thai, też jesteś chodzącą bronią. Lubię być bezpieczna, a oni są dla mnie dobrą obstawą. Ale to ciebie chcę najbardziej przy sobie - ostatnie zdanie dodała cichutko, żeby nikt nieproszony nie usłyszał jakim tonem do niego mówiła.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172