Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 19:55   #139
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

W tym czasie Sarah założyła gumowe rękawiczki, po czym z dosyć zaciętą miną zabrała się za oględziny martwego dinozaura, wyciągając kilka przydatnych drobiazgów ze swojego plecaka. Kaai z kolei zabezpieczał teren… a Azjatka w sumie chyba nie wiedziała, co ze sobą na obecną chwilę zrobić. A Doug zabrał się za pilnowanie, co oznaczało wodzenie wzrokiem po krzakach, lub po pupie Sarah lub po coraz bardziej spoconej Hanie, której strój był wszak najbardziej zakrywający ciało.
Azjatka z kolei zaczęła krążyć po bliskiej okolicy, tutaj nigdy nie była. Wyrobione zachowania dawały o sobie znać. Najpierw rozejrzała się czy jest tu gdzie się schować jakaś małą szczelina. Potem szukała oznak bytności drapieżników..innych niż wielkie martwe truchło. Na końcu czy znajdzie coś jadalnego.
- Ona jest jak Tarzan – skomentował Frost obserwując jak Azjatka porusza się po dżungli. Nie wiedział kim była w poprzednim życiu, ale te kilka miesięcy spędzone w dżungli zrobiły z niej prawdziwego survivalowca. Również postanowił rozejrzeć się po okolicy, świeżych owoców nigdy za wiele.
- Tylko się nie oddalaj za daleko drugi Tarzanie.- krzyknął za nim Doug.- Trzymaj się w zasięgu mojego wzroku i karabinu, żebym ustrzelił coś co miałoby chrapkę na ciebie.


Gdzieś po kwadransie czasu w owym miejscu, po coraz większej liczbie osób tej ekspedycji zaczęły się rozchodzić zwyczajowe objawy… nudy. Honzo gdzieś wcięło z “Zapałką”, Kaai ziewał na warcie, Hana i Harry w sumie też nic ciekawego nie znaleźli/do roboty nie mieli, podobnie jak “Sosna”. Jedynie Sarah, ubabrana już w krwi truchła T-rexa do łokci, od pasa w górę przebywająca w jego cielsku(!), chyba nie narzekała na brak zajęć… bo narzekała, to owszem, ale z powodu braku… maczety?!
- Noż… kurde…- warknął pod nosem Doug widząc brak geologa i jego ochroniarza.-Jak teraz ich coś zeżre to są sami sobie winni… przecież mówiłem, żeby trzymać się w zasięgu wzroku!
- Może pójść zobaczyć, gdzie poszli? - Zaproponowała japonka, która chętnie zaszyłaby się w cieniu.
- Zapałka słyszysz mnie? Gdzieżeście poleźli- blondyn użył krótkofalówki, wyraźnie zirytowany.
- Możemy pójść.- podrapał się po karku Sosna i zerknął na Kaai’a przy wozie.-A ty nie ziewaj. Jakby coś poważnego wyskoczyło, to bierz Harrego i Sarah i spadajcie do obozu. Ja sobie w dżungli poradzę jakby co i wiem jak wrócić. Nie martwcie się o mnie.
Hana zrobiła dziwną minę mówiąc ‘pójść i zobaczyć’ miała na myśli sierżanta i Hawajczyka. Wzięła swoje rzeczy i ruszyła za sierżantem Sosnowskim szukać geologa.
- Honzo zwiedza okolicę - Odezwał się Kurt, gdy Doug i Hana zrobili już kilka pierwszych kroków w kierunku, gdzie ta dwójka wcześniej poszła - Gapi się na skały, pobiera próbki, gada sam do siebie… w sumie nic ciekawego.
- Chodźmy… zaraz zepchnę go z tych skał, albo na te skały.- burknął blondyn podążając w ich kierunku.
- To jest przenośnia prawda? Nie masz naprawdę zamiaru go zepchnąć w przepaść...prawda? - upewniła się azjatka, nie wiedząc jeszcze czy powinna to puścić mimo uszu czy zacząć się niepokoić.
-Możliwe, że przenośnia.- Doug nie brzmiał przekonująco.
- Znaleźliśmy jakąś jaskinię - Zameldował nagle “Zapałka” - Fuck! Honzo mi tam spierdolił! Lecę za nim!
- Ja pozabijam tych idiotów. Chyba, że zdążą się sami zabić.- warknął do siebie Doug i krzyknął do krótkofalówki.- Wyciągaj tego Honzo za fraki, gówno mnie obchodzi co on znalazł! To nie są Góry Skaliste do cholery!
- Problem? - Spytała azjatka przyspieszając kroku żeby nadążyć za najemnikiem.
- Co może być problemem na wyspie pełnej wielkich jaszczurów, ludożernych roślin i diabli wiedzą czego jeszcze? Na pewno nie niezbadana jaskinia do której samowolnie polazł nieuzbrojony cywil.- odparł retorycznie Doug wyraźnie podminowany tą sytuacją.

