Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2019, 15:39   #23
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Dario szybko zlustrował sytuację.
- Kira dziesięciu doświadczonych do żagli! Chcę więcej żagli na sterburcie, luzować od strony bakburty! Wrona jak najciaśniejszy skręt na bakburtę! Caeldorn czterech wioślarzy na bakburtę, skręt na wiosłach, mają zrobić opór! Vallo rzuć linę bosmanowi! Balista w łódź rybacką! Aulies zdejmij tego goniącego! Hani, Hami, Herri powstrzymać wrogich strzelców!
Dario wydał rozkazy, samemu przygotowując miksturę wybuchu. Miał ją zamiar użyć w razie potrzeby.
Vallo lekko oszołomiony wydarzeniami, z opóźnieniem dostrzegł bosmana w topieli. Dopiero rozkaz Diakomsona zmusił go do działania. Dopadł do leżącej nieopodal na pokładzie równo zwiniętej liny. Wprawnym ruchem rozwinął i jej drugi koniec rzucił Ojjowi.
- Na wszystkich bogów Faberterry, trzymaj! - polecił kompanowi. Sam zaś z rozmachem rzucił linę w kierunku walczącego z wodą Zaraana.
Wielka dłoń bosmana zacisnęła się na linie. Potężnie mięśnie ramion ciężko pracowały by wywindować go na górę.
- Dzięki - skinął głową, a potem ryknął - Dosyć odpoczynku! Do roboty!
Sam doskoczył do burty i wciągnął wisząca tam dziewczynę na pokład.
- Zaraan twoja dama może jeszcze strzelać? Jeśli tak to zdjąć tego narwanego głupca ścigającego nas! - Pierwszy przypatrywał się sytuacji w porcie.
- Sareena, strąć tą wiewiórkę kicająca za nami. Bo chyba wciąż potrafisz strzelać? - Zaraan wyszczerzył zęby.
Dario w tym czasie szukał wzrokiem jakiegoś statku do zatarasowania wyjścia z portu, na tyle lekkiego, by można było go pociągnąć kawałek za “Wiedźmą”, na linach, a potem zatopić, tarasując na długo wyjście z portu.

- Kurwaa! - wrzeszczał Heist. - Dajcie mi no tego, co na mnie łuk podniósł, ze skóry obedrę!
Valloris zerknął z uśmiechem na kapitana, który ryczał niczym buhaj. - Złego diabły nie wezmę. Stary dzisiaj nie sczeźnie - splunął za burtę odganiając złe. - Dobra, Ojo, łapmy się za te żagle, pomóżmy chłopakom.

Ojo złapał jeden koniec liny drugi wylądował tuż obok Bosmana. Ten z trudem go chwycił łykając nieco wzburzonej słonej wody. Wtedy Ojo zawinął linę wokół siebie, naprężył ją i rzucił się z rei wykorzystując belkę niczym bloczek. Bosmana niemal wydarło z wody uderzył w burtę i pojechał po niej jak po windzie. Złapał się za krawędź i przeskoczył niemal w tym samym momencie Ojo wylądował na pokładzie uśmiechnięty. Bosman czuł, że będzie miał sine prawe ramię. Wypluł jednak wodę i uśmiechnął się do kompana.

Wtedy zaświszczały strzały. Vallo widział wyraźnie jak Heri przymierzająca się do rzutu dostaje w rękę z atlatlem. Niemal upuściła broń. Ale zamykając oczy szarpnęła się i wyrzuciła oszczep. Dopiero wtedy usiadła przy burcie chowając się i wydarła strzałę z ręki, wydawało się, że będzie z nią ok. Gorzej jednak z mocującym się z wiosłem młodym chłopakiem. Strzała trafiła go w ucho grzęznąc w czaszce. Opadł na ziemię bez życia. Caledorn wydarł z jego martwych dłoni wiosło i doskoczył do dulki.

