Limhandil nie ociągał się i szedł w ukryciu. Skradał się licząc na swoje umiejętności cichego poruszania się w leśnych ostępach, który przez lata nabrał. Co jakiś czas się zatrzymywał by nasłuchiwać i rozejrzeć się za magiem czy bandytami. Mogli w końcu nie być sami tak samo jak mogli się wycofać.
Elf sprawdził czy sztylet i miecz jest pod ręką a na chwilę obecną szedł z łukiem i przygotowana strzałą.
Limhandil chciał wyeliminować po cichu zbójców. Nie chciał strzelać a podkraść się i zakrywając usta dźgnął pod żebra. Oczywiście jeśli inny bandyta go nie zobaczy. Elf liczył, że wcześniej znajdzie Elmera i uprzedzi go o swoim planie. Jeden ze bandytów przydałby się żywy, ale jeśli się nie uda Limhandil nie zamierzał się martwić.