18-02-2019, 23:24
|
#341 |
| - Niech Twe imię będzie sławione po wiek wieków, Ojcze… Oddech. - Niech Twe imię będzie sławione po kraniec czasów, Ojcze… Oddech. - Niech Twe imię będzie sławione przez każde usta, Ojcze… Druid nie wydawał się gadatliwy. Mardukowi Delimbiyra w ogóle to nie przeszkadzało, wystarczał mu ciepły kąt i możliwość skupienia się, dzięki czemu w spokoju mógł kontynuować naprawę odzieży i plecaka. Operował igłą i nicią i rozmyślał, uprzejmie ignorując pochrząkiwania, sapania, trzaskanie stawów i inne dziwactwa Reidotha. Starość miała swoje prawa. Starość! Ile druid mógł sobie liczyć zim? Pięćdziesiąt? Sześćdziesiąt? Marduk zmarszczył subtelnie czoło i lekko potrząsnął głową. Wolne żarty. Północ miała swoje zalety. Znakomicie wyostrzała percepcję, dzięki czemu, na przykład, dobitnie zdał sobie sprawę jak kompletnie i beznadziejnie został udupiony przez własną rodzinę, królową i hierarchię kościelną. W jedwabnych rękawiczkach pozbyli się go z pola widzenia na długo, nawet na wiele lat, po prawdzie może i skazali na zapomnienie. Ukaranie pijackiego wybryku było tylko pretekstem. Pozbyli się go z ulgą i bez ceregieli. Poczuł jak czerwona hydra nienawiści w jego duszy unosi łby. Warknął, kierując myśli na inne tory. Północ wzmagała też koncentrację i dawała sposobność na pogłębienie komunii z boskim patronem. Niewiarygodne, jak wiele razy, wciąż i wciąż, przekonywał się jak ważna jest niezłomna wiara, jak wiele zawdzięcza fanatycznemu oddaniu Protektorowi, jak wspaniale jest podążać ścieżką dumnego wojownika, jak Ojciec, Pogromca Jednookiego Gruumsha. Siłą woli zapanował nad ekscytacją i szybszym biciem serca. Miał ekwipunek do naprawienia… Osełka śpiewała o stal raz po raz. Oczywiście, klinga Talona nie potrzebowała ostrzenia, ale Delimbiyra lubił ten dźwięk. Pomagał mu się skoncentrować. Pół-klęczał i miarowo wodził osełką po stali, całkowicie pochłonięty mieczem. Imć Reidoth kręcił się po chatynce. Był już ranek i obaj byli po śniadaniu, składającym się z kaszy i prowiantu jaki Marduk jeszcze ze sobą przydźwigał. - Wygaś palenisko jak będziesz wychodził - oznajmił druid, gotując się do drogi. Marduk podniósł szare oczy na starca. - Dobrze - mruknął. - Dziękuję za gościnę i życzę bezpiecznej drogi, mości Reidothu. Gdy druid wyszedł elf dokończył pakowanie, zagasił płomień i zarzucił plecak na ramiona. Przypasał miecz i wpatrzył się w pochwę. Zmarszczył lekko czoło i klinga zmaterializowała się w jego dłoni, zaraz potem włożył ją do pochwy, po czym powtórnie wydobył ją szybko jak myśl. Do wioski nie było daleko, raptem godzinę drogi - mniej więcej, słowami druida - ale nawet i dość blisko osady coś mogło się przypałętać. - Zapraszamy - wycedził sam do siebie. Wyszedł z chatynki i zamknął starannie drzwi. Miał zamiar czekać do zmroku na skraju lasu, wypatrując drużyny. Jeśli nie - planował nawiedzić kapłankę Garaele. Z racji tego że "złamał się" i jedną z wyproszonych łask była ochrona przed ekstremalną pogodą, mróz nie był mu straszny.
__________________ Why Do We Fall? So We Can Rise
Ostatnio edytowane przez Romulus : 19-02-2019 o 08:09.
Powód: Dopisek dotyczący użycia czaru Endure Elements
|
| |