Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2019, 19:53   #294
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Carlo, dzień 7.

przed rozmową z Borysem
- Signorina, bella signorina, aspettare! - dzieciak o niezbyt schludnym wyglądzie wołał do Fay gdy ta zjawiła się po wyprawie na przystani, badać rynek. - Donna Maria powiedziała, że signorinę znajdę tutaj. Jestem Carlo - skłonił się przed nią mocno - i przybyłem dopiero wczoraj z Tilei. Pracy szukam - przestąpił z nogi na nogę, ale patrząc śmiało w twarz kobiety. - Donna Maria powiedziała, że może będzie miała signorina dla mnie jakieś zajęcie. Ja chętnie pomogę! Szybki jestem, mam dobre oczy i uszy, do trzydziestu liczyć potrafię! - wypalił jednym tchem i wpatrywał się w Fay.
Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie. Wydawało się, że tileańczyków jest tu więcej jak ludzi z Imperium.
- Miło cię poznać Carlo. Jestem Fay - wyciągnęła do niego rękę - Zdaje się, że w tym mieście każdy szuka kogoś do pracy. A co przygnało cię w ten kawałek świata?
Dzieciak zrobił na moment smutną minę, ale szybko odzyskał rezon.
- Musi być, sami bogowie mnie tu przygnali, żebym mógł na własne oczy piękną signorinę zobaczyć. Na moją mamusię nieboszczkę, panienka musi być najpiękniejszą istotą w całym imperium. Mógłbym cały dzień za panienką chodzić i na nią patrzeć. Ale to byłoby niegrzeczne względem donny Marii, ona mnie nakarmiła i kąt do spania dała, to mnie teraz trzeba się jej paroma srebrami za jej złote serce odwdzięczyć. Srebro za złoto marna zapłata, ale z szczerego serca. Gdyby panienka dla mnie jakąś pracę miała, to mógłbym i widokiem panienki się nacieszyć i donnie za dobre serce podziękować - skłonił się podkreślając koniec swojej przemowy.
- Oczywiście zapytam w browarze - odwzajemniła ukłon - ale nic nie mogę obiecać. Wszystko zależy od tego jak interes będzie się kręcił.
- Zatem arrivederci, bella signorina. Gdybym był potrzebny, pytajcie u donny Marii o mnie
- pomachał jej na do widzenia i ruszył podskakując w stronę mostu.

 Turniej, dzień 8., Carlo

Carlo podszedł do Fay, gdy ta wydawała się mieć wolną chwilę.
Bon giorno signorina. Nie chciałaby panienka, żebym za nią spisywał ceny towarów codziennie? Za niewielką opłatą? - wyszczerzył się, przestępującz nogi na nogę.

 Turniej, Rudolf

Leafdew odpadł zaraz w pierwszej rundzie. Bednar był zadowolony, wszyscy się spodziewali, że elf wyeliminuje Robin zaraz na początku. Ruszył w jego stronę. Po początkowym wybuchu elf przybrał swoją niewzruszoną pozę, jaką miał również na rozprawie.
- Panie Leafdew, mam pytanie do pana - nagabnął go. Elf spojrzał na niego, jednak nie zwolnił. - Chodzi o ciało pewnej elfiej kobiety.
- Cokolwiek masz do powiedzenia, nie interesuje mnie to. Elfy i ludzi powinni mieć jak najmniej ze sobą wspólnego
- machnął ręką i przyspieszył kroku.
- Ale tu chodzi o pomoc elfom - krzyknął za nim, ale bez żadnego rezultatu. Rzemieślnik zmełł w ustach przekleństwo na temat długouchych i powrócił do obserwacji zmagań.

Schutz również odpadł na początku. Rudolf podszedł do niego.
- Thomas! Tobie też w oczy coś świeciło? - zaśmiał się, aby pocieszyć kolegę. Ten machnął ręką.
- Nie jestem elfem, żeby szukać wymówek. Spudłowałem, stało się. Ech, szkoda gadać.
- Przynajmniej wiesz, jak przegrywać z klasą. Ten elf to dziwny jakiś. Nic to, chciałem Ci jeszcze podziękować za współpracę przy strzałach. Może niezbyt duży zarobek, ale ziarnko do ziarnka…
- Gdyby tak codziennie było, to nie byłoby źle.
- Postaram się coś wymyślić. Mam parę pomysłów, ale jeszcze ich nie przemyślałem. Ale odezwę się.
- Dalej chcesz kupić psa? Bo jeden z podróżnych miałby na sprzedaż.
- Pewnie.
- Wpadnij do mnie po turnieju. Załatwimy sprawę.
- Dzięki
- Bednarz uścisnął mu rękę i wrócił oglądać zawody.

Wśród widzów wypatrzył jeszcze jednego elfa - Licę. Wdał się w nim rozmowę na temat prawidłowego pochówku u elfów oraz przyczyn, dla których duch elfiej kobiety krąży po tym świecie. Okazało się, że wielkiej różnicy między elfami a ludźmi nie ma.
- Jeśli pojawił się duch - tłumaczył, - to musiało stać się coś, co trzyma go wciąż w tym świecie. Nie pozwoli spokojnie odejść do zaświatów. Niekoniecznie to jest wina pochówku. Ale może zwłoki zostały zbezczeszczone, gdzieś porzucone, bez oddania im należnego szacunku. Wiele nie trzeba, podobnie jak u ludzi.
- Dziękuję. A, powiedz mi proszę, wyprawa badawcza do ruin, szukasz kompanów. Czemu nie można wziąć broni ze sobą?


W trakcie turnieju nawiązywał również rozmowy z jego uczestnikami z dalekich stron. Interesowały go egzotyczne ciekawostki i drobiazgi, jakie mogli przywieźć ze sobą. Byli to jednak podróżnicy, którzy zbyt wiele zbędnych rzeczy ze sobą nie wozili, a ekwipunek uzupełniali po drodze. Nie mniej parę rzeczy go zainteresowało. Próba nawiązania rozmów z kupcem Schnappem niestety nie powiodła się.

Po turnieju wrócił do warsztatu, chciał nadrobić zaległości. Tam właśnie znalazła go Crossman, zainteresowana słowami Carlo. Niestety, wyruszała następnego dnia na wyprawę i nie miała czasu szukać zabójców elfki

 Obiad po turnieju

Przy obiedzie wszyscy byli nie w sosie. Ojciec wrócił chmurny i oznajmił, że łapę na schedzie po Siggym położył już Gierig. To samo zresztą powtórzyła Hanna, która rozmawiała z Dunną.
- I co teraz? - pierwsza odezwała się Hanna.
- Nic, a co ma być - odpowiedział Otto. - Źle nam tutaj? - roześmiał się, ale nikt mu nie towarzyszył.
- Dobrze! - Hanna szczęknęła naczyniami. - Jak nam się urodzi kolejne dziecko, też nam będzie dobrze!
- Jakie kolejne dziecko?
- jej mąż spytał zdziwiony.
- Nasze, chyba że Twoje rodzeństwo coś zmajstruje - odpowiedziała wynosząc statki do balii.
- Ale… jesteś przy nadziei?
- Może jestem, może nie, to tylko kwestia czasu!
- Jutro rusza karawana do Mortensholm
- wtrącił się Rudolf, starając przerwać kłopotliwą sytuację. - Zatrudnię się tam jako ochroniarz. Płacą 50 złotych koron za podróż. Pieniądze nam będą potrzebne tak czy inaczej. Czy to ja postawię dom, czy wam pożyczę.
- Mortensholm? Toż Ciebie nie będzie z miesiąc
- mruknął Gustav.
- Planuję krócej. Może nawet w pół miesiąca obrócę - potarł zarost najmłodszy z Bednarzy.
- Synku, jako ochroniarz? Przez mroźne kły? Tam zbójcy Cię ubiją - zaniepokoiła się matka.
- A co z warsztatem? Ten chłopak od Saufera Ciebie nie zastąpi. Już i tak nam produkcja i sprzedaż spadają - wszedł jej w słowo ojciec.
- Pięćdziesięciu karli w pół miesiąca i tak tutaj nie zarobię. Jutro zjawi się taki młody chłopak, Carlo. Emmerich go zna. Chcę, żeby chłopak szukał kupców na nasze towary. Trzeba będzie go podszkolić ze znajomości co jest co. Obiecałem mu srebro od każdej złotej monety, którą dostaniemy ze sprzedaży. I tylko od nowych klientów. A jak trzeba będzie, to zatrudnię jeszcze jakiegoś młokosa do produkcji. Tylko nie wszystko na raz
- bronił się.
- To ja mam szkolić młokosów, żebyś Ty mógł się włóczyć nie wiadomo gdzie? - uniósł się ojciec.
- Tatko się nie denerwuje - wtrąciła się Hanna, stawiając przed seniorem piwo. - Rudolf chce dobrze. Młody jest i nieżonaty. Kto ma iść, mąż, który dziecko małe ma w domu? Przecie, że nie. A tatko ma najwięcej doświadczenia. No to kto ma uczyć? Rudolf, który sam dopiero się nauczył? Tatko już dawno powinien pracować jak na mistrza rzemieślniczego przystało, tylko młodych pilnować, a nie samemu pracować - uśmiechnęła się na odchodne.
- Może i jest przy nadziei, że taka pyskata - mruknął Otto. Ojciec wziął długi łyk piwa.
- Nie daj się zabić - rzucił tylko w stronę Rudolfa.
- Zabić się, to każdy głupi potrafi - mruknął, a głośniej dodał wstając od stołu - to ja muszę jeszcze dziś sporo rzeczy załatwić, jeżeli jutro rano mam ruszać. Jeżeli znacie kogoś, kto potrzebuje wieści do Mortensholm dostarczyć, to przyślijcie go do mnie - rzucił, patrząc szczególnie na Ulrykę. Ta wstała i wyszła za nim.
- Rozmawiałam z Asterellionem - powiedziała opierając się o ścianę. - Zgodził się pomyśleć o tym wieczorku poetyckim.
- Dobrze - brat zatrzymał się i zamyślił. - Można by z tego zrobić coś większego. Tam mieszka też drugi poeta. Można by zrobić konkurs poetycki dla amatorów. Dać ogłoszenie na słup. Tak… - zamyślił się. - To mogłoby być ciekawe. I z korzyścią dla domu artystów. Materialną i niematerialną.
- Oj, ja coś czuję, że ty chcesz na tym interes zrobić. To tak nie działa, braciszku, zupełnie nie tak.
- Ja? Przecież ja wyjeżdżam. Zostawiam to na Twojej głowie. Ja Ci tylko podsuwam parę pomysłów. No, ale teraz muszę pędzić, bo naprawdę mam mnóstwo roboty jeszcze do zrobienia, buziaki.


 Po obiedzie

Przed wyjściem z domu przygotował ogłoszenie na słup:
Cytat:
Za niewielką opłatą dostarczę listy, nieduże przesyłki lub wiadomości do Mortensholm lub miejsca na szlaku Mroźnych Kłów. Wyruszam dzień po turnieju łuczniczym. Rudolf Bednarz.
Zanim jeszcze skończył, zjawiła się u niego Robin z prośbą o napisanie listu. Zgodził się. Sam chciał wysłać list do hrabiego, do czego się dziewczynie nie przyznał. Treść była prosty. Może nawet zbyt prosta. Napisał go jednak dokładnie tak, jak chciała. Dopiero gdy wyszła siadł i przygotował swój własny. Zebrał rzeczy i odnalazł ojca. Poprosił go, aby wysłał Carlo następnego dnia z listem do hrabiego i dał mu miedziaka, czy ile będzie trzeba, po powrocie się rozliczą.

Ponieważ z warsztatu do słupa było blisko, chwycił narzędzia i poszedł od razu je przymocować. Następnie ruszył na cmentarz. Miał szczęście - Hippler był na miejscu, nie wrócił jeszcze na noc do domu.
- Dzień dobry - przywitał się. - Trochę nietypową sprawę mam. Dwóch nieboszczyków trzeba pochować tyle, że dzień drogi stąd?
- He? Co ja, na muła wyglądam, żeby ich dzień drogi tachać?
- zdziwił się grabarz.
- Nie, nie… trupy są dzień drogi stąd. Trzeba tam pójść i ich na miejscu pochować.
- To nie mój ten… no… rejon… niech ich tamtejszy grabarz chowa, co mnie do tego.
- Zapłacę ile trzeba. Oni w chacie w lesie leżą, nikt ich nie znajdzie.
- A Ty skąd wiesz, gdzie trupy leżą, ech?
- świdrował go oczyma? - Dorfrichter o tym wie?
- Panie Hippler. Nie wiem czy wie. Na wyprawie zleconej przez hrabiego byłem. Tych dwóch ze mną było, a dowodził nami Vicenze Acierno. Nie pozwolił nam ich pochować, kazał ruszać od razu w drogę. Ale tak się, na Morra nie godzi! Niech Pan zapyta Robin Haube, była ze mną, to potwierdzi.
- Tfu, pewnie, że się nie godzi
- splunął. - Ci tileańczycy do dusigrosze i kutwy. Żeby zmarłemu pochówku odmówić. Leżą potem takie trupy i kto wie, w jakie upiory się przeradzają?
- No właśnie też tak myślę. Dlatego od razu do Pana idę. Pan profesjonalista jest.
- Dobra, synek, zaprowadź mnie tam, to załatwimy sprawę. Ale trzy srebra za dzień chcę!
- Ja Panu powiem gdzie to jest, ale jutro rano z karawaną wyruszam.
- Eee… to ja mam sam tyłek tłuc nie wiadomo gdzie? Tutaj muszę moich grobów pilnować. Nic z tego
- machnął ręką. - Poszukaj sobie innego protens... profens... talisty.
- Panie Hippler! Dwa dni panu to zajmie, a ja Panu pół karla zapłacę.
- Z góry?
- Z góry
- westchnął sięgając bo mieszek.

Pożegnał się z grabarzem i ruszył poszukać Thomasa. Ten, zobaczywszy Bednarza, kiwnął mu na przywitanie.
- Dobra, na dzisiaj starczy tej pracy - skwitował. - Odkąd powiedziałeś mi o psie, pytałem przyjezdnych. Chodźmy - ruszył w stronę tawerny Pod żeglarzem. - Na turniej zatrzymał się tu taki kapitan, Lemain. Trochę wieczorem posiedzieliśmy, pogadaliśmy, popiliśmy. Okazało się, że ma chłopaka, który mu szkoli psy. Jednego młodego, ale już wytresowanego może sprzedać. Psa się znaczy, nie chłopaka - roześmiał się. Weszli do środka. Przywitali się z Kasztaniakiem, a Thomas zapytał o kapitana. Wkrótce pojawił się i Lemain. Usiedli, by dobić targu. Koniec końcu stanęło na cenie trzydziestu karli - kapitan nie był w dobrym nastroju po turnieju. W końcu stracił wpisowe i nie chciał nic zejść z ceny. Gdy pieniądze zmieniły właściciela, udali się na okręt, gdzie chłopak - chociaż zdaniem Rudolfa, to nie był wcale taki młody, raczej w jego wieku - zademonstrował mu możliwości psa. Nauczył go też komend, na jakie reaguje. Rudolf musiał wrócić po notatnik, bo nie chciał niczego zapomnieć. Poprosił też o wskazówki, jak należy opiekować się stworzeniem i czym go karmić. Thomas dorzucił też swoje trzy grosze, w końcu sam miał dwa takie psy. Bednarz starannie wszystko notował. To była droga inwestycja i nie było co jej zepsuć, przez niewłaściwe traktowanie. Całość zajęła sporo czasu, bo pies musiał zrozumieć, kto teraz będzie jego właścicielem i kogo ma słuchać.
Będąc już w karczmie zgłosił się do Ralfa Grossa, uzgodnić swój wydział w karawanie.

 Wieczorem

W końcu dotarł do domu. Zjadł w przelocie parę kanapek i wziął się za toaletę. Już czas, aby zobaczyć się z Rozamundą. Z natłoku wszystkich zajęć nie zobaczył się z Carlo i nie miał lusterka. Co gorsza, nie zdążył zrobić żadnych zakupów przed wyprawą, a na pewno by się coś przydało. No trudno. Nie da się widać załatwić wszystkiego. A lusterko, jakoś to będzie.
Rozmowę zaczął od pochwalenia się nabyciem psa. Wiedział, że Rozamunda lubi zwierzęta i powinno wprawić to ją w dobry humor. Przeprosił za brak lusterka i obiecał zwrócić tak szybko, jak to możliwe. Potem opowiedział o wyprawie i spotkaniu z duchem elfki. Następnie, aby złagodzić atmosferę grozy opowiedział o planowanym wieczorku poetyckim. Rozamunda uwielbiała czytać wiersze. Pomysł bardzo jej się spodobał i żałowała, że Rudolf nie będzie się tym zajmował osobiście. Na koniec opowiedział jej o ciekawej biżuterii, którą widział u Genevieve Dieudonny. Nie kupił jej, bo była dla niego obecnie za droga (o czym Rozamundzie nie powiedział), oraz dlatego, że dziewczyna nie cierpiała, gdy ktoś jej dawał podarki. Uważała, że to tania próba kupienia sobie zainteresowania. A ona wolała osoby, które potrafią poprowadzić ciekawe rozmowy. I tak upłynął im wieczór, który Rudolf ocenił na udany. Pożegnał się obiecując, że po powrocie z Mortensholm ją odwiedzi.

 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 17-02-2019 o 20:06. Powód: Zapomniałem dodać zaległe rzeczy Carlo
Gladin jest offline