Kira doskonale widziała stojąc na maszcie jak strzały wojowniczek Jani trafiają w cel. Szyk łuczników się niemal złamał. Widziała też Auliesa, który wymierzył w skupieniu i wypuścił strzałę. Ta pomknęła prosto w biegnącego po pokładzie niedalekiej łodzi odzianego na czarno młodzieńca. Trafiła go prosto w pierś. To był potężny strzał. Powinien przeszyć go na wylot. Kira pomyślała, że jak bosman nie ufunduje za ten strzał zębów Auliesowi to ona to zrobi… Wtedy strzała uderzyła w duży srebrny guzik zapinający kurtę wroga. Krzesząc iskry odbiła się w bok. Kira aż zamarła. Odziany w czerń cofnął się pod impetem uderzenia, ale nawet nie upadł. Podniósł łuk i strzelił. Kira zareagowała zbyt wolno. Strzałą ją dosięgła, a impet trafienia strącił ja z reji na której stała. W ostatniej chwili złapała się liny i zawisła. Tuż pod prawym obojczykiem sterczała strzała z czerwonymi lotkami.
Morska wiedźma rozpędzała się z każdą sekundą. Rozciągnięty drugi żagiel pod ostrym kątem ciągnął statek w mocny przechył. Wiosła opadły w wodę. Marynarze posinieli z wysiłku próbując stawiać opór. Drewno skrzypiało niezadowolone. Ale burta kupieckiego statku zbliżała się za szybko.

Zaran kończył wciągać Merri kiedy Wrona stojąca z tyłu wrzasnęła!

- JA PIERDOLĘ! TRZYMAĆ SIĘ!

Wtedy świat zachwiał się w posadach, a dwa statki zetknęły się burtami. Rozległ się huk pękającego drewna. Wszędzie posypały się drzazgi. Wstrząs niemal przewrócił statek. Żeglarze podnieśli wiosła oni byli bez podparcia. Caledorn wbił się w burtę i opadł na deski pokładu trzymając się za potłuczony brzuch. Jeden z jego podkomendnych nie miał tyle szczęścia siła uderzenia wyrzuciła go za burtę. Runął w wodę i już nie wypłynął.

Czas zamarł oba statki jęczały, drewno pękało dookoła fruwały drzazgi. Nagłego szarpnięcia nie wytrzymałą jedna z lin mocujących skrzynie. Ta się oderwała i z potężnym impetem ruszyła przez pokład. Herri Patrzyła właśnie na wyjątą z rany strzałę nawet nie spostrzegła zagrożenia. Skrzynia z przerażającym impetem wgniotła ją w burtę. Herri nawet nie zdążyła krzyknąć. Słychać było tylko głuchy dźwięk trzaskających desek.

Koło Balisty też było słychać krzyki. Przewrócił się stojak z bełtami przywalając Devyera.

Kolejne szarpnięcie wyrwało Wiedźmę na wolność.

Wrona jako jedna z niewielu ustała cały czas trzymając koło sterowe. Popatrzyła za siebie. Statek z którym się zderzyli oderwał się od na wpół połamanego pomostu, powoli dryfował na środek portu nabierając nieśpiesznie wody, Wszędzie dookoła było pełno desek.

Całą załoga poruszała się jakoś niemrawo ogłuszona hukiem zderzenia. Ktoś coś krzyczał ktoś coś wołał, ale ludzie nie reagowali.
- Wstawać, nie czas jeszcze, żeby umrzeć - zawołał kapitan, podnosząc się z pokładu. - Głowy nisko i spiąć dupy, bośmy jeszcze stąd nie wypłynęli. Pomóż mi kto z balistą, kto umie! Ustrzelę drania, co strzelać śmiał. Pracować dalej przy żaglach. Kontynuować ostrzał, ale defensywnie. Zaraz odpłyniemy, ludzie nie muszą przypłacić krwią więcej, niż powinni.
Po czym sprężył się i doskoczył do balisty, przy której chwilowo stał tylko Szczur. Zamierzał ją załadować i uderzyć w statek rybacki.

Vallo nieco oszołomiony uderzeniem, na komendę kapitana, podbiegł do balisty z pomocą. Sprawnymi ruchami razem ze Szczurem zaczął ładować machinę.
- Aj, aj, kapitanie - wyszczerzył zęby do Heista w uśmiechu. - Proszę sobie wybrać cel. Za chwilę będziemy gotowi na wystrzał.
- Trymować! Wyrównać fały, wiosła w górę! Balista rozwalić mi tą krypę rybacką! - Dario był wściekły, że banalnie prosty manewr nie wyszedł, w końcu nawet durnie z załogi powinni go wykonać, tak by nie zawadzić o statek.
- Vallo! - wrzasnął doskakując do balisty - Pomóż Kirze, ja zajmę się balistą. Szybko zanim ją ustrzelą.
Do załadowania użył bełtu przygniatającego Deveyera.
“Staruszek, jednak oberwał mocno. We łbie mu się kotłuje. Rozkazy zmienia jak rękawiczki” - pomyślał Valloris. Nie czas jednak było na dąsy. Skinął kapitanowi głową i ruszył w kierunku Kiry z pomocą.

Łucznicy przebiegli na rufę. Sarren krzyknęła na mój rozkaz i wszystkie naciągnęły cięciwy i zamarły na wdechu.
- TERAZ! - Grad strzał opuścił pokład wiedźmy i delikatnym łukiem opadł w kierunku strażników. Tym razem odziany w czerń młodzieniec nie miał tyle szczęścia. Aż troje łuczników wzięło go na cel i żaden nie spudłował. Jedna strzała utknęła w piersi, druga w nodze trzecia w prawej ręce. Młodzieniec zatoczył się do tyłu i runął ze schodów kasztelu okrętu na którym stał. Przekoziołkował ze schodów i padł bez przytomności na deski pokładu w powoli rozszerzającej się kałuży krwi.

Część gwardzistów również osunęła się bez życia na ziemię. Łuczniczki uśmiechnęły się złowieszczo. Żadna z nich nie zamierzała strzelać ostrzegawczo, nie wtedy kiedy oni strzelali do kapitana i ich załogi.

-KIRA! - zgiełk na pokładzie przekrzyczała Czarna Mamba w kilku susach dopadając przygniecionej skrzynią dziewczyny. Marice już przy niej była - Zostaw ją pomóż kapitanowi, niech nie zrobi nic głupiego. - Mówiąc to delikatnie odrzucała na bok szczątki skrzyni przygniatającej Kirę.

Marice podbiegła do kapitana szarpiącego się z balistą. Obok niej jak spod ziemi wyrósł rosły Zaraan zarzucając na łoże ciężki Bełt. Devyer leżący pod stelażem jęczał próbując wypełznąć spod ciężaru. Po chwili balista skierowała się w dobrą stronę gotowa do strzału.

Vallo w kilku skokach dotarł do masztu i niczym małpa wspiął się na reję by odwiązać linę, która powstrzymała Kirę przed upadkiem. Zdawał sobie sprawę, że wystawia się na strzał, ale szybko odwiązał linę skrył się za drzewcem masztu i zapierając się szeroko rozstawionymi nogami powoli opuścił piratkę. Która zeskoczyła na deski pokładu, przypadła do ściany kasztelu i opadła ciężko na beczkę przyglądając się swojej ranie.

Z brzegu posypały się strzały były jednak niegroźne.

Załoga na pokładzie uwijała się jak w ukropie. To byli doświadczeni ludzie na swoim miejscu. Żagle ustawione wiosła wciągnięte. Statek był na idealnym kursie i nabierał prędkości.

Morska wiedźma mimo uszkodzeń mknęła do przodu niczym strzała.

Mamba westchnęła z ulgą odrzucając na bok największy kawał skrzyni. Kira miała złamaną nogę, strzałę w ramieniu, leżała bez przytomności ale ta cała czerwona posoka to nie była jej krew. Mamba pociągnęła nosem.. Wino… i to parszywe. Ktoś w tej skrzyni przemycił na pokład gęste słodkie wino!

Mamba bez wahania szarpnęła za nogę nastawiając ją. Herri wrzasnęła z bólu wracając do życia w bardzo bolesny sposób. Wrzask ucichł w momencie, kiedy Mamba wepchnęła wrzeszczącej kobiecie garść czerwonawych, wysuszonych liści do ust.
- Żuj to! - Wrzasnęła tonem nie znoszącym sprzeciwu, by zaraz dodać łagodniej - Zaraz przestanie boleć. - Nie czekając na reakcję poszkodowanej medyczka złapała dwa kawałki połamanej skrzyni i przy pomocy kawałka tkaniny unieruchomiła kończynę.

Kira z każdym ruchem żuchwy odpływała w przyjemne czerwonawe majaki, rzeczywiście przestawało boleć.

W porcie trwało straszne zamieszanie. Płomienie ogarnęły już przynajmniej jeden budynek wiatr wiejący od lądu wszystko okrywał ciężkim gryzącym dymem. Statek uszkodzony przy karkołomnym manewrze wiedźmy powoli dryfował na środek portu coraz bardziej nabierając wody. Zaraz pewno zatarasuje wyjście z portu.

- GOTOWE - Wrzasnął bosman pomagając szczurowi dociągnąć cięciwę balisty kołowrotem. Kapitan przymierzył gotowy do strzału.
- A tam, kurwa, pospieszyli się łucznicy, ja chciałem sam gnojka ustrzelić z balisty. Trzymać ją w pogotowiu, Vallo, jeszcze kto może wypłynąć z portu.

Wygrzebawszy z głębokich kieszeni płaszcza piersiówkę, golnął potężnie i otarł usta.
- Medyk, trza mi wyjąć tą strzałę z dupy, znaczy się, z klaty. Niech ktoś wygrzebie Dveyera spod skrzyni, będzie potrzebował razem z cieślą ocenić zniszczenia Wiedźmy. Mamba, kiedy ogarnie mnie, niech rzuci okiem na resztę załogi - rzekł.
- Dario, jeśli okaże się, że statek jest uszkodzony, będziemy musieli wytyczyć drogę, aby bezpiecznie go poskładać. Mamy na to dość żarcia dla ludzi i zasobów. Tymczasem, ponawiamy rejs za skarbem.

Dario rozejrzał się. Statek, którym miał zamiar zatarasować wejście z portu na wiele dni toną, lecz jeśli miałby dobrą załogę mogli go jeszcze uratować. To pokrzyżowało by plany Pierwszego.
- Kapitanie tą krypę tonącą trzeba posłać na dno...

- Po co? - zapytał. - Niech im poprzeszkadza, jak będzie ktoś za nami chciał płynąć.

-Mogą jeszcze sprowadzić ją ze szlaku i zatonie w innym miejscu nie tarasując wyjścia z portu. A przy zatopionym w wyjściu z portu okręcie żaden statek nie wypłynie bo rozwali sobie kadłub. Zatopiony zapewni nam kilka dni spokoju. Najmniej.

- Niech będzie - rzekł kapitan, podchodząc do balisty.

-Na sygnał kapitana strzelać lekko poniżej linii wody. Posłać tą krypę na dno. - potem podszedł do Marici.
- Jak najszybciej sprawdź uszkodzenia. Daj znać czy Wiedźma wytrzyma Zefir.

Vallo skinął głową. Z balistą gotową do wystrzału, oczekiwał sygnału od kapitana.

Kapitan wymierzył z balisty i dał sygnał do strzału.
Balista jęknęła a gruby bełt przeciął powietrze uderzając w burtę rannego statku. Od siły uderzenia statek się aż pochylił, a przez wielką wyrwę do środka wlewała się już woda. Jeszcze chwilę a statek opadnie na dno.

Morska wiedźma z pełnymi żaglami cięła powierzchnię fal wypływając na pełne morze. Załoga na statku zaczęła wiwatować!

***

- Kapitanie - zaczęła Marice - Wiedźma ucierpiała tylko powierzchownie. Statek wytrzymał to uderzenie wręcz w sposób niezwykły. Ucierpiało tylko poszycie. Konstrukcja została wystawiona na potężną próbę ale wytrzymała. Kilka desek trzeba wymienić w poszyciu reszta powinna jeszcze wytrzymać. Wystarczy uszczelnić niewielkie pęknięcia. Jest to zaledwie parę godzin pracy, jak morze będzie spokojne można to zrobić nawet bez postoju.

Wszyscy zgromadzeni odetchnęli z ulgą, mimo że uśmiechnięta mina Marice wchodzącej do kapitańskiej kajuty wróżyła dobre wieści, oficerowie Morskiej Wiedźmy nie spodziewali się, aż tak dobrych wiadomości. W niewielkiej kajucie cisnęli się Nawigator, barczysty Bosman i kapitan, nad którym pochylała się Czarna Mamba próbując usunąć strzałę. Kapitan co rusz zaciskał mocno szczęki z bólu. W rogu stały jeszcze dwie kobiety przyprowadzone przez Zaraana Saraan i Merri. Nie odzywały się stojąc wyprostowane z delikatnymi uśmiechami na twarzach bardziej na sposób dworski aniżeli żeglarski.Chwiejąc się nazbyt mocno przy większym przechyleniu statku. Co nieco burzyło ich nienaganne pozy. Ewidentnie nie miały wielkiego doświadczenia z morzem.

- Rób co uważasz za słusz… ne - westchnął kapitan rwanym głosem, bo Mamba mocno przycisnęła okolice rany starając się wyczuć gdzie ugrzęzła strzała.

Cieśla okrętowa już odwracała się do wyjścia, gdy nagle kapitan wrzasnął przeraźliwie, bo Czarnoskóra lekarka wepchnęła strzałę z całej siły tak by wyszła z drugiej strony. Kapitan już się zrywał z ławy sięgając po sztylet. Ale Mamba kolanem przygniotła go sięgając ręką po duże kleszcze obcięła koniec strzały i wyciągnęła resztę strzały. Po tym drugim szarpnięciu kapitan się poddał i delikatnie zwiotczał. Po chwili doszedł do siebie. A obie rany były już zabandażowane. On zaś czuł się o niebo lepiej.
- Idę do Herri i Kiry - rzekła Mamba wycierając zakrwawione ręce w czystą szmatę opuściła kajutę z zasępioną miną. O ile statek jakoś to przetrwał o tyle załoga została pokiereszowana. Nie obyło się bez strat. Dwóch wioślarzy zginęło, Niewiele brakło by morze zabrało Herri nawet kapitanowi się nie upiekło.

Heist podniósł umęczone bólem spojrzenie na Zarrana i powiedział.
- Niech to ostatnia kurwa portowa oszcza! Co ci Zaraan odbiło! - Zaraan już miał coś odpyskować, gdy nagle na jego wysokim ramieniu oparła się dłoń Merri i odziana w drogi niebieski płaszcz młoda dziewczyna powiedziała.
- To nie wina… Bosmana - stwierdziła niepewna użytego tytułu - Tylko nasza. - Dodała skruszonym głosem, a miała w sobie coś takiego, że męska część załogi miała od razu ochotę zaprzeczyć i wziąć winę na siebie. - Mam nadzieję, że to zrekompensuje straty, które poniósł Pan i Pańska załoga dostojny Kapitanie - mówiąc to sięgnęła za pazuchę i rzuciła na stół, który rozdzielał towarzystwo błękitną sakiewkę.

Nawigator stojący najbliżej podniósł mieszek z barwionej delikatnej skóry. I rozwiązał rzemień. Na rękę wysypała się złota biżuteria ozdobiona mnóstwem topazów i szafirów.

- To i naszą służbę na statku - dodała Saraan, Jej ton nie był tak przejmujący. Był niski i szorstki, prawie męski. - Obie doskonale radzimy sobie z łukiem, Merri wygrała nawet największy konkurs łuczniczy, pokonując wszystkich królewskich instruktorów. - W zamian prosimy o azyl na tym statku.

Heist był w zgryźliwym nastroju.

- Jeśli tylko umiecie tak szyć z łuku, jak ten gówniarz, który do mnie strzelał tam w porcie, to możecie zostać - rzekł kapitan. - Wszakże przyda nam się więcej łuczników. Niech Kabo przyjdzie i da mi czego mocnego, od wczoraj jakoś w pysku mi zasycha. Zanim zaczniemy gadać o dalszym rejsie, Zaaran, opowiedz mi no, jakżeś się wpakował w to gówno, że gonił cię cały port.

- Tak po prawdzie - zaczął Zaraan wkładając kciuki za pas - to nie cały port … na początku... Spotkałem Sareen, na arenie byliśmy partnerami. Pomocy potrzebowała, bo ją i jej towarzyszkę gonili. Akurat dzban wina kończyłem jak wpadły w uliczkę. Za nimi kilku zbrojnych w lśniących napierśnikach, z drugiej strony takoż. Co miałem robić, wszak druhów w potrzebie się nie zostawia. Jednym pod nogi ławę rzuciłem, w drugich jebłem stołem. A potem… potem to już jakoś samo poszło.

Valloris nie był obecny podczas leczenia ran przez kapitana Heista, ale filował aż któraś z nowych pasażerek wyjdzie na pokład. Był gotów ofiarować im swoje usługi jako przewodnika na statku.
- Nóż widelec, a dostanę nagrodę - perorował Ojjowi, który jak zwykle wzniósł oczy ku niebu słysząc plany towarzysza.

Dario szybko przejrzał precjoza próbując oszacować ich wartość. Pokrywały koszty naprawy z nawiązką, na szczęście dla kobiet nie zginął nikt z głównej załogi “Wiedźmy”, jedynie świeżo najęci.
- Udział żeglarski w łupie półtora złotej monety od stu monet łupu, chyba, że jesteście medykiem lub cieślą, Drugi cieśla i medyk przydadzą się. Dla waszej wiadomości jesteśmy korsarzami z listami kaperskimi Tricarnijmu, Gis, Hillias i Teryerany. Nienawidzimy Cesarstwa. Zaraan wdróż nowych do ich obowiązków.

- Chodźcie, wygód nie ma, ale będzie gdzie głowę do snu złożyć - mówiąc to wyszedł oprowadzić nowe członkinie załogi. - Nie wolno okaleczać członków załogi pod karą chłosty. Tylko ja mam to prawo. jak ktoś będzie się do was przypierdalał, to mu przyjebcie, ale tak żeby mógł dalej pracować.Żadnego szlachtowania we śnie czy wbijania noża w plecy.
- Słuchajcie psy! - zawołał na pokładzie - Mamy dwie nowe łuczniczki, jakby komu głupie myśli przyszły do łba to wiedźcie, że Sareena ze mną ramię w ramię na arenie walczyła za dawnych czasów. Stoi tu teraz, więc wyciągnijcie wnioski. A Merri… - zaśmiał się złowieszczo kręcąc głową. - Nie ważne…

W drzwiach kapitańskiej kajuty minęli się wychodzący oraz Kabo niosący antałek dla kapitana. Gdy drzwi się za nimi zamknęły usłyszeli gardłowy, chrypiący głos kuka.
- Może świeże mięso?... Dobre na krew?

***

Bosman oprowadził nowych członków załogi po czym dołączył do Nawigatora przeglądającego się Marice, która opuszczona na linie za burtą próbowała uszczelniać nadwyrężoną burtę.
Nawigator odwrócił się do tyłu przyglądając się przechylonej przez burtę Merri wyrzucającej z siebie śniadanie przy akompaniamencie jęków i docinków męskiej części załogi na temat jej wypiętych krągłości.
- Dawno na tym pokładzie nie było nikogo aż tak zielonego - zaczął nawigator. Na niewiele się przydadzą.
- Dotrą się - rzucił krótko bosman patrząc w dół na skupioną na swej pracy Marice.
Jej stopy niemal dotykały wody, a ta nie zważała na to. Można jej było wiele zarzucić, ale odwagi tej dziewczynie nie brakowało. Podobnie jak Sarze, która podawała co rusz jakieś narzędzia wychylając się tak bardzo za burtę, że stopy oderwały się jej od pokładu.

Pokład już był uporządkowany. Załoga sprawnie się poruszała wykonując polecenia szantymenów. Kurs był wyznaczony, a statek żwawo ciął fale.

Do Merri i Saren z jednej strony powoli zbliżał się Aulies, którego uszy płonęły czerwienią, z drugiej Vallo z nonszalanckim uśmiechem na twarzy.

Kuśtykająca Herri dołączyła do Wojowniczek Jani zawzięcie o czymś dyskutując. Jakby wyczuwając ich spojrzenie Jani podniosła wzrok i uśmiechnęła się do nich serdecznie. Odwróciła wzrok i gestem ręki zaprosiła do ich grupy Kirę, która niespiesznie ale dołączyła do powiększającego się kręgu.

Morska wiedźma z pełnymi żaglami mknęła przed siebie, na spotkanie kolejnej przygody.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 15-02-2019 o 15:41.
Cedryk jest offline