Wilhelm uznał, że w sumie mu się udało... Nie spłonął, choć magia za pierwszym razem zawiodła, a bandytów udało się przepłoszyć.
Być może to nie na niego i jego towarzyszy się czaili tamci bandyci, może czekali na karawanę. Najważniejsze jednak było to, że ta trójka przestała być groźna. A przy odrobinie szczęście uda się jeszcze ich dopaść i na zawsze wybić z głów myśli o napadaniu na podróżnych.
Gdy tylko Santiago i Reinmar znaleźli się na tamtym brzegu, Wilhelm ruszył ich śladem.