Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:21   #39
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Nina kiwnęła głową i oparła się o ścianę w przedpokoju.
- To ty zbieraj potrzebne rzeczy, które jeszcze są całe, a ja opowiadam… - zaproponowała. Sypialnia Waruna była w słabym stanie, ale kiedy Prasert zajrzał do jednej z szaf, ubrania były w porządku, najwyraźniej tylko meblom i drzwiom, ścianom, lampom i pościeli się oberwało. Przynajmniej w tym pomieszczeniu.
- Przyjedzie twój krewny z księgą. Następna scena pokazywała jakieś pomieszczenie jak kryptę, księgę i ciebie jak nad nią stoisz. Potem jak twój krewny.. Zostaje zaatakowany przez zielonkawą mgłę… Potem, jak jakaś ciemnowłosa kobieta stoi za tobą, a ty masz w dłoni kamień i atakujesz ją. To wszystko co wyjaśnił mi Michael - przekazała mu informacje, obserwując co Privat w międzyczasie robił.
Znalazł w szafie torbę, do której pakował wszystkie obiekty, które wcześniej wymienił. Od przybytku głowa Waruna nie zaboli. Dezodorant, płyn do mycia ciała, szczoteczkę, pastę do zębów, ubrania na zmianę… Dosłownie wszystko, co mogło mu się przydać w szpitalu. Chciał aby poczuł się tam choć trochę komfortowo, kiedy już dojdzie do siebie.
- Ale ten krewny był pokazany w tej wizji? Jak wyglądał? - Prasert dopytywał się. - Czy ktoś umarł? Lub został zraniony bardzo dotkliwie? Wiadomo, co wyszło z tego mojego ataku?
Privat roześmiał się niespodziewanie.
- Przyznaj, że zaatakowałem tym kamieniem, zjawa rozprysła się i wszystko dobrze się skończyło. Nie ma innej opcji - dodał tonem przepełnionym sarkazmem. Pokręcił głową.
Nina westchnęła.
- Niestety nie mam pojęcia. Wizje Michaela nigdy nie są zbyt szczegółowe, może to dlatego, że zwykle po prostu napadają go sceny, trwają chwilę i znikają, a on musi w tych kilka sekund zapamiętać z nich jak najwięcej. Nie powiedział jaki krewny, nie powiedział co wyszło, ani czy uderzyłeś zjawę kamieniem. Przekazałam ci wszystko co było mi wiadome - wyjaśniła.
- Masz już wszystko? - zapytała zerkając na torbę w jego rękach. Wyraźnie chciała go już zabrać z tego mieszkania.
- Myślisz, że powinienem tutaj posprzątać? - zapytał, patrząc na to wszystko. - Ale nie teraz… to godziny roboty - westchnął. - Nie jestem pewien, czy Warun powinien to zobaczyć. Z drugiej strony ma do tego prawo. Natomiast ja chyba nie, aby wyrzucać jego rzeczy, nawet jeśli połamane. Jakie to… skomplikowane - westchnął. - Postępować tak, żeby ktoś drugi był zadowolony. Czasami mam wrażenie, że to niemożliwe… - pokręcił głową. Zapakował wszystko, zasunął zamek… i ruszył do kuchni, aby wyjąć z lodówki piwo. Jednak uznał, że musi być trzeźwy, więc westchnął i zawrócił w połowie drogi.
- To mi przypomina jedną rozmowę w pracy - rzucił. - Byłem z dwoma przełożonymi oraz grupką strażników. Ten mój szef rzucił, że bardzo ciężko jest być mężczyzną. Jedna z kobiet, która znajdowała się niedaleko, chyba sprzątaczka, zdziwiła się i błyskawicznie zapytała “dlaczego?”. Na to ten odpowiedział… - Prasert zamyślił się, starając sobie przypomnieć. - Że jesteś postrzegany albo jako cham, albo ciamajda. Nie użył tego słowa, jakiegoś podobnego, nie pamiętam teraz. W każdym razie chodziło o “miękką kluchę”, czy coś w tym stylu. Na to mój kolega strażnik rzucił, że trzeba znaleźć złoty środek. Na to drugi przełożony powiedział “z naciskiem na złoty”. Strasznie roześmiałem się - Prasert uśmiechnął się na wspomnienie sceny.
