Pomimo wątpliwości zostali w Medvednyj. Nikt nie zawracał im głowy aż do wieczora. Mieli dość czasu, by ustalić plan działań, a nawet wytłumaczyć sobie co to ta kartografia. Gdy słońce zaczynało już zachodzić, zostali zaprowadzeni do długiego, parterowego budynku, bardziej przypominającego ogromny namiot. Dach opierał się na słupach, a wyprawione skóry rozwieszone pomiędzy tymi drewnianymi filarami tworzyły ściany. Po długości budynku stały ławy ustawione w trzech rzędach. Bliżej wejścia siedziały kobiety z dziećmi, a trochę dalej mężczyźni. W środku panował niezwykły hałas – śmiechy, krzyki, pieśni i instrumenty grajków łączyły się w niezrozumiałą kakofonię dźwięków. Za ławami płonęły dwa ogniska, na rożnach obracanych powoli przez Ungołów piekły się prosiaki, w powietrzu unosił się smakowity zapach pieczonego mięsa i dym gryzący lekko w oczy. Za paleniskami, na samym końcu budynku ustawiono na niewysokim podwyższeniu poprzecznie stoły dla ważniejszych person. Właśnie tam zostali zaprowadzeni i usadzeni po prawicy atamana, który ponownie ich przywitał. Bardzo szybko do ich czarek trafił przeźroczysty płyn o ostrym zapachu, a Gornov wzniósł toast.
- Za zdrowie naszych gości i ich pomyślność! – krzyknął, by słyszeli go ci siedzący na podwyższeniu. – Oby Ojciec Niedźwiedź prostował ich ścieżki, konie niosły ich prosto do celu, a ich kobiety jęczały głośniej, niż ich wrogowie!
Zgromadzeni wokół niech buchnęli gromkim śmiechem i podnieśli czarki. Takich toastów powtórzyło się zresztą wiele tego wieczora, a każdy wznoszący starał się przebić sprytem i humorem poprzednika. Yarislav i Rusłan bez namysłu rzucili się na poczęstunek. Kiedy okazało się, że nie je się tu koni i nie pije ich skisłego mleka, bardzo szybko dołączył się do swoich towarzyszy Gnimnyr, który w ten właśnie sposób zaczął powoli rozróżniać pewne drobne, acz istotne różnice w kulturze Dolgan i Ungołów.
Miejscowi siedzący najbliżej zadali kilka grzecznościowych pytań o wiadomości z zachodu. Nikt nie pytał ich o cel podróży. Do czasu.
- A was to gdzie bogowie prowadzą? – Ataman nachylił się w ich stronę, ogryzając wielki kawał mięsa nabity na nóż. – Tutaj rzadko kiedy ktoś zmierza na wschód.