Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-02-2019, 23:24   #341
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
- Niech Twe imię będzie sławione po wiek wieków, Ojcze…

Oddech.

- Niech Twe imię będzie sławione po kraniec czasów, Ojcze…

Oddech.

- Niech Twe imię będzie sławione przez każde usta, Ojcze…


Druid nie wydawał się gadatliwy. Mardukowi Delimbiyra w ogóle to nie przeszkadzało, wystarczał mu ciepły kąt i możliwość skupienia się, dzięki czemu w spokoju mógł kontynuować naprawę odzieży i plecaka. Operował igłą i nicią i rozmyślał, uprzejmie ignorując pochrząkiwania, sapania, trzaskanie stawów i inne dziwactwa Reidotha. Starość miała swoje prawa. Starość! Ile druid mógł sobie liczyć zim? Pięćdziesiąt? Sześćdziesiąt? Marduk zmarszczył subtelnie czoło i lekko potrząsnął głową. Wolne żarty.

Północ miała swoje zalety. Znakomicie wyostrzała percepcję, dzięki czemu, na przykład, dobitnie zdał sobie sprawę jak kompletnie i beznadziejnie został udupiony przez własną rodzinę, królową i hierarchię kościelną. W jedwabnych rękawiczkach pozbyli się go z pola widzenia na długo, nawet na wiele lat, po prawdzie może i skazali na zapomnienie. Ukaranie pijackiego wybryku było tylko pretekstem. Pozbyli się go z ulgą i bez ceregieli. Poczuł jak czerwona hydra nienawiści w jego duszy unosi łby. Warknął, kierując myśli na inne tory.

Północ wzmagała też koncentrację i dawała sposobność na pogłębienie komunii z boskim patronem. Niewiarygodne, jak wiele razy, wciąż i wciąż, przekonywał się jak ważna jest niezłomna wiara, jak wiele zawdzięcza fanatycznemu oddaniu Protektorowi, jak wspaniale jest podążać ścieżką dumnego wojownika, jak Ojciec, Pogromca Jednookiego Gruumsha.

Siłą woli zapanował nad ekscytacją i szybszym biciem serca. Miał ekwipunek do naprawienia…


Osełka śpiewała o stal raz po raz. Oczywiście, klinga Talona nie potrzebowała ostrzenia, ale Delimbiyra lubił ten dźwięk. Pomagał mu się skoncentrować.

Pół-klęczał i miarowo wodził osełką po stali, całkowicie pochłonięty mieczem. Imć Reidoth kręcił się po chatynce. Był już ranek i obaj byli po śniadaniu, składającym się z kaszy i prowiantu jaki Marduk jeszcze ze sobą przydźwigał.
- Wygaś palenisko jak będziesz wychodził - oznajmił druid, gotując się do drogi. Marduk podniósł szare oczy na starca.
- Dobrze - mruknął. - Dziękuję za gościnę i życzę bezpiecznej drogi, mości Reidothu.

Gdy druid wyszedł elf dokończył pakowanie, zagasił płomień i zarzucił plecak na ramiona. Przypasał miecz i wpatrzył się w pochwę. Zmarszczył lekko czoło i klinga zmaterializowała się w jego dłoni, zaraz potem włożył ją do pochwy, po czym powtórnie wydobył ją szybko jak myśl.

Do wioski nie było daleko, raptem godzinę drogi - mniej więcej, słowami druida - ale nawet i dość blisko osady coś mogło się przypałętać.
- Zapraszamy - wycedził sam do siebie.

Wyszedł z chatynki i zamknął starannie drzwi. Miał zamiar czekać do zmroku na skraju lasu, wypatrując drużyny. Jeśli nie - planował nawiedzić kapłankę Garaele. Z racji tego że "złamał się" i jedną z wyproszonych łask była ochrona przed ekstremalną pogodą, mróz nie był mu straszny.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 19-02-2019 o 08:09. Powód: Dopisek dotyczący użycia czaru Endure Elements
Romulus jest offline  
Stary 27-02-2019, 05:56   #342
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Phandalin
18 Marpenoth



Znów byli w Phandalin. Niziołek kiedy nie pomagał w prowadzeniu gospodarstwa pani Alderleaf starał się wypytać o swojego przyjaciela. Szczęście chciało, że Uma, kucharka z dworku również przebywała w tym samym domostwie. Zgodziła się przekazać Vinogliemu, że Stimy tu jest i oto czeka... Przekaże jeśli oczywiście pojawi się na posiłku w górnej części dworku, co nieczęsto się zdarzało.

Ale Stimy nie tracił nadziei. Był podekscytowany spotkaniem po latach, że aż nie mógł usiedzieć, więc nie poprzestał na czekaniu. Dowiedział się, od Umy, że Vinogli skupuje przeróżne dziwactwa. Idąc po sznurku do kłębka, doszedł do wniosku, że gnom musi pracować na identyfikacją jakiegoś splotu magii. Wskazywały na to przynajmniej dwa przedmioty jakich szukał – wino oraz ptasie pióra.

Inne komponenty wskazywały, że Vinogli albo produkuje, albo sam korzysta z różnych wspomagaczy. Stimy mógł oczywiście się mylić, ale nie kojarzył za bardzo innych zaklęć wykorzystujących podobne alchemony, które w jakikolwiek sposób pasowałyby do badań w zamkniętym pomieszczeniu.

Yol wykonał listę zakupów. Były tam ciepłe ubrania, zimowe buty, pergamin na zwoje oraz magiczne składniki, takie jak: pióro sowy i orła, sierść kota i lisa, suszona marchew, skrawek utwardzanej skóry, suszone płatki róży i drobno-ziarnisty piasek, trochę słomy lub trzciny, sadza, kawałek jedwabiu. Zaproponował młodemu obywatelowi spod skrzydeł pani Alderleaf, by pomógł w poszukiwaniach potrzebnych rzeczy, lecz ten zaczął targować się o magiczne sztuczki, więc dał za wygraną i wyruszył na poszukiwania samemu. Części rzeczy oczywiście nie znalazł, lecz nie zamartwiał się tym zbyt mocno.

Niziołek w woreczku z piaskiem ukrył krótki liścik głoszący: „Trzewiczki jutro do odebrania w gospodarstwie Alderleaf. Wymagają naprawy. Najlepiej odbiór osobisty.”. I faktycznie Stimy kupiwszy nowe, zimowe trzewiki poprosił panią Alderleaf czy może zostawić swoje lżejsze buty wraz z kilkoma innymi rzeczami, gdy wyruszy na wyprawę z Jorisem.

Choć miał nadzieję, że spotka przyjaciela już jutro, w trzewikach, pod podkładką zostawił ukryty list do Vinogliego, w którym opowiedział wszystko co dotąd odkrył. Starał się jednak zataić fakt kradzieży księgi oraz wszystkiego, co mogłoby się nie spodobać Tressendarom lub odwrotnie – spodobać za bardzo. Starał się pisać ogólnikami, by nie zdradzać za wiele, ale wystarczająco by zainteresować czytelnika. To tak na wypadek, gdyby ktoś inny przyszedł odebrać buty i odkrył list.

Stimy w liście poprosił gnoma o zwrot trzewików wraz z informacją co takiego dzieje się w piwnicy dworku oraz jak może się do niej dostać.[/b] Uprzedził panią Alderleaf o możliwości odebrania trzewików do naprawy przez pewnego białowłosego gnoma lub innego posłańca. Niby Uma mówiła, że gnom rzadko opuszcza podziemia, a z dworu nie wychodzi wcale, jednak gdy dowie się o obecności długo wyczekiwanego przyjaciela to przecież jakoś zareaguje!

Choć to wszystko było bardzo skomplikowane, Stimy uznał, że należy zachować najwyższe środki ostrożności. Odosobnienie Vinogliego i ścisła ochrona nie wydawała mu się niczym dobrym. Pomijając te wszystkie niekonwencjonalne sposoby, spróbował spotkać się z gnomem także osobiście. Już teraz.
- Przynoszę ze sobą składniki dla Pana Vinogli Bakernels. – Stimy zagaił pierwszą lepszą osobę we Dworku.

Dziwnie wyglądający obcokrajowiec milcząco wskazał palcem korytarz, który wiódł jak Stimy pamiętał do kuchni. To samo pytanie niziołek zadał człowiekowi przy drzwiach do piwnicy, lecz odpowiedź była ta sama. Czyli żadna. Zresztą do tej pory Stimy nie słyszał by którykolwiek ze strażników posługiwał się wspólną mową. Nie wiadomo jak było z rozumieniem jej. A może magowie obcieli im języki na składniki?

- Pan Bakernels prosił o kamień w kształcie kapelusza i trzewiczka, ale nie zdefinował dokładnie wymiarów, ani minerału z jakiego ma być wykonany. Czy mógłbym rozmówić się z nim celem dopracowania szczegółów? Albo chociaż, czy mógłbym otrzymać jakiś rysunek?

Strażnik przy drzwiach do piwnicy również obojętnie wskazał na kuchenne wejście. Uma mówiła, że na dół nie wspuszczają nikogo prócz Tressendarów, jednak niziołek miał nadzieję. No cóż… Stimy wzruszył ramionami i udał się do kuchni, gdzie zastał Umę i kilkoro dzieciaków obierających ziemniaki. Przekazał jej woreczek z ukrytym liścikiem oraz podzielił między siebie i Vinogliego resztę magicznych bibelotów.
- Dołączę to wszystko gdy będę mu przesyłać posiłek - obiecała kucharka. -Jak będę coś wiedzieć to powiem ci przy kolacji.

Wracając postanowił obejrzeć sobie miejsce o którym mówił dawno temu Carp. Zasypane wejście przez jaskinię? Coś mówił o piwnicy, grobowcu jakimś. Chciał zobaczyć to na własne oczy. Być może dałoby się przemknąć tamtędy podobnie, jak uczynił to w kopalni – pod postacią gazową. Stimiemu nie za bardzo uśmiechał się taki scenariusz, bo zaklęcie było kosztowne, ale w ostateczności... będzie można spróbować. Jednak by tam trafić potrzebował pomocy obrotnego malca; zarośnięta okolica wzgórza wszędzie wyglądała dla niego tak samo.

- Yogli! Słyszysz mnie? – wrzasnął Stimy gdy dotarli do zawalonego kamieniami i balami wejścia, przytykając dłonie do szczeliny między kamieniami. Nasłuchiwał czas jakiś, po czym rozejrzał się wokoło. Z tego co się dowiedział była tu naturalna jaskinia połączona z piwnicą dworu. Po więcej szczegółów musiałby iść do Jorisa i reszty, którzy onegdaj zwiedzili je bardzo dokładnie. Nie było szans na jakieś okienko, albo nawet rurę odpowietrzająca podziemia. Niemniej jednak wejście nie było zamurowane a zasypane; przemknięcie do środka w formie gazu nie stanowiłoby problemu. Ponowił nawoływanie.

- Tunel do jaskini jest dość długi. Zajrzałem wtedy jak wynosili trupy - oznajmił młody Alderleaf przypatrując się poczynaniom starszego niziołka. - Jak go zasypalo to pewnie już nic nie słychać. - No i tam dalej są chyba normalne pomieszczenia, z drzwiami, wiesz? Nawet więzienie i grobowiec, pani kapłanka mówiła, że szkielety tam chodziły!


Trzewiczek postanowił faktycznie porozmawiać z Jorisem o tym miejscu. Zastanawiało go najbardziej skąd w tym miejscu wzięły się chodzące szkielety. Uznał jednak, że pośpiech nie jest konieczny. Vinogli Bakernels odpowie w swoim czasie, a on miał kilka spraw do załatwienia. Nie chciał wypaść blado przy swoim przyjacielu.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 02-03-2019 o 10:28.
Rewik jest offline  
Stary 28-02-2019, 17:13   #343
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Góry Miecza
20 Marpenoth i kolejne


Załatwiwszy sprawy i sprawunki w Phandalin najemnicy ruszyli na własną misję - eksplorować znalezioną przez Jorisa górską strażnicę. Mając nie wiele więcej niż przeczucia myśliwego i jego wiewiórki zdecydowali się na zimową wyrpawę w góry bez koni, za to z zapasem sił i entuzjazmu i nadzieją, że los się w końcu do nich uśmiechnie. Szczególnie ucieszony był Stimy, któremu Uma przekazała krótką notkę od gnoma o treści: Fascynujace badania, fascynujące! Spotkajmy się o pełni, wtedy będzie jeszcze lepiej!
Ponieważ księżyc dopiero zaczął przybierać to niziołek miał dużo czasu do spotkania z dawno niewidzialnym przyjacielem. Miał tylko nadzieję, że roztrzepany gnom nie zapomni o obietnicy. W końcu w podziemiach nie było widać księżyca…

Marsz przez śnieg był forsowny i powolny, choć w gęstym lesie było nieco lepiej. Koni nie było sensu brać, toteż Marduk ponownie zostawił swojego w karczmie w Dolinie. Po kolejnych trzech dniach dzięki znakom na drzewach poszukiwacze przygód dotarli do traperskich ruin

Miejsce, w które dotarli nie różniło się wiele od poprzednio mijanych zagajników i polan, choć przypomniał nieco okolice Cragmaw; niby las taki jak wszędzie, ale drzewa nieco młodsze, krzewy nieco gęstsze… Aczkolwiek cokolwiek tu zbudowano było raczej formacją strażniczo-obronną podobną do Studni Starej Sowy niż zamkiem, choć Joris musiał wskazać towarzyszom zasypane fragmenty murów by dojrzeli je pod śniegiem.

[media]https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/a/a7/AmericanLegionSPTrails_CheeseboxRuins.jpg/1200px-AmericanLegionSPTrails_CheeseboxRuins.jpg[/media]

Po linie zeszli do środka, bardziej uradowani suchym i zacisznym miejscem na nocleg niż dotarciem do celu. Minąwszy zawaloną komnatę i korytarz weszli do niewielkiej sali z kolumnami podpierającymi strop. Prowadzące w górę schody były zasypane, a dodatkowo blokująca je krata wyłamana przez spadające głazy. Leżały tu resztki zbroi i rozwleczone kości kilku humanoidów, potrzaskane zębami padlinożerców. Kolejne przejście prowadziło do dużej sali, zapewne głównej dla tych podziemi. Duży, prosty kominek wkuto w jedną ze ścian; pewnie można by w nim i dzika upiec. W drugiej ścianie znajdowała się kamienna misa z wodą, podobna do tych jakie znaleźli w Studni Starej Sowy i podziemiach Tressendarów. W przeciwieństwie do tej ostatniej tu nie było wody, ale nie było też dziwnych rzeźbień czy znaków. Ot, wodopój dla mieszkańców. Spróchniałe stoły i ławy przywodziły na myśl salę obrad lub jadalnię; zetlałe kilimy, mapy czy chorągwie wisiały w strzępach na ścianach i nie sposób było dociec co przedstawiały. Wychodziło z niej kilka tuneli, które niknęły w mroku. Po ostatniej wizycie myśliwych zostało tu nawet nieco drewna na opał; pomijając resztki mebli oczywiście.

Ogarnąwszy się,rozpaliwszy ogień i przebrawszy w suche ubrania drużyna ruszyła za Jorisem w głąb ruin, płosząc stadko nietoperzy i parę lisów, które schroniły się tu przez zimą.

- To tu - rzekł myśliwy wskazując “podejrzaną” ścianę. Ruda prychnęła obrażona, że znów ją tu przyprowadził i demonstracyjnie wskoczyła na trzewiczkowy kapelusz, omal nie spadając z nim na ziemię. Marduk uważnie obejrzał ścianę, ale nie wydawało mu się by były tu drzwi ukryte jakąś magią; jeśli w ogóle były to działały raczej na jakiś mechanizm, którego nie widział.
Stimy odchrząknął znacząco, wypiął dumnie pierś, przepchnął się na przód i przy świetle jorisowego puklerza sam rozpoczął oględziny korytarza. W końcu przecież z powodu tej ściany Joris go tutaj ściągnął! I proszę. Nie minęło kilka minut a pomamrotał, pogmerał coś w jednym z kątów i kamienna konstrukcja poruszyła się ze zgrzytem, znikając powoli w podłodze.

Ledwie ściana się poruszyła z nowo odkrytego pomieszczenia buchnął taki smród, że wszyscy cofnęli się odruchowo. Nie było wątpliwości, że po drugiej stronie leży czyjeś ciało. Czyje, w jakim stanie, żywe czy nieumarłe - to się dopiero miało okazać.


 
Sayane jest offline  
Stary 13-03-2019, 13:59   #344
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Marsz przez zaspy i pytanie o księżyc

~ “Fascynujące badania, fascynujące” ~ Niziołek długo zastanawiał się dlaczego akurat pełnia sprawi, że to co miał do pokazania Vinogli stanie się jeszcze bardziej niezwykłe. Nad czym mógł pracować jego przyjaciel, co ma związek z cyklem lunarnym? Wraz z pełnią magia nieznacznie, ale jednak przybierała na siłach, mawia się, że dzieci narodzone w pełni znacznie częściej ukazują zdolności magiczne. A może chodziło o portal, który według badań Vinogliego aktywuje się tylko w pełni? A może miało to coś wspólnego z Sheelą Peryroyl?

Wędrowali przez śnieżne knieje, szukali schronienia na noc, podczas gdy nierozłączny towarzysz ich świata, księżyc zawitał już na nieboskłonie. Stimy wlepił swoje patrzałki w to dziwo myślami meandrując po wszelkich pomysłach, jakie zsyłała mu wyobraźnia.
- Torikhę? Opowiedz mi o księżycu.
- Och…
- Kapłanka była wyraźnie zaskoczona tym nagłym pytaniem w jej kierunku. Co ona wiedziała o księżycu? Cóż… raczej niewiele.

