Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2019, 11:42   #80
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Wszyscy

To było niczym szaleństwo. Niczym koszmar, z którego nie można było się przebudzić. Ten głód!

Nienasycony! Niepowstrzymany! Zmieniający w zwierzęta! W potwory!
Straszny!

I dopełznę li do swoich ofiar. Wbijając kły w ciało. Pijąc krew w niemowlęcym odruchu karmienia.

Nawet za bardzo nie pamiętali, kto, kogo ukąsił, z czyich żył i czyjego ciała spijał ten niesamowity nektar, który dawał kopa silniejszego niż narkotyki, alkohol i seks razem wzięte.

Pamiętali, że były jakieś walki. Że bili się, chyba między sobą, o coś, o kogoś. Dziko, zwierzęco, a potem usłyszeli głos w swoich głowach, który kazał im przestać i przestali. Głos piękny, mocny, władczy i silny. Głos, w którym tylko Orejo rozpoznał głos Mistrza.

I przestali się bić. A potem, już zgodnie, pożywiali się, spijając nektar niepamięci i rozkoszy z żył swoich ofiar. Pamiętali jedynie przyjemność, jaki dawał im ten akt osuszania ciał, ale nie pamiętali samego momentu jedzenia.


Jakąś godzinę później, chociaż czas po jedzeniu był czymś, co ciężko było zmierzyć po takim przeżyciu -jakby rządził się teraz własnymi prawami – siedzieli w ciemnym miejscu, wsłuchani w ciszę grobowca i słuchali głosu Mistrza.

- Jesteście teraz częścią naszego Gniazda. Zyskaliście długie istnienie, które zakończyć może tylko brutalna śmierć. Będziecie krążyć pomiędzy ludźmi i żywić się ich krwią. Po jakimś czasie słońce stanie się dla was zabójczą kulą ognia na niebie, która spali was na popiół, gdy tylko padną na was jego promienie. Ale póki co, jeszcze przez krótki czas, będziecie mogli działać podczas dnia. Nim nasze Objęcie nie stanie się pełne.

Mieli wiele pytań, ale wiedzieli, że Mistrz nie odpowie. Jeszcze nie.

- Niektórzy z was będą chcieli wrócić do poprzedniego życia. To będzie możliwe. Oddamy je wam, jeśli tak zdecydujecie, ale zabierzemy wspomnienia o tym, co zrobicie dla Gniazda. Ci, którzy będą chcieli dołączyć do nas na zawsze, będą przeze mnie przyjęci do Gniazda, jako nowe dzieci. To dwie ścieżki, które będziecie mogli wybrać na koniec. Jeśli przetrwacie i uporacie się z zadaniem.

To potrafili zrozumieć. Nic za darmo. W świecie meksykańskich gangów każda przysługa miała swoją cenę. Tylko tutaj, w tym układzie, coś nie pasowało – dlaczego cenę mieli płacić ci, którzy wykonywali brudną robotę?

- Trwa wojna. Jej cha poczuliście na górze. Wciągnęły was fale walki, o której powadze i głębi, nie mieliście nawet szansy pomyśleć. Musicie wiedzieć, że wojnę tę toczą nie ludzie, lecz istoty starsze, potężniejsze, takie jak ja. Istoty, które ludzie brali niegdyś za bogów. Za demony. Istoty, które były i jednym i drugim. Jak ja. Nazywajcie mnie Xolotl. I jestem teraz waszym le patrone

Szef. Patron. Najwyższy w hierarchii podziemnych organizacji Meksyku. To potrafili pojąć.

- Otrzymacie ode mnie zadanie. Zadanie, które zdecyduje o waszym losie. Wiem, że pewna siła wybrała was za swoje narzędzia. Nawiedza was. Męczy. Drąży. Przyzywa. Wiem, że w mieście jest jego posłaniec. Orejo nazwał go El Sombre. Cieniem. Chociaż jego prawdziwe imię brzmi Francisco Pizzaro.

Jak ten słynny konkwistador, podbijający Amerykę wiele stuleci temu.

- Pizzaro jest sprytny. Wymyka się. Ukrywa. W cieniach. Ale popełni błąd. A wy wtedy go dopadniecie. Muszę wiedzieć, czego szuka. Musze wiedzieć o nim wszystko. A wy będziecie moimi wężami w ciemnościach. Moimi żołnierzami. Wrócicie na górę, do świata żywych. I zrobicie wszystko, aby odszukać El Sombre. Dam wam kilka kontaktów i miejsc, w których mógł się ukryć. Sprawdzicie je. Tylko uważajcie. Jesteście Objęci, jednak on jest czymś więcej. Potrafi rozedrzeć was na strzępy w walce bezpośredniej. Potrafi skrywać się w cieniach. Oszukiwać zmysły.

Przez chwilę Xolotl milczał. Czyżby wahał się ile im powiedzieć.

- Dałem wam część moich mocy. To powinno uczynić was niewrażliwych na większość sztuczek istot podobnych do mnie. Nie na tyle dużo, aby nasi wrogowie nie wyczuli od was nadnaturalnej siły. Będziecie jednak widzieć prawdę ukrytą w Iluzji, którą omamiono umysły ludzi zamykając je w klatkach zniewolenia. Jesteście też szybsi, silniejsi i znacznie bardziej wytrzymalsi niż zwykli ludzie. Nawet kilka kul wystrzelonych prosto w waszą pierś może okazać się niegroźne. Bolesne, ale nie śmiertelne. Jednak coś za coś. Przez ten czas, gdy działa moje Objęcie, musicie pić krew żywych. Ludzi. Kilka łyków co noc. Odnowi to wasze siły witalne, pozwoli trzeźwo myśleć, normalnie funkcjonować. Jeśli tego nie zrobicie, poczujecie głód, którego już doświadczyliście. I pożywicie się, wbrew sobie, z najbliższego możliwego źródła. Niechlujnie i zabójczo. Jeśli wypijecie zbyt wiele, zasmakujecie w nektarze żywych, może okazać się, że nie będzie już odwrotu i kiedy skończycie powierzone wam zadanie, nie zdołacie opuścić Gniazda.

To było uczciwe. Ostrzegł ich.

- Kiedy wyjdziecie na Powierzchnię, skontaktować się ze mną będzie mógł tylko Orejo. Wystarczy, że siądzie w ciemnym, pozbawionym jakiegokolwiek źródła światła miejscu i wezwie trzykrotnie moje imię. Przybędę i będziemy mogli porozmawiać. Jeśli inni z was będą szukali kontaktu, muszą udać się do lokalu o nazwie „Madre Grossa”.

Znali ten bar. Podrzędna speluna w nieciekawej dzielnicy.

- Tam zawsze siedzi jedno z naszego Gniazda. Poznacie go tak samo, jak on pozna was. To będzie nasz kontakt gdybyście potrzebowali pomocy. Waszym zadaniem, przypominam, będzie ujawnienie Pizarro. Zwabienie go w miejsce gdzie ja lub silniejsi z Gniazda zdołają go pojmać. Teraz powiem wam o przeciwnikach i osobach, których musicie się wystrzegać w Mazatlan.

- Klub MC Aztec. Część z jego członków to istoty nocy. Takie jak ja, chociaż słabsze. Część z MC Aztec to tacy, jak wy. Objęci. Najgorszy jest jednak El Spectre. To ktoś, komu lepiej nie wchodzić w drogę. Jeśli nie jest to konieczne. El Manivela, El Globo, Alfredo Virenzzo i Eugenio Mendozando – podał kilka znanych imion i kilka zupełnie nic im nie mówiących – to Opętani. Ludzie, którzy mogą zmieniać się w zwierzęta, i są połączeni z nimi swoim duchem. Bestie, nieprzewidywalne i groźne, jednak niewiele tylko silniejsze od was w stanie, jaki wam oferowałem. Są też inni. Ale będziecie z łatwością potrafili wypatrzyć ich w tłumie. Rozpoznać ich prawdziwą naturę. Chociaż będzie to działało w dwie strony. Zawsze też poznacie kogoś z tego Gniazda. Więc nie obawiajcie się, że ktoś z nas pokrzyżuje wam plany i działanie. Waszą siłą ma być jednak to, że inni nie rozpoznają za szybko, kto was Objął.
Wszystko zrozumiecie, kiedy znów wejdziecie na Powierzchnię.

Sowo Powierzchnia zaczynało budzić ich niepokój. Sposób, w jaki Mistrz je wypowiadał, sugerowało coś więcej niż wspięcie się po drabinie i wyjście na ulicę z jakiegoś kanału. jakby mieli przekroczyć granicę, którą nie tak łatwo przekroczyć. Nie pytali jednak o nic. Wola Mistrza tłumiła taka potrzebę. Wiedzieli, że powie im tyle ile powiedzieć zechce i ile uzna za słuszne i potrzebne. Akceptowali to i szanowali – możliwe, że będąc pod wpływem jakiegoś uroku, czy innego oddziaływania mentalnego.

- Każdy z was odkryje zapewne w sobie jedną, niepowtarzalną zdolność. Może więcej niż jedną, tego nie wiem. Używanie ich będzie przychodziło łatwo, ale ceną za ich używanie będzie igranie z Głodem. Więc sami musicie rozważyć, kiedy sięgnąć po swoją moc. I czy w ogóle to zrobić.

Moce. Robiło się jeszcze dziwniej. Jakby to było jeszcze możliwe.

- Teraz miejsca zaczepienia. Te, w których będziecie mogli spróbować wytropić Pizzaro. Po pierwsze – wiemy, że po przybyciu do Mazaltan skorzystał z pomocy Oszusta. Oszust to pewna siła, z którą lepiej nie mieć zbyt wiele wspólnego, ale czasami Gniazdo czy inni, którzy znają prawdziwy świat, korzystają z jego pomocy. Oszust prowadzi zakład zegarmistrzowski przy Plaza de Torro. Niech jednak nie zmyli was jego niepozorny wygląd starego księgowego. To jedna z potężniejszych istot w tym mieście. Jednak jej usługi zawsze kosztują. Kiedy tylko wejdziecie do jego zakładu, zbliżycie się, Oszust już będzie wiedział, kim jesteście i o mojej roli w waszym istnieniu. Jednak, odpowiednio zmotywowany, być może, zgodzi się powiedzieć coś więcej. Nie myślę tutaj o przemocy. Oszust to dziwaczne, niepojęte stworzenie. I groźne, jak pająk w swojej sieci. Kto wie, może jednak wam powie coś, czego nie powiedziałby nikomu innemu.

Oszust. Dziwne imię.

Po drugie – Elijah de Morte. Zawodowy zabójca. Handlarz śmiercią. Ludzie o nim nie słyszeli. Bo nie dla ludzi pracuje. To niebezpieczny typ. Chociaż tylko śmiertelnik, który dowiedział się zbyt wiele o prawdziwym świecie. Wy znacie go pod imieniem Alfredo de Burrto. Prowadzi kuchnię dla ubogich w jednej z dzielnic Mazaltan. I nie tylko dla ubogich.

Poczuli bijące od Mistrza dziwne, zimne, mroczne emocje. Jakby ta kuchnia wiązała się jakoś z ich Gniazdem.

- Cień kontaktował się z de Mortem. Nie wiemy jednak w jakieś sprawie. Zapewne zlecenia lub zakupu broni.

- Po trzecie. Bacab. Ucho wie, o kim mowa. To… demon. Tak najlepiej określić tego sprzedawcę antyków. Doskonale wie o naszej wojnie, lecz sam toczy inną. Jeszcze poważniejszą. Kontakty z nim to ogromne ryzyko. Jest tak bezpieczny, jak szaleniec z karabinem i, na nasze standardy, niemal nieśmiertelny. Kontakty z Bacabem powinny być przemyślane i ostrożne. Nie chcemy robić sobie z Upadłego wroga.

- Po czwarte. Kobieta. Śmiertelniczka, która jednak w jakiś niepojęty sposób pozostaje poza naszą percepcją. Nazywa się Marrisa Miquelitta Hernandez. Nie wiemy jakie są jej relacje z Pizzaro i co ich łączy. Kobieta pracuje jako lekarka w prywatnym szpitalu zajmującym się chorobami nowotworowymi. I, tak jak powiedziałem, żaden z naszego gatunku nie potrafi się do niej zbliżyć. Poza El Sombre najwyraźniej, który okazuje jej daleko idące zainteresowanie.

Kobieta, która mogła trzymać kogoś takiego jak Xolotl na odległość wydawała się intrygująca na różne sposoby.

- Po piąte. Sierociniec przy kościele Świętego krzyża. Wiemy, że Pizzaro kontaktował się z tym sierocińcem przez swoje sługi pięć razy. Sługi jednak niewiele wiedziały. Dziura w głowie. Może jednak ktoś z pracujących tam ludzi będzie wiedział coś więcej. Dowiedzieliśmy się jedynie, że nasz cel posługiwał się nazwiskiem Olvanderos, Paco Olvanderos, gdy posyłał tam swoje sługi. I że chyba kogoś szukał. Jakiegos dziecka.

Dziecko. Wspomnienie dziurawionej zębami dziewczynki którą się pożywiali niektórzy członkowie Węży pojawiło się i znikło, niczym zapałka podczas burzy.

- I na koniec Paco Angelo Sebastiano Vito Morenga.

Biskup! Ucho wiedział, co Xolotl.

- Głowa kościoła śmiertelników w Mazaltan jest sługą Pizzara. Robi, co El Sombre zechce. Być może daje on jakąś kryjówkę swojemu panu. Jednak większość z naszego gatunku, tak jak ja czy Pizzaro unikają miejsc kultu. Unikają ludzi wary. mamy ku temu powody. Kościół ma swoje tajemnice. Mroczne i złowrogie. I wie o nas Poluje na nas. Od wieków. Czasami skutecznie. W momencie, gdy trwa wojna z Pizzaro i jego prawdziwym mistrzem, nie chcemy konfliktu z kościołem. Więc jakikolwiek potencjalny atak na Paco Angelo Sebastiano Vito Morengę powinien być przemyślany, a najlepiej przedyskutowany ze mną.

Tyle. Sporo informacji. Szczególnie teraz, kiedy nie wiedzieli do końca czym są.

Xolotl chyba poczuł ich zagubienie bo nagle poczuli dziwny spokój. Mistrz potrafił grac na ich emocjach i działaniach, jak wirtuoz marriachi na gitarze. A oni byli posłuszni jego wpływom jak grzeczne dziecko. Nie mogli mu się oprzeć. Nie potrafili nawet pomyśleć o oporze.

Potem opuścili ciemne korytarze. Prowadzeni przez mrok. Gdzieś, plątaniną przejść, labiryntem – na Powierzchnię. To było jak marsz podczas snu, bo zupełnie nie pamiętali, gdzie i jak szli.

Ocknęli się dopiero w jakimś mieszkaniu. W mieszkaniu, w którym zdziwiony Angelo rozpoznał swój dom. Włączony telewizor pokazywał wiadomości z USA. El Chapo został właśnie osądzony przez rząd USA i skazany na dożywocie. Największa gwiazda świata przestępczego Meksyku, człowiek który osławił Sinaloę na całym świecie, ujęty właśnie w Mazaltan, został uznany za zbrodniarza.

A oni siedzieli, oszołomieni i zagubieni, patrząc na siebie i próbując zrozumieć, co się z nimi stało.

Za oknem było ciemno. Nocną ciszę zakłócały jednak samochody – na tyle dużo, że noc musiała być jeszcze młoda. Data pokazywała dzień 30 maja, A więc uciekł im gdzieś dzień lub nawet dwa.

Siedzieli całą szóstką – Angelo, Alvaro, Tito, Juan, Hernan i nawet Javier. Ten ostatni był najbardziej zagubiony, bowiem nie potrafił przypomnieć sobie niczego, co się z Jim działo od momentu, kiedy wszedł na rynek . A potem była ciemność. I coś, co w niej pełzało. Kąsało go. Gryzło. A potem … nic. Czarna dziura. Do rozmowy z Xolotlem w ciemnościach, gdzie byli już inni z jego gangu.

Zagubieni. Zdezorientowani. Ale żywi.

Czy jednak na pewno?

Wiadomości zmieniły się. Pokazywały teraz jakiś ludzi, maszerujących gdzieś, z dobytkiem, dzieciakami, uciekinierzy z Wenezueli. Kraju, gdzie panował kryzys polityczny i ekonomiczny, bo nie pozwolili kartelom narkotykowym pracować na dobrobyt ludzi przedsiębiorczych, takich jak oni.

Angelo wyłączył pilotem telewizor i spojrzał na kumpli. Ich oczy spotkały się nad szklanym, bajeranckim, stylowym stołem, na którym idealnie wciągało się biały proszek.
Teraz jednak nie mieli ani głowy, ani nastroju do zabawy. Fiesta mogła poczekać. Musieli zdecydować, co robić. I ogarnąć, a jakiś sposób, ten burdel, w który zmieniło się ich życie.

A to mogło nie być proste.

Pozostało tyle nierozwiązanych spraw. I tyle pytań bez odpowiedzi.
 
Armiel jest offline