Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:22   #40
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Strażnik siedzący w niewielkim budynku podniósł głowę i spojrzał na Praserta. Zmarszczył brwi i zaraz uniósł je zaskoczony.
- Pan Prasert Privat? A nie miał pan odpoczywać? Coś się stało? - zapytał mężczyzna. Starszy strażnik aż podniósł się, przechylając do szyby, by mu lepiej przyjrzeć. Najwyraźniej przejął się stanem zdrowia Praserta.
- Odwiedziła mnie siostra i zaraziła mnie i czuję się strasznie chory - Prasert powiedział przekonywująco. Najlepiej zawsze zwalić na rodzeństwo. - Ale przypomniałem sobie, że zostawiłem w szafce moje poświadczenie o wykupieniu… jak to się nazywa… subskrypcji zdrowotnej? W ośrodku medycznym. No i bez tego lekarz mnie nie przyjmie - skrzywił się. Oczywiście każdy byłby niezadowolony, gdyby musiał na chorobowym odwiedzać pracę z tak prozaicznych powodów. I to czując się fizycznie bardzo źle.
Starszy mężczyzna pokiwał głową i pomachał ręką
- To wchodź, proszę. Tylko nie kichaj na nikogo i szybko uciekaj do domu, nie możemy mieć wiecej chorych strażników - oznajmił i zaraz znów usiadł. Bramka się otworzyła i Prasert mógł wejść. Najwyraźniej człowiek ten był wyrozumiały i empatyczny, czy powinien czuć wstyd, że go okłamywał? Pewnie tak, ale robił to w słusznej sprawie. Wszedł na teren Pałacu i ruszył do miejsca, gdzie były przebieralnie. Nie minął nikogo znajomego, najpewniej wszyscy byli teraz na służbie.
Było około godziny dziesiątej. Wszyscy już dawno temu przebrali się, było też za wcześnie na przerwę obiadową. Prasert ruszył prosto do zbrojowni. Rozejrzał się wokoło, czy ktoś zobaczy go, jeżeli odłoży broń z powrotem na jej miejsce. Mimo wszystko był już dość spokojny. Nie było dowodów na to, że wyniósł niebezpieczne narzędzie, więc też nie mogli mu nic zrobić. Chodzić na terenie pałacu uzbrojony jak najbardziej mógł, po to przecież były te wszystkie karabiny, pistolety i inne cuda.
Nie spotkał nikogo, więc mógł spokojnie odłożyć broń tam, skąd ją wziął. Wszystko poszło zaskakująco gładko. Najwyraźniej los uznał, że już mu wystarczająco dosolił i teraz rekompensował mu wcześniejsze nieszczęścia. Mógł spokojnie wrócić przez szatnie do wyjścia, a następnie do vana, w którym czekała na niego Morozow.
Prasert uśmiechnął się, wchodząc do środka.
- Być może jednak jutro nie zetną mi głowy na gilotynie - rzucił, po czym zamilkł. Zapomniał, że Nina spała, lub też próbowała odpoczywać. Nie chciał jej obudzić. Choć tak właściwie chyba nie do końca mogła tak po prostu przespać cały dzień. Jednak Privat nie chciał być tym, który nią potrząśnie. Niech to zrobi Alexiej.
Kobieta uchyliła powieki, kiedy drzwi vana otworzyły się. Słysząc jego komentarz, uśmiechnęła się lekko.
- W moich stronach powiedzieli by ‘Nie chwal dnia, przed zachodem słońca’. Chociaż szczerze zdzwiłabym się widząc gilotynę w tych stronach. To w końcu narzędzie tortur pochodzące z Francji - stwierdziła i przeciągnęła się.
Prasert wzruszył ramionami.
- Swastyka pochodziła z Indii, ale czy to cokolwiek teraz znaczy? - mruknął.
Nie miał na myśli dosłownie gilotyny, to rzecz jasna była taka przenośnia.
- Nie dam rady pospać w aucie, to miejsce za bardzo kojarzy mi się po prostu z pracą - usiadła i przyjrzała się Prasertowi. Następnie przechyliła i postukała w okienko do Alexieia
- To teraz do szpitala - rzuciła. Nie padła odpowiedź, ale silnik auta ryknął i po chwili byli już w trasie. Morozow odwróciła się do Privata, poklepała kanapę obok siebie, by do niej dołączył.

Tak, trzeba było dostarczyć torbę Warunowi. Po to przecież ją zabrał i wypakował rzeczami należącymi do przyjaciela.
- A potem…? - Prasert zawiesił głos. - Ja mam pomysł, ale czy wy coś planujecie? - spojrzał na Ninę. Teraz już nieco mniej przejmował się jej bliskością. Chyba podświadomie stresował się wizytą w pracy. Kiedy już miał ją za sobą, odniósł wrażenie, że ogromny ciężar spadł z jego barków. Choć tak właściwie reperkusje związane z wyniesieniem broni pewnie nie dorastały do pięt walkom z mściwymi duchami oraz bogatymi psychopatami. Prasert nie zapomniał o Sakchaiu. Po cichu fantazjował, że zemści się na nim, choć nie wiedział do końca w jaki sposób. Teraz jednak nie mógł zajmować się tym. Śmierć Mali bolała, jednak paranormalne kwestie miały jeszcze wyższy priorytet, niestety.
“Śmierć Mali”, powtórzył w głowie. Te dwa słowa wciąż brzmiały abstrakcyjnie. Jak na przykład “koniec świata”, albo “trzęsienie ziemi”, czy “deszcz meteorytów”. Zjawisko, które może zdarzyć się, ale raczej nie w tym wymiarze, miejscu i czasie.
Nina mruknęła i podparła się o podłokietnik kanapy.
- Potem jedziemy do hotelu odpocząć. Gdy to zrobimy, wybieramy się do twojego brata… Siostry… Jak wolisz, żebym go nazywała? - zapytała trochę niepewna jak ma ująć myśli.
Prasert zaśmiał się niezręcznie.
- Sam miałem z tym bardzo długo problem. Jednak konkluzja jest taka, że skoro chce, aby nazywać go siostrą… to znaczy ją, to w takim razie mogę to uszanować. Rodzinie chyba powinno okazywać się szacunek w takich podstawowych kwestiach, jak to, kim są - wzruszył ramionami. - Ale to coś, do czego dochodziłem latami.
Blondynka ziewnęła, zasłaniając usta.
- Trzeba się zająć tą księgą, zanim zrobi się bałagan. Tego byśmy nie chcieli i postaramy się zapobiec takiemu tokowi wydarzeń - powiedziała i nieco uśmiechnęła się do Privata.
- A gdy zajmiemy się tym, rozwiążemy kwestię kamienia i wyniesiemy z Tajlandii. Tak wygląda plan - wytłumaczyła i przeciągnęła znowu.
- Tyle że nawet nie wiem, co robi ta księga. Kamień… założyłem, że jest kotwicą dla tej okropnej zjawy i daje jej siłę na przebywanie w tym świecie. Natomiast księga? Jeżeli zapomnielibyśmy, że w ogóle kiedykolwiek istniała… bo w sumie wiemy o niej tylko z wizji nieobecnej osoby, to czy zrobiłaby się jakaś szkoda? Bo nie wiem, jak mamy zająć się księgą, skoro nic o niej nie wiemy. Przeszukać mieszkanie Sunan, mając nadzieję, że ją posiada? - Prasert zastanowił się. - To jedyne, co mi przychodzi do głowy - przytaknął po chwili i zmienił temat. - A nasz plan dotyczący kamienia to zrobienie ze mnie Harry’ego Pottera, który wyciągnie go może nie ze zwierciadła Ein Engarp czy jak się nazywało, tylko ze snu. Ja myślałem o tym, żeby złożyć wizytę mnichowi Pakpao, który zarządził przewóz tej przesyłki i przycisnąć go. Do tej pory bałem się go i uciekałem przed konfrontacją, ale chyba nie opuści mnie ta sprawa tak długo, jak nie wyjaśnię jej.|
Nina zastanawiała się nad jego słowami przez chwilę w ciszy.