Półelfka instynktownie uniosła spojrzenie ku cieniutkiemu rogalikowi na niebie.
- Dla marynarzy księżyc jest swoistym kalendarzem przypływów i odpływów. Kiedy go ubywa, wody się cofają, kiedy przybywa, te wracają. Nigdy jednak nie byłam na morzu więc nie mogę tego potwierdzić - przyznała przepraszająco, po czym zaczęła kontynuować. - Księżyc też ściśle oddziałuje na wszelkiego typu likantropy. Powiadają, że światło podczas pełni księżyca potrafi ukazać prawdziwą naturę istoty. - Wzruszyła ramionami pod ciężką, zimową peleryną. - Jak widzisz… niewiele wiem na temat naturalnych właściwości księżyca… ale co się zaś tyczy Selune, bogini, której imieniem nazwano księżyc…
Melune umilkła przedzierając się przez zaspę. Zadziwiające jak ciężki potrafił być ten biały puch.
W końcu dziewczyna sapnęła i zdjęła z szyi medalion, po czym podała go niziołkowi, by mógł go obejrzeć. Był to srebrzysty medalion na którym wyryto parę pięknych, nieco mrocznych, kobiecych oczu w otoczeniu siedmiu gwiazd.

- Nazywana jest czasem Świetlistą Panienką, Księżycową Dziewicą lub Nocną Damą w bieli. Jest boginią i patronką księżyca. Często przypisuje się jej opiekę nad gwiazdami, nawigatorami, wędrowcami, wszelkiej maści poszukiwaczami oraz dobrymi likantropami. To… nietypowa bogini. Podobnie jak cykle księżyca, Selune ma wiele zmieniających się nastrojów i natur. Jej wierni, pochodzący z różnych środowisk, patrzą na nią na wiele różnych sposobów. Czasami jest entuzjastyczna, pełna życia, radosna i majestatyczna, oddana działaniu/pracy i tańcowi. Innym razem bywa podporządkowana, matczyna i prawie poetycka lub spokojna i nad nami czuwająca. Potem zaraz jest odległa i przygnieciona smutkiem z powodu porażek i tragedii, nawet tych, które wydarzyły się dawno, dawno temu. W końcu może być i agresywna, zaciekła, chłodna i nie posiadająca litości dla swych wrogów. Te zmienne osobowości sprawiają, że jest wszechstronną boginią. - Tori na tyle rozochociła się w swojej opowieści, że wyglądało na to, iż całkowicie zapomniała o całym świecie, a już z pewnością o szczypiącym w policzki i nos mrozie.
- Niemniej Selune zawsze jest postrzegana jako litościwa, dla swych sług, opiekunka. Jej wieku nie da się określić, można rzec, że istnieje od zawsze, być może dzięki temu, oraz dzięki jej wszechstronnej osobowości, ma ona wielu przyjaciół i sprzymierzeńców. Wystarczy sprzyjać pięknu, fortunie, radości, światłu, magii, pogodzie lub księżycowi. Jej największą i najlepszą jest przyjaciółką Mystra, bogini magii, oraz Mystra Północy, która walczyła u jej boku przeciwko Shar. Eilistraee, Lliira i Sune zyskali jej przyjaźń… - selunitka urwała zawstydzona, ściągając usta w dzióbek. Spojrzała ukradkiem na ukochanego, po czym schowała się głębiej pod kapturem.
- No… ma wielu przyjaciół - burknęła, nie chcąc dalej brnąć w te tematy.
Myśliwy jednak z całą pewnością jej nie słyszał. Próbował dojść do ładu i składu z łupami i dobrami wszelkiemi z sakwy przechowywania, w czym usilnie starała mu się pomóc Ruda. W efekcie tej pomocy, myśliwy właśnie rzucił się za nią w pogoń, gdy wychyliwszy kitę, wyskoczyła z sakwy między drzewa, w pyszczku trzymając zaczarowany węgielek, który ongiś przysłużył im się w pokonaniu czarnego elfa.

- Ale… - Stimy wydawał się być niezadowolony - … dlaczego światło księżyca ukazuje naturę likantropów? Czy znajomość z Mystrą wpływa jakoś na przepływ magii? Obecność księżyca zmienia splot? Dlaczego? My, Hin nie mamy bogini księżyca.
- Istnieje pewien rodzaj magii. Nazywa się go lunarną. Pochodzi ona od bogini Selune i Mystry. Magia lunarna jest zależna od faz księżyca. Na początku każdego miesiąca, pomiędzy trzydziestym dniem a drugim, kiedy trwa pełnia, moc magii lunarnej wzrasta i istoty nią władające są silniejsze, jednakże kiedy księżyc znika z nieba, gdzieś pomiedzy piętnastym a siedemnastym dniem, ich moce słabną. Wydaje mi się, że likantropy działają na podobnej, lecz nie do końca, zasadzie… Podczas pełni ich prawdziwe moce wzrastają, przez co nie są w stanie ich kontrolować i często popadają w zwierzęcy obłęd - odparła półelfka. - Ostatecznie mało kto uczy się jej tajników… tradycja magii lunarnej została w zakonie Selune, kiedyś były chyba jakieś organizacje zrzeszające księżycowych magików. - Wzruszyła ramionami. -To bardzo stara szkoła, jako kapłanka nie wiele wiem, choć mam dostęp do mocy… Mój nauczyciel wiedziałby więcej…
- Tak, tak magia lunarna… Słyszałaś o Księżycowym Moście w Silverymoon?

Kapłanka pokręciła głową. jeszcze rok temu, północ była dla niej końcem świata, a śnieg mitem… co dopiero jakieś mosty w mieście.
- To chyba też była magia lunarna… zadziwiająco blisko… - niziołek najwyraźniej zagłębił się we własnych rozmyślaniach, bowiem nie odzywał się już aż ktoś go nie szturchnął.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 15-03-2019, 17:59   #345
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Po otwarciu przejścia półelfka walczyła z silnym odruchem wymiotnym, gdyż zdążyła się odzwyczaić od smrodu… przygód. Wyciągnęła zza pazuchy medalion swojej bogini, by być przygotowaną w razie potrzeby poskromienia krwiożerczych zapędów nieumarłych istot. Na wszelki wypadek sięgnęła również po flakon wody święconej, bo dobrze pamiętała iż sztuka odpędzania umarlaków, nie do końca była jej domeną. Zaraz jednak poczuła dłoń myśliwego na swojej, która powstrzymywała ją przed tym ruchem. Myśliwy jak i ona, zareagował szybko na otwarte bez ostrzeżenia sekretne drzwi. Dobył broni i znalazł się blisko niej. Ale gdy ich spojrzenia się zetknęły, skinął znacząco w kierunku elfa. Jeśli były tu jakieś nieumarłe istoty, albo trupojady to raczej im należało współczuć z racji tego co je spotka. I szkoda było marnować wobec tego cennych dewocjonaliów.

Marduk czekał w gotowości z Talonem w dłoni. Wcześniej odłożył plecak by nie zawadzał mu w walce; teraz położył pięść na medalionie by w razie potrzeby móc szybko przywołać łaskę Ojca Elfów. Zastanawiał się czy trafi się dziś szansa na zadawanie śmierci w imię Stworzyciela. Zaraz jednak przypomniał sobie o tym, czego się ostatnio nauczył.

Jeśli nie dzisiaj, to na pewno wkrótce. Czerwona nienawiść wypełzła z głębi jego umysłu i warknęła, wprawiając go w żądzę zabijania. Delimbiyra siłą woli trzymał ją pod kontrolą, do momentu gdy będzie jej potrzebował.
- Kto pierwszy na zwiad? - zapytał półgłosem. Odrobinę zaskoczony tym pytaniem Joris, schylił się i wrzucił w ciemności kawałek gruzu. Nie usłyszawszy zaś odzewu ruszył powoli do przodu. Tori nie zamierzała pozostawać w tyle i kroczyła tuż za nim, podzwaniając swoją zbroją przy każdym kroku.
- Jam tuż za tobą, nadobna Torikho - wymamrotał Delimbiyra na ten widok.

Niziołek przejęty tym, że Tori sięgnęła po wodę święconą, złapał za kilka odłamków gruzu leżących to tu, to tam. Może nie była to najlepsza broń na nieumarłych, ale raz, że szkielety łatwo się rozpadały, a dwa, że… kamyki, gdy tylko Stimy przybliżył je do ust pod wpływem sprawnych ruchów palców i niezrozumiałych dźwięków przybrały na chwilę jasną poświatę, która zanikła tak szybko, jak się pojawiła. Stimy ostrożnie spojrzał przed siebie. Czas jakiś obserwował reakcje towarzyszy na to co mogli ujrzeć w otwartym przejściu.

Niedługi tunel naszpikowany był pułapkami; na szczęście rozbrojonymi przez kogoś… lub na kimś. Na wystających ze ściany szpikulcach Joris dostrzegł płaty zakrzepłej krwi - starej, lecz nie wiekowej. W innym miejscu widać było osmolony ślad na ścianie. W świetle puklerza dostrzegł dalej sporą komnatę. Nie słyszał by cokolwiek się w niej ruszało.