Nina rozejrzała się po korytarzu.
- Myślę, że lepiej to zostawić. Skoro policja interesuje się całą sprawą, to lepiej nie pakować im się z butami. No i twój kolega może nie być zadowolony, jak wyrzucisz mu coś ważnego, co ty uznałeś za zwykły śmieć - stwierdziła co myślała na temat sprzątania. Na opowieść tylko uśmiechnęła się lekko.
- Czasem trzeba mieć coś więcej niż złoto… - stwierdziła w zamyśleniu. Skoro Prasert jeszcze nie odpowiedział jej, czy był gotowy do wyjścia, więc nie zadawała na razie ponownie tego pytania, uznała że jak skończy to sam o tym powie. Skrzyżowała ręce, uwydatniając biust i czekała.
- No tak, w łóżku też trzeba do siebie pasować - odpowiedział Privat. Wyszedł z mieszkania, dźwigając torbę ze wszystkimi przyborami. Niby drobne rzeczy, ale razem zebrały się w paczkę o całkiem dużej pojemności i wadze. Ruszył korytarzem, ale przed windą zaczekał na Ninę. - Wyobrażasz sobie tego ducha w akcji? - zapytał. - Jeżeli może roztrzaskać meble z taką łatwością, to co zrobi z kośćmi? - pokręcił głową. - Trzeba znaleźć sposób, aby bronić się przed tym gównem. Z wizji wynikało, że może kamieniem, tylko gdzie może być kamień? - zadał w eter pytanie. Wiedział, że Nina nie znała odpowiedzi. - Dowiedzieliście się o istnieniu tych rzeczy z tej wizji? Czy już wcześniej krążyły jakieś legendy o takich artefaktach?
- O księdze słyszano już wcześniej, ale zaginęła na długi czas… Kamień to coś nowego - odpowiedziała na jego pytanie, za moment dołączając do niego przy windzie. Poprawiła taśmy, by wyglądało, że nikt ich nie naruszył, dlatego chwilkę dłużej zwlekała z odejściem od drzwi. Za moment jednak zjeżdżali znów windą na dół.
- Mamy swoje sposoby na radzenie sobie z duchami, a co do kamienia… Mówiłeś, że ci się przyśnił, może spróbuj go poszukać, jak położymy się by odpocząć - zaproponowała
- We śnie - dodała jeszcze, precyzując co miała dokładnie na myśli.
Prasert zerknął na nią krótko.
- Nina, ja nie jestem dobry w te całe duchowe zabawy - mruknął. - “Odnajdź w sobie Buddę” i tak dalej. Obawiam się, że jestem trochę prostszym człowiekiem. Wędrówki po Krainie Czarów zostawiam Alicji - mruknął. - Ja chyba nieco zbyt mocno stąpam po ziemi, żeby skupić się na medytowaniu, sięganiu po astralne artefakty i tym podobne. Pamiętaj, że na co dzień stoję w bezruchu kilka godzin, a potem nawalam się z kolegami na ringu. Jakbym chciał innego życia, to zostałbym mnichem - rzucił.
Morozow kiwnęła głową.
- Dlatego nie każę ci medytować. Tylko jeśli ponownie pojawi się ten dziwny sen… spróbuj po prostu zlokalizować w nim ten kamień i jeśli już ci się uda, może dowiedzieć gdzie jest. Może to nie sam kamień się do ciebie przywiązał, a jego energia, a żeby pozbyć się kłopotu, będziesz musiał go fizycznie znaleźć. Tak też może być - zaproponowała co pomyślała. Wzięła go pod ramię, gdy drzwi windy się ponownie otworzyły. Przychodziło jej to tak naturalnie, że pewnie jeszcze kilka razy i Prasert zapomni, że na początku w ogóle go to szokowało.
Prasert nachylił się, aby pocałować ją w policzek.
- Czy to znaczy, że jesteśmy parą? - zapytał, kiedy zjeżdżali w dół windy. - Jak tak, to już wyciągam komórkę, żeby zaktualizować status na facebooku - mruknął żartobliwie. - Niech te wszystkie piękne kobiety wiedzą, że jestem zajęty. Biedne… z taką konkurencją, jak ty… zero szans - pokręcił głową. - Chyba jednak jestem dżentelmenem, skoro dbam o ich zdrowie psychiczne.
To było abstrakcyjne, że potrafił żartować w takich okolicznościach. Nie dość, że przed chwilą zobaczył mieszkanie zdemolowane przez ducha, to jeszcze znajdował się w pobliżu tak cudownej kobiety. Jeszcze niedawno wstydziłby się do niej odezwać. Chyba okoliczności zmusiły go, żeby wydorośleć. Choć wcale nie nazwałby się dojrzałym.
Nina przekręciła głowę i podniosła się na palce by pocałować go w usta. Prasert mógł to wszystko obejrzeć w lustrze i doznał dziwnego wrażenia, że znajduje się w jakimś filmie, który tylko ogląda. Póki nie poruszył się i nie odkrył, że to jednak rzeczywiście on ma pełną władzę nad swoim ciałem.
- Status na fb to ważna rzecz i oczywiście, że teraz jesteśmy parą. Nawet zarezerwowałam nam już wspólny pokój w hotelu, na czas odpoczynku - oznajmiła.
Prasert otworzył szerzej oczy.
- Myślałem, że jestem jedynie egzotyczną, wysportowaną zabawką - mruknął. Wzruszył ramionami. - To, że chcesz mieć ze mną coś wspólnego na dłużej… to akurat bardzo szokujące - mruknął. - Pewnie wiesz, jak zazwyczaj wyglądają związki turystów z tutejszymi i jak bardzo są długotrwałe - uśmiechnął się nieco smutno, choć najwyraźniej nie dotyczyło go to. Jeśli wierzyć Ninie. - Więc jaki jest haczyk? Dlaczego dziewczyna taka jak ty chciałaby mieć coś wspólnego z biedakiem takim ja? - zapytał, patrząc jej w oczy. - Co takiego mogę ci zapewnić?
- Czy potrzeba ci czegoś specjalnego, żebym po prostu się w tobie zakochała? Żyję w skomplikowanym, niebezpiecznym świecie. Doceniam każdą, miłą zaskakującą rzecz, która mi się przytrafia. Po prostu chcę cię tylko dla siebie… Jeśli ty tego nie chcesz, po prostu powiedz. Myślałam, że masz o mnie takie samo zdanie - Nina zdawała się nieco zbita z tropu. Może to dlatego, że nie wzięła pod uwagę, że mógł czuć się traktowany jak zabawka, w jej oczach miał większe znaczenie i nie podejrzewała, że on sam myślał o tym inaczej.
- Mówisz, że jesteś we mnie zakochana? - zapytał Prasert. - Ja boję się zakochać w tobie. Bo jak to zrobię, a byłoby bardzo łatwo, i ci zaufam… a ty pewnego dnia tak po prostu wyrzucisz mnie do śmieci, to mnie to zepsuje - wzruszył ramionami. - Nie wiem, jak łatwo się pozbieram. I czy w ogóle. Czy to źle, że się boję? - zapytał, nieco obniżając spojrzenie. Nie chciał zranić tym Niny i miał nadzieję, że nie odbierze tego w ten sposób, że nie zależy mu na niej. Po prostu był ostrożny. Cały rok spędził, czekając na nią i jakoś podświadomie zakładał, że zobaczy ją kolejny raz znowu za rok. Niektóre dziewczyny bawiły się mężczyznami i nie myślały o ich uczuciach. A nawet jeśli, to ich własne były zbyt niestabilne. A on na dobrą sprawę nie znał Niny. Nie w tak dogłębny sposób.
- Myślę, że potrzebujesz czasu, by lepiej mnie zrozumieć no i może trochę lepiej mi zaufać. Rozumiem twoje spojrzenie na turystki. Postaram się je zmienić - oznajmiła i lekko się do niego uśmiechnęła, próbując rozładować napięcie. Morozow zdecydowanie potrafiła wycelować moment, do adekwatnych zmian nastroju atmosfery.
Prasert skinął głową, ale niechcący zamknął się w sobie. Mimo że spróbował się uśmiechnąć, wychodziło to niezbyt naturalnie. Dlaczego nie mógł po prostu rozluźnić się? Czyżby nie komplikował tego bez powodu? Tym samym mógł wszystko zepsuć. Jednak miał wrażenie, że kompletnie nie ma wpływu na siebie. Nie potrafił kontrolować tego, co czuł i jak bardzo był otwarty. Chociaż chciałby, żeby uszczęśliwić tym Ninę. Aby zobaczyła, że naprawdę mu zależy. Bo przecież zależało.

Zjechali na dół. Drzwi windy otworzyły się i mogli wyjść ponownie do lobby. Ruszyli przejściem i wyszli na zewnątrz. Van stał tam, gdzie go pozostawili. Alexiei zapalił silnik jeszcze nim wsiedli, najwyraźniej z nudów obserwował wejście do budynku. Wiedział dokąd mają jechać, więc nie pytał o cel, a od razu zabrał ich w drogę do szpitala. Nina ponownie zasiadła do komputera. Zaczęła pisać i dodawać jakieś notatki.
- Lubię mieć wszystko poukładane… Bałagan na około, ale w dokumentach i plikach porządek - oznajmiła spokojnie.
- Tak to sensowne - odpowiedział. - Ale czasami, jak porwie cię wir wydarzeń i zapomnisz robić to na bieżąco… to w końcu okazuje się, że musiałabyś napisać tak dużo, że nawet nie chce ci się zaczynać - mruknął. - To znaczy, jak jesteś tak leniwa i niesumienna, jak ja - zaśmiał się cicho. - Ja nigdy nie potrafiłbym pracować za biurkiem. Chyba że nie miałbym innego wyjścia. Jednak to wygląda tak nudno… - jęknął, spoglądając na monitor. Pogłaskał jej ramię przy tym.
Morozow przytuliła do jego dłoni policzek, przekrzywiając głowę na bok.
- Jak już wejdzie w nawyk, to nawet nie zwracasz uwagi, kiedy notujesz informacje. Kiedyś też rzekłabym, że to upierdliwe, ale można przywyknąć - oznajmiła i notowała. Po chwili skończyła. Obróciła się z fotelem i przytuliła do Praserta. Milczała kilka chwil, po czym odetchnęła. Jakby był ładowarką dla jej baterii… Privat w pierwszej chwili zastygł w bezruchu. Wypracowane na ringu instynkty sprawiły, że przygotował się na to, że zostanie zaraz rzucony na ziemię. Napiął mięśnie brzucha, ale Nina naprawdę tylko przytuliła się. Pogłaskał ją delikatnie po głowie. Starał się niezbyt mocno, bo może Morozow tego nie lubiła. Kobieta nie wyglądała jednak, jakby miała cokolwiek na przeciw.
- Cieszę się, że znów się widzimy, choć w problematycznych okolicznościach - oznajmiła. Mieli jeszcze trochę czasu czekania, bo droga od Waruna do szpitala trwała około dwudziestu minut.
- Jak to brzmiało… Spotkałaś mnie w bardzo dziwnym okresie mojego życia? - Prasert zwęził oczy, próbując przypomnieć sobie cytat z Fight Clubu. - Tak, też się cieszę - rzekł.
Cofnął się i nachylił, aby pocałować ją jeszcze raz i wycofał się, żeby usiąść wygodnie na kanapie. Spojrzał na Ninę. Lubił na nią patrzeć. Oceniał jej ciało fragmentami, jakby była dziełem w galerii sztuki. Teraz poświęcał uwagę szyi. Bardzo lubił ten fragment ciała u kobiet, zwłaszcza, kiedy włosy były związane w ten sposób, że ją odsłaniały. Miał ochotę przybliżyć się i pocałować ją, ale nie zrobił tego. Jednak co za dużo, to niezdrowo. A oni mieli zadanie do wykonania. Kiedy Nina spojrzała na niego, uśmiechnął się prędko. Chciał, żeby widziała, że ją lubi. Tylko chyba nie powinien o tym rozmyślać. Pewnie właśnie dlatego romanse w miejscach pracy były niewskazane. Jak dwójka ludzi mogła dojść do czegoś konstruktywnego, jeżeli tylko zastanawiali się przy sobie, jak mają się zachować, żeby wypaść właściwie i najbardziej korzystnie? A może większość ludzi podchodziła do sprawy kompletnie naturalnie i nie miała tego typu zagwozdek? Prasert przypomniał sobie, że ma prawo stresować się przy Ninie. Nie był już nastolatkiem, ale też nie posiadał za sobą szlaku partnerek, które uodporniłyby go psychicznie na podstawowe kwestie związane z byciem z drugą osobą.
Tymczasem cokolwiek myślała sobie Morozow, nie okazywała po sobie żadnego stresu. Odwzajemniła jego uśmiech, po czym odwróciła się do ekranu. Pracowała jeszcze parę minut, póki nie zaczęła nadmiernie przecierać oczu, jakby już były zmęczone od patrzenia w ekrany. To był chyba dla niej znak, bo wyłączyła je, podniosła się i podeszła do kanapy, gdzie siedział Privat. Położyła się i oparła o niego. Przerzuciła mu rękę przez brzuch i biodra i oparła głowę na jego ramieniu i częściowo piersi. Leżała jak lwica na swojej zdobycznej antylopie.
- Chyba jestem zmęczona… - powiedziała cicho.

Około siedmiu minut później samochód zatrzymał się po raz kolejny. Nina jęknęła z niezadowoleniem, że musiała ponownie ruszać się i puszczać gdziekolwiek Praserta, no ale było trzeba. Usiadła i ziewnęła, zasłaniając dłońmi usta.
Privat zaśmiał się pod nosem.
- To zmęczenie… chyba częściowo jestem za nie odpowiedzialny - mruknął żartobliwie. Jego policzki nieznacznie zaróżowiły się, kiedy przypomniał sobie, co miało miejsce tutaj nie tak dawno temu. - Możesz zasnąć na chwilę. Jak dobrze pójdzie, to nie będzie mnie jakieś pół godziny - rzekł. - Lepsze to niż nic. Na pewno nie możesz pójść ze mną tym razem - dodał. - Nie mam najmniejszego pojęcia, czy strażnik wpuściłby mnie z dziewczyną. Gdybym powiedział, że chcę zrobić na tobie wrażenie - zawiesił głos. - Choć pewnie mogłabyś go uwieść bez problemu. Tyle że wtedy ja byłbym zazdrosny i… tak. Chyba powinnaś tutaj zostać - zaśmiał się.
Kobieta wahała się chwilę, ale jednak miał rację. Do pałacu nie mogła z nim wejść.
- No dobrze, poczekam tu, ale w razie czego natychmiast dzwoń. Najwyżej każę Alexieiowi staranować bramę - zażartowała. Wstała i pocałowała go nim wyszedł. Opadła w międzyczasie ponownie na kanapę i zasłoniła oczy przedramieniem. Wyraźnie była zmęczona i choć nie okazywała tego po sobie, musiało jej się to dać już we znaki, bo Prasertowi wydawało się, że gdy tylko wyszedł, kobieta zasnęła, a przynajmniej rozluźniła i przestała poruszać.
Privat poprawił plecak z bronią, który przyszykował przed wyjściem z vana. Nie sądził, że jego zawartość będzie sprawdzana. Dlaczego miałaby być? Idąc do bramy, rozmyślał na temat Niny. Miał nadzieję, że kobieta lepiej poczuje się, bo kiedy patrzył na nią w tym stanie, aż serce mu się kroiło. Tyle że w te pół godziny raczej nie wyśpi się, o ile nie posiadała takiej supermocy. Czy to nie byłaby wspaniała umiejętność? Być zawsze pełnym energii i nie musieć spać? To przedłużyłoby życie o połowę. Czy może raczej czas spędzony na jawie. Z drugiej strony Prasert lubił spać. To samo w sobie było przyjemne, a sny - choć najczęściej koszmarne - były kolorowe i ciekawe. Niekiedy jednak odnosił wrażenie, że doba jest za krótka, aby porządnie odpocząć.
- Dzień dobry - powiedział zmarnowanym tonem w dyżurce. Przecież kilka godzin temu zadzwonił i poinformował o swojej chorobie.
 
Ombrose jest offline