Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2019, 22:50   #13
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Spacer do hotelu był całkiem przyjemnym doświadczeniem. Woods, jako rodowity Anglik, był przyzwyczajony do złych warunków atmosferycznych, a więc chłód i wilgoć w powietrzu mu nie przeszkadzały. Właściwie nawet wolał taką pogodę od upalnych letnich dni, gdy umysł odmawiał współpracy i żądał przerwy. Rześkie powietrze pomagało zaś w myśleniu, a agent miał wiele spraw do przemyślenia.

Nim dotarł na miejsce zdążył spalić dwa kolejne papierosy. Jego wizyta na komisariacie przebiegła z grubsza tak jak przewidział. Nie udało mu się zdobyć żadnych informacji, bo i policja żadnych nie posiadała, było jeszcze za wcześnie. Nawiązał jednak kontakt, pokazał gospodarzom, że Anglicy nie mają zamiaru pałętać się po ich terenie jak po swoim i położył podwaliny pod przyszłą współpracę. Czy jednak Francuzi faktycznie wykażą się taką ilością dobrej woli, na jaką można było liczyć po rozmowie z Blaichetem, nie wiedział. W zasadzie szczerze w to wątpił, rzadko można było spotkać kogoś, kto darzy szacunkiem wywiad. Co dopiero obcy wywiad, który włazi temu komuś z buciorami w kompetencje.

W hotelu w pierwszej kolejności skierował się do recepcji, gdzie przedstawił się by otrzymać klucz do swojego pokoju. Po braku dwóch kolejnych na ściance za plecami recepcjonisty poznał, że obie panie dotarły tu przed nim. Zamiast więc do swojego pokoju, udał się do tego należącego do Faucher. Zastukał cicho do drzwi, poczekał na dobiegające ze środka „Proszę”, dopiero wówczas nacisnął klamkę i wszedł.

Ledwie pozbył się kapelusza i płaszcza, które powiesił na stojącym przy drzwiach wieszaku, i usiadł w fotelu, szefowa zespołu zapytała o jego wizytę na komisariacie. Odpowiedział zupełnie szczerze:

- Niczego się nie dowiedziałem – przysunął do siebie stojącą na stole popielniczkę. - Tylko tego, że nic nie wiedzą, jest jeszcze za wcześnie. Sam musiałem im sprzedać kilka informacji w ramach gestu dobrej woli. Nic istotnego, nazwiska i rysopisy zaginionych – przerwał na chwilę, ale ponieważ nikt się nie odezwał, kontynuował. - Oficer zastępujący komendanta, niejaki Blaichet, był bardzo miły, obiecywał daleko idącą współpracę i takie tam zwyczajowe banialuki. Oczywiście obiecałem mu to samo. Zostawiłem im też kontakt na ten hotel.

Gdy temat się wyczerpał, a Hawthorne wciąż się nie zjawiał, Woods obrócił się w kierunku młodej. Spojrzał na nią badawczo i spytał obojętnym tonem:

- No i jak wrażenia z kostnicy?

- Kostnica jak kostnica, nic nadzwyczajnego, panie Woods - odpowiedziała z miłym uśmiechem na twarzy, który jednak po chwili zniknął. - Niestety, ci którzy odeszli nie zawsze są skorzy do rozmowy. Szczególnie, gdy tematem rozmowy ma być ich własna śmierć - dodała nieco ponurym tonem.

„Kostnica jak kostnica”, no proszę. A on myślał, że dziewczyna ma słabe nerwy. Chyba jej nie doceniał. Znów przeszło mu przez myśl, że pod tą delikatną powłoką kryje się coś więcej niż można się było spodziewać.

- No trudno – powiedział oschle. – Ale nazywam się Cromwell i radzę ci o tym nie zapominać.

Hawthorne'a wciąż nie było widać, pewnie miał sporo roboty na miejscu zbrodni. Zdaniem Woodsa to właśnie tam powinni wysłać dwójkę agentów. No, ale stało się inaczej. W każdym razie można to było wykorzystać. Gdyby tylko pozbyć się na chwilę młodej... Zwrócił się do Evelyn raz jeszcze, tym razem bardziej uprzejmym tonem:

- Czy byłabyś na tyle miła i kupiła mi papierosy? – ręką bawił się popielniczką, przesuwając ją po stole w tą i z powrotem.

Dziewczyna zgodziła się od razu. Gdy wyszła, odczekał jakąś minutę, upewniając się czy nagle nie wróci. Potem wyciągnął z wewnętrznej kieszeni otwartą paczkę Lucky Strike'ów i wyciągnął w kierunku Noemie.

- Zapali pani? – spytał.

- Dziękuję, nie palę – padła grzeczna odpowiedź.

Woods cofnął rękę, zawahał się przez moment, po czym schował papierosy żadnego nie wyciągając.