Powoli, pokolei weszli w niebezpieczną czeluść. Gdy spowita ostrymi zębami pułapek gardziel pochłonęła każdego usłyszeli odgłos tarcia kamienia o kamień. Hałas rozległ się za ich plecami. Otwarta przez Trzewiczka ściana zaczęła się zasuwać. Stimy jako, że miał najbliżej jednym susem wrócił się do poprzedniej komnaty.
Marduk warknął i wyrwał kukri zza pasa, wbił nóż w szczelinę między kamiennymi płytami, narażając mechanizm zamykający na zatarcie i zablokowanie.
- Dajcie jeszcze jedną klingę! - syknął. Cienka klinga zgrzytnęła o kamień i wydała jękliwy dźwięk, gdy ułamał się czubek.

Stimy uruchomił ponownie otwarcie drzwi. Rozległ się przeciągły zgrzyt gdy ukryty gdzieś w podłodze mechanizm wyhamował i zaczął pracować w przeciwnym kierunku. Po chwili ruchoma ściana znów zniknęła w podłodze. Niziołek obejrzał “framugę”, ale prócz rowków nie zauważył nic ciekawego. Napęd zapewne był w podłodze, a drzwi zamykały się po jakimś czasie lub gdy naciśnięto dźwignię (lub pułapkę) po przeciwnej stronie. W końcu mało kto robił jednokierunkowe tajne przejścia. Wszyscy wrócili do bezpiecznego korytarza, a po minucie czy dwóch ściana samoczynnie zaczęła się zasuwać. Wyglądało na to, że dopóki nie odkryją jak uruchomić mechanizm po przeciwnej stronie ktoś będzie musiał zostać w korytarzu w roli odźwiernego. Co prawda Joris zasugerował zablokowanie dziadostwa jakimś kamieniem, lecz istniało ryzyko, że antyczny mechanizm trzaśnie w niewłaściwym momencie i nie wyjdą z tamtąd wcale. A przynajmniej nie bez pomocy Turmaliny.

- Spójrzcie tutaj - po tym jak Marduk schował uszkodzoną broń do pochwy poświęcił czas na obejrzenie otoczenia i coś przykuło jego uwagę. Wskazał na zadrapania i rysy na ścianie, na wrotach również, jakby ktoś próbował wydostać się na zewnątrz. Bynajmniej nie antyczne zadrapania.
- Mości Trzewiczku, proponuję żebyś został tutaj i pilnował by wejście pozostało otwarte. Na wszelki wypadek przygotujmy jednak coś co zablokuje drzwi i pozwoli nam wszystkim w razie potrzeby wycofać się.
- Moglibyśmy spróbować ten cokół z kamienną misą tu przysunąć i zablokować nim przejście…
- odparł Joris przypatrując się znalezisku elfa. Śladów tych nie mogło zostawić żadne zwierzę. Była to istota rozumna. Na tyle w każdym razie, że wiedziała, że znalazła się w śmiertelnym potrzasku - …biedak.
Pokręcił głową i powiódł spojrzeniem za niziołkiem. Niepozorny człowieczek był iście kuźnią talentów. Nawet Ruda to zauważyła bardzo nim zainteresowana, doskakując i odskakując od niego przez co nie ułatwiała mu zadania rozbrojenia mechanizmu drzwi.

Schowawszy wodę w sakiewkę, półelfka odpaliła jedną pochodnię, by mieć własne źródło światła. Nie znała się na mechanizmach a tym bardziej pułapkach, więc jedynie kręciła się po korytarzu, starając się odkryć dokąd prowadzi. Niestety sala na końcu tonęła w mroku. Nie było wątpliwości, że to stamtąd dochodził trupi smród. Odgłosy zaś jakie dochodziły z sali gdzie Trzewik szukał sposobu na zablokowanie przejścia jasno wskazywały na to, że albo zajmą się rozbiórką ściany, albo odpuszczą ten plan.
Joris tymczasem stanął obok kapłanki i westchnąwszy nie omieszkał pozwolić dłoniom na krótki kontakt z jej talią osłanianą niestety zimną kolczugą.
- Za ciężki ten cokół… a z tym całym gruzem w sali to na dwoje babka wróżyła. Lepiej będzie jak ktoś zostanie przy wajsze. Ale raczej nie Stimy. Tu aż się roi od pułapek, które tylko on wypatrzy. Wcześniej sam się napatoczyłem na kilka takich co mnie iskrami pokopały. A tu… kolce… ognie i orcy wiedzą co jeszcze... Ja zostanę. A Ty i Marduk pilnujcie go co by… - pchało się na usta “niczego frant nie zwędził”, ale poczciwe serducho myśliwego polubiło tego gamonia - jakie złe go nie dopadło.
- Ja mogę zostać… wolałabym, byś nie został bez opieki kapłana… jeśli się coś złego stanie… poradzę sobie. - Półelfka nie miała żadnych mikstur, które mogłaby zostawić ukochanemu.
- Sam będę tu bezpieczniejszy niż cała wasza trójka w tamtym korytarzu - zaśmiał się Joris. Jej troska spłynęła na niego przyjemnym ciepełkiem. Przytulił ją i pocałował - Nic mi tu nie będzie Rika. I Tobie też ma nic nie być, jasne?
Dla podkreślenia wagi słów zrobił groźną minę.
- Jasne… - Dziewczyna uśmiechnęła się blado.
- Lepiej pójdę za tobą by wykrywać magiczne emanacje - zaproponował Marduk.

Trzewiczek poinstruował tropiciela jak obsługiwać mechanizm i reszta ruszyła tajemnym przejściem, omijając pułapki. Według niziołka wszystkie były już nieaktywne, ale i tak można było podrapać się o zardzewiałe kolce, a te magiczne… kto wie ile miały ładunków? Marduk czuł, że glify są jeszcze aktywne.

Po krótkim czasie ostrożnie weszli do komnaty na końcu. W zasadzie były dwie; główna i druga boczna, zabezpieczona dodatkowo kratą (teraz otwartą). Obie wyglądały na mieszkalne: łóżko, stół, kufer, kominek i kilka półek. Żadne tam laboratorium czarodzieja czy smoczy skarbiec. Jednak uwagę awanturników przyciągnął pokrwawiony trup siedzący w rogu między łóżkiem a ścianą. Sądząc z pozycji raczej nie umarł z głodu, lecz lepiej mogłaby ocenić to Torikha. Ciało nie poruszyło się gdy poszukiwacze weszli do sali; z dużą dozą pewności można było stwierdzić, że nie animuje go żadna magia.

Marduk powoli, omiatając otoczenie i zwłoki mistycznym wzrokiem, podszedł do nich by oszacować do jakiej rasy należał zmarły i skąd wzięła się krew. Po ubraniu widać było, że zmarły - ciemnowłosy ludzki chłopak - krwawił z licznych ran na ciele, choć kapłan nie umiał stwierdzić czy któraś była śmiertelna, czy zmarł z upływu krwi. Fakt, że w lochu było chłodno i sucho utrudniał też oszacowanie czasu zgonu. Mógł zemrzeć dekadzień temu, mógł minąć i miesiąc.
- Stimi są tu jakieś aktywne pułapki? - Melune miała dziwne przeświadczenie, że w tych lochach jest coś bardzo nie w porządku.

Niziołek stał w pomieszczeniu trzymając palcami nos tuż pod nasadą, próbując jakkolwiek ratować się od smrodu, który wzbierał u niego odruch wymiotny.
- Widzę tyle co i wy. - odparł nosowo i krótko, oszczędzając oddech.

Tori rozejrzawszy się uważnie po sali, podeszła do Marduka i pochyliła się nad ciałem. - Joris widział ślady istot prowadzące do tego miejsca… może warto się spytać do ilu osób należały oraz… sprawdzić czy ktoś stąd nie wychodził ostatnio? - spytała kapłana, kucając z chrzęstem przed trupem, by dokładniej obejrzeć jego gałki oczne i ocenić czas zgonu. Niestety była po tym niewiele mądrzejsza niż przed. Zmarł mniej niż miesiąc temu, to wszystko co mogła powiedzieć. Z obrzydzeniem otrzepała dłonie z trupiej mazi.
- Dobry pomysł - stwierdził Marduk. Wyprostował się i rozejrzał, bębniąc palcami po udzie. - Coś mi się tu nie dodaje, Torikho - niechętnie przyznał, niechętnie, bowiem nie miał pomysłu co wywoływało ten dyskomfort, i nie chodziło tu o nie trzymające zwieracze trupa. Raptem dwa pomieszczenia, bardziej sypialnie niż pomieszczenia użytkowe, daleko na odludziu? Jeśli ktoś potrzebował takiego odosobnienia, to z naprawdę dobrego powodu, a Delimbiyra go nie dostrzegał. Sprawdził kominek, zatkany, jak się okazało, jakby został zasypany gdy zawaliła się góra. Wyciągnął z pochwy uszkodzone kukri i podszedł do kufra, a świadom mnogości pułapek stanął z boku mebla i obejrzał go raz jeszcze mistycznym wzrokiem, a dopiero potem wyciągnął rękę by ostrzem broni spróbować unieść wieko.
Ku jego rozczarowaniu mebel okazał się otwarty i pusty w środku; to znaczy były tam stare ubrania i przedmioty użytkowe zapewniające komfort mieszkajacej tu osobie, ale bałagan i starty miejscami kurz świadczył o tym, że ktoś go dokładnie przegrzebał. Niestety nie trup, bo ten nie posiadał przy sobie żadnego bagażu. Tymczasem Stimy szybko odkrył przycisk otwierający od wewnątrz tajemne przejście. Znalazł też leżący na posadzce czystą kartę pergaminu. Zawiniete brzegi świadczyły o tym, że jeszcze niedawno spoczywała ona w jakimś tubusie.

Stimy przybrał możliwie nietypową pozycję, by w razie pomyłki pułapka chybiła celu i wcisnął i ten przycisk. Kiedy nic się nie stało, a drzwi zaczęły się otwierać złapał za pergamin. Wypadł z pomieszczenia, gdy tylko jego małe ciałko mogło pokonać ruchomy blok i wziął dwa głębokie oddechy.
- Ktoś skorzystał tu z zaklęcia. - powiedział do zaskoczonego Jorisa - ciekawe jakiego. Nie zakrwawiony, więc pewnie żaden z nich. - wskazał za siebie. - Ktoś zamożny, pergamin tani nie jest. - Zadowolony z siebie Stimy schował zawiniątko do swojej torby i zadumał się nad tym, jakiego zaklęcia mógł ktoś tu użyć.
- Jorisie, masz jeszcze moje niedziałające zwoje?

- A Marduk i Ri… ? -
Joris iście wyglądał na zdumionego. Choć raczej nie tym, że Trzewik znalazł drugi przycisk, a tym, że sapie i jest sam - Co? A mam. Pewno, że mam. Ale wiesz… no nie działały gdym ich użyć chciał. Albom źle odczytywał, albo… no sam nie wiem… sparciały, czy jak?
Co rzekłszy zaczął szukać ich w przepastnej sakwie mrucząc pod nosem, że nie idzie nic w tych torbach znaleźć. Po chwili przekazał zwoje niziołkowi.
Niziołek szybko przechwycił wszystkie zwoje i rozwijając po kolei każdy z nich, odkładał na bok, aż odnalazł ten którego szukał… oczywiście był to ten ostatni.
Myśliwy w tym czasie ruszył do reszty towarzyszy. Tanecznym krokiem pokonawszy najeżony włączonymi pułapkami korytarz, znalazł w końcu Rikę i Marduka. Pierwsze, a jakże badało trupa. Drugie a jakże badało kufer. Gęba myśliwego na widok obojga sama wykrzywiła się w uśmiechu.
- Będzie żył? - zapytał pojawiwszy się przy Rice, która obejrzała się z zaskoczeniem za siebie.
- Nie… nie tym razem - odparła żartem.

- Sparciałe wykrycie zła, sparciałe wykrycie zła, sparciałe czytanie ze zrozumieniem… o! Jest! Sparciałe wykrycie ukrytych przejść! - Stimy nie czekając na pozwolenie ruszył za Jorisem i wymruczał zapisane słowa zaklęcia. Musiało zadziałać, bo Trzewiczek zamrugał, jakby coś mu wpadło do oka. Wróciwszy do reszty, bez pośpiechu omiótł wzrokiem duży pokój, w którym znalazł wcześniej pusty zwój, lecz niczego tam nie było.

Choć Trzewiczek miał w pamięci, że pomieszczenia te są obłożone pułapkami, dziarsko ruszył do drugiego pomieszczenia. Bo w sumie po co zakładać pułapki w swojej sypialni?

- Tutaj! - radosny pisk Trzewiczka dobiegł ich z drugiego pokoju.
Cała trójka już po chwili była koło niego, a raczej obok jego zadka wystającego spod łóżka.

Słysząc pobrzękiwanie zbroi Toriki, Stimy ukazał im swą uradowaną niczym księżyc w pełni twarz.
- Tu jest klapa! Szybko! Przesuńmy łóżko! - Stimy czym prędzej wygramolił się spod siennika.
Joris i owszem był mile zaskoczony poczynionym odkryciem. Ale coś mu tu nie pasowało.
- Czekaj Stimy… A to nie jakaś pułapka? Przez przejście przeszedł Orlin i jego ten no tamten, co to na pułapkach poległ. Ale ciała Orlina nie ma... a inszych wyjść nie ma… Ale że niby uciekł tędy i zasunął za sobą łóżko i klapę?
- To przejście, nie pułapka, zaklęcie mi je pokazało… Nnnoooo! Pośpieszcie się! - Stimy złapał za jedno naroże mebla i spróbował samemu je przesunąć.
Joris zmarszczył brwi. Nadal miał wrażenie, że coś im tu umyka… Ale ostatecznie nie było co ukrywać. Też go ciekawiło co skrywała klapa. Zaparł się i pomógł pchnąć mebel. Klapa ukazała dziurę z marnie wyglądającą drabiną, z której ziało stęchlizną i chłodem.

Delimbiyra przekazał niecierpliwemu niziołkowi pochodnię - niemagiczną - której płomień zamierzał wykorzystać przy szukaniu ukrytych drzwi czy innych otworów. Pokiwał głową; chyba to właśnie był ten brakujący element, którego mu brakowało.
- Dobra robota, mości Stimy - pochwalił nizioła. Czekał ze spokojem na otwarcie klapy, ustawiony tak by wejście do komnaty cały czas mieć na oku. Wieczną pochodnię trzymał w pogotowiu, by poświecić do środka przejścia.

Cała trójka zgodnie stwierdziła, że pośpiechu w ściganiu półelfa, nie ma. O ile istotnie przez tą klapę ruszył dalej. Joris też wyjaśnił wszystkie niejasności jakie pojawiły się w głowach Riki i Marduka dotyczące poszukiwanego i tego, że jedyne potwierdzenie jakie miał na to, że ścigali Orlina to informacje z karczmy traperów, że półelf z blizną i dziwnym nerwowym kompanionem ruszyli w kierunku tych ruin. Zwłoki w pokoju obok potwierdzały, że ktoś tu faktycznie zajrzał. Ale ile ich było i czy nie był sam? Raczej sam ze sztyletem i bochenkiem chleba nie wybierałby się w góry. Ale wariatów nie brakowało… I tego ostatniego zdania była szczególnie Ruda patrząc na to jak przetrząsają tę norę.

Dalsze przetrząsanie ujawniło tylko komplet odzieży niewieściej i dziecięcej, oraz błyskotkę i dwie księgi. Jedną z pewnością możnaby spieniężyć. Druga na pierwszy rzut oka była znacznie mniej warta.
- Gdyby nie ta klapa, to rzekłbym, że to więzienie dla jakiegoś specjalnego więźnia. Ale sobie dumam, że skoro klapa tu jest, a pokoje są jakby no… dla pary z dzieckiem jakby… to strzelam, że to jacyś ważni wygnańcy byli co się tu ukrywali. I przygotowani byli na dalszą ucieczkę…
Tak sobie głośno gdybając otworzył ostrożnie księgę rachunkową na ostatniej zapisanej stronie.

Półelfka rozglądając się, czy nikt jej nie obserwuje… przebierała w damskich ubraniach, z nadzieją znalezienia czegoś ładnego i dziewczęcego. Joris jeszcze nigdy nie widział jej w spódnicy czy sukience, ponieważ podczas dalekich podróży lepiej sprawdzały się spodnie - więc tych miała sporo. Znalazła trzy proste, ciepłe, elegancko haftowane suknie, tyleż koszul, nałęczkę, pięc par wełnianych pończoch i tyleż pantalonów w sam raz pod owe kiecki. Dzieciecych ubrań była podobna ilość, choć nie wskazywały na płeć potomka.
Rumieniąc się nieznacznie i płosząc przy każdym głośniejszym dźwięku, próbowała wybrać coś dla siebie, myśląc o tym jak jej ukochany zareaguje na jej widok. Wprawdzie miała ważniejsze rzeczy do roboty, jak choćby zejście do dziury i sprawdzenie co się w niej kryło, no ale… serce nie sługa, a mężczyźni i tak nie pchali się do przeszukiwań.
- A może tu stróżowali i pilnowali tego co jest na dole? Może to miejsce to jakiś taktyczny punkt kontrolny dla eee… wojsk Neverwinter? - Dołączyła do rozmyślań Tori.

Tymczasem Joris czytał… Na pierwszej stronie księgi był jakiś herb. Nie Bowgentla. I nie Tressendardów. Udziwiniony jak wszystkie te arystokratyczne bohomazy. Na ostatnie zwykłe informacje o zakupach żywności i wypłatach żołdu. Jeśli by chcieć z tej księgi coś więcej wyczytać to trzeba by poświęcić znacznie więcej czasu…
- A zatem trzeba nam zejść na dół by się przekonać - odparł z zadowoleniem Simiemu, zamykając księgę i pakując ją do sakwy - Tylko tego nieboraka byśmy… Na łóżko go wciągnę i jakim płótnem obłożę… Nie godzi się tak człeka jak goblińskiego truchła ostawiać na ziemi…
Co rzekłszy po raz ostatni podszedł do nieszczęśnika, który miast przygód znalazł tu swój mały grobowiec i uchwyciwszy z wyczuciem za kaftan zaciągnął na odsunięte łóżko. Chwilę później zwłoki okrył płócienny całun. Jeśli bogowie będą łaskawi to na zawsze.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 17-03-2019, 19:14   #346
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Ziejąca stęchlizną jama niewiele chciała ujawnić. Zrzucenie w dół starego kubka dało znać głuchym stukiem, że dno jest niedaleko. Ale sama drabina gdy się Joris na niej oparł zatrzeszczała od naprężających się przegnitych desek i sparciałych niczym trzewikowe zwoje sznurów. Myśliwy niewiele myśląc przywiązał jeden z końców liny do kraty, a drugim się obwiązawszy zaczął zsuwać się w głąb. Zdziwiony dostrzegł w dole słabe migoczące światło. Po chwili rozpoznał, że na dole był już krzątający się po pomieszczeniu Trzewiczek. Musiał tam zejść niepostrzeżenie, kiedy siłowali się z rozkładającym ciałem i przeglądali pomieszczenie. Stimiemu w przeciwieństwie do reszty śpieszno było do dalszej eksploracji, by skorzystać jeszcze z aktywnego zaklęcia.

- Droga wolna! - powiedział po krótkiej chwili do reszty z dołu - Tylko powoli i dokładnie się obwiążcie. Nie tak jak wtedy w kopalni!
- Chcesz pochodnię? - zapytał Marduk, ale tropiciel stuknął w swą jaśniejącą tarczkę. Słoneczny elf wzruszył ramionami. - Podobno światła nigdy za dużo.

Przygotował się do zejścia w ślad za myśliwym. Czuł jak żądza zabijania narasta, targa się niczym na łańcuchu, rozdrażniona czasem który upłynął od ostatniego zaspokojenia. Potrzebował… obojętnie czego - pomiotu Jednookiego, plugawego wynaturzenia, nieumarłego, czegokolwiek innego - by znów udowodnić Ojcu swe oddanie.
Selunitka rozebrała się z napierśnika i nagolenników, by zmniejszyć ryzyko podczas schodzenia. Zeszła na samym końcu, modląc się w duchu, by się o nic nie potknąć i nie spaść. Na szczęście na to nie było wiele miejsca, choć ostatni szczebel pękł, nie wytrzymując ciężaru kolejnego śmiałka.


Tunel był dość wąski, topornie wykonany i biegł dość stromo w dół. Stimy nie potrzebował Jorisa by poznać, że od wieków nikt tu nie zaglądał, nawet pająki. Gruba warstwa kurzu pokrywała podłogę z prowizorycznie wygładzonej skały. Ku rozczarownaiu niziołka nie było tu już żadnych przejść, ot zwykły tunel prowadzący w głąb góry, którym można było iść jedynie gęsiego, ale za to łatwo dało się bronić tyłów.
Z podniecionym niziołkiem na przedzie w roli wykrywacza pułapek ruszyli w dół. Droga była dość długa i kręta, zapewne budowniczy omijali co twardsze pokłady skał. W końcu wyszli do szerokiego, głównego korytarza, który wydał się Jorisowi dość znajomy; pewność zyskał jednak gdy znalazł ślady swoje i traperów. Ta droga prowadziła do jeziora. Trzewiczek znalazł za to ostatni z mechanizmów, który miał zablokować przejście i zapewne opóźnić ewentualną pogoń.

- Pod ziemię się zapadł… - mruknął Joris przyglądając się własnym śladom zostawionym tu ponad tydzień temu - Bo tędy napewno nie uciekł… Chyba, że go która z pułapek… znikła bez śladu. To możliwe Stimy? Albo że sam się jaką magią zniknął?
To w zasadzie było głupie pytanie. Stimy sam przecież to potrafił, co już udowodnił w Thundertree… No ale ponoć nie ma głupich pytań, a kto pyta nie błądzi.
- Tak czy owak tę drogę to ja znam. Tam - wskazał kierunek pnący się nieco w górę - wrócimy do ruin strażnicy. Po drodze zaś jest kilka odnóg jaskiniowych, których nie sprawdziłem i jeszcze jedne zabezpieczone pułapką drzwi. Pokopały mnie wtedy i zostawiłem je w cholerę. A tam… - tym razem wskazał kierunek przeciwny, z którego wyraźnie ciągnęło chłodem i wilgocią - Tam jest jezioro. Z tymi drzwiami bym się pierwej rozprawił i odnogi pobieżnie sprawdził. Potem byśmy zeszli nad jezioro, odpoczęli nieco i postanowili, czy płyniemy w dół, czy plażujemy, czy łowimy jaszczury, czy co innego...
Co rzekłszy objął swojego szpiczastouchego zmarźlucha i przytulił dla rozgrzania.
- Sprawdziłbym te odnogi, by mieć pewność, że w najmniej oczekiwanym momencie nic z nich nie wylezie - zaproponowała Tori, rumieniąc się nieznacznie.

- Jorisie, sprawdźmy to - Delimbiyra rzucił okiem na migdalącą się parkę po czym wycedził - Kto wie co tam siedzi…

Najemnicy weszli w najbliższą odnogę; szli, i szli, i szli… aż do znudzenia. Prócz sporych pająków i jakichś ślepych robali nie spotkali niczego ciekawego, ale tunel wydawał ciągnąć się w nieskończoność; przynajmniej dla nieobytych z podziemiami awanturników. W klaustrofobicznych ciemnościach łatwo było stracić poczucie czasu i odległości. Podobnie było w pozostałych miejscach - w odległości dwustu czy trzystu kroków, na którą zapuszczał się Jois nie było nic ciekawego.

- Nie znalazłem, żadnych śladów w żadnej z odnóg. Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nich korzystał - widać było, że był tym faktem nieco zniesmaczony. Trudno się dziwić. Całe to sprawdzanie trwało już dość długo i zmęczenie i znużenie udzielało się wszystkim. Ponadto od konieczności ciągłego schylania się i uważania na głowę, myśliwego już solidnie łupało w plecach - Chodźmy do zamkniętych drzwi.
Delimbiyra skinął głową.
- Jak najbardziej. Tym niemniej, pamiętajmy że tyły nie są zabezpieczone i pilnujmy i tego kierunku - dodał i ruszył za Jorisem.
- Będę szła na końcu - zaproponowała kapłanka. Jako półelfka widziała w półmroku nieco lepiej od człowieka, więc można ująć, że nadawała się na zabezpieczenie towarzyszy. A… i na pierwszy ogień w walce nie bała się iść.


Joris poprowadził kompanów przez głowny tunel do najniższego poziomu strażnicy - tam, gdzie spalił zapułapkowane drzwi, o czym śwladczył lekki swąd nadal unoszący się w powietrzu. Widać nie przeszkadzał on nietoperzom, które wróciły do miejsca swego zimowania. Myśliwy wskazał Stimiemy drugie drzwi, których nie miał okazji sprawdzić, uprzedzając o ewentualnych niespodziankach. Niziołek raźno zabrał się do roboty. Szybko znalazł prostą pułapkę - kolec z trucizną przy klamce.

Marduk czekał cierpliwie na otwarcie drzwi. Z arystokratyczną wyniosłością ignorował smród, brud i ciemność, lalkowatą twarz miał obojętną, jakby wyzbył się jakichkolwiek emocji. Tylko raz po raz zaciskające się niecierpliwie na rękojeści Czerwonego Szponu palce zdradzały że nie może doczekać się tego co los postawi mu na drodze.

Stimy rozbroił igłę, zadowolony obejrzał jeszcze drzwi i sięgnął do klamki. Sekundę później wszystkich oślepił blask elektrycznego wyłądowania, który powalił niziołka na ziemię. Torikha momentalnie doskoczyła do Trzewiczka, który ledwie dychał. Marduk obrócił się błyskawicznie, wypatrując wrogów - nie było mu do końca jasne czy Stimiego poraziła pułapka, czy atak jakiegoś niewidocznego przeciwnika. Gdy półelfka zajmowała się niziołkiem, z ponurą determinacją pełnił straż.

Ciało Trzewiczka po odrzucie, który nastąpił gdy niekontrolowane napięcie mięśni puściło, zwinęło się w kłębek na ziemi. Poskręcany niziołek leżał na boku, kiedy dobiegła doń kapłanka. Gdy przewróciła go na plecy, ujrzała twarz tak niepodobną do Trzewiczkowej, że aż się przelękła. Pozbawiona codziennego błysku inteligencji, o oczach białych jak owoce liczi bez skorupki. Usta powoli i straszliwie poruszały się jak u ryby wyjętej z wody. Jak u jakiejś kreatury na wpół żywej - w pół martwej. Nie reagował na żadne bodźce zewnętrzne.

Melune ściągnęła usta w ciasną linijkę i bez zwłoki skupiła się na modlitwie, jedną ręką dotykając świętego symbolu na swojej szyi, a drugą przesuwając nad udręczonym ciałem Stimiego.
Litościwa bogini natychmiast odpowiedziała na błagalne wezwanie i zesłała Tori moc, która przyniosła kompanowi ulgę i ukoiła jego ból.

- Oż by cię… - stęknął całkiem zaskoczony myśliwy - On… ?
Podbiegł natychmiast za Riką modląc się w myślach by jej inkantację spłynęły na żywe jeszcze ciało. Zaraz jednak spostrzegł, że twarz niziołka przeszywają kolejne grymasy i odetchnął. Nie z takich tarapatów kapłanka już wyciągała potrzebujących. Co nie zmieniało faktu, że te drugie drzwi właśnie wydały na siebie wyrok.
A tak się składało, że Joris miał tym razem ze sobą poza oliwą, siekierę.
- No drzwi… Toście się doigrały.
Dla bezpieczeństwa zamierzał poprosić Tancerkę o ochronę przed tym pierunowaniem i dopiero zabrać się za rąbaninę. I unikać okuć, co by siekiery nie zepsuć.

Cichy jęk i umęczone ruchy Trzewiczka świadczyły o jego przeżyciu. Niziołek leżał na zimnej posadzce jeszcze długo. Skulił się i trwał sparaliżowany wspomnieniem bólu. Bolesny i nędzny był to widok. Choć ból przeminął, ciało wciąż pamiętało torturę, która echem odbijała się w powracającej do rzeczywistości jaźni. Kiedy na chwilę oderwał obśliniony policzek od kamienia i rozejrzał się, wymruczał coś co brzmiało jak: “podwójne zabezpieczenie, jak w studni”. Nie pamiętał później z tego wszystkiego za wiele.

 
Rewik jest offline  
Stary 28-03-2019, 09:02   #347
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Góry Miecza
24 Marpenoth, popołudnie

Wyprawa w podziemia dała dość nieoczekiwany efekt. Patrząc na ledwie żywego Trzewiczka Joris zdał sobie sprawę ile miał szczęścia, że zaklęcia na poprzednich drzwiach były “sparciałe”. Gdyby trzepnęły go tak jak niziołka to nikt by go nie odratował. Zadrżał patrząc na spanikowaną Tori, która doskoczyła do Stimiego kładąc na nim leczące dłonie, i naraz ogarnęła go wściekłość. Czary nie czary, rozprawił się z jednymi drzwiami, to z drugimi też się rozprawi! Odczepił od plecaka zakupioną zawczasu siekierę, splunął w dłonie i ruszył do walki z przebrzydłym drewnianym przeciwnikiem.

Widząc to Marduk odsunął się przezornie. Wyprawa do podziemi nie do końca przebiegała tak jak sobie tego życzył. Ruiny strażnicy, twierdzy czy co tutaj się znajdowało były najwyraźniej opuszczone od wieków. Nie licząc znalezionego trupa. Kim był? Poszukiwaczem skarbów? Ostatnim mieszkańcem? Porzuconym kompanem półelfa z blizną? To ostatnie mógłby zweryfikować Shavri. Gdyby żył. Wiek pasował do opisu, ale to wszystko. Cóż, złotego elfa niezbyt obchodziła sprawa skradzionego lustra banshee, bo i niewiele o niej wiedział. Bardziej obchodziła go sama banshee, kolejna poczwara do usunięcia z tego świata - w imię Ojca Elfów, rzecz jasna.
Westchnął. Świeżbiły go ręce, a potworów ani widu, ani słychu, bo po co drapieżnik miałby tu przychodzić? Chyba najwyżej po to, żeby się w spokoju wyspać. Co prawda Joris wspominał o agresywnym jaszczuroludziu nad jeziorem, ale raz, że jeszcze tam nie dotarli, a dwa - walka w lodowatej wodzie niekoniecznie odpowiadała preferencjom elfiego kapłana. Choć jak to ludzie powiadają: na bezrybiu i rak ryba…
- Czekaj - powstrzymał Jorisa, który już zamachnął się siekierą. - Najpierw spróbujmy równie tradycyjnie - z klamką i liną…

Niestety sposób ten na nic się zdał, widać drzwi były zamknięte na klucz lub zaryglowane od wewnątrz. Pozostała rąbanina. Może hałas zwabi nieproszonych-proszonych gości?

Echo uderzeń metalu o kamień na dobre ocuciło Trzewiczka, który pod troskliwą magiczną opieką półelfki co prawda wrócił do pełni zdrowia, ale jakoś nie miał ochoty otwierać oczu. Nadal czuł przechodzące po skórze mrowienie. Pomyślał, że gdyby nie zostawił Małgąski w bezpiecznym miejscu to teraz mieli by na kolację pieczyste. Wzdrygnął się. Niby Joris wspominał o jakichś pułapkach, ale w jego opowieści nie brzmiało to tak niebezpiecznie. Postanowił więc poleżeć i poczekać co będzie dalej.

Po dłuższym czasie spocony i zmachany Joris otarł pot z czoła i odrzucił siekierę na rzecz bukłaka z wodą. Opróżniwszy go rzucił go również i spojrzał na zwisające smętnie z zawiasów drewniane resztki. Przyświecił tarczą. W głębi czernił się tunel, podobny do tego którym tu przyszli. W kurzu nie było żadnych śladów, a światło załamywało się na łuku zakrętu. Szykowała się kolejna wędrówka.

 
Sayane jest offline  
Stary 02-04-2019, 09:07   #348
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Góry Miecza, podziemia
24 Marpenoth, popołudnie

Gdy Stimy doszedł do siebie, a Tori upewniła się, że niziołek jest w stanie maszerować Joris zarządził wymarsz. Przez chwilę trwało zamieszanie, gdyż mężczyźni oczekiwali, że Trzewiczek ponownie ruszy pierwszy jako “czujka”, na co ten wcale nie miał już ochoty. W końcu półelfka zdecydowanym tonem oświadczyła, że w takim razie ona pójdzie pierwsza jako eskorta dla małego czaromiota. Artificer z entuzjazmem pokiwał głową i uczepił się nogi kapłanki jak ostatniej deski ratunku. Myśliwy podrapał się po głowie i wręczył ukochanej swój świecący puklerz zamiast jej tarczy; dawał lepsze światło niż migocząca pochodnia.

Korytarz był podobny do poprzednich, może nieco bardziej surowy. Jorisowi od wejścia wydawało się, że czuje świeższe -a w każdym razie zimniejsze - powietrze, co dawało nadzieję, że dokądś wreszcie dojdą. Nie był to powiew, ani przeciąg; ot powietrze inne od zatęchłego aromatu tutejszych lochów, zwiastujące kolejne rozwidlenia, jaskinie czy kawerny. Trzewiczek czujnie zerkał zza nogi selunitki, ale żadnej pułapki nie wypatrzył. Nie było tu też - jak w poprzednim tunelu - śladów bytności człowieka czy innych stworzeń.

Przeszli sto, może dwieście kroków. Nie doszli nawet do zakrętu, gdy Torikha i Stimy dosłownie zniknęli Jorisowi i Mardukowi z oczu. Mężczyźni usłyszeli tylko krótki krzyk i odgłos ciał uderzających o skały.

 
Sayane jest offline  
Stary 05-04-2019, 11:34   #349
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
W jednej chwili Torikha szła z duszą, a właściwie jorisowym puklerzem, na ramieniu, a w drugiej… JEB! Przydzwoniła całym ciałem o kamienistą podłogę kilkanaście metrów pod sobą. Jej wspaniała zbroja półpłytowa, grawerowana w osty, zadzwoniła niczym kościelny dzwon na pogrzeb. Tylko czyj? Bo ona jeszcze dychała.
- S-Stimi! - Półelfka pisnęła w oszołomieniu, gdy dotarł do jej uszu świszczący oddech niziołka. Mężczyzna był w wielkim bólu - znowu. - Stimi… nie… rusz-aj ę… - wystękała w przypływie adrenaliny, a w zasadzie matczynej troski do niziutkiego towarzysza, który wprawdzie był dorosły i mądrzejszy od niej… ale taki drobniutki i w ogóle jak ludzki chłopiec.
Kapłanka zaczęła kolebać się na boki, niczym żółw wywrócony na plecy, po czym z trudem przekręciła się do rzężącego Trzewiczka, zmawiając cichą modlitwę. Nie wiedziała gdzie i jak był ranny, podejrzewała, że był w wielu miejscach połamany i uzdrawiająca łaska na wiele mogłaby się nie przydać, ale być może, jeśli wystąpił jakiś krwotok wewnętrzny to go zahamuje. Później rozejrzała się po miejscu w którym się znaleźli, obawiając się jakiegoś zwierza, które tylko czai się na ich miękkie ciałka.

Po szybkich oględzinach Melune nie dostrzegła niczego niepokojącego, więc pomodliła się do Świetlistej Panienki, by uleczyć swoje obrażenia. Następnie chwyciła za świecący puklerz i spróbowała znaleźć sposób na wydostanie się z pułapki.

Przy wtórze stęknięć, Trzewiczek wgramolił się na nogi. Obie, bo miał jeszcze dwie i to takie co się zginały w odpowiednich kierunkach i miejscach, a to dzięki magii Torikhi, bo jeszcze niedawno mógł podziwiać nowe możliwości kolana lewego i kompletny brak kompetencji kolana prawego. Ta podróż to był jakiś koszmar. Gdyby nie strach przed nieznanym mieszkańcem tego miejsca, pewnie rozejrzałby się, czy któraś z kostek leżących wszędzie wokół nie należy do niego, a tak... postanowił po prostu wiać. Szczęściem miał małe cudo na takie wypadki. Idealne gdyby kiedyś wpadł do dziury pełnej kości i nie miał jak się stamtąd wyrwać. Kiedy kapłanka zajmowała się swoją krzywą stopą, Stimy odszukał magiczny zwój oraz linę.

Dziewczyna rozbujała swoje ciało i spróbowała się podnieść, stękając przy każdym ruchu z bólu, aż strach było zdejmować zbroję, bo zapewne całe jej ciało aktualnie było teraz jednym wielkim krwiakiem.
Wstała, dysząc przy tym z wysiłku, bo choć rany miała niewielkie, to honor jej nie pozwalał roztkliwiać się nad sobą, kiedy niziołek już zaczął coś kombinować. Przyświeciła mu tarczą, zadzierając głowę do góry, gdy usłyszała jak ktoś lub coś spełzało po ścianie.
- Eeee… NIC NAM NIE JEEEST! - zawołała do kompanów, bardziej zwracając się do swojego ukochanego niż blondwłosego mruka.
- Stimi… powiedz mi, że masz plan jak się stąd wydostać, który nie wymaga umiejętności wspinaczki… - ozwała się cicho do towarzysza niedoli, zezując na jego tajemniczy zwój.

Niziołek nerwowo przyłożył wskazujący palec do ust w geście nakazującym zachowanie ciszy i wsłuchiwał się w coś co początkowo słyszał chyba tylko on. Ruch na górze i ruch... na dole. Za wieloma czaszkami, za wieloma piszczelami, coś w tych wszystkich kościach się ruszało.
- Ciiiszsz... tam coś jest. - niziołek wskazał kierunek z którego słyszał ruch. W pośpiechu pogmerał jeszcze w poszukiwaniu jakiejś mikstury.
- Nie wiem co to, ale wypij jakby było bardzo źle. Opuszczę linę i cię wyciągniemy jak będę u góry. Zgaś to i siedź cicho. - wręczył kapłance fiolkę, a sam spojrzał na zwój.
- Mawyłp uzrteiwop... w nawyd ycąjatal? - Niziołek z lekkim zdziwieniem odczytał słowa zaklęcia i z lekko rozpostartymi ramionami odczekał na efekt. Dopiero po kilku sekundach spostrzegł, że stopy już oderwały się od ziemi a on sam sunie pionowo w górę. Wtedy też dostrzegł robala, podobnego do czerwi drążących czereśnie, tylko ze sto razy większego. Jego obłe ciało płynnie przelewało się po kamieniach i gdyby nie szuranie szczątków nieszcześników, którzy spadli tu wcześnie to najemnicy mogliby go w ogóle nie usłyszeć nim byłoby za późno.

- C.. - Tori czknęła przestraszona na wieść, że coś do nich idzie. Zaczęła nastawiać spiczaste uszka i faktycznie, coś szurało kośćmi, że aż poczuła ciarki na plecach.
I wtedy… niziołek zaczął… odlatywać, zostawiając ją samą na dnie, z miksturą wciśniętą w rękę i poleceniem zgaszenia cholernej tarczy, która świeciła się (i świecić miała) tak do usranej śmierci.
Na co jej były te przygody? Na co nadstawiała karku za istoty, które się na nią wypinały gdy tylko działo się nie po ich myśli?
- Pani moja… chyba mam dość - szepnęła cicho, wznosząc modły do Selune. Wyjdzie stąd cała, choćby miała zbudować sobie drabinę z kości lub przegryźć ten przeklęty kamień, a potem… niech się wszyscy idą paść…
Przygotowała broń, zaparła się w miejscu. Skierowała się w kierunku dochodzących odgłosów i… z nieba spadł Marduk.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 11-04-2019, 18:42   #350
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Gdy minął pierwszy szok a błyskawicznie wydobyty Czerwony Szpon na powrót zniknął w pochwie, słoneczny elf nie mógł oprzeć się myśli, że imć Trzewiczek ma zadziwiające szczęście do pułapek. Nadobna Torikha wydawała się brać pierwsze lekcje w tej dziedzinie, i można się było tylko zastanawiać na ile jej ciągłe oglądanie się na Jorisa i kapłana przyczyniło się do zakosztowania nowych wrażeń.

Nie... - zreflektował się; najprawdopodobniej oboje mocno ucierpieli i nie czas był na krotochwile. Trzeba ich było ratować.

- Dawaj linę - Marduk cofnął się ostrożnie, wyciągając głowę zza wyginającej się iluzji pustego, prostego przejścia; o krok za nią rozpościerała się dziura w którą wpadła mulatka i niziołek. W blasku jorisowej tarczy widać było zarysy ich ciał. Poruszali się, więc żyli.
- Zostaniesz na górze i będziesz nas asekurował - powiedział pospiesznie do tropiciela, nasłuchując echa modlitw Torikhi i jęków Stimiego, i szykując się do sprawdzenia liną głębokości rozpadliny nim zejdzie w głąb; w ciemności rozjaśnianej migotliwym światłem pochodni odległości mogły być zwodnicze.

Joris natomiast stał nad rozpadliną trzymając się dłońmi za głowę w geście całkiem ogłupiałego człowieka, do którego lada chwila dojdzie, że jego świat zaraz się zawali. W zasadzie to przez ten cały czas było nawet zabawne, że szła z Trzewiczkiem przodem. Taka odrobina szaleństwa na jakie miał ochotę po paru już godzinach nudnego nicniedziania się… No i się wzięło i się akurat teraz zadziało.
- Rika! - zawołał w głąb mroku - Rika, Rika, Rika…
Do niego też dotarł jej głos wzywający łaski księżycowej pani. Odetchnął odrobinę. Ale pomysł Marduka od razu wydał mu się nie do pomyślenia. On miałby tu zostać?
- Chyba... żartujesz - powiedział wyciągając obie liny z przepastnych zakamarków by związać ze sobą ich końce - Ja idę… Ty trzymasz…
- Jestem kapłanem, prędzej i lepiej im pomogę
- warknął Delimbiyra. - Wypatruj niebezpieczeństwa, na wszelki wypadek - dodał łagodniej.
Joris zawahał się, ale najwyraźniej dotarło do niego, że więcej Rice dobrego przyjdzie z pomocy kapłańskiej niż z jego troski.
- Dobra - rzucił elfowi koniec liny patrząc mu prosto w oczy z napięciem, które wyrażało najwyższy pokład zaufania - Idź.

Marduk nie marnował śliny w gębie i ruszył w dół po zboczu. Nie był ekspertem we wspinaczce, ale ściana wyglądała na naturalną i dawała wystarczająco podparcia stopom by nie musiał zwisać na linie jak worek ziemniaków. Mimo to Joris odkrył, że niełątwo jest trzymać linę z rosłym chłopem na końcu, gdy nie ma się o co zaprzeć. Im niżej był Marduk tym bardziej myśliwy czuł jak słabną mu dłonie, a lina wysmykuje mu się spomiędzy palców, drąc rękawice. W końcu nie wytrzymał i puścił sznur. Na szczęście elf był już nisko i zdołał zamortyzować upadek, nabawiając się tylko kilku siniaków.

Kapłan nie miał czasu zastanawiać się czemuż Joris puścił linę; spadając minął lewitującego w górę trzewiczka, a Torikha wyraźnie szykowała się do walki z… wielkim robalem?!

Nogi niziołka lekko uniosły się, a po chwili zaklęcie wywindowało Trzewiczka wyżej na kilka stóp.
~ Ja latam! - pomyślał Trzewiczek. W tym samym momencie obserwował spadającego Marduka, a wiodąc za nim wzrokiem dostrzegł napierającego olbrzymiego wija. Oczy rozszerzyły mu się z przerażenia.
~ Za późno! - uniósł się nieco wyżej, lecz zawisł w bezpiecznej odległości. Odrzucił linę, tak by choć trochę odwrócić uwagę stwora, lecz wciąż trzymał zużyty zwój. Zawirował i wyciągnął z kapelusza jedno z piór.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172