- Jakieś 100 metrów prosto, potem szukajcie wejścia po lewej - Odezwał się ponownie na łączu Kurt, nieco sapiąc. Chyba gonił Honzo? - Kurde, czegoś takiego nie widziałem… świecące grzyby!
- Lepiej szukaj tego durnia. Grzyby zostaw grzybiarzom.- odparł Doug i zaczął biec.. Musieli wszak dotrzeć jak najszybciej do owego miejsca pobytu ich towarzyszy.
Hana ruszyła za nim, nie było to trudne zauważyła, że biega szybciej od niego. Ledwie po minucie czasu dotarli oboje do wejścia jaskini, po czym i sami ruszyli do jej wnętrza, szukając cholernego Honzo i “Zapałki”. A wewnątrz… no cóż, było dosyć niesamowicie.


- O! Jak ładnie. - powiedziała Azjatka, przez ostatnie trzy miesiące była tak zajęta przeżyciem i uciekaniem przed istotami które chciały je zjeść, że nie miała czasu podziwiając jaka jest ona piękna. Zdecydowanie przebywanie w towarzystwie uzbrojonej osoby dawało psychiczne poczucie bezpieczeństwa.
- Panie Hozno! Zapałka! - Hana krzyknęła w jaskinie robiąc z dłoni mały megafon.
- Tu jesteśmy - Odezwał się ten drugi, oddalony od Azjatki i “Sosny” gdzieś o jakieś 10 metrów w głąb jaskini, wychodząc zza jakiegoś zakrętu.
- Ładnie….- choć akurat Sosna bardziej zainteresowany warunkami taktycznymi. Wszak jedna mina, to żadne zabezpieczenie przed drapieżni.
- Honzo… co to za cholerne wycieczki ?! - krzyknął gniewnie “Bloody”.- Miałeś kopać w naszym polu widzenia!
- Następny natręt się znalazł… weź wyluzuj człowieku, myślałem że jesteś mniej nerwowy od Currana. Nic tu nie ma, żadnych zagrożeń. Jakby były, to by się nimi już Ellison zajął - Honzo wzruszył ramionami.
-Mieliśmy się trzymać razem.- odparł Sosnowsky.-Mamy wiele do zrobienia, nie mamy czasu do zmarnowania, by ciebie szukać. Poza tym, po co tu polazłeś? Grzybki cię fascynują?
-Chodźmy zobaczyć... - Powiedziała być może zbyt optymistycznie, Hana zwracając się do Sosny i ruszyła w głąb jaskini. -..znaczy żeby się trzymać razem z nimi. - dodała argumentacje.
- Skoro tu już jesteśmy.- odparł spokojniej mężczyzna i podążył za Japonką, za dokładnie za jej pupą, bo było na czym oko zawiesić, mimo jej workowatych ciuchów.
- Rzadko chodziłam w takie miejsca, jak byłam sama wydawały mi się zbyt ryzykowne.- Powiedziała Hana nadal idąc przed siebie oświetloną przez grzybki jaskinią. Kobieta nie mogła się powstrzymać i dotknęła paru.
- No… ryzykowne…- powtórzył za nią mężczyzna mający obecnie inne pole zainteresowań. Ileż można się zachwycać świecącymi grzybami?
- Ale z wami jest bezpieczniej, więc chyba mogę w końcu przystanąć i rozejrzeć się za czymś innych niż niebezpieczeństwo. - dodała odwracając się w końcu do Sosny, ale nie przerywając chodu.
- Będzie z tego piękny kurort, do czasu aż któryś dinozaurów przebije się przez ogrodzenie.- stwierdził Sosnowsky i podrapał się po czuprynie. -Właściwie to nie bardzo wiem, co zrobią z tą wyspą, jak wszystko pójdzie pod publiczkę międzynarodową.
-Raptory i wielkie owady to kiepska reklama dla wyspy wypoczynkowej.- powiedziała azjatka.
- Żebyś się nie zdziwiła, ilu będzie “wielkich białych myśliwych” chętnych upolować coś większego niż tygrys.- Doug miał inne zdanie na ten temat.
- Ty też polujesz? Wiem że pan Straten, poluje. - Zapytała ciekawa skąd przyszedł pomysł na kurort i “safari”.
- Ja? Mnie nie kręci nawet strzelanie do uzbrojonych celów. Czemu miałoby do bezbronnych.- odparł blondyn wzruszając ramionami.- Nie. Polowanie to kupa roboty, którą wolę zostawiać innym.
- Trochę sprzeczne z pracą żołnierza, ...to nie strzelanie do uzbrojonych,..chyba nigdy nie znałam wcześniej żołnierza.
- Jeśli jakiś raptor wyskoczy z następnej groty, to strzelę do niego bez wahania. Lub jakiś facet z nożem się rzuci na ciebie… też go kropnę. Jestem dobry w zabijaniu. Dlatego jestem najemnym żołnierzem. Nie muszę tego kochać, by robić to porządnie.- Doug wyjaśnił swój punkt widzenia.
- Ooo...znaczy myślisz że tutaj też mogą być raptory? Myślałam, że one mają jedno terytorium to przy plaży... - Hana spięła się nerwowo. Najwyraźniej mimo obecności wielkich facetów z ich wielkimi spluwami nadal miała silne instynkty survivalowe. A bycie podatnym na sugestie czyhających zagrożeń było jednym z nich.
- To był taki przykład. Tu może być wielki włochaty pająk, albo inny robal. Albo Honzo. - mruknął Doug.
- Biorąc pod uwagę, że niektóre owady są tutaj wielkości kotów to nie jest to lepsza wizja niż raptor. - Hana trochę sceptyczna po wypowiedzi Sosny.
-Duże pająki są jadalne. Po opaleniu nad ogniem.- stwierdził optymistycznie mężczyzna.

