To, że Florence nie zamierzał opuszczać swej kryjówki, było dla Thazara całkiem zrozumiałe. Na jego miejscu też nie spieszyłbym się z ujawnianiem swemu wrogowi miejsca swego pobytu.
A że dla pozostałych było to utrudnienie - to już była całkiem inna sprawa, na którą nic nie można było poradzić.
* * *
Wędrówka przez wyspę, w błocie, wśród deszczu, nie była niczym przyjemnym, ale do mało przyjemnych rzeczy Thazar był już przyzwyczajony. Na dodatek nowy nabytek chronił go przed nadmiarem wilgoci, a torba ważyła mniej, niż by mogła.
No i okazało się, że to wszystko zdało się psu na budę.
Nie pomogły dwa odpoczynki, nie pomogło skorzystanie z zabranych z domu Florence'a zapasów - gdy wreszcie dotarli do celu, Thazar był (delikatnie mówiąc) zmęczony.
-
Mam swoje. - Pokazał Edrikowi swoją manierkę.
-
Według Slaak'Hana jesteśmy na miejscu - powiedział po wypiciu paru łyków. -
Kuchenne wejście do podziemi. Jaszczur mówi, że mamy je przeszukać i mam wrażenie, że on chce od razu wejść do tych lochów. Ja bym jednak wolał odpocząć.