- Złożenie mnichowi wizyty nie jest złym pomysłem, ale najpierw księga. Wiem, że dla ciebie nie ma zbyt szczególnego znaczenia, ale wiedz, że powinna. Może fatalnie zaszkodzić twojej siostrze. Takie pozostawione bez kontroli, niebezpieczne przedmioty nigdy nie prowadzą do niczego dobrego. Uwierz mi, wiem co mówię… Może skontaktuj się ze swoją siostra i powiedz, że wpadniesz do niej w towarzystwie? - zaproponowała, bo w sumie wcześniej nie omówili zbyt dokładnie tej kwestii. A gdy Prasert o tym pomyślał, to przecież Sunan myślała, że przyjedzie do niej z Warunem…
Prasert skrzywił się. Nie chciał tłumaczyć Sunan, że Suttirata nie będzie. Wciąż nie cieszył się na ich związek, ale odkąd Nina znowu pojawiła się w jego życiu, aż tak bardzo to go nie bolało. Chyba najbardziej bał się, że utraci najbliższą osobę, jaką był Warun. Natomiast teraz Nina była w stanie przejąć rolę tego najbardziej zaufanego człowieka. Choć wolałby, aby ta dwójka jednak nie uprawiała z sobą seksu.
- Dobra - westchnął Privat, wyciągając telefon i szukając numeru Sunan. - A jak daleko mamy do szpitala? - zapytał, naciskając przycisk zielonej słuchawki.
Morozow podniosła się, odsunęła zasuwę na przód auta. Powiedziała coś po rosyjsku, a Alexiei jej odpowiedział.
- Piętnaście minut i będziemy - powiedziała, ponownie zasuwając luk. Usiadła skrzyżnie i zsunęła buty z nóg. Rozprostowała palce. Popatrzyła na jego komórkę.
Tymczasem w telefonie Prasert usłyszał trzy sygnały, a potem Sunan odebrała.
- Halo? Prasert? Dzwonisz dość wcześnie… Co tam? - Sunan brzmiała, jakby przypuszczała, że chce jej powiedzieć, że jednak nie może jechać i próbowała zachować optymistyczny ton głosu, ale przygnębienie się do niego wkradało.
- Sunan! - Privat wybuchnął dziwną eksplozją pozytywności.
Następnie zamilkł. Na dwie, trzy sekundy, które jednak wydawały się bardzo długie. Zerknął niepewnie na Ninę.
- Mam dwie wiadomości. Okropną i dobrą. Wybieraj - polecił jej.
Umieścił wzrok na wypakowanej torbie dla Waruna. Rozmowa z Sunan stresowała go. Nie tylko ich relacje były bardzo niepewne… Pogodzili się przecież dopiero niedawno. Prasert nie wiedział, jak przyjmie to, co musiał jej powiedzieć. I czy w ogóle uwierzy mu. Przecież to było nieprawdopodobne.
Sunan milczała chwilę, po czym westchnęła.
- No to zacznijmy od tej dobrej… - poprosiła poważnym tonem. Nina przechyliła się i pogłaskała Privata po ramieniu, chyba dostrzegła, że się stresował rozmową. Nie przestawała powoli gładzić go, by się uspokoił, nie wiedziała czy to pomoże, ale starała się jak potrafiła.
- Nasze plany są aktualne! Tak właściwie chciałbym odwiedzić cię jeszcze dzisiaj! Bo… to trochę wstyd, że jesteś moją siostrą, a nie poznałaś mojej… - Prasert efektownie zawiesił głos. - Dziewczyny! Chciałbym, żebyście zaprzyjaźniły się, bo obie jesteście dla mnie bardzo ważne - mruknął. Zamilkł na moment, jak gdyby dając do zrozumienia Sunan, że oczekuje od niej, że będzie zachowywała się poprawnie i nie wyleje wrzątku lub kwasu na Ninę w pierwszej chwili, kiedy tylko ją zobaczy. Chciał tym odwrócić uwagę Sunan od tego, że za chwilę nadejdzie cios. Choć to nie miało sensu, bo przecież musiał go zadać…
Sunan milczała chwilę…
- A nie mówiłeś, że Warun jest tak jakby twój? Przyjedziecie, to świetnie… Ale w takim razie co jest złą wiadomością? - zapytała zmieszana, najwyraźniej uważała, że odwoła przyjazd, a skoro tego nie zrobił, to była zbita z tropu.
Prasert kompletnie zapomniał o tym… kłamstwie.
- Jest mój, ale rodzina jest najważniejsza. I wydaje mi się, że będziecie razem bardziej szczęśliwi. Warun powiedział mi, że kompletnie nie przeszkadza mu to, że… nie przeszkadza mu twoja przeszłość - dokończył. - Jest silnym, przystojnym mężczyzną, na którego zasługujesz.
Prasert zamilkł na moment i zamknął oczy.
- Problem jest taki, że nie mogę z nim przyjechać, bo jest w szpitalu. Na dodatek podejrzewają go o morderstwo, którego na sto procent nie popełnił - zrzucił bombę.
Tak właściwie, kiedy Prasert wypowiedział te słowa na głos, poczuł się sto razy gorzej. Chyba dopiero teraz to naprawdę do niego dotarło. Poruszył się nerwowo, jakby chciał… sam nie wiedział czego dokładnie. Wyskoczyć z samochodu, bo biegiem prędzej dotrze do szpitala, niż vanem? Pokręcił głową.
Sunan wzięła głęboki wdech.
- Co? Jak to w szpitalu? Jak to podejrzany o morderstwo? Co się… Czy jesteś u niego teraz? Jest przytomny? Czy jest możliwość, żebym go odwiedziła? Możemy pojechać do mnie wieczorem, jeśli tak wam pasuje. Świetnie, że zabierzesz w takim razie w ramach towarzystwa swoją dziewczynę, zawsze w grupie raźniej… - brzmiała jednak na kompletnie zatroskaną.
- A jak ty się trzymasz? Bo to twój przyjaciel przecież, na pewno strasznie się martwisz - zauważyła.
Prasert wzdrygnął się, kiedy Nina przysunęła się do niego i dotknęła go dłonią w szyję
- Pamiętaj o tym, że zabieramy jeszcze dwoje moich przyjaciół… Wymyśl jakiś powód - powiedziała cicho, by tylko on ją słyszał. Najwyraźniej usłyszała nieco z jego rozmowy z Sunan.

Najpierw Prasert był szczery.
- Czuję się okropnie. Mam wrażenie, że Warun nie jest tam do końca bezpieczny. Ale przecież nie mogę go stamtąd zabrać, skoro nie jest w najlepszym stanie… chyba nie mogę. Właśnie tam jadę. Byłem u niego wcześniej, ale wyszedłem, żeby zebrać różne rzeczy z jego mieszkania - Privat pominął fakt, w jakim zastał dom Suttirata. - I teraz do niego jadę. Mam nadzieję, że będzie rozbudzony i będzie czuł się na tyle dobrze, że weźmiemy go do ciebie, ale to raczej tylko takie życzenia, które nie mogą się spełnić - westchnął ciężko. - Nie jedź tutaj. To daleko, on się lepiej nie poczuje, z całym szacunkiem, natomiast ty się zmęczysz, jadąc znowu do Bangkoku. Nie oszukujmy się, to nie jest mały dystans. Poza tym chciałbym cię odwiedzić, a to raczej nie wydarzy się, jeżeli nie będzie ciebie w domu.

I teraz Privat zaczął kłamać.
- Bo są ze mną koledzy z boksu. To znajomi Waruna i również martwią się o niego. Sunan, przeklnij mnie, ale jeżeli byłabyś w stanie stworzyć mały poczęstunek dla nas… Nic specjalnego, jakaś kawa i ciastka, to byłbym ci dozgonnie wdzięczny. Bo nie mogę zaprowadzić ich do siebie, przecież wiesz, w jakich warunkach mieszkam. Jeżeli nie chcesz kłopotu, to nie wahaj się, powiedz od razu. Warun na pewno zrozumiałby to…
Sunan znowu milczała chwilę, po czym zaczęła mówić, przejęta.
- Skoro tak uważasz, no dobrze, to zostanę… A jak zabierasz więcej osób… No to zrobię zakupy… Daj znać jak wyjdziesz od Waruna, czy wszystko z nim w porządku, dobra? Chciałabym wiedzieć w jakim jest stanie… Zmartwiłeś mnie… Jeśli będzie przytomny, to proszę pozdrów go ode mnie, dobrze? A jak nie, to no… To trudno… Zapisz mu mój numer, czy coś… chętnie sama do niego zadzwonię… O rany - siostra westchnęła ciężko.
- No dobra, to o której mniej więcej mam się was spodziewać? - zapytała, zmieniając temat.
- A mogłabyś mi jeszcze raz podać swój nowy adres? Bo jestem teraz w Bangkoku, no i nie wiem, ile czasu spędzę u Waruna. Potem zamierzamy jechać prosto do ciebie. Dzięki za to, że nas ugościsz. To nie będzie wesoła impreza, ale chyba lepiej dusić się w zbiorowym nieszczęściu, niż tylko swoim prywatnym - Prasert westchnął. Nawet nie wiedział, czy to była prawda. Dziwnie się czuł, bo z jednej strony naprawdę miał na myśli większość słów, które wypowiadał, ale i tak czuł się, jakby kłamał, manipulował i wykorzystywał stan biednego Waruna dla własnych celów. Niespodziewanie przypomniał sobie o śmierci Mali, a potem o masakrze z Nans Usadevi… i poczuł pojedynczą łzę spływającą po policzku. Rozgniewała go. - Pozdrowię go i przekażę numer, jeśli to będzie możliwe - obiecał. Jego głos tylko lekko drżał. - To teraz wyłączę się, dobrze? O której godzinie najwcześniej możemy do ciebie zawitać?
Prasert zamknął oczy i wziął dwa głębokie oddechy.
Sunan wysłuchała go uważnie.
- Co do adresu, no to jeszcze ci go nie wysłałam, jak tylko skończymy rozmowę, to ci go napiszę. A co do godziny… Proponuję jakąś dwudziestą max? Jakbyście dojechali na osiemnastą to już tak optymalnie, bo zdążyłabym wygenerować tyle miejsca do spania… - stwierdziła spokojnym tonem.
- Trzymaj się i do zobaczenia potem… Wszystko będzie dobrze… - obiecała Prasertowi, jakby naprawdę w to wierzyła. Zaraz skończyli rozmowę. Nina przysunęła się do Privata i przytuliła go w formie pocieszenia. Tymczasem na jego telefon przyszła wiadomość od Sunan z adresem jej domu:

“Prowincja Nong Kham, ulica Hup Bon 5, w pobliżu sztucznego stawu i lasku palm i starego rynku. Trudno przeoczyć, bo wygląda dość europejsko”

Morozow oparła mu policzek o ramię.
- Wydajesz się mocno zestresowany tym wszystkim… Jeśli czegoś potrzebujesz, powiedz, może zdołam to dla ciebie załatwić… - powiedziała szeptem.
- Czuję się źle z tym wszystkim - Prasert westchnął po upewnieniu się, że rozmowa została zakończona. - To nie jestem ja. Ja tak się nie zachowuję - pokręcił głową. - Ja nie wynoszę broni w tajemnicy, nie okłamuję siostry, nie spiskuję, nie planuję… Zawsze byłem prostolinijny i szczery - westchnął. - W kompletnej zgodzie z sobą. Nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem się zmieniać przez tych kilka godzin? Dni? - pokręcił głową. - Nie jestem ani agentem, ani politykiem. Wolałbym być po prostu kimś, na kim można polegać - wzruszył ramionami. - Teraz… nawet nie wiem, kim jestem - mruknął.
Nina przechyliła głowę i musnęła nosem jego policzek.
- Wiem co czujesz. Tak jest zawsze na początku… Potem jednak idzie to wszystko pogodzić. Posłuchaj. To jedyny raz, kiedy będziesz musiał im tak skłamać. Potem zabiorę cię ze sobą i powiesz im prawdę… Że wyjeżdżasz ze mną za granicę… To nie będzie kłamstwem, bo dokładnie to uczynimy, póki jednak jestesmy tu, lepiej dla ich psychiki, byś nie mówił im co dokładnie się dzieje. To takie brzemię większej wiedzy, które każdy z takich jak my musi nosić. Nie martw się, nie jesteś sam. Jestem przy tobie - powiedziała i znowu pogłaskała go po ramieniu.
- To mnie… nie uspokoiło - mruknął cicho Prasert. - Ale miło mi, że próbowałaś - uśmiechnął się do niej.
Nie zamierzał jej tego powiedzieć, ale teraz zaczął znowu zastanawiać się, czy aby na pewno Nina jest z nim szczera. Może też mówi mu półprawdy, bo to “lepiej dla jego psychiki”? Z drugiej strony, chyba na to właśnie zasługiwał. Skoro sam kłamał, to dlaczego miałby liczyć na szczerość ludzi wokół niego? Prasert czuł się brudny.

Van zatrzymał się na parkingu przed szpitalem. Znowu silnik zgasł. Z kokpitu kierowcy dochodziła do tyłu jakaś stonowana muzyka, ale to najpewniej Alexiei próbował różnych metod walki z sennością.
- Pójdę z tobą. W pomieszczeniu Suttirata jest jeden z moich ludzi, od razu go ze sobą zabierzemy. Jeśli do tej pory nikt nie próbował zaatakować twojego kolegi, to najpewniej nie był, ani nie będzie celem - wyjaśniła plan działania i ruszyła do wyjścia.
- Może tak, może nie - Prasert wzruszył ramionami. - Niczego nie możemy być pewnym, skoro równie dobrze mordercą może zostać duch, który rozniósł jego mieszkanie. Być może nie mógł się teraz pojawić. Albo właśnie czekał, aż Warun pozostanie sam - Privat wzruszył ramionami. - Przecież… tak łatwo można byłoby mnie szantażować, gdyby ktoś go porwał i zaczął mu grozić - pokręcił głową. - Ale też nie chcę targać z sobą pacjenta OIOMu. Chyba trzeba mieć wiarę? - zakpił. - Co potrafi twój drugi współpracownik? - zapytał, wyskakując z vana.
Nina zerknęła na vana, a potem na Praserta.
- Cóż, Alexiei potrafi tworzyć ogień znikąd. Może dać źródło światła, ciepła, albo ochronę przed potencjalnym zagrożeniem. Tymczasem Han Guiren, który obecnie siedział z Warunem, potrafi tworzyć różne rzeczy z wykorzystaniem cienia. Może na przykład tworzyć z niego prawdziwe kształty, jak ostrza i te ostrza naprawdę zrobią ci krzywdę… Tylko że na cieniach. To trochę jak cień Piotrusia Pana, tylko w pełni pod kontrolą… - wytłumaczyła spokojnym tonem. Taktycznie nie rozwijała myśli i nie powiedziała co należało do jej arsenału. Ruszyli razem do szpitala, aby znaleźć pokój Waruna. Wiedzieli oboje gdzie się znajdował, dlatego nie marnowali czasu w recepcji i od razu ruszyli do windy.
- Han Guiren brzmi jak ktoś z pogranicza Gwiezdnych Wojen i jakiegoś anime - mruknął Prasert. - To prawdziwe nazwisko? Swoją drogą, masz przy sobie niebezpiecznych mężczyzn - mruknął.
Nina zaśmiała się lekko.
- Prawdziwe, powiedz mu to, to się polubicie… A co do niebezpiecznych mężczyzn, jesteś świetny w muay thai, też jesteś chodzącą bronią. Lubię być bezpieczna, a oni są dla mnie dobrą obstawą. Ale to ciebie chcę najbardziej przy sobie - ostatnie zdanie dodała cichutko, żeby nikt nieproszony nie usłyszał jakim tonem do niego mówiła.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline