11-02-2019, 14:00 | #21 |
Reputacja: 1 | Zaraan z rozpędu wpadł w stragan z rybami. Te srebrzystym potokiem rozsypały się po ulicy. Klnąc na czym świat stoi złapał wielki kosz i rozkręciwszy się rzucił nim w łuczników. Niestety na tyle niefortunnie, że na jego drodze znalazła się ubrana w skóry łuczniczka. Ta jednak w pełnym biegu padła na kolana i kładąc się na piętach prześlizgnęła się na rozsypanych rybach pod lecącym koszem. Ledwie minął ją kosz błyskawicznie podniosła się na kolana i skręciwszy w biodrach strzeliła. Strzała rozszczepiła klin blokujący na wozie stertę beczek. Niestety to było za mało. Ale jej towarzyszka spostrzegła co planowała i błyskawicznie napięła łuk… - Cholera. W co też ten narwaniec znowu wdepnął.. Załoga wnosiła właśnie ostatnie zapasy po trapie. Dario chwycił srebrny gwizdek sygnałowy, długi i krótki gwizd powtórzony trzykrotnie wzywał załogę na pokład. Bitwa ni mniej ni więcej znaczył ten sygnał. Stała załoga wiedział co czynić, gdzie ich miejsca. Dzieciaki pokładowe kryły się, tak jak było w rozkazie. Marca przebiegła obok Daria uśmiechając się i gładząc po sznurze bursztynów, które wraz z bursztynowymi bransoletami były nowym prezentem od Pierwszego. Crrys wskoczyła na reję i stamtąd obserwowała zamieszanie. Ona też otrzymała skórzana obrożę z zdobieniami w fale ze srebra. Zreszta wszystkie “dziewczynki” Daria otrzymały prezenty, nawet wychownica Maricy Sara otrzymał srebrne kolczyki z bursztynem. W końcu pieniądz raz jest, raz go nie ma, trzeba korzystać z drobnych przyjemności, a życie, o czym niedawno ponownie wszyscy przekonali się, jest nadwyraz kruche. - Obsadzić balistę! Strzelcy w gotowości! Pawężnicy do mnie, osłona balisty! Kapitanie co czynimy? Wychodzimy bojowo w morze. - Pierwszy podbiegł do balisty. - Popędź ludzi, niech załadują czym prędzej ostatki i mogą zrywać cumy – zawołał kapitan. - Zbieramy dupy z portu, już za długo żeśmy tu zabawili, wąs mnie swędzi, jak za długo na Wiedźmie nie jestem. Parę ostatnich dni w porcie oznaczało dla Heista nic innego niż ciągłe kurwienie się i opilstwo. Kapitanowi nadal nieco szumiało w głowie po wczorajszych hulankach, sam nie był do końca pewien, ile beczek, bowiem już nie antałów wypił, jednak wspomnienie zrozpaczonego wzroku podczaszego kazało mu przypuszczać, że spełnił swój obowiązek. - Wyceluj no w ten klin – Heist wskazał klin podtrzymujący beczki, który próbowali usunąć Zaaran i jedna ziinzap proc kobiet, które przy nim były. - Nie chcemy wyrżnąć portu, oddać ino jedną salwę, a balistą w wóz. Zagrodzi im drogę, oporządzimy się i odpływamy w ślad za Karchedonem. - Chyba jednak skarbem, załoga nie będzie zadowolona w pościgu za niczym - Dario poinstruował obsadę balisty i przyczepił do niej wybuchowy ognisty eliksir. - Trochę wybuchów i ognia nie zaszkodzi. Celować tak by odgrodzić naszych od pościgu. Potężny huk wstrząsnął portem. Wszędzie dookoła posypały się szczątki wozu i beczek i czarnej lepistej substancji… Kolejny potężny huk wstrząsnął całym portem… Posyłając na ziemię pierwszy rząd strażników podążających za uciekającymi. - Jasna cholera! - Zaklął Nawigator - To była Smoła! Kilku stojących najbliżej ludzi zapłonęło niczym żywe pochodnie. Całe wybrzeże w jednym momencie stanęło w rzece płomienni oddzielając uciekających od pościgu. Ściana ognia sięgała już pierwszych dachów pobliskich domów, a deski pomostu pożar połykał cal po calu. Rozległ się odgłos dzwonów, a ludzie zaczęli uciekać w panice! Obie uciekinierki stanęły w przerażeniu. Widząc to Zaraan skoczył złapał je i pociągnął za sobą. |
14-02-2019, 19:36 | #22 |
Reputacja: 1 | W momencie gdy ostatnia beczka wtoczyła się na pokład, ostatnie cumy wciągane były na pokład. Na pomost przy wiedźmie wbiegli Zaraan z obiema uciekinierami. Za nimi gęstniał już wściekły tłum. Chyba ktoś zauważył kto podpalił port… Na czoło tłumu przebił się niewielki oddział straży miejskiej. Może 10 ludzi pod dowództwem. Wysokiego młodego człowieka całego odzianego w czerń w ręce trzymał łuk. Wyprzedził wszystkich poruszając się bardzo szybko. Stanął naciągając łuk, strzała o czerwonych piórach zalśniła w blasku płomieni pożerających port! - Merri!! STÓJ!!! - wrzasnął! - Celować w pomost za naszymi a przed pościg. Rozpieprzyć go w drobny mak! krzyknął pierwszy mocując do olbrzymiego bełtu kolejną miksturę lotosowego ognistego wybuchu. - Sareen - wrzasnął Zaraan - ładuj zadek na pokład. - Złapał w pół Merri i rzucił ją na zwój lin leżący na pokładzie i sam skoczył. - Kto na Wiedźmę nie zdąży, ten zostaje w porcie - krzyknął kapitan w stronę bosmana z krzywym uśmiechem. - Ej, postawić mi żagle! Odpływamy z tej zapchlonej dziury! Acz rzecz muszę, że kurwy dobre mieli… Po czym wyciągnął swój łuk i napiął go, na odczepnego chcąc posłać strzałę w nogę albo w ramię. Dario obejrzał się. - A wy co w burdelu jesteście?! Cumy wybierać, żagle bojowe stawiać! Bojowe wyjście w morze! Wydał rozkaz reszcie załogi. Okrzyki załogi rozgorzały z nową siłą. Obsługa balisty naparła z całej siły obracając ją i przygotowując do strzału. Vallo wyczekał do ostatniej chwili i nacisnął spust. Potężna skręcona z 3 lin cięciwa zajęczała a bełt z przywiązaną miksturą pomknął w kierunku pomostu. Trafiając idealnie między uciekających a pościg. Eksplozja rozrzuciła dookoła deski pomostu. Pościg zastygł w miejscu, najbliżsi przewrócili się na ziemi. Z kłębów dymu wyłonił się jednak młodzianin z łukiem przymierzył i wypuścił strzałę. Kapitan zobaczył grot i czerwone pierze po czym potężne szarpnięcie w lewym ramieniu rzuciło go na pokład Strzały pofrunęły z pokładu zasypując gwardzistów . Kilku upadło jeden zawrócił się ze strzałą wystającą z oczodołu. Młodzieniec uchylił się przepuszczając pocisk obok. Zarzucił sobie łuk na ramię i skoczył na pokład niewielkiej łodzi rybackiej zacumowanej obok. Przeskoczył szybko przez jej pokład i odbijając się od jej burty doskoczył do liny zwisającej z zacumowanej niedaleko większej jednostki. Zaczął się błyskawicznie po niej wspinać. Kira stała już na reji odwiązując żagiel. Jej rude włosy falowały na wietrze niczym płomień pożogi rozpełzającej się po porcie. - WYBIERAĆ PSIE SYNY! - Wrzasnęła. Vallo i Ojo odskoczyli od balisty doskoczyli do krawędzi kasztelu i saltem zeskoczyli na pokład dobiegając do lin zaczęli je ciągnąć. Natychmiast doskoczyli do nich pozostali wybierając Caledorn zaczął potężnym niskim głosem starą szantę przekrzykując rwetes i nadając rytm załodze. Wypływamy bladym świtem Przynosimy Ogień i Krew Bitwa już tuż przed nami Tak bardzo się nas boją Już wznosimy naszą broń! GOTOWI DO ATAKU!! GOTOWI GOTOWI GOTOWI!! - Odpowiedział tłum DO ATAKU!!! - Jak huk rozniosło się po porcie. Płótno wybrzuszyło się i szarpnęło statkiem. Trap powoli zaczął się obsuwać. Sareen dopadła burty i przetoczyła się po pokładzie dysząc jak zagoniony koń. Zaraan złapał w pasie Merri i pchnął z całych sił. Dziewczyna potknęła się ale złapała się burty. Dziewczyna była cięższa niż Zaran przypuszczał. brakło mu siły. Trap usunął się spod nóg. Czarnoskóry gladiator tylko zamielił rękami w powietrzu i runął w dół prosto w słone wody portu. Kira już była w powietrzu przeskakując na drugi maszt. Tuż koło niej stał już Ojo i szybko rozwijali węzły. Płótno opadło.. Marynarze już biegli naciągać liny Przy kapitanie była już Czarna mamba i Marice. Ta pierwsza uniosła delikatnie kapitana. Strzała utknęła w ramieniu. Wszędzie było sporo krwi. Czarnoskóra szamanka powiedziała. - Pomóż mi go odprowadzić do kajuty. To trzeba wyjąć - Wskazała na długie drzewce zakończone czerwonymi piórami. Nawigator był już na dziobie. Widział, że będzie ciasno. Statek nabierał prędkości. Wyjście z portu było wąskie musieli skręcić mocno na bakburtę inaczej mocno przerysują wiedźmę! Statek delikatnie skręcał. W tym czasie na drugim pomoście odcięci ogniem strażnicy zbierali się do oddania salwy w kierunku uciekającego okrętu. |
15-02-2019, 15:39 | #23 |
Reputacja: 1 |
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 Ostatnio edytowane przez Cedryk : 15-02-2019 o 15:41. |
04-03-2019, 11:36 | #24 |
Reputacja: 1 | Zbliżało się popołudnie. Upał dawał się wszystkim we znaki. Wiatr nie sprzyjał, halsowali od rana. Godzinę wcześniej dotarli na miejsce. Archipelag podkowy. Nazwany na rzecz rafy otaczającej niemal półkolem zespół wysp dość ściśle rozrzuconych wewnątrz. Teraz musieli opłynąć rafę dookoła tak by bezpiecznie wpłynąć do środka. Nawigator stał na dziobie trzymał mapy i próbował z kapitanem ustalić najlepsze podejście. Pot rosił mu czoło. Mieli wpływać pod słońce. Nie podobało mu się to, ale lepiej było zaktowiczyć w środku. Caledorn odziany tylko w przepaskę biodrową i bandaże dowodził wybieraniem żagli przy ostatnim halsie. Statek płynął nieśpiesznie po spokojny morzu. Stary zbliżył się do oficerów oparł się o burtę i powiedział. - Byłem tutaj już kiedyś. Mieszkają tu dzicy nazywający się Da`ecran. Odziani w kolorowe pióra papug zamieszkujących te wyspy. Z tego co słyszałem to byli niewolnicy, którzy przeżyli ze statków, które rozbiły się na tych rafach. Nie przepadają za obcymi, którzy się tutaj zapuszczają, choć zdarza się im handlować.Pływają na dziwacznych statkach… - snuł bardziej do siebie niż do marynarzy w koło. - To tutaj! - Wskazał nawigator na najwyższą z wysp. Porośniętą w całości zielenią. - Najlepiej wpłynąć między te dwie wyspy - wskazał, na dwie półokrągłe niewielkie wysepki przypominające wielkie, zielone skorupy żółwi. - Wrona! - Wrzasnął Kapitan na sternika - Między żółwie! - Na sterburtę! - poniósł się krzyk marynarzy przekazujących sobie polecenia. Wybrali mocniej żagle i statek zgrabnie kładąc się na burtę wpłynął między wyspy. Woda była tutaj jeszcze spokojniejsza. Archipelag był spory. Jednak usiany mniejszymi i większymi wysepkami. Miejsca do manewrowania było sporo, ale mimo wszystko trzeba było uważać by na coś nie wpaść. - Według mapy ze skarbca Karchedona powinniśmy się kierować na największą wyspę. - powiedział nawigator nie odwracając wzroku od kilku map, którym się przyglądał. Nic się w nich nie zgadzało. Wyspy były inaczej rozłożone na każdej z nich. Ci którzy je rysowali musieli bardziej zgadywać lub rysowali z pamięci, a to nie wróżyło im za dobrze. Zwinął mapy i schował je do futerału przy pasie. Kapitanowi też się te wyspy nie podobały. - Zaraan! wybierzcie mocniej żagle, zwolnijmy nieco! Wrona delikatnie! Kilka ostrych słów bosmana i po chwili statek zaczął zwalniać. Minęli dużą wyspę przypominającą śpiącego słonia i otwarła się przed nimi szeroka przestrzeń, na której swobodnie mogli dopłynąć do głównej wyspy. Kapitan rozłożył swoją lunetę i rzucił okiem na port. Było tam klika prostych chałup i byle jaki pomost. Było też wiele dziwnych statków. Długich wąskich kadłubów z pojedynczym trójkątnym żaglem z przodu rozpiętym między dwoma tyczkami zamiast na reji, z tyłu kadłub był przedłużony mocno do góry i obciągnięty jakimś futrem z długim ogonem. Oraz jeszcze dziwniejsze okręty przypominające dwa poprzednie połączone przy pomocy pomostu na którym pośrodku wybudowano szałas oraz postawiono dwa cienkie maszty, z których spływały trójkątne żagle, a na szczycie jednego z masztów powiewał długi sznur z jakimiś kokardami powiewający zgodnie z kierunkiem wiatru. Większość statków była wyciągnięta na piaszczysty brzeg wyspy. Jedynie parę jednostek kiwało się na łagodnych wodach. Gdy kapitan wodził lunetą po wybrzeżu nagle zamarł z przekleństwem na ustach. W oku lunety zamarł obraz wraku na wpół wyciągniętego na piasek. Podarte czarne żagle, dziurawe, szczerniałe deski burt… Wszędzie by poznał ten przeklęty okręt! W tym momencie musieli oni również zostać zauważeni z portu w ich kierunku oderwała się mała flota. 6 długich canoe i jeden katamaran. Wiatr im nie sprzyjał. Żagle mieli złożone i poruszali się na wiosłach. Mimo to doskonale dawali sobie radę. Według szybkiego rachunku kapitana w każdej małej jednostce znajdowało się około 20 czarnoskórych na wpół nagich wojowników, zaś na większej jednostce było ich około 2 razy tyle. |
04-03-2019, 12:47 | #25 |
Reputacja: 1 | - Kurrrrwa! Nasz przyjaciel zapewne zdołał przekonać tubylców o nas – Heist zacisnął zęby, wygrażając pięścią w stronę morza. - Na ich nieszczęście, sława Morskiej Wiedźmy nie dotarła tutaj! Dalej, załoga, przygotować się do pierdolonej bitwy! - Załadować mi balistę i wziąć cel na katamaran! Kiedy tylko dranie wejdą w zasięg, posłać pocisk! Łucznicy na burtę, przygotować salwę! Poznamy, ile warte są łuki amazonek! Kto ma tarcze, osłaniać linię i baczyć, czy nie będą chcieli zarzucić haków. Pierwszy, miej mikstury w pogotowiu. Nie chcę mocować ich na balistę, ale pewnie mogą podpłynąć bliżej, to mogą się przydać. - Ruszać się, wy wodne małpy! Kabo, nie zapomnij wyłowić parę świeżych trupów z morza, chcę mieć dziś porządny kawał gnata dzikusa na stole albo rozwalę tę pierdoloną kajutę! Vallo ruszył w try miga kierunku balisty. Wskazał Ojo katamaran jako cel i poczęli ładować. - Szybciej, Ojo. Może dwa razy się uda wystrzelić. Kapitanie! Na Pański znak strzelamy! - Jeśli nie są wrodzy, strzelając na pewno ich rozwścieczymy. - Powiedział bosman. - Ale z drugiej strony faktycznie mnich mógł ich przekabacić. - Kapitanie Wiedźma ma mocniejszy kil od tych ich łodzi. Proponuje zatopić łodzie taranując je. Zaś z katamaranem pozbędziemy się go balistą z eliksirem lotosowym ognistego wybuchu. Kto ma najlepszy wzrok na czujkę i obserwować co robią może na tej podstawie dowiemy o co im chodzi. Na zimne cycki Wiedźmy, mówiłem najwyżej pół dnia postoju w porcie a nie dwa. - Pierwszy był wkurwiony jeśli dzikusy chcą wojny to szybko będą umierać. - Słuszna uwaga Dario - rzekł kapitan. - Możesz dodać do pocisku z balisty eliksir. Co do drugiej rzeczy ząś, statki dzikusów wyglądają na zwrotne. Ominą kil i dranie mogą hakami wejść na pokład… Nie chcę do tego dopuścić. Weźmy ich najpierw na dystans. Wiedźma pochyliła się w mocny zwrot kierując się w kierunku ujścia z archipelagu, balista zaskrzypiała obracając się w kierunku wroga. Statek zgrabnie złożył się w pierwszym halsie. Statki na wiosłach poruszały się szybciej. Kira na maszcie zawołała. - Wrzeszczą coś i machają włóczniami. Raczej nie przybyli nas uroczyście przywitać. Nie trwało to długo a pomału weszli w zasięg broni. - Balista, na mój sygnał! - krzyknął kapitan. - Łucznicy, wyczekać. Po baliście odpłyńmy dalej, weźmy ich na dystans. - Toporki w dłoń! - zawołał bosman - jak zarzuca haki ciąć od razu. - Wrona trenujemy małe łodzie, musimy je zatopić. Nie możemy im dać najmniejszej szansy na wejście na pokład, a tarnowianie jest najlepsze.- Dario miał dość mnicha i jego knowań. Bełt wystrzelił z balisty mijają catamaran szerokim łukiem. Obsługa rzuciła się kołowroty mruczały dobrze znanym wszystkim rytmem bojowym. Wiosła wysunęły się i opadły w nurt pomagając Statkowi. - Wrona! Celuj między te wąskie skały, a później ostro z wiatrem. Kira żagle! - Kapitan zeskoczył na pokład i stanął w rzędzie razem z przygotowującymi się marynarzami. - Teraz! Jak na rozkaz wiosła uniosły się i opadły tylko z jednej strony żagle opuszczono i wybierano w błyskawicznym tempie statek ciął spokojne wody zostawiając za sobą szeroki kilwater. Załoga catamaranu była zaskoczona tym manewrem. Wystawili sobie ich ludzie z wiedźmy jak kaczki na strzelnicy. Kira stojąca na maszcie zakrzyknęła - Dwie te małe jednostki się zderzyły zostały z tyłu!! Musieli wpłynąć na siebie jak opływali wyspę. Kapitan jednak bardziej skupiał się na pierwszym okręcie. Widział na nim półnagich wojowników. Większość stała przy wiosłach. Na pokładzie łączącym obie łodzie stała grupka wojowników z oszczepami i wysokimi drewnianymi tarczami. Wśród nich stało dwóch wyróżniających się jegomościów. Jeden młody wysoki i barczysty górujący nad wszystkimi. Z wielkim złotym łańcuchem na piersi. Drugi niski przygarbiony opierający się na lasce z dziwną koroną splecioną z liści palmy i jakichś miejscowych kwiatów. Na szczycie jego kija przysiadła mała brązowa małpka, która darła się pewno głośniej niż marynarze wykrzykujący pewno obelgi w swoim dziwnym urywanym w pół głoski języku. To był najlepszy moment do oddania salwy. Przy burcie stały już amazonki. Aulies i nieco zielone Meri i Saren. Nawet herri zakładała oszczep na swój atlatl. Ojo podniósł dwa kciuki i uśmiechnął się złowieszczo! Znaczy się balista była też gotowa. Dario zamocował na bełcie balisty eliksir ognistego wybuchu. “Pieprzone dzikusy teraz zobaczą co to żegluga.” Podszedł do żagli,szybko wylał na nie eliksir Zefiru. - Balista strzał w pobliże sternika, niech się smażą. Strzelcy według uznania zdjąć mi tych dwóch wyróżniających się wyglądem. - w głosie Daria było słychać złość. - Balista, szyć w katamaran, łucznicy oddać salwę zaraz po uderzeniu - zawołał kapitan. - Tak jak Pierwszy mówi, cel tych dwóch drabów na pokładzie katamaranu, reszta rozproszyć ogień pomiędzy dwa mniejsze. Zaraan mając chwilowo sporo wolnego czasu wziął jedną z pawęży i przyklęknął przed łucznikami gotów wstać i zasłonić w razie ostrzału. Balista wypluła pocisk który z impetem uderzył w tył jednostki. Siła uderzenia była tak duża, że dziób katamaranu uniósł się do góry. Eksplozja targnęła pokładem wzbijając tumany kurzu i rodząc zamieszanie. - Mój jest ten wielki! - Wrzasnęli jednocześnie Aulies i Sareen oboje przymierzyli, jakby chcąc się ścigać. - To ja biorę małego - sapnęła znacznie ciszej Merii - Dziewczyny na mój rozkaz - wrzasnęła Jani. - TERAZ!! Wszystkie strzały pomknęły jednocześnie do przodu. Trzech dzikusów stojących przed oficerami padło niemal zmiecionych impetem strzał. Otwierając drogę dla pozostałych strzał. Pocisk Auliesa trafił wielkiego dzikusa w oko. Aulies uśmiechnął się szeroko. Ale głowa dzikusa odskoczyła ponownie i w drugim oczodole pojawiła się strzała Sareen. Ta uśmiechnęła się szerzej od Auliesa, a wielki dzikus runął na deski pokładu. Niski staruszek zachwiał się od strzały sterczącej mu z ramienia. Ale nawet nie jęknął w przeciwieństwie do małpy na jego kiju. Która rozdarła się jakby to ją strzała trafiła. Tubylcy odpowiedzieli spóźnieni. Ich oszczepy w większości odbiły się od burty wiedźmy. Jeden tylko ugrzązł w tarczy podniesionej przez Zaraana. Nawigator dobiegł do głównego żagla wyszarpnął miksturę i chlusnął na żagiel. Zadymiło, żaglem szarpnęło, materiał zaskrzypiał niezadowolny z przeciążenia, a statek wyrwał do przodu. Catamaran z trudem utrzymał kurs. Mimo zamieszania na statku udało im się wpłynąć między skały. Jednak podczas zwrotu statek wyniosło i uderzył bokiem w stromą skałę. Jęk pękających desek było słychać nawet na oddalającej się wiedźmie. Catamaran dryfował. Część załogi ucierpiała podczas zderzenia. Połamali na pewno wiosło. Mimo to jego załoga próbowała się przegrupować, lecz na razie catamaran był wykluczony. Canoe rozdzieliły się na dwie grupy. Te wolniejsze skryły się za wąską wysoką skałą. Zachodząc wiedźmę od tyłu. Wiedźma zaś wzięła na cel większą grupę. Która usilnie starała się zbliżyć byli daleko, ale Wiedźma będzie musiała wykonać zwrot ze względu na podejrzanie wyglądające skały w pobliżu. - Balista, ładuj i ponownie w katamaran. Pierwszy, przywiąż do pocisku miksturę, ta dryfująca wywłoka to żaden cel dla nas, podpalimy i sprzątniemy. Jani, oddać salwę na canoe! - zakomenderował kapitan. - Wrona, zwrot przez sztag i przyjmij pozycję dla balisty. Uważać na tamtych, będą chcieli wejść na abordaż. Jak podpłyną za blisko spróbujemy ich staranować i zatoczymy łuk. Dario przyczepił kolejny eliksir szukając miejsca gdzie byłby najbardziej na pokładzie w tej chwili potrzebny. Vallo wykonał kolejny rozkaz bez zająknięcia. Balista wystrzeliła w kierunku katamaranu. |
08-03-2019, 16:06 | #26 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
08-03-2019, 16:09 | #27 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
14-03-2019, 09:33 | #28 |
Reputacja: 1 | Kapitan widział, że załoga jest mocno poturbowana bitwą i przeżywa wybuch i stratę towarzyszy. Nie mógł też wyjść z szoku w stosunku do bosmana. Jego zdewastowane ciało, które jakimś cudem przetrwało eksplozję, która niemal posłała wiedźmę na dno, dalej działało. Nadążał, za tubylcami. Choć widać już było po nim, że trudy podróży dają się mu jednak we znaki. Bosman z kolei nie odrywał wzroku od Mamby. Coś się w jej posturze zmieniło. Była spięta i skupiona. Zupełnie niczym ogar, który trafi na jakiś trop. Małpa zwiększająca kij dzikusa zapiszczała przeraźliwie. On sam drugą ręką odsunął szerokie liście zakrywające zejście wyłożone dużymi kamieniami prowadzące w dół do jaskini. - Zejdźcie pierwsi. - Powiedział spokojnie starzec - Nikt z mojego ludu nie wejdzie już do tej przeklętej jaskini! Kapitan ostrożnie zszedł w dół po śliskich kamieniach. Od jaskini ciągło swądem stęchlizny i grzyba. Podszedł do jej wejścia. Jaskinia była na wpół naturalna na wpół wykuta. Było to jedno pomieszczenie, bardziej długie niż szerokie. Wydawała się założona różnorakimi towarami, które w większości zostały zabrane. Pod ścianami walały się kawałki desek i płótna. Nagły błysk przykuł uwagę kapitana, który ostrożnie wszedł do jaskini i podniósł połyskującą złotą monetę. Za kapitanem do jaskini wsunęła się reszta załogi. Jaskinia była niemal pusta. Jedynie w rogu znajdowało się parę skrzyń opierających się o kamienny słup, na którym coś połyskiwało w skąpym świetle. Ruszyli do przodu ostrożnie. - Stójcie - zatrzymał ich głos starca stojącego w wejściu do jaskini. Twarz miał ściągniętą jakby w wyrazie bólu. W ręce trzymał żagiew, którą podał. Berch wrócił po nią i po chwili wrócił z światłem. Starzec zaś słabnącym głosem mówił: - Tam leży coś, co nie pozwalało się nam zbliżyć. Zabijało każdego, który się zbliżył choćby na krok. Sługa demonów, nawet na krok nie mógł się zbliżyć nawet do jaskini. Ja bym na waszym miejscu się tam nawet nie zbliżał. Widzicie te kości? - Dopiero w świetle rozpalającej się żagwi zobaczyli, że u podnóża podestu pod skrzyniami walają się dwa białe szkielety. - Gdy tylko się zbliżyli padli jak rażeni piorunem a po kilku chwilach zostało z nich tylko to! Cała załoga cofnęła się o pół kroku. Jedynie Mamba podeszła do Bercha, zabrała z jego ręki żagiew i podeszła bliżej, zamarła bez ruchu. Już wydawało się, że padnie jak opisani przez dzikusa tubylcy. Lecz mamba się odezwała: - To Tatch`Ra, jeden z prawdziwych Tatch`Ra - w jej głosie słychać było niezwykłe przejęcie. Zainspirowana jej postawą załoga ruszyła nieśpiesznie do przodu. Zobaczyli na kamiennej kolumnie broszkę w kształcie żuka ze złotymi skrzydłami. Zaraan widział już kiedyś podobne owady. Niektóre kobiety nosiły amulety przypominające takie żuki. Miały przynosić szczęście i płodność. Ale były mniej ozdobne zazwyczaj wykonane z piaskowca. - Nie dziwne, że skażeni przez demona nie mogli się zbliżyć - westchnęła czarnoskóra zielarka. - Ten relikt pochodzi jeszcze sprzed początków mojego ludu i ponoć odstrasza wszystko co skażone śmiercią. To prawdziwy skarb! - Ludy sawanny ozłociły by każdego, kto zwróciłby im ten skarb, byłby dla nich bezcenny! Kapitan spojrzał na 2 szkielety w okolicy kolumny, a później na bezcennego robala i ponownie na skrzynie, w których musiało być coś cennego. - Co stąd zniknęło? -zapytał starca - Co zabrał sługa demona? - Ten bibelot pomoże nam w walce z demonem - kapitan brodą wskazał na broszkę w kształcie żuka. - Przeszukajmy skrzynie i okolice. Może coś się znajdzie. Mamba, zabranie tego nie zmiecie nas z powierzchni ziemi? - Zabrali wszystko co tutaj było złożone. Kufry, skrzynie, bele, worki. Mnóstwo skarbów i świecidełek. Zostało tylko to co leży koło tej kolumienki. Ale nie oto chodziło demonowi. Po drugiej stronie wyspy była laguna, w której złożył ofiarę z naszych kobiet… - Starzec urwał przełykając głośno ślinę i mimo usilnych prób ton jego głosu się zmienił - Poderżnął im gardła i spuścił ich krew w odmęty. Demon wtedy zawył zachwycony i przycisnął nas mocniej niż kiedykolwiek przedtem. - Z każdym słowem głos starca łamał się coraz bardziej. - Nie wiem kapitanie… - odparła Mamba ściszając głos, ale nie odrywając wzroku od owada - Część załogi była dotknięta przez demona. Nawet ja… Ale nie możemy tego tutaj zostawić. Kapłanki mojego ludu oddadzą wszystko za ten skarb. - Mówiąc to postawiła krok do przodu kierując się w stronę amuletu - Może ten amulet kryje rozwiązanie w jaki sposób Karchedon zapanował nad demonem. - Mamba postąpiła kolejny krok do przodu… - Czekaj - położył Mambie dłoń na ramieniu - Ja to wezmę. Sama mówisz, że demon was dotknął. Nie ma co ryzykować. Dajcie jakiś worek czy coś… Bosman wziął worek od Bercha i ruszył do przodu. Spojrzenia wszystkich skupiły się na bosmanie. Słyszał tylko piach zgrzytający mu pod stopami i szum własnego oddechu. Postąpił jeszcze krok do przodu, przekraczając białe kości… |
15-03-2019, 05:47 | #29 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
08-04-2019, 16:51 | #30 |
Reputacja: 1 | Gdy ekspedycja wróciła obarczona skrzynkami ze skarbami. Zabawa przy ogniskach już trwała. Naród uwolniony spod władzy demona świętował hucznie, a załoga wiedźmy nigdy nie stroniła od świętowania, a zwłaszcza hucznego. Kapitan z Bosmanem i Mambą zatrzymali się na chwile na wzniesieniu i patrzyli na swoją załogę. Bawili się, śpiewali, a jeszcze chwilę temu sprzątali krew najlepszych przyjaciół z pokładu. To byli zatwardziali ludzie morza. Jedynie osmolone resztki nawigatora dyndały u szczytu masztu. Statek był oczyszczony. Ciała zawinięte w całuny i obciążone kamieniami czekały na wypłynięcie na pełne morze. Na reji czekał zwinięty nowy maszt - uwinął się Devyer szybko z tematem. Gorzej z pokładem. Którego wyszczepione, sczerniałe deski raziły niczym dziura w przednim zębie. Ktoś kapitanowi wręczył kubek z jakimś miejscowsavagym alkoholem. Był słodki ale mocny. Kapitan pociągnął jeszcze jeden długi łyk. To będzie długi… ale przyjemny wieczór. Bladym świtem wrzaski bosmana niczym grom w środku nocy postawiły wszystkich na baczność. Niektórzy zaspani inni na pół przytomni zbierali się z ciepłego piasku i prowizorycznych szałasów. Była nieludzka godzina. Słońce dopiero zaczynało majaczyć na horyzoncie ale kończył się przypływ. Statek był już otoczony wodą. Lada chwila będzie najlepsza okazja by go zwodować i ruszyć w dalszą drogę. W nocy załoga opiła awans Wrony - która jak niektórzy mówią i tak się rządziła, teraz przynajmniej będzie miała powody. Zdziwił ich awans Ojo na kuka ale zupa, którą przygotował niemowa była wręcz niewymownie dobra, choć trzeba przyznać, że ostra. Awans Devyera był tak oczywisty, że nawet nie wzbudził żadnych komentarzy. Udało się uzupełnić zapasy i nawet zdobyć kilka pni na przygotowanie desek na pokład. Devyer stwierdził, że spróbuje coś przygotować w trakcie podróży. Gdy wszystko było już gotowe do odpłynięcia. Do kapitana i bosmana dyrygujących ostatnimi pracami na lądzie podszedł starzec na czele 6 rosłych tubylców. - Zgodnie z pańską prośbą kapitanie zapytałem mój lud czy zechce dołączyć do walki z demonem. Ku mojemu zdziwieniu tych 6 młodzieńców zgłosiło się od razu chcąc pomścić siostry, które zostały złożone w ofierze demonowi. Zgodzili się dołączyć do załogi. Są młodzi, silni i sprawni. Znają się trochę na morzu i nie będą stanowić ciężaru. Bosman zlustrował fachowym okiem przybyłych. Nie wyróżniali się niczym szczególnym. Normalni tubylcy. Uzbrojeni w krótkie włócznie, oszczepy i wysokie okrągłe drewniane tarcze obciągnięte skórą Zaraan zlustrował nowych. Nie poddawał wątpliwości ich zdolności żeglarskich, gdzie indziej upatrywał problemów. - Dobrze mówicie w naszym języku? - zapytał. Przyszedł mu też jeszcze jeden pomysł do głowy zanim odpłyną. - Daleko stąd do tego miejsca gdzie złożono ofiarę? Da się tam dopłynąć statkiem? Może jaki ślad pozostał, co nam zdradzi zamiary demona… - Dobrze - rzekł kapitan, kiwając głową. - Zaiste, Zaraan. Moglibyśmy wybrać się tam. Ostatecznie, nie mamy żadnych śladów, warto by zobaczyć. Po czym zwrócił się do Mamby: - Co sądzisz o tej skrzynce? - zapytał, mając na myśli skrzynkę znalezioną w grocie. - Nie wiem co to może być pierwszy raz się z czymś takim spotkałam - odpowiedziała Mamba. - W takim razie wypłyńmy z Zatoki Podkowy - rzekł kapitan do Wrony i bosmana. - Musimy znaleźć demona, być może więcej śladów znajdziemy, kiedy wypłyniemy. Nie możemy tu pozostać. *** Statek opadł na fale. Wiosła uderzyły odciągając go od brzegu. Kapitan stanął na dziobie. Wrona stała za kołem sterowym rozpuściła włosy, które falowały mocno na wietrze. Kapitan spojrzał na dzikusów zapierających się o wiosła. Przy Caledornie stał obandażowany Bosman z swoim zdobycznym amuletem. Nowi wioślarze błyskawicznie złapali rytm i nie odstawali od załogi. Jeszcze zrobi się z nich ludzi. Do kapitana dokuśtykał Devyer. Ostatnie przygody nadszarpnęły nowym cieślą okrętowym. Mimo wieku i ostatnich przygód zdawał się nabierać sił. Sięgnął do pazuchy i wyciągnął zawiniątko. Była w nim schowana kostka, znaleziona w jaskini. Przekazał ją kapitanowi i powiedział. - Przyglądałem się temu długo i niewiele mogę powiedzieć. Część symboli wygląda jak runy pisma Tricarnijskich kapłanów. Ale wiem, że podobnym alfabetem posługują się alchemicy w Gis. Może to być jakiś czarnoksięski artefakt. Ale najbardziej prawdopodobne to jakiś relikt Keronian. W takim wypadku to prawdziwy skarb kapitanie. Każdy czarnoksiężnik od Tricarnii po Caledie odda ci za to królestwo, choć pewno najpierw spróbuje ci to odebrać siłą. Skoro było to ukryte przed demonem, to pewno może mu to zaszkodzić - Kira, żagle! - Warknęła Wrona z tyłu. Marynarze zaczęli uwijać się przy żaglach. Trochę im przeszkadzała osmolona dziura w pokładzie ale mimo w miarę prężnie dawali sobie radę. - Kapitanie - Zaczął Devyer - mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. Devyer odwrócił się w kierunku kiry, która puściła mu oko i rozwiązała ostatnią linę trzymającą nowy żagiel, jej ludzie momentalnie zaczęli wybierać liny i z łopotem rozwijał się nowy żagiel wiedźmy. Na żaglu zaś pojawiła się rycina w postaci półnagiej kobiety z rozwianymi włosami przebijającej lewiatana włócznią. - Dar od plemienia. Gdy usłyszeli, że wiedźma poluje na demona, stwierdzili, że trzeba to uczcić. To żagiel z ich najlepszego płótna. Powinien przetrwać sztorm. Żagiel napełnił się wiatrem i wiedźma szarpnęła do przodu pchana potężnym podmuchem wiatru. Maszt jęknął, statek przyspieszał zmierzając prosto do ujścia z rafy. - Nie wiemy na pewno - odparł kapitan, z uznaniem kiwając głową na nowy żagiel. - Ten żagiel jest godny Wiedźmy, kiedy w końcu rozliczę się tym piekielnym pomiotem, zawieszę jego głowę na szpic masztu. - Jestem pewien jednak, że musimy zbadać rzecz amuletu i kostki - rzekł Heist. - Upiór Karchedona zbyt długo tułał się po morzach, o ile przeklęty mnich był potężny wcześniej, teraz będziemy potrzebowali każdej pomocy, by móc się przeciwstawić. Któż wie, jakie są plany demona… Ale być może odkryjemy je, szukając rozwiązania pudełeczka - Heist splunął z obrzydzeniem na wzmiankę o demonie. *** Wiedźma opuściła rafy. Momentalnie wpadając w większe fale. Pokład statku uniósł się i opadł gwałtownie. Wiosła wciągnięto na pokład. Wszyscy się rozluźnili. Wrona niechętnie przekazała ster staremu i ruszyła w kierunku kapitana, podobnie jak bosman. Zapewne chcieliby ustalić gdzie płynąć dalej. Z map, które zostawił nawigator niewiele udało się wyczytać, na pewno trzeba dłuższego czasu i walki z mapami. Na pewno przydałby się jakiś cwany nawigator, może jemu udałoby się wgryźć w te mapy. Kapitan nie wiedział za bardzo w którą stronę się udać… - Żagle na horyzoncie - wrzasnął Vallo stojąc na szczycie masztu. -Wyłaniają się zza wysp. Idą z wiatrem, szybkie, wychodzą nam na rufę! Wszyscy natychmiast wspięli się na tylni kasztel i przyjrzeli się okrętom. - To flagi Bryterii i Martikeinu! - rozległ się głos z tyłu Wszyscy odwrócili się w kierunku tego melodyjnego kobiecego głosu. To Meri stała oparta o nadburcie a jej długie płomienne włosy rozwiewał wiatr. W ręce trzymała swój łuk. Na jej twarzy malował się zacięty wyraz twarzy. - Jakim cudem nas dogonili - krzyknęła Wrona - zatarasowaliśmy port, a do tego mieliśmy alchemika na pokładzie z miksturami wiatru! Takie krypy nie mogły nas tak szybko dogonić. Powinniśmy mieć przynajmniej 2-3 dni zapasu. - Zbliżają się! - krzyknął Vallo - Spróbujmy najpierw ich zgubić - zakomenderował Heist. - Pełne żagle, kiedy uciekniemy im, zwrócimy się w stronę Gis - rzekł kapitan. - Jeśli okażą się szybsi, ster na burt. Przygotować łuczników, niech mają salwę w gotowości. Napiąć balistę w pogotowiu. |