Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2019, 19:11   #293
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
 Dzień 8

Po turnieju strzeleckim i wizycie u Hansa Cathelyn postanowiła odwiedzić Rudolfa. Spodziewała się go zastać w warsztacie i jak się okazało, przeczucie jej nie myliło. Bednarz wykorzystywał wolny dzień, aby choć trochę nadgonić zaległości wynikłe z jego wypraw. Widok kobiety zaskoczył go, ale szybko się ogarnął.
- Proszę. Dzisiaj mamy zamknięte, ale… czym mogę pomóc?
Widać było po niej, że nie czuje się swobodnie. Lekko nachylona weszła do środka. Merdający ogonem pies został na zewnątrz.
- Witaj. Jeśli mnie nie pamiętasz, to ganialiśmy razem złodziei bydła po nocy - przypomniała się z lekkim grymasem. - Choć szczerze mówiąc to wolałam dać sobie spokój z tym bucem baronem czy jak go zwą - spojrzała na bednarza, sprawdzając jego reakcję.
- Tak. Ten tego… - potarł zarost, którego jeszcze nie zdążył ogolić. - Chyba jeden raz, tak. Ale ten temat, powiedzmy, już jest załatwiony. Co Cię więc do mnie sprowadza? - Rudolfowi przypomniało się jeszcze, że później w nocy jakaś zakapturzona postać ich śledziła. I donosiła dorfrichterowi. Jak tak się nad tym zastanowił, to najpierw pojawiła się znikąd razem z nimi. Potem już jej nie było, ale była ta zakapturzona postać. Może to jakiś szpieg dorfrichtera? Prowokacja? Postanowił być ostrożny.
Cathelyn zajęła wolny zydel i chrząknęła lekko.
- Po mieście lata taki smyk, Carlo się chyba nazywa. Jak to dzieciak, wszędzie wtyka nos i dużo gada. Także o tobie. Choć nie jestem pewna czy z takiej famy byłbyś zadowolony.
- Zależy co gada?
Wzruszyła ramionami.
- W sumie do niego żalu mieć nie wypada. Młody umysł jest jak gąbka, po prostu chłonie to, co inni gadają. Sugerował, że sam chcesz sprawiedliwość odmierzać. Lub kogoś takiego znasz. Pomyślałam, że powinieneś wiedzieć co się o tobie mówi. Bo mi osobiście nic do tego, bez względu na to, czy jego gadanie ma w sobie prawdę lub nie - obniżyła trochę głowę, nadając głosowi bardziej konspiracyjny ton. - Sama jestem umiarkowaną zwolenniczką legalnej, choć przecież koniecznej władzy. Wiem że są sprawy, które trzeba wziąć w swoje ręce. I że czasem największe kanalie chodzą swobodnie, choć powinny gryźć glebę. Oczywiście, są to rzeczy czysto teoretyczne - wymowne spojrzenie, ktore mu rzuciła, mogło jednak świadczyć o czym innym.
- Taak… - rzemieślnik znowu potarł się po policzku. - Taaak… Otóż, spotkałem kogoś, kto opowiedział mi o mordzie i wskazał winnych. Dogadałem się z nim, że odnajdę ich i doprowadzę przed oblicze sprawiedliwości w zamian za… pewne korzyści dla mnie. Problem polega oczywiście na tym, że po pierwsze trzeba ich znaleźć, po drugie w ten czy w inny sposób znaleźć dowody, że są winni. Wspominałem o tym Carlo, że potrzeba by kogoś, kto się zna na łapaniu przestępców. Ale broń Vereno, żebym ja sam osobiście chciał na nich sprawiedliwości dochodzić! Po prostu wiem kogo, za co i gdzie trzeba zaprowadzić. Nie wiem tylko gdzie są i jak ich tam zaprowadzić. A że ostatnio niestety w sądzie mi wiary nie dali, ba, wręcz o utrudnianie śledztwa oskarżyli, tym razem wolałbym posłużyć się kimś z większym doświadczeniem. Ot i wszystko, nie ma tutaj nic, z czym miałbym się przed władzami kryć - uśmiechnął się i rozłożył ręce.
Crossman wysłuchała go spokojnie, kilkakrotnie przytakując.
- Widziałam już jak działa tutaj sąd i trudno mi się dziwić, że masz takie podejście.
Zastanawiała się jak wiele może mu powiedzieć. Podczas wyprawy do lasu i w trakcie procesu starała się pilnie obserwować towarzyszy. Bednarz sprawiał wrażenie lojalnego człowieka, ale niekoniecznie praworządnego w ścisłym tego słowa rozumieniu.
- Może chłopak był bardziej przytomny, niż sądziłam, skoro nakierował mnie tutaj. Umiem się zamknąć kiedy trzeba i we właściwym czasie potrafię dotrzeć do… odpowiednich ludzi. Nie wiem jakie masz konkretnie plany, ale ja jutro ruszam z karawaną. Po powrocie możemy wrócić do tematu, jeśli chcesz. Ja pomogę tobie, może kiedyś ty pomożesz mi.
- W takim razie zobaczymy po powrocie karawany. To trochę czasu zajmie i dużo się może zdarzyć. Sam się zastanawiam nad wyruszeniem. Sporo można zarobić, a gotówka mi na nowe inwestycje potrzebna. Trochę doświadczenia w ostatni tydzień zebrałem więc wiem, z czym to się może wiązać. Dlatego zaopatrzyłem się w tarczę, hełm i kupiłem sobie psa obronnego. I właściwie dobrze, że Cię widzę. Sama masz psa. Nie byłabyś skłonna udzielić mi w trakcie wyprawy paru lekcji, jak się takim zwierzęciem opiekować? On już jest wytresowany, ale co tam trzeba, żeby był w dobrej kondycji? Czym go karmić? Mogę zapłacić za pomoc.
- Nie oczekuj szybkich rezultatów. Z pchlarzami trzeba swoje przejść - Cathelyn wskazała głową za drzwi, gdzie czekał Bones. - Potrzebuję pieniędzy, lecz w tym przypadku ich od ciebie nie wezmę. Jestem amatorem pod tym względem i gdzie mi tam do zawodowego tresera. Ale czemu nie, powiem ci, co wiem. O ile zdecydujesz się faktycznie wziąć udział w wyprawie, możemy zacząć jutro. Przy okazji obgadamy szerzej twoją sprawę. Bo jak się domyślam, ma to coś wspólnego z faktem, że ostatnio nie wszyscy wrócili w jednym kawałku.
- Ano, nie wszyscy wrócili. To w takim razie porozmawiamy jutro, jeszcze sporo roboty przed wyprawą. A i… nie obraź się, ale dobrze by było, żebyś lepiej uzbrojona była, niż ostatnio - Rudolf skierował się w stronę wyjścia, dając sygnał do zakończenia rozmowy.
 
Caleb jest offline