- Mam pewną propozycję – zaczął ze wzrokiem wbitym w przeciwległą ścianę, ale szybko przeniósł go na szefową zespołu. - Jednakże wziąwszy pod uwagę charakter naszej misji, może się ona okazać dość ryzykowanym zagraniem. Posiadam w mieście parę kontaktów, które mógłbym uruchomić w celu zwiększenia liczby naszych oczu i uszu. Ostrzegam jednak, że nie wiem ile by nam z tego przyszło i czy w ogóle cokolwiek, na dodatek wzrosłoby ryzyko, że zwrócimy na siebie niepożądaną uwagę – westchnął głośno. - Jednakże uważam, że jeśli mielibyśmy skorzystać z dodatkowej pomocy to należy uczynić to już teraz. Potem będzie za późno. A zatem chciałem zadać pani pytanie. Czy zadowalają nas informacje z policji i od Batarda, czy też warto poszukać dodatkowych, niezależnych źródeł?

- Nie mamy tak naprawdę, żadnych informacji - Noemie również ciężko westchnęła. - Pomoc... może się przydać. Jednak miałabym jedno zastrzeżenie. Żadnych informacji o sprawie Agencji. Ani słowa o ciężkiej wodzie. Jeśli ktoś może pomóc, niech pomogą nam ująć tych, którzy odpowiadają za zniknięcie naszych ludzi. Dobrze?

Woods mimowolnie się uśmiechnął.

- Tak to sobie wyobrażałem – powiedział.

* * * * *

- Bonjuor, mon amour – George silił się na wesoły ton, stojąc w budce na rogu, dwie przecznice od hotelu. - C'est moi, Victor... Tak, jestem znów w Paryżu... Niestety na krótko, potem znów wyjeżdżam... Ja również bardzo żałuję. Ale posłuchaj, mam coś dla ciebie, może cię to zainteresuje... Pierwsza strona jak nic... Dziś w nocy w 1-szej Dzielnicy dokonano napadu na pancerną furgonetkę. Wywiązała się niezła strzelanina, zginął policjant, a kilka osób zniknęło... Wybacz, tego już musisz dowiedzieć się sama, nie jestem detektywem. Będziemy w kontakcie... Au revoir, Caroline.

Odłożył słuchawkę, a zaraz potem znów ją podniósł. Wrzucił do automatu kilka monet i wykręcił numer. Długo czekał, ale wreszcie sygnał połączenia przerwał zaspany, męski głos.

- Carlier, je suis content de t'entendre... Nie poznajesz? Mówi Woods... Tak, tak, domyślam się. Słuchaj, przepraszam za wczesną porę, ale mam dla ciebie robotę. Zainteresowany?... No to weź coś do notowania...

* * * * *

- Niezła siekanina – George mruknął pod nosem, gdy zobaczył wnętrze furgonetki.

Pozwolono im wejść do magazynu, ale oczywiście nie chciano ich wpuścić do środka furgonetki, co było zrozumiałe z co najmniej trzech powodów, a przynajmniej tyle przychodziło Anglikowi na szybko do głowy. Pan starszy inspektor obszedł wóz z każdej strony, przyjrzał się krwawym śladom wewnątrz oraz twarzom ofiar, gdy je wynoszono. Przede wszystkim jednak starał się nie wchodzić w drogę Hawthorne'owi, który jako ten z największym doświadczeniem, mógł najwięcej wynieść z tych obserwacji. Udawał tylko, że wydaje mu jakieś rozkazy, gdy w rzeczywistości uznał jego wyższość w takim miejscu i chciał, by miał jak największą swobodę w działaniu.

Sam zajął się przede wszystkim kontaktami z prowadzącymi śledztwo policjantami, próbując załatwić "Anglikom" jak najlepszy dostęp do wszystkiego. Jednocześnie zastanawiał się nad całą sytuacją. Baumont i Wainwright nie żyli. Ktoś tu się nie patyczkował. Chociaż wygląd furgonu i wiedza, którą Hawthorne pozyskał na miejscu zbrodni, wskazywały na amatorów, to strzały w głowę sugerowały jednak zawodowców. I gdzie ten cholerny Allier? A kierowca?

Jeszcze jedno zastanawiało Woodsa. Do niedawna za najbardziej prawdopodobne uważał, że martwy policjant przypadkowo natknął się na całe zajście i oberwał. Jednak ciała obu agentów były podziurawione jak sito, ale policjant miał tylko jedną ranę postrzałową głowy. Znajdował się więc blisko napastnika, gdy zginął. Typowa egzekucja. Wszystko wskazywało na to, że strzelanina rozpętała się w momencie, gdy był na miejscu. Być może właśnie strzał w jego głowę wszystko zainicjował. Tylko co on tam robił, wśród grupy uzbrojonych napastników i trójki agentów przewożących tak cenny ładunek?

George stanął obok Noemie i uważając, by nie usłyszał go żaden z Francuzów, odezwał się cicho po angielsku:

- Myślę, że warto przyjrzeć się osobie naszego martwego policjanta. Być może znalazł się tam przez przypadek, ale... – pokręcił głową. - Można by też wywiedzieć się czegoś o kierowcy tego furgonu – dodał. - I chyba trzeba zameldować o tym wszystkim centrali.
 

Ostatnio edytowane przez Col Frost : 14-02-2019 o 22:57. Powód: literówka
Col Frost jest offline