Dotknięte wcześniej przez Azjatkę niebieskawe grzybki lekko zamrugały, po czym przygasły… i w sumie tyle. Hana więc była zajęta rozmową z “Sosną” nie bardzo już na nie zwracając uwagę. Owe grzybki zaś, te dotknięte, po chwili ponownie się rozjarzyły, choć bardziej intensywnie… i nagle zaczęły cicho eksplodować, uwalniając jakieś opary. Doszło do reakcji łańcuchowej, i coraz więcej i więcej niebieskich wybuchało, a jaskinia coraz bardziej pogrążała się w mroku, dodatkowo wypełniania dziwnym dymem…
- Co wy… co wy tam...hehe kurwa… hehe… robicie?? - Wybełkotał Honzo.
- Grzybki robimy… grzybki robią puff i bum…- zarechotał Doug głupawo się uśmiechając.
- Puf puf puf - powtórzyła Hana a jej chichot poniósł się echem po jaskini.
-Wysadzimy jaskinię grzybami… ty już sadziłeś grzyby Gonzo?- dodał wesoło Doug.
Azjatka potknęła się w ciemności. - Hupf..- I znowu się roześmiała tym razem głośniej, w końcu było to zabawne. W jednej chwili stoisz w drugiej leżysz. - He hi hi … potknęłam się…
- Nie połykaj się… bo ja cię znajdziemy.- odezwał się Doug gdzieś tam.- Wsadzę łapę do ust, ale jak się... połknęłaś to jak usta… znajdę?
- Uwieeeeeelbiam sadzać rzeczyyyyy - Gdzieś w kompletnej ciemności odezwał się “Zapałka” - Bum-shacka-laackaaa!
- wszyscy… hehehe… wszyscy tu zdechniemy… hehehe... - Rechotał Alazraqui.
- Założę sadzone królestwo i was powydzycham na śmierć…- zagroził Doug.-Nie truć mi tak tu...za dużo trucia jest.
Zapałka … możesz zapłonąć i rozjaśnić nam życie? - zaśmiała prośbę nadal leżąca na ‘glebie’ Japonka.
- Ja zawsze jestem… napalony… to się liczy?- ruszył za jej głosem Doug macając na oślep.
- Jak nie świecisz w ciemności to nie!- Heo, nie mogła się uspokoić, było inaczej niż przy jej grzybkach, te ją podniecały i relaksowały. Niebieskie wpędziły ją w stan totalnej głupawki., dziewczyna nie mogła się uspokoić, cały czas chichotała.
- Świecę… tym… czym się świeci? Przykładem!- odparł dumnie Doug i wpadł na pochyloną przy ścianie Hanę, uderzając się kroczem o jej tyłek. Dłonie mężczyzny złapały ją odruchowo w okolicy pasa.
- Złapałem ciebie… myszko, a może… grzybku. A gdzie reszta mego królestwa?- zapytał rozglądając się w mroku instynktownie wiedząc, że ma złapać jeszcze dwa grzybki. Nie wiedział co prawda, czemu i po co? Ale wiedział, że powinien.
- -ノコ...hi hi hi...きのこに行こう - Hana nie czując już powiązania z amerykańskim angielskim wróciła do swojego ojczystego języka, brzmiała na rozweseloną i zadowoloną. Doug zaciskając dłonie na tym co chwycił zaczął powoli przemieszczać się w mroku instynktownie szukając… wyjścia z ciemności, albo pozostałych członków ekipy. A że Hana mu się popsuła, poszukał sposobu jej naprawy i sięgnął jedną dłonią wyżej do “regulacji głośności”… jak w starych radiach. Czyli chwycił ją pierś przez ubranie i ściskając próbował znaleźć… w jej ustach ludzki język.
- まあ !!! - Japonka pisnęła, jak to japonki w uroczy sposób a zaraz potem wydawało jej się że zaczyna latać. W ciemności trudno było trzymać się jednego kierunku ale uczucie było super. -私は雄大なクレーンのようです
- Że też musiała się teraz popsuć… i jak mam odbierać jej głos?- odparł blondyn ciągnąc za sobą Japonkę i ściskając dłonią pierś nadal szukał właściwej częstotliwości.

Wśród mroku jaskini i całych tych gazów, pojawił się nagle snop światła, chyba z jakiejś latarki, a ktoś zaczął ciągnąć gdzieś za sobą “Sosnę” i Hanę… przy czym ten pierwszy utracił kontakt cielesny z tą drugą… i po kilku chwilach oboje znaleźli się na zewnątrz, gdzie zostali posadzeni na swych dupach tak po prostu na ziemi. Wkrótce z jaskini został wyciągnięty również Honzo i “Zapałka”.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline