| Koniec końców, jakoś pozbierano zapasy, wsadzono tyłki w jeepa i… towarzystwo zostało zatrzymane przez “Zapałkę”. - Jadę z wami, za mało ochrony na tylu cywilów. Major kazał - Stwierdził krótko Kurt, po czym wskoczył na pakę pojazdu. Teraz już naprawdę mogli jechać. Sarah spojrzała na “Sosnę”, uśmiechnęła się przelotnie, po czym wskazała palcem “do przodu”. Doug przytaknął głową, i ruszyli… a kobieta przed kilkoma chwilami w sumie nieco go ponownie zadziwiła. Przyszła bowiem do jeepa z rewolwerem przy pasku spodenek, a najemnik odniósł wrażenie, iż pani biolog umiała się ową bronią posługiwać… Harry narzekał na bolący brzuch, a winę zwalał na wieczorne parówki. Problem jednak polegał na tym, iż poza nim, nikt się o nic takiego nie skarżył. W trakcie jazdy grupka natrafiła na dziwną scenkę: leżący na ziemi, zakrwawiony i umierający tygrys, a przy nim drugi, stojący “na warcie”. Póki nikt się nie zbliżał, kotowate nie zwracały na nich zbytniej uwagi… - Ciekawe co go tak załatwiło - zapytała nikogo konkretnego Hana. -Jedziemy dalej. Nic tu po nas.- zarządził autorytarnie Doug. - Natura taka jest. Albo myśliwy, albo ofiara, a wszystko dla nas ludzi czasem wydaje się wyjątkowo brutalne, ale taka kolej rzeczy - Powiedziała Sarah. - Dla mnie nie jest to brutalne.- wzruszył ramionami jasnowłosy najemnik. - O, patrzcie! - Wskazała Elsworth drzewo zesmacznie wyglądającymi owocami - Może zrobimy mały zapas? - A są w ogóle jadalne?- zapytał Sosnowsky oceniając bardziej sam dostęp do owych owoców niż ich walory. - Oczywiście - Sarah spojrzała na Douga z… perfidną minką, ale i mrugnęła. A wtedy… wtedy gdzieś za “Sosną”, z tylnych siedzeń jeepa dało się słyszeć głos Honzo, naśladujący odgłos… bacika? Po chwili jednak Geolog zaczął wymownie odkasływać. - Doctor Elsworth, ma rację one są jadalne i nawet smaczne. - wtrąciła się Hana która nie była tak zorientowania w relacjach osobistych najemników jak geolog. - Kto się zgłasza do roli małpki zbierającej owoce? Ja jestem za ciężki, więc będę robił za goryla pod drzewem.- zaproponował Sosnowsky spoglądając po reszcie towarzyszy. - No jak wszyscy chcą to ja mogę, na te drzewa łatwo się wpinać. - powiedziała patrząc po reszcie zastanawiając się czy w wojsku nie muszą mieć jakiś testów sprawnościowych by umieć sobie z takimi przeszkodami radzić. - Od biedy mogę i ja, ale panie mają pierwszeństwo... - Kurt wyszczerzył nieco ząbki do Azjatki - No chyba, że razem? Hana popatrzyła oceniająco na Zapałkę. - Możesz mnie wybić żebym zaczęła ciut wyżej. - potwierdziła chęć przyjęcia pomocy. - No nie ma sprawy - Powiedział najemnik i stanął plecami do drzewa, nieco ugiął nogi, po czym złożył przed sobą dłonie gdzieś tak na wysokości swojego pasa, gotowy by pomóc Hanie - Jeśli nie wdepnęłaś w żadne kupsko to możesz i nogę postawić na moim ramieniu, spoko, wytrzymam! - Dodał z uśmiechem. - Zawsze mogę je zdjąć jak się obawiasz takiego scenariusza. - powiedziała stając gotując się do wspinaczki. Na brak sprzeciwu włożyła nogę w ‘koszyczek’ i wybiła się dzięki Zapałce chwytając się mocnej łuskowatej kory drzewa i pomagając sobie nogami. Szybko i sprawnie znalazła się na szczycie rośliny. “Tak! Trzy miesiące praktyki! Hellyeah!”. Trzymając się jedną ręką i nogami dziewczyna wyjęła z tylnej kieszeni scyzoryk i odłamała cztery gałęzie pełne owoców. “Na tyle osób i tak będzie za dużo.” Pomyślała zaczynając schodzić. - No to mamy miss Tarzan. Szkoda że garderoba nie jest w kocie cętki. I bardziej skąpa.- zażartował w kiepskim stylu Sosnowksy gapiąc się w górę. Po czym zerknął na Sarah dodając dla równowagi.- Ty też nieźle byś wyglądała w cętkowanym bikini. - Aha - Skwitowała wszystko wyjątkowo krótko Elsworth, raz spoglądając na Douglasa, raz na Hanę, a potem już zajęła się swoim notatnikiem. - Kiepski żart. - skomentowała żart sierżanta, i pomogła “Zapałce” zanieść owoce do samochodu zostawiając jedną do częstowania się na bieżąco. Doug zaś jedynie wzruszył ramionami nie odzywając się. W końcu dotarli i do miejsca, gdzie wcześniej załatwiono Tyranozaura, a Sarah wyraźnie nieco zmarkotniała. Honzo za to miał coraz lepszy… - Panie Honzo, czyń pan swoją powinność. Im szybciej skończysz tym szybciej się stąd ulotnimy.- zadecydował Doug. Hana z zaciekawieniem podeszła do ukatrupionego drapieżnika, sama trzymała się z dala od nich i pierwszy raz jak mogła takiego zobaczyć czy dotknąć z bliska. Nawet jeśli zaczął śmierdzieć początkująca zgnilizną. - Rany... nie to żebym się zaczęła użalać nad nimi, ale taki trochę...overkill. - Pewnie w nocy, coś ugryzło truchło. Trupy nigdy nie zostają długo same. Zawsze znajdzie się jakiś amator darmowej wyżerki.- i pewnie dlatego Sosnowsky nie odrywał dłoni do karabinku. Hana przełknęła głośno ślinę i wyciągnęła z plecaka pożyczony pistolet i włożyła go sobie w spodnie na plecach. - Rany nigdy nie byłam koło żadnego tak blisko. - Jak tu ostatni raz byliśmy, to chciał nas zeżreć, to ta wasza… jak jej tam… “T” poczęstowała go dwoma granatami, on je zeżarł, no i stąd te dziursko w bebechach - Wyjaśnił Honzo. - Nie łatwiej wam było, stać w bezruchu? - Spytała Hana, ciekawa po co ryzykować zeżarciem. - Większość z tych dużych nie widzi celu póki ten się nie ruszy. Przynajmniej z tego co zauważyłam. - No wiesz, jak masz takiego przed sobą 10 metrów, to jak nie uciekać? - Geolog spojrzał na Azjatkę mrużąc oczy. Hana spojrzała na mężczyznę jakby chciała powiedzieć ‘normalnie stajesz i stoisz jak kołek’ ale ugryzła się w język. - Raczej przyjdzie coś mniejszego i w większej liczbie. Za to z ostrymi pazurami i apetytem na wszystko co się rusza. Poza tym… granaty na drzewach nie rosną. I nie mamy ich znowu aż tak wiele.- odparł Bloody i spojrzał na geologa.- A ty bierz się do roboty. Im szybciej stąd się oddalimy, tym większa szansa, że w całości. - Nauka nie jest na rozkaz, i nie na czas - Burknął Honzo, po czym wyminął truchło Tyranozaura i ruszył gdzieś tam ze swoim plecakiem, mając zamiar badać okoliczny teren czy tam skały, czy co on tam miał zamiar robić… podreptał zaś za nim “Zapałka”, robiący za ochronę Geologa. |