Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:14   #32
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=9RMHHwJ9Eqk[/media]

Prasert nie zdołał jednak zrobić nic, poza przechyleniem się do tyłu, tylko po to aby przymknąć oczy ‘na momencik’. Chwila jednak stała się minutą, a potem pięcioma… Privat zasnął.
Tym razem jednak nie znalazł się w żadnym krzywym odbiciu rzeczywistości. Wisiał w mroku. Czuł się jednak obserwowany i z jakiegoś powodu wcale nie wydawało mu się to złym wrażeniem. Miał wręcz przeczucie, że ktokolwiek spoglądał teraz na niego, chciał się z nim skomunikować, aby powiedzieć mu coś naprawdę ważnego. Poczuł delikatne ciepło, które zaiskrzyło w jego ciele im bardziej przysłuchiwał się głuchej ciszy. Wiedział, że ktoś do niego tam mówi. Próbuje coś przekazać, ale tak jakby miał wodę pod głową i nic kompletnie nie mógł dosłyszeć.

- Prasert… Obudź się… - odezwał się cichy szept. Znajomy, ale niemal zapomniany już w tym całym chaosie. Słodki, pełen wrodzonego optymizmu, teraz nieco jakby zaniepokojony? Tak mu się zdawało.
- Prasert… - usłyszał ją ponownie i nie mógł się oprzeć wrażeniu, że to chyba jego umysł płatał mu kolejnego figla. Przecież to nie było możliwe…
Nie było możliwe, żeby tu była.

Zmarszczył brwi i otworzył oczy, wybudzając się tylko po to, żeby zobaczyć tuż przed swoją twarzą twarz Sary Graf.
Odruchowo zerknął na zegarek. To miał być chyba jego nowy nawyk. Nie wiedział, czy mógł na nim polegać, ale za każdym razem, kiedy spostrzegał, że wskazówki kręcą się we właściwą stronę… Czuł muśnięcie ulgi. Chciał tego doznać i teraz. To nie mogła być rzeczywistość. Co prawda otworzył oczy, ale to nie znaczyło, że za chwilę nie wybudzi się po raz kolejny. Być może znajdował się w snach matrioszkach? W jednym znajdował się kolejny, a potem następny… i tak bez końca… Jedyne, czego mógł być pewny, to to, że nie może ufać oczom, skoro te pokazywały twarz Sary Graf. Ta kobieta nie istniała. Już nie. Nie w jego życiu. Kiedyś łudził się, że będzie inaczej. Jednak… to były tylko dziecięce marzenia.
- Jesteś zbyt wcześnie - Prasert mruknął żartobliwie i posłał kobiecie pełen uroku uśmiech. W ten sposób patrzy się na ludzi tylko wtedy, kiedy nie wierzy się, że istnieją naprawdę.
Blondynka zmarszczyła brwi. Zegar chodził odpowiednio. Jedyne co wydało się Prasertowi zadziwiające, poza faktem, że widział Sarę, był fakt, że mówiła płynnie po tajsku. Ha. Kolejny błąd w matriksie.
- Nie mamy czasu Prasert, rusz się… Wiem, że jestem za wcześnie, ale chodź. Nie możesz tu siedzieć, kiedy podejrzewają cię o morderstwo i próbę zabójstwa - powiedziała po czym wyprostowała się.
Privat zaczął chichotać, niczym pięciolatka na piżama party. Rzeczywiście czuł się rozbawiony. Nawet już widział siebie w pomarańczowym kombinezonie więziennym. Czy one były właśnie tego koloru? Nawet nie wiedział. Jednak pomarańcz podobała mu się, bo właśnie tego smaku był jego ulubiony sok.
Sara miała na sobie białą bluzę z niebieskim napisem ‘Adidas’ oraz jeansy z tenisówkami. Na jej ramieniu był mały, czarny plecaczek. Co rusz zerkała na zegarek na ścianie
- No rozbudź się wreszcie i chodźmy stąd - zarządziła. Nie wyglądało na to, że zamierzała mu udowadniać swoją prawdziwość. Wyglądała i nawet pachniała jak Graf. Czy to było możliwe, że jednak to była naprawdę ona? Obok na łóżku Suttirat spał nadal spokojnie.

Prasert pokręcił głową.
- Sara, nawet nie uwierzysz, jakie gówna mi się ostatnio przytrafiają. A jak uwierzysz, to tylko gorzej, bo będziesz podejrzana. Normalni ludzie nie byliby w stanie dać wiary temu, co przeżyłem. Musisz mi wytłumaczyć, dlaczego ty miałabyś być inna. Skąd wiedziałaś, że tu jestem? Dlaczego mówisz po tajsku, jakbyś urodziła się w sercu Bangkoku? Dlaczego twój adres, który mi podałaś, nie istniał? Dlaczego spotykam cię w najdziwniejszym okresie mojego życia? Ostatnio rzeczywistość miesza mi się z fikcją, a ty jesteś chyba ostatecznym dowodem mojej schizofrenii.

Sara zerknęła na Waruna, po czym podeszła do Praserta i złapała jego twarz oburącz. Złożyła mu na ustach mocny, bardzo realistyczny, żywy pocałunek
- Uwierzę. Chodź. Nie mamy teraz czasu. Wszystko ci wyjaśnię, jak znajdziemy się już w bezpiecznym miejscu. Wpakowałeś się w niezłe gówno, to fakt, ale pomogę ci z niego wyjść. No chodź - poprosiła, cofając się o krok i wyciągnęła do niego rękę. Zegarek wskazywał, że dochodziła piąta, więc spał może półtorej godziny? Nadal był zmęczony, ale obecność Graf sprawiła, że czuł się jeszcze dziwniej, niż tylko sennie.
- Wpakowałem się w gówno? To świat mnie w nie wpakował - Prasert mruknął, tracąc humor.
Westchnął i wstał. Ale bardziej dlatego, bo nie mógł wytrzymać w miejscu, siedząc. Pocałunek Sary powinien być przyjemny… i taki też był… Ale Privat czuł się, jakby kobieta próbowała sterować go nim. Czy miał powody, aby jej ufać? Prasert posmutniał. - Nie mogę go tu zostawić samego - westchnął, patrząc na Waruna.
- To mój przyjaciel - dodał. Czuł się trochę tak, jakby był małym dzieckiem, który dumnie chwali się przed mamą nowopoznanym kolegą z przedszkola. Tak często przedstawiał Suttirata, nazywając go “przyjacielem”, że powoli zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno są aż tak zżyci. Przecież byli. Przecież są… W jego głowie mignęła scena ze snu, kiedy Warun stał nad nim. Rozbolała go głowa. Co za syf. Już nawet jedna dobra rzecz, jaką posiadał, nie mogła być czysta.
Sara spojrzała na Suttirata, po czym znów na Praserta
- Wiem, że to twój przyjaciel, ale musimy stąd wyjść. Nie martw się jednak o niego, zadbamy o to, by nic mu się nie stało pod twoją tymczasową nieobecność… - powiedziała spokojnym tonem. Tymczasem zadzwonił jej telefon, odebrała błyskawicznie. Nie trwało długo, nim z tajskiego przestawiła się na rosyjski i przeprowadziła z kimś krótką, zdawkową rozmowę, z której wynikało, że coś znalazła i że zaraz wyjdzie… Tylko tyle Prasert zrozumiał.
- Nie mamy już wiele czasu. No zaufaj mi i chodź. Wszystko wtedy zrozumiesz - obiecała mu. Popatrzyła na niego jasnoniebieskimi oczami i wyraźnie liczyła na to, że Privat nie odrzuci jej chęci pomocy.

Privat zamknął oczy i pomasował je.
- Jeżeli ty i twoi… znajomi… - zastanowił się, ale nie dokończył, tylko zaczął od początku. - Jeśli okaże się, że mnie zdradziłaś, Sara, to… nigdy ci tego nie wybaczę. Choć wtedy pewnie i tak nie będzie ci na tym zależeć.
Westchnął i przeciągnął się. Spojrzał jeszcze raz na Waruna, po czym ruszył w stronę drzwi prowadzących na korytarz. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej pogniecioną paczkę paluszków o smaku zielonej cebulki. Jeszcze trochę zostało.
- Chcesz? - zapytał, wyciągając w stronę Sary rękę z przekąską.
Blondynka spojrzała na paczkę paluszków, po czym na Praserta i poczęstowała się kilkoma
- Dzięki. I nie martw się. Nie jestem tu po to, żeby ci zaszkodzić. Raczej pomóc - powiedziała pewnym swego tonem.
- Masz na myśli coś w stylu eutanazji? - zapytał Privat, przegryzając przekąską.
Doprowadziła go do windy.
Stał koło niej wysoki mężczyzna o ciemnych włosach i zaroście. Ubrany był w t-shirt i bluzę. Jego włosy były potargane. Miał skrzyżowane ręce przed sobą, a kiedy zobaczył Sarę i Praserta wyprostował się i wsunął je do kieszeni bojówek
- Lecimy? - odezwał się po rosyjsku, na co kobieta kiwnęła głową
- Prasert, to jest Alexei Woronow. On też jest tu, żeby ci pomóc. Wszystko wyjaśnimy ci dokładnie, gdy tylko wydostaniemy się z tego budynku - przedstawiła mężczyznę Sara. Ten uprzejmie wyciągnął dłoń do Privata, żeby się przywitać. Nie wyglądało na to, że był do niego nastawiony niechętnie, na razie po prostu oceniał Praserta i badał z kim ma do czynienia.

Privat miał wielką ochotę, aby pierwsze wrażenie mężczyzny było tak złe, jak to tylko możliwe. Jednak nie miał siły zrobić nic spektakularnego, więc jedynie skinął głową i westchnął cicho.
- Otaczasz się samymi przystojnymi mężczyznami - mruknął zarazem żartobliwie i pytająco. Czy Woronow był jakimś bliskim znajomym Sary? W sensie… kochankiem? Czy powinno to go obchodzić? Może trochę…
Sam również wyciągnął rękę i uścisnął ją.
- A mnie nie przedstawisz koledze? - uśmiechnął się do Graf.
Zakładał, że nie musiała, bo Alexei i tak już wiedział o nim wszystko, co tylko się dało. Ale właśnie stąd wynikała ta zjadliwość. On nie miał żadnych informacji na temat meżczyzny. To pewnie nawet nie było jego prawdziwe nazwisko. Zresztą… “Sara Graf” również nie brzmiało ekstremalnie rosyjsko. Pewnie gdyby Prasert wpisał to nazwisko do wyszukiwarki, wyskoczyłaby jakaś aktorka porno, albo seria książek detektywistycznych z silną postacią kobiecą.
Alexei uścisnął jego rękę i zaraz puścił
- Nie trzeba, ja już wiem o tobie wystarczająco. Reszta na zewnątrz. Nie ufam tutejszemu systemowi ochrony - rzucił po rosyjsku, z czego Prasert ledwo wyłowił parę słów. Weszli we trójkę do windy i mężczyzna nacisnął przycisk parteru
Privat zaśmiał się pod nosem.
- Trudno ufać czemuś, co nie istnieje - mruknął. - Jeśli nie licząc śpiącej pielęgniarki w recepcji.
- Alexei to mój współpracownik - powiedziała spokojnym tonem Sara, zerkając uważnie na Praserta. Mężczyzna z trudem powstrzymał chęć skrzywienia się. Nie miał ochoty na bycie obserwowanym. Zwłaszcza przez atrakcyjne blondynki, kiedy sam posiadał aparycję świeżych zwłok.
- Jak się czujesz? Słabo wyglądasz - dodała za moment blondynka i zmarszczyła brwi oceniając go. Z jednej strony zdawało się, że rozumiała, że na pewno czuł się źle i wyrażała w ten sposób swoje zainteresowanie nim, z drugiej strony to pytanie było trochę bez sensu, ponieważ wiadomo było, że będzie wyglądał źle po tym co go spotkało…
- Gorzej niż rok temu? - zapytał. - No cóż, jedni starzeją się lepiej, drudzy gorzej. Przynajmniej nie zarzucisz mi serii nieudanych liftingów i botoksów. Mam choć tyle godności.
Na głupią uwagę, głupia odpowiedź. Oczywiście, że chciałby wyglądać lepiej. Zwłaszcza stojąc przy przystojnym Alexeiu.
- Mam nadzieję, że nie należycie do agencji modelingowej. Bo w takim razie na pewno szybko anulujecie swoją propozycję pomocy - uśmiechnął się do Sary.
Sara zaśmiała się trochę nerwowo… Najwyraźniej wizja, że jej obecne miejsce pracy mogłoby być agencją modelingu bardzo ją rozbawiło. Zaraz jednak opanowała się i przestała chichotać. Wyszli do lobby, a potem przez drzwi prowadzące na zewnątrz. O tej porze nie było tak ciepło jak za dnia. Słońce jeszcze nie wstało, ale już różowiło się na horyzoncie. Ruszyli w stronę parkingu, gdzie dotarli do niewielkiego, szarego vana. Alexei wsiadł zaraz na miejsce kierowcy
- A gdzie jest Guiren? - zapytała Sara mężczyznę
- No poszedł na górę mieć oko na tamtego - odpowiedział jej Rosjanin i skinął głową na wejście do szpitala.
Takie przypadkowe stwierdzenie nieco podbudowało Privata na duchu. Czyżby Warun rzeczywiście miał przeżyć tę noc? Sara nie kłamała, twierdząc, że zapewnią mu ochronę? Tajlandczyk czuł się… zaskoczony.
- A tak… Windy… - mruknęła Graf i pokręciła głową. Zaraz poprowadziła Praserta na tył vana i otworzyła drzwiczki. Kiedy samochód stanął przed nim otworem, ukazała mu się kanapa, jakieś biurko i porozstawiane wokół dwa komputery i pięć monitorów. Wyglądało to jak baza hackerów… Na kanapie leżała otwarta paczka chipsów.
- Rozgość się - zarządziła Sara, wskazując mu kanapę, a sama weszła do środka i poczekała, by zamknąć za nim i za sobą podwójne drzwiczki, po czym usiadła na krześle przed monitorami i zaczęła coś na jednym z nich pisać w tempie błyskawicznym.
Prasert rozejrzał się dookoła zaskoczony. Nie wiedział, co o tym myśleć, ani co powiedzieć. Podszedł do paczki chipsów i wziął ją do rąk.
- Dobrze, że poczęstowałem cię paluszkami. Widzisz, teraz nie będzie mi głupio - mruknął, po czym wziął garść słonych krążków i wepchnął je sobie do ust. Zaczął przeżuwać i usiadł na kanapie, trzymając plastikową torebkę.
Na moment zapadła chwila milczenia. Nawet Privat przestał jeść. Spogladał w ciszy na Sarę, powoli zapadając się we własnych myślach… i kanapie.
- To naprawdę ty? - zapytał wreszcie.
Sara zapisała coś błyskawicznie na komputerze, po czym kliknęła energicznie ‘Enter’ i obróciła się na krześle obrotowym w stronę Praserta. Ściągnęła trampki z nóg i usiadła na krześle skrzyżnie, przyglądając mu się uważnie
- Tak. To naprawdę-naprawdę ja. Żaden duch, zjawa, ani sen. Ja - powiedziała, jakby czytała mu w myślach. Uśmiechnęła się przepraszająco
- Ty… - mruknął Prasert w zamyśleniu, przegryzając kolejnym chipsem.
- Wybacz, że podałam ci wtedy błędne dane. Byłam tu na pewnej misji, musiałam trzymać się procedur. Ale wróciłam, tak jak obiecałam… Mam nadzieję, że poza tym, że no… Ostatnio trochę się wszystko spieprzyło to ostatni twój rok był w porządku? - odezwała się jakby prowadzili całkiem normalną konwersację pomiędzy dwojgiem ludzi, którzy widzą się po raz pierwszy od długiego czasu.
Prasert zauważył że siedzenie pasażera i kierowcy oddzielone były od tej części metalową przegrodą z niewielkim okienkiem. Samochód zawarczał i zaczął wibrować. Prasert zgadł, że ruszyli z parkingu, nie wiedział tylko dokąd zmierzają.
Privat westchnął.
- Było w porządku, choć bardzo za tobą tęskniłem. Co z kolei wydaje mi się bardzo upokarzające, skoro praktycznie się nie znamy - wzruszył ramionami, opróżniając torebkę.
Jak tak dalej pójdzie, to jego mięśnie wyrzeźbione przez boks wnet pokryją się warstwą tłuszczu. Z drugiej strony Prasert nie wiedział, jak długo jeszcze pożyje. Być może to ostatnia paczka czipsów, jaką w życiu zje? Jeśli tak.. to dobrze, że mu przynajmniej smakowało.
- Ale nie udawaj, że cię to interesuje - mruknął. - No wiesz… - przeciągnął ostatnie słowo. - Skoro przez cały rok nie obchodziło… - zawiesił głos, wzruszając ramionami. - Ale nie ma sprawy, serio. Nie jestem jednym z tych naprzykrzających się typów - rzekł niewinnie.
“O, z tym to raczej niewielu by się zgodziło”, dodał w myślach. “Zwłaszcza Warun.”
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline