- To bierzemy ją ze sobą? Tę córkę? - nie zrozumiał Rusłan. Dla Dolganina metafora była rodzajem górskiego smoka, ironia - rodzajem gorzkiego owocu, a za "kontekst społeczny" mógłby profilaktycznie dać w ryj, bo kto wie czy to nie coś brzydkiego o nim.
Ale miewał i przebłyski, jak wcześniej. A Dolgańską kulturę znał, w końcu się w niej wychował. Więc gdy przy oporządzaniu kon zaczepił go Yarisław, Dolganin wiedział co powiedzieć.
- Prawo gościny święta rzecz, nie ukrzywdujom nas. Jakby coś do nas mieli, to by ubili przed zaproszeniem. Albo jak wyjedziem, to pościg puszczom. Ale tak to nic nam nie zrobiom, chyba, że po pijaku w bitke się któryk wda, jak to na zabawak.
Zaproszenie dostalim, na uczcie musim zostać, a ta przed późną nocą się nie skończy. Przynajmniej darmowa wyżerka bydzie. I kumys! - ucieszył się Rusłan - No i uczta się nie skończy przed późnom nocom, a kto sie w noc wymyka, nie podziekowawszy atamanowi ten... no, obraża go i potem siła nieprzyjemności z tego. Jak co zginie to zawżdy na niego - mówił jakby z doświadczenia.